środa, 30 stycznia 2013

37



   Skończyłem się przebierać i odetchnąłem zadowolony. „Nie ma to jak własne szmaty” ucieszyłem się zakładając marynarkę. Spojrzałem na Nialla, który pospieszał mnie z równie szczęśliwą miną jak moja. Lou pastwiła się jeszcze nad Zaynem i Louisem, ale my już byliśmy wolni. Skierowałem się za blondynem do wyjścia.
   - To co? Bierzemy przykład z Liama? – zapytałem przyjaciela zatrzymując się przed budynkiem, by odetchnąć chłodnym powietrzem.
   - Chcesz iść się poszwendać? Myślałem raczej żeby do hotelu wrócić...
   - Możemy. Ale również możemy zaliczyć coś do jedzenia po drodze i dopiero potem wrócić do... – moją wypowiedź brutalnie przerwał dźwięk telefonu. „Alex?
   - Cześć wspólniczko – zaśmiałem się przełączając na głośnomówiący. – Już się za mną stęskniłaś?
   - Oczywiście partnerze – usłyszałem jej rozbawiony głos. – Co robicie? Próbowałam się dodzwonić do Lou, ale...
   - Pewnie Lux bawiła się jego telefonem i wyłączyła dźwięk niechcący, albo coś w tym stylu... – gdybałem. – A co chciałaś od niego? Utknęli z Malikiem na przymiarce i jeszcze trochę im zejdzie. Może ja z Niallem możemy ci pomóc? Już jesteśmy wolni...
   - No nie wiem – zaśmiała się. – To zadanie chyba was przerośnie.
   - No wiesz co? – oburzył się blondyn.
   - Mów w czym rzecz – powiedziałem. – Ja miałbym nie dać rady?
   - No dobra – znów usłyszałem jej śmiech. – Będziesz mógł odkupić swoją ostatnią akcję.
   - Miałaś mi nie przypominać... – jęknąłem.
   - To co się dzieje? – zapytał Niall.
   - Potrzeba jechać do jakiejś drogerii lub apteki i kupić coś dla Kate – zaczęła.
   - I to niby ma nas przerosnąć? – zaśmiałem się. – Nawet mamy tu niedaleko jakieś centrum handlowe, to kupimy co potrzeba.
   - A co mamy kupić? – odezwał się Horan.
   - Jakieś tabletki przeciwbólowe i solidny zapas... – urwała – podpasek.
   - Co? – zamarłem. „Że co? Nie ma mowy!” – Powiedz, że żartujesz...
   - Nie – roześmiała się. – Jestem bardzo poważna. Macie pod swoją opieką dziewczynę, to chyba nie powinno was dziwić, że dostała...
   - Nie kończ! – jęknąłem. – Rozumiem, ale nie kończ.
   - Czyli co? – odezwała się. – Miałam rację, że zadanie was przerosło?
   Popatrzyłem na Nialla, który zaczerwienił się chyba po cebulki włosów. Spojrzał mi w oczy i wzruszył ramionami.
   - Przecież to dla Katy... – westchnął. – Pójdziemy do samoobsługowego...
   - Dobra – powiedziałem. – Damy radę.
   - Serio? – zaśmiała się Alex. – Bo możecie przekazać to Lou...
   - Nie trzeba – nagle poczułem się dziwnie dorosły. Jakby to zadanie było jakieś super odpowiedzialne. – Kupimy co trzeba.
   - W razie czego dzwońcie – odezwała się. – I jeśli macie tam centrum handlowe, to możecie zajść do Bootsa...
   - Dzięki. Poradzimy sobie. Na razie – zapewniłem ją rozłączając się. Spojrzałem na Nialla. – To co? Chodźmy kupić te podpaski?
   - To słowo... – skrzywił się. – Idziemy, ale już go nie powtarzaj...
   Dojście do centrum zajęło nam jakieś pięć minut. Zdecydowanie za mało, by oswoić się z zadaniem. Znalezienie sklepu, o którym mówiła Alex - kolejne pięć minut. Czułem się jak jakiś zwiadowca na terytorium wroga, gdy tak przemierzałem z Niallem kolejne alejki. Miałem dziwne wrażenie, że wszyscy się na nas patrzą i wiedzą, co chcemy kupić.
   - Hazz... – usłyszałem szept przyjaciela, który zatrzymał się gwałtownie w pół kroku przez co wyhamowałem dopiero na jego plecach.
   - Co? – spojrzałem na jego zaczerwienioną twarz.
   - To chyba tu – szepnął.
   Rozejrzałem się dookoła i głośny jęk wydarł się z moich ust. Przenosiłem wzrok z regału na regał, z półki na półkę i czułem, że zaraz braknie mi powietrza. „Widok jak z jakiegoś koszmaru...
   - Stary – Niall popatrzył na mnie z paniką w oczach. – Powiedz, że wiesz które kupić?
   - A niby skąd? – warknąłem, a kolorowe opakowania aż mieniły mi się przed oczami. – A to nie wszystko jedno?
   - Gdyby było wszystko jedno, to nie byłoby tego cała alejka – szepnął. – Dlaczego się nie zapytałeś?
   - A ty? – wciąż nie mogłem oderwać wzroku od tych wszystkich opakowań. – Też byłeś przy tej rozmowie...
   - Nie dam rady – jęknął. – Kupmy cokolwiek i uciekajmy stąd. Zadzwonimy do Lou i niech on się martwi.
   - Alex się będzie z nas nabijała aż do śmierci – powiedziałem cicho, a w myślach już słyszałem docinki przyjaciółki. – A zresztą nie prosiłaby nas o to, gdyby Kate bardzo tego nie potrzebowała. Może zapytamy jakiegoś pracownika?
   - Zapomnij – popatrzył na mnie jak na idiotę i rozejrzał się dyskretnie dookoła.
   - Nie kręć się tak, bo pomyślą, że coś chcemy ukraść – warknąłem i zaczerwieniłem się, gdy mój wzrok napotkał spojrzenie jakiejś kobiety z wózkiem. „Jak ja się dałem w to wrobić?
   - Może do Katy zadzwonimy? – Niall już prawie płakał, a przynajmniej tak brzmiał jego głos.
   - Na pewno nie – jęknąłem. – Już więcej nie mam zamiaru jej zawstydzać... – sięgnąłem po telefon i patrzyłem się w niego czekając na ratunek.
   - To Alex... Mówiła żeby dzwonić w razie czego... – gdy to mówił już wybierałem numer przyjaciółki.
   - Co tam? – odezwała się po kilku sygnałach, które wydawały się dla mnie bardzo długie.
   - Gdzie ty mnie wysłałaś? – wyszeptałem. – Na terytorium wroga z Niallem jako wsparciem... – rozejrzałem się przerażony dookoła. – Normalnie już mieliśmy zarządzić odwrót...
   - Naprawdę – zaśmiała się. – Aż tak źle? Opisz sytuację, żołnierzu – normalnie się z nas nabijała i nawet tego nie kryła.
   - Potencjalny cel ma być w torebce czy w pudełku?
   - W torebce.
   - OK – westchnąłem. – Niall, odłóż te korki. To nie tego szukamy – nie mogłem uwierzyć widząc Horana wpatrującego się w niebieski kartonik szeroko otwartymi oczyma. Odłożył go tak szybko jakby ten parzył przy okazji strącając kilka innych, które zaczął nerwowo odkładać na miejsce. Zaczerwienił się przy tym jak panienka.  – Boże...
   - Jeszcze jakieś pytania? – znów usłyszałem rozbawiony głos Alex.
   - Jakiś milion... – jęknąłem rozglądając się dookoła.
   - Harry – westchnęła. – Po prostu kup jakieś zwykłe...
   - Normal, regular, maxi, night... – czytałem napisy na opakowaniach. – Matko boska, ile tego jest?
   - Nolmal może być – powiedziała.
   - A maxi nie będą lepsze? – sięgnąłem po opakowanie i zacząłem czytać informację z tyłu torebki.
   - Nie. Są ogromne – usłyszałem.
   - To chyba dobrze, nie?
   - Styles – zaśmiała się. – Uwierz mi, że duże w tym wypadku nie znaczy lepsze.
   - Bardzo śmieszne – odłożyłem opakowanie na półkę. – Normal, tak?
   - Tak.
   - Dobra. To na razie – powiedziałem cicho i rozłączyłem się. Niall wpatrywał się we mnie licząc na ratunek.
   - I co? Wiesz już? – szepnął wciąż łypiąc oczami na boki.
   - Tak – sięgnąłem po zieloną torebkę. Po krótkim zastanowieniu wziąłem drugą i wcisnąłem mu w dłonie. – Sam nie będę tego dźwigał...
   - Czy możemy prosić o autograf? – usłyszałem to, czego obawiałem się najbardziej w całym tym przedsięwzięciu. Odwróciłem się powoli w stronę skąd dochodził do mnie głos. Stały przed nami trzy fanki. Gdybym miał zgadywać, to miały nie więcej niż piętnaście lat. Uśmiechnąłem się zawstydzony.
   - Jasne – kątem oka zarejestrowałem, że Niall zrobił się jeszcze bardziej czerwony. „A myślałem, że to już fizycznie niemożliwe.
   Na nasze szczęście, dziewczyny zniknęły, gdy tylko podpisaliśmy się w ich zeszytach i po obowiązkowej fotce. Spojrzałem na przyjaciela. Wyglądał jakby ledwo się trzymał na nogach.
