sobota, 30 marca 2013

49




   Wpatrywałem się w moją śpiącą królewnę już od dobrej godziny i było to cudowne sześćdziesiąt minut. „Jak to się stało, że nagle nie jestem już największym śpiochem?” zastanawiałem się. Uśmiechnąłem się na ten przepiękny widok przed moimi oczami. Kate spała na brzuchu z głową na poduszce, a rozrzucone w nieładzie włosy tworzyły brązową aureolę dookoła niej. Odgarnąłem kilka kosmyków z jej twarzy starając się jej nie obudzić. Lekko rozchylone wargi nie pozwalały mi zapomnieć o swojej miękkości i smaku... Kusiły jak zawsze. Westchnąłem zadowolony na wspomnienie wczorajszego dnia i tych magicznych chwil przy basenie... „Taki to magik z ciebie?” usłyszałem w głowie ten wredny głos i tylko bardziej wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. „A żebyś wiedział...” Wprawdzie nie obyło się bez zimnego prysznica, ale zdecydowanie było warto. Widok jej rozpalonej twarzy i ta cała namiętność w oczach... Tego nie da się zapomnieć.
   Leżałem zadowolony z siebie i oddawałem się błogiemu nic nie robieniu. Rozmyślałem nad wydarzeniami dnia minionego... Wczorajsza kolacja u Nicka, na którą zabrał nas Harry, udała się znakomicie. Chyba nie doceniałem tego faceta... To jak wspaniale zachował się w stosunku do Kate sprawiło, że czułem jakieś dziwne wyrzuty sumienia. „W sumie to dlaczego wcześniej za nim nie przepadałem?” zastanawiałem się. Jedyne co mi przychodziło do głowy, to że byłem zazdrosny o Harry’ego. A raczej o to, że tak się do siebie zbliżyli. „Zaborcza bestia ze mnie” zaśmiałem się.
   - Z czego się śmiejesz? – zaspany głos mojego elfa wyrwał mnie z zamyślenia. Przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w objęciach.
   - Z siebie – przyznałem uczciwie skradając jej całusa. – Zamieniasz się w śpiocha, kochanie. Kto to widział spać dłużej ode mnie...
   - Nie wiem... – zamruczała rozkosznie przeciągając się, a w mojej głowie rozległ się alarm. – Jesteś głodny? Mogę przygotować śniadanie.
   - Raczej lunch – zaśmiałem się. – Już po dwunastej.
   - Miałeś iść na zakupy – przypomniała wtulając się mocniej we mnie. „Ocieraj się tak dalej o mnie, a nigdy nie wyjdziesz z tego łóżka...
   - Pamiętam – sięgnąłem po telefon. – Zadzwonię po Marka.
   - Co? – zdziwiła się. – Dlaczego?
   - Żeby z tobą został.
   - Chcesz go tu ściągnąć z drugiego końca miasta tylko po to, by wyskoczyć do sklepu na chwilkę? – usiadła i wbiła we mnie to swoje niesamowite „spojrzenie”. – Przecież to bez sensu. Mogę zostać sama. Mówiłeś, że to niedaleko...
   - No tak, ale... – zastanawiałem się jak z tego wybrnąć. Nie chciałem jej mówić, że to dla jej bezpieczeństwa, bo ten sadysta, który ją skrzywdził może być gdzieś w okolicy... „Co robić?” próbowałem znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie. – Skarbie... Nie zostaniesz sama. Nie ma nawet takiej opcji, dobrze? A jeśli chodzi o Marka, to jest to jego praca...
   - Wiem, ale przecież nic mi się nie stanie przez tą chwilkę – przekonywała. – Mogę nawet nie wychodzić z łóżka, jeśli martwisz się, że znów na coś wpadnę – skrzywiłem się na wspomnienie jej zderzenia z rzeźbą w małym salonie. „Trzeba uczciwie dodać, że przegrała to starcie...” – Nie dzwoń... Niedługo wyjeżdżamy. Daj mu się nacieszyć narzeczoną...
   - To w takim razie mamy dwa wyjścia do wyboru. Możemy zadzwonić do chłopaków, by któryś zrobił nam zakupy, albo jechać razem – nie mogłem ustąpić. Taka opcja nie wchodziła w grę.
   - Nie mam się w co ubrać, żeby iść z tobą – uśmiechnęła się nieśmiało, a piękny rumieniec wypłynął na jej policzki. – Czarne spodnie wciąż chyba pływają w basenie, a dżinsy oblałeś mi sokiem i dopiero miałam je wyprać.
   - Chodź tu do mnie – ująłem jej dłoń i przytuliłem do siebie. „Nie ma co dłużej tego odkładać...” postanowiłem. – Musimy poważnie porozmawiać.
   - Mam się bać? – zaśmiała się cicho.
   „Jak to Alex mówiła? Logiczne wytłumaczenie...” przypomniałem sobie radę przyjaciółki. Tylko jak namówić tą upartą dziewczynę, by przyjęła te wszystkie rzeczy, które Danielle jej kupiła? Zastanawiałem się wczoraj co nas tak wygania do środka, ale gdy wysłała mi wiadomość, bym zajrzał do garażu i sam rozwiązał problem, bo jej się nie udało, zrozumiałem. A raczej dotarło do mnie, gdy zobaczyłem ten stos toreb na podłodze obok samochodu. Dopiero za czwartym kursem udało mi się to wszystko przenieść do garderoby. „I teraz jakoś ją przekonać...” dumałem głaszcząc Kate po plecach.
   - Dlaczego nie chciałaś sobie niczego kupić, gdy byłyście z Danielle w centrum? – zapytałem powoli. – Nie masz za dużo rzeczy, kotku. A moje, czy chłopaków, to raczej do chodzenia po domu bardziej się nadają...
   - Lou... – czułem, że się spięła. Po chwili kontynuowała cichym głosem. – Naprawdę, nie chcę byś na mnie wydawał niepotrzebnie pieniądze. Zobacz jak to wygląda... Nie mam nic. Nie mogę ci niczego zaoferować poza tym, że bardzo cię kocham – uśmiechnęła się. – Zabrałeś mnie do tego pięknego domu i dałeś wszystko... Jest mi ciepło, nie jestem głodna i od dawna nie czułam się lepiej. Nic mnie nie boli. Troszczysz się o mnie... – poczułem jej palce na policzku i aż zamknąłem oczy pod wpływem tej pieszczoty. – W życiu potrzebna jest równowaga... Nie mogę tylko brać. A jak na razie cały czas tak się dzieje...
   - Nie masz racji, kochanie... – nakryłem jej dłoń swoją splatając nasze palce. – Zapomniałaś o tym wszystkim, co robiłaś dla mnie i chłopaków. Za same te smakołyki nigdy byśmy się nie odwdzięczyli. A Niall, to już na pewno... – zaśmiałem się. – Ale nie o to w tym chodzi. Przecież miłość nie polega na żadnej licytacji, kto da więcej... Nie jest ważne, gdzie i jak mieszkamy. Ważne, że razem. A wracając do ciuchów... – wziąłem głęboki oddech. – Naprawdę uważam, że potrzebujesz ich więcej. Już trochę wiesz jak wygląda życie zespołu. Jesteś teraz jego częścią. Wszędzie, gdzie się pojawiamy robią nam zdjęcia. Wywiady w stacjach radiowych i telewizyjnych, koncerty w różnych miastach, czasami jakieś spotkania przy lunchu lub kolacji... Zadam ci teraz pytanie i chciałbym byś mi na nie szczerze odpowiedziała, ale stwierdzenie, że zostaniesz w domu nie wchodzi w grę. Zgoda?
   - Zgoda... – powiedziała cicho.
   - Jeśli jutro dostaniemy zaproszenie na kolację z kimś znanym... – zacząłem. – Dodam, że w eleganckiej restauracji. To w czym pójdziesz? – zauważyłem, że rumieniec pojawił się na jej policzkach. Przygryzła wargę, a w jej oczach mogłem wręcz zaobserwować jak bije się z myślami. Cisza przeciągała się nieznośnie długo.
