czwartek, 27 lutego 2014

95


♡❤♡

Konkurs na BLOG MIESIĄCA: LUTY

♡❤♡

Zostałam również nominowana do 1D Awards w kategoriach: Najlepszy Harry, Najlepszy oryginalny charakter, Najbardziej oryginalne opowiadanie, Wyciskacz łez oraz Najlepsza Autorka!
TU można oddać głos :) 

♡❤♡
Jeżeli podoba wam się moje opowiadanie i macie ochotę oddać głos na
MOJĄ TAJEMNICZĄ DZIEWCZYNĘ
to dziękuję wam z całego serca

♡❤♡




   Pewnie wyglądaliśmy jak banda przygłupów, gdy tak staliśmy z twarzami przyklejonymi do zimnych szyb, próbując dojrzeć coś w skąpanych w półmroku ogrodach, które rozciągały się dookoła zamku. Ale czy można nam się dziwić? W końcu pierwszy z nas zamierzał zadać TO pytanie. Jay ściskała dłoń Dana, wpatrując się w ogród z takim napięciem, że gdyby tylko mogła, to z pewnością rozświetliłaby go samym spojrzeniem. Bliźniaczki podskakiwały na parapecie, nie mogąc się już doczekać tego, co miało nadejść. „Zresztą jak my wszyscy...
   - Dzięki Bogu za jej jasną sukienkę... – westchnęła Alex, stojąc w otwartych drzwiach i opierając się o mnie. – Tylko dzięki temu cokolwiek mogę tam dojrzeć. Czy on mu...
   - Uklęknął!!! Mamo, Louis uklęknął! – zapiszczała Daisy, podskakując z radości tak gwałtownie, że prawie spadła z parapetu. Na szczęście stojący za nią Niall uratował ją w ostatniej chwili. – Już ją zapytał?
   - Pewnie właśnie to robi, głupia... – odpowiedziała jej siostra, nadal nie odrywając nosa od szyby.
   - Sama jesteś...
   - Ciii... – uciszyła je Fizzy, tak samo jak wszyscy wpatrzona z napięciem w widok za oknem. Siostry Louisa były równie przejęte tym wydarzeniem co on. One zdecydowanie przyjęły już Kate do swojej wcale nie tak małej rodziny.
   Udawało mi się dojrzeć przyjaciela tylko dzięki jasnym elementom jego stroju. Ale pomimo że był dla mnie niewyraźną plamą w ciemnym ogrodzie, to doskonale potrafiłem sobie wyobrazić wyraz jego twarzy, gdy wpatrywał się w te niesamowite oczy Kate. Miałem wrażenie, że słyszę to, jak próbuje sklecić jakieś zdanie i jąka się niemożliwie. Byłem więcej jak pewny, że z tej jego ułożonej i tyle razy powtarzanej wcześniej przemowy nic nie wyszło i musiał improwizować. „W końcu to Louis...” uśmiechnąłem się pod nosem, obejmując w pasie moją dziewczynę.
   - Tak!!! – głośny pisk bliźniaczek wypełnił uszy chyba każdego na sali. Zwłaszcza, że wszyscy stali zbici przy oknach i tak jak my czekali... Mogłem teraz dojrzeć jak Louis się podniósł i zamknął Kate w mocnym uścisku. „Pewnie nie obyło się bez pocałunku...” zauważyłem, uśmiechając się pod nosem i słysząc przy okazji, jak Paul daje znać kelnerom, by wnieśli szampana. – Kręci się z nią! Musiała powiedzieć tak! - Daisy zeskoczyła z parapetu, prawie zabijając się o własne nogi. I tym razem uratował ją refleks Nialla. Wszyscy wpatrywaliśmy się w widok za oknem i dzięki błękitnej sukience Kate, mogliśmy dojrzeć jak wiruje w ramionach Louisa. „Zdecydowanie powiedziała tak...” ucałowałem skroń Alex, zauważając mokre ślady na jej policzkach. Starłem je delikatnie, powstrzymując się od komentarza.
   - Moje Słoneczko dorosło... – westchnęła. Jay, stojąca obok nas, zaśmiała się cicho na to stwierdzenie i dyskretnie ocierała łzy.
   - Najwyraźniej – wziąłem od kelnera dwa kieliszki. – Ale dla mnie nadal wygląda jak mała dziewczynka – podałem jeden Alex, patrząc jak mój przyjaciel zmierza w naszą stronę ze swoją piękną narzeczoną. Gdy byli już prawie przy schodkach na taras mogłem dojrzeć dumny uśmiech Louisa i uroczy rumieniec Kate. Na palcu jej lewej dłoni połyskiwał TEN pierścionek...
   Dziewczynki rzuciły się, by pierwsze wyściskać naszych „zakochańców” i wciągnąć ich do środka, by mogli wpaść w objęcia wszystkich pozostałych. Dopiero teraz zwróciłem uwagę jak wiele pań dyskretnie wyciera oczy. „Kobiety...” uśmiechnąłem się pod nosem i w tym momencie zauważyłem Nialla z podejrzanie błyszczącym spojrzeniem. „Dobra. Cofam to...” podałem mu chusteczkę, przewracając oczyma.
   - Więcej szampana! – zawołałem, gdy już udało się nam uwolnić Kate i Louisa z objęć wzruszonych gości. – I chciałem coś powiedzieć... Jako przyjaciel pana młodego... Ups... To jeszcze nie dziś, przepraszam – zaśmiałem się pod nosem. – Ale wiecie o co mi chodzi, co nie? Więc jako najlepszy przyjaciel Louisa muszę powiedzieć... Nareszcie, stary... – westchnąłem przesadnie. – Ostatnio trudno było z tobą wytrzymać, więc mam nadzieję, że to już koniec twoich huśtawek nastrojów... Mała, mam nadzieję, że wiesz, na co się zgodziłaś, bo jesteś już na nas skazana na dobre – uniosłem kieliszek do góry. – Gratuluję wam obojgu – pozostali goście przyłączyli się do toastu. – A teraz mam zamiar z tej wielkiej radości ubzdryngolić się szampanem. Wam zalecam to samo. Lepiej słuchajcie doktora Stylesa. Chodź, skarbie – objąłem ramieniem moją dziewczynę. – Napij się jeszcze, to będziesz łatwiejsza...
   - Idiota – parsknęła, stukając się ze mną kieliszkiem. – Ty mnie kiedyś zabijesz tymi swoimi tekstami...
   - Całkiem możliwe – puściłem jej oczko. – Ale przynajmniej będziemy razem szczęśliwi aż do samego końca...
   - Brzmi nieźle... – zauważyłem jej uśmiech, choć próbowała go ukryć za kryształowym kieliszkiem. „Mi też się wydaje, że całkiem nieźle to brzmi...




   - Wstawać! – Harry zadudnił w drzwi, wygrywając na nich jakąś sobie tylko znaną melodię. - No dalej... To jeszcze nie wasz miesiąc miodowy! - nacisnął kilka razy klamkę, by narobić więcej hałasu. „Zdecydowanie za grosz subtelności” zaśmiałem się pod nosem, widząc przerażony wzrok Liama. - Skoro nawet Zayna zwlekliśmy z wyra, to i wam się nie upiecze...
   Usłyszałem jak coś grzmotnęło w drzwi i upadło ciężko gdzieś nieopodal. Po chwili szczęknął zamek i mogliśmy ujrzeć na wpół zaspaną twarz Louisa. „Dodajmy, że lekko wkurzonego...” Liam aż się cofnął na ten widok. I wcale mu się nie dziwię. Spojrzenie przyjaciela miotało błyskawicami.
   - Nienawidzę cię, Styles – warknął, po czym opadł na fotel obok drzwi, by ubrać buty. Zauważyłem butelkę z wodą, leżącą na podłodze i łatwo można się było domyślić, że to ona była źródłem wcześniejszego huku. „Czyżby kogoś tu kacyk męczył?” zajrzałem do środka rozglądając się za moją małą siostrzyczką.
   - A gdzie... - urwałem w pół zdania, gdy dziewczyna wyszła z łazienki. Mimo zwykłych szortów, w których widziałem ją już kilka razy, koszulki bez rękawków i trampek, wyglądała prześlicznie. „Może to ta radość w oczach?” - Dzień dobry, Katy! - rzuciłem się by ją uściskać. - Powiedz, że masz lepszy humor niż twój marudny narzeczony...
   - Hej, Niall – wprost emanowała szczęściem. - Cześć, chłopaki... - obdarzyła uśmiechem każdego bez wyjątków. - Myślę, że i Louisowi wróci humor, gdy już aspiryna zacznie działać...
   - Zaraz mi wróci, jak tylko wywalę ich z pokoju i zagrzebię się w łóżku – mruknął pod nosem, choć w jego spojrzeniu można było dostrzec wesołe ogniki. Ale chyba tylko, gdy patrzył na swoją dziewczynę. „Narzeczoną...” poprawiłem się szybko, uśmiechając się od ucha do ucha. - Kto wymyślił, by zrywać się tak wcześnie? - marudził, ale przynajmniej dał się wyciągnąć z pokoju. Ująłem dłoń Katy i poszliśmy do windy. - Horan, dlaczego trzymasz za rękę moją narzeczoną? - odepchnął mnie i szybko zajął moje miejsce. - Moja – powiedział, przyciągając ją do siebie i głośno cmokając w usta.
   - Patrzcie jakie to się zaborcze zrobiło... - zaśmiał się Harry. - Mam przeczucie, że teraz będzie nie do wytrzymania...
   - Jakby kiedyś był inny – parsknął Liam.
   - Śmiejcie się, śmiejcie... - mruknął Lou, wchodząc razem z Kate do windy. - Zazdrośnicy...
   Musiałem przyznać, że coś było w tym stwierdzeniu. „Nie żebym był zazdrosny...” spojrzałem na tą zakochaną dwójkę, a potem na Liama i Harry'ego. „No może trochę...” przyznałem uczciwie, wzdychając. „Ale chyba miałem do tego prawo?” To przecież ja zaraz będę jadł śniadanie w towarzystwie przynajmniej czterech szczęśliwych par. „Oby przynajmniej było coś dobrego do jedzenia...” Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie nocnej rozmowy z Katie, podczas której mogłem jeszcze raz przeżywać ten wczorajszy, niesamowity dzień. Między nami wszystko układało się wręcz idealnie i po moim ostatnim głupim numerze naprawdę nie mogłem narzekać. Jedyny minus był taki, że ona nadal była tam. „A ja tu...” westchnąłem, opierając się o drewnianą powierzchnię. Niczego tak nie żałowałem jak tego, że nie mogła przylecieć i spędzić ze mną tych kilka dni. Nie mogłem się już doczekać tego naszego pierwszego spotkania „na żywo” i miałem ochotę dać sobie w twarz za każdym razem, gdy przypominałem sobie, że gdyby nie moja głupota, to już dawno miałbym to za sobą. „Głupoty nie przeskoczysz” podsumowałem się w myślach i wyszedłem z windy zaraz za przyjaciółmi.
   Dość szybko udało nam się przejść do jadalni. Nawet pomimo tego, że już całkiem sporo fanów wiedziało, gdzie nasz szukać i co poniektórym udawało się przedostać do hotelu. „Jak oni to robili?” zdziwiłem się widząc tłumek na zewnątrz. „Z głównego wejścia raczej nie będziemy dziś korzystać...
   - Kateee! - bliźniaczki zauważyły nas, gdy tylko przekroczyliśmy próg jadalni. Rozejrzałem się dookoła. W porównaniu z dniem wczorajszym dziś było o wiele więcej gości. Zresztą trudno się dziwić, w końcu pora była stricte śniadaniowa. Poza tym nasi przyjaciele i rodzina byli w zdecydowanej większości. Choć pierwsze osoby wyjechały jeszcze w nocy, nadal sporo zostało. Fajnie było choć na ten jeden dzień spotkać się z przyjaciółmi i rodziną. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy... - Zajęłyśmy ci miejsce! - dziewczynki, ku niezadowoleniu Louisa, pociągnęły Katy na wolne miejsce między nimi. - Pokaż jeszcze raz pierścionek – poprosiła Daisy i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, sama podstawiła sobie dłoń Katy pod nos. „Pomyślałby kto, ze to one się zaręczyły...” uśmiechnąłem się, słysząc kolejną porcję ochów i achów.
   - Czy mi się tylko wydaje, czy jeszcze niedawno byłem waszym ukochanym bratem? - Lou jakimś cudem wcisnął się między nie i opadł na krzesło, sadzając sobie Katy na kolanach. „Spryciarz.
   - Jesteś naszym jedynym bratem – zauważyła Phoebe.
   - No, przecież właśnie to powiedziałem, nie? - zaśmiał się Louis, drocząc się z siostrami. Choć uśmiechy nie schodziły prawie z żadnej twarzy, to po oczach dało się zauważyć, że co po niektórych męczy dziś okropny ból głowy. Alex zdecydowanie wyglądała mniej kolorowo niż zawsze. Choć nie da się ukryć, że oczy jej się cieszyły, gdy tylko spoglądała na Katy i Louisa. „Bądź na Harry'ego...” dodałem, popisując się moją spostrzegawczością. Usiadłem obok Danielle i Liama. Oni przynajmniej się zachowywali. „Zazwyczaj...
   - Katy – odezwała się Phoebe, a Daisy wpatrywała się w dziewczynę wyczekująco. - Czy ty naprawdę dostałaś prezent od chłopaków z The Wanted? Alex nam powiedziała...
   - Naprawdę – uśmiechnęła się, nic sobie nie robiąc z niezbyt zadowolonego mruczenia Louisa, który przy okazji teatralnie przewracał oczami, przysłuchując się rozmowie. - Przysłali mi swoje płyty – rozległo się dość głośne prychnięcie Lou. - Z autografami... - i kolejne fuknięcie. Jay była ubawiona zachowaniem syna. - Poznałam ich podczas jednej gali – wyjaśniła podekscytowanym dziewczynkom, które najwyraźniej świetnie się bawiły podnosząc ciśnienie swojemu „ukochanemu” bratu. - Całkiem sympatyczni...
   - Jeszcze czego... - mruknął Lou pod nosem, ale szybko został uciszony spojrzeniem swoich młodszych sióstr. - Małe terrorystki... - powiedział bardziej do siebie niż do nich.
   - Nie da się ukryć, że dzięki temu Louis w końcu podarował Kate nasze albumy – wtrącił Liam, ale raczej nie zostało to docenione. „Już wiemy od kogo dziewczynki wzięły to spojrzenie...” zaśmiałem się pod nosem, ale dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem się nie wychylać.
   - Jak to? - zdziwiła się Jay. - Dopiero teraz ci je dał? - posłała Louisowi niedowierzające spojrzneie.
   - Jakoś tak wyszło... - wymruczał odpowiedź i nagle bardzo zainteresował się jedzonkiem, pod którym stół wręcz się uginał. „Aż szkoda że tyle osób dzisiaj nie doceni tych pyszności...” spojrzałem na Zayna, którego najwyraźniej też męczył ból głowy. „Albo po prostu się nie wyspał” uśmiechnąłem się do Perrie, która wyglądała na równie zmęczoną, ale zdecydowanie bardziej przytomną.
   - Skarbie? – odezwał się Harry po chwili. Troska w jego oczach była widoczna jak na dłoni. - Jesteś pewna, że czujesz się na tyle dobrze, by z nami pojechać?
   - Za nic tego nie opuszczę – powiedziała, sięgając po szklankę z wodą. - Ale błagam cię, żadnego więcej szampana... - jęknęła, połykając aspirynę. - Od dziś nie piję. Przynajmniej do następnej ważnej okazji - dodała, widząc sceptyczne spojrzenia wszystkich dookoła.
   - Za to będziesz miała wiarygodną wymówkę dla choroby morskiej – zaśmiałem się, przypominając sobie jedną z zaplanowanych na dziś atrakcji. Sądząc po spojrzeniu, które mi posłała, nie podzielała mojego zdania.




