czwartek, 28 lutego 2013

43



   Obserwowałem jak wyraz twarzy Louisa zmienia się z rozbawionego na wręcz zszokowany... Stał w otwartych drzwiach własnej sypialni z szeroko otwartymi ustami i wpatrywał się z niedowierzaniem w coś, co się w niej rozgrywało. Kate chyba wyczuła, że coś jest nie tak, bo zwróciła twarz w jego stronę niemo pytając, co się dzieje. Podszedłem bliżej i powoli wyjrzałem zza ramienia przyjaciela.
   - O matko – wyszeptałem patrząc i nie wierząc własnym oczom.
   Harry siedział na podłodze opierając się o szafę. Nogi objął ramionami i cały się trząsł od powstrzymywanego śmiechu. By sobie pomóc wręcz wgryzł się w kolano. Z oczu strumieniami płynęły mu łzy. Alex, w tych swoich kolorowych śpiochach, klęczała kawałek dalej. Dłonie przyciskała do ust i tak jak Hazz cała się trzęsła próbując opanować śmiech. Spojrzałem na przedmiot między nimi. „Przecież to niemożliwe...
   - Jakim cudem połamaliście wyrko? – Lou chyba wciąż nie wierzył w to co widzi. – Przecież...
   W odpowiedzi Alex tylko pokręciła głową, a Harry zaczął się tylko bardziej trząść. Przed dziewczyną leżał spory fragment przedniej części łóżka, a sam mebel wyglądał jakby właśnie przeszło się po nim stado słoni. W tę i z powrotem. Dwukrotnie. Oprócz odłamanego przodu rama była ewidentnie złamana w połowie. „Jak to w ogóle możliwe?
   - Jak...? Kiedy...? Jak...? – po prostu nie mogłem tego ogarnąć swoim rozumem. Miałem wrażenie, że gdzieś w tle rozległo się pukanie, ale ja wciąż nie mogłem oderwać oczu od sceny przede mną. – Ale...
   - Co tak stoicie? Lunch... – Niall zajrzał do środka i zaniemówił. Jednak otrząsnął się z tego dużo szybciej niż ja i wybuchnął śmiechem. Rechotał jak głupi opierając się o framugę. Po chwili już łzy spływały mu po policzkach. – Ja pier...
   - Co jest? – Zayn najwyraźniej skończył palić i postanowił się przyłączyć. Jego twarz wyrażająca ogromne zdziwienie wyglądała przekomicznie. – O kurwa...
   - Widać, że lubicie ostre zabawy „zboczuchy”  – rechotał dalej Horan trzymając się za brzuch. – Katy, chłopaki, wy tam... – wskazał ręką w kierunku Harry’ego i Alex próbując się nie zaśmiać. – Chodźcie jeść. Lunch przyjechał...
   Zamknąłem powoli drzwi i powlokłem się za przyjaciółmi do kuchni cały czas się zastanawiając, jak można wytłumaczyć coś takiego w recepcji. „Prędzej się spalę ze wstydu...
   - Boże, wezmą nas za jakieś naćpane gwiazdki – jęknąłem opadając na krzesło. – Najpierw połamaliśmy te... – wskazałem ręką na stołki po mojej prawej stronie. – A teraz to...
   - Wyśle się Harry’ego żeby się tłumaczył – odezwał się Lou, u którego szok zamienił się w rozbawienie. – A ja będę stał kawałek dalej, by to wszystko nagrać. Taka okazja może się już nie powtórzyć – zaśmiał się poprawiając sobie Kate na kolanach i całując ją w odsłonięte ramię. Mark zajmował dotychczasowe miejsce dziewczyny.
   - Mnie tam bardziej interesuje jak oni tego dokonali? – śmiał się Niall podając nam talerze. – Musiały to być niezłe zapasy...
   - No raczej – parsknął Zayn. – Siekierą tego nie porąbali...
   Jakiś kwadrans później do kuchni przyszli nasi zapaśnicy. Z zaczerwienionymi twarzami i wciąż trzęsący się ze śmiechu. Kolorowe śpiochy zostały zastąpione chyba jeszcze bardziej barwną sukienką. „Skąd ona bierze te ciuchy?” dziwiłem się. „W życiu nie widziałem tylu barw na raz.
   - Jeszcze wam nie przeszło? – spojrzałem na Harry’ego, który właśnie odsuwał Alex krzesło, a sam usiadł na szafce obok zlewu.
   - Błagam, czy możemy jeszcze przez chwilę o tym nie mówić? – powiedziała dziewczyna cicho cały czas unikając choćby zerknięcia na nas. – Już mnie wszystko boli ze śmiechu, a nie mogę przestać przez tego idiotę.
   Spojrzała na niego, a on na nią i jak na zawołanie oboje prawie zakrztusili się jedzeniem próbując się uspokoić. Posiłek przebiegał w dosyć zabawnej atmosferze. Wszyscy po prostu nabijaliśmy się z bohaterów dnia, a oni nie odezwali się ani słowem, by się bronić, wciąż przechodząc ten dziwny napad głupawki. „Ile to może jeszcze potrwać?” Naprawdę byłem pod wielkim wrażeniem, że zdążyliśmy skończyć posiłek, a oni wciąż jeszcze nie przestali rechotać.
   Z deserem postanowiliśmy przenieść się pod telewizor zostawiając naszych agentów, których Zayn łaskawie zgłosił na ochotnika do sprzątania. Podobno miało im to pomóc ochłonąć. „Ciekawe...” Zanim zdążyłem się wygodnie rozsiąść w fotelu rozdzwonił się mój telefon. Ta melodia mówiła wszystko.
   - Hej kochanie – uśmiechnąłem się słysząc jej głos po drugiej stronie. Pokazałem na migi, że idę do siebie i po chwili zamknąłem się w sypialni, by szybko streścić mojej dziewczynie przebieg dnia. „A trochę się działo...” – Tęskniłem...


   - Chyba pójdę się już zacząć pakować – odezwał się Zayn, gdy na ekranie pokazały się napisy końcowe. – Zaraz i tak nas Liam pogoni. Idziesz Niall?
   - Za chwilę – blondyn pochłaniał właśnie trzeci kawałek ciasta jednocześnie twittując z fanami. – Jak pójdziesz pierwszy, to będzie mi łatwiej ogarnąć moje rzeczy...
   - Niby jakim cudem? – zaśmiałem się.
   - Po prostu, to co zostanie będzie moje – wyszczerzył żeby w uśmiechu upajając się swoją mądrością i przeniósł wzrok na ekran laptopa. Mark przysypiał na fotelu obok.
   - Zobaczymy czy ci to pomoże... – mruknął brunet wychodząc z salonu.
   - Lou? – Kate uniosła twarz w moją stronę.
   - Tak? – szybko skradłem buziaka. – Wiem co chcesz powiedzieć skarbie. Ale najpierw pakujemy twoje rzeczy – podniosłem się z kanapy pomagając jej wstać.
   - To pójdzie szybko – uśmiechnęła się idąc za mną do sypialni. Przez przymknięte drzwi kuchni słyszałem, że w środku dyskusja trwa w najlepsze. „Ile oni już tam siedzą?” zastanawiałem się. W sumie nie przypominam sobie by wychodzili od lunchu.
   - Coś czuję, że nie tylko ty będziesz tęskniła za Alex... – przyciągnąłem do siebie moją dziewczynę obejmując ją ramionami w pasie. Nie mogłem się powstrzymać, by nie posmakować tych cudownych warg. I znów coś co miało być tylko krótkim pocałunkiem przerodziło się w walkę żywiołów... – Co ty ze mną robisz... – wyszeptałem w jej usta, gdy musiałem przerwać, by złapać oddech. – Lepiej weźmy się do tego pakowania...
   - To gdzie ta walizka, o której mówiliście wczoraj? – powiedziała cicho drżącym głosem. Rozejrzałem się dookoła.
   - Już podaję – wziąłem walizkę, którą ktoś postawił w kącie za drzwiami i położyłem ją na naszym łóżku. – Proszę...
   Dziewczyna podeszła do mnie i mogłem przyglądać się jak wygląda proces poznawania nowego przedmiotu. Jej drobne dłonie delikatnie przesuwały się po materiale.
   - Jest w kwiatki? – „spojrzała” na mnie.
   - Nie, jest czerwona – stanąłem za nią kładąc dłoń na jej ramieniu. – Tylko wykończenie jest czarne. Kółka, rączka, zamki... Dlaczego akurat kwiatki?
   - Dotknij... – przejechałem palcami po powierzchni tak, jak ona to zrobiła i już wiedziałem o co jej chodzi.
   - Materiał jest tłoczony – powiedziałem. – Dopiero teraz widzę, że są tu jakieś wzorki...
   - Kwiatki – uśmiechnęła się rozsuwając zamek. – Usiądź... – popchnęła mnie na łóżko obok walizki ograniczając moją pomoc przy pakowaniu do minimum. „Raczej do zera” odezwał się głos w mojej głowie. Mogłem za to bezkarnie oddać się przyjemności patrzenia na nią. Poruszała się naprawdę niczym elf, a chwilami miałem wrażenie, że jej bose stopy wręcz nie dotykają dywanu. „I co jeszcze? Może skrzydełka jej wyrosną?” Sam nie wiem, czy powinienem śmiać się, czy płakać nad swoimi myślami. „Do leczenia to się już powoli kwalifikuje...” odezwał się ten wredny głos.