   - Nie mam w czym – powiedziała w końcu uśmiechając się smutno. – Ale nie dostaliśmy takiego zaproszenia, prawda?
   - Jeszcze nie – zaśmiałem się widząc ulgę na jej twarzy. – Ale chodzi mi o to, że takie rzeczy się zdarzają dosyć często i czasami na ostatnią chwilę. Nie ma wtedy czasu, by lecieć na zakupy...
   - Rozumiem... – wciąż maltretowała tą dolną wargę, a mnie aż coś w środku skręcało... – Czyli nie najlepiej zrobiłam, że nie zgodziłam się, by Danielle coś mi wybrała? Przepraszam...
   - Nie przepraszaj – skradłem jej całusa, bo już nie mogłem wytrzymać obserwując te boskie usta. – Ja naprawdę doskonale rozumiem twój punkt widzenia.
   - To mogę ją poprosić, by mi coś kupiła – powiedziała tak cicho, że nie byłem pewien, czy raczej nie odczytałem tego z ruchu jej warg. „No to teraz chwila prawdy...
   - A jak bardzo będziesz na nas zła, jeżeli ci powiem, że zrobiliśmy małe zakupy za twoimi plecami licząc na to, że dasz się przekonać, do ich przyjęcia?
   - Nie będę zła – uśmiechnęła się wzdychając. – Masz rację. Potrzebuję więcej rzeczy, a nie mogę wciąż podbierać twoich ciuchów.
   - Jeżeli o to chodzi, to już ci mówiłem, że moja garderoba jest do twojej dyspozycji – przypomniałem jej. – A twoje nowe rzeczy już w niej czekają. To co ty na to, by się ubrać i pojechać na te zakupy razem?


   - Jeszcze się gniewasz? – usłyszałam cichy głos swojego chłopaka.
   - Nie gniewam się, Lou – posłałam mu uśmiech, który miał to potwierdzić. – Po prostu dziwnie się czuję ze świadomością, że Danielle kupiła mi każdą jedną rzecz, którą mierzyłam. No, prawie każdą. A oprócz tego milion innych rzeczy... – „W życiu nie miałam tylu ciuchów...” – To trochę drogi prezent, nie sądzisz? Przecież ja nigdy nie będę mogła im się zrewanżować.
   - Skarbie – poczułam jego ciepłą dłoń na mojej. – Ona i Liam mogą mieć wszystko, co da się kupić za pieniądze. To, że mogą się z tobą przyjaźnić znaczy dla nich o niebo więcej. Masz rację, że to były spore zakupy jak na jeden raz, ale jestem pewien, że są szczęśliwi, iż mogli ci sprawić taki prezent. Gdybym zaproponował im zwrot pieniędzy, pewnie tylko bym ich obraził...
   - Wiem... – westchnęłam. Próbowałam oswoić się z tą myślą. – Po prostu chciałabym jakoś się im odwdzięczyć... Czułabym się lepiej... – poczułam, że ściska moją dłoń.
   - Coś wymyślimy – powiedział. – Ale masz się już tym nie zadręczać, dobrze? Na pewno będziemy mieć niejedną okazję, by im w czymś pomóc. A teraz... Muszę to w końcu powiedzieć – uniósł nasze złączone dłonie i poczułam ciepły oddech na skórze zaraz przed tym, gdy musnęły ją jego usta. – Wyglądasz niesamowicie, Kate. Oczu nie można od ciebie oderwać...
   - Lepiej patrz na drogę – zaśmiałam się. Ciepło na moich policzkach mówiło samo za siebie. – Dziękuję...
   Miałam na sobie nowe dżinsy, które były tak przyjemne w dotyku, że naprawdę trudno było mi w to uwierzyć. Sweterkiem z długim rękawem zachwycałam się już, gdy pierwszy raz go przymierzałam, a krótka, skórzana kurtka dopełniała reszty. „I w końcu dorobiłam się stanika” zaśmiałam się w duchu. Nie wiem jak Danielle to zrobiła, bo nie przymierzałam przecież żadnej bielizny, ale jakimś cudem dała radę znaleźć aż za dużo kompletów bielizny. Wciąż się czerwienię na wspomnienie torby, którą podał mi Louis. Stałam się też dumną posiadaczką kilku strojów kąpielowych. Uśmiechnęłam się pod nosem. Akurat z tego prezentu bardzo się cieszyłam. Fajnie będzie, dla odmiany, popływać w czymś, co jest do tego przeznaczone.
   - Jesteśmy – głos Louisa wyrwał mnie z zamyślenia. – Nawet nie ma dużo samochodów na parkingu. Powinno być pustawo...
   Chwilę później wchodziliśmy do sklepu pchając przed sobą wózek. A właściwie Lou pchał, a ja szłam obok trzymając się jego ręki niczym małe dziecko, które ma się nie zgubić. Jak się okazało system zakupowy mojego chłopaka polegał na tym, by zaliczyć każdą możliwą alejkę. I nie ważne, że akurat niczego z niej nie potrzebowaliśmy. Muszę się przyznać, że trochę bałam się jak będą wyglądać te nasze zakupy, ale okazało się to być świetną zabawą. Mijaliśmy kolejne półki, a Louis opowiadał co się na nich znajduje. Przy okazji było dużo śmiechu z jego znajomością nazw produktów. No bo czy ktoś może mi powiedzieć, co to są te „dziwne-brązowe”, które dodaje się do pizzy? Wciąż nie wiem, co to jest. Chyba będę musiała poprosić Harry’ego o przetłumaczenie.
   - Jezu, to on – usłyszałam podniecony szept gdzieś niedaleko. – Jezu, Jezu, Jezu, Jezu...
   - Uspokój się, dziecko – rozbawiony kobiecy głos zabrzmiał wyraźnie w mojej głowie. – Jeżeli to on, to podejdź jak człowiek i ładnie poproś o to zdjęcie.
   - Nie dam rady – słysząc panikę w głosie dziewczynki, zrobiło mi się jej tak strasznie szkoda. Zdałam sobie sprawę, że Lou nawet nie zwrócił na nią uwagi, zajęty wybieraniem owoców. Już miałam się odezwać, by to on do niej podszedł, gdy usłyszałam, że jednak znalazła w sobie odrobinę odwagi. – Mamo chodź ze mną, proszę – błagała.
   Stukanie obcasów i śmieszne szuranie, które musiało być kolejną oznaką zdenerwowania oznaczało, że młoda fanka i jej mama są już dosłownie na wyciągnięcie ręki.
   - Przepraszam, że przeszkadzamy – usłyszałam kobiecy głos, ale bardziej zwróciłam uwagę, na to, że dziewczynka gwałtownie wciąga powietrze i praktycznie nie oddycha. – Czy możemy pana prosić o zdjęcie i autograf. Córka jest wielką fanką...
   - Oczywiście – mogłam się założyć o wszystko, że Louis posłał im szeroki uśmiech. – Z przyjemnością. Sam jestem wielkim fanem wszystkich naszych fanek – zaśmiał się, a jego słowa sprawiły, że i ja się uśmiechałam. – Powiesz mi jak się nazywasz, kochanie?
   - Madison – powiedziała to tak cicho, że ja ledwie ją usłyszałam. Wsłuchiwałam się w żarty mojego chłopaka, który próbował rozruszać dziewczynkę i przy okazji sprawić, by uśmiechała się do zdjęć. Kobieta robiła za fotografa. Chwilę później, po kilku autografach i wielu podziękowaniach poczułam silne ramiona przyciągające mnie do ciepłego ciała.
   - Wszystko dobrze skarbie? – pokiwałam głową zapewniając go, że nic się nie dzieje. – Przepraszam cię za to...
   - Nie przepraszaj – uśmiechnęłam się. – To było słodkie... Teraz już rozumiem ten wasz zachwyt nad niektórymi fankami.
   - Tak, to jest ta milsza strona bycia rozpoznawalnym – kontynuowaliśmy zapełnianie koszyka. – Chciałbym byś nigdy nie poznała tej gorszej...
