poniedziałek, 30 września 2013

76


!!! Konkurs !!!
BLOG MIESIĄCA WRZEŚNIA



   „No i mam, czego najbardziej się obawiałem...” westchnąłem ciężko, wstając z łóżka. Rozejrzałem się po pokoju dla gości. „Chyba spałem tu po raz pierwszy...” Przeciągnąłem się, ziewając i ruszyłem na górę, zastanawiając się, czy Alex jeszcze śpi. „I czy wciąż jest na mnie zła?” Wsunąłem się po cichu do sypialni. Od razu zauważyłem, że już nie śpi, ale najwyraźniej bardzo chciała udawać, że jest inaczej. Nie zaszczyciła mnie nawet jednym spojrzeniem. Wziąłem prysznic, z premedytacją korzystając z tej łazienki i cały czas rozmyślałem o dziewczynie za ścianą. Nawet teraz pragnąłem jej do bólu. „Może zimna woda pomoże ostudzić moje fantazje?
   „Jak mogłem to tak spierdolić?” westchnąłem ciężko, ubierając się. Cisza aż dzwoniła mi w uszach. Zerkałem na dziewczynę, ale równie dobrze mogłem się z tym tak nie kryć, bo ona patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Przyjęła moją pomoc przy porannej toalecie, ale widziałem, że zaciska zęby tak mocno, że aż dziw, iż szczęka jej nie strzeliła. Pewnie gdyby miała wybór, to posłała by mnie do wszystkich diabłów. „Po co ja się tak śpieszyłem?” kolejne westchnienie i kolejny ciężar na mojej piersi. Czułem, że spieprzyłem. Wiedziałem przecież, co ona o tym wszystkim myśli. Od początku niczego przede mną nie ukrywała. Mogłem zaczekać. „Czego ja się spodziewałem?” Popatrzyłem na nią, ale uparcie wpatrywała się w swoje dłonie, złożone na kolanach. Brakowało mi jej nieustannej wesołości i docinków, które często miały uwielbiane przeze mnie drugie dno. „Jetem takim idiotą...” Myślałem, że seks załatwi za mnie wszystko... Jasne, był niesamowity i nawet teraz na samo wspomnienie naszych wspólnych chwil robiłem się boleśnie twardy, ale przecież nie on był najważniejszy... To nie jego pragnąłem najbardziej. „Chciałem tylko jej.” To była najlepsza noc w moim życiu i oczywiście musiałem to spierdolić. „Brawo, Styles. Należy ci się pieprzony medal” miałem ochotę sobie przywalić. „I co teraz powinienem zrobić?
   - Idziemy na dół na śniadanie? – mój głos wydawał się nie na miejscu po tych wszystkich godzinach milczenia. „Czy tak to teraz będzie wyglądać?” Jeszcze wczoraj kochaliśmy się na tym łóżku, a teraz zachowujemy się jak dwoje nieznajomych...
   - Tak, oczywiście – powiedziała cicho, nadal unikając mojego wzroku. – Możesz zawołać Andy’ego?
   - Jasne... – westchnąłem i pognałem na dół, skąd rozchodziły się smakowite zapachy, a więc tam musiał urzędować ochroniarz. „Jakiś ty bystry, Styles...
   - Andy?
   - Mamma mia! – odwrócił się na pięcie i wpatrywał we mnie zdziwiony. – Chcesz mnie przyprawić o zawał? Co ty tu robisz?
   - O ile się nie mylę, to jeszcze tu mieszkam... – spojrzałem na niego rozbawiony. No, ale co mogłem poradzić, skoro w tym fartuszku wyglądał przekomicznie. – Do twarzy ci w różowym...
   - Co ty nie powiesz? – mruknął, przyglądając mi się uważnie. – Nie śmiej się. Gdybyś zapomniał, to on jest twoją własnością – skrzywiłem się. – Myślałem, że nie wstaniecie przed południem...
   - A tu taka niespodzianka... – wzruszyłem ramionami. – Pomożesz mi znieść Alex?
   - Ma się rozumieć – odłożył patelnię na bok i ruszył za mną na górę. – Co się stało? Po tym, co słyszałem wczoraj, byłem więcej niż pewien, że rano będziesz wesoły jak skowronek, a tymczasem wyglądasz jak z krzyża zdjęty...
   - Nie chcę o tym rozmawiać – spojrzałem na drzwi do sypialni i momentalnie chciało mi się wyć. „A mogło być tak pięknie... To nie... Jak zawsze chciałem więcej, niż mogłem mieć...” – Spieprzyłem to... – odetchnąłem głęboko i wszedłem za nim do środka.
   - Dzień dobry – Alex posłała Andy’emu smutny uśmiech. – Ale pięknie pachnie... Mam nadzieję, że robisz tam podwójną porcję...
   - Całkiem możliwe... – wyszczerzył zęby. – Noga cię boli? – zauważył grymas bólu, gdy ją unieśliśmy. „Może to ja sprawiłem jej ból...” wbiłem w nią wzrok, jakby to miało mi pomóc dojrzeć prawdę.
   - Nie, w porządku... – ukryła twarz w moim ramieniu, ale po chwili zdała sobie chyba z tego sprawę, bo szybko się cofnęła, posyłając mi przepraszające spojrzenie. Bolało mnie to, bo jedyne czego chciałem, to przyciągnąć ją z powrotem. „Boże, nie zniosę tej ciszy...


   „Jak to możliwe, że siedząc tak blisko siebie, można się czuć tak od siebie oddalonym?” Czułem, że moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Po porannym umartwianiu się przyszedł najwyraźniej czas na złość. Wpatrywałem się w dziewczynę siedzącą na drugim końcu kanapy z nogami ułożonymi na ławie, a ona uparcie nie odrywała wzroku od telewizora, udając wielkie zainteresowanie nawet głupimi reklamami. Nie mogłem tego tak zostawić. Przecież to nie jestem ja. Nie mogę się poddać. Nie teraz, gdy w końcu wiem, czego pragnę. Odkąd praktycznie wywaliła mnie z sypialni nie mogłem przestać o niej myśleć. Zresztą ostatnio cały czas mam ją w głowie. Podziwiałem jej twarz, która na szczęście straciła niedawną chorobliwą bladość. Było lepiej. Pożerałem wzrokiem usta, które nawet teraz doprowadzały mnie do szaleństwa i naprawdę nie chciałem myśleć, co jeszcze potrafiła nimi zrobić. Miała na sobie jedną z moich starych, rozciągniętych koszulek. Sprany materiał cudownie opinał jej pełne piersi. „Nie zrezygnuję z niej” postanowiłem kolejny już raz. Powinienem opracować jakiś misterny plan odzyskania jej, choć przecież tak naprawdę nie mogłem jej stracić, skoro nigdy nie była moja... A przynajmniej nie tak, jak bym tego chciał.
   - Zakochałem się w tobie, Alex – powiedziałem. „I to tyle, jeżeli chodzi o subtelność w moim wykonaniu” westchnąłem. „Ale przynajmniej nie może mi uciec...” Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma, a w nich czaił się strach. – Czego tak naprawdę się boisz? Przecież wiem, że nie jesteś dziewczyną, która wskakuje facetowi do łóżka, jeśli nic do niego nie czuje... – przysunąłem się bliżej i usiadłem przodem do niej. – Dlaczego nie chcesz dać nam szansy?
   Chciałem jej dotknąć. Właściwie to potrzebowałem jej dotknąć, przytulić. Zrobić cokolwiek, co by ją przekonało, że warto na nas postawić, że warto zaryzykować. Byłem napięty do granic możliwości i czekałem, a cisza znów dzwoniła mi w uszach. Przez jej twarz przelatywało milion emocji, ale usta wciąż uparcie milczały. W końcu jakby powietrze z niej uszło. Spuściła wzrok i zgarbiła się. „Gdzie ta moja niepokonana Alex?” zastanawiałem się nad przyczyną jej zachowania.
   - Bo to nie może się udać... – wyszeptała w końcu i chyba tylko dzięki temu, iż nie odrywałem od niej oczu, zrozumiałem, co powiedziała. – Ty i ja... – spojrzała na mnie, a jej wargi podejrzanie drżały. – Nie pasujemy do siebie...
   - Bzdura! – zagotowało się we mnie i aż zerwałem się z kanapy. – Kto tak twierdzi? Ty? – stanąłem przed nią i czekałem na coś więcej. „To nie tak miało wyglądać.” – Dlaczego to robisz, Alex? Więc to wszystko nic dla ciebie nie znaczy? Po prostu seks? – warknąłem, gestykulując jak szalony. Wiedziałem, że to nie jest to, co myśli, czego pragnie. Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. „Czy płakałaby, gdyby naprawdę nic do mnie nie czuła?” – Jesteś najodważniejszą osobą jaką znam... No, może zaraz po Kate – powiedziałem. – Dlaczego jeżeli chodzi o nas jesteś takim tchórzem?
   - To nie jest proste, Harry... – spojrzała na mnie i naprawdę widziałem miłość w jej oczach. „A może po prostu jestem taki głupi, że sam to sobie wmawiałem...
   - Ale mogłoby być... – powiedziałem, klękając przy niej i ściskając jej dłonie. – Po prostu przestań zastanawiać się, nad tym, co ludzie powiedzą i pomyśl przez chwilę o nas... Tylko ty i ja. My. Nikomu nic do tego. Kocham cię, Alex. Pytanie tylko, co ty do mnie czujesz... Powiedz to...
   -  Tak byłoby najprościej, prawda? – wyszeptała. – Tylko, że życie nie jest proste... Moje nigdy nie było... Musiałam...
   - Już nie musisz być sama...
   Widziałem panikę w jej oczach i mnie również obleciał strach. Znów unikała mojego wzroku. Kręcąc głową, jakby próbowała przegonić z niej wszystkie myśli.
   - Nie mogę... – załkała. – Nie możemy... Ja... Rozejrzyj się, Harry – westchnęła. – Mieszkasz w pieprzonym pałacu, a ja jestem pokojówką. Sprzątaczką, która mieszka w rozpadającej się ruderze. Jesteś światową gwiazdą, a ja kimś, kto może co najwyżej posprzątać ci dom. To nie może się udać...
   - Kto dał ci prawo o tym decydować? – warknąłem, a złość dosłownie płynęła w moich żyłach. – Ja pierdolę, Alex! Dlaczego nie może nam się udać? Kate i Louisowi się udało... Więc kim według ciebie jesteśmy? Przyjaciółmi, którzy dla zabicia czasu pieprzą się po kątach? – posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. Tylko, że ja chciałem jej złości. Chciałem prawdziwą Alex, a nie tą niezdecydowaną dziewczynę, która nieudolnie próbowała mnie przekonać do swoich głupich racji. – O to ci chodziło? Chciałaś się ze mną przespać, by potem mieć co opowiadać koleżankom w pracy? A może sprzedasz to mediom i w końcu będzie cię stać na wszystko – drażniłem ją nadal. – Łóżkowe chwile z Harrym Stylesem... Albo... – udałem, że się zastanawiam. – Spałam ze Stylesem i zdecydowanie jest przereklamowany...
   - Zamknij się! – warknęła, czerwona ze złości. – Jak możesz w ogóle myśleć, że byłabym zdolna cię sprzedać po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś?
   - A więc może o to chodzi? O jakąś chorą wdzięczność? – zagotowało się we mnie. – Przysięgam, że jeżeli przespałaś się ze mną z takiego powodu, to nie ręczę za siebie...
   - Jesteś idiotą! – wydarła się, rzucając we mnie poduszką.
   - To przynajmniej jest nas dwoje – warknąłem. – Bo pieprzysz od rzeczy. Jesteś tchórzem. Udzielasz rad Kate, a sama boisz się do nich zastosować. I nie wyskakuj mi tu z żadnymi piosenkarzami i pokojówkami – cisnąłem poduszką przez pokój, niechcący przewracając wazon. – Pracowałem w piekarni, do kurwy nędzy! Za najniższą stawkę! Nie urodziłem się w pałacu, więc mi nie pierdol takich głupot! Wyznałem ci miłość, do cholery! Przynajmniej bądź ze mną szczera. Chyba tyle możesz dla mnie zrobić? Powiedz, że nic do mnie nie czujesz i po kłopocie...
   - Nie mogę... – załkała.
   - Harry?
   - Alex?
   Odwróciłem się gwałtownie w stronę schodów. Jęknąłem w myślach, widząc u ich szczytu siostrę, a zaraz za nią Louisa i Kate. „Nie teraz...” miałem najprawdziwszą ochotę kazać im wyjść. Patrzyli na mnie zszokowani. Spojrzałem na Alex. Westchnąłem zrezygnowany. „Teraz to już niczego się od niej nie dowiem...




