środa, 27 sierpnia 2014

Alex i Harry


Tak jak poprzednim razem, pod liczbą określającą rok w każdej dacie, ukryte są informacje o wieku osób w poszczególnych akapitach.


15 październik 2012

Londyn

   - Na dzisiaj wystarczy, panowie. Widzimy się w środę o dziesiątej – usłyszałem jakże upragnione słowa i w ekspresowym tempie znalazłem się przy drzwiach. Wcale mnie nie zdziwiło, że Louis był przy nich pierwszy. On w końcu zawsze spieszył się do Kate. „Nie ma tak dobrze” przegoniłem go na schodach, by jednak poddać się na ostatniej prostej przez parking. Wzruszyłem ramionami zadowolony, że nie zabiłem się o własne nogi, a Lou i tak musiał czekać na mnie, skoro robiłem dziś za jego szofera.
   - Dlaczego ty zawsze musisz przestawiać mi radio? – pokręciłem tylko głową, gdy Lou ledwo wsiadł do samochodu, a już dobrał się do mojego odtwarzacza. Zatrąbiłem na pożegnanie ociągającym się chłopakom i wyjechałem z parkingu. Czasami te próby naprawdę dawały mi w kość. Próbowałem rozruszać zesztywniałe mięśnie karku.
   - We are the... – wydzierał się Lou wraz z wokalistą Queen, grając przy okazji na wyimaginowanej gitarze i popisując się miną, niczym srający kot na pustyni. „Jakkolwiek taka mina wygląda...” Uśmiechnąłem się pod nosem, bo z tego idioty przecież nie można było się nie śmiać. – Co się tak szczerzysz, Styles? – Louis oparł się o drzwiczki i skierował na mnie całą swoją uwagę, co nie zdarzało się zbyt często. „Niedobrze...” – Spowiadaj się – rozkazał, popisując się uzębieniem. – Kogo bzyknąłeś, że chodzisz od rana taki rozpalony i szczęśliwy jakby ci ktoś co najmniej mózg wyssał przez fiuta?
   - Jakbyś nie wiedział – przewróciłem oczami, poprawiając się na siedzeniu, bo jego słowa przywołały wspomnienia bardzo gorącego budzenia, które zaserwowała mi dziś Alex. „Jej usta na moim... Stop! Lepiej nie iść tą drogą” upomniałem się, kręcąc się na fotelu i próbując skoncentrować się na drodze, choć pewnie mógłbym zamknąć oczy, bo znałem ją już na pamięć. W końcu przemierzałem ją po kilka razy dziennie w ostatnim czasie. – Zapytałbym dlaczego ty się tak szczerzysz, ale to raczej oczywiste – prychnąłem. – A powód twojej radości dotrzymuje właśnie towarzystwa mojej pani.
   - Nie inaczej – Lou wywalił nogi na deskę rozdzielczą przed sobą. Pokręciłem tylko głową, wznosząc oczy do nieba, bo przecież proszenie go, by tego nie robił zadziała. A owszem. Na jakieś pięć minut. Czyli dokładnie tyle, ile zajmie mu zapomnienie o naszej rozmowie. Chwilami było to naprawdę denerwujące, ale dziś miałem już wystarczająco powodów do zdenerwowania, więc postanowiłem przymknąć oko na jego zachowanie. – Może zabierzemy je na jakieś jedzonko na miasto, co?
   - Jasne. Aaa... Nie, dziś jednak nie mogę – powiedziałem, gdy przypomniało mi się, co mnie czekało tego dnia. „Jednak nie tylko Lou potrafi szybko zapominać o różnych rzeczach.” – Jedziemy z Alex do Holmes Chapel... – dodałem cicho, przewidując reakcję przyjaciela.
   - To już dziś? – Louis usiadł prosto. Co pewnie zmieni się za jakieś trzy sekundy, bo ten człowiek nie wiercił się chyba tylko wtedy, gdy siedział, trzymając na kolanach tulącą się do niego Kate. – Nareszcie! – poklepał mnie po ramieniu. – Twoja mama się ucieszy. A potem cię zabije. I to tylko najłagodniejsza z opcji.
   - Dzięki, przyjacielu – westchnąłem, gdy powiedział dokładnie to, czego się obawiałem. – Właśnie to chciałem usłyszeć...
   - Ej – Lou rozłożył ręce w geście niewiniątka. – Do mnie nie miej pretensji. To ty zwlekałeś tyle czasu. Który to już miesiąc? Trzeci?
   - Prawie czwarty – mruknąłem pod nosem, zdając sobie sprawę, że miał rację i rzeczywiście trochę zbyt długo odkładałem rozmowę z rodziną. „No, ale przecież byliśmy zajęci” usprawiedliwiałem się jak wiele razy wcześniej.
   - Nieźle – zaśmiał się Lou, znów dobierając się do mojego radia. – Czy wobec tego mogę dostać w spadku twoją kolekcję winyli, magiczny notes z numerami do tych wszystkich salonów tatuaży i czarną gitarę?
   - Hiena... – pchnąłem go na drzwi, śmiejąc się. – A ja cię miałem za przyjaciela, gnojku...




15 październik 2012
Holmes Chapel

   Uwielbiałem swój rodzinny dom i naprawdę kochałem do niego wracać. Zwłaszcza odkąd większość czasu spędzałem z dala od niego i od rodziny. Gdy byłem mały wydawał mi się ogromną budowlą, której niegroźna żadna zawierucha i w której zawsze mogłem znaleźć milion miejsc do zabawy. Dziś jednak kuchnia wydawała mi się dziwnie mała i mama, siedząca przy stole naprzeciw mnie, była zdecydowanie zbyt blisko. W milczeniu przysłuchiwałem się Alex, prowadzącej wesołą rozmowę z Gemmą i Robinem. Chyba żadne z nich nie zauważyło, że od dobrej godziny ani ja, ani moja mama, nie braliśmy w niej czynnego udziału. Toczyliśmy jakąś dziwną wojnę na spojrzenia. Obserwując się i badając nastrój. Kolejny raz poczułem na sobie wzrok rodzicielki i po jej minie łatwo mogłem odczytać, że naprawdę niewiele cierpliwości jej już pozostało.
   - Tak więc... – usłyszałem ton, który przybierała już tyle razy wcześniej. „A nie mówiłem? Zero cierpliwości...” Spojrzenie siostry świadczyło, że i ona wyłapała ostrzegawcze nuty. – Myślę, że już wystarczy tego grania na czas, Harry – skupiła na mnie całą swoją uwagę. – Czemu zawdzięczamy tę wspaniałą niespodziankę? Nie zrozumcie mnie źle – uśmiechnęła się ciepło do mojej dziewczyny. –  Bardzo cieszymy się, że w końcu mogliśmy cię poznać, Alex. Gemma tyle nam o tobie opowiadała, że mam wrażenie, iż znamy się już od dawna. Jednak Harry – kolejne ostrzegawcze nuty w jej głosie – nie ma w zwyczaju robić nam takich niezapowiedzianych wizyt, a do tego cała jego postać aż krzyczy, że coś zmajstrował... – wbiła we mnie swoje przeszywające spojrzenie. „Wykrywacz kłamstw aktywowany.” Chwyciłem pod stołem dłoń Alex, niczym tonący koło ratunkowe. „Raz kozie śmierć” podjąłem decyzję, biorąc głęboki oddech. „Jestem facetem. Wezmę to prosto na klatę. Przecież nic mi nie zrobi” motywowałem sam siebie. „Prawda?
   - Będziemy mieli dziecko – powiedziałem, prostując się na krześle i patrząc w oczy matki. – Alex jest w ciąży – uśmiechnąłem się do dziewczyny, która milcząco wspierała mnie swoją obecnością. Wiedziałem, że denerwowała się tą wizytą o wiele bardziej niż ja. – W czwartym miesiącu – dodałem na zakończenie, by już wyznać wszystkie „grzechy”.
   Moja mama przeskakiwała wzrokiem za mnie na Alex i z powrotem. Pewnie próbowała przyswoić bombę, którą na nią zrzuciłem. Zauważyłem wesołe błyski w spojrzeniu Robina, a Gemma prawie dusiła się, próbując powstrzymać śmiech.
   - Ale... – zaczęła, a na jej twarzy mogłem podziwiać istny kalejdoskop uczuć. Zaskoczenie, radość, niepewność, znów radość, skupienie, szok i... złość? – W czwartym miesiącu?!? – wykrzyknęła nagle, zrywając się z krzesła i wpatrując we mnie i w Alex. – Jak to w czwartym miesiącu? Dlaczego ja dowiaduję się dopiero teraz? – trzepnęła mnie w głowę, jednocześnie przytulając. Trwało to ułamek sekundy, bo następnie rzuciła się w stronę Alex i porwała ją w objęcia. – Gratuluję! O mój Boże... Dzieci... Co z zespołem? A co... Ty idioto... Jak wy sobie... Co Paul powiedział? Boziu... Co wy... Co teraz? – nagle złapała się za serce, a oczy to jej prawie wyszły na wierzch. „No, pięknie. Przyprawiłem matkę o zawał.” – Boże, zostanę babcią! – mama zaserwowała nam prawdziwą huśtawkę nastrojów. „A pomyśleć, że to Alex jest w ciąży.” – Czwarty miesiąc... – spojrzała na mnie z wyrzutem.
   - No, przepraszam... – wzruszyłem ramionami, czując się jakbym znów miał pięć lat i został wysłany do kąta. – Tyle się działo... Nie było kiedy... – ledwo słowa opuściły moje usta, wiedziałem, że nie powinienem tego mówić.
   - Nie było kiedy? Własnej matce? – strzeliła mnie serwetką po głowie. – O czym ty myślisz, synku?
   - Może lepiej nie wiedzieć – usłyszałem cichy komentarz Gemmy. Delikatny uśmiech na twarzy Alex sprawił, że i mi ulżyło. No, bo w końcu nie było tak źle, choć doskonale wiedziałem, że mama jeszcze nie raz mi wypomni te cztery miesiące.




25 październik 2012
Londyn

   - Na pewno wszystko w porządku? – zmartwienie w głosie Kate było bardzo wyraźnie słyszalne. Ta dziewczyna nadal za bardzo się wszystkim martwiła, zapominając, że my także potrafimy się o siebie zatroszczyć.
   - Jak najbardziej – uśmiechnęłam się, zapraszając gości do domu. – Muszę tylko zmyć z siebie ten cukier i będę jak nowo narodzona. – rzuciłam torbę na stolik, stojący pod ścianą. – Dacie mi chwilkę? Chyba nie muszę wam przypominać, byście czuli się jak u siebie, prawda?
   Skierowałam się w stronę schodów, uśmiechając się szeroko i starając nie patrzeć na przyjaciółkę. Zawsze była spostrzegawcza, ale kiedyś miałam jeszcze jakieś szanse, gdy chciałam ukryć swoje troski, by jej nie martwić. Teraz było to wręcz niemożliwe. Czułam się jak uciekinier z miejsca zbrodni. Niby nic nie zrobiłam, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że byłam winna. Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy, gdy zamknęłam za sobą drzwi sypialni. Od razu otoczył mnie zapach Harry'ego, którym pokój był przesiąknięty.
   Rozebrałam się w drodze pod prysznic, rzucając ciuchy na zimne kafle. „W końcu trochę ochłody...” westchnęłam z ulgą, gdy uderzył we mnie strumień letniej wody. Wystawiłam twarz na działanie zbawczych kropel. Tutaj nie musiałam się uśmiechać. Nie musiałam nikogo zapewniać, że nie ranią mnie słowa niedojrzałych dzieci, którym sprawiało przyjemność gnojenie innych. To było miejsce, gdzie miałam swoje pięć minut, by poużalać się nad sobą oraz aby zebrać siły, by nadal się uśmiechać. Tu mogłam nawet uronić te kilka łez, bo przecież i tak zginą pod silnym strumieniem wody.
   Nigdy bym się nie określiła jako kogoś, kto przejmuje się zdaniem innych. Wręcz przeciwnie. Zawsze miałam ich w głębokim poważaniu. Obcych. Wiedziałam, jaka jestem i przede wszystkim doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, kim jestem. Dlaczego więc teraz nie umiałam wyrzucić z głowy słów bezmyślnej nastolatki, której nawet nie znałam? Wycierałam się, zastanawiając, czy moja mała, mokra przygoda znalazła już odzwierciedlenie w sieci. Kiedyś nigdy bym nie pomyślała, że można znienawidzić internet. Teraz ogarniało mnie przerażeniem każde uruchomienie przeglądarki. I mimo iż wciąż śledziłam wpisy przyjaciół, uparcie starałam się ignorować wszystko inne. „Ale czasami się nie udawało” westchnęłam, przypominając sobie zdjęcia i komentarze, które pojawiły się zaraz po tym, gdy zaczęliśmy z Harrym pokazywać się razem.
   Stojąc nago przed lustrem, jak zawsze w ostatnich tygodniach, mój wzrok powędrował do zaokrąglonego brzucha. Przy mojej figurze i gdy byłam ubrana łatwo było go przeoczyć, zrzucając wszystko na karb dodatkowych kilogramów, czy źle dobranego stroju. Ale ja znałam swoje ciało. Czułam pod palcami twardy brzuch i w końcu mogłam się uśmiechnąć. Miałam ochotę się uśmiechnąć, bo było coś... ktoś... dla kogo warto było walczyć.
   - Masz już cztery miesiące – pogłaskałam się delikatnie, wyobrażając sobie, że moje maleństwo czuje mój dotyk.
   - Całkiem słuszny wiek – zaskoczył mnie rozbawiony głos przyjaciółki.
   - Kate! – owinęłam się ręcznikiem. – Zdajesz sobie sprawę, że czasy kiedy mogłaś wchodzić ludziom do łazienek pod pretekstem, że nic nie widzisz, minęły bezpowrotnie?
   - Tak, jest to pewien minus – przyznała, uśmiechając się do mnie. Jej oczy skanowały moją twarz, szukając odpowiedzi. „A więc nie dała się nabrać...” – Choć Louisowi wydaje się to nie przeszkadzać.
   - Wyobrażam sobie – parsknęłam, zakładając sukienkę na ramiączkach. Westchnęłam, widząc, że ona również nie była już zbyt luźna w pasie. – Naprawdę nic mi nie jest – powiedziałam, czując, że przyjaciółka postanowiła poczekać, aż będę gotowa, by z nią szczerze porozmawiać. – Potrzebowałam zmyć z siebie tę przygodę. Naprawdę nie wiem, jak ty wytrzymujesz z tymi wszystkimi wariatkami – westchnęłam, opadając obok niej na łóżko. Moje dłonie automatycznie rozpoczęły głaskanie brzucha. – Mam ochotę przetrzepać skórę co drugiej. A co to będzie, gdy dowiedzą się o dziecku? Zlinczują mnie...
   - A może właśnie wtedy będzie lepiej? – Kate uśmiechnęła się do mnie wyrozumiale. – Większość tych fanek jest całkiem sympatyczna. – spojrzałam na nią z powątpiewaniem. – A co do tych pozostałych... – wzruszyła ramionami, przybierając niewyraźną minę. – Trzeba nauczyć się je ignorować. Musisz zacząć się stosować do tych wszystkich mądrych rad, które zaserwowałaś mi, gdy bałam się być z Louisem. Wszystko sprowadza się do jednego – powiedziała, ściskając moja dłoń i kolejny raz uświadamiając mi, jak silną jest osobą. – Ty i Harry. No i maleństwo – uśmiechnęła się. – Rodzina. Tylko to jest ważne. Tylko zdaniem ludzi, których kochasz, powinnaś się przejmować. Z resztą sobie poradzimy – wstała, ciągnąc mnie za sobą. – Zobaczysz, jeszcze ich w sobie rozkochasz. A już połączenie genów twoich i Harry'ego roztopi każde serce. Nawet te twarde niczym głaz. A teraz chodźmy, bo zaraz będzie jedzonko – zauważyłam wesoły błysk w jej oczach. – Danielle wysłała Marka po pizze. I zanim zapytasz... Tak. Zamówiła dla ciebie z anchois.
   Poczułam jak ślina napływa mi do ust. „Mniam...
   - Muszę do niego zadzwonić, żeby kupił mi po drodze nutellę – powiedziałam, próbując sobie przypomnieć, gdzie rzuciłam torebkę.
   - Łeee... Litości – jęknęła Kate, tracąc odrobinę kolory z policzków. – Ja cię proszę, nie przypominaj mi... Ostatnio naprawdę ciężko zniosłam ten widok.