   - Jeszcze tabletki – przypomniał wskazując głową na ladę, za którą piętrzyły się opakowania z lekami.
   Skierowaliśmy się w tą stronę. Zauważyłem, że Niall próbuje tak trzymać torebkę, by nie było widać, co niesie. Ja też miałem podobny system, choć przez chwilę myślałem, by po prostu schować to pod marynarką, ale wtedy już na pewno oskarżyli by nas o kradzież. Zbliżając się do lady zauważyłem uśmiechniętą ekspedientkę.
   - Dzień dobry – powiedziała wesoło. – W czym mogę pomóc?
   - Poproszę jakieś tabletki przeciwbólowe – odezwałem się zadowolony z siebie. „Przynajmniej to było łatwe.
   - Jakie?
   - Jakiekolwiek – uśmiechnąłem się.
   - A na jaki ból?
   - Jaki? – „Co ona taka dociekliwa? Skąd mam kurwa wiedzieć jaki? Boże, pomocy...” – Hmmm...
   - Dla tej pani, dla której będzie to? – uśmiechnęła się do nas wskazując na torebkę w moich dłoniach.
   - Tak... – jęknął Niall i brzmiało to jak najprawdziwszy jęk rozpaczy. W tej chwili przypominał już dorodnego buraka.
   Trzeba przyznać kobiecie, że naprawdę próbowała się z nas nie śmiać, ale widać było, że długo nie da rady się powstrzymywać. Zdjęła z regału jakieś srebrne pudełko i skasowała.
   - Za resztę też mogą panowie tu zapłacić – odezwała się wskazując na krępujące nas przedmioty.
   Szybko podaliśmy jej torebki i przez chwilę naprawdę miałem wrażenie, że prawie parzą. Dobiła je do rachunku i zapakowała wszystko w białą jednorazówkę. „Dzięki Bogu...” westchnąłem w myślach i sądząc po reakcji Horana, właśnie robił to samo. Podałem kobiecie kartę jeszcze zanim zdążyła się odezwać. Mogłem się założyć o wszystko, że będzie miała z koleżankami świetny temat do żartów podczas przerwy na kawę.
   Pięć minut później siedzieliśmy w taksówce i żaden z nas nie odzywał się słowem przez całą drogę do hotelu. Zresztą gdy otwieraliśmy drzwi do apartamentu też nie padło żadne słowo.
   - Cześć chłopaki – Mark spojrzał na nas mrużąc oczy. – Co wy tacy mokrzy jesteście? Przecież nie pada...
   - Nawet nie pytaj – odezwał się Niall i poszedł do swojej sypialni zostawiając mnie z białą reklamówką, która traktowałem jak granat z wyciągniętą zawleczką.
   - Gdzie Kate? – zapytałem rozglądając się dookoła.
   - Źle się czuła i poszła się położyć – odezwał się ochroniarz. – Zaglądałem do niej kilka minut temu i spała zwinięta na łóżku. Co tam masz?
   - Nawet nie pytaj – powiedziałem kierując się do pokoju. Otworzyłem ostrożnie drzwi i wśliznąłem się do środka. Dziewczyna leżała na boku przyciskając kolana do siebie. „Ból brzucha... No jasne! Jaki ja jestem tępy...” Podszedłem jak najciszej do łóżka i wpatrywałem się w jej twarz. Zauważyłem ślady łez na jej policzkach i nagle cała ta nasza wyprawa wydawała mi się niewarta tych wszystkich nerwów. „Przecież dla niej mógłbym tam iść jeszcze raz...” pomyślałem kładąc ostrożnie zakupy obok Kate tak, by znalazła je gdy się obudzi. Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się do wyjścia.
   - Dziękuję Harry – usłyszałem cichy szept, gdy już prawie zamykałem za sobą drzwi sypialni.
   „Nie ma za co...” odpowiedziałem w myślach opierając się ciężko o ścianę. Byłem spocony jak szczur i te zakupy wykończyły mnie bardziej niż kilkugodzinna próba, ale te dwa słowa wynagradzały wszystko. „Nigdy więcej...” Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Od Alex. „I jak? Daliście radę?” Uśmiechnąłem się do siebie. Oderwałem się od ściany i skierowałem do salonu odpisując po drodze. „Pewnie, że tak. Bułka z masłem...


   Kolejny raz zatrzęsło mnie z zimna. Zaciągnąłem się papierosem jednocześnie próbując jakoś schronić się przed zimnym wiatrem wciskając się we wnękę w murze. „Ile jeszcze?” Powoli zaczynałem żałować, że obiecałem na niego zaczekać. Mogłem już siedzieć w ciepłej taksówce, albo popijać gorącą kawę i gapić się bezkarnie na Kate. Kolejny podmuch prawie zgasił mi fajkę. „Cholera! Daję mu pięć minut i spadam.” Kątem oka wychwyciłem ruch z lewej strony. „Kolejna fanka...” westchnąłem, gdy zauważyłem jej wzrok wbity we mnie niejako ze strachem, ale na pewno z uwielbieniem... Zgasiłem papierosa i uśmiechnąłem się przyjaźnie.
   - Co tam? – dwa słowa, a reakcja na nie przeraziła mnie nie na żarty. – Wszystko w porządku?
   - T-tak... Uhm... A u pana... ciebie... yyy – zrobiła się trupio blada i zastanawiałem się czy nie padnie mi tu zaraz trupem. „Dobór słów adekwatny do sytuacji.” – C-czy mogę prosić... – nieśmiało wyciągnęła książkę w moją stronę.
   - Jasne – próbowałem czarować uśmiechem. – Jak masz na imię?
   - Uhm... L-Louise...
   - Miło mi cię poznać, Louise – sięgnąłem po książkę i pisaka. – Czy mi się wydaję, czy słyszę w twoim głosie jakiś obcy akcent? Skąd jesteś?
   - Z Polski...
   - Jesteś na wakacjach? – może powinienem przestać zadawać jej pytania, bo wyglądała jakby miała zemdleć. Podpisałem się i oddałem jej własność.
   - N-na obozie językowym... – wydukała. – Dziękuję. – Już miała odejść, gdy nagle Lou pojawił się nie wiadomo skąd i praktycznie przyprawił ją o zawał.
   - Hej – szczerzył się jak nawiedzony i przeskakiwał wzrokiem między mną a dziewczyną. Zobaczył książkę w jej dłoniach. – Ciekawa lektura? – puścił do niej oczko, a ja naprawdę nie mogłem wyjść z podziwu, że ona wciąż trzyma się na nogach.
   - T-tak, b-bardzo... – powiedziała cicho.
   - Podpisz się jej, stary – postanowiłem jej trochę pomóc. A właściwie chciałem stąd już jechać, bo czułem, że już mi tyłek zamarza.
   - Jasne. Daj – sięgnął po książkę i przeczytał mój wpis. – A więc Lou... – popatrzył na nią. – Fajne imię. Dziwnie znajome – próbował ją rozbawić, ale jedyne co mu się udało, to wywołać rumieniec na jej policzkach. „Dobre i to. Przynajmniej nabrała kolorów.” Podpisał się i w tym momencie przyjechała nasza taksówka. – Musimy lecieć...
   - Mogę... – zauważyłem, że zaciska palce na telefonie.
   - Zdjęcie? – podpowiedziałem. – Jasne. – Lou zabawił się w fotografa i pstryknął kilka fotek. – Ale teraz już naprawdę musimy jechać. Miło było cię poznać Louise...
   Oderwałem się od ściany i wpakowałem do samochodu. Minutę później Lou opadł ciężko obok mnie.
   - Jestem wykończony – westchnął. – Nie sądziłem, że to tyle potrwa... – wyjął komórkę. – O w mordę!
   - Co? – wyglądał na zaniepokojonego.
   - Alex się dobijała i mam chyba z dziesięć wiadomości – zauważyłem, że czyta jedną po drugiej. – Harry napisał, że mam nie dzwonić do Kate, bo śpi... Kiedy ostatnio ona spała w dzień?
   - Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek... – spojrzałem na niego. Wydawał się zaniepokojony, ale wciąż przeglądał telefon.
   - Andy jest przejazdem. Liam wyciągnął go na miasto, żeby nie stresować Kate – odezwał się po kolejnej przeczytanej wiadomości.
   Wyjąłem swój telefon i jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że również do mnie ktoś się dobijał. „Głównie Horan...” pomyślałem przeglądając skrzynkę.
   - A co chciała Alex? – zapytałem.
   - Nie wiem, ale napisała, że załatwiła wszystko z Harrym i Niallem – schował komórkę do kieszeni. – Pisze, że przyjdzie jutro... Może się pan zatrzymać na chwilę pod sklepem muzycznym? Dosłownie pięć minut i pojedziemy dalej.
   Kierowca uśmiechnął się pod wąsem i pokiwał głową. Już po minucie parkował przed wejściem.
   - Zaraz wracam – Lou wręcz wyskoczył z samochodu.