   - Wszystko w porządku, kochanie? – objąłem dziewczynę w pasie, przyciskając jej drobne ciało do mojego torsu. Musnąłem ustami jej odkryte ramię. Kate posłała mi ciepły uśmiech, ani na chwilę nie przerywając mieszania czegoś, co pachniało wręcz obłędnie. „Choć do obłędu to mnie raczej zaraz co innego doprowadzi...” – Gemma pyta, czy nie potrzebujesz pomocy?
   - Nie trzeba. Jakby co, to zawołam – powiedziała, podając mi usta do krótkiego pocałunku. – A co z nimi? Udało wam się czegoś dowiedzieć?
   - Niestety... Wyjątkowo małomówni jak na nich – parsknąłem. – Gemma właściwie sama zabawia się rozmową, bo ci dwoje udają, że ich tam nie ma... – odsunąłem się, dając jej pracować. Oparłem się o szafkę i pożerałem wzrokiem moją dziewczynę. „Kocham upały” zagwizdało moje drugie ja. „Ja też...” przyznałem uczciwie, prawie się oblizując na widok, jaki miałem przed sobą. Kate wyglądała cholernie seksownie w białej bluzce i króciutkich, zielonych szortach, które opinały jej tyłeczek w sposób, który nawet świętego przyprawiłby o grzeszne myśli. „A ja zdecydowanie nie byłem święty...” Kolejny raz pogratulowałem sobie przezorności, gdy poprawiałem luźne spodnie. – Zachowują się jak małe dzieci... Słowo daję, że ostatnio widziałem takie fochy w piaskownicy.
   - Oboje są strasznie uparci – westchnęła. – Może nie powinniśmy na nich za bardzo naciskać i pozwolić im raczej rozwiązać wszystkie problemy samodzielnie? Skoro nie chcą nic powiedzieć...
   - Może i masz rację... – przyznałem, zakładając jej kosmyk włosów za ucho. – Choć w tej chwili zachowują się jakby mieli po pięć lat i zdecydowanie samodzielne myślenie wydaje się być ponad ich siły – parsknąłem rozbawiony.
   - Będziesz mieszać? – podała mi drewnianą łyżkę i zabrała się za tarcie sera.
   - Już mnie gonisz do roboty? – zaśmiałem się. – Żebyś później nie żałowała. Ja i gotowanie nie za bardzo za sobą przepadamy...
   - Nie będzie tak źle – uśmiechnęła się. – A skoro i tak tu stoisz, to możesz przestać mnie rozpraszać i zająć się czymś pożytecznym – przesłała mi buziaka w powietrzu.
   - Rozpraszam cię? – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, nagle bardzo zadowolony z siebie. – Kto tu kogo rozprasza... Tak mi zawróciłaś w głowie, że zapomniałem ci powiedzieć, że Lou zaraz nam podrzuci małą, bo musi coś pilnie na mieście załatwić...


   Kilka godzin później nic się nie zmieniło w związku z naszą dziwnie milczącą parą. „No, może byli bardziej najedzeni po pysznym lunchu przygotowanym przez Kate” uśmiechnąłem się pod nosem. Oboje byli wręcz przezabawni w tym swoim zacięciu. Odzywali się tylko półsłówkami i to tylko wtedy, kiedy pytanie było skierowane bezpośrednio do nich. „Uparte osły...” Gdy nawet Kate nie udało się rozruszać Alex wiedziałem, że to coś bardziej poważnego, niż początkowo mi się wydawało. Lunch był przepyszny, ale atmosferę przy stole ratowała głównie Gemma, która paplała niestrudzenie, przekazując nam wszystkie najświeższe ploteczki. Co najmniej jakby chciała zatrzeć niezbyt gościnne zachowanie swojego brata.
   Potem było trochę weselej, a to za sprawą Lux, która pojawiła się wraz ze swoim słynnym uśmiechem i toną zabawek. Przynajmniej wniosła trochę śmiechu do towarzystwa. Kolejny raz nie mogłem wyjść z podziwu, jak Kate dobrze sobie z nią radzi i jak bardzo mała ją polubiła. Już nie biegła najpierw do Harry’ego, by się przywitać. Teraz pierwszeństwo miała ciocia Katy. Uśmiechnąłem się, przypominając sobie mokre buziaki dziewczynki, które sprawiały, że Kate śmiała się głośno i radośnie. „Takie chwile sprawiały, że rosło mi serce...
   Niestety po dwóch godzinach mała zrobiła się śpiąca, a co za tym idzie strasznie marudna, ale i tak zapewniała nam rozrywkę, bombardując wszystkich pociskami z klocków i z wszystkiego, co jej wpadło w ręce. Przynajmniej Harry trochę odżył, próbując chronić Alex, przed nisko latającymi zabawkami. Nie mogłem nie zauważyć, tych smutnych spojrzeń, jakie sobie posyłali myśląc, że nikt ich nie widzi. „Co tu się wyprawia?” Gdy Louise wpadła zabrać małą i my postanowiliśmy, że czas się zbierać. Dzisiaj Alex i Harry zdecydowanie nie byli w nastroju na gości. Całe szczęście, że był jeszcze Andy, bo naprawdę współczułbym Gemmie przebywania sam na sam z tą dwójką.
   - Moja torba – zatrzymałem się z dłonią na klamce i spojrzałem na Kate. – Zostawiłam ją na górze...
   - Przyniosę... – powiedział Harry, nagle zgrywając dobrego gospodarza.
   - Nie trzeba – posłała mu delikatny uśmiech i ścisnęła moją dłoń. – Sama po nią pójdę... – patrzyłem jak skręca w prawo i znika za ścianą. Wiedziałem, że chciała mi dać te kilka minut.
   - Całkiem sprawnie się już porusza po moim domu – zauważył Harry, stojąc przede mną z dłońmi w kieszeniach.
   - To prawda... – przyznałem. – Co się dzieje, stary? I nie mów, że nic, bo przecież widzę. Wszyscy widzimy...
   - Nie chcę o tym rozmawiać, Lou – spojrzał na mnie, ale szybko uciekł wzrokiem. Zdążyłem jednak zauważyć, że w jego oczach czai się smutek. – Pogadamy innym razem, dobrze?
   - Jasne, ale...
   Głośny krzyk Kate przerwał mi w pół zdania i sprawił, że serce mi na moment stanęło. Tylko po to, by po chwili niesamowicie przyspieszyć. „Boże, nie...