   - Aaa!!! Louis!!! Louuu!!! To Louis! Jejku, nie wierzę! O, Boże! Aaa!!! – nagle krzyki wręcz mnie otoczyły wdzierając się do każdego zakamarka mojej głowy. Już nie było tak kolorowo... Ramię Louisa przyciągnęło mnie do niego i mogłam wtulić się w moją bezpieczną przystań. Potrzebowałam tego, by znowu zacząć oddychać... „Proszę, przestańcie krzyczeć...” błagałam w myślach. Nie potrafiłam nawet określić ile ich jest. Lou próbował je uspokoić, ale najwyraźniej obwieszczały swoją radość donośnymi okrzykami.
   - Ja kompletnie nie rozumiem, co do mnie mówicie, dziewczyny – śmiał się Lou. – Musicie przestać krzyczeć.
   Na całe szczęście jego spokojny głos i zapewnienia, że każda dostanie autograf, tylko musi się uspokoić, zdziałały cuda. Wprawdzie wciąż popiskiwały ze szczęścia, ale to już było niebo w porównaniu z tym co atakowało moje uszy chwilę wcześniej. Przestałam się trząść i stałam już pewniej na nogach, ale wciąż otulona silnym ramieniem. Słyszałam, że zaciekawiła je moja osoba. Uśmiechałam się nieśmiało, gdy Louis z dumą odpowiadał, że jestem jego dziewczyną. Byłam przygotowana na to, że padną pytania o Eleanor, a przynajmniej tak mi wspominała Alex, a potem Harry. Ale nic takiego nie miało miejsca i sama nie wiem, kto był bardziej zdziwiony. Ja tym faktem, czy fanki mną i dlatego nie pytały o więcej.
   Udało nam się dokończyć zakupy, choć jeszcze kilka razy robiliśmy krótkie przerwy na zdjęcie i autograf, albo po prostu, by zamienić z kimś kilka słów. „A więc tak to wygląda na co dzień...” dumałam, gdy kierowaliśmy się już do kas.
   - Jak się czujesz, kochanie? – zapytał Lou, gdy czekaliśmy na swoją kolej, by zapłacić. – Jeszcze nie uciekłaś... Czy to znaczy, że nie jest tak źle jak się obawiam?
   - Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się. – Ale już wiem, że raczej nie ma sensu cię posyłać na szybkie zakupy jeśli mi czegoś braknie do obiadu...
   - Nie zawsze tak jest – powiedział szybko. I zaraz dodał – Ale bywa i gorzej...
   - Nie było tak źle. Naprawdę – zapewniłam, gdy parsknął pod nosem. – Nikt się nie rzucił na mnie z pazurami, by wydrapać mi oczy. Myślę, że można to uznać za sukces.
   - Najwyraźniej – zaśmiał się, a następnie pochylił, by skraść mi całusa. „A może powinnam powiedzieć, by rozpalić mnie na nowo...


   - Wygląda to naprawdę dobrze, Kate – zapewniał ją Tom sam już nie wiem który raz. – Wszystko się ładnie zrosło...
   - Czyli już nie trzeba zmieniać opatrunków? – zapytała obracając głowę w jego stronę.
   - Już nie trzeba – powiedział szykując się, by pobrać jej krew do badań. Z jednej strony się cieszyłem, że plecy ładnie się zagoiły, ale z drugiej strony... Lubiłem te nasze chwile...
   - W samą porę, bo niedługo miałem uzupełniać zapasy – zaśmiałem się.
   - To rzeczywiście idealnie się stało – uśmiechnął się Tom chowając wszystko do swojej torby. – Oczywiście by pozbyć się blizn musiałabyś pójść do specjalisty. Ja nim niestety nie jestem. Ale już teraz mogę ci powiedzieć, że większość można będzie usunąć – wyjął z kieszeni wizytówkę i podał mi ją. Spojrzałem na tekturowy prostokącik. – Popytałem wśród kolegów i ten człowiek jest naprawdę wart polecenia. Potrafi zdziałać cuda. Rozmawiałem z nim, więc jeśli zdecydujecie się zadzwonić, to będzie wiedział o kim mowa...
   - Dziękuję – powiedziała Kate cicho rumieniąc się. – Ale naprawdę nie trzeba...
   - Zastanowimy się – powiedziałem szybko przytulając ją do siebie i powtarzając w głowie, by nie zgubić tej wizytówki. – Jeszcze raz dzięki.
   - Nie ma za co – podniósł się podając mi dłoń i żegnając się z dziewczyną uściskiem. – Pewnie spotkamy się na waszym koncercie. Córka mnie zmusiła... – westchnął z przesadną teatralnością. – Więc będę jej osobą towarzyszącą.
   - Już nie możemy się doczekać – zaśmiałem się z jego zbolałej miny. – Może nie będzie tak źle? – próbowałem go pocieszyć. – Spotkasz tam pewnie innych kochanych tatusiów...
   - Bardzo śmieszne – mruknął. Zostawiłem Kate w salonie, a sam poszedłem odprowadzić Toma do samochodu. – Zadzwonię z wynikami jak tylko je dostanę – zapewnił wsiadając do auta. – Aż trudno uwierzyć, że to ta sama dziewczyna – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Chyba cię nie doceniłem, Lou. Naprawdę myślałem, że to cię przerośnie...
   - Często mi się zdarza zadziwiać innych – zaśmiałem się, ale w środku rozpierała mnie duma, bo pochwała z jego ust wiele znaczy. – Mam nadzieję, że skorzystacie z tego numeru. Ona nie powinna żyć z takimi bliznami...
   - Skorzystamy na pewno – powiedziałem klepiąc się po kieszeni, w której spoczywała wizytówka. – Tylko muszę ją do tego przekonać...
   - Wiem, że niedługo wyjeżdżacie, ale powinniście załatwić to jak najszybciej – odpalił silnik. – Im szybciej, tym większe szanse na dobre efekty bez operacji. Może wystarczy sam laser. Ale to już musi zdecydować specjalista.
   - Umówię się z nim na najbliższy termin jaki uda nam się znaleźć – zapewniłem go. – To trzymaj się. Jesteśmy w kontakcie.
   Zamknąłem za nim bramę i skierowałem się do domu. „Wszystko ładnie, pięknie, tylko muszę jeszcze przekonać tego uparciucha...” uśmiechnąłem się widząc ją przy zlewie.
   - Wiesz, że mamy zmywarkę? – zaśmiałem się przytulając do jej pleców. – Mogę cię nauczyć jak ją włączać.
   - Ale to tylko kilka kubków i talerzyki – posłała mi delikatny uśmiech. – Jak będziemy mieć stertę naczyń do umycia, to wtedy mi pokażesz...
   - Niech ci będzie – cmoknąłem ją w skroń. – To pozwól sobie pomóc – chwyciłem ścierkę i zająłem się wycieraniem do sucha. Szło nam to nad wyraz sprawnie. „Jeszcze polubię prace w kuchni” przemknęło mi przez myśl. – To co teraz robimy? – spytałem przyciskając ją do szafki. „Hmmm... Chyba już byliśmy w tym miejscu...” przypomniało mi się wtargnięcie mojej rodziny. – Właśnie przyszło mi coś do głowy... – mruknąłem jej do ucha, by następnie przygryźć je delikatnie. – Jak ci się podo...
   - Katy!? Lou!? – usłyszałem donośny głos Nialla obwieszczający swoje przybycie.
   - Normalnie nie wierzę – jęknąłem opierając czoło na jej ramieniu. – Jeszcze dziś zmieniam to hasło na bramie – spojrzałem na Kate. Przygryzała dolną wargę i trzęsła się ze śmiechu. – To nie jest zabawne – mruknąłem.
   - Trochę jest – otarła łzy z kącików oczu. – No bo sam powiedz, jakie jest prawdopodobieństwo, że...
   - Tu jesteście! Co się nie odzywacie? Wołałem. Hej, Katy – Niall rzucił się, by przytulić moją dziewczynę. – Był już Tom? – pokiwałem głową na potwierdzenie. – I jak?