   Kilka minut później wszystkie jej rzeczy były równo ułożone na dnie walizki i prawdę mówiąc nawet razem z tym co jej daliśmy nie zajęły nawet połowy. Pokazałem jej jak zapiąć pasy podtrzymujące ubrania w miejscu i już po chwili uśmiechała się wyciągając rękę w moją stronę. Obserwowałem jej poczynania jak zaczarowany. Dotknęła mojej piersi, a następnie sunąc palcami w górę położyła dłoń na moim ramieniu i usiadła bokiem na moich kolanach. Byłem zachwycony moją „nową” Kate. Tą, która nie bała się mnie dotknąć...
   - Wszystko? – przytrzymałem ją za biodro, by mi się nie zsunęła. Pokiwała głową. – Jesteś pewna?
   - Tak – powiedziała krótko. – Jeszcze tylko to co mam na sobie i piżama oraz rzeczy z łazienki, ale to jutro.
   - Mi nie pójdzie już tak łatwo – jęknąłem. – Dobrze, że masz trochę wolnego miejsca, bo mi pewnie jak zwykle braknie. Czasami mam wrażenie, że jak tylko zamykam szafę, to ubrania się tam dosłownie rozmnażają...
   - Na pewno – zaśmiała się kładąc dłoń na moim policzku. – To może powinniśmy już się za nie zabrać...
   - A jeżeli nie chcę... – powiedziałem cicho muskając nosem jej ucho, by po chwili pochwycić je zębami. – Wolę robić coś innego... – mruczałem przenosząc się z ustami na szyję.
   - Lou... Nie... – szepnęła wsuwając mi palce we włosy.
   - Dlaczego... – nie mogłem się powstrzymać, by nie zrobić malinki.
   - Ktoś może wejść...
   - Przecież nic takiego nie robimy... – smakowałem skórę na obojczyku dochodząc do wniosku, że jest to bezpieczniejszy rejon niż te słodkie usta.
   - Właśnie... – pociągnęła mnie delikatnie za włosy. – A powinniśmy się pakować...
   Spojrzałem na jej uśmiechniętą twarz i na widok przygryzionej wargi coś we mnie drgnęło. „Tak, coś...” śmiał się głos w mojej głowie.
   - To do roboty – skradłem buziaka i postawiłem ją na nogi...

   - A więc tak wygląda pakowanie w waszym wykonaniu – zaśmiała się Alex wchodząc do pokoju. – Zostawić was na chwilę i już się miziacie...
   - Zazdrościsz? – posłałem jej zadowolone spojrzenie i tylko mocniej przytuliłem do siebie Kate. – Napracowaliśmy się i teraz odpoczywamy.
   - No widzę – spojrzała na trzy walizki stojące pod ścianą. – Ile ty masz tych rzeczy Tomlinson? Pół szafy przywiozłeś?
   - Pół? – zaśmiał się Harry, który do tej pory stał w drzwiach. – Za kogo ty go masz? To nawet nie jest jedna dziesiąta...
   - Jeżeli przyszliście się tu ze mnie nabijać, to równie dobrze możecie wyjść. Jestem zajęty... – moją wypowiedź przerwało pojawienie się Horana, który dosłownie wpadł do środka po drodze tratując Harry’ego.
   - Katy! Musisz mi pomóc zanim mnie Liam dorwie. Proszę... – wziął ją za rękę nic sobie nie robiąc z tego, że leżała przytulona do mnie. – On...
   - Niall! – usłyszałem wołanie Li. – I tak mi się nie schowasz! Ni... – przerwał widząc blondyna. – Miałeś się pakować. Obiecałeś. Twoim zdaniem wywalenie wszystkiego na podłogę załatwia sprawę?
   - Właśnie zacząłem, ale ten... No... – jąkał się, a rumieńce na twarzy mówiły same za siebie.
   - Czy ty się właśnie chowasz za Kate? – zaśmiał się Hazz. – To sobie wielkiego obrońcę znalazłeś.
   - Styles! Nie śmiej się z mojej dziewczyny.
   - No właśnie – Niall stanął obok niej i objął ją ramieniem. – Nie śmiej się z jego dziewczyny.
   - Horan... – westchnął Liam, któremu chyba brakowało już sił i cierpliwości do walki z upartym Irlandczykiem.
   - Katy mi pomoże, prawda? – powiedział to takim tonem, że chyba każdy by mu teraz pomógł. Zwłaszcza, że dodał do tego spojrzenie skrzywdzonego szczeniaka.
   - Prawda – uśmiechnęła się. – To może lepiej się zabierzmy za to pakowanie – przejechała palcami po moim ramieniu posyłając mi wesołe „spojrzenie”.
   - Harry, idziesz ze mną na dół załatwić sprawę łóżka – Li spojrzał na niego wzrokiem, od którego odechciewało się wszelkiej dyskusji. – Dzwoniłem już z tym do Paula, żeby się rano nie zdziwił, gdy dostanie rachunek. Ruszaj się.
   Po chwili sypialnia opustoszała. Obserwowałem jak Alex podchodzi do drzwi i ostrożnie je zamyka, a następnie siada obok mnie.
   - Dlaczego mam wrażenie, że ta cała akcja była ustawiona? – zapytałem czekając co powie.
   - Tylko ta część z Niallem – przyznała. – Zasugerowałam mu dyskretnie, że Kate jest świetna w pakowaniu i wystarczy jak będzie jej podawał rzeczy...
   - Co jest? – przyglądałem się jak sięga po swoją wielką torebkę, chwilę czegoś szuka i podaje mi sporą szarą kopertę. – Co to jest?
   - Otwórz.
   Oderwałem ostrożnie jeden bok wysypując całą zawartość na łóżko. Patrzyłem na jakieś kartki i karteczki dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że leży przede mną część życia Kate zawarta w dokumentach.
   - To wszystko co ma. Nie jest tego dużo – odezwała się, gdy sięgałem po akt urodzenia.
   „Katherine Christine...” Przebiegłem wzrokiem po dokumencie odkładając go na bok jak jakiś skarb. Rzeczywiście nie było tego dużo. Jakieś wypisy ze szpitali, dokument orzekający, że trafia pod opiekę babci... A zaraz kolejny, prawie identyczny, który prawnie potwierdzał dzień, w którym jej życie zmieniło się w piekło. Wycinek z gazety opisujący wypadek, w którym zginęli jej rodzice... Zwróciłem uwagę na zdjęcie nad artykułem, z którego uśmiechały się do mnie trzy osoby, z których oczu biło szczęście i miłość.
   - Gdzie są wszyscy? – głos Zayna prawie zwalił mnie z łóżka, tak się wystraszyłem. Spojrzałem na niego i bez słowa wróciłem do przeglądania dokumentów.
   Brunet podszedł do nas, usiadł za Alex i bez zbędnego gadania sięgnął po kupkę, którą już obejrzałem. Spojrzałem na książeczkę stwierdzającą niepełnosprawność Kate. „To się nie powinno tak nazywać” pomyślałem. Przecież ona jest bardziej sprawna niż wiele znanych mi osób. Spojrzałem na zdjęcie w środku. Czy ta uśmiechnięta dziewczyna zasłużyła na taki los? Położyłem legitymacje przed przyjacielem. Znalazłem jeszcze dwie starsze z pieczątką stwierdzającą ich nieważność. Zerknąłem na fotografie. Dziecko na jednej z nich było pogrążone w rozpaczy, a z oczu wyglądał strach. Kolejna była już diametralnie inna.
   - Jak często musi wyrabiać nową? – zapytałem spoglądając na Alex.
   - Właściwie nie musi, bo raczej nic się nie zmieni z jej wzrokiem – uśmiechnęła się smutno. – Ale powinno się zgłaszać wszelkie zmiany, na przykład adres zamieszkania i wtedy zazwyczaj wyrabiają nową, gdy od poprzedniej minęło sporo czasu. Jeżeli ma się przy sobie zdjęcie, robią to na miejscu.
   Znalazłem kilka legitymacji szkolnych stwierdzających każdy kolejny rok nauki, a także świadectwa.
   - Matko Boska! Ona jest jakimś geniuszem, czy co? – nie mogłem się nadziwić jej wynikom.
   - Robi wrażenie... – zaśmiała się. – Najwyraźniej jest, albo po prostu to ta jej ciekawość świata...
   Podałem wszystko Zaynowi. Aż zagwizdał z podziwu. Czułem, że przepełnia mnie duma... Z takimi wynikami wszystkie uczelnie stałyby przed nią otworem. „Gdyby widziała...” Wciągnąłem gwałtownie powietrze na widok karty bibliotecznej. Ewidentnie miała za sobą bliższe spotkanie z wodą, ale to nie to sprawiło, że zapomniałem jak się oddycha. Połowa prostokątnego dokumentu była pobrudzona i wyglądało to jak... „Boże...” Dwa banknoty obok wyglądały podobnie.
   - Czy to... – spoglądałem na te trzy rzeczy z przerażeniem.
   - Miała to w kieszeni spodni, gdy ją znalazłam... – momentalnie w mojej głowie pojawiły się obrazy z nocy, gdy Kate opowiedziała mi swoją ucieczkę. „Część historii...” sprostowałem w myślach. Większość wciąż była tajemnicą. – Harry mi wszystko opowiedział... – powiedziała cicho.