25 grudzień 2012
Holmes Chapel

   - Czy ty masz pojęcie jak trudno cię znaleźć, braciszku? – Gemma wbiła mi łokieć w żebra, w dość bolesnej próbie zwrócenia na siebie mojej uwagi.
   - Nie – wzruszyłem ramionami, masując bolące miejsce. – Ja zawsze wiem, gdzie jestem – wyszczerzyłem się w uśmiechu. Jeszcze bardziej rozbawiony jej przewracaniem oczami.
   - Z wyjątkiem, gdy nie wiesz, głupolu... – dla odmiany trzepnęła mnie w ramię.
   - Co jest z kobietami w tej rodzinie? – jęknąłem, odsuwając się od niej, by zachować bezpieczną dla mojego zdrowia odległość. – Wszystkie mnie biją.
   - Powinieneś więc być już do tego przyzwyczajony – powiedziała, odwracając się i uśmiechając pod nosem. Chyba w końcu zdała sobie sprawę, na czym skupiona była moja uwaga zanim mi przerwała. „A raczej na kim.” Mama zawzięcie dyskutowała o czymś z Alex, przeglądając rodzinne albumy. Sądząc po tym, jak obie co chwilę wybuchały śmiechem i zerkały w moją stronę, jak nic byłem głównym tematem tych rozmów. I mogłem sobie dać rękę uciąć, że moja dziewczyna właśnie poznawała wszystkie brudne sekrety mojego dzieciństwa. „Przynajmniej przestała się już obawiać mojej mamy” zadrżałem, gdy nasze spojrzenia się spotkały. – A co z nią?
   - A co ma być? – spiąłem się, słysząc dziwny ton siostry. Spojrzałem na nią uważnie, sondując skąd takie jej nietypowe zachowanie. „Przecież lubią się z Alex...
   - Masz zamiar wprowadzić ją do rodziny? – Gem uniosła wymownie brwi. „Co?” zdziwiłem się.
   - Alex już do niej należy. Tak samo jak moja córka – powiedziałem, przyglądając się siostrze i zastanawiając do czego zmierza. „Dlaczego kobiety muszą tak kluczyć dookoła tematu?
   - Córka? – uśmiechnęła się szczerze. Zdecydowanie wysyłała sprzeczne sygnały. – A jednak? Byliście na kolejnym USG?
   - Nie – przyznałem uczciwie. – Ale mówię ci, że to będzie dziewczynka.
   - Żebyś się nie zdziwił – parsknęła. – Ale z pewnością ma twoje geny, skoro jest tak bardzo uparta, że nie chce się ustawić do badania. Myślisz, że dowiecie się przed porodem?
   - Nabijaj się ile wlezie – powiedziałem, zakładając ręce na piersi. – Ja tam wiem swoje. Czuję, że to będzie dziewczynka – popukałem się w pierś, w miejscu, gdzie biło moje serce. – Wspomnisz moje słowa. Zresztą wszystkie wspomnicie. Niedowiarki...
   - Z pewnością, panie wszystkowiedzący – spojrzała na mnie, a wyraz jej twarzy zmienił się z rozbawionego na poważny. – Widzę, że muszę prosto z mostu, bo jesteś tępy, jak każdy facet – nie zdążyłem się oburzyć, gdy znokautowała mnie kolejnymi słowami. – Masz zamiar ożenić się z matką twojego dziecka?
   - Co? – spojrzałem na nią zdziwiony. „Zszokowany” to chyba bardziej pasowało, by opisać mój stan. – Co? – powtórzyłem.
   - Słyszałeś – była nieprzejednana, a do mnie właśnie dotarło, że nie byłem przygotowany na tę rozmowę. Do tej pory ani razu nie pomyślałem o ślubie. Alex również nie podjęła tego tematu. „Właściwie dlaczego nie?” – Chyba nie chcesz, by twoje dziecko było nazywane bęk...
   - Nawet tego nie mów – warknąłem, gdy w końcu dotarło do mnie, do czego tak naprawdę zmierzała od samego początku ta rozmowa. – To moja córka i nie pozwolę nikomu myśleć inaczej.
   - Nie bądź naiwny, braciszku. Jesteś cholernym Harrym Stylesem z One Direction – spojrzała na mnie, jakby rzucając mi wyzwanie. – Twoje dziecko, a także Alex, będą na językach wszystkich. Dziennikarze będą się zabijać, by znaleźć jakiś szokujący temat, a gdy już go znajdą, nie muszę ci chyba mówić, co się stanie... Nie twierdzę, że macie zaraz urządzać wystawne wesele, choć pewnie mama by się ucieszyła – uśmiechnęła się, spoglądając na rozmawiające kobiety, nieświadome tego, iż są przez nas obgadywane. „Cóż... przynajmniej jedna z nich.” – Ale twoje nazwisko ochroni je przed wieloma nieprzyjemnościami i powinieneś o tym pomyśleć...




19 luty 2013
Londyn

   Przeszywający ból wyrwał mnie ze snu, sprawiając, że naprawdę trudno było nie krzyczeć. Zagryzłam zęby z całej siły. Moje dłonie natychmiast odnalazły drogę do brzucha, głaszcząc go w ostatniej, naiwnej próbie sprawienia, by dziecko dało mi jeszcze pospać. Dopiero po chwili mój zamroczony umysł zarejestrował wilgoć prześcieradeł. „O mój Boże! Za wcześnie! To za wcześnie...” to była moja jedyna chwila paniki. Na więcej nie mogłam sobie pozwolić. „Wszystko będzie dobrze” zapewniam siebie, odganiając strach i sięgając na oślep w stronę leżącego obok mnie chłopaka.
   - Harry – szturchnęłam go, ale jedyne co udało mi się osiągnąć, to jego ciche mruczenie. – Harry, musisz się obudzić. Proszę... – jęknęłam, czując ruchy dziecka.
   - Jeszcze pięć minut – usłyszałam jego zaspany głos. Zegar na stoliku nocnym po jego stronie wskazywał trzecią. Chłopcy wrócili grubo po północy. Ale jakkolwiek było mi go szkoda, to nie mogłam pozwolić mu spać dalej. Westchnęłam, by po chwili z trudem zdusić szloch wywołany kolejnym skurczem.
   - Styles! – warknęłam, połykając łzy i z trudem siadając. – Twoje dziecko się rodzi, idioto!
   Gdybym wiedziała, że te słowa podziałają na niego lepiej niż kubeł lodowatej wody, już dawno bym je zaczęła stosować. Harry wyskoczył z łóżka i stał, patrząc na mnie z najprawdziwszym przerażeniem w oczach.
   - Jak to się rodzi? – wydukał, przeskakując wzrokiem między brzuchem, a moimi załzawionymi oczami. – Nie może się jeszcze rodzić. Za wcześnie – przez chwilę wydawało mi się, że się rozchoruje. Jego twarz zrobiła się trupio blada. – Nie możesz przestać?
   - Jak cię pier... Ałaaa!!! – kolejny skurcz przerwał moją uprzejmą wypowiedź. „Tylko spokojnie...
   - Boże! Ty naprawdę rodzisz! – zawołał. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale w tym momencie przeszywający ból wystarczająco mnie zajmował. – Co mam robić? Nic nie pamiętam? Co mam robić? – rozglądał się dookoła, jakby w czterech ścianach sypialni szukał podpowiedzi. „Spanikowany facet. Typowe...” jęknęłam, by po chwili odetchnąć z ulgą.
   - Harry, spójrz na mnie – powiedziałam, sięgając po wczorajszą sukienkę. – Musimy jechać do szpitala.
   - Tak! Właśnie! Szpital! – zawołał i rzucił się w stronę drzwi. Sekundę później wpadł z powrotem. – Torba! – chwycił czerwoną torbę, przyszykowaną właśnie na taką okazję. I znów wybiegł.
   - Styles, ty idioto! – jęknęłam, próbując go zatrzymać.
   - Co? – usłyszałam jak coś z hukiem spada po schodach. Po chwili w sypialni pojawił się pewien spanikowany facet.
   - Załóż chociaż spodnieee... Jezuuu... – zwinęłam się pod naporem kolejnego bólu. „O mój Boże. O mój Boże...” powtarzałam w głowie, próbując przeczekać skurcz. Na szczęście do mojego pana chyba dotarło, że raczej nie powinien jechać do szpitala w samych bokserkach. Wciągnął na siebie dresowe spodnie i wsunął stopy w trampki. Przy okazji pobił chyba jakiś rekord świata w ubieraniu się, bo nim zdążyłam ponownie się odezwać jego już nie było. – Jak to się skończy, to chyba cię zabiję – warknęłam pod nosem, przeklinając w myślach tego, kto umieścił sypialnie na drugim pietrze. – Pieprzeni bogacze – komentowałam przez zaciśnięte zęby, podnosząc się z łóżka. Nie zdążyłam nawet dojść do drzwi, gdy wpadł przez nie Harry z bardzo dziwna miną. – Już myślałam, że pojechałeś beze mnie – próbowałam się uśmiechnąć, ale musiało to wyglądać przerażająco, bo jak inaczej wyjaśnić bladość mężczyzny przede mną. Objął mnie ramieniem, a kolejny skurcz, który mnie dopadł na schodach był bardzo bolesny. Dla nas obojga.




   - Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka, do cholery! To wszystko twoja wina! – wykrzyczała Alex, kolejny raz zwijając się z bólu. Znałem te słowa już na pamięć. Powtarzała je od ponad dwóch godzin, czasami tylko zmieniając szyk zdania. Dokładnie od chwili, gdy przyjechaliśmy do szpitala, łamiąc po drodze chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe. Dzięki miłej i dobrze przewidującej pielęgniarce, która ostrzegła mnie uczciwie, jakie atrakcje nas czekają, starałem się puszczać wszystko mimo uszu, nieprzerwanie masując plecy dziewczyny. Podobno miało to ją uspokajać, ale jako spokojnej raczej bym jej nie określił. Jednak w trosce o swoje zdrowie, trzymałem te przemyślenia dla siebie. Już i tak Alex nie pozostawiła na mnie suchej nitki, przeklinając mnie dokładnie czterdzieści dwa razy i to tylko przez ostatnie pół godziny.
   - Skarbie... – odruchowo odgarnąłem jej włosy, które przykleiły się do spoconego czoła.
   - Co ja ci powiedziałam? Nie dotykaj mnie! Trzymaj się ode mnie z daleka, ty draniu! Przysięgam na wszystko, dotknij mnie jeszcze kiedykolwiek, a odetnę ci go! Nigdy więcej mnie nie dotkniesz, ty dupku! – zawyła. To chyba powinienem doliczyć jeszcze dwa „epitety” do poprzedniego wyniku. Patrząc na cierpienia dziewczyny wcale jej się nie dziwiłem. Jednak aż na takie jej wystąpienie również nie byłem przygotowany. Wszystkie kobiety dookoła próbowały opowiedzieć mi, co mnie czeka i jakoś przygotować na ten dzień. Na czele z moją matką, która nieźle mnie nastraszyła. Jednak żadne z tamtych opowieści nie były nawet zbliżone, do tego, co działo się tu i teraz. Wiedziałem, że Alex lubiła seks. Zresztą tak jak i ja. Ale gdybym miał tak cierpieć, będąc na jej miejscu, zrezygnowałbym z niego do końca życia, zostając pieprzonym mnichem. – Nienawidzę cię!!! – załkała, gdy przyszedł kolejny skurcz.
   - Kochanie, bądź rozsądna – odezwała się pielęgniarka, która nie odstępowała nas na krok, obdarowując nas swoim doświadczeniem i zawodowym spokojem. Gdyby nie ona pewnie panikowałbym zwinięty na łóżku obok. – Przecież tak naprawdę bardzo go kochasz, a on ciebie. Czy nie znosi od kilku godzin wszystkiego z anielską cierpliwością? Mało który mężczyzna jest gotowy na takie poświecenie. Większość siedziałaby teraz na zewnątrz, czekając razem z waszą rodziną i przyjaciółmi.
   Słowa kobiety musiały trafić do Alex, bo przez chwilę żadne kolejne przekleństwo nie opuściło jej ust. Sięgnęła po moją dłoń, ściskając ją mocno.
   - Jeśli znów zrobisz mi coś takiego – spojrzała mi głęboko w oczy, a ja od razu zacząłem kręcić przecząco głową. Jej palce zaciskały się coraz bardziej. Zbliżał się kolejny skurcz. – Zabiję cię – zawyła, zaciskając powieki i walcząc z bólem. Pozwoliłem sobie łamać palce, obserwując pielęgniarkę, która wyprostowała się i z szerokim uśmiechem spojrzała na nas.
   - Już czas – powiedziała zadowolona. Nie wiem dlaczego, ale te słowa i jej uśmiech przeraziły mnie nie na żarty. Próbowałem trzymać się w ryzach, ale gdzieś tam z tyłu mojej głowy, cały czas kołatały dwa słowa. „Za wcześnie.” – Idę zawołać pana doktora.
   Jakiś czas później, który wydawał się być wiecznością podniesioną do kwadratu i złożoną z krzyków, ciężkich oddechów oraz pokrzepiających słów, w sali rozległ się płacz dziecka. I to nie żadne ciche kwilenie, ale prawie ogłuszający ryk. Patrzyłem jak zaczarowany na różowe maleństwo, które pojawiło się w dłoniach lekarza.
   - Moje gratulacje – uśmiechnął się. „To dziewczynka” pomyślałem, jakby miało to teraz jakiekolwiek znaczenie. – Mają państwo piękną córkę.
   Po kilku szybkich zabiegach i przecięciu przez mnie pępowiny, które to prawie doprowadziło mnie do omdlenia, mogłem wreszcie potrzymać moje dziecko. Pielęgniarka podała mi maleńki tobołek, uśmiechając się do porządnie zmordowanej, ale przeszczęśliwej Alex.
   Pożerałem wzrokiem córeczkę, która prawie nic nie ważyła w moich dłoniach. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że to naprawdę się stało. Już. Tak po prostu. Zakochałem się w tej małej osóbce, która z krzykiem pojawiła się na tym świecie. W tamtej chwili zostałem ojcem. I nie mogłem wyobrazić sobie niczego, co dałoby radę przebić to niesamowite uczucie. „Witaj, maleńka.
   - Jest idealna – wyszeptałem, nie odrywając od niej wzroku. „Moja córka.” Przepełniała mnie duma, gdy patrzyłem na ten mały cud w moich rękach. W tym momencie mój mały aniołek postanowił o sobie przypomnieć i zrobił to wyjątkowo głośno. – Płuca to ma chyba po tobie, kochanie – uśmiechnąłem się. Poczułem palce Alex splatające się z moimi. To był jeden z tych magicznych momentów, gdy po prostu nie można było powstrzymać łez. – Kocham was...




1 czerwiec 2013
Congleton, Cheshire

   Kolejny raz rozejrzałam się dookoła. Nie pozostawało mi nic innego jak patrzyć z zachwytem i wzdychać z rezygnacją. Wśród tych wszystkich pięknych ludzi wyglądałam niczym puzzel z zupełnie innej układanki. Annie i Robin, idealni, szczęśliwi i cudownie zakochani, rozdawali uśmiechy na prawo i lewo. Nie mogli wymarzyć piękniejszego dnia, by powiedzieć sobie sakramentalne „tak”. Ten dzień był jakby stworzony do wielkich obietnic.
   Uśmiechnęłam się do Harry'ego, który świecił zębami do kolejnego zdjęcia. On, Gemma i nasi nowożeńcy. „Rodzinny portret...” Radość aż od nich biła. Cała czwórka prezentowała się zachwycająco. Aż dziw, że aparat wytrzymał taką dawkę piękna. „Mam nadzieję, że wdasz się w tatusia” delikatnie musnęłam policzek Elli. „Z urody” dodałam, uśmiechając się do śpiącego dziecka.
   - To ta gruba – usłyszałam wcale nie tak dyskretny szept. Z trudem udało mi się udawać, że nie słyszę tych słów. – Ta w tej tęczowej sukience.
   - Nie wierzę...
   - Mówię ci. Annie przedstawiła ją jako swoją synową...
   - Musiałaś się przesłyszeć. Moi rodzice mówili, że są tylko przyjaciółmi...
   - A dziecko wzięło im się z księżyca? – zakpiła dziewczyna, która najwyraźniej wzięła sobie za punkt honoru, by przekonać koleżankę. – Czytałam w gazecie, że mieszkają razem i że to jest bachor Stylesa... – zadrżałam, słysząc jak nazwane zostało moje dziecko. Przytuliłam śpiącą Ellę do piersi, zastanawiając się, gdzie się podziała dawna ja, która pewnie wstałaby i przyjebałaby tym kretynkom między oczy. Zamiast tego siedziałam, milcząc i jedyne na co mogłam się zdobyć, to trzymanie głowy prosto w przepełnionym dumą geście. „Uroki życia w blasku gwiazd...” westchnęłam, skupiając się na drobnej osóbce, śpiącej w moich ramionach. Ostatnie czego potrzebowałam, to wywołać skandal na weselu Annie i Robina.
   - O czym tak dumasz, mamuśka? – przewróciłam oczami, słysząc ostatnio ulubione słowa Nialla. Opadł z głośnym jękiem na fotel obok mnie. Gdy podeszli do nas pozostali, mogłam w końcu wyrzucić z głowy słowa zawistnych panienek. Wprawdzie wiedziałam, że to tylko chwilowa ulga, bo w końcu słyszałam to dziś przez cały czas i pewnie jeszcze nie raz uda mi się „podsłuchać” podobną konwersację.
   - O czym tak rozmyślasz? – zapytała Katie, sadowiąc się na kościstych kolanach swojego chłopaka. Zdecydowanie powinna dostać jakąś nagrodę za zrobienie tego tak elegancko. Jej króciutka sukienka nie podwinęła się ani o milimetr. „To już jakiś wyższy poziom wtajemniczenia” uśmiechnęłam się do niej. „Zawodowstwo.” Choć pewnie zaraz Horan „naprawi” ten stan rzeczy.
   - Podziwiam widoki – odpowiedziałam. W końcu to nie miejsce i pora na wylewanie swoich żali. – Cudowne miejsce wybrali na ślub...
   - To prawda – odezwała się Kate, przyglądając mi się uważnie. Ona pewnie wiedziała, że właśnie grzecznie ominęłam prawdziwą odpowiedź.
   - Tu jesteś! – Danielle spojrzała na mnie, robiąc tą swoją popisową minę biednego szczeniaczka, którą musiała podłapać od Liama. Przewróciłam oczami, uśmiechając się i podając jej Ellę. Ta dziewczyna była niezmordowana i zawsze gotowa do zabawy w nianię. Odprowadziłam ją wzrokiem, patrząc jak podchodzi do Liama i zajmuje miejsce obok niego, praktycznie pożerając wzrokiem moje dziecko. Zresztą jej chłopak wcale nie był lepszy.
   - Coś czuję Payne, że teraz wasza kolej, by zmajstrować dzidziusia – powiedział Niall w przerwie między pochłanianiem kolejnych smakołyków. „Kiedy on zdążył sobie załadować ten talerz?” Widząc jak Danielle i Liam spojrzeli sobie głęboko w oczy po słowach blondyna, można było przeczuwać, że nie jest im straszny taki pomysł. „Interesujące...
   - A gdzie Styles? – Louis rozejrzał się dookoła. Od razu przeniosłam wzrok w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą Harry pozował do kolejnych zdjęć, ale nie było już po nim ani śladu. Para młoda wciąż uśmiechała się pod obstrzałem fotografa, ale już w innym towarzystwie. Gemmy również nie było widać.
   - Pewnie wdzięczy się do kolejnych fotografii – parsknął Zayn, który jako jedyny przybył bez pary. Perrie wraz z zespołem koncertowała w Stanach. – Dziwne, że zostawił was same – spojrzał na mnie, sięgając po drinka. – Zrobił się strasznie opiekuńczy. Odniosłem wrażenie, że przykuł cię do siebie kajdankami.
   - Chciałby – parsknęłam, a gorące sceny przeleciały mi przed oczami. „Oj, nie raz i nie dwa by chciał...” – Musiałam nakarmić małą i zdecydowanie nie miałam zamiaru robić tego pod obstrzałem aparatów. Jeśli kiedykolwiek moje cycki ukażą się na ramach prasy, to zrobię to w pełni świadomie i przynajmniej zgarnę za to niezłą sumkę.
   - Lepiej nie mów o tym Stylesowi – zaśmiał się Lou. – Może tego dobrze nie znieść.
   - Dokładnie – potwierdził Niall, głośno przełykając. – Od dawna nam powtarza, że od twoich cycków mamy się trzymać z daleka...
   - Niall! – krzyknęła Katie, patrząc na niego w szoku.
   - No co? Przecież prawdę mówię... – rozejrzał się dookoła szukając pomocy. – Co nie, chłopaki?
   Roześmiałam się, widząc rozbawione twarze przyjaciół. Z tymi wariatami naprawdę nie sposób było się nudzić, czy też oddawać smutnym rozmyślaniom. Liam co chwilę próbował uciszyć głośne śmiechy, czy okrzyki, przypominając o śpiącym dziecku, ale ja wiedziałam, że Elli nie trzeba było lepszej kołysanki. To dziecko zdecydowanie miało coś po tatusiu. Potrafiło zasnąć zawsze i wszędzie, a orkiestra dęta, grająca pod oknem pewnie byłaby idealną melodią do snu.
   - Czy on jest ślepy? – usłyszałam gdzieś za plecami. Może i byłam przewrażliwiona, ale od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że wszystkie takie rozmowy kręcą się wokół mnie i mojej rodziny.
   - Na pewno na bachora go złapała – odezwał się inny głos. – Widzisz to dziecko, które trzyma Danielle?
   - To ich? Masakra... – „Jak miło...” westchnęłam, zaciskając zęby i starając się nie zwracać uwago na to, że dziewczyna znalazła kolejną osobę do plotkowania. Skupiłam wzrok na Elli, wiedząc, że ona pomoże mi się uspokoić. – Żeby chociaż ładna była, ale taki wieloryb?
   - Ej, ty! – zawołał Niall, odkładając talerz, odsuwając Katie i podnosząc się z fotela. – Tak, ty, rudy wieszaku. Do ciebie mówię. Jeszcze jeden taki komentarz, a zapomnę, że jestem dżentelmenem i tak ci przyjebię, że się w lustrze nie poznasz. – „Horan, wybawca niewiast...” Dałabym wszystko, by ujrzeć twarz tej dziewczyny, ale musiały wystarczyć mi zszokowane twarze przyjaciółek, bo panowie najwyraźniej stanęli za Niallem. – Alex jest więcej warta niż wy wszystkie, paniusie, razem wzięte, a już z pewnością więcej niż takie coś jak ty. Za kogo wy się macie?
   - Co tu się dzieje? – Harry znalazł idealny moment, by się pojawić. Rozejrzał się dookoła, najwyraźniej główkując, czego właśnie był świadkiem.
   - Te dwie idiotki właśnie obraziły Alex i nazwały Elle...
   - Niall – Katie uznała, że czas, by jej chłopak trochę ochłonął, zanim powie za dużo. Pewnie miała rację. Zresztą już i tak zwróciliśmy na siebie uwagę wszystkich gości.
   - Na was już czas – warknął Harry przez zaciśnięte zęby, gromiąc dziewczyny wzrokiem. Bez słowa odeszły w stronę wyjścia, odprowadzane spojrzeniami oraz szeptami wszystkich dookoła. „Najprawdziwszy marsz wstydu...” uśmiechnęłam się pod nosem, zadowolona z tej małej sprawiedliwości. Po chwili poczułam gorące dłonie na moich, podciągające mnie do góry tylko po to, bym mogła usiąść na kolanach Harry'ego. – Przepraszam, że tyle to trwało – powiedział cicho, obejmując mnie ramionami. – Kocham cię, Motylku...