   - Dobrze – uśmiechnąłem się. – Co cię do nas sprowadza? – poczułem, że Kate szturcha mnie łokciem, ale ja naprawdę nie jestem niemiły... „Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego zawsze w takim momencie...


   - Czekajcie – Louis patrzył się na nas jak na kosmitów, kręcąc się na stołku. – Nie umówiliście się wcześniej? Każdy z was tak po prostu wpadł na pomysł, by przyjść z wizytą?
   - A co w tym dziwnego? – Niall wyglądał jakby wygrał na loterii. Kate awansowała go na swojego pomocnika i razem szykowali późny obiad. Mi, Liamowi i Lou przypadła rola obserwatorów. Ale nie mogłem narzekać. „Akurat patrzenie na nią, to ostatnio moje ulubione zajęcie” przyznałem uczciwie. Siedzieliśmy na stołkach przy wyspie, sącząc sobie zimne napoje i byliśmy w samym centrum wydarzeń. Obserwowanie jak ta dwójka pracuje było niezwykle ciekawe... – Nudziłem się w domu i chciałem już wiedzieć, co Tom powiedział po zdjęciu szwów – tłumaczył blondyn ostrożnie krojąc warzywa w cienkie talarki. – A poza tym byłem głodny...
   - Tak, to ostatnie rzeczywiście wyjaśnia wszystko – parsknąłem. – Ja musiałem się wyrwać z domu. Mama mi żyć nie daje. Mam nadzieję, że ojciec ją namówi na powrót do Bradford, bo inaczej się do was wprowadzę.
   - A kiedy wraca Perrie? – zapytał Liam. Posłałem mu badawcze spojrzenie. „Czy tylko ja słyszę podtekst w tym pytaniu?” A może jestem po prostu przewrażliwiony... „Gdybym nie miał nic na sumieniu, nie doszukiwałbym się wszędzie drugiego dna” musiałem uczciwie przyznać sam przed sobą.
   - Jutro dają chyba ostatni koncert – powiedziałem unikając jego wzroku. Za to poczułem na sobie niebieskie oczy Nialla. Posłał mi uśmiech pełen współczucia. „Co jest?” Nie rozumiałem o co mu może chodzić. „Przecież nie może wiedzieć...
   - To wspaniale – ucieszyła się Kate posyłając mi radosne „spojrzenie”. – Zdąży wrócić przed waszym koncertem? Będę mogła ją poznać? Na pewno jest równie cudowna, co Danielle... – zauważyłem rozmarzony wzrok Liama.
   - Chyba zdąży – mruknąłem przygryzając wargę. „Tylko wcale nie wiem, czy określiłbym tą całą popieprzoną sytuację słowem wspaniale...” – Dzwoniła dzisiaj i mówiła, że powinny wrócić w czwartek pod wieczór.
   - Pewnie już się nie możesz doczekać – Lou w ostatniej chwili powstrzymał się przed wbiciem łokcia w moje żebra. Widząc przerażenie na mojej twarzy posłał mi przepraszający uśmiech. – Sorry, zapomniałem...
   - Spoko... – wzruszyłem ramionami. Rozmowa o mojej dziewczynie chyba właśnie sprawiła, że mój dobry humor poszedł się... – A gdzie Harry? – nie ma to jak subtelna zmiana tematu.
   - Pewnie odsypia wczorajsze pijaństwo – zaśmiał się Louis. – Tak się schlał u Nicka, że ledwo udało nam się go do taksówki władować.
   - Byliście u Grimmy'ego? – zdziwił się Niall zastygając z nożem w powietrzu. – Ty też Katy?
   - Pewnie – uśmiechnęła się. – Było bardzo fajnie. No może do momentu w którym postanowili się założyć o to, który pierwszy utopi złotą rybkę.
   - Co? – Liam patrzył to na nią, to na Louisa. – Co próbowaliście zrobić?
   - Nie patrz z takim przerażeniem – parsknął Lou. – Ja nie mam z tym nic wspólnego. Kate je uratowała zajmując ich czymś innym...
   - Czym? – zapytałem zaciekawiony.
   Już miałem usłyszeć odpowiedź, kiedy rozległ się donośny dźwięk i wideofon na ścianie zamigotał. Oznaczało to tylko jedno. Goście. Lou podszedł do urządzenia i po chwili ujrzeliśmy na ekranie samochód Hazzy. Wymieniłem zdziwione spojrzenia z Liamem i Niallem. „Od kiedy to Harry dzwoni do bramy?” A gdy po chwili rozległo się pukanie do drzwi wejściowych, oczy prawie wyszły nam z orbit. „Co jest grane?” Nic z tego nie rozumiałem. Styles zawsze wchodził tu jak do siebie, a teraz czekał, aż Louis ryknął mu, że otwarte...
   - Cześć wszystkim – powitał nas swoim firmowym uśmiechem. – Hej, Mała – przytulił ostrożnie Kate. Zrobił to tak odruchowo i naturalnie, że aż mu zazdrościłem. – Pięknie pachnie...
   - Przyszedłeś w samą porę – uśmiechnęła się dziewczyna. – Niedługo będzie gotowe...
   - To dobrze, bo umieram z głodu – jęknął Niall mieszając coś zawzięcie.
   - Hazz... – odezwał się Li tonem, który momentalnie przykuł uwagę wszystkich. – Zdejmij okulary...
   „Co?” zdziwiłem się i od razu spojrzałem na przyjaciela. „W domu go raczej słońce nie razi...” przyznałem. Obserwowałem jak powolnym ruchem zdejmuje Ray Bany. Aż otworzyłem usta ze zdziwienia widząc jego podbite oko. „To musiało boleć...” skrzywiłem się na samą myśl.
   - Co ci się kurwa stało? – Niall był w nie mniejszym szoku, co ja. Zauważyłem, że Harry wymienia szybkie spojrzenie z Louisem. „Co tu się dzieje? Chyba się nie pobili...
   - Nic takiego... – wzruszył ramionami. – Wpadłem na... coś...
   - Bardziej nieudolnego wytłumaczenia w życiu nie słyszałem – spoglądałem to na niego, to na Louisa. – Lou, wiesz coś o tym?
   - Tak jakby... – rumieniec na jego policzkach mówił sam za siebie.
   - To ty mu to zrobiłeś? – powiedział Liam na wydechu. „Niemożliwe...
   - Tak jakby... – Louis przeczesał włosy nerwowym ruchem ręki. – Ale to była jego wina – dodał szybko. Wszystkie oczy skierowały się na Harry’ego.
   - W sumie... – potarł kark zmieszany. – Po kilku drinkach refleks już nie ten...
   - Co? Nic z tego nie rozumiem – Liam spoglądał na niego czekając na dalsze wyjaśnienia.
   - To akurat bardzo proste – zaśmiała się Kate. – Poprosił Louisa, by rzucił mu piwo z lodówki. Tylko okazało się, że wystąpił pewien problem z jego złapaniem...
   - Oberwałeś puszką w oko? – Liam był chyba coraz bardziej przerażony.
   - W sumie, to w skroń, ale siniak zrobił się wielki jak cholera – mruknął Harry. Po tych słowach zapadła cisza, którą przerwał głośny śmiech Horana.
   - A ja przez chwile myślałem, że Louis ci przypieprzył, bo go czymś wkurzyłeś... – śmiał się blondyn. Harry znów wymienił szybkie spojrzenie z Louisem. „Co jest grane?” Prawdę mówiąc, to była też moja pierwsza myśl. No, a jak dodać do tego jeszcze to jego dziwne dzwonienie do drzwi... „Coś tu nie do końca się zgadza...


   - Znacie zasady – powiedziałem głaszcząc się po bolącym z przejedzenia brzuchu. „Ale jaki to pyszny ból...” zaśmiałem się pod nosem. – Kto gotuje, ten nie sprząta...
   - Patrzcie jaki cwany – zaśmiał się Lou. – Ty tylko asystowałeś, a takiego ważnego udajesz...