   - Dobrze... – odezwałem się jakby nie swoim głosem. – Miałem ci...
   - Wiem, nie ma sprawy.
   - Dziękuję, że mi to pokazałaś – ostrożnie włożyłem dokumenty do koperty.
   - Ja ci to daję Louis – uśmiechnęła się. Spojrzałem na nią zdziwiony. – Teraz ty się nią opiekujesz. A poza tym, ta legitymacja, to tak naprawdę jej jedyny dokument. Raczej powinniście mieć go przy sobie, w trakcie podróży.
   - Nie ma paszportu... – odezwał się cicho Zayn.
   - Nie ma. I prawo jazdy też nie – puściła oczko przypominając mi jedną z naszych wcześniejszych rozmów. – To jej jedyny dokument ze zdjęciem. Jeżeli będziecie chcieli wyrobić jej paszport, to lepiej uaktualnijcie adres w legitymacji, bo ten tutaj, to adres ośrodka, z którego uciekła.
   - Możemy tak sobie pójść i po prostu podać inny... – zastanawiałem się nad tą zmianą adresu.
   - Ona jest już pełnoletnia – uśmiechnęła się Alex. – Może mieszkać, gdzie chce...
   - Zajmę się tym i pogadam z Paulem o paszporcie – powiedziałem. – On to załatwi szybciej.
   - Jakim cudem ten facet nie znalazł tego wszystkiego? – Zayn zadał pytanie, które mi nawet nie przyszło do głowy. „A w sumie powinno...
   - Bo trzymałam to wszystko w skrytce w banku razem z moimi dokumentami – wzruszyła ramionami. – Gdy tak łatwo włamać ci się do domu, nie trzymasz w nim ważnych dokumentów.

   Gdy Liam i Harry wrócili z recepcji byliśmy na etapie omawiania niezbędnych rzeczy, które powinniśmy kupić Kate. Dokumenty leżały bezpiecznie schowane w mojej torbie, która będzie bardzo pilnie strzeżona podczas podróży. „A potem zamknę je w sejfie...” postanowiłem.
   - Nie przesadzajcie z tymi prezentami – przestrzegała Alex. – Jak już będziecie chcieli jej coś kupić róbcie to z głową. Danielle będzie wiedziała o co mi chodzi – posłała przyjazny uśmiech w stronę Liama. – To się tyczy głównie ciebie Lou – wbiła we mnie przenikliwe spojrzenie. „Skąd wiedziała?
   - Ale... – Sam nie wiedziałem, co mam zamiar powiedzieć.
   - Nie szalej. Ja rozumiem, że potrzeba jej ciuchów... – wskazała w stronę czerwonej walizki. – W sumie wszystkiego jej potrzeba... – westchnęła. – Ale tak też jest dobrze. Znaczy się w tych pożyczonych rzeczach. Więc powoli...
   - Przecież musi mieć więcej ubrań. Pojedzie z nami w trasę i różnie bywa z praniem... – nie dawałem za wygraną.
   - A co do pożyczania rzeczy, to ona też chętnie ich nie brała... – wtrącił Harry.
   - No właśnie – uśmiechnęła się. – To myślicie, że kupione weźmie chętniej? Lou, ona nigdy wiele nie miała... – ścisnęła moją dłoń. – I zawsze świetnie sobie radziła, z tym co ma. Zdajcie się na Danielle. Jak już chcesz jej coś kupić, to niech ona wybierze tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
   - A co jest... – odezwał się Li, ale szybko mu przerwała.
   - Jestem pewna, że twoja dziewczyna sobie poradzi, a ty – spojrzała na mnie – i tak będziesz miał kłopoty z namówieniem Kate, by to przyjęła. Zresztą, gdyby co, będziemy w kontakcie – zapewniła.
   - Jasne – przyznałem. – Będziemy dzwonić. I ty też dzwoń, pisz kiedy tylko chcesz...
   - Wciąż jeszcze możesz z nami jechać – odezwał się Harry zza jej pleców. – Nie możesz wziąć jakiegoś urlopu, albo zachorować?
   - Nie w środku sezonu – pokręciła głową. – Ale jak tylko dostanę jakieś dłuższe wolne, to dam wam znać. Może będziecie wtedy gdzieś w okolicy...
   - Możemy gadać na Skypie – zaproponował Liam.
   - To będzie trudne zważywszy na to, że nie mam internetu, a uruchomienie mojego komputera zajmuje tydzień – zaśmiała się. – Ale będę dzwonić...
   - Nie uwierzycie! – Niall wpadł jak burza ciągnąc za sobą śmiejącą się dziewczynę. – Jestem spakowany i nawet miejsce mi zostało w walizce! Ja nie wiem jak Katy to robi, ale wszystko się zmieściło.
   - To już możesz mi oddać moje kochanie – ująłem dłoń Kate i pociągnąłem do siebie tak, że wpadła w moje ramiona i cudownie się przy tym zaczerwieniła. – Stęskniłem się za tobą. Wiesz jak długo to trwało? Całą wieczność... – skradłem szybkiego causa sprawiając, że zarumieniła się jeszcze bardziej. Usiadła opierając się plecami o mnie... Otoczył mnie jej zapach i nagle miałem ogromną ochotę wywalić wszystkich z pokoju.
   - To skoro wszyscy są już spakowani, to... – przerwał Liam widząc minę Harry’ego.
   - No... Tak jakby... Ten... – przyjaciel wił się prawie pod spojrzeniem Li. – Tak jakby jeszcze nie zacząłem...
   Mina Payne’a nadawała się do uwiecznienia dla potomnych. Kate uniosła głowę słysząc charakterystyczny dźwięk migawki.
   - Nie denerwuj się Liam, bo osiwiejesz przed trzydziestką – zaśmiała się Alex. – Ja mu pomogę, a ty może zajmij się kolacją...
   - O tak! – podłapał Horan. – Jestem strasznie głodny po tym całym pakowaniu. Akurat zanim przywiozą, to oni się tu ogarną, a my jakiś film wybierzemy... – nawijał wypychając przyjaciela z sypialni.
   - To my też pójdziemy – podniosłem się nie wypuszczając Kate z objęć. – Przyda wam się miejsce, gdzie będziecie mogli rozłożyć walizki – wskazałem na połamane łóżko Harry’ego.

   Kolacja jak zwykle była głośna i wesoła. Jak to jest, że te wspólne posiłki zawsze nam tak dobrze wychodzą? Ale w sumie ostatnio jest już dużo lepiej nie tylko w trakcie jedzenia. Kate wciąż się uśmiechała i tylko w momentach, gdy przytulała się do siedzącej obok Alex miała jakiś smutek w oczach. „Powinniśmy zabrać je obie...” pomyślałem przyglądając się mojej kolorowej przyjaciółce oraz Harry’emu, który siedział obok niej na podłodze. Zauważyła moje spojrzenie, powiedziała coś na ucho Kate i po chwili dziewczyna tuliła się do mnie.
   - Co ci powiedziała? – zapytałem cicho składając pocałunek na jej czole.
   - Że mordujesz ją spojrzeniem – uśmiechnęła się tak, że moje serce zrobiło fikołka, a przyjemne ciepło rozlało się w moim wnętrzu.
   - Wcale nie – zaśmiałem się. – Wiem, że będziesz za nią tęsknić skarbie... – pogłaskałem ją po policzku. – Przyjedziemy w odwiedziny, kiedy tylko będziemy mogli, a jak nie będziemy mogli, to sprowadzimy Alex do nas...
   - Wiem... – ułożyła się wygodnie w moich ramionach czekając, aż Mark z Zaynem posprzątają ze stołu, by można było włączyć film.
   - To co oglądamy? Katy? Alex? Na co macie ochotę? – Niall przeglądał płyty rozkładając je na szafce pod telewizorem.
   - Tylko nie wampiry! – zawołał Mark z kuchni sprawiając, że wszyscy wybuchnęli śmiechem i mogę się założyć o wszystko, że moje skarby oblało się rumieńcem.
   - Chyba za często kazałaś mu je oglądać – zaśmiała się Alex. – Tyle filmów, a ty tylko ten jeden chciałaś?
   - Louis go kupił... – usłyszałem jej cudowny głos. „Boże, moje imię w jej ustach... Poezja...” – A poza tym nic mi nie mówiły tytuły, które czytał mi Mark.
   Po burzliwych debatach w końcu wybraliśmy kilka filmów, chłopaki skończyli zmywać, wszyscy rozsiedli się wygodnie... Seans można było rozpocząć.

   - Ja chyba na tym zakończę – odezwał się Li, gdy pokazały się napisy końcowe. – Jutro wcześnie trzeba wstać i skończyć pakowanie... Dobranoc.
   Kate zasnęła z głową na moich kolanach obejmując mnie ramieniem w pasie. W takiej pozycji nie było szans, by ją podnieść bez budzenia jej. „Chyba, że...” Nie. To zły pomysł.
   - Pomóc ci ją przenieść, czy będziesz ją budził? – Zayn chyba czytał mi w myślach. „Obudzę ją...