25 lipiec 2013
Salt Lake City

   W mój piękny i bardzo obrazowy sen wtargnął dźwięk, który nijak pasował do rozgrywających się erotycznych fantazji. „Nie chcę...” jęknąłem, czując, że piękne i co ważniejsze nagie ciało rozmywa się bezpowrotnie. Otworzyłem oczy. Na pocieszenie miałem obok siebie dokładnie to samo nagie ciało, a jedyną różnicą było to, że Alex leżąca obok mnie spała sobie smacznie z tyłkiem kusząco wypiętym w moją stronę. Nim zapragnąłem urzeczywistnić swój sen, płacz Elli przeszył ciszę nocy. Spojrzałem w stronę przenośnego łóżeczka, czując jak moje podniecenie odpływa w niepamięć.
   - Alex – przytuliłem się do pleców dziewczyny, gryząc ją delikatnie w ramię. – Twoja córka płacze...
   - O tak nieludzkiej godzinie, to jest twoja córka – mruknęła, ściskając krótko moją dłoń i nakrywając głowę poduszką.
   Wiedząc, że tu nie wygram, wygramoliłem się z łóżka. Z każdym moim krokiem płacz cichł. Gdy pochyliłem się nad łóżeczkiem, Ella uśmiechała się wesoło, machając rączkami i nóżkami.
   - Co ja mam z tymi kobietami? – mruknąłem pod nosem, wyciągając ręce do dziecka, które teraz gaworzyło do mnie radośnie. – Masz szczęście, że bardzo cię kocham, motylku – powiedziałem cicho, składając całusa na rumianym policzku. W nagrodę zarobiłem z przysłowiowego „liścia”. – Tatusia bijesz? Ładnie to tak? – obejrzałem się na Alex i by dać jej jeszcze pospać, postanowiłem ewakuować się z sypialni do salonu. Chciałbym powiedzieć, że moja córka pachniała w tym momencie tak słodko i pięknie jak może pachnieć tylko niemowlę, ale byłoby to dość pokaźnych rozmiarów kłamstwo. Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że w pieluszce zdecydowanie czeka na mnie niezbyt miła „niespodzianka”. – Skąd wiedziałaś, że to będzie moja kolej, by wstać? Czy wy macie z mamą jakąś umowę, że „strzelasz kupola” zawsze, gdy jest moja kolej na przewijanie? – nawijałem do dziecka z uśmiechem na ustach. Mina niezbyt pasująca do czekającego mnie obowiązku, ale wesołe machanie rączkami zdecydowanie wszystko mi wynagradzało. Rozpiąłem body w zielone motylki i przygotowałem się na najgorsze. – Jezus Maria, dziecko! – na taką niespodziankę zdecydowanie nie byłem gotowy. – Nasrałaś gorzej niż Niall, a trzeba ci wiedzieć, że to jest nie lada wyczyn... – okrzyki radości i bezzębny uśmiech sprawiły, że miało się wrażenie, iż prowadzimy naprawdę zajmującą konwersację. Po chwili zapinałem czystą pieluszkę, rzucając ciasno zwiniętą, zużytą, na fotel. Byle jak najdalej ode mnie. – Niech któryś wujek też ma niespodziankę z rana, co nie? – zagruchałem do córki. – Najlepiej Horan, bo to na pewno on uczy cię takich rzeczy. – Podałem dziecku gumowego motylka, który ostatnio był ulubioną zabawką do gryzienia. Najlepszy znak, że zbliża się okres ząbkowania, o czym ostrzegała mnie mama. Podobno będzie to czas, kiedy się nie wyśpimy. Tylko jak nazwać ten teraz? Zerknąłem na zegarek, jęcząc w duchu na niesprawiedliwości tego świata. – Chodźmy zrobić nalot na lodówkę. Myślisz, że tym razem wujek nie wypił twojej flachy? Ja nadal nie wierzę, że on był tak pijany, że nie wiedział, co robi. Moim zdaniem chciał zaliczyć cyca twojej mamy, choćby w taki sposób. A ty jak uważasz?
   Wesołe dźwięki były jak dla mnie potwierdzeniem tego, że córka zgadza się ze mną w stu procentach.
   Czyści i najedzeni rozłożyliśmy się na kanapie. Tylko na kilka minut. Jednak słysząc prowadzoną gdzieś obok mnie rozmowę, zdałem sobie sprawę, że najwyraźniej przysnęło mi się na dłużej. Czułem słodki ciężar na swojej piersi i maleńkie ciałko pod moją dłonią.
   - Słodko razem wyglądają – rozpoznałem Kate.
   - To prawda – usłyszałem milion uczuć w głosie Alex. – Choć nie wiem, czy pomyślałabyś tak samo, gdybyś przyszła tu chwilę wcześniej – parsknęła.
   - Dlaczego?
   - Bo Styles jak zwykle świecił gołym ptakiem – roześmiał się Niall. „Ups...” Chyba powinienem odetchnąć z ulgą, skoro to Alex pierwsza mnie znalazła. – Co to? Fuuuj... Kto tu położył pieluchę? – uśmiechnąłem się pod nosem, zadowolony z tak skutecznie przeprowadzonej akcji. – O Boże! Ona jest zużyta! – słysząc przerażenia w głosie Horana mentalnie przybiłem sobie piątkę. – Muszę się odkazić – jęknął i szybkie kroki oraz trzaśnięcie drzwi były najlepszym dowodem na to, że uciekł do łazienki. „Mięczak...




23 maj 2015
Londyn

   - Styles, gnojku, jak zwykle jesteś spóźniony – Niall oczywiście musiał wydzierać się przez całą salę. Teraz to już na pewno nikt nie przegapił naszego wejścia. „Idiota.” Po chwili ściskał moją dłoń, by szybko o mnie zapomnieć na widok moich dziewczyn. – Cześć, Ella – wyciągnął ręce, a moja cygańska córka rzuciła się w nie ze śmiechem. – Jaka ty jesteś już duża... – podrzucił ją kilka razy do góry, wywołując głośne piski. – Cześć, Alex. Cudownie wyglądacie, moje damy. Dzięki że przyszliście.
   - Jakże mogłoby nas zabraknąć? Jesteśmy ostatni, tak? – moja pani objęła mnie ramieniem w pasie. – Przepraszamy. Ktoś tu, nie będę wskazywać palcem – co oczywiście i tak zrobiła. – Powiedział, że zna świetny skrót, by ominąć korki w centrum. Chyba nie muszę ci mówić jak to się skończyło...
   - Utknęliście w najgorszym z możliwych? – zaśmiał się Horan, ale oczywiście trafił w dziesiątkę. „Tylko skąd ja mogłem wiedzieć, że akurat dziś postanowią zablokować dwa pasy na tej trasie” westchnąłem, ale na wszelki wypadek wolałem się nie odzywać. „Starczy tych zabaw moim kosztem.” – Porywam Ellę – powiedział Niall, prowadząc nas do stolika. – Jak pójdę z nią do kuchni, to Katie na pewno da nam coś dobrego. Umieram z głodu, a ona strzela do każdego, kto próbuje tam wejść – kiwnął głową w kierunku dwuskrzydłowych drzwi. – A myślałem, że jak będę miał restaurację, to już nigdy nie będę głodny...
   - Więc masz zamiar wykazać się odwagą i puścić moją córkę przodem? – zapytałem.
   - Jak się domyśliłeś? – wyszczerzył się w uśmiechu i pognał w stronę kuchni. Głośny śmiech Elli jeszcze długo rozbrzmiewał mi w uszach.
   Przy długim stole siedziało już całkiem sporo gości. Cala nasza mała rodzinka, plus kilkanaście innych osób. Przywitaliśmy się ze wszystkimi, zajmując wolne miejsca między Kate, a bratem Katie, którego miałem niedawno okazję poznać. Dziewczyny od razu musiały nadrobić ostatnie ploteczki, bo przecież nie widziały się aż od przedwczoraj. „A potem się zarzekają, że one nigdy nie plotkują...
   Dziś spełniało się jedno z marzeń Katie. I przy okazji Nialla również, choć Nando's to to nie jest. Własna restauracja. Oto idealny sposób na to, żeby za jednym razem uszczęśliwić kilka osób. Katie ma swoją wymarzoną restaurację, która zaplanowała z wielką dbałością o każdy szczegół, Niall kuchnie pełną żarcia, a my miejsce wolne od dziennikarzy, gdzie zawsze będzie czekał na nas stolik w prywatnej części lokalu. „Dlaczego wcześniej nie wpadliśmy na takie rozwiązanie naszych żywieniowych problemów?” To będzie miła odmiana po tych wszystkich posiłkach, przerywanych przez fanów oraz dziennikarzy.
   Omiotłem spojrzeniem gości, którzy wydawali się znać wszystkich doskonale. W sumie nic w tym dziwnego, skoro spotykaliśmy się w takim lub trochę mniejszym gronie wiele razy. Mamy Katie i Nialla zawzięcie o czymś dyskutowały, notując coś na serwetkach. Nie trzeba było mieć doskonałego słuchu Kate, by wiedzieć, że omawiają sprawy związane ze zbliżającym się ślubem naszych dzisiejszych gospodarzy. Jeszcze kilka miesięcy do ustalonej daty, ale te panie szykowały się do tego wydarzenia niczym generałowie do wojny. Wcale nie zdziwiło mnie, że Danielle i Liam również brali udział w tej dyskusji. W końcu ich ślub będzie w pierwszej kolejności. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że Payne w końcu wziął się w garść i się oświadczył. I to bez żadnych mini zawałów po drodze. „Cuda się zdarzają.
   - Prawda, Harry? – Alex ścisnęła moje kolano, najwyraźniej oczekując odpowiedzi. Jednak jej dłoń na mojej nodze zdecydowanie nie sprzyjała pracy szarych komórek. Za to co innego nieźle pobudzała.
   - Przepraszam, zamyśliłem się – nakryłem jej dłoń swoją, skupiając całą uwagę na Kate i Louisie. To jedyny sposób, bym sobie nie narobił wstydu przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy wprawdzie są moimi przyjaciółmi, ale byłem pewien, że nie daliby mi o czymś takim zapomnieć do końca życia. - Ale zgadzam się z tobą, kochanie. Wiem, czym grozi sprzeciw – pociłem jej oczko.
   - Embargo na seks? – parsknął Lou. – A może Ella nadal skutecznie zajmuje wam czas, wpadając do łóżka w najlepszych momentach?
   - Dupek – mruknąłem, starając się nie zauważać rumieńca Kate. – Poczekaj aż wy będziecie mieli dziecko. Przypomnę ci każdy twój wredny komentarz. A z twoimi genami, to musisz uważać, przyjacielu, bo może wam się trafić podwójne embargo – wyszczerzyłem się w uśmiechu, myśląc o kolejnych bliźniakach, które urodziły się jego mamie.
   - Ale wiesz, że to co drugie pokolenie tylko trafia? – Lou spojrzał na mnie, zadowolony ze swojej wiedzy.
   - Zakład o stówę, że pierwsze pojawią się wam bliźniaki – wyciągnąłem dłoń, którą on od razu uścisnął. – Przegrasz Tomlinson. Pamiętacie jak mówiłem, że urodzi nam się dziewczynka? Nikt mi nie wierzył i co? A teraz mówię, że będziesz miał parkę i lepiej już oszczędzaj na pampersy. Wróżę wam dużą rodzinę.
   - Zaczynam się bać – zaśmiała się Kate. – Może ty lepiej już nic nie wróż, bo jeszcze ucieknę z krzykiem.
   - Proszę cię, Mała – ucieszyłem się, widząc jak mruży oczy w odpowiedzi na to znienawidzone słówko. – Przecież ty marzysz, by mieć z nim całą drużynę dzieciaków. Nie wiem na co czekacie. My – cmoknąłem Alex w policzek – jesteśmy najlepszym dowodem na to, że dzieci i kariera mogą iść ze sobą w parze. Plus – spojrzałem na Kate – niedługo kończysz studia. Pierwszą książkę masz już na swoim koncie i o dziwo jest całkiem niezła...
   - Przeczytałeś? – zdziwiła się.
   - Oczywiście – powiedziałem uczciwie. – Alex mnie zmusiła, ale naprawdę mi się spodobała. Przeczytałem ją w rekordowym tempie. Może nie będę mówił, co mi obiecała za jej przeczytanie – wyszczerzyłem się, by następnie zrobić wielce wymowny gest językiem. Skończyło się to oplutą brodą Louisa, rumieńcem Kate i siniakiem, którego niewątpliwie nabiła mi Alex, wbijając łokieć pod moje żebra.
   - Ja również ją przeczytałam – wtrąciła się Perrie. – Wprawdzie mi nikt takiej nagrody nie obiecał, ale naprawdę mi się spodobała. Masz wielki talent. Już się nie mogę doczekać kolejnej. Zayn wspominał, że już prawie jest gotowa...
   Dziewczyny zagłębiły się w rozmowie o kolejnym dziele Kate, a ja mogłem bliżej przyjrzeć się Pers, której prawdę mówiąc dziś się nie spodziewałem zastać przy stole. To już rok odkąd dzielnie walczyła z chorobą i widząc w jakim była stanie nikt by mi chyba nie wmówił, że to była równa walka. Miałem wrażenie, że za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, ona zanikała... Było jej coraz mniej i mniej. Gasła, a żadne pieniądze świata nie mogły tu pomóc. Wszyscy modliliśmy się o cud, ale ten nie nadchodził. Jedyne co nam pozostało, to wspierać ją i Zayna, pomagać im i modlić się jeszcze bardziej. W końcu kto jak kto, ale my wszyscy wiedzieliśmy, że cuda się zdarzają. Perrie uśmiechnęła się do mnie, zauważając mój wzrok. Puściłem jej oczko, próbując nie okazywać smutku, ale za każdym razem, gdy patrzyłem w jej zmęczone oczy, przychodziło mi to z większym trudem.