   - Serio, Zayn, nie mogę patrzeć, jak się nad sobą użalasz – jęknąłem,stojąc w drzwiach i obserwując go od kilku minut. „Nawet tego nie zauważył...” miałem ochotę walić głową we framugę. – Przysięgam, jeszcze pięć minut i rzucę się z okna.
   - Całe szczęście, że nie mieszkasz wysoko – mruknął przyjaciel i dalej gapił się w telewizor. I nie byłoby to nawet nic strasznego, gdyby tylko go włączył.
   - Dość tego. Wstawaj – rzuciłem w niego pierwszą lepszą koszulką, którą wyciągnąłem z szafy. – Wychodzimy.
   - Nigdzie nie idę.
   - Idziesz – zabrzęczałem kluczykami. – Pojedziemy po coś do jedzenia. No, chyba, że bardzo ci się chce, to możesz coś mi ugotować – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
   - Zawsze możesz coś sobie zamówić z dostawą do domu – burknął i nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał jak zombie i prawdę mówiąc ostatnio właśnie tak się zachowywał.
   - Albo zaraz ruszysz się z tego łóżka, albo ja rozwalę się obok ciebie i w końcu porozmawiamy o tym, co cię gryzie – z satysfakcją zauważyłem, że moje słowa przyniosły zamierzony efekt. Zmroził mnie wzrokiem, ale podniósł się z ciężkim westchnieniem.
   - Niech ci będzie – mruknął, zakładając koszulkę i w drodze do drzwi zgarnął jeszcze swoje okulary. Uśmiechnąłem się zadowolony. – Czy ty naprawdę musisz się tak szczerzyć, Niall? To przerażające...
   - Zazdrościsz? – zbiegłem po schodach i skierowałem się prosto do samochodu. – Wyspałem się. Jest piękna pogoda... Nie mam powodu, by się smucić. Zresztą od tego mam ciebie. Jesteś ostatnio mistrzem jeżeli idzie o zrypany humor...
   - Mam ku temu powody... – mruknął, wślizgując się na fotel pasażera.
   - Ja nie mówię, że nie masz, stary – spojrzałem na niego wymownie i uruchomiłem silnik. – Chodzi mi raczej o to, że powoli zaczynasz świrować. Weźmy na przykład ten twój sen...
   - Wiedziałem, że nie powinienem ci o tym mówić... – mruknął pod nosem.
   - Rozumiem, że był realistyczny jak diabli i naprawdę mogłeś narobić w gacie ze strachu... – kontynuowałem niestrudzony, wyjeżdżając z parkingu. – Cholera, nawet ja się wystraszyłem, gdy obudziłeś się z krzykiem i później, gdy mi wszystko opowiedziałeś. Ale przecież nie możesz robić w portki za każdym razem, gdy ktoś wypowie słowo „impreza”. W końcu wezmą cię za czubka.
   - Ale przynajmniej będą bezpieczni... – powiedział cicho i gapił się przez okno.
   - Chcesz znać moją diagnozę?
   - Pewnie i tak mi ją powiesz – burknął, opierając głowę o zagłówek.
   - Odbija ci.
   - To ta twoja fachowa opinia? – parsknął i spojrzał na mnie znad okularów. – Myślisz, że nie wiem? Ostatnio mam wrażenie, że nad niczym nie panuję...
   - A ty oczywiście musisz nad wszystkim panować, czyż nie? – przewróciłem oczyma. Miałem ochotę trzepnąć go w tej pusty łeb, ale ostatecznie wybrałem skupienie się na drodze. – Zayn, wrzuć na luz. Nie możesz się tak wszystkim przejmować, bo wykorkujesz... – nagle pewna myśl pojawiła się w mojej głowie. – Wiesz, ten twój sen może i nie był taki głupi...
   - Co ty nie powiesz... – mruknął pod nosem.
   - Pomyślmy... – zapaliłem się do tego pomysłu. – Spieprzyliście z Pers na całego. Nie da się ukryć. Raz ty, raz ona. Przynajmniej sprawiedliwie – uśmiechnąłem się, ale jemu raczej nie było do śmiechu. – Według mnie ten twój sen ewidentnie świadczy o tym, że ci na niej zależy. Jej na tobie też, więc dlaczego po prostu tego nie załatwicie. Buzi-buzi na zgodę...
   - Bo to nie takie łatwe...
   - To będzie tak trudne jakim to zrobicie – westchnąłem, zrezygnowany tym upartym osłem. – Kochasz ją? – popatrzył na mnie wymownie. – Wiem, że tak. Ona kocha ciebie. I wcale nie podsłuchiwałem pod drzwiami – zaśmiałem się, gdy posłał mi spojrzenie mówiące, że i tak mi nie wierzy. – No może troszeczkę, ale wiesz... Musiałem w końcu mieć rękę na pulsie, gdybyś potrzebował wsparcia...
   - Jasne – parsknął. – Przybiegłbyś mi na pomoc z gitarą w dłoni...
   - Na przykład – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Ale sęk w tym, stary, że świrujesz ostatnio i martwię się. Wszyscy się martwimy. Może gdybyś pogodził się z Perrie poczułbyś się lepiej. W końcu czego więcej chcesz? Kochacie się, więc...
   - Więc co? Mam tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim co zrobiła?
   - We śnie potrafiłeś jej wybaczyć – wzruszyłem ramionami. – Nie czekaj, aż będzie za późno... Jeżeli ona jest w stanie pogodzić się z tym, że kochasz Katy, to...
   - Nie kocham... – przerwał mi w pół zdania. – Znaczy tak, ale... nie tak, jak... No wiesz... Kurwa... – westchnął, przeczesując włosy palcami. – Kate jest moją przyjaciółką. Kocham ją jak ty, czy Liam...
   - Na pewno nie tak jak ja – puściłem mu oczko, skręcając w tak dobrze mi znaną ulicę. – Ty masz swoje siostry, więc wara od mojej...
   - Wiesz o co mi chodzi – powiedział, rozglądając się dookoła. – Serio? Nando’s?
   - A co? – zdziwiłem się. – Miałeś jakieś inne propozycje? Nie pamiętam byś wspominał... A poza tym, co jest lepszego od chrupiącego kurczaczka? – rozglądałem się za wolnym miejscem do zaparkowania.
   - Pewnie nic – przytaknął i skinął w stronę, skąd właśnie odjeżdżało srebrne BMW.
   - No właśnie. Więc wyłącz tryb marudzenia i uśmiechnij się w końcu, bo jeszcze ktoś pomyśli, że cię tu przywiozłem siłą...
   - Poniekąd tak było – parsknął, ale tym razem było to wesołe parsknięcie. – Już nie pamiętasz... – przerwał, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, czy iść już do środka, czy też czekać na niego. „Niemożliwe...” otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i zacząłem się mocować z pasem bezpieczeństwa. „Tym razem mi nie uciekniesz” postanowiłem, nie odrywając od niej wzroku. Już otwierałem drzwi, gdy ryk klaksonu przypomniał mi o tym, by zerknąć w lusterko. „Jak na złość, akurat teraz zrobił się ruch... Szybciej, do cholery!
   - O, Boże... Który szpital? – słowa Zayna i fakt, że zrobił się blady jak ściana sprawiły, że zatrzasnąłem drzwiczki. I wcale nie musiałem stoczyć potężnej walki sam ze sobą. „Boże, tylko nie Katy...” modliłem się w duchu. Patrzyłem tęsknie za dziewczyną, która zaraz miała zniknąć mi z oczu. „Kolejny raz...” Odpaliłem silnik i przy jego cichym akompaniamencie moja wymarzona dziewczyna zniknęła za rogiem. – Powiedz Louisowi, że zaraz tam będziemy... – Zakończył rozmowę. – Kate miała wypadek...




   Nienawidziłem szpitali. Z całego serca i odkąd tylko pamiętam. Pewnie dlatego, że spędziłem w nich sporo czasu, gdy byłem mały. Myślałem, że mam to już za sobą, a ostatnio znów jestem w nich częstym gościem.
   Spojrzałem na Louisa. Był blady jak ściana, a jego nerwowe dreptanie wzdłuż korytarza mówiło samo za siebie. „Znów się obwiniał...” westchnąłem, widząc to ogromne cierpienie w jego oczach. „I strach... O Kate...” Harry siedział na niewygodnym krzesełku i zawzięcie z kimś pisał. „Pewnie z Alex...” Co jakiś czas posyłał zaniepokojone spojrzenie w stronę przyjaciela. Zayn wyglądał, jakby i on oberwał w głowę. Kucał, opierając się o ścianę i martwił się, jak my wszyscy.
   - Wciąż nic? – usłyszałem Nialla, który pojawił się z kubkami parującej, szpitalnej kawy. A przynajmniej czegoś, co nazywało się tu kawą. Pokręciłem głową, bo po prostu już nie miałem siły, by mówić. „Ile razy można powtarzać to samo?
   - Dlaczego to tak długo trwa? – Louis jęknął sfrustrowany i opadł na krzesło obok Harry’ego, tylko po to, by po chwili wstać i znów nerwowo przemierzać korytarz.
   - Liam! – odwróciłem się w stronę dziewczyny biegnącej w moją stronę. – Jestem najszybciej, jak się dało... Co z nią? Co się stało? Co mówią lekarze? – spojrzała w stronę chłopaków, przytulając się do mnie. – Trzymacie się jakoś? Louis...
   - Jeszcze nic nie wiemy – powiedziałem, przerywając tym samym jej słowotok. – Kazali nam tutaj czekać...
   - Jak to się stało? – wbiła we mnie wystraszone spojrzenie. – On chyba nie...
   - Nie! Nie... – uspokoiłem ją od razu. – Stanęła na jakiejś zabawce Lux i spadła ze schodów. Uderzyła się w głowę – ściszyłem głos, by Louis nie musiał tego jeszcze raz słyszeć. – Straciła przytomność i dość mocno krwawiła...
   - Boże... – zadrżała w moich ramionach. – Jak długo już czekacie?
   - Zadzwoniłem od razu, gdy Hazz dał mi znać... – spojrzałem na zegarek. Czas wlókł się niemiłosiernie. Nienawidziłem takiego czekania i tej niepewności.
   - Wszystko będzie dobrze... – powiedziała, patrząc na Louisa. – Musi być dobrze...




   - Tak... Musi być... – powtórzyłem, wdzięczny za wsparcie. Naprawdę niczego bardziej nie chciałbym, jak tylko by słowa Danielle okazały się prorocze. Miałem wrażenie, że zaraz rozpadnę się na kawałki. Musiałem się czegoś dowiedzieć. „Dlaczego to tak długo trwa?” spojrzałem na ścianę przede mną zastanawiając się, czy nie użyć jej, by rozładować te wszystkie emocje, które mnie przepełniały. „A może oni boją się mi powiedzieć...” lodowaty dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i prawie pozbawił oddechu. „Nie, to nie może być prawda” powtarzałem uparcie. „Kate nic nie jest i zaraz ją zobaczę...
   Drzwi na końcu korytarza otworzyły się i wszyscy zerwali się na równe nogi. Starszy mężczyzna zbliżał się do nas, a ja czułem, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Panikowałem. „Boże, proszę...” patrzyłem lekarzowi prosto w oczy i widziałem w nich zmęczenie, ale też... ciepło i mądrość...
   - Ktoś z państwa jest z rodziny? – odezwał się spokojnym głosem, pewnie przystosowanym dla spanikowanych krewnych.
   - Tak, ja jestem – zrobiłem krok do przodu, w napięciu czekając na jakiekolwiek informacje. – Co z nią? – lekarz popatrzył na mnie, jakby zastanawiał się, czy na pewno może udzielić mi odpowiedzi.
   - Rezonans wykazał, że nie doszło do uszkodzenia mózgu, a krwawienie dość szybko udało nam się zatamować, co jest dobrą wiadomością. Wykluczyliśmy jakiekolwiek złamania. Pana... – spojrzał mi w oczy – narzeczona wciąż jest nieprzytomna i oczywiście więcej będziemy mogli powiedzieć, gdy się obudzi, ale jestem dobrej myśli – uśmiechnął się. – Jest młoda i silna... Zaraz zostanie przewieziona do sali i będzie pan mógł ją zobaczyć. Na razie musimy czekać... A teraz proszę mi wybaczyć... – poklepał mnie po ramieniu i odszedł.
   „Musimy czekać...” powtórzyłem w myślach. „Czekać...” Chyba właśnie znienawidziłem to słowo. Nie chciałem czekać. Chciałem ją zobaczyć już. Natychmiast. „Boże, dlaczego nie poszedłem z nią?” Sam już nie wiem, który raz zadawałem sobie to pytanie. W głowie rozważałem miliony scenariuszy z przeróżnymi zakończeniami. Ale żadne z nich nie kończyło się w szpitalu. „Mogłem sam pójść, mogłem wysłać Marka, albo pozwolić iść Harry’emu...” Było tyle możliwości.
   - To nie twoja wina, Louis – przyjaciel stanął przede mną i wbił we mnie te swoje zielone oczy. – Nie możesz się tym zadręczać. Nic jej nie będzie. Słyszałeś, co powiedział lekarz? Jest silna, a my wiemy o tym bardziej niż ktokolwiek inny...
   - Wiem, że masz rację – westchnąłem. – Po prostu... – „Boję się...” dokończyłem. – Chcę już ją zobaczyć i przekonać się o tym na własne oczy...
   - Chyba zaraz będziesz mógł to zrobić... – zauważyłem, że wpatruje się w coś za moimi plecami. Odwróciłem się i zauważyłem pielęgniarkę zmierzającą w naszą stronę. – Pan Tomlinson?
   - T-tak... – powiedziałem drżącym głosem. Miałem ochotę się rozpłakać, gdy kobieta się do mnie uśmiechnęła.
   - Proszę za mną.
   Obejrzałem się jeszcze na przyjaciół i poszedłem za pielęgniarką. Z każdym krokiem moje serce przyspieszało, a gdy zatrzymaliśmy się przed niebieskimi drzwiami dudniło mi w piersi tak głośno, że miałem wrażenie, iż wszyscy to słyszą. Wszedłem do środka, a krew szumiała mi w uszach i pewnie dlatego dopiero po chwili dobiegł mnie szum urządzeń ustawionych przy wezgłowiu łóżka. Zbliżyłem się na drżących nogach, nie odrywając wzroku od Kate. „Wyglądała... jakby po prostu spała...” pozwoliłem sobie, by promyk nadziei mnie oświetlił. Była trochę blada, ale czy nie każdy tak wygląda w otoczeniu białych prześcieradeł. Bandaż na jej głowie przytrzymywał opatrunek. „Kolejna blizna...” westchnąłem, wyciągając rękę i ostrożnie ujmując jej dłoń. Była delikatna i ciepła...
   - Skarbie... – wyszeptałem, pochylając się nad nią i pieszcząc kciukiem wierzch jej dłoni. – Jestem przy tobie, maleńka...