   - Chyba przyda mi się pomoc – powiedziałem wbrew sobie. Patrzenie jak przyjaciel podchodzi i ostrożnie bierze ją na ręce było straszne. „Mówiłem, że to zły pomysł.” Skręcało mnie z zazdrości. Miałem ochotę poganiać go, byle tylko szybciej położył ją na łóżku. A on jak na złość raczej się nie śpieszył. „No ruchy... To nie procesja...” dopingowałem w myślach. – Dzięki – odezwałem się, gdy już ułożył dziewczynę na poduszce.
   - Nie ma za co... – „Czy jego głos nie brzmi jakoś inaczej?” – Na razie – rzucił jeszcze wychodząc z pokoju i wkładając papierosa do ust.
   Rozpiąłem jej spodnie ostrożnie zsuwając z tych cudownych nóg. Zauważyłem nowego siniaka nad kolanem...
   - Lou? – usłyszałem cichy szept.
   - Ciii... Śpij skarbie. Będzie ci wygodniej bez...
   - Chodź... – wyciągnęła rękę mrucząc pod nosem. Chyba właśnie pobiłem rekord świata w ściąganiu portek. Dosłownie sekundę później przytulała się do mnie zarzucając nogę na moje biodro. „Ups...” Może same bokserki, to nie najlepszy pomysł. Tylko, że już raczej nic ani nikt nie byłoby w stanie wyciągnąć mnie z łóżka. Miałem tylko nadzieję, że obudzę się bez porannej chwały. Poczułem jak Kate poprawia się wtulając się we mnie jeszcze bardziej. „Marne szanse...” Moje nadzieje wydawały się płonne, gdy przeszedł mnie dreszcz spowodowany bliskością jej ciała. A wszystko kumulowało się w jednym miejscu...


   Układałem ją na poduszce najostrożniej jak umiałem. Była tak rozkosznie delikatna w moich ramionach. Wydawało się, że wpasowała się w nie wręcz idealnie. Myślałem, że wyskoczę ze skóry, gdy wyciągnęła rękę łapiąc mnie za nadgarstek i lekko ciągnąc...
   - Chodź do mnie... – powiedziała cicho rozciągając usta w sennym uśmiechu.
   Czy ktokolwiek mógł oczekiwać ode mnie czegoś innego niż spełnienia jej prośby? Ułożyłem się obok niej ciesząc się jak dziecko z największego prezentu pod choinką. Gdy przysunęła się bliżej, gdy położyła głowę na moim ramieniu, gdy delikatnie musnęła mój policzek tymi drobnymi paluszkami... To było niebo. Nikt nie mógł być szczęśliwszy ode mnie. Chciałem by po prostu była przy mnie, bezpieczna w moich ramionach... „Chciałbyś więcej...” Oczywiście, ze chciałem więcej, ale mogłem czekać... Moje ciało przeszedł niesamowity dreszcz, gdy poczułem jak opuszkami znaczy szlak na mojej szyi. Wciągnąłem gwałtownie powietrze... I chyba przestałem oddychać, gdy jej dłoń badała mój tors.
   - Kate... – szepnąłem, bo na nic więcej nie było mnie stać w tym momencie. – Co ty... – przerwała mi pocałunkiem.
   W tym momencie straciłem zdolność samodzielnego myślenia. Jeżeli oczywiście jakąś posiadałem. Bo już niczego nie byłem pewien. Liczyła się tylko ona. „Boże...” jęknąłem w myślach czując jak pieści mój brzuch powolnymi ruchami, delikatnymi jakby trzymała w palcach jedwabny szal... Jej niepewność i pewna nieporadność sprawiały, że było doskonale. Mogła robić ze mną co chciała, ale ewidentnie powoli kończyły jej się pomysły lub opuszczała ją odwaga... Ale gdy przygryzła moją wargę jakaś tama wewnątrz mnie puściła i teraz to ja wpijałem się w jej usta całując namiętnie. Nie musiałem walczyć o dominację, bo to ja byłem tym bardziej doświadczonym, ale mimo to dzisiaj ona pociągała za sznurki... I pewnie nawet o tym nie wiedziała.
   Ułożyłem ją ostrożnie na plecach. Górowałem nad nią. „Boże, byłem w niebie...” Mógłbym całować ją do końca świata i pewnie nigdy by mi się to nie znudziło. Najwyraźniej ten mały, niegrzeczny elf miał tej nocy inne plany. Poruszała się pode mną niebezpiecznie ocierając udem o rejon, z którym raczej nie powinna igrać. Myślałem, że się wystraszy, gdy poczuje jak twardy jestem, a jedyną jej reakcją był jęk rozkoszy, który tylko bardziej mnie nakręcił. Pieściłem ustami delikatną skórę jej szyi. Nie mogłem się powstrzymać przed zostawieniem malinki tuż u jej podstawy. „Jesteś moja...” Wsunąłem dłonie pod koszulkę czekając, czy to będzie ten moment, w którym powie dość... I kolejny raz wyszła mi na przeciw wyginając ciało w łuk, gdy objąłem jej pierś. Zerwałem z niej bluzkę, która tylko przeszkadzała. Oderwałem na chwilę usta od jej skóry, by móc podziwiać jej piękno...
   - Jesteś idealna... – szepnąłem wracając do przerwanej pieszczoty. Musnąłem językiem twardy sutek i moich uszu dobiegł cichy jęk. Gdy objąłem go wargami poczułem jak drobne palce wplatają się w moje włosy nie pozwalając mi przerwać. „Podoba ci się...” Przygryzłem go delikatnie i w nagrodę usłyszałem głośne sapnięcie. Przeniosłem się na drugą pierś pieszcząc po drodze każdy milimetr jej aksamitnej skóry.
   - Tak... – cichy jęk wydobył się z tych cudownych ust. – Proszę...
   Poczułem szarpnięcie, gdy zacisnęła palce na moich włosach przyciągając moją twarz do swojej. Wpiła się w moje usta z gwałtownością jakiej się po niej nie spodziewałem. Wciąż gdzieś w głowie kołatała mi myśl, jak daleko pozwoli mi się posunąć. Nie przestając jej całować pieściłem dłonią delikatną skórę brzucha zmierzając niżej... Myślałem, że mnie odepchnie, gdy tylko zbliżę się do linii majtek, ale nic takiego się nie stało. Bylem pewien, że wystraszy się, gdy wsunąłem dłoń między jej uda czując pod palcami jak bardzo jest gorąca i mokra. „Boże...” Mogłem się założyć o wszystko, że ucieknie, gdy tylko zacznę ją pieścić przez cienki materiał bielizny, a ona kolejny raz mnie zaskoczyła wyginając się pode mną i przyciskając się mocniej do mojej dłoni... „To musi być niebo...
   Przerwałem pocałunek, by na nią spojrzeć. Zatonąłem w tym niesamowitym spojrzeniu i wciąż nie wiedziałem, czy to nie ja powinienem zakończyć to wszystko zanim nie jest za późno...
   - Proszę... – poruszyła się ocierając o moją dłoń, która wciąż pieściła bramę do raju. – Proszę... – uniosła się składając delikatne pocałunki na mojej szyi, za uchem... Przygryzła je delikatnie, a mną wstrząsnął dreszcz, który nie mieścił się w żadnej skali. – Dlaczego każesz mi błagać? – wyszeptała mi do ucha.
   To wystarczyło. Zrzuciłem z siebie dresy razem z bokserkami, by już po chwili maltretować jej usta kolejnym namiętnym pocałunkiem. Nie protestowała, gdy powolnym ruchem zsunąłem jej majtki. Ochoczo rozchyliła się dla mnie. Spojrzałem na jej twarz. Drżące usta czerwone od pocałunków, rumieńce na policzkach i oczy, w których mogłem dojrzeć szczęście i zniecierpliwienie... Opadłem na jej wargi łącząc je z moimi w tym najdoskonalszym z tańców. Moja dłoń znów powędrowała tam, gdzie czekał mnie eden. Była gotowa... Mokra i gorąca... I niecierpliwiła się mojemu ociąganiu...
   „Powoli, powoli, powoli...” Taki był plan, ale gdy tylko poczułem jak obejmuje mnie jej ciasne wnętrze, wszystkie plany wyparowały z mojej głowy. Była tak nieziemsko gorąca i oplatała mnie tak dokładnie... Boże, tak musi być w raju. Miało być powoli i delikatnie, było szybko i gwałtownie. Mocno. Prawie brutalnie. Poruszałem się w niej jakby od tego zależało moje życie. Uniosła biodra, a ja mogłem wbić się w nią jeszcze głębiej. Nasze przyspieszone oddechy wypełniały pomieszczenie przerywane coraz głośniejszymi jękami. Wbiła mi paznokcie w plecy chyba tylko po to, by podniecić mnie jeszcze bardziej. To było jak szalona gonitwa, kto pierwszy do mety... I zbliżaliśmy się do niej nieubłaganie.
   Gdy objęła moje biodra nogami coś we mnie wstąpiło i już nie było odwrotu. Mogłem tylko przeć do przodu wbijając się w nią coraz szybciej i głębiej. I mocniej. Poczułem jak zaciska się na mnie sprawiając mi tym rozkosz nie do opisania i w tym samym momencie wykrzykując moje imię. Doszedłem w tej samej sekundzie z jej imieniem na ustach...
   - Kate...
   - Zayn...
   - Zayn?