   Patrzyłem za oddalającym się przyjacielem i zastanawiałem się, co tym razem planuje kupić. Bo, że dla Kate, to nie ulegało wątpliwości. Wystarczyła tylko wzmianka o tej dziewczynie i moją głowę wypełniały myśli o niej. „Jakaś dziwna obsesja...” Sam tego nie rozumiałem... Z jednej strony wiedziałem, że to co łączy ją z Louisem jest wyjątkowe i naprawdę mu kibicowałem. „Zazwyczaj...” przyznałem, starając się nie oszukiwać samego siebie. Wystarczy, że robiłem to wobec wszystkich dookoła... Mój wzrok powędrował w stronę zadrapań i siniaków na lewej dłoni. Skrzywiłem się na wspomnienie bólu, gdy uderzyłem w ścianę, by jakoś rozładować targające mną emocje. „I po co Niall mi to opowiedział?” Obraz wesołego przyjaciela, któremu aż oczy się świeciły, pojawił się w mojej głowie. Taki był szczęśliwy w tamtym momencie. A ja umierałem wraz z każdym jego słowem... Stałem przed nim i uśmiechałem się... A w środku cały się buntowałem. Potarłem obolałą dłoń. Ale zaraz po tym cieszyłem się razem z Lou i Kate... I naprawdę cieszę się ich szczęściem. „Zazwyczaj...
   Dźwięk przychodzącej wiadomości wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na wyświetlacz i nagle poczułem się jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku... „Perrie... Czyżby telepatia...” Żartobliwy ton wiadomości sprawił, że poczułem się jeszcze bardziej winny. W mojej głowie wciąż kołatały słowa Liama, który już sam nie wiem ile razy przekonywał mnie, bym powiedział prawdę swojej dziewczynie. A ja wciąż go zbywałem mówiąc, że jeszcze nie trzeba. Ale prawda była inna. „Bałem się...” Najzwyczajniej w świecie bałem się opowiedzieć jej o Kate. Bałem się tego, że może odczytać z moich słów coś więcej... „Prawdę.” Nie chciałem tej rozmowy, bo jak mogłem dyskutować o czymś, czego sam nie rozumiem... Spojrzałem na wyświetlacz, z którego uśmiechała się do mnie twarz Perrie. Nie mogłem się powstrzymać, by... Wyjąłem z portfela zdjęcie szczęśliwej dziewczyny wygłupiającej się razem z przyjaciółką. „Który to już raz wpatruję się w tą fotografię?” Wciąż nie wiem, co mną kierowało, kiedy schowałem to zdjęcie do kieszeni. Czułem się jak najprawdziwszy złodziej. Zachwycałem się fotografiami razem z przyjaciółmi modląc się o to, by nikt nie zauważył, że jednej brakuje. Ale nie mogłem się powstrzymać... Już chyba z milion razy chciałem ją oddać, ale za każdym razem coś we mnie krzyczało, by tego nie robić... „I tchórzyłem.” Kolejny raz przejechałem palcem po gładkiej powierzchni zdjęcia. „Kate... I Alex” dodałem w myślach jakby przez to moja wina miała być mniejsza. Dźwięk zapalanego silnika wyrwał mnie z zamyślenia. Zauważyłem, że Lou idzie do samochodu. Pośpiesznie schowałem zdjęcie i w momencie gdy przyjaciel wsiadł do środka zająłem się odpisywaniem na wiadomość, by ukryć ewentualne poczucie winy malujące się na mojej twarzy. „Boże! Przecież to jego dziewczyna...” Ja naprawdę im kibicowałem. Z całego serca. Naprawdę. „Zazwyczaj...


   Opierałem się o ścianę windy wpatrując się w przyjaciela, który był jakiś dziwnie zamyślony. Starałem się sobie przypomnieć, czy tak było cały dzień, czy dopiero później. Szczerze? Nie miałem pojęcia. Ostatnio jakoś nie zwracam uwagi na to, co się dzieje dookoła. Moje myśli są zazwyczaj zajęte tylko jedna osobą... I znów poczułem to ciepło w okolicy serca.
   - Wszystko w porządku, Zayn? – spojrzał na mnie tylko po to, by szybko odwrócić wzrok. „Ciekawe...
   - Tak – uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie. – Padnięty jestem. A miałem nadzieję, że to będzie tylko krótka przymiarka...
   - Też tak myślałem – przyznałem wychodząc z windy. – Cieszyłem się na wolne popołudnie, a zamiast tego zostaje mi kawałek wieczoru, bo jutro musimy rano wstać na tą próbę.
   Gadałem czekając aż otworzy drzwi. Moje wszystkie plany poszły się... No, musiałem je zmienić. Ale wciąż miałem kilka pomysłów i wielką nadzieję na to, że któryś z nich spodoba się mojej dziewczynie. „Moja dziewczyna... Idealnie to brzmi.
   - No nareszcie – Niall posłał w nasza stronę nerwowy uśmiech. – Co tak długo?
   - Pewnie tyłek Lou nie mieścił się w spodniach – żartował Harry, ale i on brzmiał jakoś inaczej. „Co jest grane?” Rozejrzałem się dookoła...
   - Gdzie Kate? – spojrzałem na przyjaciół i nie uszło mojej uwagi, że wymienili między sobą szybkie spojrzenie. Lodowaty dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. – Co...
   - Jest w sypialni – odezwał się Mark, który akurat w tym momencie pojawił się w kuchennych drzwiach. – Nie czuje się dziś najlepiej...
   - Co się dzieje? – wbiłem swój wzrok w niego. – Rozmawiałem z nią dwa razy. Nic nie mówiła...
   - I dziwi cię to? – zapytał Harry. – Jakoś jeszcze nie słyszałem żeby na cokolwiek narzekała.
   - Mówiła, że brzuch ją boli... – dodał Mark.
   - Coś jej zaszkodziło? – próbowałem sobie przypomnieć, co zjadła na śniadanie.
   - Ma te dni... – odezwał się Niall.
   - Co? – zdziwiłem się. – Jakie dni?
   - No te... – zauważyłem rumieńce na policzkach blondyna. – Wiesz...
   - Boże, jakie? Nic z tego nie rozumiem... – spojrzałem na niego denerwując się coraz bardziej. – Mów normalnie o co chodzi.
   - Ma okres – odezwał się Zayn, o którego istnieniu już zdążyłem zapomnieć, a tymczasem on cały czas stał obok mnie.
   Spojrzałem na niego, a następnie na Nialla, który na mój pytający wzrok tylko pokiwał głową ciesząc się pewnie, że ktoś powiedział to za niego.
   - I nic nie jadła poza śniadaniem – dodał Mark.
   Skierowałem się do sypialni po drodze ściągając z siebie kurtkę. Ostrożnie otworzyłem drzwi starając się zbytnio nie hałasować gdyby spała. W pokoju panował półmrok, ale i tak udało mi się dostrzec drobną osóbkę zwiniętą w kłębek na łóżku. Odłożyłem siatkę z zakupami i kurtkę na fotel i powoli podszedłem do Kate. Zauważyłem opakowanie tabletek przeciwbólowych i szklankę do połowy wypełnioną wodą. „Niedobrze...” pomyślałem. „Kolejne leki.” Nachyliłem się i spojrzałem na tę drobną twarzyczkę. Jak bardzo musiała cierpieć, skoro aż się popłakała? Przecież doskonale wiedziałem, że jest dzielna i tym bardziej byłem przerażony...
   - Hej... – usłyszałem cichy szept i ujrzałem delikatny uśmiech. – Już wróciłeś...
   - Cześć kochanie – położyłem się za nią obejmując ją ramieniem w pasie. Ucieszyłem się, gdy wtuliła się we mnie tak, że czułem ciepło jej ciała na swoim. Oparłem głowę na ręce. – Jak się czujesz skarbie?
   - Już lepiej – powiedziała cicho.
   - A tak szczerze? – splotłem jej palce z moimi. – Miałaś mi zawsze wszystko mówić, pamiętasz?
   - Nie chciałam cię martwić – usłyszałem to, czego się spodziewałem. – A zresztą, to przecież nic takiego... – przylgnęła do mnie plecami wciąż podciągając kolana do klatki piersiowej.
   - Chcesz powiedzieć, że zawsze tak cierpisz? – przeraziłem się, gdy zamiast odpowiedzieć wzruszyła tylko ramionami. „A więc tak.” Miałem ochotę spojrzeć w niebo i wykrzyczeć: „Ile jeszcze?!” Próbowałem przywołać całą moją wiedzę na temat kobiecych spraw... – Potrzebujesz czegoś ze sklepu?
   - Harry już mi zrobił zakupy... – szepnęła i oblała się rumieńcem.
   - Naprawdę? – Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę będę musiał postawić mu pomnik. – Mark mówił, że nic nie jadłaś...
   - Nie jestem...
   - Tylko prawda, kochanie – przerwałem jej wypowiedź, bo jakoś nie mogłem uwierzyć, że po całym dniu nie jest głodna. – Pewnie nie miałaś siły się ruszyć... – próbowałem jej podpowiedzieć.
   - Jak tak sobie leżę, to jest lepiej... – uśmiechnęła się nieśmiało. – Przynajmniej do chwili kiedy się nie ruszę... Przepraszam...
   - Za co ty znowu przepraszasz? – pochyliłem się, by pocałować ją w skroń. – Zaraz zorganizuję coś do jedzenia, bo też umieram z głodu. I zjemy sobie leżąc w łóżku. Co ty na to? – posłała mi „spojrzenie” pełne miłości, a mnie coś chwyciło za serce... – I mam coś dla ciebie. Ale to za chwilę. Idę zamówić nam kolację i zaraz wracam do ciebie.
   Uśmiechnęła się do mnie tym swoim przecudnym uśmiechem i nie mogłem się powstrzymać, by nie skraść jej całusa. To miało być tylko delikatne cmoknięcie, ale znów daliśmy się porwać... Myślę, że należy mi się medal za każdym razem, gdy udaje mi się oderwać od tych boskich warg.
