poniedziałek, 30 grudnia 2013

87





    Rzuciłem się zmęczony na łóżko. „Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień...” westchnąłem, sięgając po laptopa i stawiając go obok siebie na prześcieradle. Po chwili z niecierpliwością wsłuchiwałem się w sygnał połączenia i czekałem, aż na ekranie pojawi się twarz mojej dziewczyny. Gdy tylko ujrzałem jej uśmiech od razu poczułem się o niebo lepiej.
   - Boże... Jak ja za tobą tęskniłem, kochanie... – ułożyłem się na boku, podpierając głowę ramieniem.
   - Mam nadzieję, że co najmniej tak, jak ja za tobą – powiedziała, opierając się wygodnie na poduszkach. – Dlaczego jeszcze nie śpisz? Nie żebym narzekała, ale strasznie już późno...
   - Chciałem się najpierw dowiedzieć, jak ci poszło – odpowiedziałem, pamiętając o tym, że dziś miała spotkanie, którym denerwowała się od kilku tygodni.
   - Wzięli mnie! – radość wręcz od niej biła. – Mnie, Amy, Dominique i Josie!
   - Mówiłem, że ci się uda – cieszyłem się jej szczęściem, choć wiedziałem, że wiąże się to z kolejnym jej wyjazdem. „Cóż... Nikt nie obiecywał, że będzie lekko...” – Znasz już terminy? – sięgnąłem po telefon, by w razie czego, od razu nanieść je na mój terminarz.
   - W środę lecimy do LA – z ekscytacji praktycznie nie mogła usiedzieć w miejscu. – Tam zawsze mogą jeszcze kogoś odrzucić, ale o to już się tak bardzo nie boję – uśmiechnęła się. „Jak ja strasznie tęskniłem za tą jej pozytywną energią...” – Chcą się uwinąć ze wszystkim w tydzień, półtora – powiedziała. – Może potem przylecę do ciebie na kilka dni?
   - Byłoby wspaniale – moje serce mocniej zabiło na tę wiadomość. – W końcu będę się miał do kogo poprzytulać... – zrobiłem minę nieszczęśliwego szczeniaczka.
   - Och, jakiś ty biedny... – uwielbiałem te radosne błyski w jej oczach, tak doskonale widoczne nawet przez kamerkę. – Myślałam, że z takim jednym blond osobnikiem się przytulasz...
   - Rzucił mnie – westchnąłem, udając rozpacz. – Niall teraz preferuje związki przez internet...
   - Naprawdę? Poznał kogoś? Opowiadaj – przybliżyła od siebie laptopa. – Czekaj. Najpierw mi powiedz, co tam u Kate... Kiedy będzie coś wiadomo w związku z tą konsultacją? – po mojej minie zauważyła, że nie wszystko jest tak kolorowe, jak byśmy sobie tego życzyli. – Co się dzieje, Liam? – zapytała cicho. – Nie ma możliwości, by odzyskała wzrok? Ten lekarz narobił wszystkim tyle nadziei, a...
   - Szanse są... – powiedziałem powoli, przerywając jej słowotok i zastanawiając się, od której wiadomości zacząć. – Mają tydzień, czy dwa na podjęcie decyzji, ale...
   - To dlaczego masz taką minę? Przecież Louis ją przekona...
   - Kiedy to właśnie on nie chce operacji.
   - Co?!? – powiedzieć, że była zdziwiona, byłoby nieporozumieniem. Na jej twarzy malował się najprawdziwszy szok. Mógłbym się nawet pokusić o stwierdzenie, że zapomniała języka w gębie. „Co jest u niej bardzo rzadko spotykane” dodałem w myślach. – Ale j-jak to? Przecież...
   - Jest dziesięć procent szans, że coś pójdzie nie tak – cicho przytoczyłem słowa przyjaciela. – Jej oczy nie będą już takie... żywe... – dodałem po krótkim namyśle. „Tak, to chyba dobre słowo.” – Właściwie to okazało się, że ta operacja to dość poważna sprawa – westchnąłem. – Poważniejsza niż się nam wydawało. Istnieje ryzyko, wprawdzie bardzo małe, że Kate może jej nie przeżyć...
   - O Boże... – Danielle wpatrywała się w kamerkę przerażonymi oczami. Zasłaniała usta trzęsącymi się dłońmi i próbowała przyswoić nowe informacje. – Myślałam...
   - Taaa... – westchnąłem, doskonale wiedząc, co się teraz dzieje w jej głowie. – My też myśleliśmy, że tu mogą być tylko pozytywne efekty...
   - Czyli nie będą próbować... – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
   - Właściwie nie wiem... – wzruszyłem ramionami. – Louis jest zdecydowanie na nie. Powtarza tylko, że nie może jej stracić...
   - To zrozumiałe...
   - Kate... – przerwałem, zastanawiając się, co tak właściwie chcę powiedzieć. – Podchodzi to tego zdecydowanie spokojniej, ale wiesz jaka ona jest... Bóg jeden wie, co się dzieje teraz w jej głowie... Zwłaszcza, że to nie jedyna rzecz, którą musi przemyśleć. Trochę się u nas porobiło...
   - Co się dzieje? – widziałem zmartwienie na twarzy mojej dziewczyny i nie czułem się z tym dobrze. Powinna... – Nie kombinuj, tylko opowiadaj, Liam. Nie jestem zmęczona. Chyba że ty musisz...
   - Nie. Nie... W porządku... – powiedziałem, biorąc głęboki oddech. – Pojawiła się Eleanor z...
   - Co?!? A co ona tam robi?!? – Danielle oburzyła się nie na żarty. – Mam nadzieję, że nie dopuściliście tej idiotki w pobliże Kate...
   - To nie takie proste... – mruknąłem, przecierając zmęczone oczy.
   - Dlaczego? Czy ja ci mam zademonstrować, jak się zatrzaskuje komuś drzwi na twarzy? – uśmiechnąłem się, widząc tą wojowniczą naturę mojej dziewczyny.
   - Ona nie pojawiła się sama – powiedziałem, mając przed oczami scenę, której nie tak dawno byłem świadkiem.
   - A z kim?
   - Z Emmą Phillips – mina Dani zdradzała, że nie miała pojęcia, o kim mowa. – Kobietą, która utrzymuje, że jest ciotką Kate...
   - Gówno prawda – uśmiechnąłem się, słysząc dokładnie te same słowa, które padły z ust Alex. Zrobiłem niewyraźną minę i Danielle nie była już taka pewna swoich słów. – Prawda? – zapytała niepewnie.
   - Właściwie to nie... Nie do końca...
   - Jak można być nie do końca z kimś spokrewnionym? Czego chciała? Pieniędzy?
   - Szpiku dla swojej umierającej córki, Lily – walnąłem prosto z mostu. Mogłem teraz obserwować, jak zmieniał się wyraz twarzy Danielle. Bezgłośnie powtórzyła imię dziewczynki. Wiedziałem, że właśnie pomyślała o zmarłej przyjaciółce Kate. My też czuliśmy się nieciekawie, gdy dotarło do nas, jak źle oceniliśmy kobietę. – Pomyśleliśmy tak samo... – powiedziałem, by oszczędzić mojej dziewczynie wyrzutów sumienia. – Że chodzi jej o kasę lub rozgłos...
   - Nie rozumiem... – zaczęła po chwili, z napięciem wpatrując się w kamerkę. – Powiedziałeś... – odetchnęła głęboko. – To jest, czy nie jest ciotką Kate?
   - Nie jest – odpowiedziałem, przechodząc do tej okropnej części. „Jeżeli można tu coś klasyfikować...” – Ale jej córka jest spokrewniona z Kate. Wiesz kto jest ojcem dziewczynki? Wuj Kate – widziałem zdezorientowanie w oczach Dani i dosłownie mogłem obserwować jak przetwarza dane.
   - Chyba nie ten... – nakryła usta dłońmi, gdy uzmysłowiła sobie jedyną możliwość.
   - Niestety ten – potwierdziłem, bo co więcej mogłem powiedzieć.
   - Co za gnój! – rzuciła ze złością. – Biedne dziecko... – dodała zaraz. Dawno już nie widziałem mojej dziewczyny tak roztrzęsionej. – Ale facet ma tupet...
   - Z tego, co się dowiedzieliśmy od Emmy, to porzucił je jeszcze przed odsiadką... Nie byli małżeństwem.
   - I tyle dobrze – westchnęła. – Ile mała ma lat?
   - Jakoś z jedenaście... Prawdę mówiąc nie pamiętam dokładnie. W każdym bądź razie ani matka, ani ojciec nie mogą być dawcami. I jak na razie nie znaleźli nikogo innego – powiedziałem. – Kończy się im czas...
   - Kate się zgodzi. Bez dwóch zdań... – uśmiechnąłem się, słysząc pewność w słowach Danielle. „Naprawdę zdążyła ją dobrze poznać...
   - Już się zgodziła... – przyznałem, kręcąc głową nad naszą „przebiegłością”. „Kiedy my się w końcu nauczymy?” – Myśleliśmy, że już śpią z Louisem i rozmawialiśmy z kobietą w salonie. Jak zwykle zapominając o tym, że Kate ma niezły słuch. Paul sprawdził Emmę i gdy rzucił jej w twarz to, czego się dowiedział, powiedziała nam całą prawdę. Gdy tylko Kate dowiedziała się o co chodzi, stanęła w drzwiach sypialni i oznajmiła, że zrobi co tylko w jej mocy – zaśmiałem się, przypominając sobie zdezorientowaną minę Louisa, który stał za nią i nie miał bladego pojęcia, na co właśnie się zgodziła jego dziewczyna.. – Żałuj, że nie widziałaś Lou. Wyglądał jakby nagle nie rozumiał słowa po angielsku. Stał tam z wybałuszonymi oczyma i próbował odnaleźć się w sytuacji. Musieliśmy mu wszystko od porządku opowiedzieć. „Powoli i wyraźnie.
   - I co powiedział?
   - Że też się przebada na zgodność, w razie gdyby Kate jednak nie mogła zostać dawcą...