   Zerknąłem z pewną tęsknotą w stronę brzegu, gdzie migotały maleńkie sylwetki i kolejny raz zastanawiałem się, co mnie podkusiło, że zgodziłem się na tę przejażdżkę. W żołądku wirowało mi tak, że naprawdę cudem było, iż jeszcze nie wychylałem się przez burtę, żegnając się ze śniadaniem. „Przy tej prędkości byłoby to niezwykle... interesująco ekstremalne przeżycie...
   - Wspaniale! - zachwycony głos Kate przebił się ponad rykiem silników. „Zabijcie mnie...” jęknąłem, próbując utrzymać w żołądku tosta, którego zjadłem na śniadanie, po namowach Perrie. Spojrzałem na szczęśliwą parę przede mną i nie mogłem nie zauważyć tego, że Kate naprawdę jest zachwycona tą przejażdżką. Siedząc na kolanach Louisa i bezpiecznie otoczona jego ramionami nic a nic nie bała się tej zawrotnej prędkości. Przez chwilę zazdrościłem jej, że nie może widzieć jak łódź prawie unosi się nad wodą. Kolejny raz pozazdrościłem Perrie, że miała na tyle przytomności umysłu, by pozostać na brzegu.
   - Mała! – zawołał Harry. - Uważaj, bo z tym kamieniem na palcu pójdziesz na dno, gdy tylko wylecisz za burtę!
   Kate nie wydawała się w najmniejszym stopniu wystraszona. Pomachała wesoło przyjacielowi i dalej cieszyła się tą przerażającą przejażdżką, wystawiając twarz na działanie wiatru. „Jej się to naprawę podoba...
   - Zayn! Żyjesz?!? - usłyszałem zadowolonego z siebie Nialla i ku mojemu przerażeniu zauważyłem drugą łódź, płynącą zdecydowanie zbyt blisko nas. „Przynajmniej moim skromnym zdaniem...” – Ekstra, nie?!?
   - Rewelacja – mruknąłem posyłając mu niezbyt szczery uśmiech. - Zabije cię za to, że mnie na to namówiłeś... - dodałem, choć pewnie i tak nikt oprócz mnie nie mógł tego usłyszeć. Z uśmiechem przylepionym do twarzy, robiłem wszystko co mogłem, by jakoś przeżyć tą „przygodę” i nie zepsuć zabawy innym, jednak jedyne czego teraz pragnąłem, to postawić stopę na stałym lądzie. „I ewentualnie jeszcze utrzymać śniadanie w żołądku” dodałem, gdy łódź znów ostro weszła w zakręt.
   Jedynym pozytywem tej przejażdżki był zachwyt Kate i Louisa. Oboje śmiali się wesoło, co jakiś czas skradając sobie pocałunki. Mężczyzna za sterem pęczniał z dumy za każdym razem, gdy Kate głośno wyrażała swój zachwyt. Tak byli zafascynowani sobą i tą przejażdżką, że pewnie nawet nie zauważyliby gdybym wypadł za burtę. „Co było całkiem możliwe...” jęknąłem, gdy łódź ostro skręciła. Ląd był już tylko miłym wspomnieniem. „Boże... Niedobrze mi...


   Jakąś godzinę i kolejny nawrót bólu głowy później opadłem na trawę, opierając się o pień, który akurat idealnie się do tego nadałam. Moje nogi wciąż jeszcze trzęsły się po przejażdżce życia, na jaką niefortunnie dałem się namówić. „Czy jak to tam nazwał Harry...” Próbowałem dojść do siebie po tych przeżyciach i przede wszystkim czekałem, aż kolejna tabletka w końcu zacznie działać. Kac mnie zabijał...
   Pomimo tych wszystkich moich cierpień z rozbawieniem obserwowałem przyjaciół, którzy usilnie próbowali przyszykować i rozpalić ognisko. Od razu było widać, że ile osób, tyle technik i najprawdopodobniej żadnej, wystarczająco skutecznej, bo ognia jak nie było, tak nie ma. Od strony plaży dobiegł mnie wesoły śmiech Kate, która raczej nieskutecznie uciekała przed falami z nieodłącznymi i głośno piszczącymi bliźniaczkami u boku. Pozostałe siostry Louisa również kręciły się w pobliżu niej, jakby miała jakąś własną grawitację, której nie potrafiły się oprzeć. „A wszystko to pod czujnym okiem Marka oczywiście...
   - Gdzie twoja druga połówka? - zapytał Niall, z jękiem opadając obok mnie.
   - Na pomoście – wskazałem głową w stronę, gdzie opalały się dziewczyny. - Nadrabia ploteczki...
   - Chyba zaprzyjaźniła się z Alex... - zauważył przyjaciel, nie odrywając on nich wzroku. - Fajnie. Katy się ucieszy – dodał. - Bała się, że mogą się nie polubić...
   - Ta dziewczyna zdecydowanie za bardzo się wszystkim przejmuje – mruknąłem pod nosem, ale i ja byłem zadowolony, że winy Perrie zostały wybaczone i Kate traktuję ją jak najlepszą przyjaciółkę. „Kto by pomyślał, że jeszcze są tacy ludzie...
   - Cała ona – Niall podał mi piwo, które po zdecydowanie zbyt krótkim namyśle przyjąłem. „Jutro będę umierał...” - Najchętniej wszystkich „widziałaby” szczęśliwych...
   - Na nasze szczęście od wczoraj wręcz zaraża radością, więc jest to całkiem możliwe... – powiedziałem, wędrując do niej wzrokiem. Uśmiechnąłem się widząc, że bliźniaczki powaliły ją na piasek, piszcząc przy tym z radości.
   - A propos... - przyjaciel spojrzał na mnie uważnie, jakby szykował się do odczytania odpowiedzi, gdybym przypadkiem nie zamierzał mu jej udzielić. - A kiedy ty masz zamiar zrobić użytek z tego, co nosisz w kieszeni?
   Wiedziałem, że nie było sensu udawać, iż nie wiem, o co chodzi. Posłałem tęskne spojrzenie w stronę pomostu, na którym Perrie opowiadała coś dziewczynom, żywo przy tym gestykulując.
   - Nie sądzę, by to się stało w najbliższym czasie... - powiedziałem cicho. - Jeszcze niedawno byłem tego pewny jak niczego innego, ale teraz... - wzruszyłem ramionami. - Sam już nie wiem...
   - Czego nie wiesz? Przecież ją kochasz...
   - Kocham... - zapatrzyłem się na moją dziewczynę, która jakby to wyczuła, uniosła głowę i posłała mi wesoły uśmiech. - Po prostu nie sądzę, że to dobry moment... Po tych naszych ostatnich przejściach...
   - To po co go wszędzie ze sobą nosisz? - zdziwił się Niall. Sięgnąłem do kieszeni i rozglądając się, czy nikt nie zwraca na nas uwagi i wyciągnąłem pierścionek, który tak troskliwie wybierałem. „Kiedy to było?
   - By nie zapomnieć? - przejechałem kciukiem po trzech kamieniach. - Sam nie wiem... Powinienem go zostawić w domu, ale jakoś nie potrafiłem. Gdy było ciężko przypominał mi o tych dobrych chwilach...
   - Ale masz zamiar zrobić z niego użytek? - Niall pomachał dziewczynom, które chyba zdały sobie sprawę, że o nich rozmawiamy, bo zerkały zaciekawione w naszą stronę.
   - Może za jakiś czas... - westchnąłem, chowając pierścionek do kieszeni, nim ktoś jeszcze go zobaczył. - Póki co – powiedziałem uśmiechając się radośnie – mamy już jedna zaręczoną parę i zdecydowanie zamierzam dać im trochę się nacieszyć tym stanem, nim sam postanowię się w nim znaleźć.
   - A wam nie za dobrze? - Louis rzucił w nas muszelkami, które nazbierały wcześniej dziewczynki. - To my tu sobie ręce po łokcie urabiamy...
   - Kto sobie urabia, bo chyba nie ty... - jęknął Liam, rzucając pod nogi drewno, które właśnie nazbierał. - Powiedziałeś, że wiesz jak to rozpalić...
   - Wiem – zapewnił go Lou, susząc zęby w uśmiechu. - Po prostu jeszcze się za to nie zabrałem...
   - A na co czekasz? - Li posłał mu podejrzliwe spojrzenie.
   - Na natchnienie – odpowiedział niewinnie Louis, po chwili parskając śmiechem. Najwyraźniej obwiniał Harry'ego za rozśmieszanie go, bo po chwili tarzali się po ziemi jak dzieci.
   - Chyba muszę sam spróbować rozpalić to ognisko – westchnął Niall. - Głodny jestem... Możesz mi przypomnieć dlaczego zrezygnowaliśmy z pomocy Dana?
   - Och, już nie marudź... - podniosłem się i razem poszliśmy pomóc Louisowi. - Poradzimy sobie...
   - Jasne... - powiedział, ale nie wydawał się przekonany. Szczerze mówiąc, widząc kolejne podejście Harry'ego i Lou do rozpalenia ogniska, sam zaczynałem mieć wątpliwości.




   Spojrzałem na Alex, która w końcu wydawała się dojść do siebie i akurat głośno się śmiała z czegoś, co opowiadała im Danielle. Zajęty rozpalaniem ogniska i szykowaniem jedzonka, co jakiś czas czułem na sobie jej wzrok. Kolejny raz zerknąłem w stronę pomostu i zostałem obdarzony szerokim uśmiechem i figlarnym mrugnięciem. „Czas zmienić towarzystwo” zadecydowałem.
   - Wybaczcie panowie, ale idę przypomnieć mojej dziewczynie o swoim istnieniu – podniosłem się i nic sobie nie robiąc z gwizdów i żartów przyjaciół skierowałem się na skąpany w popołudniowym słońcu pomost.
   - Stęskniłeś się? - zapytała Kate, gdy usiadłem za Alex, otaczając ją ramionami. Oparła się o mnie, unosząc głowę do pocałunku. Błysk w jej oku sprawił mi zadziwiająco dużą przyjemność.
   - Nawet bardzo – powiedziałem, gdy już udało mi się oderwać od tych gorących warg. - O czym rozmawiałyście?
   - O różnicach między skurczem, a orgazmem – parsknęła Perrie, a ja poczułem że czerwienie się jak idiota. Spojrzałem „oburzony” na Alex.
   - Powiedziałaś im? Teraz będę miał traumę do końca życia... - jęknąłem, przypominając sobie zdarzenie z naszej sypialni. Musiałem przyznać, że rumieniec Kate zdecydowanie przebił mój. „Jakby miało mi to w czymś pomóc...
   - Jakoś nie zauważyłam, byś specjalnie cierpiał z tego powodu – Alex posłała mi TO spojrzenie i od razu zrobiło mi się gorąco. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
   - To tylko świadczy o tym, jak dobrą jesteś terapeutką, skarbie.
   - Bardzo dobra odpowiedź – mruknęła, kładąc dłonie na moich, splecionych na jej podołku. Jej tęczowa sukienka była podwinięta do góry, ukazując nogi. Jedną niestety wciąż skrywał plastykowy opatrunek. „Już niedługo...” przypomniałem sobie ostatnią odprawę z Paulem, na której wspomniał o zaplanowanej kontroli. „Już niedługo...” powtórzyłem w myślach i oprócz gorąca, zrobiło mi się ciut ciaśniej w spodniach.
   - Macie zamiar wylegiwać się tu przez cały czas? - próbowałem inteligentnie zmienić temat. - Nie jesteś głodna? - zapytałem, pamiętając, że nic do tej pory nie jadła.
   - Jak wilk, ale coś mi się wydaje, że jeszcze trochę potrwa nim będzie coś do jedzenia – powiedziała. - Zwłaszcza, że nasz samozwańczy szef kuchni pożera wzrokiem Kate zamiast skupić się na jedzonku...
   Spojrzałem na Louisa, który rzeczywiście wpatrywał się w dziewczynę obok mnie i to z takim głodem w oczach, że miało się wręcz wrażenie, że gdyby mógł, rzuciłby się na nią tu i teraz.
   - Mogę ci przemycić coś słodkiego – zaoferowałem się, pamiętając o zakupach zrobionych przez Danielle i Perrie.
   - Poczekam, aż wszyscy zgłodnieją... - oparła głowę na moim ramieniu, wystawiając twarz do słońca. Uśmiechnąłem się zadowolony, by po chwili ukryć uśmiech, gdy poczułem na sobie spojrzenia dziewczyn.
   - No co? - zapytałem, gdy nadal uważnie mi się przyglądały.
   - Kto by pomyślał, że tak cię trzepnie... - Dani puściła mi oczko.
   - Nikt mnie nie trzepnął – burknąłem pod nosem, ale przyjemne ciepło wypełniło mnie od środka. - Chyba że ona. Co chwilę wali mnie po łbie...
   - Ale tylko jak zasłużysz... - mruknęła Alex nadal wygrzewając się w słońcu.
   - Naprawdę nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz... - Perrie postanowiła dołączyć się do tej nagonki na mnie. - A przede wszystkim z tymi jego zaborczymi fankami. Masz nerwy, kobieto...
   - Staram się nie słuchać, co mówią, a kiedy mnie denerwują, strzelam „focha”, bo nie mam pozwolenia na broń – powiedziała Alex, by następnie spojrzeć na mnie wymownie i znów odczułem za ciasne spodenki. - A potem on mi to wynagradza, więc nie mogę narzekać...
   - Zboczuchy – głos Liama zaskoczył chyba wszystkich z wyjątkiem Kate, która prawdopodobnie słyszała go jeszcze nim postawił stopę na drewnianej powierzchni. - Idziemy spróbować coś złowić – wskazał na siebie i Nialla dumnie dzierżących wędki, które nie wiadomo skąd wytrzasnęli.
   - Ale chyba nie będziemy musieli tego jeść? - Perrie wydawała się śmiertelnie przerażona ich pomysłem. - Nie będziemy, prawda?
   - Znając ich umiejętności wędkarskie raczej bym się tego nie obawiał – powiedziałem pod nosem, za co oberwałem po głowie od „urażonego” Horana. - Ale jak się zawezmą, to może złowią coś ciekawego... Jakiegoś starego trampka na przykład...




   Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, pozwalając, by niebo zabłysło upstrzoną gwiazdami ciemnością. Księżyc wisiał dumnie i odbijał się w wodzie, tworząc niesamowity widok. Miałem wrażenie, że było to coś, co Kate naprawdę potrafiłaby docenić. „Gdyby tylko mogła...” westchnąłem, przenosząc wzrok na uśmiechniętą przyjaciółkę. Po namowach Lou postanowiła w końcu cieplej się ubrać. Krótkie szorty zmieniła na poszarpane dżinsy, a na nagie ramiona założyła jedną z o wiele za dużych bluz Louisa. Jej białe trampki w końcu zyskały trochę charakteru, jak to  ładnie ujął Harry. Po prostu nie były już czysto-białe... Godziny spędzone na zabawie z dziewczynkami zdecydowanie się do tego przyczyniły.
   Westchnąłem, przypominając sobie te ostatnie godziny spędzone z rodziną i przyjaciółmi. Cieszyłem się, że mieliśmy okazje, by zaprosić ich wszystkich chociaż na ten jeden dzień, czy też wieczór. Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie przerażenia w oczach Paula, gdy powiedzieliśmy mu z Harrym, co planujemy zorganizować. „Przynajmniej okazja była warta tego całego wariactwa” spojrzałem jeszcze raz na Kate, opierającą się o siedzącego za nią Louisa. „Wkrótce wszyscy dojrzą diament na jej palcu i dopiero się zacznie...
   - Śpisz, skarbie? - poczułem dłoń Danielle na swoim udzie i momentalnie wróciłem do rzeczywistości. Uśmiechnąłem się szczęśliwy, że przynajmniej ona nie musiała jeszcze wracać.
   - Nie... - zauważyłem, że wszyscy mi się przyglądają. - Tak sobie rozmyślam...
   - Daj mózgowi odpocząć, stary – zaśmiał się Hazz. - Nie zabije cię, jak zrobisz sobie przerwę na jeden wieczór w myśleniu...
   - Mówisz mu to z doświadczenia? - Louis rzucił w Harry'ego zgniecioną puszką, ale zaraz „dostał” ją z powrotem.
   - Niall – Danielle spojrzała na blondyna, który siedział naprzeciw nas i brzdąkał na gitarze. - Jak skończyła się ta cała afera z tą twoją dziewczyną?
   - Właśnie, Horan – Lou posłał mu rozbawione spojrzenie. - Powiedz nam jak zareagowała Katie, gdy jej wyznałeś jakim to jesteś wielkim idiotą?
   - Louis! - Kate oczywiście natychmiast stanęła w obronie przyjaciela, który czerwienił się niemiłosiernie. „Choć może to tylko blask od ogniska...
   - Przepraszam... – powiedział Lou z udawaną skruchą. - Nie jesteś wielkim idiotą...
   - Lou...
   - On ma rację, Katy... Głupio się wtedy zachowałem...
   - No to jak zareagowała? - dopytywała się Danielle, która znała większą część tej historii.
   - Tak się śmiała, że spadła z krzesła. A jak już doszła do siebie, to powiedziała, że wiszę jej kwiatka... – Niall wyszczerzył się w radosnym uśmiechu. „Jak go znam, to pewnie zasypie ją kwiatami, gdy już się w końcu spotkają...” Wszyscy roześmiali się na ten opis. Według słów przyjaciela, ta cała Katie naprawdę wydawała się wręcz stworzona dla niego. Westchnąłem, zdając sobie sprawę, ile jeszcze dni minie nim wrócimy do Londynu. „Cała wieczność...
   - Czy my cię nudzimy, Styles? Co ty tam tak piszesz na tym telefonie? - głos Louisa przebił się przez ogólną wesołość. Tym razem wszystkie spojrzenia skupiły się na Harrym.
   - Jakaś laska napisała mi na Twitterze, że kocha ciebie bardziej niż mnie... - powiedział, chowając komórkę.
   - To się rozumie samo przez się – Lou dumnie uniósł głowę i sięgnął po colę dla Kate.
   - Odpisał jej, że jak śmie tak twierdzić... - parsknęła Alex, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nigdy nie zrozumiem po co ludziom ten cały Twitter...
   - Żeby mogli pisać różne dziwne rzeczy – powiedziałem, odbierając od Zayna kolejne piwo. - Twój chłopak jest mistrzem niezrozumiałych twittów...
   - Odezwał się ten, który wcale nie jest lepszy... - zaśmiał się Harry. - Ja przynajmniej dbam o poziom intelektualny naszych fanek...
   - Jasne – parsknął Niall. - Po twoich wiadomościach siedzą i myślą, o co w nich chodzi...
   - To już coś, nie? - Hazz wyszczerzył się w uśmiechu. Na to mogłem tylko pokręcić głową.
   - Tak właściwie, Alex, to fakt, iż nie masz Twittera policz sobie na plus – odezwała się Dani, poprawiając się na moim ramieniu. - Czasami ci ludzie naprawdę potrafią człowieka dobić... Niektórzy są super, nie przeczę, ale zdecydowanie jest zbyt wielu takich, którym wielką przyjemność sprawia samo gnojenie innych – słowa mojej dziewczyny sprawiły, że przed oczami stanęły mi wszystkie te chwile, gdy moi „fani” doprowadzali ją do łez. - Nie ważne jaka byś nie była, dla nich zawsze będziesz za mała, za duża, za sztuczna, za brzydka, za gruba, za siaka i owaka... Zapamiętaj moje słowa, kochana, olej ich wszystkich i bądź sobą, bo nigdy ich nie zadowolisz... - Perrie kiwała głową na potwierdzenie słów Danielle.
   - Widzę, że naprawdę dali wam w kość... - powiedziała Alex. - Cóż... Mam nadzieję, że uda nam się tym nie przejmować – uśmiechnęła się, zerkając przy okazji na Kate. - Ja zdecydowanie nie nadaję się do zadowalania innych. Gdybym miała wybrać między zrzuceniem zbędnych kilogramów, a czekoladą...
   - To wybrałabyś ciemną, białą, czy mleczną? - dokończył za nią Harry, a ona tylko przewróciła oczami. - I nie do końca zgadzam się z tym zadowalaniem innych, skarbie – wyszczerzył się w uśmiechu. - Uważam, że całkiem dobrze ci idzie zadowalanie mnie... Ałłł... - jęknął, masując się po brzuchu.
   - Idiota... - mruknęła rozbawiona.
   - Ale twój idiota – poruszał brwiami, czym niezwykle rozbawił towarzystwo. „Chyba mamy już za dużo procentów w głowach...” - Dodam jeszcze, że bardzo zadowolony...