   - Zaraz wracam – dodałem jeszcze podnosząc się z łóżka i wychodząc z pokoju.
   - I jak ona się czuje? – Niall zaatakował mnie pytaniem ledwo zamknąłem za sobą drzwi sypialni. – Pomogły coś te tabletki?
   - Skąd... – spojrzałem na niego. – Byłeś razem z Hazzą na zakupach...
   - No tak – pokiwał głową. – Alex do niego zadzwoniła.
   - Dzięki stary – objąłem go ramieniem i posłałem dziękczynny uśmiech Harry’emu. – Mogę mieć do ciebie prośbę? Zamów proszę coś do jedzenia dla niej i dla mnie, ale coś takiego żeby dało się jeść na leżąco. Spróbuję ją namówić, by chociaż trochę zjadła...
   - Jasne. Nie ma sprawy. Zaraz przejrzę menu i coś wam wezmę – uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
   Sięgając po komórkę spojrzałem na deszcz szalejący za oknem i rozejrzałem się dookoła.
   - Może zadzwońcie po Liama... Niech przyjdzie z Andym. Kate raczej dziś nie wyjdzie z łóżka, a nawet jeśli, to po prostu będzie mogła go poznać...
   - A ty gdzie dzwonisz? – Zayn spojrzał na mnie zdziwiony. – Nie do niego?
   - Nie – przyłożyłem słuchawkę do ucha. – Muszę pogadać z Alex i może jeszcze do Toma zadzwonię...

   Ponownie wsunąłem się pod kołdrę i przytuliłem do pleców Kate. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, gdy wtuliła się we mnie i nieznacznie, ale jednak, obróciła się w moją stronę.
   - Niedługo będzie jedzonko – powiedziałem skradając jej buziaka. – A na razie prezenty. – Sięgnąłem za siebie po reklamówkę i położyłem ją przed dziewczyną.
   - Prezenty? – wyszeptała zdziwiona. – Ale...
   - Tak tylko powiedziałem – musiałem jej przerwać, bo domyślałem się co chce powiedzieć. Sięgnąłem po laptopa i położyłem go na łóżku przed nami. – Nie sprawdzisz?
   Ostrożnie wzięła torebkę i wyciągnęła z niej kilka pudełek. Nie mogłem oderwać wzroku od jej drobnych paluszków nieśmiało badających trzymane przedmioty.
   - Czy to są płyty? – zapytała odwracając twarz w moją stronę.
   - Tak. Z muzyką – przyznałem. – Pomyślałem sobie, że fajnie będzie je przesłuchać. Może ci się spodobają... – Sięgnąłem po pierwszy krążek i wsunąłem go do laptopa.
   - Wasz album? – „Wydawało mi się, czy naprawdę widziałem wesoły błysk w jej oczach?
   - Nie. Coś innego – uśmiechnąłem się widząc, że jest tym trochę rozczarowana. – Jestem ciekawy, czy rozpoznasz... A nasz album przesłuchamy następnym razem, dobrze?
   - Ale wiesz, że ja nic nie... – przerwała, gdy dały się słyszeć pierwsze takty i po chwili uśmiechnęła się wesoło. – To muzyka z filmu...
   - Tak jak obiecałem – skradłem kolejnego całusa. – I sam sobie przyznałem nagrodę.
   - Szkoda... – puściła mi oczko. – Bo ja chciałam ci coś innego dać...
   - A co?
   - No, teraz to już za późno – droczyła się ze mną.
   - Ale ja przyniosłem więcej niż jedną płytę – próbowałem się targować. – To chyba należy mi się jeszcze jedna nagroda?
   - Hmmm... – udawała, że się zastanawia, a ja w tym czasie wsunąłem jej ramię pod głowę. – No ewentualnie... – uśmiechnęła się i delikatnie położyła dłoń na moim policzku. I muszę przyznać, że poprzedni całus przy tym pocałunku, który złożyła na moich wargach, był ledwie zadatkiem do głównej nagrody...
   - Wow – szepnąłem jej do ucha. – Mam ochotę biec po nasz album, bo już nie mogę się doczekać kolejnej nagrody...
   Uśmiechała się. Mimo iż kilka razy zauważyłem grymas bólu na jej twarzy, to wciąż się uśmiechała. Chwilami myślałem, że byłoby prościej gdyby nie była taka dzielna... Moja dłoń spoczęła na jej brzuchu.
   - Kochanie, dlaczego nie zdjęłaś spodni? Przecież musi ci być niewygodnie... – Moje palce od razu odnalazły sznurek oraz guzik i po chwili miałem na koncie takie małe osiągnięcie. „Znów dobierasz jej się do majtek...” Czasami chciałbym, by ten wredny głos w mojej głowie zamilkł. „Czasami...” uśmiechnąłem się zadowolony.
   - Lou... – cudowny rumieniec pokazał się na jej policzkach. – Ktoś może wejść...
   - No i co z tego? Skarbie, przecież leżysz pod kołdrą.
   - Wiem, ale... – zaczęła zawstydzona i przygryzła wargę nie kończąc. „Ale będziesz musiała wstać do łazienki...” dokończyłem w myślach.
   - A co powiesz na mały kompromis? Dam ci jakieś moje spodnie... Będą za duże, ale zdecydowanie wygodniejsze do leżenia. Może być?
   Gdy tylko pokiwała głową zgadzając się na ten pomysł moja dłoń kontynuowała misję zdjęcia z niej czarnych bojówek. I wcale nie zauważyłem, że ma na sobie granatowe figi w białe kropy... I tego marszczenia z tyłu też nie widziałem... A już w ogóle nie zwróciłem uwagi na jasnoniebieską kokardkę nad tym marszczeniem... „Jestem zboczony. Nic dodać, nic ująć.
   - Lou... – „Czy ona właśnie zaczerwieniła się jeszcze bardziej?
   - Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać – usłyszałem rozbawiony głos Nialla – ale przynoszę dary, wiec mnie nie bijcie... – Podszedł z drugiej strony łóżka i położył przed nami tacę zastawioną smakołykami. – Jak się czujesz, Katy?
   - Dobrze – posłała mu delikatny uśmiech. Chrząknąłem znacząco pogłębiając tym jej rumieniec. – To znaczy nieco już lepiej...
   - Trochę dzisiaj taka nie zdrowa kolacja, ale przynajmniej możecie jeść palcami – przysiadł na łóżku. – I pamiętałem nawet, że lubisz utopione frytki.
   - Jakie? – zdziwiłem się, ale najwyraźniej Kate doskonale wiedziała o czym mowa, bo zaśmiała się cicho. Coś mi się wydaję, że tych dwoje prowadziło całkiem ciekawe konwersacje, gdy urzędowali w kuchni.
   - Katy topi frytki w keczupie – śmiał się wyciągając z bocznej kieszeni spodni butelkę ze wspomnianym sosem pomidorowym.
   - Naprawdę?
   - Tak – uśmiechnęła się. – A potem je ratuję i mam na koncie dobry uczynek.
   - Tego mi nie mówiłaś – roześmiał się blondyn. – Dobre... Potrzebujecie czegoś jeszcze?
   - Na razie nie. Dzięki stary.
   - Nie ma za co. Wszystko dla mojej siostro-przyjaciółki... A teraz wcinajcie póki ciepłe.
   - Dziękuję Niall – jedno jej słowo sprawiło, że uśmiechał się od ucha do ucha wychodząc z pokoju...

piątek, 25 stycznia 2013

36



   Najnormalniej w świecie miałem ochotę zamordować Harry’ego. „Czy to podejdzie pod zabójstwo w afekcie?” Trzy rzeczy wydarzyły się w jednej sekundzie. Okrzyk zaskoczenia z ust Harry’ego, jęk rozkoszy Kate i mój prawdopodobnie największy orgazm w życiu. „Boże, zabiję go. Zamorduję. Zakopię. A potem wykopię, żeby jeszcze raz go zabić za to, że wtargnął w takim momencie.” Trzymając dziewczynę w ramionach spojrzałem na przyjaciela, który z szokiem wymalowanym na twarzy obrócił się na pięcie i prawdopodobnie chciał stąd uciec, ale jedyne co osiągnął, to rąbnął się z całej siły we framugę. Odbił się od niej z głośnym hukiem, po czym zniknął za drzwiami zatrzaskując je za sobą.
   Przeniosłem wzrok na Kate, która opierała głowę na moim ramieniu. Ująłem jej brodę i uniosłem twarz, by móc na nią spojrzeć. Miała na niej wypisane przerażenie oraz zawstydzenie i... wciąż jeszcze niedawną rozkosz. Wciąż drżała na całym ciele i obejmowała mnie mocno ramionami. Lekko rozchylone wargi drżały, gdy próbowała uspokoić oddech. Musnąłem je delikatnie, by następnie zmienić to w głęboki pocałunek.
   - Kocham cię – wyszeptałem jej prosto w ucho, gdy już udało mi się oderwać od jej ust. – Jesteś cudowna...
   - Ja też cię kocham – usłyszałem cichy głos, który sprawił, że moje serce zrobiło fikołka. – To było...
   - Nieziemsko wspaniałe? – podpowiedziałem.
   - Tak – oblała się rumieńcem. – Ale Harry...
   - Nim się nie przejmuj – próbowałem ją uspokoić. – Teraz mamy większy problem... – zauważyłem zdziwienie na jej twarzy. – Kto idzie pierwszy pod prysznic? Bo ja naprawdę tego potrzebuję.