   Siedzieliśmy w sali dla VIP-ów i czekaliśmy, aż będzie można bezpiecznie opuścić lotnisko. Jeszcze jakąś godzinę i dwadzieścia minut temu myślałem, że nie może być goręcej niż w Madrycie, ale Barcelona postanowiła mi udowodnić, jak bardzo się myliłem. Nawet klimatyzacja nie dawała rady tym temperaturom. „Cały się kleję i nie jest to ten rodzaj potu, który lubię...” przed oczami przeleciało mi kilka lepszych sposobów na spocenie się. „Boże, Styles, uspokój się zboczeńcu...” Szczerze współczułem Alex, że musiała nosić ten cholerny gips. Z pewnością się w nim gotowała. Tyłek dosłownie parzył mi się w portkach, a jajka to niedługo pewnie będzie można podawać na twardo. Marzył mi się zimny prysznic...
   Czułem ciężar na ramieniu, w miejscu, gdzie moja dziewczyna opierała swoją głowę, by jeszcze chwilę podrzemać lub po prostu posiedzieć z zamkniętymi oczami. Ostatnia, pełna wrażeń noc zdecydowanie dała się jej we znaki. „Zresztą nie tylko jej...” Zerknąłem w stronę Kate i nie mogłem się nie uśmiechnąć na widok jej dzisiejszej kreacji. „Dziewczynom coraz łatwiej namówić ją na kiecki...” Pamiętałem miny bardzo zadowolonych z siebie Louise i Alex, gdy Louis zbierał szczękę z podłogi. Ale wcale mu się nie dziwiłem. Za to bylem zdumiony, że wypuścił ją za próg w tym stroju. Kate przyzwyczaiła nas do spodni i raczej skromnego stylu. Za każdym razem, gdy widziałem ją w czymś odważniejszym, a już w sukience, czy spódnicy w ogóle, to nie moglem się nadziwić temu, że to ta sama dziewczyna, którą widzieliśmy na plaży. „Boże, kiedy to było...
   - Z czego się śmiejesz? – usłyszałem lekko zachrypnięty głos Alex i natychmiast cała moja uwaga skupiła się na niej. Jej kiecka jak zawsze porażała prawdziwą orgią barw. Na sam jej widok człowiek się uśmiechał. Uwielbiałem te jej kolory...
   - Wciąż nie wierzę, że Kate dobrowolnie się tak ubrała – poprawiłem kila kolorowych pasemek, które przykleiły się jej do skroni, nie mogąc się oprzeć, by jej nie dotknąć.
   - Tak całkiem dobrowolnie to to nie było – parsknęła, a ja zauważyłem, że Kate ewidentnie usłyszała, że o niej rozmawiamy. Świadczył o tym uroczy rumieniec. – Trochę się opierała, ale teraz pewnie cieszy się, że nie musi się gotować w spodniach...
   - Boże! Ty i te twoje żarty... – jęknął Liam, podczas, gdy Zayn i Louis pokładali się ze śmiechu. „No, może jeśli chodzi o Malika, to po prostu się uśmiechnął...
   - Jakie żarty? – na siedzeniu obok Niall od razu się ożywił. „A byłem pewny, że odsypia kolejne nocne rozmowy ze swoją księżniczką...” – Ja też chcę usłyszeć...
   - Co to jest... – zaczął Lou, gdy już się trochę uspokoił. – Białe i jak spadnie z drzewa, to cię zabije...
   Spojrzeliśmy na siebie z Alex, wzruszając ramionami. Znając Louisa, było to na pewno coś, na co nikt normalny nigdy by nie wpadł.
   - Nie wiem... – powiedział Niall po chwili zastanowienia. – Co to?
   - Lodówka – parsknął Tommo, znów skręcając się ze śmiechu. Teraz nawet Liam się przyłączył, ale pewnie to raczej nasze miny go rozbawiły. Ewentualnie rechot Horana, który praktycznie leżał na podłodze, trzymając się za brzuch. „I niech mi ktoś powie, że on jest normalny...
   - Jesteś genialny, Lou! – wydyszał blondyn i wcisnął się obok Kate, by męczyć Louisa o kolejne inteligentne żarty.
   - Telefon ci wibruje? – powiedziała Alex po chwili. Obmacałem się po kieszeniach, ale to nie była moja komórka. Za to na siedzeniu obok podskakiwał, tak ostatnio pilnie strzeżony, iPhone Horana. Sięgnąłem po niego ochoczo. Zdążyłem jeszcze zauważyć przerażoną minę właściciela nieszczęsnego sprzętu. „Tym razem będę szybszy” przesunąłem palcem po ekranie.
   - Pogotowie seksualne – powiedziałem, odskakując od atakującego mnie blondyna. – Doktor Styles przy telefonie.
   - H-Harry? – „Ups... Chyba nie był to najlepszy pomysł...” Tym razem to ja musiałem mieć nie najciekawszą minę, bo nagle wszyscy zaczęli się chichrać jak szaleni.
   - D-dzień dobry – wydukałem cicho, spoglądając na uważnie obserwującego mnie przyjaciela. Wyciągnąłem w jego stronę komórkę. – Niall, mama do ciebie... – na te słowa moja dziewczyna popisowo wypluła wodę, którą akurat popijała i zaniosła się głośnym kaszlem. „Nie ma co, rozrzut to ma imponujący...” zauważyłem, że Liam wyciera sobie twarz koszulką. Klepnąłem Alex kilka razy po plecach i udawałem, że nie słyszę tego, jak wszyscy się ze mnie nabijają.
   - Ty naprawdę mnie kiedyś zabijesz, Styles – wydukała, gdy już udało jej się złapać oddech. – Pewnie nawet nie będziesz tego świadomy...




   Naprawdę kochałem naszych fanów najbardziej na świecie, ale teraz cieszyłem się, że zarówno spotkanie z nimi, jak i to całe podpisywanie płyt dobiegło końca. „Jeszcze tylko wywiad i najważniejszy punkt programu...” zacierałem ręce, ciesząc się jak dziecko na popołudniowy trening na Camp Nou. „Gorzej jak dziecko” musiałem uczciwie przyznać sam przed sobą, gdy kolejny raz zerknąłem na zegarek.
   - Niall, zostaw ten plaster... – spojrzałem zdezorientowany na menadżera i dopiero po chwili dotarł do mnie sens tego, co powiedział. Nie zdawałem sobie sprawy, że próbuję zerwać opatrunek. – Wiem, że wam przeszkadza... Tym bardziej, że jest gorąco, ale lepiej byście nie paradowali z ranami po igłach...
   - Wiem... – westchnąłem, próbując przykleić część, którą sam nie wiem kiedy zerwałem, ale nie było to takie proste. Spocona skóra skutecznie mi to utrudniała. – Ma ktoś może nowy plaster? Ten już się nie trzyma...
   - Łap – Liam rzucił we mnie swoją podręczną apteczką. „No tak, Daddy przygotowany na każdą okoliczność...” uśmiechnąłem się pod nosem, przekopując się przez jego skarby.
   - Paul – usłyszałem cichy głos Katy. – Kiedy będzie wiadomo...
   - Myślę, że najpóźniej jutro rano – powiedział, zerkając na telefon. – Jak tylko przebadają waszą krew i wyślą wyniki do Anglii. Emma mówiła, że ich lekarz, sprawdza co chwilę bazę. Zadzwonią, gdy tylko się czegoś dowiedzą...
   - Będzie dobrze... – Louis sięgnął po jej dłoń, ściskając ją lekko. „Taaa... Szkoda, że to nie takie proste...”. – W Madrycie wiedzą, że to pilne. Na pewno uwiną się ekspresowo.
   - Po prostu chciałabym już wiedzieć... – westchnęła Katy, kładąc głowę na jego ramieniu. Choć była cicha jak zawsze, to wyglądała dzisiaj jakoś inaczej... Pewnie za sprawą kreacji, którą miała na sobie. Ślady na ramionach były już prawie niewidoczne i zastanawiałem się, czy naprawdę już zeszły, czy też Louise je jakoś zamaskowała.
   - Wiem, skarbie – Lou przesunął palcem po plastrze zdobiącym zgięcie jego łokcia. – Niedługo się dowiemy...
   Cała Katy... Nawet nie znała tej dziewczynki, ale całą sobą pragnęła jej pomóc. Zresztą my też tego chcieliśmy, bo czy inaczej dalibyśmy sobie upuścić krwi? Wprawdzie sam nie wiem, czy zrobiliśmy to dla Katy, czy dla Lily. Może po prostu dla nich obu... Było mi głupio, że tak źle oceniłem tę kobietę. Wprawdzie można powiedzieć, że mieliśmy trochę racji z tym, iż nie była ciotką Katy, ale założyliśmy, że chciała ją skrzywdzić, bądź wykorzystać, podczas gdy ona pragnęła tylko uratować swoje umierające dziecko. „Przesrane...
   Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni, upewniając się wcześniej, że nie grozi mi nic ze strony Stylesa i jego lepkich rąk. Na szczęście zajęty był szeptaniem Alex do ucha. I jak tak na nich patrzyłem, to chyba nie chciałbym wiedzieć, co on jej tam mówi. „Pewnie uszy by mi odpadły...” Zerknąłem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się zwycięsko. „Wiedziałem...

   „Dobra. Poddaję się. Nie obrażając niektórych waszych fanek, ale nikt, kto prowadzi w miarę normalne życie i ma jakieś obowiązki, nie jest w stanie śledzić tych wszystkich informacji o was. To niewykonalne...”

   Szczerząc się jak jakiś psychol, zacząłem pisać odpowiedź.

   „Sorry, muszę to powiedzieć... A NIE MÓWIŁEM?? To nie takie łatwe, jak by się wydawało. Choć muszę przyznać, że całkiem dobrze ci szło :) xx”

   Czekając aż mi odpisze, rozmyślałem nad tym, jak dobrze wykorzystać moją wygraną. Jak było daleko, to pomysłów mi nie brakowało. Teraz, gdy okazało się, że jednak mam więcej szczęścia niż rozumu, nagle nie mogłem nic wymyślić. „Czyli z tym rozumem tak jakby się zgadzało...

   „Jasne, tylko z której strony? Byłam beznadziejna. Nie oszukujmy się, wolałam iść spać, niż ślęczeć przed komputerem. Czy te wasze fanki nigdy nie odpoczywają? Tym najwytrwalszym, to powinniście jakieś medale za wytrwałość wręczać.”

Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego właśnie wyobraziłem sobie Katie pod ciepłą kołderką?” Uśmiechnąłem się do swoich myśli. „Jestem nienormalny.

   „Może to i nie taki głupi pomysł z tymi medalami... No, a skoro mam nie kłamać, to masz rację, byłaś beznadziejna ;) ”

   Gdy nagle otoczyły mnie piski fanów, wiedziałem, że na razie więcej sobie nie popiszę. Samochód zwolnił, by po chwili zatrzymać się przed budynkiem telewizji.

   „Bez odbioru ;) Mamy zaraz wywiad. Wieczorem przedstawię listę żądań ;P ”

   Zdążyłem jeszcze wysłać wiadomość, gdy rozsunęły się drzwi i jeden po drugim, zaczęliśmy wyskakiwać z samochodu. Komórka w mojej dłoni zawibrowała. Roześmiałem się głośno, ściągając na siebie uwagę wszystkich.