niedziela, 22 września 2013

75




   Usiadłem gwałtownie na łóżku nie do końca wiedząc, co mnie obudziło. „Coś było nie tak...” Rozejrzałem się po pokoju, uważnie nasłuchując. Cisza. Nic. Jedynie deszcz zacinał po oknach. „Źle ze mną...” ziewnąłem, opadając na poduszki. Sięgnąłem po telefon. „Piąta rano?” westchnąłem. „Horan, ty debilu, śpij, póki możesz” nakazałem sobie, pamiętając, iż mamy dziś tak zawalony dzień, że wcale nie tak dużo czasu mi pozostało, nim zadzwoni budzik.
   - Cholerna impreza... – mruknąłem, nakrywając się po uszy kołdrą. – Trzeba było siedzieć w domu, a nie...
   - Nieee!!! – usłyszałem przepełniony bólem głos przyjaciela. Wyskoczyłem z łóżka na równe nogi, o mało się przy tym nie zabijając. Chwyciłem gryf gitary niczym jakąś broń, wybiegłem z sypialni  i wpadłem rozpędzony do pokoju Zayna. Rozejrzałem się na boki, szukając kogoś, komu mógłbym przywalić. Ale nikogo obcego nie było... Tylko przyjaciel, siedzący na łóżku z wyrazem prawdziwego przerażenia na twarzy i macający nerwowo swoją klatkę piersiową, jakby chciał sprawdzić, czy tatuaże przypadkiem mu nie poznikały. Łzy ciekły ciurkiem po jego twarzy, a ciało świeciło się od potu. Jego oczy wydawały się wciąż jeszcze widzieć coś, czego nie było w pokoju, a co śmiertelnie go przeraziło.
   - Zayn? – odłożyłem gitarę, opierając ja o szafkę i przysiadłem na brzegu materaca, delikatnie dotykając jego ramienia. – Wszystko dobrze?
   - Nie... – załkał, ale przynajmniej spojrzał na mnie w miarę przytomnie i wydawał się powoli uspokajać. Wziął głęboki oddech. – Nie umarłem... – wyszeptał z ulgą i ponownie się rozpłakał.
   - Oczywiście, że nie umarłeś – powiedziałem, przyciągając go do siebie i pozwalając mu wypłakać się w ramię. Koszulka momentalnie zrobiła się mokra. – Miałeś jakiś zjebany sen, stary... – klepałem go po plecach. – Wszystko dobrze...
   - Ta impreza... – usłyszałem jego stłumiony głos.
   - Wprawdzie ja też prawie umarłem na niej z nudów, ale bez przesady... – próbowałem go rozbawić, ale chyba był jeszcze za bardzo pod wpływem swojego koszmaru, by docenić moją błyskotliwość. – Chcesz o tym pogadać?
   - Nie... – powiedział, gdy cisza zaczynała mi już ciążyć. – Może później? – spojrzał na mnie, a następnie na zegar, wiszący na ścianie. – Sorry, że cię obudziłem...
   - Nie ma sprawy... – wzruszyłem ramionami, zastanawiając się, co aż tak wytrąciło go z równowagi. – I tak nie robiłem nic ciekawego. Gorzej by było, gdybym właśnie grał mecz życia, albo śnił o jakiejś cycatej blondynce, która robiłaby mi...
   - Jesteś nienormalny... – w końcu zauważyłem delikatny uśmiech na jego twarzy.
   - Ej! – udałem oburzenie. – Chciałem powiedzieć, że robiłaby mi obiad, a tobie już Bóg wie co po głowie chodzi...
   - Jasne – przewrócił oczyma i omiótł wzrokiem pokój. – Co tu robi twoja gitara?
   - Myślałem, że ktoś cię gwałci, więc przybiegłem na pomoc – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Przecież nie walczyłbym gołymi rękoma. Z gitarą jestem niepokonany. Prawie jak superman...
   - Gitara-man, tak? – parsknął i tym razem szczerze się uśmiechnął. – Jesteś walnięty, ale kocham cię, stary... – przytulił mnie mocno, prawie łamiąc mi żebra.
   - Ja też cię kocham... – oddałem uścisk. – Ale obędzie się bez gwałtu?




   - Wyglądacie jak gówno – muszę przyznać, że sam nie określiłbym tego lepiej, choć pewnie próbowałbym inaczej dobrać słowa. Przyjrzałem się przyjaciołom. Wydawali się wykończeni, a wory pod oczami zdradzały, że raczej żaden z nich się nie wyspał.
   - Dzięki, Lou – westchnął Zayn, opadając ciężko na kanapę i sięgając po kolejną kawę. – Dobrze wiedzieć, że zawsze można na ciebie liczyć...
   - Dla ciebie wszystko – Louis wyszczerzył się w uśmiechu.
   - Nie mów, że poszliście gdzieś bez nas... – Harry spojrzał na nich, udając obrażonego. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że gdyby nie to, iż sam obiecał, że będziemy na tym otwarciu, to nikt by go nie odciągnął od Alex. Zresztą gdy postanowiliśmy w końcu opuścić imprezę, dostał takiego przyspieszenia, że prawie buty pogubił.
   - Wiedzieliście, że mamy wywiad z rana, tak? – upewniłem się, spoglądając na Nialla, który wyglądał jakby zapadł w śpiączkę na ramieniu Louisa.
   - Nigdzie nie byliśmy – mruknął Zayn. – Po prostu nie spaliśmy zbyt dobrze...
   - Obaj? – zdziwiłem się, przeskakując wzrokiem od jednego do drugiego... Niall uśmiechnął się pod nosem.
   - Mówiłem ci, stary, że kiedyś w końcu wszystko się wyda – westchnął teatralnie. – Dobra, macie nas. Spędziliśmy upojną noc, więc nie dziwcie się, że jesteśmy niewyspani...
   - Zdradzasz Liama? – parsknął Louis.
   - Właśnie – zaśmiałem się. – Zdradzasz mnie? Myślałem, że mamy wielkie plany na przyszłość... A teraz co? Ty i Zayn?
   - Ale i tak cię kocham, Li – Niall puścił mi oczko i przy okazji pokazał całe uzębienie, ziewając szeroko. – Po prostu Zayn to ciacho... A ty dobrze wiesz jak uwielbiam ciasteczka...
   - Nie wiem, czy przeżyję ten zawód miłosny... – westchnąłem, opadając na oparcie i przykładając dłoń do czoła.
   - Zawsze możecie żyć w trójkącie – wtrącił się Hazz. – Szybki ślub... Może z Vegas? Mogę być świadkiem?
   - Tak! Ja też chcę! – ucieszył się Louis. – Tylko, żeby zamiast księdza był Elvis!
   - Potem zrobicie Niallowi dziecko... – ciągnął Harry.
   - Ej! – oburzył się blondyn. – Dlaczego to ja mam być w ciąży?
   - Bo czasami jak się napchasz, to wyglądasz jakbyś już był w ósmym miesiącu – wtrąciłem, ciesząc się tą głupią rozmową. Przynajmniej nastrój zrobił się zdecydowanie lżejszy. No i Zayn już nie wyglądał, jakby mu w nocy ktoś umarł...
   - Też fakt – Niall wzruszył ramionami. – Dobra. Może być. Ale nie będę rodzić metodą naturalną... To ponad moje siły... Gorzej! To nieludzkie...
   - Bo ja wiem... – wtrącił Zayn, puszczając mu oczko. – Mama mi kiedyś mówiła o porodach w wodzie...
   - Jemu to raczej poród w Nando’s bardziej by pasował – parsknął Lou.
   - Tak! Właśnie! – ucieszył się Niall. – Ciekawe, czy dziecko od razu dostałoby kartę stałego klienta? Czaisz, jaki mogłoby mieć fart?
   - Jesteście zdrowo walnięci – usłyszałem głośny śmiech od strony drzwi. Nick kręcił głową z niedowierzaniem. – Zaczynam żałować, że tego nie nagrałem... Nikt mi nie uwierzy...
   - Za to ja zaczynam wierzyć, że rzeczywiście mają więcej szczęścia niż rozumu... – westchnął Paul, stojący za plecami Grimmy’ego.
   - To na pewno – parsknął Harry, który aż popłakał się ze śmiechu podczas tej naszej głupiej rozmowy.
   - Za dziesięć minut wchodzicie – odezwał się Nick. – Może przeniesiemy tą fascynującą pogawędkę do studia?
   - Ty ich lepiej nie zachęcaj – menadżer wydawał się przerażony takim pomysłem. – Możesz dostać więcej, niż mógłbyś znieść, a już na pewno więcej, niż ja jestem w stanie wytrzymać...
   - Jestem gotowy zaryzykować. – zaśmiał się Nick. Przenieśliśmy się do studia, rozsiadając się na stołkach w tym dobrze nam znanym pomieszczeniu. – Gdzie zgubiliście Kate?
   - Ma babski dzień – powiedział Louis, zajmując miejsce obok Harry’ego. – Już widzę, jak się ucieszy, gdy wyrwę ją wieczorem ze szponów Danielle i Louise...
   - Żebyś się nie zdziwił... – mruknął Hazz. – Lou mówiła, że mają w planach przywrócić barwy mojemu motylkowi... – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Już nie mogę się doczekać...
   - Na pewno – parsknął Nick, puszczając oczko Stylesowi i zaczął przedstawiać nam pokrótce plan wywiadu. „Czy on wie coś, czego ja nie wiem?