15 czerwiec 2018
Madryt

   Stanęłam w drzwiach łazienki, wycierając włosy. Powietrze w pokoju od razu uderzyło we mnie swoim gorącem. Spojrzałam na szeroko otwarte drzwi na taras, wzdychając z rezygnacją. Najwidoczniej tylko mi temperatura dawała się we znaki.
   - Lepiej? – Harry uśmiechał się do mnie z kanapy, zapraszająco klepiąc miejsce obok siebie.
   - Jeszcze chwilę temu powiedziałabym, że w końcu czuję się jak człowiek, ale to było zanim weszłam do pokoju – usiadłam obok i z radością przyjęłam wysoką szklankę, w której cicho pobrzękiwały kostki lodu. – Dokładnie tego mi było trzeba. Dziękuję... – odetchnęłam z ulgą po pierwszym łyku orzeźwiającego napoju. – Co tam malujesz skarbie? – zapytałam, widząc wielkie skupienie na twarzy córki. Ella siedziała na podłodze, tworząc kolejne arcydzieło. Wyglądała uroczo z wywalonym językiem, przygryzionym w wyniku koncentracji. To musiał być jakiś ważny rysunek.
   - List – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od kartki. Była taka jak Harry. Zawsze całkowicie pochłonięta wykonywaną czynnością.
   - List? – zdziwiłam się. Niestety wyglądało na to, że nie dowiem się niczego więcej. Zerknęłam na Harry'ego z pytaniem w oczach.
   - Na mnie nie patrz – przyciągnął mnie do siebie. Mimo iż raczej nie sprzyjało to ochłodzie, przytulanek z nim nie zamieniłabym na nic innego. „Choć pewnie musiałabym ze sobą walczyć, gdyby ktoś proponował mi klimatyzację...” – Może to jakaś laurka? Pewnie dowiemy się jak skończy.
   - Twoja córka ma przed tobą tajemnice? – uśmiechnęłam się, opierając się wygodnie o jego półnagie ciało. – Nie sądziłam, że dożyję takiej chwili.
   - A tam, od razu tajemnice – najwyraźniej ktoś tu nie mógł się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Byłam strasznie ciekawa, co jeszcze zamierza powiedzieć, ale chyba prawdą jest stwierdzenie, że głupi ma szczęście, bo w momencie, gdy już miał się ponownie odezwać, rozległo się energiczne pukanie i w uchylonych drzwiach pojawiła się głowa menadżera.
   - Wujek! – Ella natychmiast porzuciła kredki i rzuciła się mężczyźnie na szyję. – Wiesz że tata zabrał nas na „wodowe” narty? I robiliśmy tatuaż. Mam kolczyki! – moje dziecko zdecydowanie nie nadawało się na powiernika tajemnic. – Nie płakałam, bo nic nie bolało. Ładne?
   - Piękne – Paul udawał zachwyconego oraz szczerze zdumionego i gdyby nie to, że to właśnie on pomógł zorganizować nasz poranek, to może i bym uwierzyła w te jego zdziwienie. – Właśnie przyszedłem sprawdzić, czy połamany nie wrócił – roześmiałam się, słysząc oburzone mruczenie. – Ale widzę, że wszystkie kończyny w całości. A jednak cuda się zdarzają – spojrzał wymownie w górę, dziękując niebiosom. Trzęsłam się ze śmiechu i właśnie rozważałam, czy nie wyprowadzić menadżera z błędu. Zerknęłam na opuchnięty nadgarstek Harry'ego. Paul podrzucił Ellę do góry, wywołując tym jej niezmienną radość, przyprószoną piskami i postawił ją na podłodze. Od razu wróciła do swojego listu. – O piątej musimy być na stadionie. Przyślę po was Andy'ego. Zawiezie was na miejsce.
   - A pozostali? - zainteresował się Harry.
   - Lou i Niall już tam są i pewnie popisują się swoimi umiejętnościami przed piłkarzami Realu – Paul przewrócił oczami. Ta dwójka nigdy nie miała dość biegania za piłką. – A Zayn dojedzie prosto z lotniska. Miejmy nadzieję, że się nie spóźni.
   - A Li...
   - Jeszcze nie wiem – menadżer przerwał mu, sięgając po dzwoniący telefon. Czasami naprawdę odnosiłam wrażenie, że powinien go sobie przykleić do ucha. – Najpierw muszę go znaleźć – westchnął. – To na razie – rzucił zamykając za sobą drzwi.
   - Liam pewnie znów się zaszył w jakimś barze i zalewa smutki – dało się słyszeć napięcie w głosie Harry'ego. – Całe szczęście, że wraz z Danielle nie stracił tej swojej odpowiedzialnej części i na pewno pojawi się na czas.
   - To już drugi miesiąc – zauważyłam, przesuwając się, by móc spojrzeć na jego twarz. – Byłam pewna, że wrócą do siebie po kilku dniach...
   - Nie tylko ty tak uważałaś – westchnął. – Może ta rozłąka dobrze im zrobi? – powiedział, choć w głosie nie było słychać jego zwykłej pewności siebie. – Raczej nie można powiedzieć, że Payne cieszy się wolnością. Wręcz przeciwnie. Tęskni za nią jak cholera...
   - Brzydkie słowo! – zawołała Ella, wpatrując się w Harry'ego wielkimi oczami, które były idealną kopią jego oczu. Zaśmiałam się, widząc rumieniec wstydu na jego policzkach.
   - Przepraszam. Przypomnij mi później bym wrzucił pieniążek do słoika – posłał córce spojrzenie tak przepełnione miłością, że można się było zakochać od samego patrzenia na nich. Ona zadowolona z takiego obrotu spraw, wróciła do malowania swojego listu.
   - No cóż... – westchnęłam. – Pożyjemy. Zobaczymy. Choć mam nadzieję, że jakoś pokonają te problemy i nie zdecydują się na ten rozwód – ostatnie słowo powiedziałam ciszej, by Ella nie usłyszała. – Oni od zawsze wydawali się dla siebie stworzeni.
   - Czasami to nie wystarczy – Harry wzruszył ramionami, choć doskonale wiedziałam, że przejmował się życiem przyjaciół. – Miałaś sprawdzić, czy Kate coś pisała o Perrie – powiedział, pieszcząc kciukiem najnowszego motylka, który pojawił się na mojej piersi niedługo po narodzinach Elli.
   - Jeszcze nic nie wiadomo – zapatrzyłam się w zieleń jego oczu, czując jak tętno mi przyspiesza. Potrafił tego dokonać samym tylko dotykiem. Nawet takim najbardziej niewinnym. „Jeżeli oczywiście można mówić o takim w przypadku Stylesa.” – Wciąż czekają na ostateczne wyniki. Podobno lekarz kazał powtórzyć badania – dodałam, dziwnie się czując, gdy ogarniało mnie podniecenie podczas rozmowy na taki poważny temat.
   - Tatusiu? – Ella wdrapała się na kanapę i wcisnęła między nas. – Możesz to wysłać listonoszem? – uśmiechnęłam się, słysząc jej jakże ciekawie skonstruowaną wypowiedź.
   - A co to jest? – Harry przyglądał się zamalowanej kartce z wielką uwagą. Przechylił ją trochę bym i ja mogła dojrzeć dzieło córki.
   - List do bociana – odpowiedziała Ella, uśmiechając się dumnie. – Chcę dzidziusia – chwilowy wyraz przerażenia w oczach Harry'ego był przekomiczny. Spojrzał na mnie szukając pomocy.
   - Chodzi ci o taką lalkę, skarbie? – pogłaskałam czarne loki, czując pod palcami pozostałości ze słonej kąpieli.
   - Nie – pokręciła głową. – Chcę dzidziusia. Tak jak ciocia Kate i wujek Niall. Możemy mieć takiego? – jej błagalne spojrzenie mówiło wszystko. – Będę cię głaskała po brzuszku, a dzidziuś będzie kopał, tak samo jak Alice i Seth. Ale może być tylko jeden – zgodziła się łaskawie, układając cały scenariusz. – Będę go nosić na rękach i karmić butelką...
   Tym razem spojrzeliśmy na siebie z Harrym równie przerażeni pomysłem córki. Podróżowanie z nią nie było łatwe. Udawało się, głównie dzięki pomocy wszystkich dookoła. Kolejne dziecko prawdopodobnie uziemiło by mnie w domu. Chyba nie byliśmy na to jeszcze gotowi. „A może to ja nie byłam?




19 luty 2019
Londyn

   Myślałem, że już żaden hałas mnie w życiu nie zdziwi. Jak bardzo się myliłem. Dom wypełniały piski i krzyki dzieciaków. „Istne zoo” pokręciłem głową w zdumieniu, próbując dojrzeć chłopaków, by się ukryć w ich towarzystwie. Gdybym wiedział, że tak wyglądają przyjęcia urodzinowe sześciolatków, zawczasu zaopatrzyłbym się w zatyczki do uszu. To co dobiegało teraz z salonu, przypominało dzikie jęki zarzynanego wieloryba i naprawdę nie miałem ochoty sprawdzać, co tam się działo. „Jeszcze mi życie miłe...
   - Boże! Ile jedzenia! – nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, kto właśnie pojawił się w drzwiach. Niall chyba nigdy się nie zmieni. Jego miłość do jedzenia była legendarna.
   - Wujek! – Ella pewnie tylko dlatego nie rzuciła mu się w ramiona, bo trzymał na rękach syna. „Już niedługo” zauważyłem jak podaje go Liamowi, który najwyraźniej przyjechał razem z nimi.
   - Jak się ma moja ulubiona pani doktor? – Horan zdecydowanie nie miał bieżących informacji. - Wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedział, wręczając jej ogromne pudełko. Aż się bałem zgadywać co mogło być w środku. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że Katie miała znaczący wpływ na zakup tego prezentu. Nie wiem, czy zniósłbym kolejny instrument w rękach mojej córki. Wciąż jeszcze miałem koszmary, po tym jak rok temu dostała od tego idioty najprawdziwszą perkusję.
   - Dziękuję, ale już nie chcę być lekarzem – powiedziała Ella. – Będę pracować w cyrku – uśmiechnęła się dumnie.
   - Po dzisiejszym dniu, doświadczenie w zawodzie będziesz już miała – wtrąciłem się, podchodząc do nich. – A gdzie Katie? Puściła cię samego z dzieckiem? Czy ona oszalała?
   - W tym celu jestem tu ja – wtrącił się Payne.
   - Mała jest chora, więc dzisiaj mamy męski wypad, ale na pewno jakoś was odwiedzi na dniach – powiedział, rozglądając się dookoła i patrząc na mnie z politowaniem. Ten gest zdecydowanie skopiował od stojącego obok Liama.
   - Tak, wiem – westchnąłem. – Sam sobie współczuję...
   Dzieci zniknęły nie wiadomo kiedy. Mogłem mieć tylko nadzieję, że ktoś naprawdę panuje nad tym wszystkim i że wieczorem, mój dom nadal będzie stał i nie zostanie mi żadne dodatkowe dziecko.
Horan od razu zaatakował bufet i chyba tylko cudem żaden sześciolatek nie ucierpiał, stając mu na drodze. Odnaleźliśmy pozostałych, którzy sprytnie ukryli się w cieniu garażu i rozkoszowali się zimnym piwkiem. „Może jakoś to przetrwamy” pomyślałem. W tym samym momencie wpadł na mnie dzieciak, który potknął się na jakiejś piszczącej zabawce. Widząc jego oczy zbitego psiaka i to jak zaczynają drżeć mu usta, ostatnie o czym myślałem, to wielka plama soku na moich spodniach. „Błagam, tylko nie becz.” Zostałem uratowany pojawieniem się Lux, która robiła dziś za starszą siostrę i szybko poprawiła humor małemu beksie, obiecując mu wielkie lody. „Spryciula” uśmiechnąłem się, oddychając z ulgą. Jak szybko pojawiło się moje dobre samopoczucie, tak szybko zniknęło. Mokre spodnie oraz docinki przyjaciół, odwaliły tutaj kawał roboty.
   Wieczność, dwóch wymiotujących dzieciaków i jeden ogromny tort później wszystko powoli się uspokajało. Z każdą chwilą ubywało gości i nasze panie najwyraźniej rozpoczęły akcję odkopywania domu po tej inwazji. „Przydałoby się jeszcze odkażanie” spojrzałem na białą ścianę, na której ktoś namalował skrzyżowanie kota ze świnią.
   - Nosorożec? – Niall przyglądał się temu pod różnymi kątami. „Może zostawmy to bez komentarza.
   Zauważyłem, że Ella z wielkim uśmiechem na ustach pomagała w sprzątaniu. Maszerowała teraz obok Lux i obie niosły siatki wypełnione brudnymi papierowymi talerzykami i kubkami. Poczułem dziwną dumę na myśl, że córka dotrzymała słowa i zamiast zaszyć się gdzieś z górą nowych zabawek, grzecznie pomagała posprzątać po swoich gościach. Widząc jak machała siatką wcale się nie zdziwiłem, że po kilku krokach śmieci znalazły się na ziemi, a dziurawy worek świecił pustką.
   - Tak – Horan poklepał mnie po ramieniu, szczerząc się jak nienormalny. – To niepodważalny dowód, że ona jest twoją córką, Styles.




1 sierpień 2022
Necker Island

   - To możesz mi jeszcze raz wyjaśnić, dlaczego nie możesz ubrać tych butów, które ci przyniosłem? – starałem się ignorować kpiące spojrzenie Alex, a skupić raczej na zrozumieniu słów córki. Tylko, że zdecydowanie ktoś powinien mi dać instrukcję obsługi tej upartej dziesięciolatki.
   - Są w paski – powiedziała jakby to wszystko wyjaśniło.
   - No i? – „Boże, dlaczego ona dorasta?” – Są w kolorowe paski i w ogóle są bardzo ładne. Przecież sama chciałaś, by mama ci je kupiła.
   - Ale nie żeby nosić do sukienki w kwiatki – Ella uśmiechała się do mnie, pewnie w głowie kpiąc z mojej modowej niekompetencji. Alice wpatrywała się w kuzynkę jak w obrazek. Spojrzałem na Setha, który urządzał właśnie wyścigi swoimi resorakami. „Przynajmniej jeden normalny” westchnąłem.
   - A nie możesz...
   - Nie – Ella splotła ręce na piersi. – Ciocia Danielle powiedziała, że pasków nie nosi się z kwiatkami.
   - I z pewnością jej za to podziękuję – mruknąłem pod nosem, próbując znaleźć takie rozwiązanie, by nie zawierało w sobie powrotu do naszego bungalowu. Już ja tam dobrze wiedziałem, jak Lou zamierzał wykorzystać czas bez dzieciaków. „Lepiej oszczędzić im takich przeżyć w tak młodym wieku” spojrzałem na córkę. „A najlepiej w ogóle.” – Ella...
   - Nie – pokręciła głową.
   - Co za rozpuszczony bachor – mruknąłem pod nosem.
   - Ciekawe czyja to wina? – usłyszałem rozbawiony głos córki. Alex mało skutecznie próbowała ukryć wesołość.
   - Co? – mierzyłem się z dzieckiem na spojrzenia. Kopia moich oczu spoglądała na mnie z radosnym błyskiem. „Już wie, że wygrała, mała bestia.
   - No raczej sama się nie rozpuściłam, co nie? – Alex już otwarcie się śmiała i mi też niedużo brakowało, choć jeszcze starałem się walczyć.
   - Och, ty... – brakło mi odpowiednich epitetów. – Cała matka.
   - Co proszę? – „Uważaj Styles, bo nici będą z wieczornego seksu...” szybko przywołałem się do porządku.
   - Yyy... Co tam kochanie? Baw się dobrze w spa – posłałem jej najbardziej czarujący z moich uśmiechów. – Wygląda na to, że jednak cię nie odprowadzimy. Muszę zadbać o to, by nasza córka nie znalazła się na liście modowych porażek.
   - Wujek – Seth postanowił się wtrącić. „Przynajmniej z tej strony można było liczyć na męskie wsparcie.” – Muszę kupę. – „Albo i nie” westchnąłem, zastanawiając się, czy Louis miał na tyle przyzwoitości, by zamknąć się z Kate w sypialni. „Zawsze mogę puścić dzieciaki przodem” uśmiechnąłem się, opracowując swój niecny plan. „Przecież to nie moja wina, że dzieciak musi do kibla, prawda?
   - To na razie, kochanie – nachyliłem się, by musnąć ustami jej wargi. – I pamiętaj. Dziesiąta. Będziemy czekać w jacuzzi.
   - My? – otworzyła szerzej zdziwione oczy.
   - Ja i mój penis – odpowiedziałem, szepcąc niskim głosem do ucha. Ucieszyłem się, gdy gwałtownie wciągnęła powietrze. „Ma się jeszcze to coś...” Odwróciłem się na pięcie i pogoniłem dzieciaki do wynajmowanego przez nas domku. Gdy zerknąłem przez ramię z radością zauważyłem, że mój kolorowy Motylek nadal stoi w miejscu i wpatruje się we mnie. „Lub po prostu pożera wzrokiem mój seksowny tyłek...