   „Tylko nie bierz zakładników ;)”




   - Wasza nowa płyta dosłownie znika z półek – Alvaro, gospodarz programu, zaczął mówić jeszcze nim usiedliśmy na kanapach. Zaraz po tym, jak wykonaliśmy pierwszy utwór z nowego albumu. „Czas to pieniądz...” – Przyznam się, że też kupiłem... – pomachał do kamery pudełkiem. – Nawet dwie, bo siostrzenica by mi żyć nie dała, gdybym jej podarował coś innego na urodziny. Jak wy to robicie, że podbijacie serca kobiet w każdym wieku? Musicie mi zdradzić ta tajemnicę. Może w końcu przestanę być kawalerem... roześmiał się głośno, a my oraz widownia razem z nim. – Musiałem się na własne oczy i uszy przekonać, że tu naprawdę chodzi tylko o muzykę i nie wsadziliście do pudełka czegoś, co tłumaczyłoby ten cały ogólnoświatowy szał. I może powiem prosto z mostu... Ten album jest rewelacyjny, panowie! – przybił sobie z nami piątki, a potem wręczył nam złote medale. Niallowi zajęło jakieś pięć sekund odkrycie, że są zrobione z czekolady i pożarcie nie tylko swojego, ale i naszych. – I zdecydowanie dojrzalszy w porównaniu z poprzednim...
   - No cóż... – zaczął Liam. – My jesteśmy starsi. Pokuszę się o stwierdzenie, że mądrzejsi... – nie wiedzieć czemu, Louis zaczął kaszleć. „Kogo ja oszukuję? Oczywiście, że wiadomo dlaczego...” parsknąłem, przewracają oczami. – No, może co poniektórzy... – zaśmiał się Payne, a fani razem z nim. – Sporo się nauczyliśmy i mamy nadzieję, że słychać to w naszych nowych piosenkach.
   - Czy to mocniejsze brzmienie, to był wasz pomysł? Czyżbyście chcieli porzucić wizerunek grzecznych chłopców?
   Rozmowy na temat nowego albumu mieliśmy wręcz wyuczone na pamięć. Godziny z naszym menadżerem i ludźmi od promocji nie poszły na marne. Miałem wrażenie, że nawet przez sen i na kacu gigancie mógłbym recytować odpowiedzi na każde pytanie związane z nową płytą. Starałem się słuchać uważnie, by nie przegapić momentu, w którym padłoby „moje” pytanie, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie zerknąć na Alex. Była jak kolorowa, rajska wyspa w oceanie innych barw. Siedziała w pierwszym rzędzie między Paulem i Kate. Mimo iż fani wypełniający studio byli jak zawsze głośni i wielobarwni, to moja dziewczyna na pewno nie ginęła w tłumie. Cieszyłem się, że zgodziła się przyjść i nie została w samochodzie tak, jak początkowo planowała. I byłem bardziej niż wdzięczny Kate, że ją przekonała. Uśmiechnąłem się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Wesołe ogniki w jej oczach sprawiały, że - tak po prostu - bylem szczęśliwy... Poczułem łokieć Zayna, wbijający się w mój bok i wiedziałem, że mimo mojego postanowienia, odpłynąłem. Zerknąłem na prowadzącego, ale na szczęście ten nie odrywał oczu od Liama.
   - Kogo ja mogę mieć na tapecie? – zaśmiał się Payne, pokazując wyświetlacz komórki. – Oczywiście, że moją Danielle...
   - Słyszycie to? – powiedział Alvaro, gdy na widowni rozległ się przeciągły jęk zachwytu. – Pewnie cieszy was wsparcie wśród fanów. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest tak kolorowo. To lecimy dalej. Louis?
   - Nie wiem, czy będzie widać, ale ja też mam zdjęcie z moją dziewczyną – zauważyłem, że zerknął w stronę Kate, która oczywiście zarumieniła się na jego słowa.
   - Ja będę oryginalny – Niall pokazywał telefon w stronę kamery. – Mam zdjęcie Liama, gdy wysmarowaliśmy mu twarz bitą śmietaną na jakiejś imprezie...
   - Szkoda tylko że pod tą bitą śmietaną był niezmywalny marker – mruknął Payne, robiąc „groźną” minę. – Prawie skórę zdarłem z twarzy, żeby się doszorować...
   Widownia wybuchnęła śmiechem, co akurat było do przewidzenia. Po tej akcji mięśnie brzucha chyba z tydzień mnie bolały. Sięgnąłem po swój telefon i przewinąłem ikonki tak, by było coś widać.
   - Harry?
   - Co ja mogę mieć na tapecie? Oczywiście, że piękne dziewczyny – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i odważyłem się zerknąć w stronę Alex. Wcale się nie zdziwiłem, widząc jak przewraca oczyma i szepcze coś Kate. A ona jak to ona, oczywiście się zaczerwieniła.
   - I oczywiście musiał być od nas lepszy i od razu dwie sobie zapodał – parsknął Liam.
   - Czy ty masz na tapecie moją dziewczynę? – Louis posłał mi „groźne” spojrzenie i udawał, że podciąga nieistniejące rękawy. – Później sobie pogadamy, Haroldzie. Na osobności...
   - Panowie, tylko bez gróźb karalnych w moim programie – zaśmiał się prowadzący. – Zayn, a ty? Czyżby piękna Perrie?
   - Właściwie... – Malik odwrócił wyświetlacz w stronę kamery. – Wcześniej miałem Pers, ale teraz mam zdjęcie Nialla, jak rozmawiał ze znakiem drogowym...
   Liam wybuchnął śmiechem, Niall zrobił się cały czerwony, a ja z Louisem spojrzeliśmy na siebie, kolejny raz żałując, że nie byliśmy tego świadkami. Choć oczywiście mieliśmy wtedy ważniejsze sprawy na głowie, niż kolejna imprezka z naszym irlandzkim „pijakiem”, który oczywiście nie był pijany...
   Wywiad trwał w najlepsze i naprawdę świetnie się bawiliśmy, co było miłą odmianą od niektórych nudnych nagrań. Prowadzący okazał się mieć genialne poczucie humoru. W końcu jednak doszliśmy do pytań od fanów, a te były zawsze nieprzewidywalne. Patrzyłem jak Alvaro podaje mikrofon kilkunastoletniej dziewczynie z moją podobizna na koszulce. Przedstawiła się jako Carla.
   - Wszyscy zachwycamy się nową płytą. Jest wspaniała. I w związku z nią mam pytanie do Louisa. Co Katy sądzi o waszym nowym albumie? Podoba jej się bardziej niż pierwszy?
   - Cóż... – spojrzałem na przyjaciela, który w tej chwili pożerał wzrokiem swoją dziewczynę. – Mógłbym powiedzieć, że jest zachwycona naszą muzyką, ale myślę, że to bardziej pytanie do niej, niż do mnie...
   Zauważyłem, że Kate się zaczerwieniła, zdając sobie sprawę, że była teraz w centrum zainteresowania. I rzeczywiście, kamera momentalnie zrobiła najazd na nią. Alex coś tam jej szepnęła do ucha, wywołując na jej twarzy delikatny uśmiech. „I jeszcze większy rumieniec...
   - Może w takim razie zapytamy – Alvaro pewnie przeszedł na drugi kraniec widowni. – Powiesz nam, co sądzisz o nowej płycie, Kate?
   - Słuchając piosenek wykonywanych przez fanów, czy to zgromadzonych tutaj przed budynkiem, czy też wcześniej, przed hotelem, na lotnisku, czy podczas podpisywania płyt sądzę, że jest świetna. Aczkolwiek wciąż jeszcze nie doczekałam się obiecanego egzemplarza z autografem...
   - Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – Louis dosłownie strzelił się w czoło, wywołując tym śmiech na widowni.
   - O własnych płytach? – zdziwił się prowadzący. – O czym ty myślisz chłopie?
   - Nie chcesz wiedzieć – parsknąłem i musiałem się zasłonić przed atakiem przyjaciela. Fani oczywiście byli w siódmym niebie. My też bawiliśmy się świetnie, choć pewnie oberwie nam się potem od Paula. Kolejne pytania sprawiały, że było tylko weselej. Wygłupialiśmy się jak zawsze. I jak zawsze, kilka razy zarobiłem z łokcia, czy to od Zayna, czy też Nialla, za moje wyjątkowo trafne komentarze. Oczywiście nie zabrakło pytań o Kate, czy o Alex, ale udawało nam się omijać te, na które akurat nie chcieliśmy odpowiadać.
   - Ostatnie pytanie – zarządził Alvaro, rozglądając się wśród publiczności za kolejną szczęściarą. W końcu podszedł do dziewczynki, która miała na głowie kapelusz z naszymi podobiznami. – Jak masz na imię?
   - Izaro – uśmiechnęła się zawstydzona, sięgając po dłoń kobiety siedzącej obok niej, by dodać sobie odwagi.
   - A ile masz lat?
   - Dwanaście.
   - Genialny kapelusz! – wydarł się Horan, zawstydzając ją jeszcze bardziej, ale również sprawiając wielką radość.
   - D-dziękuję...
   - To jak brzmi twoje pytanie?
   - Zayn, jaka jest Perrie, którą znasz? – dziewczynka zapytała łamaną angielszczyzną. „Jej angielski był uroczy...” Miałem wrażenie, że przyjaciel zamarł obok mnie. A może tylko mi się wydawało.
   - Jaka jest Perrie, którą znam? – powtórzył, pochylając się do przodu. – Kochająca, troskliwa, może czasami trochą naiwna – uśmiechnął się do swoich myśli. – Zdecydowanie nadrabia to wielkim sercem i genialnym poczuciem humoru...
   Jedno wielkie westchnienie zachwyconych fanek zakończyło jego wypowiedź. Po krótkim podsumowaniu i kilku słowach od nas, mogliśmy w końcu pożegnać się z prowadzącym i opuścić stację. Podszedłem do Alex, pomagając jej stanąć na nogach i podając kule.
   - Piękna, tak? – spojrzała na mnie z tym błyskiem w oczach, który tak kochałem. Zdałem sobie sprawę, że nawiązuje do jednej z moich odpowiedzi.
   - Oczywiście, że tak – puściłem jej oczko i nachyliłem się, by skraść całusa. – Czy kłamałbym przed milionową publicznością?