   „Auć...” jęknęłam w myślach, podczas gdy Lux próbowała naśladować swoją mamę i stworzyć dzieło sztuki z moich włosów. „Dzieło sztuki współczesnej, powinnam chyba dodać” uśmiechnęłam się, słysząc radosny śmiech dziewczynki. „Przynajmniej świetnie się przy tym bawiła...
   - Lux, nie wyrywaj cioci Kate włosów! – krzyknęła Louise sama już nie wiem, który raz dzisiaj. Razem z Danielle postanowiły urządzić Alex prywatny salon piękności. Przyjaciółka zdecydowanie nie narzekała na takie rozpieszczanie. „No i Mark się ucieszył, że tym razem nie przyjdzie mu cierpieć...” zaśmiałam się.
   - Wszystko dobrze... Mam dużo włosów – ostrożnie próbowałam wybadać swoją nową fryzurę, ale dziewczynka szybko odepchnęła moje ręce. „Auć...” – A przynajmniej miałam, gdy sprawdzałam ostatnim razem...
   To był wspaniały poranek. Obudziłam się wtulona w Louisa i naprawdę więcej mi do szczęścia nie było potrzeba. Zjedliśmy śniadanie, przekomarzając się jak dzieci. Chłopcy mieli dzisiaj bardzo napięty grafik. Myślałam, że po prostu spędzę ten dzień z Alex, co i tak byłoby czymś cudownym, ale okazało się, że Danielle miała co do nas zupełnie inne plany. Roześmiałam się, gdy przypomniał mi się jęk Marka, kiedy poszedł otworzyć drzwi wejściowe i zobaczył ją i Louise. Na szczęście szybko go uspokoiły mówiąc, że dziś będą torturować kogoś innego. Alex zdecydowanie nie narzekała na takie męczarnie... Jestem pewna, że gdy dziewczyny skończą, będzie tak kolorowa jak zawsze. Pomieszczenie wypełniał śmiech przyjaciółek oraz Lux, którą starałam się zabawiać, skoro nie mogłam przydać się w żaden inny sposób. Nagle w salonie rozległy się dźwięki skocznej piosenki.
   - To mój! – krzyknęła Danielle i rzuciła się przez pół pokoju, by odebrać połączenie. – Tak, kochanie?
   Przysłuchiwałam się odpowiedziom dziewczyny, uśmiechając się pod nosem. Wiedziałam czego dotyczy rozmowa. A upewniłam się, że mam rację, gdy Dani włączyła telewizor i zaczęła skakać po kanałach.
   - Daj! – Lux włożyła mi szczotkę w dłonie i wdrapała się na moje kolana. Delikatnie „obejrzałam” palcami jej fryzurkę.
   - Ściągnij jej tę spinkę i teraz ty ją trochę pomęcz – usłyszałam Louise. – Przynajmniej chwilę odpoczniesz... – uśmiechnęłam się i dokładnie tak zrobiłam. „Czas na zemstę” zaśmiałam się, ostrożnie rozczesując mięciutkie kosmyki i zabawiając dziewczynkę raczej jednostronną rozmową. A właściwie obustronną, z tym, że jedna strona, czyli ja, niekoniecznie rozumiała tą drugą...
   - Zaraz się zacznie – powiedziała podekscytowana Danielle, pogłaśniając telewizor.
   - My naprawdę będziemy ich oglądać? – parsknęła Alex. – Nie macie jeszcze dość tych wszystkich wywiadów z nimi?
   - Ten powinien być całkiem zabawny – wtrąciła Lou. – Prowadzący to prawdziwy komik. Z pewnością będzie dużo śmiechu. Ponabijamy się z tych wariatów...
   - To ja mam na co dzień – parsknęła przyjaciółka. – Ze Stylesa jest prawdziwy komik, nie wiedziałaś?
   - I bardzo dobrze – powiedziałam, posyłając jej wesoły uśmiech. – Za dużo smutnych ludzi jest dookoła. Przynajmniej się ze sobą nie nudzicie...
   - Taaa... – mruknęła pod nosem. „Hmmm... Nudzić to oni z pewnością się nie nudzą...
   - Czy ty się czerwienisz? – parsknęła Danielle. – Boże! Ty się czerwienisz! A więc to prawda! Ty i Harry, tak?
   - Co?!? Jak? Nie! – Alex zdecydowanie plątała się w zeznaniach. – Ja... On... Nie! Nie.
   - Cicho... – przerwała im Louise. – Zaczyna się...
   - To jeszcze nie koniec przesłuchania – zaśmiała się Dani, rzucając mojej przyjaciółce to ostrzeżenie.
   - Jasne... – mruknęła Alex, ale szybko umilkła i mogę się założyć o wszystko, że z przyjemnością będzie oglądała chłopaków. „Zwłaszcza takiego jednego...
   - Witam wszystkich bardzo gorąco – rozległo się z głośników. – Patrząc na was wszystkich, to poważnie zaczynam się martwić, czy to studio wytrzyma, gdy przedstawię moich kolejnych gości. W razie czego mam nadzieję, że jesteśmy ubezpieczeni od klęsk żywiołowych – uśmiechnęłam się pod nosem, czekając co będzie dalej. – Najgorętszy zespół na całym świecie... – już dało się słyszeć ogłuszające piski widowni. – Zdobyli każdą możliwą nagrodę i pewnie nawet kilka niemożliwych... – kontynuował prowadzący. – Na ich widok ślinią się miliony kobiet i mężczyzn, wliczając w to mnie samego – dziewczyny zaśmiały się głośno. – Naprawdę nie wiem, czy uda mi się z nimi porozmawiać, bo może się okazać, że na sam ich widok zacznę skakać jak szalony i z moich ust wydobędzie się tylko niezrozumiały bełkot... – „O matko...” – Proszę państwa... One Direction!!!
   - Ja pierdolę... – Alex najwyraźniej była pod wrażeniem. – Tak jest zawsze?
   - Gorzej – odezwała się Louise.
   - Słońce, w co ja cię wpakowałam?
   - Nie jest tak źle – posłałam jej uspokajający uśmiech. – Czasami jest całkiem spokojnie...
   - Tak – prychnęła Dan. – Raz na rok...
   - Boże, Boże, Boże... – przeżywał prowadzący, a ja mogłam usłyszeć głosy chłopców, którzy witali się z widownią. – Nie wierzę, że siedzicie na mojej kanapie... Uprzedzam reżysera, że gdyby ktoś ją przypadkiem ukradł, to na pewno nie będę to ja... – „Rzeczywiście facet jest komikiem...” – Zayn, Niall, Liam, Harry i Louis... Inaczej znani jako posiadacze największej ilości niewieścich serc!
   - No wiesz co? – usłyszałam rozbawiony głos Harry’ego. – Nie tylko niewieścich...
   - O, matko... – jęknął mężczyzna. – Moje biedne serce... Czy jest na sali lekarz?
   - Harry jest całkiem dobry jeżeli chodzi o pierwszą pomoc – uśmiechnęłam się czule, słysząc głos Louisa. Entuzjazm fanów był naprawdę ogłuszający.
   - Taaa... – dodał Niall. – Jest mistrzem jeśli idzie o usta-usta...
   - To na pewno... – prychnęła Alex.
   - Naprawdę? – coś mi się wydaje, że prowadzący był bardziej niż chętny, by to sprawdzić.
   - Cóż... – Harry wydawał się dobrze bawić. – Ma się te zdolności... – piski fanek przeszły na wyższy poziom. Nie mogłam nie usłyszeć mruczenia przyjaciółki, która komentowała pod nosem wypowiedzi chłopaka. „Czyżby ktoś tu był zazdrosny?” uśmiechnęłam się. Nie sądziłam, że kiedyś będę świadkiem czegoś takiego.
   Wywiad trwał w najlepsze i muszę przyznać, że prowadzący był niesamowity. Nie wiem jak on to zrobił, ale udało mu się zadać wiele interesujących pytań i jakoś wpleść je między te wszystkie piski i krzyki. Fani byli głośni jak zawsze, ale tym razem prym wiódł mężczyzna i naprawdę zaczęłam się zastanawiać, czy prawdą jest to, że ma plakaty chłopaków porozwieszane po całym domu...
   - Zayn, Liam i Louis... nie jest tajemnicą, że wasze serca są już zajęte... – prowadzący westchnął ciężko. – I jakoś muszę... musimy z tym żyć... Nie jest nam łatwo, wiecie? – „Czy on naprawdę odgrywał tam łzawą scenę?” – Na pocieszenie mamy Nialla i Harry’ego, ale nie wiem, co ze sobą zrobię, kiedy i oni kogoś sobie znajdą... Chyba przerzucę się na dziewczyny... – widownia wybuchła śmiechem. – Liam? Jesteście z Danielle najdłużej razem... Planujecie może ślub? Nie żebym się wpraszał na wesele...
   - Co za wariat – parsknęła Dani. Usłyszałam, że podnosi się z kanapy i po chwili usiadła za mną i zajęła się rozczesywaniem moich potarganych włosów. Na szczęście Lux była zbyt zajęta poszerzaniem dziur w moich spodniach, by zauważyć, że ktoś niszczy zrobioną przez nią fryzurę.
   - Nie wiem, czy odważyłbym się ciebie zaprosić, stary – odezwał się Liam. – Za bardzo bym się bał, że wstaniesz w nieodpowiednim momencie i przerwiesz ślub...
   - Przejrzałeś mnie. A to wydawał się taki dobry pomysł...
   - Tak coś czułem... – uśmiechnęłam się słysząc, że głos Liama staje się cieplejszy. – Co mogę powiedzieć? Danielle jest moim szczęściem. Oczywiście, że chcę spędzić z nią przyszłość. Jeszcze nie planujemy ślubu, ale kto wie, jak się życie potoczy...  Na razie oboje realizujemy swoje marzenia i po prostu żyjemy...
   - Pełnią życia... Zayn? A jak się układa tobie i Perrie? Pewnie nie pomaga to, że jesteście oboje wiecznie w rozjazdach? Słyszałem, że teraz czeka was długa rozłąka...
   - Nie jest lekko... – usłyszałam sztucznie wesoły głos przyjaciela. Wręcz czułam rozpacz w jego głosie. – Ale...
   - Oj, tam... – Niall ruszył mu na ratunek. – On jest Zayn „Mogę Wszystko” Malik. Co to dla niego takie odległości? Wsiada w samolot i leci na drugi koniec świata, by zjeść z Perrie obiad. To się nazywa miłość, człowieku...
   - Horan jak zwykle o jedzeniu... – roześmiał się Harry. – On pewnie by się nie ruszył dalej niż do najbliższego Nando’s...
   - Bardzo śmieszne – oburzył się Niall. – Ale w sumie prawda... Chociaż zamiast tam jeszcze mogę do was zawitać. Katy zawsze ma jakieś pyszności...
   - Ten chłopak cię kocha... – parsknęła Alex. – Choć nie zazdroszczę jego dziewczynie. Biedaczka nie wyjdzie z kuchni...
   - Wierz mi – postanowiłam wstawić się za przyjacielem. – Będzie najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Niall jest wspaniały i jak już się zakocha, to z pewnością w równie cudownej osobie... I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to on jej gotował...
   - Cicho... – Danielle przerwała naszą dyskusję. – Teraz Louis...
   - Wyglądaliście na prawdziwie szczęśliwych... – niestety nie słyszałam początkowych słów prowadzącego i mogłam się jedynie domyślać. – Muszę o to zapytać, bo po prostu wciąż nie mogę uwierzyć... Mam nadzieję, że cię nie urazę... Czy to prawda, że Kate jest niewidoma?
   - Tak, to prawda – usłyszałam głos mojego chłopaka. Jego ciepły ton momentalnie przywołał uśmiech na moją twarz. – Wcale się nie dziwię, że trudno ci w to uwierzyć. Ona radzi sobie wspaniale i często o wiele lepiej niż ja sam...
   - Wasz tryb życia raczej nie jest dla niej łatwy...
   - Pewnie nie – zgodził się Lou. – Ale Kate nigdy się nie skarży. Nigdy nie narzeka. Jest zawsze uśmiechnięta i najczęściej to ona podnosi nas na duchu, gdy zaczynamy marudzić...
   - Zaraz pękniesz... – parsknął Harry.
   - Nie da się ukryć, że jesteś z niej cholernie dumny – niby wciąż wsłuchiwałam się w dźwięki dobiegające z telewizora, ale bardziej byłam teraz skupiona na biciu mojego serca, które wręcz wyrywało się do Louisa..
   - Ale nie da się ukryć również, że jesteś jeszcze młody i czy to nie jest zbyt wiele?
   - Nie mówiłbyś tak, gdybyś ją znał – wtrącił się Zayn. – Oni razem stanowią całość. Są dla siebie stworzeni i naprawdę czasami mam wrażenie, że jedno bez drugiego nie może istnieć. Zbyt wiele? Ja znam Louisa. Dla Kate mógłby góry przenosić...
   - Dokładnie – odezwał się Niall. – To, że Katy nie widzi, to nic takiego... Dzięki temu jest tylko bardziej wyjątkowa. To żadne poświęcenie z jego strony... Wierz mi, wielu by chciało być na jego miejscu...
   - Z Niallem na czele – wtrącił Harry.
   - Jasna sprawa – usłyszałam. – Przecież ja już się jej nawet oświadczyłem... Niestety nie walczę z przeznaczeniem, a Katy i Louis zdecydowanie są sobie przeznaczeni... – po tych słowach rozryczałam się jak dziecko. I całe to nasze „oglądanie” chłopaków skończyło się na zbiorowym uścisku i łzach. Wtulałam się w przyjaciółkę, która trzymała Lux na kolanach i próbowałam się uspokoić, ale ten ogrom uczuć, które mnie przepełniały, był po prostu...
   - Boże, jak ja ich kocham... – westchnęłam.
   - No co ty nie powiesz... – parsknęła Alex, przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej.