   - To akurat mało istotny szczegół – machnąłem ręką. – To ja pomagałem Katy, wiec to ja będę teraz z nią odpoczywał. Czyli to nie ja muszę umyć tą stertę naczyń. Chodźmy, nie będziemy im przeszkadzać – powiedziałem z trudem wstając od stołu. – Masz ochotę zagrać w bilard?
   - Mamy bilard? – wyglądała na autentycznie zdziwioną.
   - No jasne, że tak. Na górze – wziąłem ją za rękę. – Co wy robicie jak nas nie ma, że jeszcze cię po domu nie oprowadził? – widząc uroczy rumieniec na jej policzkach, coś tam mi zaczęło świtać... „Brawo stary” zaśmiałem się pod nosem. – Albo lepiej nie mów. Nie wiem czy chcę to wiedzieć. Jeszcze musiałbym komuś przylać. No wiesz... Jako twój starszy brat.
   Wspinaliśmy się po schodach słysząc marudzenie chłopaków, do których chyba powoli dotarło, że ten bajzel ktoś musi ogarnąć. Spojrzałem na Katy. Wprost nie mogłem uwierzyć, że Louis namówił ją na nowe ciuchy. Zdecydowanie ich potrzebowała. I wyglądała w nich cudownie...
   - Niall – odezwała się po chwili, gdy ciągnąłem ją w stronę stołu. – Zdajesz sobie sprawę, że jestem od ciebie starsza...
   - Drobny szczegół – zaśmiałem się. – Za to ja jestem większy. Kilka miesięcy się nie liczy.
   Ledwo zdążyliśmy wyczyścić stół z bil, a już pojawiła się reszta. Z wdzięcznością odebrałem zimne piwo od Louisa. Byliśmy w środku bardzo burzliwej dyskusji, która miała rozstrzygnąć, kto z kim gra, gdy przerwał nam telefon Stylesa.
   - O kurwa – jęknął zerkając na wyświetlacz. – Alex...
   Patrzył na komórkę jakby miała go ugryźć i wciąż nie odbierał. „A ten co znowu nawyrabiał?” zdziwiłem się.
   - Na co czekasz? – Zayn spojrzał na niego równie zaskoczony tym zachowaniem, co ja.
   - Ona mnie zabije...
   - Przez telefon? – odezwał się Li. – Odbierz... – Harry przełknął głośno ślinę i przyłożył aparat do ucha. Głos Alex był tak donośny, że i z tej odległości mogłem stwierdzić, że jest nieźle wkurzona i raczej nie przebiera w słowach.
   - Dam cię na głośnik – powiedział Hazz, gdy w końcu udało mi się dojść do słowa. – Bo wiesz... Kate pewnie też chciałaby cię usłyszeć – położył komórkę na stoliku do kawy wcześniej coś klikając na ekranie. – Przywitaj się z przyjaciółką...
   - Hej, słońce – usłyszałem donośny głos Alex. „Od razu ton zmieniła...” uśmiechnąłem się. – Tęsknię...
   - Ja za tobą też... – Katy wychyliła się do przodu jakby chciała być bliżej miejsca skąd dochodził głos jej przyjaciółki.
   - Styles, idioto – warknęła po chwili. – Co ty mi tu przysłałeś do jasnej cholery? I jeszcze musiałam iść po to do tej starej jędzy naprzeciwko. Jak cię dorwę, to ci te twoje kudły powyrywam...
   Albo mi się wydaje, albo dzisiejszy dzień obfituje w sytuacje, z których nic a nic nie rozumiem... Spojrzałem po twarzach pozostałych. „Nie tylko ja jestem nie w temacie...” zauważyłem.
   - Lubię ostrą grę wstępną, ale od moich włosów, to się lepiej trzymaj z daleka – zaśmiał się. Wydawał się już spokojniejszy. – Pozdrowiłaś moją ulubioną sąsiadkę?
   - Jasne – parsknęła. – Pomachałam jej od ciebie – dodała. – Czy ja ci wyglądam na idiotkę? Nie bratam się z tą wariatką.
   - Rozpakowałaś prezent? – zapytał.
   - Jutro ci go wysyłam z powrotem – powiedziała. – I nie życzę sobie więcej takich numerów.
   - Tylko, że to nie był prezent dla ciebie – zaśmiał się spoglądając na Katy, która wsłuchiwała się w rozmowę w skupieniu oparta wygodnie o Louisa. – Bardziej dla Kate. No może też troszkę dla mnie. I tylko w małym ułamku dla ciebie. Wiem, że tęsknisz za moimi pośladkami. Trudno mi było je dla ciebie sfotografować tak jak prosiłaś, więc będziesz miała okazję podziwiać je przez kamerkę – zaśmiał się.
   - Boże, co ty masz z tą swoją dupą? – jęknęła, ale dało się słyszeć, że jest rozbawiona jego gadaniem. – Czy ktoś go tam może ode mnie strzelić po pysku?
   - Louis już mu podbił oko, wiec chyba na razie wystarczy – zaśmiałem się.
   - Naprawdę? – parsknęła, a gdy potwierdziliśmy, wybuchnęła śmiechem. – To możecie mi wytłumaczyć, dlaczego jeszcze nie dostałam tego jakże pięknego zdjęcia?
   - Rozpakuj prezent, to sama zobaczysz – odezwał się Hazz. – Nie rób wiochy... Chyba potrafisz włączyć jeden przycisk...
   - Policzymy się za to, Styles – powiedziała cicho.
   - Uwierz mi, nie mogę się już doczekać – zaśmiał się. – Lou, gdzie masz laptopa?
   - W sypialni... – wskazał głową na pokój za naszymi plecami.
   - Niall, przyniesiesz? – skierował na mnie te swoje zielone ślepia. Wzruszyłem ramionami i podniosłem się z kanapy. – Włączaj, to zaraz sobie inaczej pogadamy...
   - No włączam – warknęła. – Ty głupi...
   Reszta jej wypowiedzi mi umknęła, gdy wkroczyłem do królestwa Katy i Louisa. Ten pokój był naprawdę urządzony ze smakiem. „Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć...” westchnąłem myśląc o mojej małej siostrzyczce. Spojrzałem na olbrzymie łoże zastanawiając się... „Albo lepiej nie będę o tym myślał” zaśmiałem się. Zabrałem z biurka komputer i wróciłem do reszty. Lou szybko go uruchomił i podał Harry’emu. Ten chwilę w niego poklikał i po minucie na ekranie ukazała się twarz Alex.
   - Cześć, wspólniczko – Hazz puścił do niej oczko.
   - O matko! – otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – To twój dom, Styles?
   - Nie – uśmiechnął się i kręcił laptopem, by pokazać jej nas wszystkich. – Akurat jesteśmy u Kate i Louisa.
   - Pokaż mi moje słoneczko, a nie jakieś trzęsienie ziemi mi urządzasz – zażądała. Harry postawił komputer na stoliku i obrócił go w stronę kanapy, na której siedziała nasz para i Zayn. – O kurka! Jak ty ślicznie wyglądasz, Kate! – zawołała Alex. Reakcja na ten komplement była bardzo łatwa do przewidzenia. – Czy ty masz lakier na paznokciach? – autentyczne zdziwienie zabarwiło jej głos. Nie mogłem wysiedzieć na miejscu, więc wcisnąłem się obok Zayna. Li i Hazz też poszli w moje ślady i usiedli na oparciu kanapy za naszymi plecami. – Niesamowite... Co zrobiliście z moją przyjaciółką? Boże, Kate... Wyglądasz cudownie. Nowe ciuchy? Poznałaś już Danielle? Ten dom musi być niesamowity, sądząc po tym pokoju... Jak się czujesz? Był już lekarz? Co powiedział? A czy...
   - Wow... wow... wow... – przerwał jej Louis uśmiechając się szeroko i układając dłonie tak, jakby zarządzał przerwę. – Spokojnie... Oddychaj. Wszystko ci opowie jak dasz jej dojść do słowa...
   - Lou... – wydawało się, że dziewczyna spogląda mu w oczy. Uśmiechnęła się i bezdźwięcznie powiedziała „dziękuję”. – Boże... To niesamowite...