   Otworzyłam cicho drzwi. Na wypadek, gdyby któreś z dzieci jeszcze nie spało. Przez tego idiotę jedyne o czym mogłam myśleć przez ostatnie godziny, to on i jego tyłek w wannie bulgoczącej, aromatycznej wody. „I tyle było z mojej relaksującej wizyty w spa...
   Zamarłam w pół kroku, widząc Harry'ego rozwalonego na kanapie i bawiącego się telefonem. „Będzie trzeba później sprawdzić Instagram.
   - Muszę przyznać, że nie na taki widok liczyłam – oparłam się o ścianę, stawiając torbę na podłodze. Głód w jego spojrzeniu dobitnie świadczył o tym, że nie tylko ja cieszyłam się na ten wieczór. Uśmiechnęłam się zachęcająco, kiwając w stronę ogrodu, gdzie ukryte przed okiem ciekawskich sąsiadów stało ogromne jacuzzi. Harry poderwał się z lekkością, o jaką podejrzewałabym wszystkich, tylko nie jego. Znalazł się przy mnie w dosłownie dwóch krokach, przyszpilając mnie do ściany. Objął mnie w pasie i delikatnie dotknął wargami moich ust. Nie potrzebowałam żadnej zachęty, by pogłębić pocałunek.
   - Jesteś wcześniej – powiedział, gdy w końcu brak powietrza zmusił nas, by przerwać pocałunek. – Ale to bardzo dobrze – dodał, ocierając się o mnie twardym przyjacielem. – Już nie mogliśmy się doczekać – szepnął mi do ucha, by następnie przygryźć jego płatek. Doskonale wiedział jak sprawić, by zmiękły mi kolana. – Marzę, by zerwać z ciebie tę sukienkę...
   - Teraz masz szansę, by to zrobić – spojrzałam mu w oczy, wiedząc, że w moich dojrzy dokładnie ten sam ogień, który ja widziałam w jego.
   - Miałem nadzieję, że to powiesz – powiedział, uśmiechając się tym swoim popisowym uśmiechem. Jego usta znów znalazły się na moich, tym razem bardziej wygłodniałe i zaborcze. Moje westchnienie szybko przerodziło się w drżący jęk, gdy zerwał ze mnie cienki sweterek i uwięził ręce. - Pragnę cię jak cholera. Dzień i noc. Na okrągło...
   - Doskonale się składa, bo ja też pragnę cię jak cholera – powiedziałam, z trudem rozpoznając mój głos, który przepełniony był rosnącym podnieceniem.
   Pożądanie, mroczne i niebezpieczne, czaiło się w jego oczach. Jego wygłodniały wzrok powędrował w dół, by potem znów skupić się na mojej twarzy. Drżałam pod tym spojrzeniem. Serce dudniło mi w piersi, gdy jego palec obrysowywał brzeg dekoltu. Miałam ochotę kląć na czym świat stoi, że byłam na tyle głupia i założyłam sukienkę z milionem guzików. Chwilę później część z nich rozsypała się po podłodze, gdy Harry jednym szarpnięciem rozdarł sukienkę do pasa. Patrzyłam na niego wstrząśnięta. Oraz podniecona do granic możliwości. Patrzył na mnie jakby czekając, czy podoba mi się gra, którą rozpoczął. A ja byłam nią zachwycona. Drżałam na samą myśl, co jeszcze mnie dziś czeka z jego rąk.
   - Czego pragniesz, Alex? – zapytał, uśmiechając się z zadowoleniem, bo przecież doskonale wiedział, co robił ze mną ten jego przepełniony pożądaniem głos.
   - Wszystkiego – wyszeptałam, tracąc oddech na widok jego reakcji na moją odpowiedź.
   Krew pulsowała we mnie jak szalona. Co najmniej jakby brała udział w jakimś wyścigu. Spalałam się pod dotykiem ukochanego mężczyzny. Chciałam więcej, mocniej, a on jak na złość, dotykał mnie bardzo delikatnie, wręcz drażniąco. Przesuwał powoli dłonią nad gładkim czarnym materiałem stanika, by po chwili wsunąć palce pod śliską satynę i potrzeć stwardniały sutek. Za każdym razem, gdy przeciągał opuszkami po twardej brodawce, rozpalał mnie do czerwoności. Miałam wrażenie, że powietrze dookoła nas zgęstniało.
   Harry powoli przyparł mnie do ściany, której chłód pieścił moje rozgrzane ciało. I ani na sekundę nie przestawał patrzeć mi w oczy.
   - Wszystkiego? – mruknął, uśmiechając się. – Podoba mi se twoja odpowiedź – szepnął, po czym włożył rękę pod moją sukienkę i zerwał koronkowy skrawek materiału, który miałam pod spodem. Zaczęłam ciężko oddychać i prawie się roześmiałam, przypominając sobie z jaką uwagą wybierałam ten element garderoby, który on podarł na strzępy nawet na niego nie patrząc. Drżałam na całym ciele, gdy ogień pożądania wypełniał każdą moją komórkę i czułam, że potrzeba już bardzo niewiele, bym się w nim spaliła. I wtedy Harry wsunął we mnie palce, wyzwalając gwałtowną lawinę przyjemności, która przeszyła mnie całą. Orgazm opróżnił mój umysł i pozbawił tchu. Nie mogłam utrzymać się na nogach. W tym momencie tylko to, że Harry całym sobą przyciskał mnie do ściany, zapobiegło mojemu upadkowi.
   Czułam na sobie jego wzrok. Miałam wrażenie, że pieści mnie samym spojrzeniem, a jednocześnie napawa się tą falą orgazmu, która tak szybko wzięła mnie w posiadanie. Zauważyłam, jak jego boskie oczy zachodzą dziką mgłą. Czułam się oszołomiona i dziwnie bezbronna. Serce mi waliło i cała się trzęsłam. Chciałam wypowiedzieć jego imię, ale skończyło się to tylko na marnej próbie, która przeszła w jęk, gdy Harry odwrócił mnie gwałtownie. Oparłam wilgotne dłonie na ścianie.
   Mocne szepnięcie i kolejne guziki poleciały w rożne strony, kończąc na podłodze. Tak samo jak moja sukienka, która teraz swobodnie zsunęła się z bioder i opadła. Poczułam jego dłonie na piersiach. Pieściły je, ugniatały. Raz po raz przesuwając się to na ciało, to na satynę. Po chwili i stanik został rozdarty, a ja napawałam się dźwiękiem pękającej tkaniny.
   Poczułam jego zęby na moim ramieniu, wbijające się w nie z bolesną przyjemnością. Oraz ręce, które wędrowały wszędzie, gdzie mogły sięgnąć, doprowadzając mnie tym do szaleństwa i jeszcze dalej. Pociemniało mi w oczach, jakby nagle przygasło światło. Atmosfera zgęstniała od rozkoszy. Miałam wrażenie, że zapadłam się w jakiś erotyczny świat, gdzie tylko zmysły i doznania miały znaczenie. Gdzie liczył się tylko dotyk. I to by czuć...
   Gładkość i chłód ściany boleśnie kontrastował z gorącymi i szorstkimi dłońmi. To działało na mnie podniecająco. Zresztą teraz wszystko działało na mnie podniecająco. Równie dobrze mógłby czytać mi książkę telefoniczną. Byłam jednym, wielkim pieprzonym podnieceniem i miałam wrażenie, że jeśli zaraz nie poczuję go w sobie, to wybuchnę.
   Odwrócił mnie i zdałam sobie sprawę, że stoję przed nim naga, podczas gdy on nadal był kompletnie ubrany. „Cholernie podniecające...” Uniósł powoli moje ręce nad głowę, chwytając nadgarstki jedną ręką. Nie spuszczał ze mnie wzroku, napawając się tym, co ze mną robił. Wierzchem dłoni musnął mój policzek. Pociągnął delikatnie za kolorowe pasmo włosów.
   - Chcę ciebie. Teraz – powiedział, prawie pozbawiając mnie tym zmysłów. Przywarł do mnie ciałem, ocierając wilgotną skórę bawełną podkoszulki i szorstkim dżinsem spodni. Jego pocałunek sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Jego usta wędrowały po moim drżącym ciele, co najmniej jakby pragnęły poznać je na nowo. Usta, piersi, brzuch, uda... Zapłonęłam najprawdziwszym ogniem, gdy poczułam jego język pomiędzy udami. Szczytując, zacisnęłam palce na jego bujnej czuprynie. Mój krzyk wypełnił pomieszczenie i gdzieś przez jakiś milionowy ułamek sekundy pomyślałam o tym, że mógł obudzić dzieci. Harry uwolnił się z uchwytu moich palców. – Chcę znaleźć się w tobie – wydyszał, zrywając z siebie koszulkę i rozpinając spodnie. – I chcę, żebyś patrzyła, kiedy będę to robił.
   Wszedł we mnie gwałtownie i po chwili powietrze przeszył nasz zgodny jęk.




2 grudzień 2022
Londyn

   Pomogłem Alex wdrapać się na łóżko, uśmiechając się, gdy ułożyła się na nim wygodnie, eksponując łagodnie zaokrąglony brzuch. Nie mogłem się powstrzymać, by nie musnąć go palcami. Westchnąłem zadowolony, czując jak drży pod moim dotykiem. Wciąż niezmiennie mnie zachwycało to, jak wrażliwa...
   - Gotowi? – pojawienie się doktora Robertsa przerwało moje sny na jawie. Usiadłem na stołku obok łóżka i wziąłem Ellę na kolana. – Widzę, że dzisiaj w pełnym składzie – uśmiechnął się, podając mi dłoń, a Ellę głaszcząc po głowie. – No to zaczynamy...
   Cholernie się cieszyłem, że tym razem udało nam się wrócić na czas. Nie było mnie na pierwszym badaniu i za nic nie chciałem dać ciała po raz drugi. Ella zacisnęła dłonie na moich, splecionych na jej brzuchu i przyglądała się poczynaniom lekarza z szeroko otwartymi oczami, wychylając się lekko do przodu. Ucałowałem ją w czubek głowy, przypominając sobie czas, gdy czekałem, by ujrzeć ją po raz pierwszy.
   Ekran zamigotał, sprawiając, że oprócz lekarza, wszyscy zamarliśmy w oczekiwaniu. Potrzebowałem pomocy, by dojrzeć coś wśród tych jasnych i ciemnych plamek.
   - To gdzie ten dzidziuś? – Ella niespecjalnie grzeszyła cierpliwością, co najlepiej udowodniła, gdy razem z Sethem prawie rozniosła poczekalnię. A uporządkowania ściany z ulotkami nie życzyłbym wrogowi po tym, jak ta dwójka się do niej dorwała.
   - Tutaj – doktor Roberts opisywał nam na jaką część ciała akurat patrzymy. – Piękne i zdrowe maleństwo – stwierdził, gdy już wsłuchał się w bicie serduszka mojego dziecka. – I tym razem zdecydowanie mniej uparte niż ty – uśmiechnął się do Elli, która zachichotała, rozbawiona jego słowami. – Nie mogło się lepiej ustawić do badania.
   - Może pan określić płeć? – nie wiem dlaczego byłem tym taki zdumiony. Przecież to, że Ella przez całą ciąże bawiła się z nami w chowanego wcale nie znaczył, że z kolejnym dzieckiem będzie tak samo.
   - Z całą pewnością – uśmiechnął się lekarz. – O ile sobie państwo tego życzycie – spojrzałem na Alex. Widziałem w jej oczach pytanie, które sam sobie zadawałem. „Jak to się stało, że nie przeprowadziliśmy tej rozmowy wcześniej?
   - No? – Ella postanowiła podjąć decyzję za nas. – Ja chcę wiedzieć...
   Alex kiwnęła głową, wyciągając dłoń w stronę Elli i łapiąc między palce jej warkoczyka. „Czyżby chciała kolejnej dziewczynki?
   - Wygląda na to, że będziesz miała braciszka – powiedział lekarz, przyciskając jakieś guziki na tej swojej skomplikowanej maszynerii. Miałem nadzieję, że właśnie zrobił mnóstwo zdjęć, bo zamierzałem chwalić się nimi każdej napotkanej osobie. „Będę miał syna” odetchnąłem kilka razy głęboko, wpatrując się w ekran. „Boże...
   Poczułem palce Alex na policzku i zdałem sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie się popłakałem. Szybko otarłem łzy.
   - Tatusiu? – zmartwienie w głosie Elli jeszcze bardziej chwyciło mnie za serce. Czułem, że zaraz się tu rozpłaczę jak baba.
   - Nie martw się kochanie. Gdy tata ciebie pierwszy raz zobaczył też się popłakał. To ze szczęścia – Alex wyjaśniła moje dziwne zachowanie, posyłając mi przepełnione miłością spojrzenie. „Boże, czym sobie zasłużyłem na tyle szczęścia?
   - Zaraz przyniosę państwu zdjęcia maleństwa – powiedział lekarz, wyłączając aparaturę. Podał Alex pudełko chusteczek. – Może się pani ubrać.
   - To już koniec? – Ella przyglądała się poczynaniom mamy.
   - Na dziś tak – Alex zajęła się wycieraniem brzucha. Miałem ogromną ochotę ją w tym wyręczyć, ale obiecałem sobie, że będę się zachowywał, a naprawdę nie wiem, do czego to mogłoby doprowadzić.
   - Super! – ucieszyła się Ella, zsuwając się z moich kolan i biegnąc do drzwi. – Idę się pochwalić Alice i Sethowi.
   Wymieniliśmy z Alex pełne miłości spojrzenia. Przepełniało nas szczęście.
   - Ja też mam ochotę się pochwalić – powiedziałem, odbierając od niej zużyte chusteczki i czekając aż skończy. Wyjąłem z kieszeni telefon i po prostu musiałem podzielić się swoją radością ze światem. Otworzyłem Twittera i napisałem krótką wiadomość.
   „To chłopiec!!!”