   - Louis, nie świruj – poczułem jak palce Liama zacisnęły się na moim ramieniu, odwracając mnie tak, że staliśmy twarzą w twarz. Spojrzałem na niego, jak na kretyna. – No co?
   - Jak mam nie świrować, kiedy te podstarzałe lowelasy podrywają moją dziewczynę? – warknąłem przez zęby na tyle cicho, by tylko on to usłyszał. Zerknąłem w stronę ławki trenerskiej, gdzie siedziała Kate, otoczona wianuszkiem adoratorów. Uśmiechała się nieśmiało i od ładnej chwili zawzięcie z nimi o czymś dyskutowała. „Zaraz mnie coś trafi...” Gotowałem się ze złości.
   - Nikt jej nie podrywa – Liam przewrócił oczami, ale widząc moją minę, szybko się zreflektował. – Są dla niej mili i po prostu bawią ją rozmową. Co z tobą jest nie tak? Nie każdy facet chcę ci od razu odebrać dziewczynę...
   - Uwaga! – zdążyłem jeszcze usłyszeć krzyk Horana, nim kopnięta przez niego piłka rąbnęła mnie prosto w twarz. Zaliczyłem popisowe zderzenie z murawą. – Przepraszam! Kurwa, Louis, żyjesz?
   - Niall, ty idioto!!! – zauważyłem, że piłkarze, którzy rozgrzewali się z nami, zerkali w moją stronę rozbawieni. Ci, którzy nie brali udziału w treningu również. Tylko moja dziewczyna zastygła skupiona, pewnie próbując dosłyszeć, co się stało. – Nic mi nie jest, kochanie! – zawołałem, by ją uspokoić. – Choć zaraz skopie dupę pewnemu Irlandczykowi...
   - Przecież przeprosiłem! – Niall zaczął przede mną uciekać.
   - Przysięgam, Horan, że jeżeli schowasz się za Kate, powiem twojej internetowej dziewczynie, że moczysz się do łóżka!
   - Co? – delikatnie mówiąc, Niall wrósł w ziemię, gdy dotarły do niego moje słowa. – Nie zrobiłbyś mi tego!
   - Kto mnie powstrzyma? Ty? – kopnąłem piłkę w jego stronę. Niestety był to w jego wykonaniu książkowy odbiór. „Farciarz...
   - Może Katy? – wyszczerzył zęby w uśmiechu, święcąc mi aparatem po oczach.
   - Znów chowasz się za moją dziewczyną, Horan – sprawnie odebrałem mu piłkę i podałem do Liama.
   - Co ja poradzę, że tak mnie do niej ciągnie... – puścił mi oczko. – Choć na twoim miejscu to nie o mnie bym się martwił, a o tego kolesia, który właśnie ją obłapia.
   - Co? – prawie skręciłem sobie kark, odwracając się w stronę, gdzie była Kate. Zacisnąłem zęby widząc, jak ten kudłaty kapitan gdzieś ją prowadzi, trzymając za rękę. „ZA RĘKĘ!!!” Mark posłał mi rozbawione spojrzenie i pokazał, że za pięć minut wracają. „Ja im, kurwa, dam pięć minut...” Ruszyłem w ich stronę, ale znów zatrzymał mnie Payne z tym swoim wielce wymownym spojrzeniem.
   - Nie świruj...
   - Kto świruje? Bo chyba nie ja. Mnie szlag trafia – warknąłem, obserwując jak moja dziewczyna znika za szklanymi drzwiami. – Gdzie oni poszli?
   - Gramy, panowie! – przebiegł obok nas Messi, zachęcając do przyłączenia się. I jak bardzo cieszyłem się na wspólną grę, tak bardzo miałem ochotę rzucić wszystko w cholerę i pobiec za Kate. „A w pięć minut można całkiem dużo zrobić...” Moje drugie ja wcale mi nie pomagało, podsyłając coraz to gorsze obrazy. „Kurwa, zamknij się...




   Wpatrywałem się w horyzont, opierając się leniwie o barierkę i wyczekując wschodu słońca. Otaczała mnie cisza. Jedynie szum pomp w basenie na tarasie co jakiś czas ją zakłócał. Zbliżała się szósta rano, a ja już od dobrych dwóch godzin byłem na nogach. „Nic dziwnego, skoro przespałem pół wczorajszego dnia” westchnąłem zrezygnowany, sięgając po kolejną fajkę. „Trzeba było jednak iść z nimi na ten stadion, to może teraz bym nie tkwił tutaj jak jakiś idiota...” Niebo powoli rozpalało się czerwienią. Usłyszałem, że drzwi za mną powoli się rozsuwają. Obejrzałem się przez ramię i wcale mnie nie zdziwiło to, kogo w nich ujrzałem. „Nasz ranny ptaszek...” Kate stanęła boso na kamiennej podłodze. Miała na sobie jedną z koszulek Louisa, które tak bardzo upodobała sobie do spania. „Zaraz będzie się trząść z zimna...” przemknęło mi przez głowę. Wydawała się smutna, a gdy spojrzałem w jej zaczerwienione oczy, wiedziałem już, że to było coś więcej niż smutek...
   - Nie możesz spać? – postanowiłem się odezwać, by dać znać o swojej obecności, choć pewnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tu jestem.
   - Dzwoniła Emma – powiedziała smutno i dalej stała przy drzwiach. Wyglądała jak siedem nieszczęść. – Nie mogę być dawcą – pociągnęła nosem, a w oczach zalśniły jej łzy. Rozpaczała nad dziewczynką, której nawet nie poznała. – Nikt z nas nie może być. Lily umiera, a ja nie mogę jej pomóc... – wciągnęła gwałtownie powietrze. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Wyrzuciłem ledwo zaczętą fajkę i już po chwili przytulałem rozdygotaną dziewczynę do piersi. Objęła mnie mocno w pasie i rozpłakała się na dobre. Jakby na przekór, słońce właśnie teraz postanowiło wzejść, zwiastując nowy dzień. Niestety tylko jedno z nas mogło się zachwycać tym pokrzepiającym widokiem.
   - To nie twoja wina, Kate – powiedziałem cicho, wpatrując się w płonący horyzont. – Czasami tak po prostu jest...
   - Nie powinno tak być... – szepnęła, powoli się uspokajając.
   - Nie powinno... – przytaknąłem jej. Tu już nic więcej nie można było powiedzieć. Poczułem jak zatrzęsła się z zimna. „A może to jeszcze z płaczu?” – Chodź, usiądziemy sobie. Jeszcze się rozchorujesz od stania boso na tym kamieniu...
   Bez najmniejszego oporu z jej strony pozwoliła się zaprowadzić do najbliższego leżaka. Po chwili wpatrywałem się w wschodzące słońce, rozmyślając nad tym, co moglibyśmy zrobić dla jej małej kuzynki. Kate siedziała oparta o mnie bokiem, z kolanami pod brodą i z całych sił próbowała opanować łzy. One jednak jakby nie chciały jej słuchać, płynęły nieprzerwanie. Widok jej w takim stanie rozrywał mi serce.
   Gdy godzinę później znalazł nas zaniepokojony Louis, my wciąż siedzieliśmy w tej samej pozycji. Kate wciąż płakała, a ja nadal rozmyślałem o wszystkim i o niczym. Jedyne, co się tak naprawdę zmieniło, to słońce, które straciło już swoje krwiste zabarwienie.
   Lou bez słowa usiadł obok Kate i gładził ją po plecach. Przyciągnął ją delikatnie do siebie i teraz moczyła łzami jego skórę.
   - Co się stało, skarbie? – zapytał w końcu, próbując spojrzeć jej w twarz, którą ona uparcie przyciskała do jego piersi.
   - Emma dzwoniła – powiedziałem, chcąc oszczędzić dziewczynie opowiadania tego jeszcze raz. – Nikt z nas nie nadaje się na dawcę.
   - Och... – to był jedyny dźwięk, jaki wyszedł z ust przyjaciela. Nie obiecywał jej, że będzie dobrze. Był na tyle mądry, by nie dawać jej złudnych nadziej. „Czasami naprawdę zachowywał się niczym najstarszy i najmądrzejszy z nasz...” Siedzieliśmy tak w trójkę... My dwaj, rozmyślający o tym, jak pocieszyć płaczącą dziewczynę i ona miedzy nami, rozpaczająca, bo nie mogła uratować dziewczynki, której nigdy w życiu nie spotkała. Ciszę między nami przerwał dźwięk telefonu Louisa. Ledwo zerknął na wyświetlacz, gdzie widniało powiadomienie z Twittera. Odrzucił komórkę na stolik obok, nawet nie czytając wiadomości. Po chwili jednak spojrzał na telefon, potem na mnie i mogłem wręcz zobaczyć, jak plan rodził się w jego głowie. I chyba nawet domyślałem się o co chodzi... – A gdyby tak zorganizować akcję na Twitterze?
   - C-co? – Kate zastygła, słysząc jego słowa.
   - Moglibyśmy zachęcić fanów, by zarejestrowali się jako dawcy szpiku – widziałem w jego oczach, że coraz bardziej zapala się to tego pomysłu, a w postawie Kate widziałem nadzieję, której jeszcze chwilę temu tu nie było. – Trzeba tylko dowiedzieć się, jak to zrobić technicznie, by nie zawalić szpitali tłumem dzieciaków... – ucałował swoją dziewczynę w skroń i podniósł się z leżaka. – Zaczekajcie tutaj. Pójdę obudzić Paula i pozostałych. Razem na pewno coś wymyślimy. Chociaż spróbujemy... – powiedział i pobiegł do apartamentu. Kate usilnie starała się uspokoić. Rękawem koszulki ocierała łzy, które wciąż nieprzerwanie płynęły.
   - Chodź tu do mnie – powiedziałem, przyciągając ją do siebie. – Już nie płacz... Ten twój chłopak wcale nie jest taki głupi, na jakiego próbuje czasami wyglądać, wiesz?
   - Jest wspaniały... – powiedziała cicho, pociągając nosem. Siedzieliśmy nic nie mówiąc, a z apartamentu dochodziły nas jęki niezadowolenia co poniektórych. – Jak się czujesz, Zayn? – zdziwiłem się, słysząc jej słowa. W końcu to nie ja rozpaczałem od dobrej godziny.
   - Dobrze... – odpowiedziałem, zastanawiając się skąd to pytanie.
   - Jutro ją zobaczysz... – dodała, a mi przed oczami stanął obraz Perrie. A wraz z nim strach, bo nadszedł czas podjęcia decyzji. – Jesteś gotowy?
   - Nie wiem... – odpowiedziałem, gdy już cisza zaczęła mi dzwonić w uszach. – Naprawdę nie wiem...