sobota, 23 lutego 2013

42



   Przez całą drogę obserwowałem Kate spod wpółprzymkniętych powiek. Wybrałem sobie jedyne miejsce, z którego mogłem to bezkarnie robić i na nic się zdały prośby Nialla, że on chciał tu usiąść. Mógł ją przytulać ile chciał i nikt nie zwracał na to uwagi. Ja mogłem tylko patrzeć... „I dokładnie to robiłem...” Widziałem te nieśmiałe uśmiechy, które posyłała menadżerowi, gdy Lou z nim rozmawiał i próbował przekonać do swoich racji. Poczułem przyjemny dreszcz, gdy zauważyłem jak przygryzła wargę... I te cudowne rumieńce na policzkach, które sprawiały, że puls mi wariował... „Jak można być tak doskonałym?” Chwilami miałem wrażenie, że jej utrata wzroku może mieć coś wspólnego z zachowaniem równowagi we wszechświecie... Ale potem przypominałem sobie jak do tego doszło. „Może dlatego jest taka cudowna, bo los próbuje jej wynagrodzić wszystkie zło, które ją spotkało?” Widziałem złoty blask w jej oczach, gdy śmiała się z czegoś, co powiedział Harry. I cały czas tak strasznie żałowałem, że to nie moje palce są splecione z jej...
   - Co jest? – prawie zrobiłem głową dziurę w dachu samochodu, gdy łokieć Nialla wbił się w mój bok wyrywając mnie z zamyślenia. – Chcesz mnie o zawał przyprawić?
   - Sorry, ale Paul od kilku minut do ciebie mówi – blondyn przyglądał mi się podejrzliwie. „Muszę być ostrożniejszy...” obiecałem sobie po raz nie wiem który.
   - Wszystko w porządku, Zayn? – menadżer wbił we mnie swoje spojrzenie.
   - Taaak... – odpowiedziałem przeciągając się. – Nie wyspałem się po prostu... – Takie wytłumaczenie zadowoliło go całkowicie i mogłem znów oddać się mojemu ulubionemu zajęciu...
   W pewnym momencie zauważyłem, że Kate trochę się spięła. Chwilę później rozległy się krzyki dziewczyn. „Nawet o tak wczesnej godzinie...” jęknąłem w myślach. Zauważyłem kilka znajomych twarzy wśród ochrony i wiedziałem, że Paul jak zwykle dopiął wszystko na ostatni guzik.
   - Jesteśmy trochę spóźnieni, więc nie idziecie do fanów. Grzecznie mówicie, że przyjdziecie po audycji i kierujecie się do wejścia... Wszystko jasne? Kate...
   - Pójdzie ze mną – przerwał mu Lou i zaczął coś do niej szeptać w ogóle nie zwracając na mężczyznę uwagi.
   - Tak... – Paul posłał wymowne spojrzenie Markowi. – Niall, Zayn wychodzicie pierwsi. Harry i Liam na końcu. Nie zatrzymywać się. Harry, to się tyczy głównie ciebie.
   - No przecież słyszę – zaśmiał się Hazz i zaczął poprawiać włosy mówiąc coś do Li, po czym obaj się zaśmiali. Zdecydowanie dziś było już mniej nerwowo.
   Wyskoczyłem z samochodu zaraz za Niallem. Piski jeszcze przybrały na sile, a ja martwiłem się tylko o to, by Kate sobie poradziła. Kierowałem się w stronę wejścia za swoimi plecami wciąż słysząc głos Louisa, który żartował z fanami. Nie mogłem się powstrzymać, by nie zerkać na dziewczynę. „Jego dziewczynę” poprawiłem się w myślach. Szła ze spuszczoną głową i jedynym co zdradzało jej zdenerwowanie, były palce kurczowo ściskające dłoń Lou. Nawet miała ten delikatny uśmiech na ustach. Z tych ledwie zauważalnych...
   W środku poszło zadziwiająco sprawnie. Wystarczyło kroczyć za Paulem i posyłać uśmiechy oraz pozdrowienia we wszystkich kierunkach. Widziałem zaciekawienie na wielu twarzach i to nie spowodowane nami, a raczej naszą przyjaciółką... Widziałem błyski fleszy i zastanawiałem się ile z tych zdjęć znajdzie się dziś w internecie i z jakimi komentarzami. Zostaliśmy wprowadzeni do przestronnego studia, gdzie byliśmy już poprzednim razem. Wszystko było przygotowane do audycji. Spojrzałem na czerwoną kanapę stojącą pod ścianą dokładnie za pięcioma taboretami i na uśmiech Louisa, który mówił więcej niż milion słów.
   - Zaraz wracam – odezwał się Paul. – Postarajcie się nie zepsuć nic przez ten czas...
   Lou usiadł obok Kate, a Mark stał nad nimi niepewny. To będzie chyba pierwszy raz, gdy usiądą tak blisko obok siebie. Mimo iż zdecydowanie przypadł do gustu naszej małej przyjaciółce, to wciąż jeszcze zachowywał pewien dystans i starał się jej nie dotykać jeżeli mógł tego uniknąć. Zauważyłem, że dziewczyna posyła ochroniarzowi przyjazny uśmiech i klepie wolne miejsce. To było nawet zabawne widzieć, jak ten dryblas się denerwuje. W tej chwili wyglądał na bardziej spiętego niż ona, ale może to się zmieni, gdy Lou już nie będzie troskliwie obejmował jej ramieniem...
   Po kilku minutach przyszli dwaj prowadzący. Przywitali się z nami prosząc o zajęcie miejsc. Nie wiem, co Paul im nagadał, ale mimo iż z nami podali sobie ręce, żaden nie podszedł do Kate, a tylko pozdrowił zza konsoli. Lou ucałował dziewczynę i usiadł na taborecie dokładnie przed nią. Spoglądałem na jej zarumienione policzki i czułem, że zazdrość ściska mnie od środka. „Opanuj się debilu.” Zerkałem na Louisa zza pleców Harry’ego i widziałem, że co chwilę zerka na Kate. A ona... „Piękna jak zawsze...” A ona była zadziwiająco spokojna. Jeszcze zanim rozpoczęła się audycja zdjęła kurtkę i razem z torebką położyła je obok siebie. Wyglądała uroczo w czarnej koszulce, którą na sto procent podarował jej Hazza i siwej bluzie.
   Zaczęliśmy. Pytania nudne jak zawsze. Trochę pustego gadania. Kilka komplementów. Więcej beznadziejnych pytań i wszystkie oczy mimowolnie zerkały na nią... Ciekawe czy miała tego świadomość? Siedziała cały czas prosto i było to najlepszym dowodem na to, że wciąż jest spięta. Palcami cały czas bawiła się zamkiem bluzy. Ale mimo wszystko wyglądała na mniej zdenerwowaną niż Mark, który mimo iż rozwalił się na kanapie robił wszystko, by nie wystraszyć dziewczyny nawet najmniejszym dotknięciem. Wyglądała przy nim jak jego o wiele młodsza siostra.
   - To przecież nie było trudne pytanie, Zayn? – Harry wbił mi łokieć w żebra sprawiając, że odruchowo odsunąłem się do tyłu... Niestety krzesło poleciało razem ze mną. – Jezu! Nic ci nie jest?
   - Chcesz mnie zabić? – jęknąłem próbując się pozbierać. Usłyszałem, że została zapowiedziana jakaś piosenka i po chwili Liam i Harry podnosili mnie z podłogi.
   - Nic mu się nie stało skarbie – usłyszałem głos Louisa i spojrzałem na Kate. Martwiła się. „O mnie się martwiła...” Po moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło i nie wiedzieć czego, byłem bardzo zadowolony z faktu, że zagościłem w jej myślach.
   - Wszystko w porządku, Mała – zaśmiałem się. – W końcu i na mnie przyszła kolej, by rozwalić stołek.
   Dziewczyna posłała mi przepiękny uśmiech i zaśmiała się cicho, pewnie na wspomnienie poprzednich sytuacji. Otrzepałem się i posłałem przepraszające spojrzenie prowadzącym.
   - Panowie... – i znów wchodziliśmy na antenę. Oczywiście musieli się ze mnie ponabijać, a ja pożaliłem się jaki to jestem obolały. Śmiałem się narzekając na nieudolny zamach Harry’ego na moje życie. Zauważyłem, że Niall spogląda na mnie jakoś tak inaczej. „Czyżby wiedział?” po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. „Niemożliwe...
   Harry oddał mi swój taboret, a sam zawiesił się na Lou dając prowadzącym świetny pretekst do pytań o Larry’ego. „Boże, kiedy to się skończy?” Miałem wrażenie, że odkąd tworzymy zespół odpowiedzieliśmy na każde możliwe pytanie przynajmniej z milion razy. Coś, co na początku było fascynujące i naprawdę zabawne, stało się po prostu nudne. Na szczęście sytuacje takie jak połamane krzesło sprawiały, że było się jeszcze z czego pośmiać.
   W trakcie krótkich przerw, w których były puszczane piosenki Lou natychmiast odwracał się do Kate, by trzymać ją za rękę rysując jakieś wzorki kciukiem. I niezmiennie posyłała mu wtedy cudowne uśmiechy, a w jej oczach można było zobaczyć miłość. I za każdym razem zazdrość rozrywała mnie od środka. „Dlaczego to dla mnie nie możesz się tak uśmiechać?