   Zaśmiała się głośno. Naprawdę się zaśmiała. To był najprawdziwszy, szczery, radosny i przede wszystkim głośny śmiech. „Umarłem i jestem w niebie. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć.” Patrzyłem w jej oczy i widziałem radość... I w tym momencie kochałem ją jeszcze bardziej. „Czy to w ogóle możliwe?
   - A mogę iść z tobą? – zapytała, czym przyprawiła mnie o zawał. Założę się, że moja mina była warta uwiecznienia.
   - C-co? – wydukałem, bo coś nagle ścisnęło mnie za gardło.
   - Nie mogę tu zostać sama, bo jak Harry wróci, to spalę się ze wstydu – powiedziała cicho wciąż się uśmiechając. – Obiecuję, że nie będę podglądać... – mrugnęła do mnie i właśnie przeszedłem kolejny zawał.


   Trzy pary oczu wpatrywały się we mnie z niedowierzaniem. To samo było wymalowane na ich twarzach. Gdy wróciłem do salonu patrząc się tępo nicniewidzącymi oczami i z guzem na czole wielkości globusa wszyscy rzucili się na mnie z pytaniami... Ledwo to z siebie wydusiłem, a oni teraz wyglądali jakby mi nie wierzyli.
   - Możesz powtórzyć – Liam wbił we mnie wzrok. – Chyba się przesłyszałem.
   - Nie każcie mi tego mówić jeszcze raz... – jęknąłem zakrywając twarz dłońmi. – I nie gapcie się tak na mnie.
   - Piłeś? – zapytał Niall pochylając się w moją stronę. – Mark, ty sprawdź. Ja dziś wszędzie czuję alkohol.
   - Nie piłem, kretynie! – warknąłem.
   - Powiedziałeś właśnie, że Lou i Kate... – zaczął Liam, ale jakoś nie umiał tego dokończyć. – No, że oni...
   - Kochali się, gdy wszedłeś do sypialni – Niall postanowił mu pomóc. – Nie wierzę.
   - To nie wierz. Ja też nie wierzę...
   - Byli nago? – dopytywał się blondyn.
   - Niall... – Liam chyba nie czuł się dobrze rozmawiając na taki temat.
   - No co? Jeżeli to prawda... – powiedział. – W co ciężko mi uwierzyć, ale jeżeli się kochali, to chyba dobrze, nie?
   - Co? – jęknąłem.
   - Ciągnie ich do siebie od samego początku. A taki krok, to naprawdę coś – mówił machając rękoma. – Chodzi mi o to, że jeśli to prawda, to Katy właśnie zrobiła coś, czego nikt z nas się nie spodziewał. Popatrzcie na to z innej strony. Przecież to siedmiomilowy krok na przód!
   - W sumie... – Liam spojrzał na niego marszcząc czoło z wysiłku jakim było myślenie. – Twoje wtargnięcie z pewnością nie uszło ich uwagi... – wbił wzrok we mnie, a ja znów się zawstydziłem.
   - Lou mnie widział...
   - A Katy na pewno słyszała... – dodał Niall
   - Nie za dobrze – podsumował Mark. – Będzie jej teraz głupio...
   - Po prostu nie będziemy o tym mówić – powiedział Liam. – Harry przeprosi i koniec tematu. Ale ja wciąż nie mogę w to uwierzyć...
   Na samą myśl, że miałbym im spojrzeć w oczy i przeprosić za wtargnięcie w takim momencie, rozbolała mnie głowa. A może to była wina guza? Niall nie chciał zostawić mnie w spokoju każąc sobie opowiedzieć wszystko ze szczegółami i wciąż powtarzał, że to niemożliwe. A ja już nie miałem siły ich przekonywać. Kręciłem tylko głową próbując wyrzucić z niej obraz półnagiej dziewczyny i przyjaciela z ustami na jej piersiach. „Boże... Za co?” Gdy usłyszałem, że otwierają się drzwi od sypialni najzwyczajniej w świecie chciałem uciec z apartamentu. A kiedy Lou i Kate trzymając się za ręce weszli do salonu,  w panice rozglądałem się za najbliższą dziurą w której mógłbym się schować.
   - Hej rodzinko! – odezwał się Louis wesoło. – Cudowny wieczór, nieprawdaż?
   - Taaak – potwierdził Mark, bo chyba nikt inny nie był w stanie się odezwać.
   Zerkałem przez palce na dziewczynę i byłem pewien, że sam widok rumieńca na jej twarzy utwierdził chłopaków w przekonaniu, że mówiłem prawdę. Przygryzała niepewnie wargę i mimo iż trzymała Lou za rękę wyglądała jakby chciała się za nim schować. „A ten kretyn szczerzył się jak pojebany!” No tak, on na pewno miał cudowny wieczór...
   - Zamówiliście już może kolację? Umieram z głodu – odezwał się wciąż patrząc mi w oczy. „Boże, muszę stąd uciec...” – Przesuń się Niall – szturchnął blondyna i usiadł obejmując Kate ramieniem.
   - Właśnie mieliśmy to zrobić – powiedział Liam sięgając po telefon. – To na co macie ochotę? – próbowałem w panice wymyślić jakikolwiek powód, który pozwoliłby mi stąd zwiać.
   - Ja dziękuję – wydukałem spoglądając na zegarek i nagle mnie olśniło. – Obiecałem, że odwiozę Alex do domu. – Zerwałem się z miejsca i skierowałem do drzwi.
   - Harry? – głos Liama zatrzymał mnie z ręką na klamce. Spojrzałem na niego z paniką w oczach. „Czy on nie rozumie, że ja muszę stąd wyjść?” – Buty... – „Co?” zdziwiłem się, ale podążyłem za jego wzrokiem i zauważyłem, że jestem boso. „No tak...
   - Dzięki – pobiegłem do sypialni, chwyciłem trampki i ubierając je po drodze wyszedłem z apartamentu mówiąc tylko krótkie „na razie”.
   Wciskałem przycisk przywołujący windę jakby od tego zależało moje życie. Wyjąłem komórkę i wybrałem numer Alex. Odebrała zadziwiająco szybko.
   - Gdzie jesteś? – Powiedziałem tylko wpadając do windy ledwo się otworzyła i z podobnym zapałem jak chwilę temu atakowałem przycisk z literką „H”.
   - Cześć Alex. Co u ciebie? Jak minął ci dzień w pracy? – rozbawiona próbowała naśladować mój głos. – Cześć Harry. Wszystko dobrze. A u ciebie? – sama sobie odpowiedziała.
   - Cześć. Sorry. Gdzie jesteś?
   - Na przystanku.
   - Nie ruszaj się stamtąd. Zaraz po ciebie podjadę. Muszę pogadać. Albo najlepiej schować się zanim spalę się ze wstydu... – jęknąłem na widok grupki fanek czekających w holu. – Moment... – straciłem kilka minut i pobiegłem na parking. – Jestem – westchnąłem zatrzaskując za sobą drzwiczki.
   - Z twojego głosu wnioskuję, że coś się stało i jest ci głupio... – odezwała się dziewczyna. – Coś z Kate?
   - Nie uwierzysz – powiedziałem wyjeżdżając z parkingu. – Sam w to nie wierzę, ale to prawda. Przysięgam. Widziałem to! Na własne oczy! Boże, teraz nie mogę tego wyrzucić z głowy... – znów przed oczami stanął mi obrazek, który chyba wypalił się w moim mózgu na stałe.
   - Wierzę ci, chociaż nie wiem o co chodzi – odezwała się Alex, a w jej głosie słyszałem rozbawienie. – Musiało to być coś dużego... – zaśmiała się.
   - Bardzo śmieszne – warknąłem, ale zaraz sam się uśmiechnąłem widząc kolorową przyjaciółkę czekającą na przystanku. Zatrzymałem się obok niej pochylając się, by otworzyć jej drzwi. Szybko usiadła obok. Zapięła pasy i wbiła we mnie wzrok.
   - Możesz już odłożyć telefon – powiedziała, a ja spojrzałem na nią nie rozumiejąc co mówi. – Telefon – wyjęła mi go z dłoni. – Ktoś cię pobił? – wyglądała jakby z całej siły starała się nie roześmiać.
   - Sam się pobiłem – warknąłem i znów w głowie stanęła mi scena, która z każdą chwilą wydawała mi się bardziej gorąca. „Styles, kretynie, o czym ty myślisz?
   - To dowiem się, co takiego zrobiłeś, że aż musiałeś sobie przyłożyć?
   Zastanawiałem się jak ubrać w słowa, to co chciałem jej powiedzieć, ale nagle nie potrafiłem sklecić zdania. Na samą myśl, że będzie mnie wypytywać tak jak Niall, zrobiło mi się słabo i nawet pomyślałem, że to jednak nie najlepszy pomysł. „Odwiozę ją i spadam.
   - Mów, a nie obmyślaj drogi ucieczki – spojrzałem na nią zaskoczony. – Można czytać w twojej twarzy jak w otwartej księdze. A poza tym sam chcia...
   - Nakryłem Kate i Lou jak zabawiali się ze sobą w sypialni – wyrzuciłem z siebie razem z powietrzem i sam nie wiem, czy mi ulżyło. Jedno jest pewne, droga jeszcze nigdy nie wydawała mi się taka interesująca...
   - Przepraszam, że co? – Alex wbiła we mnie wzrok. – Możesz powtórzyć?
   - Dobrze słyszałaś – powiedziałem cicho wciąż nie odrywając oczu od jezdni.