   Wieczór okazał się strzałem w dziesiątkę. Właśnie tego nam brakowało w ostatnich tygodniach. Spotkania z rodziną i czasu spędzonego na błogim nic nie robieniu, a co najważniejsze bez dziennikarzy nieustannie śledzących każdy nasz krok. Może i nie było to najtańsze ognisko świata, bo trochę kosztowała nas prywatna plaża i inne atrakcje, ale święty spokój i dzień odpoczynku od tego całego szaleństwa związanego z zespołem był moim zdaniem wart każdych pieniędzy. Byłem szczęśliwy mogąc dzielić wczorajszy, tak ważny dla mnie wieczór z rodziną i przyjaciółmi i nawet jeżeli już pojechali, to ściągnięcie ich tu było najlepszą niespodzianką, jaką mogłem sobie wymarzyć.
   - Martwię się o ciebie, Lou! – usłyszałem wesoły głos Harry'ego. - Jak już w tym wieku masz problemy z sikaniem, to nie wróżę ci dobrze na przyszłość!
   - Lepiej martw się o siebie, głupku! - zawołałem, kończąc moje „kibelkowe” rozważania.
   - A może potrzebujesz pomocy?
   - Aż tak bardzo chcesz mi potrzymać? - parsknąłem, zbliżając się do ogniska. - W takim razie nie wiem kto komu powinien źle wróżyć na przyszłość...
   - Jesteście nienormalni – westchnął Liam, odzywając się pierwszy raz od dobrej godziny.
   - To żyje!!! - wydarł się Styles. - A już zastanawialiśmy się, czy nie zakopać cię na plaży...
   - Mój ochroniarz by wam nie pozwolił – powiedział, zerkając na swoją dziewczynę. - Oczywiście, gdyby smacznie nie spał... - dodał, przyciągając ją do siebie i opatulając swoją bluzą. „A propos dziewczyn...” rozejrzałem się dookoła.
   - Gdzie Kate? - zapytałem i nim ktokolwiek zdążył mi udzielić odpowiedzi dojrzałem drobną postać, stojącą samotnie na plaży. „Prawie samotnie...” zbliżając się do niej zauważyłem Marka, który jak zawsze miał oko na moje kochanie, ale trzymał się w dyskretnej odległości. „Choć pewnie i tak doskonale wiedziała o jego obecności...” - Skarbie? - odezwałem się cicho, stając za nią i otaczając ją ramionami. Przyłożyłem policzek do jej głowy. - Zmęczona? Chcesz już wracać?
   - Nie... - oparła się o mnie i nadal stała „zapatrzona” w dal. Spuściłem wzrok na jej dłonie, ale obie ukryte były w za długich rękawach mojej bluzy. „Jak to możliwe, że nawet takie nic nie robienie, w jej towarzystwie wydaje mi się wspaniałym zajęciem?” Po chwili Kate odwróciła się w moich ramionach i objęła mnie w pasie. Wspięła się na palce, całując mnie delikatnie. Smakowałem jej ust tak długo, póki dała radę wystać na palcach. Przyłożyła głowę do mojej piersi i westchnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem doskonale zdając sobie sprawę z tego, o czym właśnie pomyślała. - Dlaczego muszę być o tyle mniejsza od ciebie... - mruknęła jakby sama do siebie i kolejny raz wspięła się na palce, by musnąć moje usta.
   - Wierz mi, skarbie, ma to i swoje dobre strony – powiedziałem głaszcząc ją po plecach.
   - Niby jakie? – uniosła głowę i mogłem ujrzeć pytanie w jej oczach.
   - A takie, że kiedy cię przytulam, możesz słuchać mojego serca, które bije tylko dla ciebie...
   Ujrzałem ogromną miłość w jej oczach... „Te oczy...” zachłysnąłem się powietrzem. Te oczy wciągały mnie w swą niezmierzoną głębię za każdym razem, kiedy w nie patrzyłem. Dotykały mnie, igrały ze mną, przyciągały, a ja poddawałem się im niezdolny, by zaprotestować, by odwrócić się od nich, by oprzeć się ich magnetycznej sile... „Nie żebym chciał się uwolnić spod ich mocy...” Nim Kate cokolwiek zdążyła odpowiedzieć, usłyszałem ryk Stylesa.
   - Moje serce bije tylko dla ciebie... - odgrywał właśnie scenkę dla naszych przyjaciół. - Boże, Tomlinson, miłość ci pod sufitem zrobiła prawdziwe spustoszenie... Kim ty jesteś i co zrobiłeś z moim Louisem?
   - Styles, zamknij już się lepiej – odezwała się Alex. - Jesteś narąbany jak stodoła...
   - Jak stodoła może się narąbać? - pytanie Nialla zmieniło temat ich dyskusji na bardziej „naukowy” i teraz przerzucali się odpowiednimi porównaniami na to, by opisać stan, w którym niektórzy się obecnie znajdowali.
   - Masz ochotę się przejść? - zapytałem, stwierdzając że moi przyjaciele i tak zabili nastrój. Szliśmy wzdłuż plaży z Markiem trzymającym się od nas w odpowiedniej odległości. Byliśmy prawie sami...




   „Idealne zakończenie wspaniałego dnia, a raczej dwóch dni...” uśmiechnęłam się, czując jak radość wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Przepełniało mnie tak wiele różnych uczuć, że nawet gdybym musiała, nie potrafiłabym ich opisać. Było ich po prostu zbyt wiele, a wszystkie razem składały się na coś wręcz niesamowitego. „Jak jeden człowiek może aż tyle odczuwać?
   Spacerowaliśmy w milczeniu, co chwilę zatrzymując się, by pozwolić spotkać się naszym ustom. Śmiechy przyjaciół pozostały daleko za nami. Szum fal prawie zagłuszał kroki Marka. „Było idealnie... Byliśmy tylko my...” Czułam się jak we śnie, ale najpiękniejsze było to, że wiedziałam, iż nie grozi mi to, że za chwilę się obudzę. Na palcu cały czas czułam przyjemny ciężar pierścionka. „Obietnicy...” W uszach wciąż słyszałam tę piosenkę, której słowa zapisały się w moim sercu już na zawsze. Miałam wrażenie, że wystarczy zamknąć oczy, by ujrzeć te ogrody skąpane w zmroku i Louisa, powoli opadającego na kolano, ściskającego moje dłonie, trzęsącymi się palcami. Jego słowa wciąż i wciąż rozbrzmiewały we mnie, napełniając tym nieopisanym szczęściem.
   „Kocham twój uśmiech. Kocham twoje oczy. Kocham twój zaraźliwy śmiech. Kocham to jak marszczysz nos, kiedy się nad czymś zastanawiasz. Kocham to jak przygryzasz dolną wargę, gdy jesteś zdenerwowana. Kocham dotyk twoich dłoni. Kocham, gdy się czerwienisz... Kocham cię, Kate...” uśmiechnęłam się, gdy kolejny raz to wyznanie miłości zabrzmiało w mojej głowie. „Nie mogłam pragnąć już niczego więcej... Miałam wszystko...” Pieściłam kciukiem rozgrzany ciepłem mojego ciała pierścionek. „Prawie cię widzę...
   - O czym myślisz, kochanie? - usłyszałam ciche pytanie Louisa. Pozwoliłam, by jego głos otulił mnie całą i dopiero wtedy byłam w stanie się odezwać.
   - O tobie... - zatrzymałam się, stając naprzeciwko niego. - O nas i o wczoraj... - nieprzerwanie pieściłam kciukiem obietnicę, spoczywającą na moim palcu. - Gdy zamykam oczy mogę prawie cię ujrzeć... Tą scenę... Pierścionek w twoich dłoniach... - miałam wrażenie, że moje słowa są kompletnie bez sensu. - Sama nie wiem... - uśmiechnęłam się nieśmiało. Westchnęłam... - A może to dlatego, że tyle osób opowiedziało mi to na milion sposobów? Ale naprawdę mam wrażenie, że... - zacięłam się, nie wiedząc, jak wyrazić to, co czuję. - To głupie...
   Poczułam jego gorące dłonie na mojej twarzy. Kciuki delikatnie muskały moje policzki. I wiedziałam, że patrzy mi teraz głęboko w oczy, tak jak robił to wiele razy przedtem. Jego usta zamknęły moje w najdelikatniejszym z pocałunków.
   - Masz wrażenie, że... - wyszeptał, przypominając moje słowa i zachęcając bym kontynuowała. Słyszałam bicie jego serca. Dudniło wraz z moim w idealnej harmonii. Zamknęłam oczy, by po chwili otworzyć je powoli.
   - Widzę cię... - powiedziałam jeszcze ciszej, niż brzmiał jego szept. Teraz ja pieściłam dłońmi jego twarz. - Widzę cię, choć nie mogę na ciebie spojrzeć...


środa, 19 lutego 2014

94



   Dni mijały jak szalone. Choć bardzo bym chciał, powoli nie byłem w stanie spamiętać tych wszystkich miejsc, które odwiedziliśmy. Od Berlina wszystko jakby jeszcze przyspieszyło. „A myślałem, że to już bardziej niemożliwe...” Każdego dnia inne miasto. Inny kraj. Spotkanie za spotkaniem i do tego milion wywiadów. Powoli człowiek tracił rachubę, czy to jeszcze Francja, czy może już Holandia. Czasami leżałem w łóżku i dobry kwadrans trwało, nim sobie przypomniałem, gdzie jesteśmy, a potem wychodziłem z pokoju i okazywało się, że jednak się pomyliłem. „Istne szaleństwo...” Tęskniliśmy za bliskimi, za domem, za choćby jednym dniem normalności. Zamiast tego były kolejne spotkania z fanami, na których działy się niewyobrażalne rzeczy... Nasze piosenki śpiewane z coraz to innym akcentem. Byliśmy zmęczeni. Promocja albumu w niczym nie przypominała sytuacje z czasu, gdy wyszła nasza pierwsza płyta.
   Nie tak sobie wyobrażałem podróżowanie po świecie, leżąc w zaciszu mojej małej sypialni. „Przynajmniej teraz czeka nas kilka luźniejszych dni...” westchnąłem, odpychając się od ściany i wychodząc z windy. Jeszcze zanim wszedłem do jadalni, dobiegł mnie głośny rechot Horana. Jego mała-wielka miłość kwitła i Niall ostatnio był chodzącą definicją niczym niezmąconej radości. „Aż się człowiekowi ciepło na sercu robiło, gdy na niego patrzył...
   - Nieprawda! – usłyszałem oburzony głos przyjaciela. – Cebula to jedyny rodzaj jedzenia, po którym człowiek może płakać!
   - Inaczej byś śpiewał, gdybym ci przyjebał kokosem – Louisowi najwyraźniej również dopisywał humor. „Dziwne żeby nie...” uśmiechnąłem się pod nosem, znając jego najbliższe plany.
   - Też fakt – zgodził się łaskawie Niall, sięgając po kolejną kanapkę i w tym momencie moja obecność została zauważona. – Cześć, Liam.
   - Cześć wszystkim – zająłem wolne miejsce obok Alex, starając się ukryć ziewanie i mój kompletny brak energii. „Dziś byłem wrakiem...” westchnąłem, wspominając jak ciężko było zwlec się z łóżka.
   - Myślę, że musimy to gdzieś zapisać – odezwał się Harry. – Payne przyszedł ostatni. Chyba piekło właśnie zamarzło...
   - Śmiejcie się, śmiejcie... – mruknąłem, sięgając po dzbanek z herbatą i stając się nie zwracać uwagi na docinki przyjaciół. – Niektórzy mieli coś do zrobienia wieczorem...
   - Jasne, tato... – parsknął Louis, nakładając sobie i Kate jakieś pyszności na talerz. Spojrzałem na dziewczynę i musiałem przyznać, że ona nie wyglądała na tak pełną energii, jak jej chłopak. „Czyżby Lou nie dał się jej wyspać w nocy?” Prawdopodobnie w końcu nawet ją dopadło zmęczenie. Dodajmy do tego Zayna, który chyba drzemał przy stole i pozostałych, których rozpierała trudna do opisania energia i mamy kompletny obraz naszej małej rodzinki o poranku.
   - Po co wyście powstawali tak wcześnie? – zapytałem zdziwiony, zastanawiając się, czy mój żołądek już się obudził. – Przecież...
   - No jak to po co? – Niall prawie podskakiwał na swoim siedzeniu. „Zdecydowanie za dużo energii...” jęknąłem. Bolało mnie od samego patrzenia. – Trzeba przecież wszystko załatwić i zorgaaa... Ałaaa! – zawył. Harry posłał mu wymowne spojrzenie i blondyn od razu oblał się rumieńcem. – Kurwa, ale boli, idioto!
   - To co takiego trzeba zorganizować? – zapytała Kate, zakładając włosy za ucho. Jej niedbale upięte włosy i sportowy strój najlepiej świadczyły o tym, że zbyt szybko wyciągnięto ją z pokoju. Choć te serduszka na jej bluzce wyjątkowo dzisiaj pasowały. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i postanowiłem jednak skusić się na śniadanie.
   - Niespodzianka – powiedział Louis, posyłając Niallowi groźne spojrzenie. – Głównie na jutro, bo w końcu będziemy mieć pierwszy wolny dzień od sam nie wiem jak dawna...
   - Wyśpimy się... – ucieszył się Styles, puszczając oczko Alex. „Dobra, chyba niekoniecznie chcę wiedzieć, jak u niego wygląda to wysypianie się...
   - A zapomniałem wam powiedzieć! – zawołał Louis, patrząc z dziwnym błyskiem w oczach na Horana. – Jaki wczoraj ten idiota numer wykręcił...
   - Miałeś nie mówić! – Niall rzucił się na Tommo i mogliśmy podziwiać zapasy na krześle. Rozejrzałem się dookoła, ale na szczęście niewielu gości zawitało tu o tak wczesnej porze, więc była szansa, że nie ukażą się kolejne głupie zdjęcia. – Zabiję cię...
   - No weź... – Lou uwolnił się z więzów przyjaciela i uciekł za Harry'ego. Ruch przy stole sprawił, że nawet Zayn uchylił jedno oko. – Przecież to fajna historia... Niall wczoraj wybiegł z tego sportowego sklepu, wsiada do samochodu i krzyczy, że widział Indianina! – Louis oczywiście postanowił odegrać całą scenkę sprawiając, że Alex prawie się popłakała ze śmiechu, gdy zaczął żywo gestykulować. – Koleś oglądał łuk i strzały, więc według Horana, to musiał być Indianin...
   - Wcale że nie tylko dlatego! – oburzył się blondyn i założył ręce na piersi. – I w ogóle źle to opowiadasz... – „foch” w irlandzkim wykonaniu.
   - Jasne... – Tommo wrócił na swoje miejsce, po drodze zarabiając szturchnięcie od obrażonego przyjaciela. – Niall, wiesz jaka jest najseksowniejsza kobieta na świecie? I nie, nie możesz powiedzieć, że Katie – dodał szybko. Blondyn wzruszył od niechcenia ramionami, ale widząc ciekawość w jego oczach, chyba już mu przechodził stan obrażania się. – Nauczycielka – powiedział Lou, uśmiechając się szeroko.
   - Co? – zdziwiłem się, a przed oczami stanął mi obraz mojej pani od literatury i seksowna, to byłoby ostanie, co by do niej pasowało. Aż się zatrząsłem na samą myśl, że mógłbym ją tak określić. „Nigdy w życiu!
   - Nauczycielka – powtórzył Louis, dolewając sobie i Kate herbaty. „On już to wszystko naprawdę robi spontanicznie” zauważyłem ciepły uśmiech dziewczyny, gdy podawał jej kubek. – Ma klasę. Stawia pałę w dwie sekundy – Harry parsknął śmiechem prosto w swoją filiżankę, ochlapując siebie i przy okazji Alex. – I potrafi pieprzyć przez czterdzieści pięć minut.
   - Dobre – zawyrokował Styles, przybijając sobie żółwika z Lou. Alex chichotała nad swoją kawą, a Kate oczywiście oblała się uroczym rumieńcem. – A pamiętasz to? Kto jest największą dziwką na świecie?
   - Stareee... – zawyrokował Louis, choć pozostali wydawali się bardzo zainteresowani. „Boże, skąd oni biorą te teksty?” – Szkoła, bo każdy odwiedza ją tylko po to, by zaliczyć. Sam ci to powiedziałem, głąbie...
   - A rzeczywiście – przyznał Harry, ale nie przeszkadzało mu to się trochę pośmiać z samego siebie, czy też z ostatniego „kawału”. – Alex bardziej się nadaje do tego, by stanąć z tobą w szranki.
   - Serio? – ucieszył się Niall, odwracając się w stronę dziewczyny i przełykając kolejną kanapkę. – Zakasujesz czymś Louisa?
   - Słuchając te jego teksty, to raczej marne szanse – powiedziała. – On się ich chyba uczy po nocach...
   - A my mamy coś lepszego do roboty wtedy – dokończył Harry, za co zarobił nieuchronnego kuksańca. – No przecież prawdę powiedziałem!
   - Daj chociaż jeden – prosił Horan.
   - Po czym poznać, że facet jest gotowy i chętny do seksu?
   - To chyba jasne, nie? – Niall wydawał się rozczarowany.
   - Oddycha – krótko stwierdziła Alex i nie mogłem się nie roześmiać. Choć nie wiem, czy nie śmiałem się akurat z miny przyjaciela, który ewidentnie coś innego miał na myśli. – A ty nie bądź taki skromny, Harry – puściła mu oczko. – Słyszałam kilka twoich tekstów, które prawie zwaliły mnie z nóg.
   - Ten, co walnąłeś temu byłemu Alex był niezły – przyznałem, kolejny raz zastanawiając się, skąd im się to bierze. „Z tym to trzeba się chyba urodzić...” pomyślałem o moich marnych osiągnięciach w tej dziedzinie.
   - Na drugi dzień żałowałem tego, co mu wtedy powiedziałem... – popatrzyliśmy na niego, jakby mu co najmniej trzecie oko wyrosło. – Dopiero rano wymyśliłem lepsze obelgi.
   - Idiota – Alex pokręciła głową ze śmiechem i dała mu się objąć ramieniem, nadstawiając usta do pocałunku. Odwróciłem wzrok, by nie podglądać ich zbytnio, niestety po drugiej stronie stołu Louis robił dokładnie to samo, czyli „badał” wargi Kate. „Gdzie jesteś, Danielle?” westchnąłem, opierając się zrezygnowany. Od wczoraj próbowałem się dodzwonić do mojej dziewczyny i jak na razie nic z tego nie wyszło.
   - A niech mnie... – spojrzałem na Nialla, któremu oczy prawie wyszły z orbit i gapił się dokładnie na mnie. „A może za mnie?
   - Co... – nim zdążyłem się obrócić, delikatne dłonie przesłoniły mi widok. „Proszę, niech to będzie prawda...” zaklinałem. – Dani?
   - Cześć, kochanie – dziewczyna przeniosła dłonie na moje policzki i pochyliła się, by cmoknąć mnie w usta. – Hej, rodzinko...
   - Jak... Co... Dlaczego nie powiedziałaś, że przyjedziesz? Odebrałbym cię z lotniska... – zerwałem się z miejsca i porwałem ją w ramiona, okręcając się dookoła, by potem pocałować ją już porządnie. Jej głośny śmiech wypełniał moje uszy sprawiając, że i ja miałem ochotę się śmiać. Ze szczęścia.
   - To chyba nie musisz pytać, czy za tobą tęsknił? – usłyszałem rozbawiony głos Alex. Chwyciłem walizkę Danielle i nadal obejmując ją ramieniem, pociągnąłem w stronę wyjścia z jadalni.
   - Tylko nie zapomnij o spotkaniu, Liam! – usłyszałem Harry'ego nim zatrzasnąłem za nami drzwi. Kierowałem się prosto w stronę wind. Po drodze Paul posłał nam rozbawione spojrzenie.
   - Nawet nie dałeś mi się porządnie przywitać – zaśmiała się Danielle, gdy nacisnąłem guzik naszego piętra. Gdy tylko zamknęły się drzwi, przycisnąłem moją dziewczynę do drewnianej ściany.
   - Właśnie się witasz – powiedziałem, wpatrując się w jej błyszczące oczy, których tak bardzo mi brakowało.
   - Na to wygląda... – mruknęła, całując mnie na dowód tego, iż nie tylko ja usychałem z tęsknoty. – O której macie to spotkanie? – zapytała, gdy szliśmy w stronę pokoju.
   - O pierwszej... – jak zawsze w chwilach wielkiej potrzeby użerałem się z kartą. „Co się stało z dobrymi, starymi kluczami?” westchnąłem, ale na szczęście dokładnie w tym momencie udało mi się otworzyć drzwi. – W studio nagraniowym. Chcemy dokończyć piosenkę Louisa. Może nam trochę zejść... – tłumaczyłem, ciągnąć ją w kierunku sypialni, ścieląc drogę naszymi ciuchami.
   - To może uda mi się namówić dziewczyny na babskie spotkanie i nadrobić ploteczki – uśmiechnęła się z „tym” błyskiem w oku i popchnęła mnie tak, że opadłem na łóżko. – Ale teraz mam zamiar porządnie się z tobą przywitać...