  - Zayn? – kolejny raz Harry wyrwał mnie z zamyślenia, ale całe szczęście nie skończyłem teraz na podłodze. Zauważyłem, że oczy wszystkich skierowane są na mnie. „Kurwa, jakie było pytanie?” Posłałem spojrzenie pełne paniki Liamowi.
   - Musicie mu wybaczyć – zaśmiał się przyjaciel. – Wystarczy jedna wzmianka o Perrie i odlatuje w przestworza...
   - Pewnie wspominał ostatnią kolację – przyłączył się Horan. – Takie pyszności wtedy zrobiła...
   - Tak, na pewno – parsknął Lou. – Niall od razu oznajmił, że się do nich wprowadza, ale jak dowiedział się, że Little Mix zaczynają trasę i nie będzie komu gotować, to stwierdził, że jeszcze przemyśli tą przeprowadzkę.
   - No właśnie, a propos trasy – podchwycił prowadzący i spojrzał na mnie. – Czeka was teraz długa rozłąka. Oboje macie napięte grafiki. Jak sobie z tym radzicie?
   Dalej już jakoś poszło. Starałem się nie odpływać myślami za daleko i obyło się bez kolejnych pytań z zaskoczenia. Na wspomnienie o mojej dziewczynie poczułem znów to ogromne poczucie winy. „Powinienem z nią porozmawiać...” pomyślałem kolejny raz. „Ale o czym konkretnie?” Wciąż nie umiałem sobie wyobrazić takiej rozmowy. Bo czego niby miałaby dotyczyć? „Na przykład Kate...” podpowiedziała moja lepsza strona. Tylko co jej powiem? Sam nie wiem, co to jest... Przecież ona kocha Lou i to ich uczucie jest wręcz boleśnie namacalne... „Ale czy mogę być szczęśliwy z Perrie, wciąż rozmyślając o Kate?


   „Nareszcie...” ucieszyłem się ściągając słuchawki i kładąc je na stole. Sekundę później całowałem te cudowne usta, o których nie mogłem zapomnieć ani na chwilę.
   - Stęskniłem się – szepnąłem jej do ucha sięgając po kurtkę i torebkę. Na widok rumieńca pojawiającego się na jej policzkach miałem ochotę roześmiać się w głos. Przepełniało mnie szczęście i miałem ochotę obwieścić to całemu światu.
   - Przecież cały czas tu byłam – powiedziała cicho splatając palce z moimi.
   - Może i tak, ale zdradzałaś mnie z Markiem. Nie myśl, że nie widziałem tych waszych rozmów na ucho... – zażartowałem. – A właśnie. Byłbym zapomniał. Jesteś zwolniony. Za siedzenie za blisko mojej dziewczyny.
   - Straszne – zaśmiał się. – Jak ja to przeżyję...
   Po obowiązkowych zdjęciach z prowadzącymi, podczas których musiałem znów powierzyć Kate Markowi, udaliśmy się do innego pomieszczenia, gdzie królował olbrzymi stół, w tym momencie zawalony papierzyskami. Westchnąłem. „Czyli to jeszcze nie koniec...
   - Lou... – poczułem, że ścisnęła moją dłoń odrobinę mocniej.
   - Tak, skarbie? – spojrzałem na nią i nie mogłem się nie uśmiechnąć widząc, że wciąż jeszcze jest zarumieniona. Przygryzła wargę pewnie zastanawiając się jak powiedzieć to, co jej chodzi po głowie... Była zawstydzona. „Dlaczego?” – Co się dzieje?
   - Jeszcze trochę to potrwa... – zaczęła, a ja miałem wrażenie, że liczy na to, iż się domyślę. Tylko, że akurat z tym miałem problem, gdy tak przygryzała tę swoją cudowną wargę. Zauważyłem, że przestępuje z nogi na nogę.
   - Chcesz iść do łazienki? – zapytałem, a widząc wyraz ulgi na jej twarzy sam sobie przyznałem medal. „Jestem geniuszem. Nic dodać, nic ując.
   - Idę z wami – odezwał się Harry. – Ja też muszę...
   - Mi też się zachciało – przyłączył się Niall. – Widziałem toalety po drodze...
   - A wy gdzie? – Paul zatrzymał nas w drzwiach.
   - Do kibelka – menadżer popatrzył sceptycznie na Horana, a potem na nas.
   - Wszyscy? – zdziwił się.
   - No tak wyszło – zaśmiał się Harry. – Zaraz wrócimy.
   - Mark, idź z nimi i spraw, by nie zgubili drogi powrotnej – westchnął Paul przepuszczając nas w drzwiach. Spojrzenia pracowników śledziły każdy nasz krok. Okazało się, że Niall oczywiście pomylił kierunek, w którym to „na sto procent” były toalety, ale w końcu przy pomocy jakiejś kobiety trafiliśmy do celu.
   - Ups – zaśmiał się Liam spoglądając na znaczki na drzwiach. – Ja tam nie wejdę – wskazał na damską.
   - Jezu, ale macie problem – westchnął Hazza otwierając drzwi z kółeczkiem. – Jest tu kto?! – zawołał. Odpowiedziała mu cisza. – Możecie wchodzić. Ubezpieczam tyły – praktycznie wepchnął mnie i Kate do środka.
   - Mam wyjść? – zapytałem zakładając jej kosmyk za ucho. – Ten rumieniec mówi wszystko – wytłumaczyłem jej co gdzie się znajduje i obiecałem czekać pod drzwiami. Nagle zdałem sobie sprawę jak takie rzeczy, jak szybki opis miejsca, stały się dla mnie czymś naturalnym. „A na początku bałem się, że to będzie nie do ogarnięcia...” Chciałem skraść szybkiego całusa, ale w tym samym momencie planowała najwyraźniej coś powiedzieć i moje plany uległy pewnej zmianie. Bardzo przyjemniej zmianie... „Bardzo podniecającej zmianie...” zaśmiał się głos w mojej głowie. Nasze języki spotkały się w odwiecznym tańcu miłości ciągnąc nas za sobą. Przez jakąś sekundę pojawiła się we mnie myśl, że toaleta to nie najlepsze miejsce, ale jak już mówiłem wcześniej, z myśleniem ostatnio było u mnie krucho.
   - Przegrałeś Horan – usłyszałem rechot Harry’ego, a następnie trzaśnięcie drzwiami. Zdecydowanie podziałało niczym zimny prysznic.
   - Czekam na zewnątrz. I nie przejmuj się Hazzą – pocałowałem ja w czoło i opuściłem pomieszczenie z zamiarem skopania tyłka przyjacielowi. – Czy ty masz jakiś radar mówiący kiedy jest najgorszy moment, by wejść do środka? – powiedziałem szeptem.
   - Ale mina. Ma mnie niby przerazić, czy co... – zaśmiał się przeciągając słowa. – Bo już się boję. Nie patrz tak na mnie, to jego pomysł – wskazał na Nialla.
   - Co? – oburzył się blondyn. – Nieprawda! To Zayn powiedział...
   - Ej! – ocknął się brunet. – To nie ja się zakładałem... – spojrzałem na Marka licząc, że chociaż on powie mi prawdę.
   - Na mnie nie patrz – pokręcił głową rozkładając ręce. – Nie wolno mi rozmawiać o pracodawcach.
   - Sprytne – przyznałem. – Gdzie Liam?
   - W kibelku – Hazz uwiesił mi się na plecach. – Czyli od teraz będziesz stałym gościem w damskich toaletach? – zaśmiałem się na jego słowa, ale w sumie... – Bo jeśli będziesz zaliczał też prysznice i przebieralnie, to chętnie będę się z tobą zmieniał. No wiesz, tak żebyś się nie przemęczał za bardzo...

   Uniosłem głowę chcąc rozprostować bolący kark. Już od prawie godziny próbowaliśmy z chłopakami dojść do porozumienia i wybrać kilka prac, które naszym zdaniem zasługiwały na wyróżnienie. Tylko nie jest to wcale łatwe, gdy stół wręcz ugina się pod ich ilością i w dodatku co chwilę zmienia się zdanie. Zerknąłem na Kate. Siedziała na fotelu pod ścianą i rozmawiała o czymś z Markiem. Wyglądała na spokojną, ale to tylko pozory. „Trzeba wiedzieć, gdzie patrzeć...” Siedziała spięta z sztywno wyprostowanymi plecami i z pochyloną głową. Cały czas nerwowo bawiła się zapięciem bluzy. „Boże, kończmy już...” jęknąłem w myślach wybierając pracę, która do tej pory najbardziej mi się spodobała.
   - Ja już mam – odezwałem się podając rysunek organizatorce spotkania. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i już miałem się zawinąć w stronę foteli...
   - Skoro tak dobrze ci poszło, to pomóż chłopakom się zdecydować – powiedział Paul posyłając mi spojrzenie mówiące, że już dawno mnie rozgryzł. Jednocześnie wskazał głową na fotografa, który krążył dookoła stołu robiąc nam pamiątkowe zdjęcia. Zastanawiałem się jak menadżer przekonał go, by nie fotografował Kate...
   - To z czym macie problem? – uwiesiłem się ramionami na Harrym i Niallu. – Genialny Tommo odpowie na wszystkie wasze pytania... Ten jest dobry – wskazałem na obrazek, który blondyn właśnie odłożył. – Liam wygląda na nim jakby mu druga głowa wyrosła...
   - Ej! – Li raczej nie podzielał mojego uwielbienia dla wspomnianego dzieła. – Bo ci zaraz znajdę ten, gdzie twój tyłek wygląda jak nasze wszystkie razem wzięte...