   - Popraw mnie jeśli się mylę... Moja mała, wystraszona przyjaciółka, która boi się własnego cienia i ledwie pozwala się dotknąć, uprawiała seks? – Pokiwałem głową. – Ja pierdolę!?! – w tym słowie było wszystko. W sumie nie byłem pewien, czy to stwierdzenie, czy pytanie.
   Nic więcej nie powiedziała, ale ja musiałem to z siebie wyrzucić. Opowiedziałem jej wszystko ze szczegółami. Był to ułamek sekundy, ale w mojej głowie wydawał się długi jak godzina. Zatrzymałem się przed jej domem i zgasiłem silnik.
   - To już wiem jak zafundowałeś sobie tą oryginalną ozdobę na czole – próbowała żartować, ale widać było, że jej myśli zajmuje Kate. Rozejrzała się dookoła. – Wejdziesz?
   - Pewnie jesteś zmęczona... – próbowałem odmówić, ale chyba potrzebowałem z nią porozmawiać.
   - Chodź – powiedziała tylko i wysiadła z auta. – Widzę, że to jeszcze nie koniec...
   Powlokłem się za nią do drzwi. Czekałem aż znajdzie klucze w tej swojej niemożliwie wielkiej torbie. Rozejrzałem się dookoła. Zauważyłem, że sąsiadka znów na posterunku. Pomachałem jej wesoło i w tym samym momencie Alex zaprosiła mnie do środka.
   Rozwaliłem się na kanapie czekając aż przyjaciółka do mnie dołączy. Próbowałem skierować swoje myśli na jakieś bezpiecznie tory i kolejny raz zająłem się podziwianiem salonu. Teraz, gdy poznałem ją lepiej, już nie dziwiłem się tej orgii barw. Wszystko tu do niej pasowało...
   - Suń się Styles – usłyszałem jej rozbawiony głos. – Kto to widział, żebym nie mogła usiąść wygodnie we własnym domu... Zajmujesz całą kanapę.
   - Duży jestem – zaśmiałem się.
   - Raczej długi. Duża to ja jestem – sprostowała siadając wygodnie i kładąc nogi na ławie. – Nie krępuj się – dodała wskazując na stolik. Dwa razy nie musiała mi powtarzać. Zsunąłem buty, których nawet nie zdążyłem zasznurować i poszedłem w jej ślady. – To w czym problem?
   - Jeszcze pytasz? – jęknąłem.
   - Przecież to nie koniec świata – uśmiechnęła się. – Przeprosisz ich i po sprawie. Ja tam się cieszę, że wlazłeś im do łóżka...
   - Co? – czy mogła mnie bardziej zadziwić.
   - Gdybyś tam nie wparował, nie dowiedziałabym się jak sprawy stoją. Potrafisz sobie wyobrazić Kate plotkującą na takie tematy?
   - Ja sobie jej nie potrafiłem wyobrazić w scenie, w której ją nakryłem... – westchnąłem. – A teraz nawet nie muszę sobie wyobrażać...
   - Wiem, że teraz to krępujące, ale za jakiś czas będziesz się z tego śmiał – powiedziała. – A obraz w twojej głowie zastąpi inny, może lepszy... – uśmiechnęła się. – A przypominam ci tylko, że ona jest od ciebie starsza. Może mniej doświadczona w sprawach seksu, ale wystarczająco dorosła, by zacząć zgłębiać jego tajniki. Pomijając całe to twoje zawstydzenie, uważam, że powinniśmy się cieszyć...
   - Niby z czego? – mruknąłem.
   - Przypomnij ją sobie, gdy pierwszy raz do was przyszła... – spojrzała na mnie, a ja przywołałem w myślach obraz zmarzniętej i przerażonej dziewczyny... – Jeśli to nie jest cud, to już nie wiem co nim jest...
   - Zmieniła się... – przyznałem.
   - Jest z wami szczęśliwa. Wczoraj myślałam, że jestem świadkiem czegoś niesamowitego, ale dzisiaj... Dzięki wam znów się uśmiecha. Zakochała się... – zamachała rękoma w powietrzu. – Ona naprawdę się zakochała... Boże... Wiem, że mówisz prawdę, ale wprost nie mogę w to uwierzyć... Mam ochotę skakać ze szczęścia. Bałam się, że on... – przerwała.
   - Że skrzywdził ją tak bardzo, że już nie pozwoli nikomu się do siebie zbliżyć... – zrozumiałem jej tok myślenia. – My też tak myśleliśmy – przyznałem po chwili. – Wiem, że masz rację. Po prostu boję się, że teraz będzie skrepowana jeszcze bardziej niż ja...
   - Może trochę, ale skoro Lou był tym rozbawiony i nie możemy pominąć istotnego szczegółu, a mianowicie, że jeszcze żyjesz, to uważam, że jest szansa iż pomoże jej pokonać to skrępowanie. Jeśli będziesz się zachowywał normalnie, to niedługo będzie to tylko wesołym wspomnieniem.
   - Wesołym? – zdziwiłem się.
   - Nie powiesz mi, że widok ciebie walącego z rozpędu w ścianę, nie jest zabawny. No i to jak się zadręczasz... Z tego co powiedziałeś, to po prostu się obściskiwali – spojrzałem na nią unosząc brwi. – No dobra. Może trochę więcej. Ale sam mówiłeś, że byli nadzy tylko od pasa w górę... Zawsze mogłeś wejść w gorszym momencie – zaśmiała się, a ja razem z nią, bo jej śmiech był strasznie zaraźliwy.
   - Ciebie naprawdę to bawi? – zdziwiłem się.
   - Jak cholera – przyznała. – I strasznie żałuję, że nikt nie nagrał twojego bliskiego spotkania z framugą. Założę się, że twoja mina była warta uwiecznienia. Na takim zdjęciu mogłabym zbić majątek...
   Zaczęła opowiadać ile to wyciągnęłaby na takim filmiku z moim udziałem i kilku zdjęciach, a potem kombinowała na co przeznaczyłaby te pieniądze i zanim się zorientowałem, razem z nią wymyślałem coraz bardziej zwariowane rzeczy śmiejąc się przy tym tak bardzo, że aż się popłakałem. „Tego mi było trzeba...” Nagle ta cała sytuacja wydała mi się czymś pozytywnym i nie wartym tych wszystkich nerwów. Spojrzałem na moją przyjaciółkę. Wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą. Założę się, że właśnie wspominała stare dobre czasy...
   - O czym myślisz? – zapytałem.
   - Pamiętam jak jednego lata opowiadałam jej, że się zakochałam i że to strasznie beznadziejne uczucie...
   - Beznadziejne? – spojrzałem na nią zdziwiony.
   - Nieodwzajemniona miłość... Nie pytaj. – „A właśnie chciałem to zrobić.” – Powiedziała, że przynajmniej wiem jak to jest kogoś pokochać... Założyłam się z nią wtedy, że ona pierwsza spotka swoją drugą połówkę. No i chyba właśnie wygrałam...
   - Nie mów, że nie byłaś w żadnym związku – aż nie mogłem w to uwierzyć. Przecież jest najbardziej pozytywną osobą jaką znam.
   - Byłam i to w niejednym... – uśmiechnęła się puszczając mi oczko. – Ale opierały się na czymś innym niż miłość.
   - To o co się założyłaś? – śmiałem się pod nosem. A gdy usłyszałem odpowiedź kolejny raz dzisiaj popłakałem się ze śmiechu. „Wariatka...


   Spoglądałem w twarze przyjaciół i naprawdę powinienem dostać jakąś nagrodę za to, że jeszcze nie wybuchnąłem śmiechem. Za wszelką cenę starali się zachowywać normalnie i przede wszystkim nie patrzeć mi w oczy... Było to więcej niż zabawne. Siedziałem obejmując wtuloną we mnie Kate. Otulał mnie jej zapach i kolejny raz pomyślałem, że to najcudowniejszy aromat pod słońcem. Śmiało mogłem dziś stanąć w konkursie na najszczęśliwszego człowieka na Ziemi i jestem pewien, że wygrałbym. W środku śpiewałem z radości. Miałem ochotę wyjść na taras i wykrzyczeć to światu. „To już masz za sobą.” Przypomniałem sobie śmiech Kate, gdy próbowałem przekrzyczeć szum fal. Chichotała jeszcze długo po tym jak Liam wciągnął mnie za szmaty do środka zatykając usta dłonią, a potem jęcząc, że strasznie go obśliniłem. Spojrzałem na niego, a on od razu odwrócił wzrok. Parsknąłem. Kate uniosła twarz w moją stronę, a w oczach miała ciekawość. Skradłem buziaka i szepnąłem jej do ucha, że śmieję się do swoich myśli... Spojrzałem na ekran. Kolejny raz leciał film o wampirach, ale chyba tylko ona była nim zainteresowana. Przypomniałem sobie, że miałem jej kupić płytę z muzyką. „Zapamiętać” powiedziałem do siebie. Kolejny raz. Muszę o tym wspomnieć Liamowi, to wtedy mi przypomni. Wyłapałem wzrok Nialla i on też od razu przeniósł go na swoje paznokcie dodatkowo czerwieniąc się jak panienka. Uśmiechał się pod nosem i wiedziałem, że się cieszy. Nie martwiło mnie ich zawstydzenie, bo wiedziałem, że im przejdzie. Najważniejsze, że cieszą się z mojego szczęścia... Złożyłem pocałunek we włosach Kate, a ona ścisnęła mocniej palce, które były splecione z moimi. Uśmiechała się. Początkowo była zawstydzona, ale od kolacji uśmiech nie schodził z jej ust. „Kocha mnie” powiedziałem sobie w głowie i wyszczerzyłem się jak głupi. Parsknięcie Marka wyrwało mnie z zamyślenia. Posłał mi wesołe spojrzenie i wlepił wzrok w komputer wciąż uśmiechając się pod nosem.