   - Skoro tak się podniecasz na widok tego pokoju, to jak ci pokażę basen, to orgazm masz murowany – zaśmiał się Harry.
   - Styles, kretynie, bo zaraz ci załatwię śliwkę pod drugim okiem...
   - O ile pofatygujesz się do mnie osobiście, to nie ma sprawy – puścił jej oczko. – Wiesz, że lubię ostre babki...
   - Boże, Louis, masz u mnie piwo za to, że mu przywaliłeś – powiedziała uśmiechając się szeroko. – A dostaniesz zgrzewkę, jak jeszcze mu poprawisz...
   - Zobaczę co się da zrobić, ale szanse są niewielkie... – zaśmiał się. – Ma oddanego obrońcę, z którym nie mam żadnych szans – mocniej przytulił do siebie Katy i pocałował w skroń.
   - Kolejny, który chowa się za moim słoneczkiem – parsknęła. – To nawet do ciebie podobne, Styles...
   - Ja się nie chowałem za Katy! – wtrąciłem. „Tak tylko, by rozwiać wszelkie wątpliwości.” – Po prostu tak jakoś akurat wtedy tam stałem...
   - Jasne – spojrzałem na Malika robiąc groźną minę, ale chyba mi nie wyszło, bo tylko się roześmiał czochrając mi włosy.
   - A jak ty się czujesz, Zayn? – zadawała kolejne pytania z prędkością karabinu maszynowego. „Naprawdę się za nią stęskniłem...
   Rozmawialiśmy z Alex dobre dwie godziny. Na początku mówiliśmy jeden przez drugiego i było przy tym mnóstwo śmiechu, ale po jakimś czasie Lou zrobił z nami porządek. Postawił komputer dokładnie naprzeciwko Katy i pozwolił dziewczynom się nagadać. Dorwałem się z Zaynem do konsoli i ściszając dźwięk w telewizorze tak, by nie przeszkadzać im w rozmowie, postanowiliśmy rozegrać kilka meczy. Lou wyzwał Liama na pojedynek i obaj okupowali stół do bilarda. Z Harrym jako sędzią. Co chwilę w pokoju rozbrzmiewał radosny śmiech Katy i za każdym razem spoglądaliśmy na siebie z Zaynem uśmiechając się. Ekipa po drugiej stronie pokoju też wyglądała na zafascynowaną tym widokiem. Początkowo po prostu odpowiadała przyjaciółce na zadawane przez nią pytania, ale po jakimś czasie tak się rozgadała, że naprawdę trudno było mi uwierzyć w to, czego jestem świadkiem. „Harry i te jego genialne pomysły...” Musiałem oddać mu honor, bo jakikolwiek był powód tego, że sprawił Alex laptopa i wtyczkę z internetem, to okazało się to strzałem w dziesiątkę. Gdy zerkałem na Katy, nie mogłem się nadziwić tej radości wymalowanej na jej twarzy. „Czasami tak niewiele trzeba nam do szczęścia...

poniedziałek, 25 marca 2013

48



   Panującą atmosferę zdecydowanie można było opisać jednym słowem... Nerwowa. Louis chodził spięty do granic możliwości i już sama nie wiem, ile razy pytał się mnie, czy jestem pewna tego wyjścia z Danielle. „Oczywiście, że nie byłam...” przyznałam wzdychając. Najchętniej schowałabym się pod kołdrą i nigdzie nie wychodziła. Ale to byłoby za proste... Mark czekał na mnie przy samochodzie od dziesięciu minut, a ja wciąż jeszcze nie wiedziałam, jak przekonać siebie i Lou, że to dobry pomysł. „Jak go uspokoić skoro sama jestem kłębkiem nerwów?
   - Pamiętaj, żeby mówić o wszystkim – kolejny raz powtarzał Louis. – Jeżeli ci się nie spodoba, to po prostu im to powiedz i przywiozą cię do mnie.
   - Dobrze – uśmiechnęłam się.
   - I uważaj na siebie – kontynuował. – Nie oddalaj się nigdzie bez Marka, dobrze? Nie ważne, że będziesz z Danielle, on ma być cały czas obok ciebie.
   - Dobrze – przytaknęłam.
   - I pamiętaj o czym rozmawialiśmy – miałam wrażenie, że on panicznie się boi wypuścić mnie za próg. „Muszę mu udowodnić...” – Możecie spotkać jakieś fanki... Nic się nimi nie przejmuj. Mark się wszystkim zajmie... I dzwoń, kiedy tylko będziesz miała ochotę. I ja będę dzwonił. I...
   - Dobrze – przerwałam mu wtulając się w ciepłe ciało i kładąc palce na ustach, by przerwać ten jego słowotok. – Dużo mówisz...
   - Denerwuję się – westchnął obejmując mnie ciasno ramionami. – Jesteś pewna, że sobie poradzisz? – zapytał opierając brodę w moich włosach. Pokiwałam głową i uniosłam twarz ku jego. „Czy to się liczy jako kłamstwo?
   - A ty? – zapytałam cicho.
   - Przesadzam trochę, wiem – powiedział cicho. – Ale to będzie pierwszy raz jak pójdziesz gdzieś beze mnie... – pociągnął mnie w stronę drzwi powoli je otwierając. Poczułam wilgotne powietrze wdzierające się do środka. – Czułbym się lepiej idąc tam z wami...
   - Wszystko będzie dobrze – próbowałam go uspokoić, choć prawdę mówiąc sama się denerwowałam coraz bardziej. Ale przecież nie mogę być mu kulą u nogi, która nie potrafi zrobić nic samodzielnie... Chyba potrzebowałam sobie udowodnić, że dam radę. Przecież potrafię stąd wyjść bez bezpiecznego uścisku Louisa. „Potrafię, prawda? Prawda?” Dlaczego, gdy potrzebuję potwierdzenia, to moje odważniejsze ja milczy? – Nie będę odstępowała Marka ani na krok. No i przecież Danielle też będzie...
   - Wiem, ale... – podprowadził mnie do samochodu otwierając drzwiczki. – Chyba wolałbym mieć cię obok...
   - Poradzimy sobie, Lou – uśmiechnęłam się do niego i naprawdę miałam nadzieję, że wyglądało to w miarę przekonująco. Bo w rzeczywistości byłam o wiele bardziej zdenerwowana niż on i z trudem powstrzymywałam łzy. – A ty będziesz tak zajęty, że tylko bym ci przeszkadzała...
   - Nigdy mi nie przeszkadzasz – zapewnił.
   - Musimy już jechać jeżeli mamy zdążyć zabrać Danielle i dotrzeć na miejsce na dziewiątą – odezwał się cicho Mark.
   - Dobrze... – Lou pomógł mi wsiąść do samochodu i zapiąć pas. „Potrafiłabym to zrobić sama” przekonywałam się, ale wcale nie byłam tego taka pewna. Moje palce były jak sparaliżowane... – Uważaj na nią.
   - Zawsze – posłałam Markowi przyjazny uśmiech.
   - To na was już czas... – powiedział cicho. – Kocham cię, skarbie...
   - Ja ciebie też... – pochylił się nade mną i złączył nasze usta w krótkim pocałunku. – To widzimy się później... – puściłam mu oczko.
   - Tak... – miałam wrażenie, że uśmiecha się na tą moją przewrotną wypowiedź. – Później... Baw się dobrze.
   Zatrzasnął drzwiczki i w tym samym momencie usłyszałam kliknięcie zamka. Uśmiechnęłam się na wspomnienie rozmowy, którą mój chłopak przeprowadził wcześniej z Markiem. „Bezpieczeństwo przede wszystkim...” Pomachałam mu nie wiedząc nawet, czy jeszcze tam stoi. „A masz jakieś wątpliwości?” Teraz to się odzywasz.
   - To jedziemy po twoją przyjaciółkę – odezwał się wesoło Mark przekręcając kluczyk w stacyjce. – Nie wierzę, że czeka mnie babska imprezka...
   - Będzie fajnie – uśmiechnęłam się zaciskając nerwowo palce na pasie bezpieczeństwa.