   - Masz taki? – zainteresował się Harry. – Ja go chcę! Na pamiątkę... – pociągnąłem go za włosy. – Ała... – zawył. – Kate, on się nade mną znęca...
   - Wcale, że nie – zmierzwiłem mu czuprynę. – To taka gra wstępna, a ty jakiś niedomyślny jesteś dzisiaj...
   Usłyszałem cichy śmiech mojej dziewczyny i gdy spojrzałem w jej stronę moje oczy zatraciły się w tej piwnej głębi... Mark coś jej szepnął, a ona przygryzła wargę wprawiając mnie w ten stan... Rumieńce na jej policzkach mówiły więcej niż tysiąc słów. Wiedziała jak to na mnie działa... Że ta jej dolna warga doprowadza mnie do szaleństwa... Wiedziała to, a mimo wszystko siedziała tam i świadomie mnie podniecała... W moich myślach już podchodziłem do niej biorąc w ramiona i całując do utraty tchu. W rzeczywistości zgiąłem się w pół, gdy poczułem łokieć Harry’ego wbijający się w mój bok.
   - Nie śpij – powiedział posyłając mi bezczelny uśmieszek mówiący, że dokładnie wie, co mi siedzi w głowie – Co sądzisz o tym? Te wszystkie prace sprawiają, że decyzja jest naprawdę twarda... yyy... znaczy się trudna – poprawił się szybko, ale i tak wiedziałem, że powiedział to specjalnie.
   „Co za kretyn” westchnąłem, ale musiałem przyznać, że w jednym miał rację... Naprawdę nie wiem, co ona ze mną robi, ale takie spontaniczne twardnienie nie zdarzało mi się odkąd skończyłem te piętnaście lat... A ostatnio mam wrażenie, że wciąż jestem w stanie wstępnej gotowości i wcale dużo mi nie potrzeba do startu... „Wszystko przed tobą...” odezwał się ten wredny głos. Pokręciłem głową próbując zakończyć to moje bujanie w obłokach zanim stanie się kłopotliwe i trudne do ukrycia...
   - Ten mi się podoba – wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. – I ten też – postukałem w jedną z trzech prac, które trzymał Horan. – Swoją drogą ciekawe czy Alex już wstała...
   - Jeszcze nie – odezwał się Harry podając kobiecie wybrany wcześniej malunek. – Miała napisać jak się obudzi...
   Teraz on uwiesił się na mnie i zaczęliśmy razem doradzać reszcie. I muszę przyznać, że naprawdę mam zadatki na geniusza. Bo o ile ja próbowałem jakoś dyskretnie ich pospieszyć, to on nie zadawał sobie trudu dyskrecją. „Pewnie już obmyśla jaką jej urządzi pobudkę” zaśmiałem się.
   Ostatnie wspólne zdjęcia z organizatorami oraz z wybranymi przez nas pracami i mogliśmy kierować się do wyjścia. Ściskałem dłoń Kate i ciesząc się, że już koniec.
- Panowie... – Paul posłał nam spojrzenie z typu tych „macie być grzeczni i uważać, co mówicie” – Kate, samochód już jest. Możesz zaczekać w środku...
   Dziewczyna pokiwała głową ściskając mocniej moje palce, gdy dały się słyszeć krzyki fanów.
   - Wszystko idzie jak z płatka, skarbie – powiedziałem cicho, by tylko ona mnie słyszała. – Jeszcze chwila i wracamy do hotelu.
   Gdy wyszliśmy na zewnątrz hałas był wręcz nie do wytrzymania. Miałem wrażenie, że liczba fanów zwiększyła się kilkakrotnie od momentu, w którym przyjechaliśmy. Poczułem, że Kate zaczęła się trząść. Posłałem Markowi spojrzenie mówiące, by otworzył drzwiczki i wsiadł do środka.
   - Kochanie... – stanąłem z nią przy samochodzie. Udało mi się zauważyć, że reszta już podeszła do ogrodzenia, by przywitać się z fanami. – Poczekasz z Markiem na nas, czy mam zostać z tobą? Powiedz mi. Tylko szczerze. Ja naprawdę nie muszę nigdzie iść... – objąłem ją ramieniem pomagając wsiąść i zająć miejsce.
   - Powinieneś pójść, Lou – szepnęła siadając przy oknie i kładąc obok torebkę oraz ściągając kurtkę. Znów zaczęła bawić się zamkiem od bluzy. – Poczekamy tu na was... – próbowała się uśmiechnąć, ale nie był to najszczerszy uśmiech w jej wykonaniu. A raczej, był aż za nadto szczery... Mówił, że się boi, ale poradzi sobie...
   - Kocham cię – powiedziałem cicho skradając buziaka i wyskakując z samochodu. – Niedługo wracam...

   Droga powrotna minęła nam zadziwiająco szybko, a atmosfera była iście imprezowa. Nawet Paul uśmiechał się pod nosem zadowolony. Jeżeli Kate dzisiaj tak nas zadziwiła, to co będzie jutro? Spojrzałem na dziewczynę, którą obejmowałem ramieniem. Na jej ustach błądził delikatny uśmiech. „Pewnie w reakcji na te głupoty, które od pół godziny wymyśla Harry...” Jednak jej twarz wydawała mi się dziwnie blada, a nawet jakaś taka... szara...
   - Dobrze się czujesz? – spytałem cicho pochylając głowę. Zauważyłem, że kilka kosmyków przykleiło jej się do twarzy. „Przecież wcale nie jest tak gorąco” dziwiłem się. – Coś cię boli? – próbowałem dalej.
   - Lou – odezwał się Harry. – Uchyl okno.
   - Co? – spojrzałem na niego nic nie rozumiejąc.
   - Otwórz okno zanim puści pawia... – zauważyłem grymas na twarzy Kate i szybko uchyliłem szybę. Poczułem zimno wkradające się do środka i zauważyłem westchnienie ulgi u mojej dziewczyny.
   - Masz chorobę lokomocyjną? – zapytałem zakładając jej zbłąkane kosmyki za uszy. – Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej, że ci nie dobrze?
   - Myślałam, że dojadę. Przecież już prawie jesteśmy...
   - A skąd wiesz? – Harry spoglądał na nią zaciekawiony. – Że już prawie...
   - Bo minęło mniej więcej tyle czasu i chyba jedziemy po drodze prowadzącej do hotelu... – uśmiechnęła się. – A przynajmniej tak mi się wydaje sądząc po tym stukaniu kół.
   - Niesamowite... – usłyszałem niedowierzanie w głosie Liama. Rzeczywiście w poprzek drogi rozciągnięte były metalowe kratki zmuszające kierowców do zwolnienia. I to one były źródłem dźwięku, o którym mówiła Kate.
   - Chłopcy, przypominam, że macie oddać samochód jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście – Paul patrzył na Kate z podziwem i uśmiechał się. „Czyżby w końcu uwierzył, że to się może udać?
   - Jutro – powiedział szybko Harry. – Może jeszcze Alex odwiozę przed naszym wyjazdem...
   - W porządku, ale musiałbyś to zrobić wcześnie rano – menadżer spojrzał na niego jakby spodziewał się protestów. – Wyjeżdżamy o siódmej. Macie być już spakowani.
   - Hazz – zaczął Liam – a może po prostu zostawimy jej samochód i odda go w poniedziałek? Musielibyście po piątej wyjechać, żebyś zdążył obrócić...
   - To nic – tą odpowiedzią zadziwił nas wszystkich. – Ale zapytam się jej. Gdyby wzięła samochód mogłaby dłużej z Kate posiedzieć...
   Jego wypowiedź zakończyły piski i nawoływania dziewczyn, które oznaczały tylko jedno. „Jesteśmy na miejscu.” Jęknąłem w duchu na widok tych wszystkich fanek.
   - Dzisiaj jest ich już więcej – westchnął Zayn. – Może powinniście iść od razu na górę?
   Mimo iż siedział za moimi plecami i nie widziałem jego twarzy, wiedziałem, że ma na myśli mnie i Kate. „Zdecydowanie nie będzie tak łatwo jak wczoraj.
   - Chyba tak zrobimy... – mówiąc to spojrzałem na Paula, a on na całe szczęście tylko pokiwał głową. – Wysiądziemy po was.
   Ledwo to powiedziałem samochód zatrzymał się, chłopcy wyskoczyli i razem z menadżerem podeszli do fanów. Mark czekał na nas przy otwartych drzwiach.
   - Gotowa? – ucałowałem jej skroń i splotłem nasze palce razem. Zamiast odpowiedzi dostałem delikatny uśmiech i lekkie skinięcie głową. – To idziemy...
   Wysiadłem z samochodu trzymając w jednej dłoni torebkę i kurtkę Kate, a drugą pomagając jej wygramolić się z auta. Stanęła obok mnie biorąc głęboki wdech. Zaciskała palce w żelaznym uścisku denerwując się otaczającym nas hałasem. Pociągnąłem ją delikatnie w stronę schodów, ale nie chciała iść...
   - Co się dzieje, skarbie? – uniosłem jej twarz ujmując ją pod brodę. – Wszystko w porządku... Zaraz będziemy na górze i zrobimy Alex pobudkę...
   - Powinieneś iść do nich... – usłyszałem cichy szept. – Proszą cię, byś podszedł...