   Deszcz nieprzerwanie zacinał po oknach. Byliśmy padnięci, a pogoda dodatkowo wysysała z nas energię. Czekałem spokojnie, aż technicy łaskawie odłączą mi mikrofon. Cieszyłem się, że to już koniec na dzisiaj. Zaraz stąd wyjdę, pojadę po Kate i potem prosto do domu... „I później to już dozwolone tylko dla dorosłych...” w głowie rozległ się dwuznaczny rechot. Moje drugie ja zawsze odzywało się w najlepszych momentach.
   - Andy wyciąga mnie na imprezkę – odezwał się Liam, gdy tylko przeczytał wiadomość. – Macie ochotę się wybrać? Zatrzeć wspomnienia po wczorajszym niewypale? – spojrzał wymownie na Harry’ego.
   - Już was przepraszałem... – jęknął Styles. – Skąd miałem wiedzieć, że to będzie kompletna katastrofa? Zapowiadało się ciekawie. Przynajmniej napiliśmy się za darmo...
   - Jedzenie było okropne... – wtrącił Niall. – Piwo było okropne... Muzyka była okropna....
   - Dobra, dobra... Zrozumiałem... Wszystko było okropne.
   - To co, idziemy? – Liam popatrzył na nas wyczekująco.
   - Gdzie? – odezwał się Zayn, który właśnie uwolnił się od nadmiaru kabli i podszedł do nas. – O czyn rozmawiacie?
   - Payne wyciąga nas na imprezkę... – powiedziałem i nagle przeraziłem się nie na żarty, widząc jak przyjaciel zbladł, a oczy prawie wyszły mu z orbit. – Zayn, dobrze się czujesz? – doskoczyłem do niego, chwytając go pod ramię, gdy wyraźnie zachwiał się na nogach. Niall asekurował go z drugiej strony. – Co z tobą? Wszystko w porządku?
   - Nie... – spojrzał na mnie przerażony. Autentycznie przerażony. Aż obróciłem się zobaczyć, czy przypadkiem nikt za mną nie stoi. – Żadnej imprezy! Nie idziemy na żadną imprezę!
   - Co z tobą, stary? – Liam popatrzył się na niego, nie wiedząc, co się dzieje. Zayn jednak wyglądał jakby wiedział o czymś, o czym my nie mieliśmy zielonego pojęcia i prawdę mówiąc, trochę jak nawiedzony. – O co ci chodzi?
   - Naprawdę chcę się wam balować dzisiaj? – Niall poklepał Malika po plecach i starał się odwrócić od niego naszą uwagę. „Raczej nieskutecznie...” – Pogoda jest do dupy. Jesteśmy wykończeni, a my dwaj dodatkowo niewyspani... – wskazał na siebie i Zayna. – Jedyne na co mam ochotę, to zalec pod telewizorem, ewentualnie iść spać...
   - Oni nie mogą iść na żadną imprezę... – upierał się Malik i naprawdę zaczynałem się zastanawiać, czy coś go nie opętało. Patrzył się na mnie i jakby czekał, jaką ja podejmę decyzję. – Lou, proszę cię, nie idź... Nie możesz nigdzie iść...
   - Naprawdę nie wiem, dlaczego tak się zachowujesz, ale może cię uspokoi fakt, że impreza to ostatnie o czym teraz myślę – powiedziałem i mogłem obserwować, jak całe napięcie z niego opada. – Jadę do Stylesa po Kate i potem prosto do domu. Mam zamiar spędzić ten wieczór z moją dziewczyną, a nie na jakiejś kolejnej potańcówce...
   - Panowie... – Paul pojawił się w drzwiach przerywając tą najdziwniejsza rozmowę w moim życiu. – Gotowi?
   - Wszystko w porządku, Zayn? – spojrzałem na przyjaciela i naprawdę zaczynałem się o niego martwić. Jego zachowanie nie było normalne. Takiego ataku spodziewałbym się po każdym, ale nie po nim.
   - Tak... – westchnął, próbując uspokoić oddech. – Teraz już tak...




   - Po całym dniu dalej buzie się wam nie zamykają – parsknąłem, gdy od ponad dwudziestu minut jedyne co mogłem, to przysłuchiwać się jak Danielle i Louise planują kolejny babski dzień. – A ja naiwny miałem nadzieję, że moja dziewczyna choć trochę się za mną stęskniła...
   - Oj, stęskniła się... I to bardzo – Dan posłała mi buziaka w powietrzu. – A jak bardzo, to być możne się niedługo przekonasz...
   - Obiecanki cacanki – mruknąłem pod nosem. – Pewnie bawiłyście się tak dobrze, że ani przez moment nie pomyślałaś o swoim biednym chłopaku...
   - Mogę poświadczyć, że to nie prawda – zaśmiała się Lou, poprawiając zasypiającą córeczkę w foteliku. – Oglądałyśmy was w telewizji, więc siłą rzeczy przez chwilę byliście na tapecie...
   - Przez jakieś pięć minut – sprostowała Danielle, puszczając mi oczko. – Byłyśmy bardzo zapracowane...
   - No, widziałem efekty tej waszej ciężkiej pracy – powiedziałem, wciąż mając przed oczami zachwycone miny przyjaciół. – Kate wyglądała ślicznie jak zawsze, ale Alex... – zagwizdałem. – Przeszłyście same siebie... Nikt nie mógł od niej oczu oderwać...
   - Widziałam – parsknęła Louise. – To było coś...
   - To był chyba pierwszy raz, gdy Styles zapomniał języka w gębie... – wtrącił się Preston, zatrzymując się na skrzyżowaniu.
   - A widzieliście Louisa? – zaśmiałem się na wspomnienie zachwytu w oczach przyjaciela. – Mogę się założyć o wszystko, że rzuci się na Kate od razu jak przekroczą drzwi domu. Pewnie nawet nie dojdą do sypialni...
   - Biedny Mark... – parsknęła Danielle. – Nie wiem, czy jego psychika to zniesie...
   - Mówcie co chcecie, ale mam wrażenie, że Harry rzucił się na Alex, jeszcze zanim odjechaliśmy z jego podjazdu...
   - Co? – powiedzieć, że byłem zdziwiony, to było zdecydowanie mało.
   - Co? – moja dziewczyna chyba też nie do końca była w temacie.
   - Widzieliście jak pożerał ja wzrokiem? – Louise wydawała się być tego pewna jak nigdy. – A jak ona patrzyła na niego? Mówię wam, ich spojrzenia mogłyby wzniecić pożar...
   - Nie może być... – spojrzałem na Danielle, ciekawy, co ona na to.
   - Ale numer... – rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu i spojrzała mi prosto w oczy. Nie wiem jak tam u Stylesa, ale u mnie zdecydowanie zanosiło się na pożar...