„I'm sorry if I say, I need ya

But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?


That you make me strong...”

   Harry wyciągnął ostatnie dźwięki i patrzyliśmy wyczekująco na uśmiechnięte twarze Jamiego i Johna. Uniesione do góry kciuki mówiły same za siebie. „Udało się!
   - Mamy to, panowie – nawet Paul wydawał się z nas wyjątkowo zadowolony. – Kto by pomyślał, że przy odpowiedniej motywacji, osiągacie takie efekty... – menadżer nabijał się z nas, czekając aż rozsiądziemy się wygodnie, by usłyszeć ostateczną wersję piosenki Louisa. „Choć teraz już chyba też i naszej piosenki...
   Przesłuchaliśmy kawałek kilka razy, komentując wszystko zawzięcie. Patrzyłem na przyjaciela i aż oczy świeciły mu się z przejęcia. Właściwie to jako jedyny był dziwnie milczący. „Aż nie jak on...
   - A ty co powiesz, Lou? – teraz oczy wszystkich skierowały się na głównego zainteresowanego. – Wyszło tak, jak chciałeś?
   - Jest idealna... – powiedział cicho i wydawał się być już w swoim własnym świecie. – Wyszło o wiele lepiej niż myślałem...
   - Powinieneś dostać w łeb, że w nas nie wierzyłeś – zaśmiał się Harry, popychając go lekko. – To co, skończyliśmy? Możemy wracać do hotelu?
   - Chcecie żeby wam zgrać muzykę? – John spojrzał na Louisa, ale nim ten zdążył odpowiedzieć, Niall podjął decyzję.
   - Nie trzeba. Zagram to na gitarze... – uśmiech Louisa zdecydowanie przebił wszystkie, jakie nam serwował do tej pory. „Oby niespodzianka się mu udała...” Zebrałem swoje rzeczy, kierując się do wyjścia. Włożyłem rękę do kieszeni kurtki, zaciskając palce na zamszowym pudełeczku, z którym od tak dawna się nie rozstawałem. „A może...
   - Zayn? – Liam zatrzymał mnie na schodach. – Pojedziesz ze mną na lotnisko?
   - Jasne – rozejrzałem się dookoła, ale reszta czekała już na nas przy samochodach. – Nie miałeś przypadkiem jechać z Niallem?
   - Chciał poćwiczyć tę piosenkę przed wieczorem – wzruszył ramionami, przytrzymując dla mnie drzwi. – A poza tym już był głodny...
   - Dlaczego mnie to nie dziwi? – zaśmiałem się, wtórując mu.
   - I jak? – Horan patrzył na nas wyczekująco.
   - Jedź już do hotelu... – powiedziałem. – Tylko postaraj się nie wpaść na dziewczyny i już tym bardziej nic im nie wygadać... – spojrzałem na niego wymownie.
   - No przecież, że nic nie powiem... – wyglądał na oburzonego, ale wszyscy doskonale wiedzieliśmy, kto wśród nas ma największe problemy z utrzymaniem czegokolwiek w tajemnicy. – Ale na wszelki wypadek nie będę się do nich nawet zbliżał... – „Mądre posunięcie...
   - To możemy...
   - Przepraszam... – jak na wystrzał armatni, wszyscy jednocześnie odwróciliśmy się w kierunku, z którego dobiegł nas dziewczęcy głos z obcym akcentem. „No to pojechaliśmy...” westchnąłem, uśmiechając się do grupki fanek, które nas obskoczyły. Widziałem jak Louis i Liam raz po raz sprawdzają, która godzina.
   - No, nie wiem... – zaśmiał się Harry w pewnym momencie. – Alex mnie za to zabije... – powiedział i pochylił się nad niskim rudzielcem, cmokając dziewczynę w usta.
   - Boże! – zapiszczała, a jej koleżanki razem z nią. „Litości... Zaraz mi bębenki popękają...” skrzywiłem się na ten okropny dźwięk, katujący moje uszy. – Teraz będę mogła wszystkim mówić, że mój pierwszy pocałunek był z Harrym Stylesem... – powiedziała na wydechu. – Chyba mi słabo... – dodała już mniej pewnym głosem.
   - Trzymaj się, Nora – Hazz puścił jej oczko i pociągnął Louisa do jednego z czekających na nas samochodów.
   - Pa, dziewczyny – Liam skinął mi głową w stronę naszego auta. – Miło było was poznać.
   Rozsiadłem się wygodnie, zerkając do tyłu. Odjeżdżaliśmy spod studia ostatni. Dziewczyna, którą pocałował Harry żywo gestykulowała, pewnie dzieląc się wrażeniami z koleżankami. Przewróciłem oczyma, kręcąc jednocześnie głową z niedowierzaniem. „Czego to one jeszcze nie wymyślą?




   - Tego mi było trzeba... – usłyszałam rozmarzone westchnienie Danielle i coś mi się wydaje, że ten masaż rzeczywiście musiał być wspaniały.
   - Myślałam, że Liam cię tam wymasował rano – parsknęła Alex, która również oddawała się jakimś zabiegom. Dani wyciągnęła nas do hotelowego spa i ze wsparciem Alex, nie musiały mnie długo namawiać. „Jeszcze się chyba taki nie narodził, co by z nimi obiema wygrał...” uśmiechnęłam się, słysząc wesołe docinki dziewczyn. – A ty się tam tak nie szczerz, bo zaraz twoja kolej, Mała...
   - Ej! Ty też? – udałam oburzenie.
   - Chyba Styles mnie zaraził – parsknęła Alex. – Ale to wcale nie taka zła ksywka. Lepiej Mała niż Duża.
   - Jak dla kogo lepiej – mruknęłam pod nosem, starając się głupio nie chichotać, gdy kosmetyczka zajmowała się moimi stopami. Rozległo się pukanie do drzwi i po chwili w pomieszczeniu rozległ się wesoły głos Perrie.
   - Niespodzianka! – dziewczyna przywitała się z nami, ostrożnie zamykając mnie w uścisku, jakby bała się, że po tych wszystkich dawnych sprawach, mogłabym ją odtrącić. „Było, minęło...” – Stęskniłam się za wami...
   - Zayn wie, że przyjechałaś? Dlaczego nic nie powiedział? – dopytywała się Danielle. – I jak nas tu właściwie znalazłaś?
   - Teraz już wie, bo odebrał mnie z lotniska – Perrie zajęła miejsce obok mnie, zamawiając kawę, gdy podeszła do niej jedna z pracownic. – A Liam powiedział, że wspomniałaś o hotelowym rozpieszczaniu...
   Mając teraz za towarzystwo trzy wesołe osoby, którym buzie się chyba nie zamykały, nie musiałam wiele mówić. Wystarczyło słuchać i cieszyć się z tego, że powoli wszystko wracało do normy. Nawet Alex pozwoliła sobie w końcu na to, by nie chować urazy wobec Perrie i całe szczęście, bo okazało się, że obie odnalazły w sobie zamiłowanie do zabawy kolorem. „Czuję tu nową przyjaźń...” uśmiechnęłam się, przysłuchując się ich ożywionej paplaninie.
   Jakiś czas później zaliczyłam swój pierwszy w życiu masaż, uważnie słuchając relacji dziewczyn z procesu, na którym obie zeznawały. Właściwie wszystkie trzy, z tym że Alex składała zeznania dużo wcześniej. Wciąż zdarzało mi się drżeć ze strachu przed tym, co by było, gdyby i mi kazali wziąć udział w procesie. Miałam nadzieję, że prawdziwe okażą się słowa prawnika, który wręcz obiecał, iż nie będzie takiej konieczności i wystarczą nagrania, które sporządził. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że miałabym opowiadać o tym wszystkim co ten człowiek zrobił Lily... co mi zrobił wiedząc, że gdzieś tam siedzi i patrzy na mnie. Nie wiem, czy taki był zamysł dziewczyn, ale wraz z końcem masażu, one skończyły rozmawiać na te niezbyt przyjemne tematy.
   - Fajne kolczyki, Alex – głos Perrie wyrwał mnie z jakiegoś dziwnego zamyślenia. „To chyba jeszcze po tym masażu...
   - Dzięki. Od Harry'ego...
   - Kajdanki? – zaśmiała się Pers. – Czy on ci coś chciał tym przekazać?
   - Całkiem możliwe – parsknęła przyjaciółka. – Dostałam jeszcze bransoletki w komplecie. Zgadnij kto ma do nich kluczyk...
   - Ale że prawdziwe... – zdziwiła się Danielle.
   - Dokładnie – roześmiały się głośno, a ja mogłam się tylko domyślać, co to za bransoletki i jak się nimi bawią z Harrym. „Choć może lepiej się nad tym nie zastanawiać...” czułam znajome gorąco na policzkach.
   - Jak on ma takie pomysły, to raczej nie grozi ci nuda w sypialni – parsknęła Dani. Zaczerwieniłam się pewnie jak burak, słysząc ich komentarze. Oczywiście nie uszło to uwadze przyjaciółki i po chwili rumieniłam się jeszcze bardziej, gdy zaczęły żartować o moich i Louisa wyczynach w sypialni. „Boże, niech ktoś zmieni temat...” błagałam w myślach i chyba ktoś tan na górze mnie wysłuchał, bo w pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości, a nawet dwóch.
   - Moje! – zawołała Dani.
   - I moje – ton głosu Alex świadczył już o tym, że przyjaciółka była zaczytana w wiadomość.
   - Czyżby chłopcy się stęsknili? – zaśmiała się Perrie.
   - Mamy imprezę wieczorem – powiedziała wesoło Danielle. – A wiecie co to oznacza?
   - Już się boję... – mruknęłam pod nosem, ale nie mogłam się nie cieszyć, słysząc radość w głosie przyjaciółek.
   - Zakupy!!! – krzyknęły razem.
   - O, Boże... – jęknęłam. Ktoś tam na górze ma naprawdę dziwne poczucie humoru...