20 maj 2028
Londyn

   Zatrzymałam samochód przed domem przyjaciół i Jon wyskoczył z niego jeszcze nim silnik na dobre umilkł. „Ten dzieciak ma zdecydowanie zbyt wiele energii, by za nim nadążyć.
   - Jonathan! – krzyknęłam, wysiadając z auta. – Chociaż udawaj, że masz w sobie choć trochę ogłady i przynajmniej zapu... – nim zdążyłam skończyć, Jon wbiegł do środka, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
   - Właściwie można by uznać, że to było pukanie – Ella spojrzała na mnie rozbawiona. Zabrała swój plecak z tylnego siedzenia i poszła za bratem.
   - Czym ja się tak przejmuję? – westchnęłam, wrzucając kluczyki do torebki. – Wychodzi bezstresowe wychowie tatusia...
   Wpuściłam się do domu Tomlinsonów i już od progu powitały mnie krzyki i piski. Na szczęście zdecydowanie były to oznaki radości. Jon i Ryan właśnie zbiegali po schodach, robiąc przy tym więcej hałasu niż stado słoni. W ślad za nimi biegł Daniel i wyglądało na to, że Kate gościła tu dzisiaj całkiem sporą gromadkę. „A podobno to my prowadzimy otwarty dom” parsknęłam rozbawiona.
   Zajrzałam do kuchni, uśmiechając się na widok blond czupryny najstarszego Horana, który był nieodrodnym synem swoich rodziców i pewnie właśnie zamierzał zaspokoić pierwszy głód. Ewentualnie drugi lub dziesiąty.
   - Cześć, Bobby – skrzywiłam się, gdy grzmotnął o półkę w lodówce. Odwrócił się z parówką w buzi, masując głowę i jeszcze bardziej strosząc swoje niesforne włosy. – Smacznego. Gdzie ciocia? – Chłopak coś tam wymamrotał w odpowiedzi, wskazując palcem w górę. – Dzięki.
   - Mamooo – zawył Jon, stojąc u podnóża schodów. Jego obstawa, tak jak i on, wpatrywała się w górę. Daniel pierwszy zauważył moją skromna osobę, szczerzącą się do nich zza ich pleców.
   - Ciocia, możemy popływać w basenie? – zapytał, błagając mnie tymi błękitnymi oczkami. Dodajmy do tego komplet czarnych oraz piwnych i czyż mogłabym powiedzieć „nie”. – Pod warunkiem, że...
   - Seth nas przypilnuje – syn od razu mnie rozgryzł.
   - I Bobby – dodał Ryan. – O ile oderwiemy go od lodówki.
   - Poproście Elle – powiedziałam na wszelki wypadek. – Zawsze może się rozsiąść z dziewczynkami obok basenu. – I żadnego podtapiania się – popisałam się swoim najgroźniejszym spojrzeniem. – Bo zabiorę konsole – zagroziłam, a widząc współczujące spojrzenia Ryana i Daniela, posyłane mojemu synowi, dodałam. – Wam wszystkim.
   Teraz mogłam iść na górę bez żadnych obaw, dumna z własnej przebiegłości. Chichotałam pod nosem z przerażonych min chłopców. Piski i krzyki na dole, tak więc góra musiała świecić pustkami. Sypialnia stała otworem, a gdy znalazłam się w środku zza drzwi łazienki dobiegł mnie niezbyt zachęcający dźwięk.
   - Kate? – zapukałam, a słysząc spuszczaną wodę, wprosiłam się do środka. – Jesteś chora? – spojrzałam na bladą przyjaciółkę, pochylającą się nad umywalką. Trzęsły jej się dłonie, a oczy były niezdrowo przekrwione.
   - Najwyraźniej – jęknęła, sięgając po szczoteczkę do zębów. – Tylko ja mogłam złapać grypę, gdy za oknem upały. Mam tutaj dziś istny dom wariatów, a głowa mi dosłownie pęka. Chciałabym tylko związać ich wszystkich i zakneblować, by choć na chwilę było cicho, a potem mam ochotę się rozpłakać, bo jaką okropną matką i ciotką jestem – sprzyjała na mnie zmęczonymi oczyma. – To wszystko przez nową książkę. Ta cała promocja wykańcza mnie nerwowo... – patrzyłam uważnie jak odkręca pastę do zębów tylko po to, by natychmiast ją odłożyć i rzucić się w stronę toalety. „Niesamowite...” uśmiechnęłam się do swoich myśli, choć pewnie bardziej zrozumiałe byłoby skrzywienie się na te widoki przede mną.
   - Od jak dawna to trwa? – zapytałam, próbując przypomnieć sobie zachowanie przyjaciółki w ostatnich dniach.
   - Jakiś tydzień – jęknęła, opadając na kafelki. – Ale dzisiaj... – rozłożyła ręce zrezygnowana.
   - Nie ma nic gorszego niż poranne nudności, które trwają cały dzień – powiedziałam, obserwując jak trybiki w głowie przyjaciółki przetwarzają moje słowa.
   - Zwariowałaś? – Kate spojrzała na mnie wielkimi oczami. Przestraszonymi oczami. – Nie mogę być w ciąży – zniżyła głos do szeptu. – Przecież biorę tabletki. Dzieciaki są już duże i... Na miłość boską, mam trzydzieści pięć lat! Jestem za stara na kolejne dziecko.
   - Co ty nie powiesz... A ile ja miałam, gdy rodziłam Jona? Wtedy jakoś nie wytykałaś mi wieku – siłowałyśmy się na spojrzenia. Nie miałam zamiaru tego przegrać.
   - T-to na pewno tylko stres związany z promocją tej książki – powiedziała, prostując się. Po czym spojrzała na nieszczęsną pastę do zębów, która ostatecznie skończyła na podłodze. Wpatrywała się w nią dobrą chwilę. – Nie mogę być w ciąży... – opadła na kafelki i rozpłakała się.
   - Hej, hej – rzuciłam się w jej stronę. – Nie płacz, słońce. Jeszcze nie wiemy, czy to ciąża. Może złapałaś coś od dzieciaków? A nawet jeśli jesteś, to jeszcze nie koniec świata. Trzydzieści pięć lat to całkiem fajny wiek, by znów zostać mamą – pocieszałam ją, głaskając uspokajająco po plecach. – Powiem ci co zrobimy. Skoczę do sklepu i kupię kilka testów oraz wielkie wiadro lodów, a potem przekupię nim dzieciaki, a my zamkniemy się tutaj i sprawdzimy, co trzeba.
   - Boże, co ja powiem Louisowi? – Kate spojrzała na mnie mokrymi od płaczu oczyma. – Przecież większość roku będzie w trasie... Co...
   - Nie wiem, czym tak się martwisz... Czy to nie on planował mieć całą drużynę piłkarską? Poza tym wpadka to jeszcze nie koniec świata. Ale zanim będziemy obmyślać taktykę na najbliższe miesiące, zajmijmy się realizacją tej na najbliższą godzinę – podniosłam się i podałam jej kubek wody. – Połóż się na razie. Ja pojadę do sklepu, a po drodze powiem dzieciakom, że pod groźbą... jeszcze nie wiem czego... mają ci nie przeszkadzać – zaprowadziłam ją do sypialni i zmusiłam do wgramolenia się na łóżko. – Zaraz wracam. I masz mi się nie martwić na zapas – rzuciłam znikając za drzwiami. – Jeśli bym miała zgadywać, to takie huśtawki nastrojów widziałam u ciebie tylko w czasie ciąży – mruknęłam pod nosem, schodząc po schodach.




15 luty 2029
Londyn

   Kolejny dzień spędzałem na snuciu się po domu i gapieniu w cztery ściany. Powinienem pracować. Obiecałem napisać kilka piosenek, a jedyne o czym póki co mogłem myśleć, to zbliżające się przyjęcie urodzinowe Elli. „Na którym wszystko może się zdarzyć...” Wiedziałem, że chłopaki mnie podpuszczali swoimi głupimi tekstami, ale nie byłbym szczery sam ze sobą, gdybym nie przyznał, że martwiłem się tą imprezą. „W końcu ja też miałem szesnaście lat i na niejednej takiej byłem.
   - Już ja wiem, co chodzi po głowie napalonym nastolatkom – warknąłem pod nosem, przypominając sobie niejedną sytuacje, której byłem świadkiem w młodości. I choć chciałem wierzyć, że Ella jest o wiele mądrzejsza niż tamte dziewczyny, to nie potrafiłem przestać myśleć o tym, że jakiś śmierdzący i pryszczaty gnojek mógłby ją skrzywdzić. Kolejny dzień zbierałem się na odwagę, by porozmawiać z córką, ale jak na razie nie mogłem się przemóc. Jakby to, że odwlekałem tę rozmowę miał sprawić, że ona nie dorośnie i na dłużej pozostanie moja małą córeczką. „Jestem beznadziejny” westchnąłem, nerwowo przeczesując palcami włosy. Zerknąłem w stronę barku. „Może powinienem strzelić sobie kielicha na odwagę?
   Usłyszałem kroki na schodach. Wiedząc, że Alex wciąż jest w galerii, a potem miała jechać do Kate trochę pomóc jej przy bliźniakach, no i że nie brzmiało to jak stado słoni, spiąłem się cały.
   - Cześć tatusiu – Ella uśmiechnęła się do mnie promiennie, ukazując dołeczki w policzkach, które pewnie nie raz będą powodem przemożnej chęci, bym sprawił sobie strzelbę. Cmoknęła mnie w policzek, siadając obok i przytulając się do mnie. – Fajnie mieć cię w domu.
   - Ja też się cieszę – powiedziałem, zastanawiając się jak najlepiej rozpocząć rozmowę o tym, co w tej chwili uważałem za naprawdę ważne. – Jak tam przygotowania do imprezy stulecia? – moje pytanie sprawiło, że blask radości zagościł w jej zielonych oczach.
   - Wszystko jest już gotowe – z szerokim uśmiechem odwróciła się w moją stronę, siadając bokiem na kanapie. – Sala, jedzenie, ciuchy. Wszystko. Lux obiecała, że przyjdzie wcześniej i pomoże mi się przyszykować. Wiesz, że mama pozwoliła mi zafarbować sobie grzywkę na jaki tylko chcę kolor? Wspaniale, prawda? – „Boże! To chyba za wiele...
   - Cudownie – przykleiłem do twarzy firmowy uśmiech. „Dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, że to takie cholerne uczucie, gdy twoje dziecko dorasta?” jęknąłem w duchu. „Jezu! A co to będzie jak zacznie się spotykać z facetami?” zimny pot oblał mnie całego. „Muszę kupić strzelbę” postanowiłem. „I powiesić ją w widocznym miejscu, żeby robiła odpowiednie wrażenie.
   - A widziałeś buty, które mama z ciocią pomogły mi wybrać? I sukienkę? Jest przepiękna – nie dało się nie zauważyć, że była zachwycona każdym detalem. – To będą najlepsze urodziny w moim życiu!
   - Jestem tego pewien – próbowałem wykrzesać w sobie odpowiednie pokłady zadowolenia. „Misja prawie niemożliwa.” – Już nie mogę się doczekać tej imprezy – powiedziałem, przełykając gorycz kłamstwa. Najchętniej zatrzymałbym czas, gdy Ella miała kilka latek i niechby tak zostało na zawsze. Nasza mała rodzina. Ja, Alex, Ella i Jon. Żadnego dorastania. Żadnych pryszczatych nastolatków próbujących dobrać się do mojej małej córeczki.
   - Ja też! Będzie tyle osób... – rozmarzyła się. – I przyjdzie cała moja klasa. I w ogóle wszyscy. Dziewczyny już się dopytywały, czy zaśpiewacie – spojrzała na mnie figlarnie. – Chłopcy też, choć oni akurat starali się udawać, że nie rusza ich wasza obecność – zaśmiała się głośno, a mi na wzmiankę o chłopcach przypomniał się powód mojego zestresowania w ostatnich dniach.
   - A propos chłopców – zacząłem, czując, że wolałbym smaganie batem niż tę rozmowę. – To chciałem z tobą o czymś... Tak jakby... Pomyślałem sobie... – „Że powinienem strzelić sobie w łeb” dokończyłem w myślach, unikając wzroku córki. – Na takich imprezach różnie bywa... Ktoś przemyci alkohol i w ogóle cała ta atmosfera... No i koledzy...
   - Czy ty właśnie próbujesz porozmawiać ze mną na jeden z tych trudnych tematów? – Ella chyba pomyślała, że swoim pytaniem mi pomoże. Efekt był zgoła przeciwny. Byłem przerażony. – O seksie?
   - O bezpiecznym seksie – wypaliłem, ale na szczęście szybko się zreflektowałem. – Nie! Żadnego seksu! – spojrzałem na nią, a ona siedziała tam, uśmiechnięta i wpatrywała się we mnie ufnie. – Ale wiesz... Czasami różnie może być... – „Boże, niech ktoś mnie zastrzeli.” – Więc powinnaś... Absolutnie cię nie namawiam! – dodałem szybko, żeby nie było żadnych wątpliwości. – Ale zawsze lepiej być przygotowanym. Żeby... – przełknąłem ślinę, czując że gardło miałem wyschnięte na wiór. – Żeby no wiesz... potem nie żałować... – wyjąłem z kieszeni małe pudełeczko, które niedawno kupiłem i walcząc ze sobą, wyciągnąłem dłoń w jej stronę. – Tylko na wszelki wypadek – powtórzyłem, czując, że teraz naprawdę potrzebowałem drinka. „A najlepiej od razu całej butelki.
   - Dziękuję, tatusiu – Ella nie wydawała się nawet w połowie tak zakłopotana jak ja. – Ale ja...
   - A no tak! – prawie trzepnąłem się w głowę, przypominając sobie, że dać prezerwatywy to nie wszystko. Trzeba jeszcze zaprezentować jak ich używać na wypadek, gdyby chłopak okazał się kretynem. „Proszę, dziecko, bądź mądrzejsza niż ja w twoim wieku...” Wyjąłem foliowy pakiecik z portfela i sięgnąłem do miski z owocami. – Każdy porządny facet wie, jak się je zakłada, ale ty... – westchnąłem ciężko. – Ty też powinnaś. Na wszelki wypadek – powtarzałem te trzy słowa jak jakąś mantrę.
   - Ale...
   - Pokażę ci, a potem spróbujesz sama – chciałem to jak najszybciej mieć za sobą, by potem zaszyć się w zaciszu własnej sypialni i poużalać się nad sobą i niesprawiedliwościami tego świata. Może powinienem napisać o tym piosenkę? Wątpię, czy kiedykolwiek wcześniej przechodziłem takie piekło. Szybko zaprezentowałem tę wielce skomplikowaną czynność i podałem owoc oraz nowy pakiecik Elli. Obserwowałem poczynania córki z każdą sekundą bardziej wstrząśnięty. – Czy powinienem być przerażony twoja wprawą? – „A może raczej dumny, że tak szybko się uczy?
   - Mama już odbyła ze mną tę rozmowę – w tym momencie chciałem jednocześnie ucałować Alex i trzepnąć ją. W końcu dotarło do mnie skąd u niej ten rozbawiony wzrok, gdy patrzyła jak motałem się po domu. – Rok temu. – „Rok temu?” byłem w szoku. „Moja piętnastoletnia wówczas córeczka zgłębiała wiedzę o seksie? Zabijcie mnie...
   - To... – „Okropnie, strasznie, wręcz przerażająco.” – Dobrze. No... Ten... Gdybyś miała jakieś pytania, albo... No wiesz...
   - Właściwie to mam jedno – powiedziała, uśmiechając się do mnie niewinnie i trzepocząc rzęsami. – Jak się robi loda?
   - Co?!? – zamarłem. Ella zerwała się ze śmiechem z kanapy.
   - Żartowałam, tatusiu – cmoknęła mnie w policzek.
   - Dzięki Bogu... – odetchnąłem z ulgą. Chyba właśnie postarzałem się o kilka lat.
   - Już to wiem – dodała i uciekła z salonu, śmiejąc się głośno. „Nie wierzę...
   - Boże... Nie jestem na to gotowy – jęknąłem, rzucając się w stronę barku. – Zdecydowanie muszę się napić. A najlepiej zalać w trupa – mruczałem pod nosem, nalewając sobie drinka.
   Od strony schodów rozległo się głośne dudnienie. Z taką gracją poruszał się w tym domu tylko jeden osobnik.
   - Tatooo... – przysiadł na oparciu kanapy i sięgnął po nieszczęsnego banana, którego Ella zdążyła odłożyć do misy. Od razu wpakował sobie połowę do ust. – Zawieziesz mnie do Ryana?
   „A więc drink będzie musiał zaczekać” westchnąłem, kiwając głową i zastanawiając się, czy przeprowadzenie rozmowy z synem, gdy nadejdzie odpowiedni czas, będzie łatwiejsze. Na szczęście miał dopiero sześć lat, a więc na razie mogłem spać spokojnie.