   - Wiem – powiedział. – Ale dobrze by było, gdybyś ty też w to uwierzyła...
   - Aż tak widać? – zmartwiłam się. Jeżeli nie udało mi się nabrać jego, to i Louisa raczej też nie...
   Pojechaliśmy po Danielle i całą drogę do jej mieszkania Mark zabawiał mnie wesołymi opowieściami ze swojego życia. Mówił o Judy, o nowym mieszkaniu, które wspólnie urządzają... Mówił, co tylko mu wpadło do głowy i dzięki temu mogłam upchnąć mój strach, gdzieś z tyłu głowy.
   Najwyraźniej Dan już na nas czekała, bo wskoczyła do samochodu, jak tylko się zatrzymaliśmy. Teraz dla odmiany to jej wesołe gadanie wypełniało wnętrze... Przekomarzała się z Markiem na temat dopuszczenia przedstawiciela płci męskiej do odwiecznych kobiecych tajemnic. Groziła mu utopieniem w kąpieli błotnej, jeżeli komuś coś zdradzi. A on nie był jej dłużny w docinkach i sama nie wiem kiedy zaczęłam się śmiać razem z nimi... Danielle była głośna i wesoła i może to był sposób bym jakoś przetrwała ten dzień...
   Wprawdzie spóźnieni o kilka minut, ale w końcu dojechaliśmy na miejsce. Gdy zgasł silnik zrobiło się nagle bardzo cicho. Już nikt nie żartował. Zatrzęsłam się ze strachu. Próbowałam przywołać uśmiech na twarz, ale nie byłam przekonana co do efektu. Mark obszedł samochód i czekał w otwartych drzwiach, aż ruszę ten swój tchórzliwy tyłek. „No dalej...” przekonywanie samej siebie jakoś nie wychodziło mi najlepiej w ostatnim czasie. Odpięłam pas... za trzecim podejściem. „Ale się udało.” Wzięłam głęboki oddech i wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka. Ujął ją pewnie pomagając mi wysiąść. Od razu poczułam dłoń Danielle na moim łokciu. Uśmiechnęłam się do niej w podziękowaniu. Zaczęła mnie prowadzić, a moje ciało poruszało się jakby bez mojego w tym udziału. Gdyby zależało to ode mnie, nie wyszłabym dzisiaj z sypialni. A już na pewno z tego samochodu. Ciepła dłoń Marka na moich plecach dodawała odwagi. „Jest tu po to, by nic mi się nie stało...” powtarzałam sobie w myślach.
   - Schody – odezwał się mężczyzna wciąż nie przerywając kontaktu z moimi plecami. Danielle narzekała na deszcz, który właśnie znów zaczął padać, a ja cieszyłam się, że nie ma tej krępującej ciszy i przynajmniej ona ją odgania. – Jeszcze dwa.
   Uśmiechnęłam się do niego. Zastanawiałam się, czy to też Louis mu powiedział, czy może jest tak dobrym obserwatorem... Usłyszałam dzwoneczek nad drzwiami i po chwili byłam już w ciepłym i pachnącym kokosami wnętrzu. Dani zamieniła dosłownie dwa słówka z jakąś kobietą i pewnym krokiem zaprowadziła nas w głąb pomieszczenia. Wszędzie rozbrzmiewała relaksująca muzyka i unosił się słodki zapach...
   - Tu się przebierzemy – odezwała się po chwili. – Daj nam chwilkę, Mark.
   - Jak to przebierzemy? – zdziwiłam się. – Ja też?
   - No oczywiście, że ty też – powiedziała rozbawiona. – A co ty myślałaś? Że wzięłam cię tu tylko po to, by mieć z kim plotkować? W sumie po to też, ale przy okazji będziemy się obie oddawać błogiemu nic nie robieniu, a ktoś inny zatroszczy się o naszą urodę...
   - Ale... – w tym momencie zapomniałam o całym strachu, a moją głowę wypełniła jedna myśl. „Jak ja za to zapłacę?” – Ja nie muszę...
   - Czym się denerwujesz Kate? – zapytała cicho. – Jeżeli cię to uspokoi, to ja mam karnet na wszystkie zabiegi tutaj i mogę na niego od czasu do czasu kogoś przyprowadzić...
   - Naprawdę? – musiałam się upewnić. Wprawdzie brzmiało to przekonująco, ale jej głos... Sama nie wiem... „Szukasz dziury w całym.” Odetchnęłam głęboko. – Nie chciałabym...
   - Zaprosiłam cię, prawda? – poczułam jej dłonie na ramionach. – To pozwól mi zgrywać dobrą gospodynię i cieszyć się tym, że będę mogła spędzić ten czas z tobą i lepiej cię poznać. Wiesz jak długo na to czekałam? Przez Liama i jego codzienne sprawozdania czułam się jakbym cię znała od dawna... – zaśmiała się. – Strasznie się cieszę na ten nasz babski dzień. No prawie babski, bo mamy faceta na pokładzie, ale nie martw się, zaraz mu też znajdziemy jakiś totalnie kobiecy zabieg, żeby nas nie przytłaczał tym całym testosteronem. To jak? Gotowa?
   Skinęłam głową uśmiechając się. Kilka minut później znów czułam na plecach dłoń Marka. Ale tym razem miałam na sobie tylko puszysty i w dodatku o wiele za duży szlafrok. Czułam się jeszcze mniej pewnie. „Czy to w ogóle możliwe?” Miałam nadzieję, że nie jestem czerwona jak burak. Niestety ciepło, które czułam na policzkach mówiło samo za siebie. Zacisnęłam jeszcze raz pasek. Tak dla pewności. Chciało mi się śmiać na wspomnienie moich zapewnień, że sobie poradzę. Próbowałam przekonać Louisa, a prawda jest taka, że miałam ochotę się rozpłakać. „Nie dam rady...” Byłam w obcym miejscu, mijali mnie obcy ludzie i nie mam zielonego pojęcia, co Danielle dla nas przyszykowała. Ale wiedziałam jedno. To też będzie mi obce...


   Obserwowałem Louisa odkąd pojawił się dziś w studiu i powoli zaczynało mi się kręcić w głowie od tego jego nerwowego wydeptywania dziur w dywanie. Miałem nadzieję, że Kate naprawdę spędzi cudownie ten czas, bo w przeciwnym razie nie wiem, czy warto, by on się tak męczył. A my razem z nim. Warczał na wszystkich. Nie wypuszczał telefonu z dłoni i co minutę zerkał na wyświetlacz. Był wręcz chorobliwie blady. „Zaraz się nam rozchoruje...
   Zauważyłem, że Liam posłał mu współczujący uśmiech.
   - Zadzwoń do niej, Lou – odezwał się. – Upewnij się, że wszystko w porządku. Spróbuj się uspokoić...
   - Dzwoniłem przed wejściem do studia – westchnął. – Wydawała się spokojna. I Mark wysłał mi wiadomość, że żąda premii za pracę w warunkach szkodliwych. Podobno plotkują jak najęte...
   - To czym się tak martwisz? – Niall objął go ramieniem. – Katy sobie poradzi. Nie jest tam przecież sama.
   - Wiem, ale nie mogę wyrzucić z głowy jej twarzy z rana – spojrzał przed siebie napotykając moje spojrzenie. – Mówiła mi, że będzie dobrze trzęsąc się ze strachu... Nie powinienem jej puszczać. Ona próbuje coś udowodnić, pokazać, że nie będzie ciężarem, ale to nie jest wyjście...
   - A może właśnie powinieneś jej na to pozwolić – odezwałem się. – Może nie chodzi o to, że próbuje coś pokazać tobie. Może to sobie potrzebuje coś udowodnić...
   - Wiem, że gadam jak nawiedzony – Lou posłał mi kolejny nerwowy uśmiech. – Ale nie mogę nic poradzić na to, że się boję.