   „Błagam, niech to już będzie naprawdę ostatni sklep...” Danielle ciągnęła mnie za rękę, do kolejnego z „ostatnich” butików. Usłyszałam westchnienie Marka, który jako jedyny łączył się ze mną w bólu.
   - Co to za mina, Słońce? To nie ty musisz za nimi kuśtykać o kulach...
   - Proszę cię – parsknęłam, przewracając oczami. – Mnie nie nabierzesz. Bawisz się nie gorzej od nich, a w chodzeniu o kulach osiągnęłaś już mistrzostwo...
   - Fakt – zaśmiała się. – Cóż... Praktyka czyni mistrza. I nie da się ukryć, że noga już mi tak nie dokucza. Niedługo będę się mogła pozbyć tego cholerstwa...
   Weszliśmy do środka. Sądząc po tym, jak rozchodziły się nasze glosy ten „butik” musiał być ogromny. „Proszę, niech to będzie naprawdę ostatni...” wznosiłam kolejne modły. Usłyszałam stukot obcasów i po chwili kobiecy głos mówiący w obcym języku. „No to sobie porozmawiałyśmy...” zaśmiałam się pod nosem. Na szczęście dziewczyny, jak na światowe osobistości przystało, szybko odnalazły się w sytuacji i po chwili odezwał się inny głos.
   - Mogę w czymś pomóc?
   - Potrzebujemy sukni na wieczór – Danielle przyciągnęła mnie do siebie. – Na początek czegoś na to maleństwo – fuknęłam pod nosem na to określenie. – Czegoś w czym będzie wyglądała przepięknie...
   - Długie? Krótkie?
   - Długie – odpowiedziałam szybko, nim ktokolwiek mnie ubiegł. Po ostatniej eleganckiej kreacji, która ledwo zasłaniała tyłek, zdecydowanie nie miałam ochoty na powtórkę. „Z długą będzie mniej stresu...” tłumaczyłam sobie.
   Godzinę później zmieniłam zdanie dotyczące tego stresu... Okazało się, że większość kreacji, które podobały się dziewczynom, w tym mojej najlepszej przyjaciółce-zdrajczyni, ledwo zasłaniały piersi, albo miały dekolt na plecach tak duży, że raczej nie dałoby się dobrać do nich bielizny. Sara donosiła nam co chwilę kolejne suknie.
   - Boże! – usłyszałam podekscytowany głos Perrie i już wiedziałam, co oznacza. „Kolejna idealna sukienka...” westchnęłam. Wpadła jak burza do przebieralni, akurat w momencie, gdy Dani pomagała mi uwolnić się z kolejnego, jej zdaniem, niewypału. – Ta jest wspaniała! Musi być idealna. Po prostu musi. Wkładaj!
   - Tak jest – zasalutowałam, bo już dawno doszłam do wniosku, że zdecydowanie mam tu najmniej do powiedzenia. Cieszyłam się najbardziej z tego, że Alex świetnie się bawiła i że ona również sprawiła sobie nową sukienkę, a to znaczy, że idziemy razem na tą imprezę.
   - Naprawdę jest ładna... – usłyszałam cichy komentarz Dani, gdy pomagała mi z ubraniem się.
   - Spadnie mi z cycków... – marudziłam, gdy zdałam sobie sprawę, że suknia nie ma żadnych ramiączek.
   - Na pewno nie – zaśmiała się Danielle, ostrożnie zapinając zamek. – O, Boże... – westchnęła.
   - Co? – poprawiłam gorset, ale rzeczywiście wydawał się dobrze trzymać na piersiach. – Coś nie tak?
   - To musi być ta – powiedziała, wyciągając mnie z przymierzalni. – Patrzcie i podziwiajcie...
   - Kate... – mogłam usłyszeć prawdziwy zachwyt w głosie Alex. – Jesteś piękna, kochanie. Ta sukienka jest idealna...
   Czułam pod palcami delikatny, lejący się materiał i gładki gorset z jakimś spiralnym zdobieniem. Słyszałam oddechy pięciu osób, które pewnie teraz przyglądały mi się w milczeniu. „Niech ktoś coś powie, proszę...” czułam się trochę niewyraźnie, będąc w centrum uwagi.
   - Mamy ten model w pięciu kolorach... – usłyszałam głos ekspedientki. „Nie do końca o to mi chodziło, gdy prosiłam, by ktoś się odezwał...” westchnęłam, zdając sobie sprawę z tego, co to znaczy.
   - Świetnie! – ucieszyła się Perrie. – Przymierzymy pozostałe.
   - A nie możemy po prostu... – zaczęłam nieśmiało, ale oczywiście nie dane mi było skończyć. Dziewczyny mnie zakrzyczały i już po chwili pokazywałam się im w kolejnej sukience. Podobno zielonej. I tak jeszcze trzy razy. Każda została szczegółowo skomentowana. Gdy już stałam przed nimi w dżinsach i bluzce miałam nadzieję, że to już koniec naszych zakupów, ale najwyraźniej dopiero teraz się zaczęło...
   - Różowa – Danielle szybko zdecydowała się na kolor. – Wyglądała w niej ślicznie.
   - Zielona – znając upodobania Alex, jej wybór wcale mnie nie zdziwił.
   - Fioletowa – Perrie głosowała za tym kolorem, jeszcze nim go przymierzyłam.
   Stałam obok rozbawionej ekspedientki i przysłuchiwałam się tej małej kłótni. Jedyne co było słychać, to nazwy barw, padające w rożnej kolejności.
   - Zielona.
   - Różowa.
   - Fioletowa.
   - Przypomina to trochę scenę z bajki o śpiącej królewnie – zaśmiała się kobieta, a ja w głowie ujrzałam wspomnienie tej sceny. „Oglądałam to z mamą!” Aż zachłysnęłam się ze zdziwienia, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Poczułam łzy pod powiekami, ale udało mi się szybko je odgonić. „Czy suknia ostatecznie nie była błękitna?” próbowałam sobie przypomnieć coś jeszcze. – Twoje dobre wróżki chyba nie dojdą do porozumienia.
   - Chyba ma pani rację. Dziewczyny... – zrobiłam krok do przodu, wyciągając do nich rękę. – Błękitna...
   - Co? – Alex ujęła moją dłoń i przyciągnęła mnie bliżej.
   - Pierwsza była niebieska, tak? Chciałabym właśnie tą... – powiedziałam cicho, mając nadzieje, że nie zaczną mnie przekonywać do zmiany zdania.
   - Jesteś pewna? – zapytała Perrie.
   - Tak – uśmiechnęłam się, dziwnie dumna z podjętej decyzji.
   - Dzięki Bogu... – usłyszałam wcale nie tak ciche westchnienie Marka, który do tej pory cierpiał w milczeniu. - Zdecydowanie mam w głowie za dużo informacji o kieckach i dodatkach i w ogóle o rzeczach, o których żaden facet nie powinien wiedzieć...
   Okazało się, że wyjście ze sklepu nie było wcale takie proste. Nasze przeciągające się zakupy ściągnęły wielu fanów i skończyło się to na wielkiej ucieczce drzwiami dla personelu. Siedząc bezpiecznie w samochodzie roześmiałam się głośno, przypominając sobie, że w bajce o śpiącej królewnie były chyba nawet takie trzy, pełne zapału wróżki, jakie ja miałam przy sobie. „Tylko że to wcale nie znaczyło, iż ja byłam księżniczką...




   Bylem zdenerwowany. I to zdenerwowany przez duże „Z”. „Chyba raczej ogromne...” A najgorsze w tym wszystkim było to, że przecież nie miałem najmniejszego powodu, by się denerwować. „Jeszcze nie...” Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nic nie mogło się wydarzyć, bo w końcu Liam nad wszystkim czuwał. „Nie denerwuj się, idioto!
   - Louis? – Kate wyglądała dziś zachwycająco w niebieskiej sukni. „Zresztą jak zawsze...” moje wredne ja przewróciło oczami. – Co to właściwie za impreza?
   - Sami dokładnie nie wiemy – Harry postanowił odpowiedzieć za mnie. – Ale obecność obowiązkowa...
   - Mam tylko nadzieję, że będzie dobre jedzonko – Niall chyba również wziął sobie za punkt honoru zagadanie mojej dziewczyny. „Uratowany...” odetchnąłem z ulgą, posyłając pełne wdzięczności spojrzenie w stronę przyjaciół.
   - Już słychać muzykę... – powiedziała Kate, gdy zmierzaliśmy długim korytarzem do sali na jego końcu. Uśmiechnęła się delikatnie sprawiając, że i ja rozciągnąłem usta w uśmiechu, choć jedynymi dźwiękami jakie słyszałem, były nasze kroki. Zwłaszcza stukanie obcasów Danielle i Perrie.
   - Nareszcie... – Paul czekał na nas przed drzwiami. – Wszyscy już na was czekają... Niall? Gdzie masz gitarę?
   - Ożeż kur... – Horan strzelił się dłonią w czoło, aż zadudniło. – W samochodzie została...
   - Preston prowadził? – upewnił się menadżer. – Dobra, to zaraz ją przyniesie – kiwnął nam głową w kierunku drzwi. – Możecie wchodzić – uśmiechnął się do mnie rozbawiony, gdy nerwowo poprawiałem kołnierzyk koszuli. „Czy tylko mi jest dziwnie gorąco?” – Powodzenia...
   To miała być skromna uroczystość. Tylko kilka osób z rodziny i paru przyjaciół, ale najwyraźniej moi najbliżsi mieli trochę inne podejście do tego tematu.
   - Katy! Louis! – bliźniaczki wystartowały sprintem w naszą stronę, zatrzymując się dosłownie w ostatniej chwili. – Co tak długo? - Phoebe oczywiście musiała skomentować nasze spóźnienie. – Wiecie ile już czekamy? Jestem głodna...
   - Jejku, Katy – Daisy uwiesiła się u ręki mojej dziewczyny. – Wyglądasz dziś jak prawdziwa królewna... Jejku! Naprawdę nosisz bransoletkę od nas?
   - Oczywiście, że tak. Nigdy jej nie zdejmuję...
   Widziałem zaskoczenie na twarzy Kate, gdy ściskała się z moimi siostrami, a zaraz potem z moją mamą i Danem. Przez chwilę była kompletnie zagubiona wśród tych wszystkich witających się z nami osób, ale z bliźniaczkami, które nie odstępowały jej ani na krok i praktycznie nie dawały jej dojść do słowa, uśmiech w końcu pojawił się na jej twarzy.
   Dziewczynki zaciągnęły ją do naszego stolika, łaskawie pozwalając mi zająć miejsce obok mojego skarbu. Choć oczywiście Phoebe nie omieszkała mnie poinformować, jakiego zaszczytu dostąpiłem. Mama wciągnęła Kate w rozmowę o tym, jak sobie radzi podczas tej trasy i nie musiałem się przynajmniej martwić, że ktoś coś wygada. Alex najwyraźniej postanowiła zapoznać się z Danem, bo już po chwili prowadzili zażartą dyskusję na sobie tylko znane tematy. Spojrzałem na Harry'ego, który przyglądał się im rozbawiony. Miłość do Alex miał wymalowaną na twarzy. Gdy zauważył na sobie mój wzrok, puścił mi oczko, doskonale wiedząc, w jakim jestem stanie. Denerwowałem się, a przecież naprawdę jeszcze nie miałem czego. „A przynajmniej tak sobie wmawiałem od rana...
   Pojawili się kelnerzy z kolacją i wszyscy goście zajęli swoje miejsca. Rozglądałem się dookoła, zastanawiając się jakim cudem moi przyjaciele zdążyli zorganizować to wszystko w tak krótkim czasie. Widząc uśmiechniętego od ucha do ucha Paula z rodziną mogłem się domyślić, że i on maczał w tym palce.
   - Lou? – Kate ścisnęła moją dłoń, wbijając we mnie to swoje niesamowite „spojrzenie”. Mama puściła mi oczko i zajęła się swoim daniem i zagadywaniem dziewczynek, którym powoli już się nudziło to siedzenie przy stole.
   - Tak, skarbie? – nachyliłem się w jej stronę, dając się otoczyć jej cudownemu zapachowi. Miałem nadzieję, że nie zada mi żadnego pytania z gatunku tych, na które nie będę mógł odpowiedzieć. „Przynajmniej na razie...
   - Będziecie tu występować?
   - Tak – odetchnąłem z ulgą. – Ale tylko z jedną piosenką...
   - Wiedziałeś, że twoja rodzina przyjedzie? – patrzyłem w jej oczy i czułem się jakbym był podłączony do najprawdziwszego wykrywacza kłamstw. Patrząc w tą szczerą głębię można było mówić tylko prawdę.
   - Miałem nadzieję, że mama przyleci, ale nie wiedziałem, że zrobią nam taką niespodziankę i zjawią się wszyscy...
   - Nic nie powiedziałeś...
   - Bo po pierwsze to do końca sam nic nie wiedziałem... – „Czysta prawda.” – A po drugie, to miała być niespodzianka...
   - Cudowna... – Kate obdarzyła mnie przepięknym uśmiechem i w tym momencie dotarło do mnie, że ona nie będzie dociekać szczegółów, a przynajmniej nie za wszelką cenę. Ufała mi i wiedziała, że była ze mną bezpieczna. Z nami. W końcu przyszła tu ze mną, tak naprawdę nie wiedząc, czego się spodziewać. Odwzajemniłem uśmiech i nachyliłem się bardziej, skradając buziaka, czym oczywiście natychmiast rozbawiłem swoje siostry.
   - Ty jesteś cudowna – powiedziałem cicho, splatając nasze palce razem, czekając aż zostanie podany deser. Wciąż się denerwowałem, ale jakimś cudem czułem się lepiej. Obecność rodziny i przyjaciół zdecydowanie pomagała.
   - Wszystko dobrze? – zapytał bezgłośnie Zayn, a ja w odpowiedzi tylko kiwnąłem mu głową, szczerząc się dookoła jak nienormalny. „Co by się w sumie zgadzało...” komplementy od mojego drugiego ja.
   Posiłek minął we wspaniałej atmosferze. Tylko raz czy dwa, ktoś musiał interweniować, gdy Kate zadała jakieś pytanie, na które jeszcze nie mogła poznać odpowiedzi. Wszystko wydawało się idealne. Rano balem się, że przekombinowaliśmy, ale to naprawdę może się udać. „Niesamowite...” uśmiechnąłem się, łapiąc się na tym, iż podkradłem sobie ulubione słówko Alex.
   - Już czas... – Liam pojawił się za moimi plecami. Zauważyłem, że przyjaciele podnieśli się jak na komendę.
   - Chyba czas na piosenkę, skarbie... – ścisnąłem jej dłoń, podnosząc się, a potem w przypływie czegoś bliżej nieokreślonego nachyliłem się, muskając wargami jej odkryte ramię i tatuaż. – Kocham cię... – szepnąłem jej na ucho i odszedłem w kierunku niewielkiej sceny, na której wszystko już na nas czekało. Stanąłem przed mikrofonem, z przyjaciółmi po bokach i spojrzałem na moją dziewczynę. Mimo iż nie mogła mnie zobaczyć, odwróciła się na krześle, siedząc na nim teraz bokiem. Uśmiechała się delikatnie, wyczekując pierwszych taktów. Wszystkie szmery na sali ucichły. Miałem wrażenie, że teraz Kate mogłaby nawet usłyszeć bicie mego serca. Zwłaszcza, że dudniło mi w piersiach jak szalone. Wziąłem głęboki oddech, czując na sobie spojrzenia gości. – Wow... Trochę się was tu zjechało... – zaśmiałem się, a wraz ze mną całkiem sporo osób na sali. – A miałem nadzieję, że co najwyżej zrobię z siebie idiotę tylko przed rodzinką...
   - Niedoczekanie! – zawołał Stan, którego oczywiście również nie mogło zabraknąć.
   - Dzięki, stary... – odnalazłem go przy jednym ze stolików. – Ty zawsze wiedziałeś jak mnie pocieszyć... Tak więc, załapaliście się na darmową wyżerkę i teraz niestety w ramach zapłaty będziecie musieli wysłuchać utworu, który napisałem... – rozległo się kilka jęków i kolejne śmiechy. Ale teraz już patrzyłem tylko na jedną osobę. Kate wsłuchiwała się w każde moje słowo. Daisy stała przy jej krześle, machając do mnie wesoło. – A napisałem go dla wyjątkowej osoby, która wniosła w moje życie wszystko, co najlepsze. Nauczyła mnie patrzeć naprawdę, a nie tylko widzieć... – zauważyłem jak na twarzy Kate pojawiały się kolejne emocje. – Moja ukochana dziewczyna, Kate, sprawiła, że dorosłem. Wszyscy powoli tracili nadzieję, że taki dzień nadejdzie... Możecie w to uwierzyć? – kolejne śmiechy i oczywiście głośne „nie” od kilku przyjaciół. – Kochanie, chciałbym byś wiedziała, że cokolwiek przyniesie nam przyszłość, z tobą już zawszę będę silniejszy. Razem będziemy silniejsi... – skinąłem głową Niallowi i rozległy się pierwsze dźwięki melodii.

„My hands, your hands
Tied up like two ships
Drifting, weightless waves try to break it
I'd do anything to save it
Why is it so hard to save it?

My heart, your heart
Sit tight like book ends
Pages between us
Written with no end
So many words we’re not saying
Don’t wanna wait til it's gone
You make me strong

I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?

That you make me strong

Think of how much love that’s been wasted
People always trying to escape it
Move on to stop their heart breaking
But there’s nothing I’m running from
You make me strong

I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?

So baby hold on to my heart, oh
Need you to keep me from falling apart
I’ll always hold on
'Cause you make me strong

I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?

I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?

That you make me strong

I’m sorry if I say, I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?