   Kolejny raz droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie. Obejmowałam moją wspaniałą dziewczynę i wysłuchiwałem sprawozdania z dzisiejszego dnia. Zdecydowanie bawiła się wspaniale.
   - A ja naiwny miałem nadzieję, że uratuję cię ze szponów dziewczyn... – zaśmiałem się. – I potem niecnie wykorzystam twoją wdzięczność...
   - Było cudownie... – powiedziała, unosząc twarz, bym mógł skraść z jej ust delikatny pocałunek. – Alex bardzo się podobało. I polubiła się z dziewczynami...
   - Trudno jej nie polubić...
   - Prawda? – uśmiechnęła się szczęśliwa. – Wprawdzie pod koniec Lux zrobiła się trochę marudna, ale wcale jej się nie dziwię. Po takim dniu każdy byłby zmęczony. Pewnie zaśnie Lou w samochodzie...
   - Wydaje mi się, że zasypiała Liamowi na ramieniu, gdy ją niósł do auta...
   - Chyba macie gości... – odezwał się Adam, gdy zbliżaliśmy się do bramy. Zauważyłem kilka dziewczyn zbitych pod niewielkim parasolem. Na zewnątrz wciąż padał ulewny deszcz.
   - Jakich gości? – zdziwiła się Kate, ale po chwili usłyszała wesołe piski fanek. – One tak tu marzną?
   - Na to wygląda... – odezwał się Mark, wyskakując z samochodu, by zrobić nam wolny przejazd.
   - Jest strasznie zimno i przecież pada... – widziałem w twarzy Kate ogromną troskę i moje serce zalała miłość do tej dziewczyny, która zawsze troszczyła się o wszystko i wszystkich. Spojrzałem w stronę zmokniętych fanek, zastanawiając się co takiego mógłbym zrobić, by sprawić przyjemność  zarówno im, jak i Kate. W międzyczasie zatrzymaliśmy się przed domem. Wyskoczyłem z samochodu, pomagając wysiąść Kate. Widziałem, jak zatrzęsła się z zimna. Piski fanek tylko przybrały na sile. Pomachałem w ich stronę, prowadząc Kate do domu. Adam od razu ruszył sprawdzić wszystkie pomieszczenia.
   - Zaraz do nich wyjdę – powiedziałem, ocierając kciukami krople deszczu z jej twarzy. – Poproszę, by wróciły do domu...
   - A nie możemy ich zaprosić na chwilę do nas? – Kate wbiła we mnie te swoje niesamowite „spojrzenie” i czekała co powiem. – Na pewno są przemarznięte... Moglibyśmy poczęstować je chociaż herbatą...
   - To nie jest najlepszy pomysł... – wtrącił się Mark i dosłownie wyjął mi te słowa z ust.
   - Dlaczego nie? – patrzyłem w oczy Kate i wiedziałem, że cokolwiek byśmy nie powiedzieli, ona tego nie zrozumie. A przynajmniej nie zgodzi się z nami. Ona, poznając nowych ludzi, nigdy nie myślała o tym, co może jej grozić z ich strony...
   - Nie możecie zapraszać obcych do domu – powiedział Mark, posyłając mi zaniepokojone spojrzenie. On też znał już ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że to jej nie przekona. – Po prostu...
   - Przecież to tylko kilka dziewczynek... – Kate nie dawała za wygraną. – Ile ich tam było? Cztery? Pięć? Was jest trzech. Co może się stać?
   - To nie o to chodzi, skarbie... – próbowałem jakoś ubrać myśli w słowa, ale zdawałem sobie sprawę, że nie brzmię przekonująco. – Po prostu jeżeli dzisiaj zaprosimy te fanki, to jutro będziemy tu mieli ich dwa razy więcej i tak każdego dnia... Nie zapanujemy nad tym...
   - Ale...
   - Louis ma racje, Kate – odezwał się Adam. – Tak po prostu musi być...
   - Wcale nie musi – powiedziała. – Kto o tym decyduje? One tam marzną, Bóg wie jak długo. Wciąż tam są i czekają... Czy naprawdę będziemy zajmować się sobą, wiedząc, że one nadal tam mokną? Tak nie można...
   - Kochanie... – zrobiło mi się wstyd. Spojrzałem na chłopaków i oni też nie wyglądali na zadowolonych z siebie. Westchnąłem pokonany. Mogłem mieć tylko nadzieję, że jutro nie zastanę pod swoim domem tłumu wrzeszczących fanek. – Tylko dzisiaj, dobrze? – powiedziałem i nie mogłem się nie uśmiechnąć, gdy rzuciła mi się na szyje z radosnym okrzykiem. – Tylko ten jeden raz...
   - Dziękuję! Dziękuję!
   - Louis... – odezwał się Mark, patrząc na mnie zaniepokojony. Wzruszyłem ramionami. „Co ja mogłem na to, że nie umiałem niczego odmówić swojej dziewczynie?” uśmiechnąłem się lekko. „Zresztą, czy prosiła o wiele?
   - Wiem... – Kate z szerokim uśmiechem pognała do kuchni. – Potrafisz jej to wytłumaczyć, bez sprawiania przykrości? – jego mina mówiła sama za siebie. – A ty? – spojrzałem na Adama. – Idź po nie... Tylko poproś, by nie wariowały za bardzo...
   - Boże... Świat oszalał... – mruknął pod nosem ochroniarz i wyszedł na zewnątrz.
   - Paul mnie zabije... – jęknął Mark i spojrzał na mnie wymownie.
   - Nie martw się – powiedziałem. – Nie będziesz sam...
   - Robicie z tego wielki dramat – Kate podeszła do mnie z wyciągniętą ręką. Ująłem ją, przyciągając do siebie. – To tylko kilka dziewczynek. Ogrzeją się trochę. Napiją się z nami herbaty. Pewnie zrobią sobie z tobą kilka zdjęć... Co w tym takiego strasznego? Paula możecie zostawić mi. Już ja mu wszystko wyjaśnię...
   - Od razu czuję się lepiej – parsknął Mark i kiwnął głową w kierunku drzwi wejściowych, prostując się i przyjmując profesjonalny wyraz twarzy. „Cokolwiek to oznacza...


   Adam rzeczywiście miał rację. Świat oszalał. Nie wiem czego się spodziewałem, ale zdecydowanie nie tego, czego właśnie byłem świadkiem. Pięć nastolatek w wieku od piętnastu do siedemnastu lat, których imiona niestety uleciały mi z głowy, siedziało na hokerach w mojej kuchni i wpatrywało się jak w obrazek w moją dziewczynę, śmiejąc się i rozmawiając z nią na przeróżne tematy. Oczywiście każda dzierżyła w dłoniach parujący kubek z herbatą. Ewentualnie talerzyk z ciastem, które nie wiadomo jakim cudem znalazło się w lodówce. Kate była szczęśliwa. Naprawdę miałem nadzieję, że ta chwila z fanami nie będzie miała przykrych konsekwencji. W końcu nic nie było takie jak się obawialiśmy, wiec może i nasze wątpliwości były bezpodstawne...
   Początkowo dziewczyny były strasznie onieśmielone. Nie wiem, co Adam im nagadał, ale obyło się bez dzikich pisków i krzyków. Z szeroko otwartymi oczami chłonęły wszystko dookoła. Nieśmiało sięgały po ręczniki, które Kate poleciła mi przynieść, by mogły się osuszyć. Miałem wrażenie, że idąc za nami do kuchni prawie nie oddychały. Może to obecność chłopaków tak na nie działała? Nie da się ukryć, że obaj byli wielcy i wzbudzali respekt. A kiedy tak obstawiali wyjścia, to wyglądali całkiem groźnie. Nawet pomimo tego, że Kate podała im kubki z naprawdę głupimi napisami.
   Dopiero po godzinie przypomniano sobie o mojej skromnej osobie. Pewnie tylko dlatego, że wtrąciłem się do rozmowy, przypominając, że jest już całkiem późno. Kolejną godzinę spędziłem na podpisywaniu miliona rzeczy i robieniu zdjęć.
   - Ja też chcę jedno na pamiątkę – powiedziała Kate. Podałem telefon Markowi, ustawiając się do grupowej fotki. Moja dziewczyna zdecydowanie przypadła im do gustu. Ze mną pożegnały się uściskiem, ale z nią żegnały się jak z bliską przyjaciółką. Niezapomniany widok. Mogłem się tylko cieszyć, bo przecież jeszcze kilka tygodni temu, to było nie do pomyślenia. Patrzyłem za odjeżdżającymi taksówkami, które dla nich zamówiłem, machając razem z Kate za dziewczynami. Pożegnaliśmy się także z Adamem i udaliśmy się do sypialni. – To był zdecydowanie długi dzień... – Kate posłała mi zmęczony uśmiech, wchodząc do łazienki. Oparłem się o framugę przyglądając się jak szykuje się do kąpieli. – Powinieneś umieścić to zdjęcie na tym całym Twitterze...
   - Co? – zdziwiłem się. Choć może to widok jej nagiego ciała sprawił, że wolniej kojarzyłem fakty.
   - Na wszelki wypadek... – wzruszyła ramionami, wchodząc pod prysznic. – Lepiej nie robić z tego tajemnicy, bo jeszcze komu coś głupiego przyjdzie do głowy... – „Czy ona kiedykolwiek przestanie mnie zaskakiwać?” – I pospiesz się, bo jakoś samotnie tu bez ciebie – posłała mi łobuzerski uśmiech. Szybko napisałem wesołą wiadomość i pobiłem kolejny rekord Guinnessa w prędkości rozbierania się. – Szybki jesteś... – zaśmiała się głośno, gdy przyciskałem ją do mokrej ściany.
   - Czasami trzeba... – mruknąłem, wpijając się w te cudowne wargi. – Ale teraz już nie będę się spieszyć...