poniedziałek, 23 grudnia 2013

86





   - No, w końcu... – jęknął Niall, potęgując tylko mój uporczywy ból głowy. Założyłem bluzę, rozglądając się po salonie wciąż jeszcze zaspanymi oczyma. Prawdę mówiąc zdziwiło mnie to, że byłem ostatni. Zazwyczaj to Zayn miał największe problemy ze wstawaniem i wyszykowaniem się. „A tu proszę... Niespodzianka...”  – Ile można na ciebie czekać?
   - Piękno wymaga czasu, nie wiesz? – usiadłem obok Louisa, szczerząc się do blondyna z nadzieją, że już się zamknie i da mi w spokoju celebrować mój ból głowy.
   - Którego najwyraźniej nie miałeś wystarczająco – przyjaciel nie mógł sobie odmówić tego, by ostatnie słowo należało do niego. – Wyglądasz jak gówno.
   - I tak się czuję, więc może przejdźmy do rzeczy, bym mógł w spokoju leczyć moją biedną głowę... – mruknąłem, z wdzięcznością odbierając od Lou kubek z kawą.
   - Co się dzieje? – zainteresował się Paul.
   - Wszystko w porządku – westchnąłem, masując skronie. – Po prostu za wcześnie jak dla mnie...
   - Nie czekamy na Alex? – odezwał się Liam, patrząc mi prosto w oczy. – Myślałem...
   - Pomaga Kate się wyszykować – Lou ubiegł mnie z odpowiedzią.
   - Alex uważa, że to nie może być jej ciotka... – odezwałem się wiedząc, że i tak muszę powiedzieć to, co udało mi się wczoraj dowiedzieć od zdenerwowanej dziewczyny. – Podobno jednego roku poruszyła niebo i ziemię, by znaleźć jakiegoś krewnego Kate, ale oprócz tego kolesia, który... – zaciąłem się. – No wiecie... Tego wujka-psychola... – zerknąłem na Louisa, który zaciskał pięści na oparciu krzesła. – Ale on odsiaduje wyrok. Prawdopodobnie... W każdym bądź razie nie znalazła nikogo innego.
   - To właściwie logiczne – odezwał się Liam. – Oddali małe dziecko pod opiekę starszej kobiecie, więc chyba nie mieli innych możliwości, co nie?
   - Niekoniecznie – odezwał się Paul. – To była babcia Kate. I brat jej ojca. Właściwie najbliższa rodzina. Mogli już dalej nie szukać. Ciężka sprawa. Osobiście uważam, że powinniśmy być ostrożni...
   - Dokładnie – wtrącił Zayn. – Dlaczego akurat teraz się baba zainteresowała? Zobaczyła Kate i Louisa na zdjęciach w kilku gazetach i nagle sobie o niej przypominała? I czego takiego od niej chce, że aż przyleciała za nami do Hiszpanii? Coś mi tu śmierdzi... – założył ręce na piersi i spojrzał na Lou. – A fakt, że pojawiła się w towarzystwie twojej byłej sprawia, że tym bardziej jej nie ufam...
   - Ja też nie. I nie podoba mi się to, że nie chciała nam nic powiedzieć – Niall zrobił przerwę w jedzeniu, wyrazić swoje zdanie. – Co to znaczy, że powie dopiero Katy? Nie możemy jej pozwolić rozmawiać z nią sam na sam! Bóg wie, co jej powie – uderzył pięścią w stół dla podkreślenia swoich słów.
   - Na pewno na to nie pozwolę – od razu powiedział Louis. – Jeżeli jest spokrewniona z Kate, to chyba da się to jakoś sprawdzić... – oczy wszystkich spoczęły na Paulu.
   - Można to zrobić – odezwał się menadżer. – Ale wydaje mi się, że nim podejmiemy jakąkolwiek decyzję, powinniście powiedzieć Kate...
   - Co powiedzieć? – jak na znak, głowy wszystkich odwróciły się w stronę, z której dobiegł nas głos. „O wilku mowa...




   Rewelacje, które przekazali mi chłopcy, skutecznie odwróciły moje myśli od tego, co miało się dzisiaj wydarzyć. Wprost nie mogłam uwierzyć w to, czego się dowiedziałam. Miałam wrażenie, że jestem w jakimś szoku i wciąż nie mogę się z niego otrząsnąć. Czułam się jak pod wodą... Jakby wszystkie moje ruchy były dziwnie spowolnione, a otaczające mnie dźwięki przytłumione. Ledwo zarejestrowałam moment kiedy Paul orzekł, iż na nas już czas. Jak przez mgłę pamiętam zbiorowe uściski i życzenia powodzenia. I słowa Zayna... Choć może to była Alex? „Wszystko będzie dobrze...” Odetchnęłam głęboko i próbowałam choć trochę wrócić do rzeczywistości.
   Siedzieliśmy w samochodzie, który wiózł nas na lotnisko. Normalnie bym się tym stresowała, ale najnowszy news skutecznie pomógł mi zapomnieć o moim strachu przed lataniem.
   - Myślałem, że nie możesz lecieć z nami... – próbowałam skupić się na głosie mojego chłopaka, który przez cały czas troskliwie obejmował mnie ramieniem i w którego silny tors się wtulałam. „On był moją spokojną przystanią podczas sztormu...” Wspaniałomyślnie pozwolił mi przemyśleć wszystko na spokojnie. Jakby wiedział, że przecież odezwę się do niego, gdy będę gotowa na tę rozmowę. „Ale czy kiedykolwiek będę?
   - Bo nie mogę – odpowiedział menadżer. – Mamy nagranie dla telewizji za jakieś półtorej godziny i w związku z tym, że ciebie nie będzie, muszę się tam pojawić i to jakoś załatwić. Zresztą bałbym się ich puścić samych – parsknął rozbawiony. – Chcę was tylko bezpiecznie wsadzić w samolot, by się nie denerwować, że skończycie gdzieś na Alasce...
   - Nie. Alaska odpada – Lou stwierdził poważnym tonem. – Nie wzięliśmy ciepłych ciuchów. Ale tak wylądować na Bali... Jak ci się podoba ten pomysł, skarbie?
   - Ja wam dam wakacje – mężczyzna chyba próbował być groźny, ale zdecydowanie mu to nie wyszło. Na razie możesz tylko pomarzyć. Przynajmniej dopóki nie zakończymy trasy promocyjnej...
   - Nie ma lekko... – Louis westchnął teatralnie. – Lecimy tylko z Adamem? – wydawał się tym szczerze zaskoczony. – Nie obraź się stary, ale serio? Tylko z nim?
   - Nie tylko... – Paul wydawał się być dzisiaj w bardzo dobrym humorze. „Czy to ta Hiszpania tak na niego działa?” – Ktoś będzie na was czekał na lotnisku. Poza tym na miejscu załatwiłem wam kierowcę. Odbierze was z lotniska i zawiezie na spotkanie, a potem gdzie tak zechcecie... O ile oczywiście będziecie mieli czas, bo z pewnością trochę wam zejdzie w tej klinice. Tylko bez szaleństw. Wieczorem widzę was z powrotem.
   - Słyszysz, kochanie? – Lou przyciągnął mnie mocniej do siebie. – Nici z twoich zakupowych planów...
   - O nie... – uśmiechnęłam się. – Jak ja to przeżyję?
   - Gdybym cię nie znał, może bym uwierzył – parsknął Paul. – Postarajcie się wrócić o przyzwoitej godzinie...
   - A ile trwa lot? – postanowiłam się w końcu przyłączyć do rozmowy. A przynajmniej spróbować.
   - Nieco ponad dwie godziny. Powinniście być po jedenastej  już na miejscu. Akurat zdążycie na spotkanie o dwunastej – mężczyzna jak zwykle miał wszystko doskonale zaplanowane i dopięte na ostatni guzik.
   - Wszystko w porządku, skarbie? – usłyszałam przepełniony troską głos Louisa. „Tak... Nie... Gdybym ja to wiedziała...” Próbowałam uśmiechem przykryć ten huragan myśli w mojej głowie.
   - Tyle, to jakoś wytrzymam, prawda? – odpowiedziałam, specjalnie nawiązując do mojego strachu przed lataniem, zamiast do tych wszystkich innych rzeczy, które akurat robiły mi niezły mętlik w głowie. Czułam się chora i już sama nie wiem, z jakiego powodu.
   Kilkanaście minut później maszerowaliśmy ręka w rękę, prowadzeni przez Paula i Adama. W porównaniu z tym, co czekało na nas na lotnisku, gdy przylecieliśmy do Madrytu, dzisiaj było cicho i spokojnie. Choć oczywiście na lotniskach chyba nigdy nie jest całkiem cicho... „Zresztą co ja tam wiem...” Próbowałam nie zwracać uwagi na otaczające mnie dźwięki, a skupić się na moim chłopaku i kojącym dotyku. Uśmiechnęłam się, gdy jakieś dziewczynki rozpoznały Louisa i dosłownie zmusiły ojca, by w ich imieniu poprosił o wspólne zdjęcie i autograf. Byłam zdumiona, gdy i mnie chciały mieć na tej fotografii. Wciąż niezmiennie dziwił mnie fakt, że budziłam takie zainteresowanie. Przecież nie byłam nikim szczególnym...
   - Zostawiam cie na trochę, Mała, a ty w kieckach zaczynasz paradować? – usłyszałam znajomy głos, gdy tylko wyszliśmy z budynku.
   - Mark! – ucieszyłam się i po chwili mocno go przytuliłam. Dopiero słysząc jego jęk przypomniałam sobie o jego ranach i o tym, że może to nie był najlepszy pomysł rzucać się mu na szyję. Odsunęłam się szybko i stanęłam obok Louisa. – Przepraszam! Jejku... Nic ci nie zrobiłam? Przepraszam...
   - Co takie maleństwo jak ty mogłoby mi zrobić? – zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem, a ja wyjątkowo postanowiłam zignorować to odniesienie do mojego wzrostu. – Tęskniłaś?
   - No jasne – zapewniłam go szybko. – Co ty tu robisz? Nie powinieneś odpoczywać?
   - Dość miałem już tego całego wylegiwania się, więc postanowiłem pomęczyć cię trochę moją osobą...
   - Naprawdę? – nie mogłam w to uwierzyć. – Ale przecież... Jak się czujesz? Lekarz się na to zgodził?
   - Biorąc pod uwagę fakt, że jestem tu bardziej dla towarzystwa, to nie sprzeciwiał się zbytnio – Mark wydawał się zadowolony z takiego obrotu spraw. Ja byłam bardziej niż szczęśliwa, że wrócił. – Poza tym ktoś musi zadbać o to, byś się już więcej nie potykała. Plus kasa mi się przyda, a za siedzenie w domu wcale tak dobrze nie płacą...
   - Przenieście z łaski swojej tę rozmowę na pokład – przerwał nam Paul, popychając lekko do przodu. – Zaraz musicie wylecieć...
   Siedząc w wygodnym fotelu i z całej siły ściskając dłoń Louisa zastanawiałam się, czy to wszystko było tylko kolejnym dobrze zaplanowanym dziełem Paula. Niespodzianka w postaci Marka zdecydowanie poprawiła mi humor i na jakiś czas wyparła wszystko inne z mojej głowy. Dopiero, gdy Adam zaczął relacjonować mu ostatnie dni, zepchnięte na bok myśli, uderzyły ponownie. „Ciotka... Jak to w ogóle możliwe?” Odkąd usłyszałam tę rewelację zastanawiałam się, czy ta kobieta mówiła prawdę. Wszyscy podchodzili do tego bardzo sceptycznie, ale co jeśli ona nie kłamie... „Cudownie byłoby mieć rodzinę...” westchnęłam. „Już masz rodzinę, głupia” moja podświadomość jak zwykle uraczyła mnie wyszukanym komplementem, ale jak zawsze mówiła prawdę. Mam Louisa. I Alex. I Zayna. Nialla, Harry’ego i Danielle z Liamem. „Mam całkiem sporą rodzinę...” Podniosłam się z miejsca i usiadłam na kolanach Louisa, wtulając się w jego silny tors. Zachwycałam się jego zapachem, który był po prostu idealny. Pachniał nim... Domem... Bezpieczeństwem... Miłością... „Wszystkim, czego potrzebowałam do wszczęcia...
   - Skarbie? – poczułam jego usta na skroni. Jego palce delikatnie zakładały mi włosy za ucho.
   - Cieszę się, że cię mam... – wyszeptałam, mocno obejmując go ramionami.
   - Ja też się cieszę... – powiedział i tak po prostu pozwalał mi się tulić. – Mówiłem już, że pięknie wyglądasz w tej sukience?
   - Tylko jakiś milion razy – zaśmiałam się głośno.
   - Aaa... To dobrze... – jego wargi musnęły moje. – Pięknie wyglądasz...