That you make me strong”

   Spodziewałem się tego, że poleją się łzy. A raczej miałem taką nadzieję, jeżeli oczywiście można tak powiedzieć. Znałem moją Kate i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nosi serce na dłoni i łatwo się wzrusza. Dlatego nie zdziwiłem się, gdy podczas mojej zwrotki ujrzałem pierwsze, słone krople, spływające po jej policzkach. To czego się nie spodziewałem, to że przy naszym stoiku rozkleją się wszystkie panie, a przynajmniej te starsze. Puściłem oczko uśmiechniętym od ucha do ucha bliźniaczkom. Moja mama patrzyła na mnie z takim czymś w oczach... Nie potrafiłem tego nawet opisać, ale czułem, że jest ze mnie dumna. Alex, która nie odrywała wzroku od Kate, dyskretnie wycierała łzy. Danielle i Perrie wcale nie były w lepszym stanie, a dodajmy do tego moje dwie siostry i mamy prawdziwy potop...
   - Dziękuję – powiedziałem, gdy umilkła muzyka. – A teraz możecie spalić trochę tych kalorii, które w siebie wciągnęliście... – zeskoczyłem ze sceny, nie odrywając wzroku od mojej dziewczyny.
   - Jeszcze przez chwilę pomęczymy was naszą muzyką – usłyszałem głos Harry'ego, a zaraz po tym pierwsze dźwięki piosenki.
   - Lou... – Kate podniosła się, gdy byłem dosłownie krok od niej i rzuciła się w moje ramiona, próbując otrzeć łzy. – Kocham cię – powiedziała cicho.
   - Ja ciebie też kocham, maleńka – ucałowałem jej skroń, ciągnąc na środek parkietu. Czułem się jak na jakimś weselu, bo ewidentnie wszyscy czekali, aż my zaczniemy tańczyć. – Słyszysz? – delikatnie starłem jej łzy z policzków. Nie mogłem się powstrzymać, by nie przejechać kciukiem po tych cudownych wargach.
   - Nasza piosenka... – wyszeptała po chwili, kołysząc się powoli, zamknięta w moich ramionach. – To jest ta niespodzianka? – uniosła głowę i znów mogłem utonąć w jej przepięknych oczach. – Co to za okazja?
   - Czy muszę mieć okazję, by napisać dla ciebie piosenkę, zaśpiewać ją, czy powiedzieć, że cię kocham? – Nie wiem, czy to się liczyło za odpowiedź, ale chwilowo nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
   - Ściągnąłeś tu te wszystkie osoby...
   - To nie ja – przerwałem jej szybko. – Jestem niewinny. To Harry i Liam zajmowali się listą gości...  – powiedziałem. – Wszyscy stęskniliśmy się za bliskimi, więc skoro nadarzyła się okazja do spotkania, to musieliśmy ją wykorzystać... – mogłem obserwować te wszystkie myśli i emocje przewijające się w jej oczach. Czekałem na kolejne pytania, mając nadzieję, że poradzę sobie z odpowiedzią na nie. Ale żadne nie nadeszło...
   - Bardzo podobała mi się twoja piosenka – powiedziała po chwili cicho, a w jej oczach znów zalśniły łzy. – Wiesz, że nuciłeś ją kilka razy przez sen?
   - Naprawdę? – zdziwiłem się. „Teraz to cię zastrzeliła, stary” parsknęło moje drugie ja. – Zepsułem niespodziankę? A tak się starałem...
   - Nie zepsułeś – posłała mi swój najpiękniejszy chyba uśmiech, jednocześnie pociągając nosem i ocierając kolejne łzy. – Wszystko wyszło idealnie... – odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić. – Przepraszam, nie mogę przestać płakać...
   - Chodź... – pociągnąłem ją w stronę wyjścia na taras. – Świeże powietrze dobrze nam zrobi...
   Okazało się, że zameczek otaczały cudowne ogrody i mogłem tylko ciężko westchnąć wiedząc, że Kate nie będzie dane ujrzeć ich piękna. „Przynajmniej na razie...” Lampy delikatnie rozświetlały ciemność nocy. Ze środka dobiegała już żywsza muzyka. Obejrzałem się za siebie i wcale się nie zdziwiłem, widząc twarze przyjaciół praktycznie przyklejone do szyb.
   - Masz ochotę na mały spacer? – objąłem dziewczynę ramieniem i gdy kiwnęła głową skierowaliśmy się w głąb ogrodu. Kolejny raz uderzyło mnie to, że Kate tak ufnie podąża przy moim boku.
   - Lou... – zatrzymałem się i spojrzałem na nią wyczekująco. – Czy to... To wszystko... Czy to przez tę operację? Myślisz, że coś... Boisz się, że...
   - Co? – zdziwiłem się, że w ogóle mogła tak pomyśleć. Ja wyrzuciłem to słowo z mojej głowy w chwili, gdy zdecydowałem, że nie mogę się martwić na zapas i zasmucać tym ją. – Nie! Nie. Skarbie, ja w ogóle o niej nie myślę. To znaczy myślę, ale nie w tym momencie i nie myślałem, organizując to wszystko. Powód był kompletnie inny... – próbowałem to wszystko jakoś wytłumaczyć, ale sam czułem, że chyba się w tym zaplątałem.
   - Jaki? – zapytała i już wiedziałem, że nie było sensu dłużej zwlekać. Zresztą po co? Wprawdzie nie tak to sobie zaplanowałem, ale czy mi kiedykolwiek wyszły jakieś plany? Rozejrzałem się dookoła. Wciąż mogłem dojrzeć przyjaciół i rodzinę okupujących prawie każde okno wychodzące na ogród. Miejsce było piękne. Może nawet lepsze niż w moich wyobrażeniach.
   - Kate... – ująłem jej dłonie w swoje, pieszcząc je kciukami. Próbowałem przypomnieć sobie słowa, które tyle razy powtarzałem, ale jakby wszystkie myśli uciekły z mojej głowy. „Pa, pa, kochane... Będziemy tęsknić...” moje drugie ja najwyraźniej dobrze się bawiło. – Kochanie... – opadłem powoli na kolano i po jej oczach już wiedziałem... – Kocham cię, Kate – powiedziałem, ściskając lekko jej dłonie. – Kocham twój uśmiech. Kocham twoje oczy. Kocham twój zaraźliwy śmiech. Kocham to jak marszczysz nos, kiedy się nad czymś zastanawiasz. Kocham to jak przygryzasz dolną wargę, gdy jesteś zdenerwowana. Kocham dotyk twoich dłoni... – rumieniec zagościł na jej policzkach. – Kocham, gdy się czerwienisz – dodałem. – Wiem, że to wszystko może ci się wydać za szybko, ale ja już wiem... Wiem, że to, co do ciebie czuję jest już na zawsze. Nie chcę czekać. Całe życie czekałem na ciebie i... Jesteś moim życiem, skarbie... Moim całym światem... – miałem wrażenie, że plotę jak popieprzony. „No co ty nie powiesz?” Sięgnąłem do kieszeni, po aksamitne pudełeczko. – Czy... Czy zostaniesz moją żoną? Nie ważne kiedy... – dodałem szybko. – Dziś, jutro, za rok, czy za dziesięć lat... Po prostu bądź moja... – wpatrywałem się w jej niesamowite oczy i widziałem w nich miłość. Wiedziałem, że mnie kocha. „Więc dlaczego trząsłem się ze strachu?” I wtedy usłyszałem jej drżący szept.
   - T-tak...
 

środa, 12 lutego 2014

93



   Natarczywe dobijanie się do drzwi wyrwało mnie z cudownego snu, w którym to właśnie zlizywałem czekoladę z nagiego ciała mojej dziewczyny. „I było tak duuużo do lizania...” westchnąłem rozmarzony, przyciągając do siebie Kate i wtulając się w jej gorące plecy. Ciche syknięcie jakie wydobyło się z jej ust, było lepsze niż kubeł lodu w strategicznym miejscu. Otrzeźwiło mnie ekspresowo. Natychmiast odsunąłem się na bezpieczną odległość.

   - Przepraszam, skarbie... potarłem delikatnie jej ramię. Odwróciła się w moją stronę i mój wzrok natychmiast powędrował do jej nagich piersi. „Zabijcie mnie! Przecież jestem tylko facetem...” jęknąłem, wciąż mając przed oczami gorące sceny z mojego snu. Przepraszam...

   - Nic się nie stało – powiedziała cicho, a w jej oczach zauważyłem nie łzy spowodowane bólem, których się spodziewałem, a psotne iskierki... Śniło ci się coś ciekawego, Lou?

   - A skąd wiesz? przybliżyłem się do niej, skradając szybkiego całusa. „Mam nadzieję, że nie zabijam oddechem...”

   - Tak jakoś mi się wydawało... mruknęła, uśmiechając się łobuzersko. Nagle przez moje ciało przetoczył się rozkoszny dreszcz, gdy trąciła palcem mojego aż nazbyt gotowego przyjaciela. Ups... zarumieniła się, przygryzając dolną wargę. Boże! Rób mi tak jeszcze...” To było niechcący...

   - Jasne – przyciągnąłem jej nagie ciało do siebie, tym razem uważając na rozpalone plecy. Powiedzmy, że ci wierzę...

   W tym momencie ktoś ponownie postanowił zagrać marsza na drzwiach. Kate zamarła w moich ramionach i w jej oczach mogłem zobaczyć panikę oraz to, jak zastanawiała się, gdzie są najbliższe ciuchy, które mogłaby założyć.

   - Nikt tu nie wejdzie, skarbie – powiedziałem, by ją uspokoić. Zamknąłem drzwi, pamiętasz?

   - Słyszę cię, Tomlinson! – wydarł się Harry, nadal łomocząc w drewnianą powierzchnię. Weź otwórz, bo już ludzie zaczynają na nas dziwnie patrzeć...

   - Idźcie sobie! zawołałem. Jest za wcześnie, by mnie skłonić do wyjścia z łóżka!

   - Właściwie to ty nam nie jesteś do niczego potrzebny, stary – wtrącił się Liam. To Kate nam trzeba...

   - Powiem to waszym dziewczynom!

   - No weź otwórz... jęczał Styles. O Nialla chodzi przecież....

   - O Nialla? usłyszałem ciche pytanie Kate i już wiedziałem, że muszę wstać z łóżka. Podniosłem się z głośnym jękiem i chwyciłem leżący na podłodze podkoszulek i bokserki. Trzymaj, kochanie – podałem jej swoją bluzkę, a sam wciągnąłem na tyłek gacie. Wzrok zatrzymał mi się na szortach Kate, które po wczorajszym szybkim rozbieraniu jakimś cudem skończyły w wiaderku z lodem. Teraz już raczej z wodą...” Uniosłem je, uśmiechając się na widok kapiących kropel. Trochę ci się spodenki zmoczyły, skarbie – prysnąłem w nią kropelkami wody, wywołując cichy pisk zaskoczenia. Podać ci coś innego?

   - Tak – zachichotała, odbierając ode mnie mokre szorty. Jakim cudem...

   - Sam się nad tym zastanawiam – śmiałem się, szukając czegoś wygodnego w jej walizce. Chwyciłem spódniczkę w paski i z dłonią na klamce obserwowałem, jak Kate zakłada ją na siebie. „I nadal nie ma bielizny...” moje drugie ja oblizało się lubieżnie, a penis ponownie przypomniał o swojej gotowości. „Boże...” jęknąłem, poprawiając bokserki i otwierając drzwi. - Nienawidzę was – powiedziałem, widząc przed sobą trójkę przyjaciół.

   - Przeszkodziliśmy wam w żeglowaniu? spojrzałem na Stylesa jak na idiotę, kompletnie nie rozumiejąc o co mu właściwie teraz chodzi. Widzę, że maszt już postawiłeś – parsknął śmiechem, posyłając wymowne spojrzenie w kierunku moich trochę przyciasnych bokserek.

   - Kretyn – mruknąłem, popychając go i rozglądając się za dresami. Po chwili wciągałem na tyłek spodnie, przysłuchując się genialnemuplanowi chłopaków, opierającemu się na tym, że moja dziewczyna odwali za nich wszystko. Bardzo ambitnie... Kate siedziała między Harrym, a Liamem i słuchała ich uważnie. Zayn leniwie opierał się o ścianę i wyglądał jak ktoś, kogo zerwano z wyrka bez jego zgody. „Doskonale cię rozumiem, przyjacielu...

   - Chodź z nami – namawiał Liam. Ciebie na pewno posłucha... Próbowaliśmy mu wszystko wyjaśnić, ale nie chciał otworzyć drzwi... A gdy mówiliśmy nadal, włączył głośno muzykę, żeby nas zagłuszyć... Po prostu mu to powiesz. Ciebie z pewnością tak nie potraktuje...

   Widziałem po twarzy Kate, że Liam niepotrzebnie tak ją namawiał. Ona już dawno była gotowa pobiec do Nialla. Kiwnęła głową w odpowiedzi na jakieś pytanie Harry'ego i momentalnie została pociągnięta na nogi i prawie wywleczona z pokoju. Powlokłem się za nimi, nie odrywając wzroku od tyłeczka Kate, który wyglądał cudownie w króciutkiej spódniczce, która była niewiele dłuższa od mojej bluzki. „I żadnej bielizny...” przypomniało moje gorsze ja i znów byłem zmuszony poprawić sterczący interes. Zgorszone prychnięcie mijającej mnie kobiety sprawiło, że zatrząsłem się z powstrzymywanego śmiechu, jednocześnie oblewając się rumieńcem wstydu. Boże, i co jeszcze?

   Oparłem się o ścianę obok drzwi do pokoju Horana. Kate zapukała w nie cichutko. Zdecydowanie marne szanse, że ten dźwięk przebije się przez rockowy kawałek, który właśnie dudnił zza ścianą.

   - Niall? o dziwo muzyka umilkła. Choć teraz nie było słychać dosłownie nic. Niall?

   - Nie chcę o tym rozmawiać, Katy... usłyszałem głos Horana, który brzmiał niespecjalnie wesoło. Mówiłem już im... Każ im zostawić mnie w spokoju, proszę...

   - Czy on płacze? zdziwił się Liam i wyglądał, jakby miał zamiar wejść do środka razem z drzwiami. Zayn ledwo go utrzymał w miejscu.

   - Uspokój się – szepnął. Pozwól Kate to załatwić...

   - Nie będziemy rozmawiać, jeżeli nie chcesz, dobrze? ciągnęła dziewczyna. Ale czy możesz coś dla mnie zrobić? Jedną maleńką rzecz? ze środka nadal nie dochodziły żadne dźwięki.

   - A co? odezwał się Niall po jakiejś minucie nerwowej ciszy.

   - Możesz sprawdzić ostatniego maila od Liama? Proszę...

   Tym razem nie doczekaliśmy się odpowiedzi. I wciąż nic nie słyszałem, ale szeroki uśmiech na twarzy Kate powiedział mi, że ona jednak wyłapała jakiś ruch za drzwiami. „Ach, mieć taki supersłuch...” westchnąłem, a moje zboczone ja podpowiedziało mi od razu kilka pomysłowych zastosowań dla takiego ulepszonego zmysłu.

   - Po co on mi wysłał zdjęcie tego zjeba? Już się go naoglądałem... W dodatku na żywo... coś huknęło i miałem tylko nadzieję, że nie był to laptop Horana.

   - Niech przeczyta podpis pod zdjęciem – szepnął Liam.

   - Widzisz, co jest napisane pod zdjęciem? powtórzyła Kate, a ja spojrzałem na przyjaciół pytająco. „Co tam było napisane?” Posłałem przyjazny uśmiech mijającej nas parze, która przyglądała się nam z wielkim zainteresowaniem. „I nic dziwnego... Cztery nie do końca ubrane osoby rozmawiające z drzwiami... Ale tak poza tym wszystko z nami w porządku...
   - Kurwa mać!!! rozległ się krzyk Horana i po chwili rozbrzmiał stukot jego stóp. Szczęknął zamek i przyjaciel wpatrywał się w nas zaczerwienionymi oczami. Zjebałem na całego, prawda? - zapytał jakby miał nadzieję, że szybko zaprzeczymy, ale cóż... 
   - Zjebałeś na całego... 
   - Lou! Kate lekko trzepnęła mnie dłonią. 
   - Jestem taki głupi... Niall jęknął i zamknął moją dziewczynę w objęciach, a jej krótka spódniczka uniosła się niebezpiecznie. „No, hola, hola... Co za dużo, to nie zdrowo... Niech mnie ktoś walnie łopatą... 
   - Z przyjemnością – zaoferowałem swoje usługi, uwalniając Kate z jego uścisku. Masz wolną łopatę?
   Władowaliśmy się mu do pokoju. Już od drzwi zauważyłem jego komputer, a na ekranie zdjęcie wesołej i niezwykle eleganckiej gromadki. A wiec Liam namierzył jej Facebooka...” stwierdziłem odkrywczo. Przyjrzałem się opisowi pod spodem i nie mogłem się nie roześmiać. „Nie ma co... Rodzinka w komplecie...








   - Możesz mi przypomnieć dlaczego w ogóle tam jedziemy? Harry marudził już od dobrych trzydziestu minut, odkąd tylko wsiedliśmy do samochodu. Wolałbym...

   - Tak, wiemy... – Gemma wzniosła oczy do nieba. Wolałbyś zostać z Alex i porobić coś bardziej... twórczego – posłała bratu wymowne spojrzenie.

   - Akurat chodziło mi o to, że wolałbym podsłuchiwać Nialla, gdy będzie rozmawiał z tą swoją laską. O ile oczywiście ona w końcu odbierze...

   - I właśnie dlatego jesteś tutaj ze mną, a raczej wszyscy jesteście – zakończyła krótko dziewczyna i coś mi się wydaję, że ta jej wcześniejsza prośba, to chyba została niecnie ukartowana. No co ty nie powiesz, stary...”

   - Kate kazała ci nas zabrać jak najdalej od Nialla, tak? spytałem, będąc właściwie pewnym tego, jaka będzie odpowiedź.

   - Być może... Gemma posłała mi swój najbardziej niewinny uśmiech. Jak ja mogłem się tak długo na niego nabierać?” pokręciłem głową, rozbawiony tą całą konspiracją. A może nie...

   - Boże... jęknął Harry, który trzymał na kolanach wiercącą się Lux. Rozmawia się z tobą, jak...

   - Jak z tobą? mrugnęła do niego i posłała mu buziaka w powietrzu. Miałem wrażenie, że wymienia porozumiewawczy uśmiech z Louisem, ale przecież... „A zresztą... Już mnie chyba nic nie zdziwi...” westchnąłem i postanowiłem cieszyć się wspólną przejażdżką. - Największe targi biżuterii na świecie, braciszku. Jesteś moją wejściówką, jakbyś jeszcze się nie domyślił. I przy okazji niańką, bo obiecałam Louise, że zaopiekuję się małą – teraz to Styles przewracał oczyma. Są siebie warci... Dzięki temu będzie mogła zająć się Kate i przyszykować ją na tą całą, wieczorną galę – Lou uśmiechnął się zadowolony. Widzieliście jakie kreacje dostała od Lagerfelda? Kogo?” - Boże, dlaczego nie mogę być taka drobna jak ona?