   Wyglądała cudownie. Wiedziałem, że Louise i Danielle staną na wysokości zadania, ale nie spodziewałem się, że efekt końcowy będzie taki... taki... taki... „Kurwa...” westchnąłem, zakręcając wodę i nadal gapiąc się na siebie w lustrze. Pragnąłem jej tak, jak nie mogłem jej mieć i w cholerę mi się to nie podobało. Z całą moją chorą wyobraźnią nie potrafiłem wymyślić nic, by tak po prostu tam wejść i jakby nigdy nic, położyć się obok niej.
   - Utopiłeś się tam, Styles? – usłyszałem jej rozbawiony głos.
   - Pracuję nad tym... – mruknąłem i biorąc kolejny głęboki oddech, odepchnąłem się od umywalki i wróciłem do sypialni.
   - Już miałam dzwonić po pomoc – posłała mi wesołe spojrzenie, podczas gdy ja z przyklejonym sztucznym uśmiechem, szykowałem się do snu. „Dlaczego to takie trudne?” Zerkałem na nią i nie mogłem wyjść z podziwu, jak wiele zmieniło te kilka kolorów. Włosy, paznokcie... Niby nic takiego, ale właśnie te barwy sprawiają, że znów wyglądała jak moja Alex. „Ta, w której się zakochałem...” spojrzałem w jej oczy. „Boże, powiedziałem to...” gwałtownie wciągnąłem powietrze. „No, prawie...” Wiedziałem czego chcę, ale tak cholernie się bałem, że wszystko zepsuję... –W porządku? Wydajesz się jakiś nieobecny...
   - Jest dobrze... – mruknąłem i posłałem jej sztuczny uśmiech. Wcale mnie nie zdziwił fakt, iż nie dała się nabrać. Rzuciłem ciuchy na fotel stojący w rogu pokoju i zapatrzyłem się na miasto skąpane w strugach deszczu. „Może to nie jest dobry dzień...” westchnąłem, odwracając się w jej stronę. Widziałem w jej oczach zadumę. Próbowała rozgryźć, co się ze mną dzieje. „Gdybym tylko ja to wiedział...” – Masz jeszcze na coś ochotę? – spojrzała na mnie i mogłem zobaczyć ten błysk w jej oku, który zawsze doprowadzał mnie do szaleństwa. Chciałem tego z całego serca. „Więc dlaczego byłem takim tchórzem?
   - Domyśl się – powiedziała, jakby rzucając mi wyzwanie. „Naprawdę nie potrzebowałem zachęty...” uśmiechnąłem się zuchwale i ułożyłem się obok niej, naciągając kołdrę do pasa. Ucieszyłem się, gdy przyłapałem ją na wpatrywaniu się w mojego motylka. A jeszcze bardziej, gdy zorientowała się, że to zauważyłem. „Naprawdę uwielbiam jej rumieńce...” – To oglądamy?
   - Jasne – powiedziałem nawet nie zerkając w stronę telewizora. Podała mi miskę z popcornem i włączyła film. „To naprawdę było ostatnie na co miałem ochotę...” westchnąłem. „Ale skoro ma to jej sprawić przyjemność...
   - Gapisz się... – uśmiechnęła się, sięgając po kukurydzę.
   - Całkiem możliwe...
   - To przestań.
   - Każdy ogląda to, na co ma ochotę... – posłałem jej oczko i nadal się w nią wpatrywałem. „Wiedziała o tym...” uśmiechnąłem się widząc jak zwilża wargi językiem i nagle zapragnąłem samemu to zrobić.
   - Harry... – jęknęła, spoglądając na mnie wymownie.
   - Tak mam na imię...
   - Mieliśmy oglądać film? – przypomniała.
   - Ty miałaś – wzruszyłem ramionami. – Mi chodziło tylko o to, by cię zaciągnąć do łóżka – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
   - Naprawdę chcę obejrzeć ten film... – „Jasne, że chcesz...” pomyślałem, widząc jej pociemniałe tęczówki.
   - Czy ja ci bronię? Oglądaj... – objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. – Nie przeszkadzaj sobie...
   Odwróciła głowę w stronę telewizora i próbowała skupić się na filmie. Zdecydowanie nie zamierzałem jej tego ułatwiać. Palcami rysowałem jakieś dziwne znaki na jej odkrytym ramieniu i zastanawiałem się, czy uda mi się dojrzeć choć jednego jej motylka. Z radością zauważyłem, że nie była obojętna na moje działania. Jej oddech zdecydowanie przyspieszył, dzięki czemu piersi unosiły się i opadały coraz szybciej.
   - To się nie uda, Harry... – westchnęła, nie odrywając wzroku od telewizora. – Już próbowaliśmy...
   - I bardzo mi się te próby podobały – mruknąłem. – A poza tym... Nie od razu Rzym zbudowano...
   - Boże, ty i te twoje teksty, Styles... – spojrzała na mnie i zaniemówiła. „Czyżbym aż tak zwalał ją z nóg?” – Ty nie żartujesz?
   - Czy ja kiedykolwiek sobie żartuję? – odstawiłem miskę z popcornem na szafkę obok łóżka. To samo zrobiłem z pilotem. Przyciągnąłem ją do pocałunku i ucieszyłem się jak głupi, że nie próbowała ze mną walczyć, a oddawała mu się całkowicie. „Wspominałem już, że jej język potrafi zdziałać cuda?” Momentalnie bylem gotowy. Zresztą mam wrażenie, że ostatnio non stop jestem twardy. „Za długo pościłem...
   Pomogłem jej ułożyć się na poduszkach i natychmiast zerwałem z niej koszulkę. Mogłem wrócić do jej cudownych ust, ale przecież musiałem wcześniej wypuścić motylki na wolność. „No a skoro już na tej wolności były...” uśmiechnąłem się, rozpoczynając moją ulubioną wędrówkę po jej ciele. Odkrywanie tych wszystkich miejsc, które mogłem wykorzystać, by sprawić, że drżała z rozkoszy i z oczekiwania... „Chyba moje nowe hobby...” polizałem jeden z takich punktów na obojczyku i w nagrodę usłyszałem, jak gwałtownie wciąga powietrze.
   Zawisłem nad nią, wpatrując się wygłodniałym wzrokiem w jej czarne oczy i napawając się tym, jak podniecająco wyglądały jej kolorowe kosmyki rozrzucone na poduszce, jej drżące wargi, po których właśnie przesunęła językiem... „Czy potrzebowałem lepszego zaproszenia?” Oddałem się całkowicie temu pocałunkowi, ostrożnie rozchylając jej nogi i moszcząc się między nimi. Nie wiem dlaczego sądziłem, że dziś się uda... Bo chciałem jej tak bardzo? „Czy to wystarczający powód?” Kąsałem jej wargi, ocierając się twardym przyjacielem o jej kobiecość. Podobało mi się. I po jej westchnieniach wiedziałem, że nie tylko mi sprawiało to przyjemność. Przyssałem się do jej piersi. Jak zwykle na pierwszy ogień poszły moje ukochane motylki. Dłonie błądziły po jej ciele, badając każdy jego skrawek. Usta pieściły twarde sutki, jakby nie mogąc się zdecydować, który najpierw...
   - Harry... – jęknęła, wypychając biodra ku górze, sprawiając mi tym ruchem niewyobrażalną przyjemność. Zacisnęła palce na moich włosach i przyciągnęła mnie do siebie. Wpiłem się w jej usta tak zachłannie, jakby od tego zależała cała moja przyszłość. Oderwaliśmy się od siebie, gdy palące płuca dały o sobie znać. – Przestań się ze mną bawić – warknęła, ocierając się o mój sztywny interes. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i ponownie wpiłem się w jej opuchnięte wargi. I znów mogłem rozpocząć moją ulubioną wędrówkę. Jednak tym razem nie zatrzymałem się na motylkach. Teraz śmiało udałem się dalej. Ostrożnie zdjąłem jej spodenki i ucieszyłem się widząc, że pragnie mnie równie rozpaczliwie, jak ja jej. Zerwałem z siebie bokserki i ponownie zawisłem nad nią, zastanawiając się, jak dojść do bram raju, nie robiąc jej przy tym krzywdy... – Kurwa mać, Styles! – wygięła plecy w łuk, gdy moje palce sięgnęły jej gorącego wnętrza. Była rozpalona, wilgotna i zdecydowanie gotowa... – Proszę... – jęknęła. – Nie przestawaj...
   - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, o pani... – zawisłem nad nią opierając się na wolnej ręce i sięgając po kolejny pocałunek. Czułem, że płonę i zdecydowanie nie miałem zamiaru na tym poprzestać. Dziś był ten dzień i miałem zamiar zrobić wszystko, nawet jeśli miałoby się to dla mnie skończyć kontuzją. Gardłowy jęk wydostał się z moich ust, gdy poczułem jej palce obejmujące mojego penisa. „Teraz to już z pewnością długo nie wytrzymam...” – Alex... – westchnąłem, nakrywając i unieruchamiając jej rękę swoją.
   - Ale... – spojrzała mi w oczy i już nie dokończyła tego, co chciała powiedzieć. „Chyba byłem nazbyt oczywisty...” Uniosłem jej zdrową nogę, odchylając ją na tyle, by to, czego pragnęliśmy oboje, stało się możliwe. Nie spuszczałem z niej wzroku i natychmiast wychwyciłem grymas bólu na jej twarzy. „A więc nic z tego...” próbowałem się uspokoić i nie dać po sobie poznać, jak bardzo jestem zawiedziony. „Przecież wytrzymam” przekonywałem sam siebie. „W końcu jej zdejmą ten zasrany gips...” Usłyszałem cichy chichot i oberwałem poduszką. Spojrzałem na Alex. W jej oczach widziałem wesołe ogniki, ale też ogromne pożądanie. Uniosła biodra, wsuwając sobie poduszkę pod tyłek i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. – Chodź tu, ogierze – przyciągnęła mnie do siebie i automatycznie moje wargi odnalazły jej.
   - Jesteś pewna? – spojrzałem w jej oczy, gdy usiłowałem napełnić płuca powietrzem. Kiwnęła głową i posłała mi łobuzerski uśmiech. Wsunąłem się w jej wnętrze z wyrazem błogiego rozanielenia na twarzy. Byłem tu, gdzie chciałem być i było mi tak cholernie dobrze, że bałem się poruszyć, bo było bardzo prawdopodobne, że doszedłbym przy pierwszej próbie. „A tego mi nie da zapomnieć do końca życia...” – O, Boże...
   Przyssałem się wargami do jej szyi, jednocześnie zaciskając dłonie na jej biodrach. To była nasza chwila, ale to ja miałem zamiar sprawić jej przyjemność i wykonać całą robotę. „Co za poświęcenie, Styles...” Po prostu chciałem, by zapamiętała tę noc. By była dla niej tak wyjątkowa, jak dla mnie. Poruszyłem się w jej gorącym wnętrzu, rozkoszując się jej cichym westchnieniem. Poczułem jak jej dłonie suną w górę moich pleców, by ostatecznie zacisnąć się na moich ramionach. Jej oczy płonęły pożądaniem i mogłem się założyć o wszystko, że moje odzwierciedlały dokładnie to samo. Posłała mi zadziorny uśmiech i zwilżyła wargi językiem. „Rób tak jeszcze, proszę...
   Wysunąłem się z niej boleśnie powoli i sięgając po kolejny pocałunek wbiłem się w nią mocno. Krzyknęła, wyginając się w łuk. Jej oddech był płytki i nierówny, a krople potu spływały po skroni. Ponownie przywarłem do jej ust. Poruszając się w niej szybciej, gwałtowniej, mocniej... Spijałem jęki wprost z jej warg, rozkoszując się jej dłońmi na moich plecach.
   - Kurwa... Harry... – wymruczała prosto w moje usta. – Szybciej... – „Czy mogłem nie spełnić tej prośby?” Niczego innego teraz nie chciałem. Przyspieszyłem, czując, że to tempo doprowadzi mnie na szczyt zdecydowanie szybciej niż planowałem, ale teraz o niczym innym nie marzyłem. Wbijałem się w nią mocniej, gwałtowniej i naprawdę miałem nadzieję, że to łóżko wytrzyma. – Och, tak! Boże... Harryyy! Kurwa... Tak! Taaak...
   Wiła się pode mną, drapiąc paznokciami moje plecy, a mi było tak dobrze jak nigdy w życiu. Nasze jęki, westchnienia, oddechy wypełniały pomieszczenie i miałem wrażenie, że jestem w niebie. Pot lał się ze mnie strumieniami, ale nie miałem zamiaru zwolnić. Poczułem jak jej gorące wnętrze zaczyna pulsować i zaciskać się raz po raz na moim przyjacielu. Oboje byliśmy prawie u bram raju... Jeszcze trochę i będę tu wył z rozkoszy do księżyca.
   - Alex... – jęknąłem, zaciskając palce na jej biodrach i wbijając się w nią całym sobą. – Kurwa, kochanie...
   - Boże... Harry, ja... Ja zaraz... – zacisnąłem usta, czując zbliżającą się rozkosz. Dziewczyna drżała pode mną. Miałem wrażenie, że mój penis zaraz eksploduje w jej gorącym wnętrzu. – Kurwa, Boże, Harryyy!!!
   - Alex!!! – oboje doszliśmy w tym samym momencie, a przeraźliwie głośne okrzyki wypełniły pomieszczenie. Naprawdę nie zdziwiłbym się, gdybyśmy postawili na nogi pół Londynu, a Andy’emu to szczerze współczułem. Jednak teraz obchodziła mnie tylko ona. Wciąż mogłem czuć, jak pulsuje. Czekałem, rozkoszując się jej i moim orgazmem. Dopiero, gdy na mnie spojrzała, nachyliłem się złączając nasze usta w czułym pocałunku. Powoli i ostrożnie wysunąłem się z niej i opadłem obok. – Słodki Jezu... – spojrzałem zdumiony w sufit, próbując uspokoić oddech. Uśmiechnąłem się, czując łaskotanie na moim torsie. Alex wtuliła się we mnie, obejmując ramionami. Złożyłem pocałunek w jej włosach i nakryłem nas kołdrą. Zamknąłem oczy rozkoszując się wypełniającym mnie ciepłem.
   - Harry... – usłyszałem cichy szept.
   - Hmmm? – mruknąłem, uśmiechając się zadowolony.
   - To było... Wow... – westchnęła.
   - Lepiej bym tego nie opisał... – powiedziałem. – Mówiłem ci, że jestem dobry w te klocki...
   - Idiota – parsknęła. Ucieszyłem się, słysząc ten komplement. Nagle wydawało mi się, że te moje wszystkie wcześniejsze obawy, były po prostu głupie. Przecież to jest Alex. Moja Alex. Ta, z którą mogę o wszystkim porozmawiać i z którą śmiejemy się z siebie nawzajem. „To w niej się zakochałem...
   - Alex?
   - Tak... – mruknęła. Czułem, że jeszcze chwila i zaśnie. Zrobiło mi się dziwnie przyjemnie na sercu. Nie mogłem się już doczekać tego, by zasnąć z nią w ramionach.
   - Zróbmy to oficjalnym...