   Zurych przywitał nas słoneczną pogodą. Jednak nie cieszyliśmy się nią zbytnio stojąc przed budynkiem szpitala uniwersyteckiego, czy też może kliniki... „Jak zwał tak zwał.” Przed nami piętrzył się ogromny gmach i na samą myśl, że za kilka minut spotkamy się z tym znanym specjalistą, od którego w końcu dowiemy się prawdy, robiłem w gacie ze strachu. Spokój Kate tylko bardziej mnie przerażał. Choć może powinienem powiedzieć pozorny spokój... Dużo dzisiaj spadło na głowę mojej dziewczyny. Jakby sama ta konsultacja nie była wystarczającym powodem do zdenerwowania, mieliśmy jeszcze na dokładkę podróż samolotem i obcą kobietę, która podawała się za jej ciotkę. „Ile jeszcze?” westchnąłem, pieszcząc kciukiem wnętrze jej dłoni. Kate była chorobliwie blada. I sam już nie byłem pewien, czy to jeszcze pozostałość z tego jej strachu przed lataniem, czy też obawa przed tym, czego zaraz się dowiemy.
   - Gotowa? – delikatnie skinienie głową musiało mi wystarczyć za odpowiedź. Przytuliłem ją do siebie mocno, delikatnie muskając jej usta moimi. – Wszystko będzie dobrze – powiedziałem cicho. – Czegokolwiek się dowiemy... Wszystko będzie dobrze... Kocham cię, maleńka...
   - Ja też cię kocham – odpowiedziała drżącym głosem. Ponownie splotłem nasze palce razem i ruszyliśmy w stronę głównego wejścia.
   Człowiek, którego Paul załatwił, by odebrał nas z lotniska, od razu zaprowadził nas w głąb korytarza, gdzie znajdowały się windy. Po chwili znajdowaliśmy się na dziesiątym pietrze. Na nasz widok kobieta za biurkiem zerwała się z fotela i podeszła do nas z profesjonalnym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
   - Dzień dobry. Witamy w Zurychu – odezwała się na szczęście po angielsku. – Doktor Weller już na państwa czeka. Proszę za mną...
   Bez zbędnych wstępów otworzyła jedne z drzwi i zaprosiła nas do środka. Mark i Adam rozsiedli się na fotelach przed gabinetem. Wnętrze zaskoczyło mnie swoim ciepłem. Za pięknym i zdecydowanie zabytkowym biurkiem siedział mężczyzna około czterdziestki, który na nasz widok szybko zakończył rozmowę telefoniczną i skupił się w całości na nas. Nie uszło mojej uwadze, że jego wzrok spoczął na dłużej na Kate. Nie podobał mi się ten jego uśmiech. „Wcale mi się nie podobał...” przyciągnąłem dziewczynę do siebie. „Zazdrosny idiota” parsknęło moje drugie ja i wiedziałem, że gdyby mogło, trzepnęło by mnie w łeb.
   - Witam – mężczyzna podniósł się z miejsca i ruszył w naszą stronę. – Jestem Daniel Weller. Miło mi w końcu osobiście was poznać. Kate... Louis... – uścisnął nam dłonie i kazał się rozgościć. Nim zasiadł na swoim miejscu, pojawiła się sekretarka z tacą zastawioną napojami. Czułem, że jeszcze trochę i zaraz będą musieli położyć mnie w tym szpitalu. Naprawdę niewiele brakowało, bym rozchorował się z tych nerwów. „Jeżeli ja tak świrowałem, to aż strach pomyśleć, co działo się w głowie mojej dziewczyny...” Gdy facet rozłożył przed sobą dość grubą teczkę, praktycznie wstrzymałem oddech. Kate odwróciła się w moją stronę z pytaniem wymalowanym na twarzy. „Musisz się uspokoić, kretynie” szeptało moje drugie ja. „Dla niej...” Wziąłem głęboki oddech i pieściłem kciukiem wnętrze jej drobnej dłoni. Pomagało. Mi na pewno.
   - Dziękujemy, że tak szybko zechciał się pan z nami spotkać – powiedziałem, przypominając sobie o jakiś podstawach dobrego wychowania. „Mama byłaby z ciebie dumna.
   - Nie ukrywam, że zainteresował mnie przypadek Kate... – mężczyzna wpatrywał się w dziewczynę uważnie. „Można powiedzieć, że zaglądała jej głęboko w oczy...” – Jeszcze nie miałem do czynienia z taką sytuacją. Twoje oczy wydają się działać prawidłowo i z wyników, które otrzymałem dowiedziałem się, że są całkowicie zdrowe. Oczywiście pomijając fakt, iż nie widzisz. Prześledziłem wszystko, co wysłał mi twój lekarz i zaintrygowały mnie twoje wyniki. Ja też uważam, że jest szansa na odzyskanie wzroku. Przynajmniej częściowe, by nie być zbytnim optymistą i nie obiecywać gruszek na wierzbie. Jednak chciałbym zrobić ci jeszcze kilka badań. Jeżeli oczywiście się zgodzisz... Aczkolwiek już teraz mogę wam powiedzieć, że z całą pewnością kwalifikujesz się do operacji.
   - Naprawdę uważa pan, że mogę znów widzieć? – Kate odezwała się drżącym głosem.
   - Są na to całkiem spore szanse – powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie. Podobało mi się to, że nie ignorował jej, mimo iż nie mogła go zobaczyć. – Jednak nie będę cię oszukiwał. Może się okazać, że nic nie osiągniemy – przerwał i kontynuował poważnym tonem. – Może się też zdarzyć, że będzie gorzej.
   - Jak to gorzej? – w mojej głowie rozdzwoniły się dzwony alarmowe, a serce na chwilę zamarło. – Co to znaczy gorzej?
   - Bardziej ślepa już nie będę, Lou... – Kate próbowała mnie uspokoić, uśmiechając się do mnie, ale wcale mnie nie pocieszało to, że grała dzielną, gdy ja rozpadałem się na kawałki.
   - Jak gorzej? – zapytałem ponownie, ściskając dłoń mojej dziewczyny i przenosząc wzrok na lekarza. „Nie może być gorzej...
   - Nie ma stuprocentowych szans, że operacja się uda – facet mówił, patrząc mi w oczy. – I jak każdy taki zabieg niesie za sobą ryzyko powikłań...
   - Jak to? – teraz już byłem kłębkiem nerwów. Ściskałem dłoń Kate, ale sam już nie wiem, kto kogo tu wspierał. „Jesteś pieprzonym mięczakiem, Tomlinson...
   - Nie zrozumcie mnie źle, szanse na powodzenie są dosyć wysokie...
   - To znaczy jakie? – zapytała się dziewczyna cicho.
   - Opierając się tylko na wynikach, które otrzymałem z Londynu szacowałbym, że masz siedem procent szans na całkowite odzyskanie wzroku. To całkiem sporo zważywszy czas, jaki minął od wypadku...
   - Siedem procent to sporo? – zdziwiłem się. Zupełnie nie tak to sobie wyobrażałem.
   - To naprawdę dobry wynik – zapewnił mężczyzna. – Pacjenci, którzy przez tyle lat byli niewidomi, zazwyczaj nie mają żadnych szans na całkowite przywrócenie wzroku... – spojrzał mi w oczy i kontynuował. – Dwadzieścia procent szans, że uda nam się przywrócić wzrok w jedynym oku tylko częściowo. Jakieś czterdzieści procent szans, że w obu oczach odzyskasz widzenie tylko częściowo. No i niestety pięćdziesiąt procent szans, że nic się nie zmieni... – Liczyłem w głowie te wszystkie procenty, przeklinając moje zdolności matematyczne. Choćbym nie wiem jak bardzo się starał nie wychodziło mi sto...
   - A pozostałe dziesięć procent? – zapytałem, choć z góry wiedziałem, że odpowiedź mi się nie spodoba.
   - Ryzyko powikłań... – usłyszałem po chwili. – Może się okazać, że nic nie uda nam się osiągnąć, a coś uszkodzimy przy okazji i oko nie będzie już wyglądać tak zdrowo, jak w tym momencie – „To jeszcze nic takiego...” próbowałem się przekonać o prawdziwości tych słów, ale prawda była taka, że ja kochałem oczy Kate. Uwielbiałem te wesołe ogniki, które w nich gościły. Mogłem godzinami przeglądać się w jej oczach. Mogłem odczytać z nich miłość, gdy kochaliśmy się spokojnie... – Musicie zrozumieć, że to nie jest tylko operacja oka. Będziemy musieli zajrzeć głębiej. Siatkówka jest dobrze unerwiona, ale ewidentnie nie tak, jak powinna być. Źrenice reagują na światło i to znaczy, że mózg rejestruje dane z oka. To poważna operacja. Jeden konkretny przypadek. Nie jest to żaden rutynowy zabieg. Powinniście wiedzieć, że tak naprawdę to większa jest szansa, że nic się nie zmieni, niż że stanie się coś złego...
   - Dziesięć do pięćdziesięciu, tak? – wolałem się upewnić. I wciąż próbowałem uporządkować wszystkie informacje.
   - Nie... – spojrzałem na niego zdziwiony. „Jak to nie? Przecież dopiero co powiedział...” – Raczej z osiem...
   - Jak to osiem? Przed chwilą powiedział pan... Co znaczą te dwa brakujące procenty? – Z chwilą, gdy zadałem to pytanie, domyśliłem się odpowiedzi. „To nie może być prawda...” strach chwycił mnie za gardło.
   - Zawsze istnieje ryzyko, że pacjent nie przeżyje operacji...
   - Nie... – wyszeptałem, ściskając mocniej dłoń Kate. „Dwa procent, że mogę ją stracić?” zatrzęsło mną z przerażenia. – Nie ma w ogóle takiej możliwości... – szepnałem.
   - Lou...
   - Nie, skarbie – wstałem, przyciągając ją do siebie. Lekarz patrzył na mnie ze zrozumieniem. – Nie mogę cię stracić. Nie stracę! To w ogóle nie wchodzi w grę. Nie potrzebujemy tej operacji. Nie będziemy ryzykować... – musiałem stąd wyjść. – Ja... Przepraszam, że zajęliśmy pana czas, doktorze, ale...
   - Louis... – Kate ujęła moją twarz w dłonie. – Nie stracisz mnie... Tylko rozmawiamy, tak? Konsultujemy się...
   - Nie mogę cię stracić... – powtórzyłem sam nie wiem, który już raz, tuląc ją do siebie z całych sił.
   - Rozumiem twoją reakcję, młody człowieku... – mężczyzna podszedł do nas z wyrozumiałym uśmiechem na ustach. – To nigdy nie jest łatwa decyzja, ale nikt jej za was nie podejmie. Zastanówcie się nad tym wszystkim na spokojnie. Mamy czas... – sięgnął po kalendarz. – Najwcześniejszy termin mógłby być i tak dopiero za jakieś trzy, cztery tygodnie. Może później. I to o ile wyniki badań by na to pozwoliły...
   Przerażony tuliłem do siebie moją ukochaną i wiedziałem, że ja już podjąłem decyzję. Nikt nie byłby w stanie przekonać mnie do zmiany zdania. Nie, jeśli miałbym zapłacić taką cenę. „Po prostu nie!
   - Zadzwonimy do pana, gdy już podejmiemy decyzję... – odezwała się Kate, posyłając mu delikatny uśmiech i głaszcząc mnie uspokajająco po plecach. „Nie!” Miałem chęć się wydrzeć na całe gardło. „Nie będzie żadnej operacji! Nie mogę ryzykować, że ją stracę! Po moim trupie!
   - Dobrze... – lekarz sięgnął po telefon. – Leno, sprawdź, czy Luca jest gotowy. Jeśli tak, niech po nas przyjdzie – odłożył słuchawkę i spojrzał na nas, nadal uśmiechając się przyjaźnie. – Mój asystent zaraz do nas dołączy i będziemy mogli przeprowadzić brakujące badania. Już nie mogę się doczekać, by zajrzeć w te piękne oczy...