   - Więcej czekolady... mruknął Harry pod nosem i zaraz zarobił kuksańca w bok. A to wszystko ku wielkiej radości Lux, która z zapałem biła brawo Gemmie.

   - Gupi, gupi, gupi – podskakiwała na kolanach Hazzy, cały czas klaszcząc w dłonie. Mina Stylesa zabójcza.

   - Nie ładnie tak mówić, kwiatuszku – próbował zająć dziewczynkę rozmową, a ponieważ nie dało to rezultatu, postanowił sięgnąć po cięższe działa. Przekupstwo. Chcesz coś słodkiego?

   - Gupi! mała wyciągnęła rękę po cukierek, ale Harry szybko zamknął go w dłoni.

   - Musisz przestać brzydko mówić, Luxy...

   - Kujwa! zamarłem, słysząc kolejny jej popis. Rozwija się nam mała, nie da się ukryć...

   - Lux?!? Nie wolno tak! – próbowałem się wtrącić w ich rozmowę. Ładne dziewczynki tak nie mówią...

   - Kujwaaa... – dziewczynka zaklaskała w ręce, zadowolona z widowni. Kujwa!

   - Boże, kto ją tego nauczył? westchnąłem zrezygnowany.

   - Hałi – mała dumnie pokazała na Harry'ego. Wszystkie oczy skierowały się na niego. Miał przynajmniej tyle przyzwoitości, by się zawstydzić...

   - No, co?







   Jak bardzo początkowo nie chciało mi się tu iść, tak teraz świetnie się bawiłem. I zresztą nie tylko ja. Gem to prawie oczy wyszły z orbit na widok tych wszystkich świecidełek. Na szczęście udało mi się ją w miarę szybko zgubić i już nie musiałem piać z zachwytu na widok każdej rzeczy, którą mi podstawiała przed nos. Niestety towarzystwo Liama okazało się nie być dużo lepsze pod tym względem. Z deszczu pod rynnę, czy jakoś tak...” westchnąłem, uśmiechając się do przyjaciela.

   - A co sądzisz o tym? wskazał na komplet z białego złota. Spodoba się Danielle...

   - Na pewno. Całkiem ładne – przyznałem, ale moja uwaga była już skupiona na czymś innym. A właściwie na kimś innym. „Co on wyprawia?” Zostawiłem Payne'a z jego prezentami dla Dan i dołączyłem do pozostałych. Luxy, powi... przerwałem w pół słowa, zmrożony spojrzeniami przyjaciół. „A no tak...” dotarło do mnie, czym mogła się skończyć ta nasza zabawa w naukę słówek. Co oglądacie? zerknąłem ponad ramieniem Louisa i aż zagwizdałem, widząc te cudeńka w gablocie. Robią wrażenie – powiedziałem szczerze. Czyżbyś poszukiwał kolejnego prezentu na zgodę dla Perrie? spojrzałem na Zayna, który akurat na coś wskazywał i jednocześnie odebrałem od Lou wyrywającą się do mnie dziewczynkę. Chodź mała. Coś mi się wydaję, że nas tu nie chcą – puściłem oczko Louisowi, poprawiając dziewczynkę w ramionach. Może i dla ciebie coś znajdziemy, moja damo... Coś takiego, żeby wujek Harry nie zbankrutował, dobrze? I może coś dla cioci Alex? Na przykład kajdanki wysadzane brylantami – zaśmiałem się pod nosem, a w głowie miałem już więcej niż kilka pomysłów z zastosowaniem takiego prezentu. „O, Boże...” jęknąłem, czując jak robi mi się gorąco. Myślisz, że jej się spodobają?








   - Mogłabym się przyzwyczaić do takiego życia... usłyszałam rozmarzony głos przyjaciółki. Lou, jesteś boginią... Rzuć Toma w cholerę i ucieknij ze mną...

   - Nie powiem, bardzo kusząca propozycja – zaśmiała się Louise, rozczesując moje mokre włosy. A tak się broniłaś...

   - Po prostu pomyślałam, że szkoda na mnie czasu, skoro nie idę na tą całą galę...

   - Idziesz. Nie idziesz. Nie ma żadnego znaczenia – stwierdziła Lou, przedstawiając nam swoją filozofię. Czy naprawdę potrzebujesz powodu, by się trochę porozpieszczać?

   - Nie. Żadnego. Absolutnie żadnego cieszyłam się, słysząc radość w głosie przyjaciółki. Od dziś będę się ci dawała rozpieszczać, kiedy tylko uznasz, że masz dla mnie sekundę i obiecuję nigdy więcej nie marudzić. Ale skąd ja mogłam wiedzieć, że dasz radę zafarbować moje włosy i podciąć je trochę, w czasie krótszym niż Kate bierze prysznic...

   - Myślę, że przy chłopakach nabrała nie lada wprawy. Taki przyspieszony kurs przetrwania – powiedziałam, mając w pamięci to, jak w kilka minut musiała zająć się każdym z nich. To już jest dowód zawodowstwa...

   - No już mi tak nie słodźcie, bo mi w boczki pójdzie – zaśmiała się, włączając suszarkę. Cała przyjemność po mojej stronie... Z wami przynajmniej mogę sobie trochę poeksperymentować. Z chłopkami nie ma takiej zabawy... Zwolnili by mnie w minutę, gdybym na przykład zafarbowała któremuś włosy na niebiesko, a z wami mi się upiekło...

   - Powiedz, że nie zafarbowałaś mi włosów na niebiesko – zamarłam, czekając na odpowiedź. Na pewno tego nie zrobiła... Prawda?

   - Na niebiesko nieee... Alex przeciągnęła ostanie słowo. „Boże, co one znowu wymyśliły?” Kate, twoja mina... przyjaciółka parsknęła śmiechem i mogłam sobie tylko wyobrazić, jak skręca się na kanapie. Louise dzielnie jej w tym wtórowała. Po chwili i ja musiałam przyłączyć się do tej ogólnej wesołości. „Gdy już odetchnęłam z ulgą, że nie przypominam smerfa...

   Cieszyłam się z tego czasu spędzonego z dziewczynami. Nie było z nami Gemmy, która dostała misje specjalną, ale i tak bawiłyśmy się fantastycznie. Byłam szczęśliwa, że mam Alex obok siebie... Teraz już nie muszę za nią tęsknić, bo mam ją prawie na wyciągnięcie ręki. Były takie chwile, kiedy miałam wrażenie, że trochę ją zaniedbuję, ale jednocześnie wiedziałam, że nie powinnam się tak czuć. W końcu Harry chce spędzać z nią czas, a ja nie potrafiłam sobie wyobrazić bym miała ograniczyć chwile z Louisem. Próbowałam znaleźć zloty środek, ale wcale nie było to takie łatwe. Na szczęście wyglądało na to, że wszystkim odpowiada taki układ, a przecież to najważniejsze...

   - Szkoda, że nie możecie iść z nami... powiedziałam, już sama nie wiem który raz. Na pewno by ci się podobało, Alex...

   - Już widzę jaką furorę zrobiłabym z moim gipsem. Wszyscy doceniliby te artystyczne bohomazy. Zwłaszcza tego penisa, którego narysował twój chłopak – parsknęła Alex. Ale nie martw się, jak mi pozwolą zdjąć to cholerstwo z nogi i Harry postanowi mnie zaprosić, to kolejnej takiej imprezki nie przepuszczę. Tylu przystojniaków w jednym miejscu... rozmarzyła się, choć doskonale wiedziałam, że dla niej liczył się tylko taki jeden. Z lokami... Chyba zaczynam się ślinić – parsknęła. Za to ty masz się świetnie bawić i potem mi wszystko streścić z dokładnością do każdej milisekundy.

   - Obejrzymy ich sobie w telewizji – powiedziała Louise, teraz dla odmiany przypalając moje włosy. Czy też raczej prostując je. „Nie lubię tego zapachu...” potarłam nos, krzywiąc się. Alex, możesz już wyjąć dłonie z wody. Wetrzyj teraz ten balsam i zaraz ci powiem co dalej...

   - Jasne, o bogini...

   - Wariatka – zaśmiała się Lou, a ja razem z nią. „Bo nie ma co się oszukiwać, to słowo idealnie opisuje moją przyjaciółkę.

   - Już to kilka razy słyszałam...

   - Co ty nie powiesz? – przewróciłam oczami i momentalnie poczułam na twarzy krople wody. Aż podskoczyłam na stołku. Ej!

   - Boże... westchnęła Alex. Już się nie mogę doczekać miny Louisa, gdy zobaczy cię w tej sukni. I jeszcze ta fryzura. I makijaż... Boziu, ktoś musi to nagrać! To będzie epicki moment. Może powinnyśmy naszykować od razu wannę z lodem, by biedak mógł się ochłodzić...

   - Nadal mi się wydaję, że tamta dłuższa sukienka była lepsza – powiedziałam, próbując zmienić temat. Czerwieniłam się na samo wspomnienie kreacji, którą wybrały dziewczyny. Jakim cudem dam radę w niej wyjść?

   - Była piękna, ale źle na tobie leżała – Louise kolejny raz podzieliła się swoim fachowym spostrzeżeniem. Za to ta czarna wygląda jakby była na tobie szyta. A te buty... obie westchnęły teatralnie. Marzenie...

   - Czy to normalne, że ktoś tak po prostu przysłał mi te rzeczy? kolejny raz zastanawiałam się jak to wszystko działa. Przecież ja nawet nie znam tego człowieka...

   - Tak to już jest w tym biznesie – najwidoczniej dla Lou ta sytuacja była jak najbardziej na miejscu. Dla jego domu mody to świetna reklama... Na twoim miejscu zaczęłabym się do tego przyzwyczajać...

   - Chcesz mi powiedzieć, że Danielle i Perrie również dostają takie drogie prezenty? to wszystko naprawdę nie mieściło mi się w głowie.

   - Pers to na pewno – usłyszałam. Choć nie zawsze są to prezenty. Czasami odbywa się to na zasadzie wypożyczenia... Ej, czy ty mi właśnie zjadłaś szminkę? Przyłapana na gorącym uczynku Koniec przygryzania warg – nakazała. Danielle pewnie też. Choć akurat w ich przypadku jest trochę inaczej. W końcu obie siedzą w show-biznesie. Wyciągają z tego więcej niż możesz sobie wyobrazić...
   - To na pewno przyznałam. W końcu to wszystko wydawało mi się totalnie nieprawdopodobne.

   - Mam teraz ochotę złożyć reklamację tam u góry, że nie jesteśmy podobnych gabarytów... - westchnęła smutnoAlex. Boże, zabiłabym za te czarne buty...

   - Ja też – Lou również popisała się swoimi aktorskimi umiejętnościami we wzdychaniu z żalu.
Alex i czarne buty... Pomyślałby kto...

   - Ja się pewnie zabiję jeżeli zmusicie mnie do ich założenia – powiedziałam jak najbardziej poważnie. Naprawdę nie wiem, czy dam radę w nich chodzić...

   - Dasz – obie jednocześnie wyraziły swoje zdanie. Dla takich butów warto zaryzykować życie – zakończyła Alex. „To będzie katastrofa...” westchnęłam, wiedząc że skoro do tej pory ich nie przekonałam, to już mi się ta sztuka nie uda.









   „Kończę pracę o drugiej. Pasuje ci trzecia? Akurat zdążę na spokojnie dojechać do domu. xx”



   - Oczywiście, że mi pasuje... Trzecia, czwarta i każda następna... mruczałem pod nosem, wydeptując dziury w dywanie. Nosiło mnie jak jeszcze nigdy chyba. A najgorsze w tym wszystkim było to, że już dwie po trzeciej, a Katie jeszcze nie ma. „A jak nie będzie chciała ze mną rozmawiać, po tym jak ją wcześniej olałem?” kolejna straszna myśl pojawiła się w mojej tępej głowie. Aż sobie usiadłem z wrażenia. Boże... zerknąłem na ekran laptopa, ale kolor przy jej imieniu nadal nie chciał zmienić się na zielony. Spokojnie, tylko się spóźnia... Kilka minut, to przecież nic takiego... Boże! Gadam do siebie! Jestem beznadziejny... westchnąłem i zapatrzyłem się na zdjęcie na jej skypowym profilu. Uśmiechała się na nim od ucha do ucha. Gdy tylko na nie patrzyłem nie mogłem się nie uśmiechnąć. Zerknąłem na zegarek i momentalnie humor mi się pogorszył. Dziesięć po... mruknąłem pod nosem, ciężko wzdychając. Może po prostu autobus jej uciekł... tłumaczyłem sobie każdą minutę spóźnienia. „A może doszła do wniosku, że szkoda jej czasu na takiego debila...

   Nie mogłem uwierzyć, że zaprzepaściłem taką szansę i nawet do niej nie podszedłem. Gdybym zrobił ten jeden pieprzony krok i się odezwał na pewno przedstawiłaby mi swojego brata i może spędzilibyśmy cudowny wieczór razem. Poleciałem do Londynu tylko po to i oczywiście musiałem wszystko spierdolić. „Kretyn, kretyn, kretyn...” komplementowałem się w myślach, waląc głową w klawiaturę. „Powinni mnie koronować. Król wśród kretynów...

   - Boże, a jak nie będzie chciała ze mną rozmawiać? powoli zaczynałem świrować. Znów nerwowo przemierzałem pokój, raz po raz zerkając na ekran laptopa. „Może powinienem do niej napisać?” zatrzymałem się w miejscu i sięgnąłem po komórkę. „A może lepiej nie... Jeszcze pomyśli, że ją naciskam, albo coś...” westchnąłem, wsuwając telefon do kieszeni. Na pewno sama by napisała, gdyby chciała...

   Znów zapatrzyłem się w jej zdjęcie. „Dlaczego choć raz nie mogłem zachować się nie jak niedorozwinięty gówniarz?” Miałem ochotę walić głową w ścianę. Zrobić cokolwiek, by tylko cofnąć czas i znów znaleźć się z kwiatkiem w dłoni przed tą kawiarnią. „Gdybym tylko nie uparł się, by wtedy czekać w samochodzie...” westchnąłem, nerwowo przeczesując włosy.

   O piętnastej trzydzieści siedziałem na łóżku, tępo gapiąc się w monitor. I jedyne na co miałem ochotę, to płakać nad swoją głupotą i zmarnowaną szansą. „Dlaczego nie mogę być taki jak Harry?” spoglądałem w oczy dziewczyny ze zdjęcia. „Wtedy nie czułbym się przy laskach jak ostatni kretyn...

   - Niall? usłyszałem głos Louise w tym samym momencie co pukanie do drzwi. Zerwałem się z łóżka, by otworzyć. Szczęśliwy, że zajmie mi choć kilka minut. Cześć – uśmiechnęła się i od razu jej spojrzenie powędrowało do moich włosów. I to by było na tyle, jeżeli idzie o jej uśmiech... Jazda pod prysznic i umyj włosy. Będę za kwadrans, żeby cię uczesać.

   - Ale... próbowałem protestować, przeskakując wzrokiem między nią a laptopem. Ale...

   - Żadne ale – popchnęła mnie w kierunku łazienki i zamknęła za mną drzwi. Piętnaście minut – przypomniała.

   Posłusznie zacząłem się rozbierać, ale w ostatniej chwili wypadłem z łazienki, by chwycić laptop i zabrać go ze sobą. „15.40” westchnąłem, sprawdzając godzinę.

   - Olała mnie – stwierdziłem, wchodząc pod gorący strumień. „Po tym jak ją potraktowałem, to nawet nie powinienem się dziwić...” Mimo wszystko, co chwilę zerkałem na Skype'a z nadzieją, że może ujrzę zielony znaczek przy jej imieniu. „I co teraz?” zastanawiałem się wciągając na tyłek czyste bokserki. Czwarta... westchnąłem zrezygnowany, siadając na krześle przed Louise i odkładając laptop na łóżko. Nawet nie potrafiłem się złościć. W końcu to ja pierwszy nawaliłem. Mogłem teraz poczuć jak Katie musiała się czuć, gdy bezsensownie czekała na moją odpowiedź. Miejmy to szybko za sobą – powiedziałem do Lou, zamykając oczy, z całej siły skupiony na tym, by się nie rozryczeć. „Nie dość, że kretyn, to jeszcze pieprzona, żałosna beksa...
   - Wszystko będzie dobrze, Niall – odezwała się cicho przyjaciółka. Jeszcze... przerwał jej dźwięk nadchodzącego połączenia. Wpatrywałem się w monitor niczym sparaliżowany. Podziwiałem uśmiech Katie zamiast sięgnąć po laptop i nacisnąć zieloną słuchawkę. Odbierz, Niall... 
   Zrobiłem dokładnie tak, jak mi poleciła i dosłownie sekundę później miałem przed oczami uśmiechniętą i może odrobinę zaczerwienioną twarz Katie. Moją Katie w kwiecistej bluzeczce. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i już miałem zacząć się tłumaczyć...
   - Wszystko w porządku? przyjrzałem jej się uważnie, ale nie znalazłem w jej twarzy żadnych negatywnych emocji. Coś się stało?

   - Nie... spojrzała na mnie zdziwiona. Dlaczego pytasz? Właściwie to ja miałam ci zadać to pytanie...

   - No... Mówiłaś, że będziesz o trzeciej... łamałem sobie palce, zastanawiając się, co to wszystko ma znaczyć. Louise miała pewnie niezłą zabawę z obserwowania mnie. Martwiłem się...