   - To dobranoc – nagle głos Liama sprowadził mnie na ziemię. – Jutro na dwunastą przymiarka – wstał posyłając nam jednoznaczne spojrzenie.
   - Pamiętamy – odezwał się Niall. – Ale jeszcze wcześnie przecież...
   - Pewnie chce pogadać z Danielle – powiedziałem szczerząc się do niego. „Był taki łatwy do odczytania.
   - Pozdrów ją ode mnie – Kate posłała mu delikatny uśmiech. – I dobranoc.
   - Jasne – uśmiechnął się i skierował do sypialni. – Dobranoc.
   - A my co robimy? – zapytał Niall. – Mam ochotę na Maca...
   - Już zgłodniałeś? – zaśmiałem się, ale czemu ja się dziwiłem. „Cały Horan...
   - Nie mamy samochodu – przypomniał Mark.
   - To niedaleko – zapewnił go blondyn. – Masz ochotę się przejść? – Mark spojrzał na mnie pytająco. Kiwnąłem mu głową na znak, że nie mamy zamiaru się ruszyć z tej kanapy.
   - Jasne. Na Big Maca zawsze się skuszę. Przynieść wam coś?
   - Ja dziękuje. Masz na coś ochotę skarbie? – gdy zauważyłem rumieniec na jej policzkach poczułem, że znowu robi mi się gorąco. „Opanuj się zboku!
   - Nie, dziękuję – powiedziała cicho. – Ale może Zayn będzie miał na coś ochotę?
   - Coś się pomyśli – Niall skierował się do sypialni po buty i po chwili zatrzaskiwali za sobą drzwi apartamentu.
   - Nareszcie sami... – westchnąłem wywołując uśmiech na jej twarzy. – To na co masz ochotę? – szepnąłem jej do ucha i z radością zobaczyłem, że jej policzki robią się jeszcze bardziej czerwone. – Mam znowu zgadywać?
   - Nie – zaśmiała się. – Lepiej tego nie rób...
   - Szkoda... – westchnąłem. – A już miałem nadzieję...
   - Lepiej nie miej – zaśmiała się. – Jak ktoś nas nakryje kolejny raz, to już nigdy nie wyciągniesz mnie z łazienki.
   - W niej też możemy się świetnie bawić – powiedziałem śmiejąc się. – Ta wanna wygląda zachęcająco. Dasz się zaprosić na kąpiel?
   - Lou... – jęknęła.
   - Czy to znaczy, że nie? Złamałaś moje serce...
   - To znaczy, że nie ter...
   Nasze przekomarzanie przerwał dźwięk otwieranych drzwi. „Za szybko na chłopaków.” Uśmiechnąłem się, gdy stanął w nich Harry. „Dodam, że zakłopotany Harry...” A także obładowany. „Czyżby był na zakupach?” zdziwiłem się.
   - Hej – odezwał się i opadł ciężko na fotel. - Jakimś cudem nie pękły...
   - Cześć, co tam masz? – wskazałem na siatki.
   - To dla Kate – zaśmiał się. – Od Alex. Podobno jakiś zakład przegrała, czy coś...
   - Jaki zakład? – zdziwiłem się. – Kochanie? Powiedz, bo umrę z ciekawości...
   - To zależy od tego, co tam jest – uśmiechnęła się. – Alex lubi się zakładać...
   - To co tam jest? – spojrzałem na przyjaciela, który wyglądał na rozbawionego faktem, że wiedział więcej ode mnie.
   - Żelki – powiedział. – Całe dziesięć kilo. Ni mniej ni więcej.
   Zauważyłem, że Kate znów oblała się rumieńcem. „Czy tylko ja nic z tego nie rozumiałem?” Harry podał mi wygraną i usiadł ciężko na fotelu Liama.
   - Bo ja ten... No ja... – coś straszne miał trudności z wysłowieniem się. – Chciałem was przeprosić za to, że tak wtargnąłem bez pukania – powiedział to tak szybko, że ledwie zrozumiałem jego słowa.
   - No nie wiem czy tak po prostu ci to wybaczę... – chciałem się z nim trochę podrażnić. Zabawnie było patrzeć jak prawie łamie sobie palce z nerwów.
   - Lou... – usłyszałem szept Kate. – My też powinniśmy cię przeprosić Harry – powiedziała rumieniąc się. – Nie powin...
   - Może po prostu zakończymy na tym, że się poprzepraszaliśmy i zapomnimy o tym wydarzeniu? – zaproponowałem szybko widząc jak ciężko jej przychodzi ubranie myśli w słowa.
   - Dobra – Harry też chciał to już zakończyć.
   - Dobra – poczułem jak Kate z ulgą wypuszcza powietrze.
   - Gdzie wszyscy?
   - Zayn dogorywa, Liam pewnie wisi na telefonie i streszcza Dan przebieg dnia, a Niall z Markiem poszli do Maca....
   - Serio? – zamyślił się. – W sumie też umieram z głodu. Dawno wyszli?
   - Nie. Z dziesięć minut temu?
   - Też pojadę. Może ich złapię – powiedział podnosząc się z fotela i kierując do drzwi. – To na razie.
   - Pa – usłyszałem Kate.
   Gdy tylko drzwi zamknęły się za moim przyjacielem, spojrzałem na mój skarb. Wciąż była zawstydzona i miała ten przepiękny rumieniec na policzkach. Ale to jej delikatny uśmiech sprawiał, że się rozpływałem w zachwycie... Zajrzałem do reklamówek zanim położyłem je na podłodze.
   - Masz tu chyba każdy możliwy rodzaj żelek jakie były w sklepie – uśmiechnąłem się. – Powinniśmy je schować zanim Niall wróci. Chociaż Harry też pewnie będzie ci je podbierał...
   - Chętnie się podzielę – poczułem, że ściska moje palce. – Alex zwariowała... Nie powinna była tracić tyle pieniędzy...
   - Zakład, to zakład – stwierdziłem odkrywczo. – A możesz mi powiedzieć o co się założyłyście? – zauważyłem, że zaczerwieniła się jeszcze bardziej i przygryzła dolną wargę doprowadzając mnie tym do szaleństwa. – Jeśli nie chcesz, to nie ma sprawy...
   - Powiedziała kiedyś, że z nas dwóch, to ja pierwsza spotkam swojego księcia i gdy to się stanie, to obsypie nas żelkami – siedziała zawstydzona i wciąż maltretowała swoją wargę. „Normalnie zaraz doznam samospalenia...” jęknąłem w myślach na ten widok. Wpatrywałem się w nią jak zaczarowany i dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa...
   - Czyli to tak jakby nasza wspólna nagroda? – powiedziałem przejeżdżając kciukiem po jej ustach. – W takim razie jestem skłonny oddać ci swoją część za buziaka.
   - Naprawdę? Niesamowite... – uśmiechnęła się delikatnie unosząc twarz i „wwiercając” się we mnie spojrzeniem.
   - Naprawdę – wyszeptałem jej w usta, by po chwili zatracić się w cudownym pocałunku. Gdy chwyciłem zębami tą wargę, która nieustannie doprowadza mnie do szaleństwa usłyszałem cichy jęk...
   - Lou... – szepnęła. – Ktoś idzie...
   - Co? – oderwałem się od jej ust próbując uporządkować rozszalałe myśli. W zrozumieniu jej wypowiedzi pomogło mi pojawienie się Zayna, który w spodniach dresowych i z bosymi stopami powlókł się do kuchni nie zaszczycając nas nawet jednym spojrzeniem. – Coś mi się wydaje, że nawet nas nie zauważył... – skradłem kolejnego całusa.
   - Ooo – usłyszałem głos przyjaciela. – Co tam? – zapytał siadając ciężko w fotelu. W dłoni trzymał kolejną już dzisiaj butelkę wody.
   - Wszystko dobrze, ale coś mi się widzi, że ty ciągle wczorajszy... – zaśmiałem się przytulając Kate.
   - Co tylko świadczy o tym jak świetna była imprezka – mrugnął do mnie. – Kate, kiedy robimy powtórkę?
   - Kręgle? – uśmiechnęła się. – Czy ból głowy?
   - Aleś ty „dowciapna”... – zaśmiał się Zayn i znów przyssał do butelki. – Gdzie wszystkich wywiało?
   - Pojechali do Maca – powiedziałem. – No z wyjątkiem Liama, on poszedł już spać.
   - Pojechali beze mnie? – wyłapał tylko tą część wypowiedzi, która go zainteresowała. – Mam nadzieję, że chociaż wpadną na pomysł, by coś mi przywieść...
   - Zadzwoń do nich – odezwała się Kate. – Na pewno jeszcze tam siedzą...


   - Dzień dobry kochanie – usłyszałam ten cudownie zaspany głos i poczułam gorące usta na swoim czole. „Czy może być lepszy sposób na rozpoczęcie dnia?” Uniosłam głowę i w nagrodę dostałam delikatny pocałunek, który sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. „A więc może...
   - Dzień dobry – uśmiechnęłam się i momentalnie oblałam się rumieńcem na wspomnienie wczorajszego wieczoru i naszych łazienkowych wygłupów...