   - Kocham nic nie robić... – westchnąłem zadowolony, wyciągając się na leżaku pod parasolem. Przez chwilę wahałem się, czy dać się wyciągnąć Liamowi na plażę, ale skoro wszyscy, to wszyscy... Poza tym leniuchować mogę gdziekolwiek. „Byle był internet” poprawiłem się w myślach, zerkając na wyświetlacz. „Dlaczego jeszcze nie odpisała?
   - Nie tylko ty... – Alex zajmowała miejsce obok, troskliwie umieszczona na nim przez Harry’ego i Liama. – Choć nie powiem, chętnie zanurzyłabym się w wodzie.
   - Lepiej nie, bo rekiny przyciągniesz – Styles przysiadł na jej leżaku, podając jej drinka, którego zdążył już z Zaynem zorganizować. „Wyczarowali je tak szybko?” zdziwiłem się odbierając od Malika moje piwo. Alex parsknęła śmiechem na ten komentarz Harry’ego, a ja oczywiście nic nie kumałem z tej ich wymiany zdań.
   - Czy wy musicie się porozumiewać szyfrem? – spojrzałem na nich, ale Styles tylko się szczerzył jak głupi i najwyraźniej nie miał zamiaru nic mi wytłumaczyć. Zerknąłem na Zayna unosząc brwi w niemym pytaniu. Śmiał się pod nosem, więc najwyraźniej zrozumiał żart.
   - Okres – powiedział bezgłośnie. „Okres?” zdziwiłem się. „I co z tego, że maaa...
   - Aaa... – roześmiałem się głośno. – Już kumam... Dobre...
   - Boże, ale ty masz zapłon – parsknął Harry. – Czasami naprawdę mam wrażenie, że ten blond to ci już mózg uszkodził...
   - Spadaj – rzuciłem w niego kapslem. – Mądry się znalazł...
   - Na pewno nikt nie da się skusić? – Liam stanął przed nami z deską przy boku. „Las rąk...” – Wasza strata – powiedział i popędził do wody, ku rozczarowaniu kilku dziewczynek, które właśnie zmierzały w naszą stronę.
   - Że też jeszcze nie zleciały się tu wszystkie dzieciaki sprzed hotelu – zdziwiła się Alex, gdy pożegnaliśmy się z małymi fankami.
   - Plaża tylko dla gości hotelowych – wyjaśnił krótko Zayn, popijając piwo.
   - Całkiem dobra rzecz – wtrącił Styles, wyciągając przed siebie nogi i ryjąc stopami w piasku. – Żadnych paparazzi...
   - Jakby kiedykolwiek ci to przeszkadzało – parsknąłem, przyglądając się w zdumieniu Alex, której najwyraźniej było za gorąco. Ściągnęła bluzkę, a ja w końcu zrozumiałem, gdzie ona miała ten tatuaż i nie wiedzieć czemu poczułem ciepło na policzkach.
   - Horan... – usłyszałem groźną nutę w głosie Harry’ego. – Dobrze ci radzę, przenieś ten wzrok gdzieś indziej...
   - Co? – spojrzałem na niego zdziwiony, a widząc jego minę, zarumieniłem się jeszcze bardziej. – Sorry... Po prostu nie wiedziałem... No... Mówiliście... No wiecie... Nie wiedziałem, że...
   - Że mam tatuaż na cycku? – podpowiedziała Alex, ale wcale mi tym nie pomogła. Miałem ochotę zapaść się pod ziemie. „Ewentualnie pod piasek...” Zayn o mało się nie udusił, krztusząc się piwem, gdy usłyszał jej słowa.
   - No właśnie... – mruknąłem pod nosem. – To ja chyba pójdę zepchnąć kilka razy Payne’a z tej deski – powiedziałem, zrywając się z leżaka. Zayn od razu wykorzystał wolne miejsce. Spojrzałem na telefon w mojej dłoni. „Hmmm...” – Alex, czy mogłabyś... – zauważyłem wesoły błysk w oku Stylesa. – Nie dawać im go nawet dotknąć pod żadnym pozorem...
   - Jasne – wyciągnęła rękę i po chwili wrzuciła komórkę do swojej torby. Oddalając się od nich zdążyłem jeszcze usłyszeć, błagania Harry’ego i jej odpowiedź. „Będzie dobrze...” uśmiechnąłem się, wbiegając z rozpędu do wody i przy okazji podtapiając zaskoczonego Liama.




   - No daj miii... – jęczał Styles, ale na szczęście dla Horana nie robiło to na dziewczynie żadnego wrażenia. – Przecież słyszysz, że co chwilę coś mu tam pika. Chcę tylko zerknąć, bo może to coś ważnego...
   - Jasne – Alex przewróciła oczyma i dalej sączyła drinka.
   - Może to Louis? – trzeba przyznać, że wytrwały był...
   - Tak. Jasne...
   - No nie bądź taka... – jęczał jak małe dziecko. „Chyba to nie ten rodzaj jęków, który na nią działa” zaśmiałem się pod nosem. „Boże, o czym ja myślę?
   - Dlaczego takie miejsce na tatuaż? – postanowiłem zająć myśli Harry’ego czymś innym, a widząc jego morderczy wzrok, mogłem śmiało stwierdzić, że odniosłem sukces. – Raczej bolesne...
   - Nie da się ukryć... – posłała mi rozbawione spojrzenie i wzruszyła ramionami. – Po prostu noszę bliskie mi osoby przy sercu. No i musiałam wybrać miejsce, które dałoby się łatwo zakryć. W szkole nie mogłam mieć tatuaży. Wywaliliby mnie, a nie mogłam sobie na to pozwolić.
   - W szkole? – zdziwił się Harry. – Ile miałaś lat, gdy go sobie zrobiłaś?
   - Pierwszego na szesnaste urodziny. Potem z biegiem czasu trochę go powiększyłam...
   - Motylki, tak? – upewniłem się. Znad brzegu jej stroju kąpielowego ledwo wystawał kawałek ciemnego skrzydełka. A przynajmniej obstawiałem, że to było to. – To ile tam ich masz?
   - Pięć – szybko padła odpowiedź, chociaż ku mojemu zdziwieniu nie z tych ust, z których się jej spodziewałem. – No co? Pięć.
   - Wierzę ci – zaśmiałem się pod nosem. Zerknąłem na Alex. – Tak jak Kate upamiętniłaś coś nimi?
   - Osoby, które wniosły w moje życie swoje barwy – powiedziała jak najbardziej poważnym tonem, patrząc Stylesowi głęboko w oczy. Można się było domyślić, że ta dziewczyna nie miała łatwego życia i pewnie każdy taki kolorowy promyk, był dla niej niezwykle cenny. „W końcu najgłośniej śmieją się ci, którzy cierpią najbardziej...” – Które pokolorowały mój świat...
   - I tyle musi ci wystarczyć, Malik, bo z pewnością ich nie zobaczysz – oznajmił przyjaciel, gdy już oderwał swoje usta od jej warg.
   - A właśnie miałem prosić o prezentację – parsknąłem rozbawiony groźnym tonem w głosie Stylesa.
   - Zapomnij.




   Spojrzeliśmy z Liamem po sobie, zauważając skupione twarze przyjaciół. Na leżakach toczyła się raczej poważna rozmowa.
   - Jak myślicie, o co może chodzić? – usłyszałem pytanie Harry’ego, gdy już byliśmy wystarczająco blisko. – O pieniądze? Pięć minut sławy?
   - Może... – Alex wzruszyła ramionami. – Wciąż nie wierzę, że to jest jej prawdziwa ciotka. Ale jeżeli tak, to mam nadzieję, że nie narobi kłopotów. Kate już tyle przeszła...
   Bez słowa usiadłem obok Zayna, sięgając po ręcznik.
   - Ja nie wiem ile oni jeszcze będą musieli wycierpieć, by móc w końcu spokojnie żyć... – odezwał się Liam, siadając na desce i sprawnie łapiąc ręcznik, który mu rzuciłem. – Choć poczekałbym z tym całym zamartwianiem się, aż Paul coś znajdzie... Może sprawa sama się rozwiąże?
   - Myślisz? – sięgnąłem po piwo Zayna, biorąc łyka. „Albo z pieć.” – W sumie może i masz rację... Zresztą na razie to ja bardziej martwię się o te jej oczy... Dlaczego jeszcze do nas nie zadzwonili?
   - Przyjadą, to wszystko nam opowiedzą – powiedziała Alex, oddając mi telefon. Zerknałem na wyświetlacz i moje serce zabiło szybciej na widok kilku czekających na mnie wiadomości. Przezornie zerknąłem na Harry’ego, ale był zbyt zajęty obmacywaniem swojej dziewczyny, więc postanowiłem zaryzykować. Przesunąłem palcem po wyświetlaczu i zotworzyłem pierwszą wiadomość. Dołączone do niej było zdjęcie.