   - Przecież jest trzecia – zerknęła gdzieś w bok. A dokładnie trzy po.

   - Ale... Rożnica czasu, debilu...” ta jakże inteligentna myśl rozbłysła mi w głowie i aż się trzepnąłem w ten pusty łeb. Jestem taki głupi... - jęknąłem, zdając sobie sprawę z tego, że panikowałem na darmo. „Powiedzmy...

   - Och tam... Katie posłała mi wesoły uśmiech. Każdemu się może zdarzyć zapomnieć o tej godzinie różnicy...

   - Nie... Tak – przyznałem jej w końcu rację. - Ale ja nie o tym... - spojrzałem jej w oczy i jak ostatnio, zachwyciłem się tymi wesołymi błyskami. Naprawdę jestem idiotą... Jak ci powiem, co zrobiłem...









   Siedziałem w samochodzie i z całej siły starałem się ignorować rozbawione spojrzenia moich pseudo-przyjaciół. A także mojego menadżera i chłopaków z ochrony. Zresztą kierowca też już się ze mnie śmiał pod nosem. „Normalnie dzień nabijania się ze mnie sobie urządzili...” Zerknąłem na siedzącą obok mnie dziewczynę i naprawdę nic nie mogłem poradzić na to, że moje ciało zachowywało się tak, jak się zachowywało. „Przecież to nie moja wina...” broniłem się sam przed sobą. Choć jeśli miałbym być szczery, to już w momencie, gdy mój wzrok spoczął na jej nagich nogach, myślenie stało się raczej czymś niemożliwym do ogarnięcia. „Leżeć, Mały” rozkazałem swojemu niesubordynowanemu przyjacielowi, który uparcie próbował rozerwać mi spodnie. Dokładnie w tym momencie dojechaliśmy na miejsce. „Zapowiada się naprawdę ciekawy wieczór...” jęknąłem, próbując poprawić portki.

   - Lou... usłyszałem cichy szept Kate i dopiero widząc jej zdenerwowanie, udało mi się choć na chwilę zapomnieć o moim nie tak małym problemie. Proszę, nie pozwól mi upaść...

   - Nie ma takiej możliwości, kochanie – zapewniłem ją, tak jak wszyscy podążając wzrokiem w kierunku jej butów. Rozbawione spojrzenie Harry'ego wcale mi nie pomagało.

   - Nic się nie bój, Katy – Niall nareszcie był w wyśmienitym humorze. Cały czas ktoś z nas będzie obok...

   - Inaczej Alex obetnie nam co nieco – wtrącił Liam, wysiadając jako pierwszy. Piski tylko się wzmogły.
   - A jestem raczej przywiązany do tej części mojego ciała dodał Harry.

   - Nie dam rady... Kate „patrzyła” mi w oczy, przerażona.

   - Oczywiście, że sobie poradzisz – zapewniłem ją, wysiadając i odwracając się, by pomóc jej. Przecież możesz wszystko – szepnąłem jej na ucho, gdy stanęła przede mną, nerwowo poprawiając sukienkę. Wyglądasz zabójczo – przypomniałem jej swój wcześniejszy komplement. Zwalisz wszystkich z nóg, wierz mi...

   - Będę szczęśliwa, jeśli siebie nie zwalę – powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Wzięła głęboki oddech i kiwnęła głową na znak, że jest gotowa, a przynajmniej, że bardziej gotowa już nie będzie. Ułożyłem sobie jej dłoń na ramieniu, mając nadzieję, że będzie to wystarczające oparcie dla niej.

   - Gotowi? Zayn stanął przy jej drugim boku. Zauważyłem jak jego wzrok powędrował do maleńkiej ważki wystającej spod sukienki. Reszta tatuażu była niestety niewidoczna. Choć gdybym miał obstawiać, to sądząc po uśmiechu przyjaciela, zobaczył już to, co chciał. Spojrzał mi w oczy i asekurując Kate z drugiej strony ruszył za Harrym i Liamem. Niall z Paulem i Markiem zamykali pochód.

   - Naprawdę jest czerwony? usłyszałem cichy szept Kate.

   - Nie inaczej – odpowiedział Zayn, machając do fanów i uśmiechając się do fotoreporterów. Idealne miejsce dla ciebie, Mała.

   - Wcale nie jestem mała – zaśmiała się, ściskając jego przedramię.

   - Nie, wcale... wtrącił się Harry, nawet nie starając się udawać, iż nie podsłuchiwał.









   - Chłopaki... – Paul pojawił się obok nas akurat w momencie, gdy skończyliśmy witać się z Edem i mieliśmy wziąć z niego przykład i dać się zaprowadzić do naszego stolika. Chcą z wami nagrać kilkuminutową rozmowę przed galą, a potem drugą już po odczytaniu waszych kategorii...

   - Ale... usłyszałam niepewność w głosie mojego chłopaka. Nie zostawię tutaj Kate samej...

   - Nie jestem sama, Lou – przytuliłam się do jego boku i pogłaskałam go uspokajająco po plecach. Mam Marka. Zaczekamy na was – powiedziałam, uśmiechając się z całą pewnością siebie na jaką było mnie stać. Sam słyszałeś. To ma być tylko kilka minut...

   - No nie wiem... domyślałam się, że patrzy na mnie, starając się dojrzeć jakąkolwiek wątpliwość, by mógł zlekceważyć moje wcześniejsze słowa i zrobić tak, jak początkowo planował. Po chwili musiał się poddać, bo ja naprawdę czułam się na siłach, by zaczekać tutaj na nich te kilka minut. Niech będzie – westchnął. Poczułam jego gorące wargi na skroni. Zaraz wracam...

   Z kilku minut zrobiło się kilkanaście, ale z Markiem obok mnie całkiem zabawnie się czekało. Przyjaciel cicho informował o mijających nas osobach i śmiesznie komentował niektóre stroje, czy też fryzury. Zdecydowanie miał do tego dar, bo już po chwili śmiałam się na całego. W pewnym momencie dorobiłam się nawet kieliszka szampana, choć bardziej byłam zajęta tym, by go nie rozlać, niż jego wypiciem. „Bąbelki i obcasy zdecydowanie nie idą w parze...

   W jednej chwili chichotałam z Markiem z zielonych włosów jakiejś sławnej osoby, której żadne z nas nie znało, a w drugiej, z przerażeniem w oczach, rozpaczliwie chwyciłam się silnego ramienia osoby, która mnie staranowała. Kieliszek wyleciał mi z dłoni, głośno roztrzaskując się na twardej posadce. Ktoś tam na górze jednak musiał czuwać nade mną, bo z pomocą tego kogoś udało mi się utrzymać równowagę i nie zaliczyć spektakularnej wywrotki. Po chwili stałam już pewnie, z dłonią Marka opiekuńczo ściskającą mój łokieć.

   - Ślepa jesteś, czy jak? usłyszałam zdenerwowany męski głos, a także kilka rozbawionych.

   - Tak – powiedziałam cicho. Znajomi mężczyzny głośno nabijali się z jego zmoczonych spodni. „Boże, co za wstyd...” jęknęłam w myślach, użalając się nad swoją niezdarnością.

   - Co tak? warknął.

   - Tak, jestem ślepa – powiedziałam, uśmiechając się przepraszająco. Ale skoro to ty na mnie wpadłeś, czy masz równie dobrą wymówkę?

   Wiedziałam, że nie powinnam się odzywać. Wiedziałam to już w momencie, gdy słowa opuściły moje usta. „Dlaczego nie mogłam się po prostu ugryźć w język i milczeć?” Cisza dookoła mnie była wielce wymowna.

   - Nie, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – usłyszałam po chwili. Przepraszam, że na ciebie wpadłem i jeszcze zachowałem się jak dupek...

   - Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się przyjaźnie. Przepraszam, że oblałam cię szampanem...

   - Nawet nic nie widać... – powiedział. Wydajesz się znajoma, ale jakoś nie mogę...

   - To dziewczyna Tomlinsona – usłyszałam kolejny męski głos, nim zdążyłam się odezwać i powiedzieć, że to niemożliwe, by mnie znał. Katy, tak? Jestem Siva. A ten gbur, który nie potrafi chodzić, to Tom.

   - Miło mi was poznać – wyciągnęłam dłoń w razie gdyby oni chcieli to zrobić pierwsi. Wraz z kolejnymi uściskami poznałam kolejne trzy imiona. Też z Anglii, prawda?

   - Tak – potwierdził Tom. Najbardziej znienawidzony zespół przez twojego chłopaka, obawiam się... Pewnie nie raz słyszałaś o The Wanted? Aż tacy jesteśmy straszni?

   - O dziwo słyszałam, ale akurat w odniesieniu do ulubionego zespołu Louisa. Choć jego młodsze siostry mogły mu akurat dokuczać... zaśmiałam się, przypominając sobie słowa dziewczynek. Przykro mi, ale nie słyszałam waszej muzyki, więc nie mogę się wypowiedzieć. Na pewno jesteście świetni. W końcu jakby nie było spotykamy się na gali. Byle kogo raczej nie zapraszają...

   - Podobasz mi się – powiedział krótko Max. „Chyba... Choć mogłabyś być politykiem z takim podejściem...

   W tym momencie i oni poszli nagrywać jakiś wywiad, więc była szansa, że chłopcy zaraz się pojawią. I jakby ktoś postanowił spełnić moje życzenie, poczułam ciepłe dłonie Louisa na mojej talii.

   - Tęskniłaś?

   - Nawet nie miałam kiedy – przywarłam do jego boku, gdy prowadził mnie w nieznanym kierunku. Twój ulubiony zespół dotrzymał mi towarzystwa...

   - Jaki mój ulubiony zespół?

   - A taki jeden... zaśmiałam się cicho, by po chwili umilknąć, oszołomiona piskami przecinającymi powietrze, gdy znaleźliśmy się przy stoliku. Pomieszczenie musiało być ogromne. Nachyliłam się w stronę Louisa, który zaczął mi je opisywać ze wszystkimi interesującymi szczegółami.








   Dopiero gdy ukazały się napisy końcowe zdałam sobie sprawę z tego, że moje policzki są mokre od łez. „Kiedy stała się ze mnie taka beksa?” uśmiechnęła się do Louise, która razem ze mną oglądała transmisję z gali wręczenia jakichś tam nagród.

   - Wyglądała przepięknie... powiedziałam, pociągając nosem, wciąż mając przed oczami przyjaciółkę, kroczącą u boku Louisa po czerwonym dywanie i potem, radośnie uśmiechniętą, gdy siedzieli przy stoliku. Byłam z niej taka dumna, że jeszcze trochę, a pewnie pęknę. Jesteś genialna, Lou...

   - Łatwo być genialnym, gdy ma się taką modelkę... Ona we wszystkim wyglądałaby pięknie... Ach... westchnęła, poprawiając sobie córeczkę w ramionach. Nie każdemu dane mieć taką figurę...

   - Co ty nie powiesz? parsknęłam, głaszcząc się po brzuchu.Na szczęście dla mnie, dziś czuję się jak gwiazda Hollywoodu po tych wszystkich zabiegach, które mi zaserwowałaś i moje dodatkowe kilogramy raczej nie popsują mi humoru...

   - Cieszę się bardzo – podniosła się ostrożnie. Dzięki za wesoły wieczór. Pójdę już ją położyć i może przypomnę się mojemu mężczyźnie, coby mnie nie zapomniał...

   - Raczej ci to nie grozi – zaśmiałam się, puszczając jej oczko. Baw się dobrze...

   - Dokładnie taki mam plan – powiedziała, wychodząc z pokoju.

   Wyłączyłam telewizor i zmagając się z bolącą nogą, postanowiłam poczekać w łóżku na Harry'ego. „Ewentualnie pójdę spać licząc na to, że i tak mnie obudzi gdy przyjdzie” uśmiechnęłam się do siebie, kuśtykając do łazienki.

   - Moja mała Kate... - spojrzałam na siebie w lustrze. - Kto by pomyślał...

   Zadowolona wróciłam do pokoju, zastygając w miejscu na ruch przy drzwiach. Gdy zdałam sobie sprawę, kto przy nich stoi, cała krew odpłynęła mi z twarzy, a strach chwycił za gardło. Toczyliśmy jakąś przerażającą walkę na spojrzenia i milczeliśmy...

   - Musimy porozmawiać – usłyszałam ten znienawidzony głos, który tak długo dręczył mnie w koszmarach.

   - Nie mam tobie nic do powiedzenia – nie wiem, jakim cudem udało mi się wydobyć z siebie głos i sprawić, by brzmiał tak pewnie. W środku cała trzęsłam się ze strachu. Co tu robisz?

   - Pracuję w tym hotelu, jakbyś się jeszcze nie domysliła – wzruszył ramionami, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Prawie mnie wczoraj nabraliście – uśmiechnął się i ruszył w moją stronę, a ja stałam jak ta idiotka, przyrośnięta do podłogi. Ty i ten gnojek... Gdy zdałem sobie sprawę z tego, kim on jest wszystko do mnie dotarło – spojrzał mi w oczy niezwykle z siebie zadowolony. W końcu postanowiłaś zmienić pracę? I dobrze. Właściwie to już najwyższy czas. Ile można sprzątać kible? Jesteś ich garderobianą? Sprzątaczką? A może po prostu taką panią od wszystkiego?

   - Twoje wnioski mogłyby wejść na stojąco pod dywan, taki reprezentują poziom – powiedziałam. - A teraz stąd spieprzaj, zanim narobię rabanu. Wiesz, gdzie są drzwi.

   - Naprawdę liczysz, że uwierzę, iż dzieciak, który mógłby mieć każdą laskę, na którą kiwnąłby palcem, wziął sobie kogoś takiego jak ty? No proszę cię... - mogłam udawać przed nim, że nie zabolały mnie jego słowa, ale w końcu powiedział tylko to, nad czym i ja się dość często zastanawiałam.

   - Nie myśl zbyt dużo, Dave – zacisnęłam palce na kulach i posłałam mu kpiący uśmiech. To nigdy nie była twoja mocna strona...

   - Nie bądź taka, kotku – zbliżył się do mnie na zdecydowanie zbyt małą odległość. Uniosłam dumnie głowę zastanawiając się, czy cios kulą między nogi skutecznie go unieszkodliwi. - Kiedyś byłaś bardziej rozrywkowa...

   - Kiedyś? uniosłam brwi. Pozwól, że ujmę to inaczej. Masz trzy sekundy żeby stąd wyjść, albo...

   - Albo co? Co takiego mi zrobisz, kotku? spojrzał na mnie, rzucając mi wyzwanie. Pomachasz mi kulą przed nosem?

   - Może powinieneś raczej zapytać, co takiego ja ci mogę zrobić? usłyszałam głos Harry'ego i miałam ochotę osunąć się na ziemię z tej ulgi, jaka mnie zalała. Ale nie mogłam dać temu śmieciowi takiej satysfakcji. Jestem pewien, że dyrekcję hotelu ucieszy wieść, że jeden z pracowników napastował gościa. A jak jeszcze dodamy do tego, że tym gościem jest moja dziewczyna, to jestem pewien, że dobrze na tym nie wyjdziesz, dupku. A teraz, wypierdalaj stąd, zanim ci pomogę.

   Harry zabijał go wzrokiem i ku mojej wielkiej radości mogłam podziwiać niezbyt pewną minę na tej jakże znienawidzonej przeze mnie twarzy. Teraz już nie był taki odważny.

   - Jestem pewien, że nie ma potrzeby nikogo niepokoić... powiedział przymilnie, zbliżając się do drzwi. Nie wiem, co ona ci nagadała... Widzę, że mnie nie lubisz, ale Alex i ja mamy wspólną przesz...

   - Nie że cię nie lubię, koleś, ale gdybyś się palił, a ja miałbym wodę, wypiłbym ją... otworzył drzwi na oścież i spojrzał na niego wymownie. Nie każ mi się powtarzać.

   Miałam ochotę skakać ze szczęścia i rozpłakać się z ulgi, gdy Dave bez słowa opuścił pokój, wyglądając przy tym niezbyt pewnie. Harry z trzaskiem zamknął drzwi. Po chwili usłyszałam szczęk zamka. Patrzyłam na niego, wciąż nie wierząc w to, jak wielkie miałam szczęście i to nie tylko dlatego, iż kolejny raz zjawił się w odpowiednim momencie. Teraz zbliżał się do mnie powoli, nie spuszczając ze mnie wzroku. Spojrzał mi w oczy i przyciągnął do siebie.

   - Już wszystko dobrze, skarbie – powiedział, a jego oddech owiewał moje ucho. Poczułam jego palce na moich, próbujące delikatnie je rozprostować. Możesz już puścić kule... Chwilowo nie będą ci potrzebne... hipnotyzował mnie swoim spokojnym głosem, choć wiedziałam, że w środku wszystko się w nim gotuje. No dalej, Alex – zachęcał. Chyba że planujesz mi nimi przywalić?

   - Czasami naprawdę ci się należy, ale... – upuściłam kule na podłogę i mocno przywarłam do Harry'ego. – Ale nie tym razem...

   - Ufff... - otoczył mnie ramionami. To mi ulżyło... Urwałem się wcześniej z imprezy, licząc na trochę mniej bolesną nagrodę... gładził mnie uspokajająco po plecach, pozwalając wypłakiwać łzy w swoją marynarkę. Mam dla ciebie mały prezent. Ale może najpierw powinniśmy zadzwonić do recepcji...