Sierpień 2029
Londyn

   „To rozumiem...” rozsiadłem się wygodnie na kanapie z zimnym piwkiem w ręku i z laptopem na kolanach. Dziesięć dni przerwy pomiędzy europejską częścią trasy, a amerykańską, to było zdecydowanie to, czego w tym momencie potrzebowałem. Nic tak nie podładowywało mi akumulatorów, jak czas spędzony z rodziną.
   - Nawet jeżeli ta rodzina była akurat bardzo zajęta swoimi sprawami – mruczałem pod nosem, sprawdzając i odpisując na kolejne wiadomości. Pukanie do drzwi, które nagle się rozległo zdecydowanie nie pasowało do mojego planu na najbliższą godzinę. Z kilku powodów. Ale najważniejszy z nich brzmiał: jak u licha ten ktoś przeszedł przez bramę? Zły, że musiałem zwlec swoje szanowne cztery litery z kanapy, powlokłem się do drzwi i otworzyłem je gwałtownie. Widok nastolatka z szopą blond włosów zdecydowanie nie poprawił mi humoru. Koszulka z napisem „Dawca spermy ;P”, którą miał na sobie też nie zadziałała na jego korzyść. – Czego? – wyrzuciłem z siebie, walcząc z chęcią zatrzaśnięcia mu drzwi na twarzy. Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu, świecąc przy okazji aparatem.
   - Dzień dobry, panie Styles. Jestem Gary – przedstawił się, a ja cały czas żałowałem, że nie mam strzelby w pobliżu. – Przyszedłem do Elli.
   - Jakże by inaczej – mruknąłem, gromiąc go spojrzeniem i zaciskając dłoń, którą wciąż trzymałem na klamce. „Zaraz ci naprostuję te zęby” uśmiechnąłem się do swoich myśli.
   - O, cześć Gary – Alex pojawiła się za moimi plecami. – Wejdź. Ella jest nad basenem. – Chłopak wyszczerzył się do nas, świecąc aparatem i przeciskając się między mną a futryną, wszedł do środka i od razu skierował się w odpowiednim kierunku. Wyglądało na to, że był tu dość częstym bywalcem. – Zachowuj się – Alex spojrzała na mnie rozbawiona. – Wiem, co ci chodzi po głowie. Mam spotkanie na mieście. Może uda mi się zdobyć kilka skarbów do galerii – cmoknęła mnie w usta. – Wrócę za jakieś dwie godziny. A ty... – spojrzała mi w oczy. – Masz się trzymać od nich z daleka. Zrozumiałeś?
   - To jakiś dupek – mruknąłem, zakładając ręce na piersi. – Widziałaś jak był ubrany?
   - Widziałam i pamiętam niejedną podobną koszulkę w twojej szafie – spojrzała, rzucając mi wyzwanie.
   - To nie to samo – bąknąłem pod nosem.
   - Oczywiście, że nie – potarła kciukiem mój policzek w delikatnej pieszczocie. – To tylko jej kolega. Masz się do nich nie zbliżać – zagroziła. – I na miłość boską, nie warcz w jego stronę. Jak wrócę, to możemy sprawdzić, czy nadal masz w szafie tę niebieską koszulkę z napisem „Super-orgazm-man” i czy wciąż potrafisz sprostać wyzwaniu.
   Poczułem się przekupiony, gdy obserwowałem jak Alex wsiada do samochodu i powoli znika za bramą. Stary, rozklekotany Ford stał przy moim Mustangu, wyglądając jakby właśnie wyjechał ze złomowiska. Poczułem się trochę lepiej. Przynajmniej dopóki nie doszły mnie wesołe piski od strony basenu.
   - Mam się nie zbliżać? Niech będzie – powiedziałem, wspinając się po schodach i od razu kierując do pokoju Elli, by wyjść na taras. „Idealny punkt obserwacyjny” stwierdziłem, ukryty za bujnymi kwiatami, którymi Alex udekorowała prawie każdą wolną powierzchnię w domu i dookoła niego. Moja córka wygrzewała się na leżaku w skąpym, zielonym bikini. – Matko boska, kto jej kupił taki strój?
   - Strzelam, że mama – usłyszałem za plecami rozbawiony głos Jona. Może powinienem się zawstydzić, że syn właśnie przyłapał mnie na szpiegowaniu, ale w tej chwili miałem większe problemy. – Jakaś akcja?
   - Jak pilnujesz siostry pod moją nieobecność? Co to za koleś? – patrzyłem jak dzieciak popisuje się swoimi umiejętnościami pływackimi. „Beznadziejnymi na dodatek” zauważyłem z przyjemnością.
   - Jej kolega z kursu – usłyszałem. – Gary Jakiś-tam Siódmy. Totalny palant – w tym momencie mogłem sobie przybić piątkę z synem. – Ale ma samochód i wozi ją na zajęcia.
   - Lepiej żeby nic więcej, poza rolą szofera, nie chodziło mu po głowie – mruknąłem, nadal obserwując chłopaka z ukrycia.
   - Przecież to gej – parsknął Jon, zwracając tym moją uwagę.
   - Serio? – spojrzałem na syna z nadzieją w sercu. – Skąd wiesz?
   - No, widać – wzruszył ramionami. Mnie to jednak niespecjalnie przekonywało. – Poza tym, jaki normalny facet spędza wakacje chodząc na kursy o modzie?
   - Fakt – powiedziałem. Ten argument już bardziej do mnie przemawiał. – Gej, powiadasz? – uśmiechnąłem się do syna, a gdy ten pokiwał głową, czułem, że ogromny ciężar spadł z moich ramion. – To bardzo dobrze... Geje mogą być...




Sierpień 2034
Los Angeles

   Siedziałam na tarasie i wygrzewałam się w porannym słońcu. Chyba w końcu na stare lata zaczęłam doceniać zalety posiadania domu w Los Angeles. Przyjemnie było opuścić deszczowy Londyn na te kilka dni i naładować baterie w słonecznej Kalifornii. Gdzie okiem sięgnąć mieniła się błękitna woda, zachęcając wszystkich do kąpieli.
   - Tej dwójki zdecydowanie nie trzeba było do niczego zachęcać – uśmiechnęłam się obserwując wygłupy Jona i Ryana. Ci dwoje byli nierozłączni właściwie od urodzenia i patrząc na nich, często widziałam siebie i Kate oraz naszą przyjaźń, która przetrwała te wszystkie lata. W Ryanie nie dało się nie zauważyć delikatnych rysów mojej najlepszej przyjaciółki, choć było z niego niezłe ziółko i to zdecydowanie musiał być wpływ genów Louisa. Chciałam wierzyć, że przyjaźń między naszymi dziećmi przetrwa lata, tak jak i nasza przetrwała.
   - Ciocia, patrz! – zawołał Ryan, próbując zrobić gwiazdę na brzegu. Skończyło się jednak tym, że wylądował głową w wodzie. – Nic mi nie jest! – zapewnił od razu i rzucił się na Jona, który śmiał się z jego „wyczynu”.
   - Czy wy nawet w wakacje nie macie spania? – Harry z jękiem opadł na krzesło obok mnie, mrużąc zaspane oczy.
   - Nie każdy potrafi wylegiwać się do południa, kochanie – nachyliłam się do pocałunku. – Za to twoja córka potrafiłaby przespać pół życia, gdyby jej pozwolić.
   - Moja krew – uśmiechał się i dumnie wypiął pierś. – Ale obawiam się, że niechcący ją obudziłem, gdy wpadłem na rolki któregoś z chłopaków.
   - Wiązanka, którą zaserwowałeś, tatusiu, była warta tego, by wstać wcześniej – odwróciłam się na widok córki, tak bardzo przypominającej teraz swojego ojca. Oboje rozczochrani i uroczo rozespani. I ze śladami po poduszce, odbitymi na policzkach. – Boże, czy oni nie mają spania? – jęknęła na widok chłopców, w prawie idealnej kopii wypowiedzi ojca sprzed kilku chwil.
   - Jak tam wczorajsza randka z tym barmanem? – zapytałam, ciesząc się w duchu na widok skrzywionej miny Harry'ego. – Chyba udana skoro wróciłaś nad ranem.
   - Jak to nad ranem? Mówiłaś, że...
   - Było całkiem fajnie, ale byłam z Paulem – powiedziała, sięgając po rogalika i udając, że nie słyszała słów ojca. – Tym ratownikiem – dodała, na szczęście nie widząc jak Harry łapie się za serce i udaje, że strzela sobie w łeb. – Pływaliśmy trochę... – w tym momencie przerwała, skupiając swój wzrok na mijających nasz dom dwóch dziewczynach, odzianych w najmniejsze bikini jakie można sobie wyobrazić. Jedna z nich pomachała Elli, uśmiechając się zachęcająco. W oczach Harry'ego zauważyłam najprawdziwszą panikę. Znając go, pewnie właśnie wyobrażał sobie, że jego córka postanowiła zostać lesbijką. „Pomyślałby kto, że powinien się ucieszyć z takiej wiadomości” przewróciłam oczami, kopiąc go pod stołem. – Właściwie to zastanawiałam się, czy mielibyście coś przeciwko, gdybym została tu trochę dłużej niż początkowo planowaliśmy. Może z tydzień?
   - Nie ma sprawy – powiedziałam. – Choć może... – wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Harrym.
   - Mieliśmy z mamą zabrać was na uroczystą kolacje i dopiero ci powiedzieć, ale skoro tak wyszło... Chcieliśmy ci powiedzieć, że bardzo jesteśmy z ciebie dumni – uśmiechnęłam się czulę do mężczyzny mojego życia. Wiedziałam, że dla niego wypuszczenie Elli z domu jest nie lada wyzwaniem i bardzo to przeżywa. – Ukończyłaś studia i pomagasz mamie w galerii. I w ogóle...
   - No powiedz to wreszcie, kochanie – ujęłam jego dłoń, ściskając ją lekko.
   - Udało nam się załatwić ci ten staż w Mediolanie, o którym tak marzyłaś – powiedział na wydechu. – Samolot masz w przyszłym tygodniu.
   Pisk radości jaki wydobył się z ust Elli zaalarmował nawet chłopców na plaży. Przybiegli, by przekonać się co się dzieje. Córka rzuciła się nam na szyje, całując i ściskając na przemian i zapewniając o tym, jak bardzo nas kocha.
   - O mój Boże... O mój Boże... – powtarzała w kółko, patrząc na nas jakby wciąż nie wierzyła, ze to wszystko dzieje się naprawdę.
   - No i stało się. W końcu jej odbiło – podsumował zachowanie siostry Jon i zaciągnął Ryana z powrotem do wody, przy okazji robiąc z tego kolejny wyścig.
   - Muszę zadzwonić do dziewczyn! – Ella zerwała się od stołu i rzuciła w stronę szklanych drzwi. – normalnie posikają się z radości!
   - Chyba spodobał jej się prezent – Harry przerwał ciszę, jaka zapadła, gdy zostaliśmy tylko we dwoje. Ścisnął moją dłoń i uniósł ją do ust, składając na niej czuły pocałunek i posyłając mi uśmiech pełen miłości. – Nareszcie sami...