   „Właśnie obejrzałam wczorajszy program. Też chcę się przejechać takim samochodem :(”

   I kolejną...

   „Jak mogłeś odpaść tak szybko? Czy gitarzysta nie powinien mieć zręcznych palców?”

   Zaśmiałem się głośno, ściągając na siebie spojrzenia przyjaciół.
   - Co cię tak bawi? – Zayn próbował zajrzeć mi przez ramię.
   - Katie uważa, że powinienem mieć zręczne palce – poruszałem komicznie brwiami.
   - Boże, o czym wy tam rozmawiacie? – Liam zadał to pytanie, ale raczej nie oczekiwał odpowiedzi, bo z powrotem zagłebił się w dyskusję z Alex i Harrym.

   „Domyłeś się już?”

   Poniżej było kolejne zdjęcie z wczorajszego nagrania, na którym obrzucaliśmy się kolorowym proszkiem.

   „Pracuje nad tym. Właśnie odpoczywamy na plaży ;)”

   Wysłałem wiadomość. Zerknąłem na prawie pustą butelkę w dłoni Zayna.
   - Idę po piwo – podniosłem się, zakładając czapeczkę na głowę. – Komuś coś przynieść? – „Mogłem się tego spodziewać” pomyślałem, gdy zewsząd posypały się zamówienia. – Ale wiecie, że mam tylko dwie ręce?
   Doczłapałem do baru i wyrecytowałem całą listę zachcianek. Czekając na drinki zerknąłem na telefon. Dosłownie w tym samym momencie rozświetlił się, obwieszczając nadejście nowej wiadomości.

   „A myślałam, że trochę potrwa nim zobaczę cię bez koszulki ;)”

   Do wiadomości było dołączone moje zdjęcie zrobione... dzisiaj? Przed chwilą? Już miałem odpisać, gdy barman postawił przede mną moje zamówienie. „No i co teraz?” zerknąłem na pełną tacę, dumając jak się z tym wszystkim zabrać na raz.
   - Może ci pomóc? – obok mnie pojawiła się dziewczyna w czerwonym kostiumie. – W zamian przedstawisz mnie swoim przystojnym kolegom...
   - Nie ma sprawy – z chęcią przyjąłem jej pomoc. – Ale wiesz, że oni wszyscy są już zajęci?
   Nic nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami. Wzięła trzy szklanki, a ja wszystkie piwa i pomaszerowaliśmy ku leżakom. Nie wiem na co liczyła, ale po kilku minutach wdzięczenia się do każdego po kolei w końcu się poddała i zmyła tak szybko, że ledwo to zarejestrowałem, zajęty odpisywaniem Katie.
   - Wiecie, że nasze zdjęcia z plaży są już w internecie? – pokazałem przyjaciołom fotkę, którą przysłała mi dziewczyna.
   - Jesteś blady jak ściana – zaśmiał się Zayn.
   - Nie każdego rodzice tarzali w sadzy, gdy się urodził – szturchnąłem go w bok i zerknałem na wiadomość, która właśnie się pojawiła.

   „Przyjaciółka? A może rozwijasz stosunki międzynarodowe ;P”

   - Boże, jak oni to robią? – pokazałem im zdjęcie z dziewczyną w czerwonym stroju, zrobione przy barze.
   - Fani potrafią... – parsknął Harry, ale czujne rozejrzał się dookoła. Alex sięgnęła po bluzkę i wydawała się nie być zbytnio uradowana tym, że najwyraźniej gdzieś czai się sprytny paparazzi.
   - Zazdrosna ta twoja dziewczyna, Horan – Zayn wbił mi łokieć w żebra, zerkając na ostatnie zdanie.
   - No co ty? Niby o kogo? – zdziwiłem się. – Chyba nie o tą...
   - Co się tak dziwisz? – zaśmiał się Styles. – Całkiem niezła sztuka z niej była...
   - Trochę nachalna, ale niech ci będzie – podsumował Liam.
   - Mi? – Harry wyszczerzył zęby w uśmiechu i klepnął Alex w nagie udo. – Ja już mam swoją sztukę...
   - Boże, Styles... – dziewczyna przewróciła oczami. – Nie mogę pozbyć się wrażenia, że głupieję podczas każdej rozmowy z tobą...
   - To zamiast rozmawiać możemy porobić coś innego – nachylił się nad nią i zawisł dosłownie milimetry od jej ust. Jeszcze trochę i mi zrobi się gorąco. – Albo możemy wrócić do pokoju i „porozmawiać” sobie inaczej...
   - My tu jesteśmy, zboczuchy! – Liam, rzucił w nich kostką lodu ze swojego drinka. „Boże, wcale nie widziałem, gdzie wpadła!




   Siedziałem na parapecie okna, starając się nie zwracać uwagi na wrzeszczący tłum na dole. Zaciągnąłem się papierosem, obserwując przyjaciół. Mimo iż było już późno, nikt nie kwapił się z pójściem spać. Czekaliśmy. Na Kate i Louisa. Na Paula. I na gości... „Też mi goście” prychnąłem pod nosem, gotując się ze złości na samą myśl o Eleanor. „Coś ty znowu wymyśliła?
   - Boże, oddałabym cnotę za dobrą kawę... – jęknęła Alex, przeciągając się na kanapie.
   - Z tą cnotą, to już chyba trochę nieaktualne, skarbie – parsknął Harry, ale jak na dobrego chłopaka przystało podszedł do barku sprawdzić, czy jest kawa. Jego reakcja, to było nic w porównaniu z miną Liama, który chyba nadal nie wierzył, że właśnie usłyszał to, co usłyszał. Zaśmiałem się pod nosem, gasząc fajkę i zeskakując z parapetu.
   - Spadaj, Styles! – ryknął Niall, odsuwając telefon poza zasięg rąk przyjaciela. – Kurwa, no... No, przestań... Jezu... Alex, proszę cię, weź go ode mnie!
   - Niby jak ja mam to zrobić?
   - Nie wiem, ale proszę, zrób z nim coś...
   - Daj mu spokój, Styles. Chodź tutaj, a coś ci zrobię...
   - Obiecujesz?
   - Boże... – jęknął Liam. Trząsłem się ze śmiechu, bardziej z jego reakcji, niż z tej rozmowy naszej najnowszej pary.
   Moje rozbawienie zniknęło w ułamku sekundy, gdy otworzyły się drzwi i ujrzałem w nich menadżera, a zaraz za nim Kate i Louisa oraz...
   - Mark? – zdziwiła się Alex. Ochroniarz postawił jakieś torby na podłodze i podszedł uściskać dziewczynę i przywitać się z nami. Uścisnąłem mu dłoń, praktycznie nie odrywając wzroku od Kate. Wyglądała na wymęczoną i właściwie zasypiała na stojąco. Jedyne kolory znajdowały się na jej sukience. Była wręcz chorobliwie blada. Louis nie prezentował się wcale lepiej. „Co oni tam robili w tej Szwajcarii?” Lou uśmiechnął się do nas przepraszająco i skierował się prosto w stronę sypialni, cicho zamykając za sobą drzwi. Momentalnie wzrok wszystkich spoczął na Marku. W powietrzu czuć było napięcie.
   - Ja nic nie wiem – powiedział cicho ochroniarz. – Nie byłem z nimi w środku, ale chyba nie poszło za dobrze...
   - To znaczy? – Niall wpatrywał się w niego prawie nie mrugając.
   - Wyszli od lekarza roztrzęsieni – mruknął, jakby nie był pewien, czy w ogóle wolno mu cokolwiek powiedzieć. Zerknął na Paula, a ten kiwnął głową przyzwalająco. – Właściwie to Lou wydawał się być w gorszym stanie niż Kate...
   - No, ale mówili coś? – dopytywała się Alex.
   - Zapytałem, czy są jakieś szanse na odzyskanie wzroku, a Louis warknął, że nie będzie żadnej operacji. Powiedział to takim tonem, że odechciało mi się dalszych pytań.
   - Ale... – zaczął Liam.
   - Ja naprawdę nic więcej nie mogę... – Mark rozłożył ręce jakby się tłumaczył, że to nie jego wina. – Sam chciałbym wiedzieć, czego się...
   Głośne pukanie do drzwi przywitał wręcz z ulgą. Szkoda tylko, że nie wiedział, kto znajdował się za drzwiami. Gdyby zdawał sobie z tego sprawę, wcale nie cieszyłby się tak bardzo. Nikt nie kwapił się, by otworzyć. Ostatecznie Paul wziął na siebie ten jakże przykry obowiązek.
   - Dobry wieczór – usłyszałem ten sam kobiecy głos, co wczoraj.
   - Witaj, Paul – „Eleanor...” w mojej głowie jej imię brzmiało niczym najgorsze przekleństwo. Miałem nadzieję, że Kate była naprawdę bardzo zmęczona i momentalnie zasnęła. Chciałem, by ominęła ją ta rozmowa. „Jeżeli ta kobieta jest oszustką, to lepiej nie dopuszczać jej w pobliże naszego elfa...” Przyglądaliśmy się nowoprzybyłym i twarze każdego z nas raczej nie wyglądały przyjaźnie. Kobieta rozejrzała się dookoła, uśmiechając się nerwowo. „Pewnie w poszukiwaniu Kate...” Ostatecznie utkwiła spojrzenie w najstarszym z nas.
   - Czy mogę porozmawiać z Katherine?
   - Dziś to niestety niemożliwe – odezwała się Alex. – Była bardzo zmęczona i właściwie już śpi...
   - Dlaczego to robicie? – miałem wrażenie, że kobieta była szczerze załamana tą odpowiedzią. „Co tylko świadczy o tym, że świetna z niej aktorka...” El stała pół metra za nią, przezornie milcząc. Choć rozglądała się z zaciekawieniem. – Nie macie prawa... Jestem jej ciotką...
   - Och, czyżby – słowa Paula wlały we mnie nadzieję, iż przez te kilka godzin znalazł coś, co zdemaskuje kobietę i będziemy mogli usunąć ją z życia Kate jeszcze zanim tak naprawdę się w nim znalazła. – To interesujące...