   - Założę się, że wiem o czym właśnie pomyślałaś – szepnął mi do ucha przygryzając je delikatnie, co spowodowało kolejną falę rozkoszy rozchodzącą się w moim ciele. – Aż mi gorąco jak sobie przypomnę ciebie w tej wannie... – postanowił chyba rozpalić mnie jeszcze bardziej.
   - Lou... – jęknęłam czując gorące wargi na swojej szyi. – Harry...
   - Śpi jak zabity – uśmiechnął się wciąż zbyt zajęty smakowaniem mojej skóry. – No i przecież jestem grzeczny...
   - Skoro już nie śpimy, to może zrobimy śniadanie? – powiedziałam czując, że jeszcze chwila, a będę błagać o więcej...
   - Próbujesz uciec ode mnie?
   - Nie – cmoknęłam go w usta. – Staram się oszczędzić Harry’emu kolejnego guza, a poza tym jakie uciec? Przecież idziesz ze mną...
   - No to w takim razie... – udał, że się zastanawia podczas gdy jego usta muskały moją skórę. – Ale dostanę buziaka za to, że będę pomagał?
   - Jestem pewna, że chłopcy chętnie ci podziękują za śniadanie – zaśmiałam się przetaczając się nad nim i schodząc z łóżka. Skierowałam się do drzwi, ale jeszcze zanim do nich dotarłam poczułam silne ramiona oplatające mnie w pasie i gorące ciało przytulające się do moich pleców.
   - Tak łatwo to mi się nie wywiniesz maleńka – szepnął mi do ucha i dosłownie ugięły się pode mną kolana, gdy przejechał po nim językiem. „O matko...
   - Lou... – jęknęłam, gdy udało mi się nabrać powietrza.
   -Tak? – zapytał niewinnym głosem. – Co skarbie?
   - Już ty wiesz co... – oblałam się rumieńcem i poczułam, że uśmiecha się wciąż muskając ustami skórę za moim uchem.
   - To co z tym śniadaniem? – mruczał wciąż nie przerywając pieszczoty, a ja poczułam cudowne ciepło rozchodzące się po moim ciele. – Co robimy?
   - Co? A tak... Może... – jak ja mam coś powiedzieć, jeśli jedyne o czym mogę myśleć, to jego gorące dłonie pieszczące moje ciało.
   - Dzień dobry – głos Liama sprawił, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. „No i gdzie ten mój super słuch, gdy jest potrzebny?” jęknęłam w myślach. – Udam, że nic nie widzę. Chciałem tylko zrobić śniadanie...
   - My właśnie robimy – odezwał się Lou.
   - Widzę – zaśmiał się Liam. - Ale ja miałem na myśli coś do jedzenia. Dla wszystkich – dodał.
   Poczułam delikatny zapach perfum, gdy przechodził obok nas. „Ciekawe, która godzina?” Wstawił wodę i zajął się szykowaniem kawy i herbaty.
   - To może pójdziesz się szykować, a ja pomogę Liamowi? – uniosłam twarz w stronę Lou i znów obdarował mnie pocałunkiem.
   - To dobry pomysł – wtrącił się Li. – A jak skończysz, to obudź Harry’ego...
   - Ale nie chcę... – mruknął przygryzając moje ucho. – Wcale nie mam na to ochoty...
   - Idź – zaśmiałam się wyswobadzając się z jego objęć. – Mam randkę z Liamem.
   - A więc to tak! – pocałował mnie i delikatnie uszczypnął w pośladek. – To w takim razie idę się poprzytulać do Hazzy. Pod prysznicem...
   - Marz dalej... – roześmiał się Li. – Kate, co robimy na śniadanie? Kanapki?
   - A może placki z cynamonem? – zapytałam.
   - Brzmi nieźle, ale może coś w czym będę mógł ci pomóc?
   - Uwierz mi, zaraz zagonię cię do roboty – roześmiałam się podchodząc do niego. – To zaczynamy...

   Poczułam gorącą dłoń na swoim udzie i prawie zakrztusiłam się kawałkiem placka, a już na pewno spiekłam takiego raka, że nikt nie musiał pytać, czy jestem winna.
   - Wszystko w porządku, Katy? – głos Nialla sprawił, że mój rumieniec pewnie tylko się powiększył. – Wyglądasz jakbyś miała gorączkę...
   - Trochę mi ciepło – powiedziałam cicho nakrywając dłoń Louisa swoją i splatając nasze palce.
   - Na pewno... – usłyszałam cichy szept Harry’ego. Całe szczęście, że chyba tylko do moich uszu dotarł.
   - To jaki jest plan na dziś? – zapytał Zayn dolewając sobie kawy.
   - O dwunastej mamy się stawić u Lou – zaczął Liam. – Podobno to już ostatnia przymiarka. Na gotowo. Groziła, że nikt od niej nie wyjdzie dopóki wszystko nie będzie leżało jak ulał .
   - To co z próbą? – odezwał się Harry. – Wydawało mi się...
   - Będzie jutro, bo Paul boi się, że przymiarka się przeciągnie. Pewnie ma rację – usłyszałam odsuwanie talerza. – Dziękuję Kate. Jak zwykle przepyszne śniadanie.
   - Proszę – kolejny rumieniec pokazał się na moich policzkach. – Ale to przecież ty zrobiłeś większość...

   Siedziałam na kanapie i już nawet nie udawałam, że czytam książkę. Odłożyłam ją w końcu na bok i opierając podbródek na kolanach próbowałam odegnać ten dziwny ból... „Co jest grane? Matko! Jak boli!” Starałam się myśleć o czymś przyjemnym, by zagłuszyć pulsowanie w dole brzucha. „To przecież niemożliwe...” pomyślałam przypominając sobie kiedy ostatni raz się tak zwijałam. „Dlaczego akurat teraz?
   - Wszystko w porządku? – głos Marka wyrwał mnie z zamyślenia. – Strasznie zbladłaś.
   - Wszystko dobrze – próbowałam się uśmiechnąć. – Po prostu brzuch mnie boli. Chyba pójdę się położyć... – powiedziałam podnosząc się powoli do pionu.
   - Na pewno wszystko ok? Może mam gdzieś zadzwonić? Do lekarza, albo do Lou?
   - Nie trzeba, naprawdę. To zwykły ból brzucha. Muszę tylko się położyć – chyba nie jestem zbyt dobrą aktorką, albo on po prostu zbyt się przejmuje.
   - W porządku – ustąpił. – Potrzeba ci czegoś? Może miętowej herbaty? Mama zawsze mi taką robiła, gdy bolał mnie brzuch.
   - Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Ale to nie taki ból brzucha.
   - Och... No tak... – teraz byłam prawie pewna, że go zawstydziłam. – To rzeczywiście lepiej się połóż. Gdybyś czegoś potrzebowała po prostu zawołaj.
   - Dobrze. Dziękuję.
   Nareszcie mogłam zniknąć za drzwiami sypialni i dać popłynąć łzom. „Jak boli...” Wiedziałam z czym się wiąże taki ból. Co z tego, że w ostatnich miesiącach mnie nie nawiedzał. Oczywiście musiało się to stać, gdy nie mam kogo prosić o pomoc bez narażania się na kolejną zawstydzającą mnie sytuację. „Przydałaby się Alex” pomyślałam o przyjaciółce kierując się do łazienki. „Proszę niech to nie będzie to. Wszystko, tylko nie okres. Proszę...” błagałam w myślach. Ile jeszcze wstydu będę musiała znieść? Przecież mi przez gardło nie przejdzie, by poprosić... Nie.
   Kilka minut później siedziałam na zimnych kafelkach podciągając kolana pod brodę i zastanawiając się, co teraz zrobić. Mam już za sobą gorączkowe przeszukanie wszystkich szafek, które znalazłam w tym pomieszczeniu. „Dlaczego nic nie ma? Czy w takich hotelach nie powinni trzymać choćby małego zapasu dla gości?” Ale to oczywiście byłoby za proste... Sięgnęłam po telefon.
   - Kate? Wszystko w porządku – w głosie Alex słychać było zdenerwowanie.
   - Potrzebuję pomocy – jęknęłam.
   - Boże! – usłyszałam, że coś rozbija się z hukiem o podłogę. – Co się dzieje? Gdzie jesteś?
   - Dostałam okres – wyszeptałam.
   - Co? – w słuchawce zapadła głucha cisza. Słyszałam, że robi kilka wdechów, by się uspokoić. – Czy ty chcesz mnie o zawał przyprawić? Już myślałam, że... Coś strasznego... Kate!
   - No przepraszam, ale naprawdę potrzebuję pomocy.
   - Poproś kogoś niech zejdzie na dół do sklepu – powiedziała już spokojnym głosem.
   - Alex! – jęknęłam. – Jak ja mam niby to zrobić? Poza tym jest tylko Mark, a on nigdzie nie wyjdzie jeśli musiałby zostawić mnie samą. Chyba sto razy mi to powtarzał ostatnio. Zresztą prędzej spaliłabym się ze wstydu...
   - Kochanie... – zaczęła. – Mam dzisiaj wolne, ale zaraz coś zorganizuję. Oddzwonię do ciebie za chwilę, dobrze?
   - Dobrze... – szepnęłam zwijając się z bólu na zimnych kafelkach.
   - Gdzie jesteś? - słyszałam troskę w jej głosie.
   - W łazience...
   - Wstań z podłogi i zapakuj się do łóżka – powiedziała rozłączając się...