   - Co? – zdziwiłem się na jej słowa, ale odruchowo spojrzałem w stronę, gdzie ochrona hotelu zebrała czekające na nas dziewczyny. Dopiero teraz słyszałem ich nawoływania. „Lou! Lou, kochamy cię! Chodź do nas! Lou! Prosimy! Lou...” – Nie muszę teraz – próbowałem ją przekonać, ale uparcie kręciła głową. – To zaprowadzę cię na górę i wtedy wrócę... Może tak być?
   - Po prostu idź... – powiedziała cicho i próbowała zabrać swoje rzeczy, które wciąż trzymałem. – Poczekam...
   - Kochanie... – nie chciałem jej zostawiać, ale wiedziałem, że ma rację. Powinienem jej pokazać, że spotkania z fanami to coś pozytywnego, ale jednocześnie... – Pójdziesz ze mną? Tak jak wczoraj? – zauważyłem wahanie na jej twarzy, ale jednocześnie w oczach mogłem zobaczyć milion myśli przepływających przez jej głowę. – Na chwilę i Mark będzie cały czas obok ciebie. Co ty na to? Kilka minut i idziemy na górę...
   Nie byłem do końca pewien, czy to dobre posunięcie. Ten dzień jak do tej pory był idealny. „Mogę go zepsuć swoją nadgorliwością...” Sam nie wiem, czy ucieszyłem się widząc jej delikatne skinięcie. W myślach właśnie zacząłem odmawiać modlitwę... Przerzuciłem sobie jej torbę przez ramię przewieszając przez nią kurtkę. Mocniej ścisnąłem dłoń Kate i zrobiłem kilka kroków w stronę zbiorowiska. „Tak na próbę...” O dziwo szła za mną. Dla kogoś obcego musiała wyglądać na onieśmieloną, gdy tak „patrzyła” na swoje trampki. Mark rozglądał się w skupieniu gotowy w każdej chwili zareagować. „Niech nic się nie stanie. Niech nic się nie stanie. Niech nic...” powtarzałem w myślach jak mantrę. Chłopcy spoglądali na nas zaskoczeni. Zauważyłem, że Niall powiedział coś do Paula i ten oddał go pod opiekę Zayna, a następnie stanął przy nas. Czułem, że cała się trzęsie... Prawie łamała mi palce... Podpisywałem wolną ręką wszystko, co podtykano mi pod nos i uśmiechałem się do aparatów. Kate praktycznie była schowana za moimi plecami. Słyszałem wiele pytań padających z różnych stron. Wszyscy byli ciekawi kim ona jest, ale póki co sprytnie je ignorowałem odpowiadając na inne. Zauważyłem, że dziewczyny próbują robić jej zdjęcia wołając, by się do nich odwróciła. Głaskałem kciukiem jej dłoń. Byłem dumny jak paw, że wciąż tu jest... że jeszcze nie uciekła. Mark i Paul zabezpieczali tyły, więc nie bałem się, że ktoś do niej podejdzie. Modliłem się tylko, by nikt nic niemiłego nie wykrzykiwał. Póki co nic takiego nie słyszałem. Miałem nadzieję, że ona też nie...
   Gdy poczułem, że krew już chyba przestała mi krążyć w palcach, zarządziłem odwrót. Pożegnaliśmy się i po kilku minutach obejmowałem Kate czekając, aż Liam otworzy drzwi do apartamentu. Była już o wiele spokojniejsza, a gdy weszliśmy do środka zauważyłem głębokie westchnienie ulgi i delikatny uśmiech.
   - Udało się – wyszeptała jakby sama w to nie wierząc. – Niesamowite... Alex miała rację...
   Porwałem ją w ramiona okręcając się kilka razy dookoła. Cieszyłem się jak głupi. „Boże, to naprawdę się udało.
   - Ja bym jej tak nie kręcił w kółko – zaśmiał się Harry idąc w stronę sypialni. – Wciąż jest trochę zielona na twarzy...
   Reakcją na jego słowa był cudowny rumieniec i równie cudowny uśmiech. Przytuliła się do mnie obejmując ramionami w pasie. Wpiłem się w jej usta nic sobie nie robiąc z tego, że mamy widownię, która znacząco pochrząkiwała. Dałem się porwać temu cudownemu uczuciu szczęścia. Dopiero wściekły krzyk Alex sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
   - Styles, ty idioto! Zabiję cię! Już nie żyjesz!
   Z pokoju wypadł Harry z uśmiechem zadowolenia na twarzy.
   - Paul, jesteś moim menadżerem, musisz mnie przed nią obronić – powiedział szybko chowając się za jego plecami.
   - Co zrobi... – zaczął Liam, ale na widok Alex, która akurat wybiegła z pokoju przerwał gapiąc się na nią z otwartymi ustami.
   Z całych sił zaciskałem usta, by się nie roześmiać. Dziewczyna była kolorowa jak zawsze. Nie wiem jak nazwać to, co miała na sobie, ale wyglądało to jak niemowlęce śpioszki koloru żółtego, tylko w rozmiarze XXL. W strategicznych miejscach miały ponaszywane czerwone łaty. Z włosów spływała jej woda i pewnie to było przyczyną błyskawic, które rzucały jej oczy. „Boże... Nie dam rady...” Czułem, że zaraz parsknę śmiechem i wtedy to ja znajdę się na jej celowniku. Cały się trząsłem od powstrzymywanego śmiechu. Kate uniosła głowę z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy.
   - Alex! Co ty masz na sobie? – Niall parsknął śmiechem i po chwili rechotał w najlepsze trzymając się za brzuch.
   - Ani się waż, Louis – spojrzała na mnie, a ja czułem, że przegrywam to starcie.
   - Nie mogę – jęknąłem, by przyłączyć się do Horana w napadzie głupawki.
   Najdłużej opierał się Paul, ale i on musiał się w końcu poddać, gdy dziewczyna odwróciła się na pięcie i „zamachała” ogonkiem, który był wymalowany z tyłu jej piżamy. Na pośladku widniał napis „Pocałuj mnie w...
   - Nie gadam z wami – może miało to zabrzmieć groźnie, ale niestety zaśmiała się mówiąc to. – Jedzenie będzie za jakąś godzinę – dodała jeszcze znikając w sypialni.
   - Alex, kochanie, nie gniewaj się – Harry pognał za nią i reszty jego słów nie dało się słyszeć, bo zatrzasnął za sobą drzwi.
   - Kate, czy ty wiesz co ona miała na sobie? – Niall wciąż jeszcze nie mógł się uspokoić.
   - Podejrzewam, że coś kolorowego – dziewczyna opierała się teraz o mnie plecami trzymając dłonie na moich, splecionych na jej brzuchu.
   - I z ogonkiem – parsknął Zayn i kręcąc głową z niedowierzaniem poszedł na taras. W tym samym momencie rozległ się huk, aż Kate podskoczyła w moich objęciach.
   - Żeby się tam tylko nie pozabijali – zaśmiałem się.
   - Jakby co, stawiam piątaka na Alex – Niall ocierał łzy z policzków. „Boże, ja też się popłakałem ze śmiechu...
   - Wszystko w porządku Liam? – przyjaciel wciąż stał z otwartymi ustami i chyba Paul się tym w końcu zaniepokoił.
   - Wciąż nie do końca wierzę, że naprawdę to widziałem – szepnął Li. – Ale wy też to widzieliście? – wolał się chyba upewnić.
   - To co takiego miała na sobie? – Kate „wbiła” we mnie te cudne spojrzenie.
   - Coś, co wyglądało na ogromne śpiochy – wciąż trząsłem się ze śmiechu, ale teraz i ona się przyłączyła. – Dobrze, że smoczka jeszcze nie miała.
   - To ja uciekam – odezwał się Paul ocierając łzy. – Już dawno się tak nie popłakałem ze śmiechu – kręcił z niedowierzaniem głową. – Idę załatwić wszystko w recepcji. Widzimy się jutro o siódmej rano i lepiej żebyście byli spakowani – spojrzał na blondyna. – Niall, głownie do ciebie mówię...
   - Jasne – Horan prawie leżał na fotelu próbując się uspokoić. – Będę zwarty i gotowy. Boże, muszę sobie kupić takie wdzianko. Dlaczego nikt zdjęcia nie zrobił?
   - Jestem prawie pewien, że Harry’emu się udało... – zaśmiałem się pod nosem na wspomnienie komórki w dłoni przyjaciela, gdy wybiegał z pokoju.
   - Coś cicho tam u nich – odezwał się Mark po wyjściu menadżera. – Myślicie, że się już pozabijali?
   - Może lepiej sprawdzić... – powiedział Liam i spojrzał na mnie.
   - Dlaczego ja?
   - Bo to twój pokój – Li jak zawsze miał gotową odpowiedź.
   - Chodź ze mną skarbie – chwyciłem Kate za rękę. – W razie czego obronisz mnie przed swoją przyjaciółką.
   Uśmiechnęła się do mnie i poszliśmy do sypialni. Pod drzwiami przystanąłem nasłuchując. Prawie przystawiłem ucho do drewnianej powierzchni. „Cicho... Podejrzanie cicho...” Ująłem klamkę naciskając ją powoli. „Nie wierzę...” stałem w otwartych drzwiach i pewnie moja szczęka właśnie uderzała o podłogę...