   - Czego? – Hazz spojrzał na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. – Nic jej nie grozi z Markiem u boku. Pewnie teraz leży sobie w spa i relaksuje się... Alex w każdym bądź razie jest zachwycona tym pomysłem... Wiesz co mi powiedziała? Że jak ją zabiorę do takiego spa, to rozważy moje lateksowe pomysły... - zaśmiał się, a my z nim. Tylko nie Lou...
   - Wiesz czego się boję? Że gdyby nie daj Boże coś się stało, to mnie przy niej nie będzie – znów spojrzał na wyświetlacz komórki. – Myślicie, że mogę znów zadzwonić?
   - Dzwoń – powiedział Liam. – Inaczej będziesz nie do zniesienia.
   Louis podszedł do okna i przyłożył telefon do ucha. Myślę, że wszyscy byliśmy ciekawi jak radzi sobie ten mały elf, ale wyjątkowo zostawiliśmy go samego. Bez żądań o przełączenie rozmowy na głośnik. Widziałem jak zmienia się wyraz jego twarzy i jak pojawia się na niej szeroki uśmiech. „A więc wszystko dobrze jak na razie...” Spojrzeliśmy z chłopkami po sobie. Rozumiejąc się bez słów. Ta rozmowa uspokoi go na chwilę...
   - Góra dziesięć minut – Niall wyciągnął piątaka.
   - Nie ma szans – Harry sięgnął do kieszeni po pieniądze. – Pięć minut od zakończenia rozmowy znów będzie nerwowo dreptał. – Uśmiechnąłem się widząc, że nawet Liam wyciąga banknot z portfela.
   - Uśmiecha się, więc wszystko jest dobrze – powiedział. – Chyba starczy mu tej radości na dwadzieścia minut. – I nagle trzy pary oczu spojrzały na mnie zaciekawione. „Czy mógłbym odmówić sobie tej przyjemności z wygranej?
   - Wchodzę – podałem swoje pięć funtów blondynowi. – Maksymalnie kilka minut.
   - Obstawiasz jak Hazz? – upewnił się Niall chowając pieniądze do tylnej kieszeni. Kiwnąłem głową potwierdzająco. Prawdę mówiąc obserwując Louisa od godziny byłem pewny, że nawet tych pięciu minut nie wytrzyma. Ona była dla niego niczym powietrze. Niezbędna do życia. I już chyba nic nie mógł z tym zrobić, że nie potrafił się rozluźnić, gdy jej nie widział. Gdy nie miał stuprocentowej pewności, że wszystko z nią dobrze i że jest szczęśliwa. I poniekąd rozumiałem jego strach. Nie tylko jemu dziś towarzyszył...
   - Panowie... – pojawienie się Paula wyrwało mnie z mojej głowy. – Gdzie Louis? – Liam wskazał mu głową na przyjaciela, który wciąż z telefonem przy uchu wolną ręką malował serduszka na zaparowanym oknie. – Dzwonili w sprawie wypadku – momentalnie moja uwaga skupiła się na mężczyźnie. – To nie był wypadek. Dzieciakowi zapłacono, by ją rozjechał...
   - I tak po prostu się zgodził? – oburzył się Niall. – Co to za człowiek?
   - Jakiś narkoman – rzucił krótko menadżer. – Niestety nie za wiele z niego wyciągnęli. Pokazano mu zdjęcie dyrektora z tej placówki i niby go rozpoznał...
   - To cudownie – ucieszył się Horan, a i mi serce jakoś mocniej zabiło na tą wiadomość. Tylko to słówko „niby”...
   - Niestety pokazali mu kilka innych fotografii i każda twarz wydawała mu się znajoma – zakończył wzdychając. – Wiecie co to znaczy, prawda?
   - Że draniowi się upiecze – warknąłem ze złością przez zęby.
   - I że już wie, że ona jest z wami – dokończył. – Gdzie Kate?
   - Z Markiem i Danielle – odpowiedział Li. – W spa poza miastem. Potem Dan miała ją zabrać na jakiś lunch i zakupy...
   - Dobrze – uśmiechnął się Paul pocierając brodę w zamyśleniu. – To przynajmniej wyjaśnia jego dzisiejsze zachowanie – wskazał na Louisa. – Lepiej nie planujcie jej takich wypadów codziennie, bo nie wiem ile zniosę tych jego huśtawek nastrojów. On jest do niczego, gdy się tak denerwuje.
   - Wiemy – zgodził się z nim Liam. – Ale od czegoś trzeba zacząć, a gdy o tym myśleliśmy z Danielle wydawało się to być dobrym pomysłem...
   - Co? – zdziwiony głos Lou sprawił, że wszyscy gwałtownie obrócili się w jego stronę. „Przyłapani na gorącym uczynku.” – Zaplanowaliście to całe wyjście?
   - Tak jakby... – przyjaciel posłał mu przepraszający uśmiech. – Dan bardzo chciała spędzić z nią trochę czasu, a gdy powiedziałem jej, że Kate raczej z nią nigdzie nie wyjdzie... To... No tak jakoś doszliśmy do wniosku, że to spa będzie dobrym rozwiązaniem – tłumaczył się pod przenikliwym spojrzeniem Louisa. – Wprawdzie musiała trochę nagiąć prawdę, bo w rzeczywistości nie chodzi tam co tydzień. Ale często... W sumie... Wykupiła dla nich karnety na cały dzień i zapłaciła ekstra, by było tam pustawo...
   - Brzmi nieźle – przyznał Harry. – Musisz przyznać, że to dobry pomysł. Nie możesz jej przywiązać do siebie niczym na smyczy. Przecież chcesz, by przestała się bać ludzi. A to wydaje się dobre na początek...
   - Chyba tak – było widać, że Louis toczył walkę sam ze sobą. – Dzięki Liam. Oddam wam kasę...
   - No ty chyba próbujesz mnie teraz obrazić – uniósł się. – Wsadź ją sobie w...
   - Dobra. Przepraszam – Lou posłał mu wesoły uśmiech. – Dziękuję za to, że o wszystkim pomyślałeś... Tylko dlaczego mi nie powiedzieliście?
   - Nie jesteś aż tak dobrym aktorem za jakiego chciałbyś uchodzić, Louis – zaśmiał się Li. – I chcieliśmy uniknąć tego, że ona się zgodzi, bo ty ją poprosisz. Pamiętasz co mówiła Alex? Że ona zgodzi się na wiele, bojąc się, że jest dla nas ciężarem. A zwłaszcza dla ciebie... – wzruszył ramionami. – Wyszło bardziej naturalnie, nie sądzisz?
   Podyskutowaliśmy chwilę nad tym pomysłem Danielle i Liama, po czym Paul powtórzył jeszcze raz czego się dowiedział od policji. Lou wyglądał jakby chciał komuś przywalić. I widząc jego oczy poważnie zaczynałem się obawiać, że stoję za blisko.
   - To co teraz? – zapytałem. – Przecież nie możemy jej zamknąć w czterech ścianach nie mówiąc dlaczego...
   - Rozmawiałem z facetem prowadzącym śledztwo o tej całej sprawie – kontynuował menadżer. – Przefaksowałem mu ten wycinek i opowiedziałem, to co mogłem. Obiecał to sprawdzić i jeżeli się potwierdzi, to skontaktuje się z kimś z miejscowej policji. Może tu go złapią?
   - Lepiej by było – warknął Louis. – Bo nie ręczę za siebie, jeżeli to ja dorwę go pierwszy...
   - Nawet tak nie mów – Paul spojrzał na niego groźnie. – Żadnych głupot. Dajmy zająć się tą sprawą profesjonalistom. Róbcie co do was należy i po prostu miejcie oczy otwarte. Pozwólcie mi zatroszczyć się o wasze i jej bezpieczeństwo. Będzie dobrze. Skupcie się na pracy. Koniec przerwy. Fotograf już czeka.
   Przeszliśmy do pomieszczenia obok, gdzie tabun ludzi wziął nas w obroty i zanim się obejrzałem stałem obok przyjaciół szczerząc się do obiektywu. Nagle poczułem łokieć Nialla wbijający się w mój zdrowszy bok. Spojrzałem na niego unosząc brwi w niemym pytaniu.
   - To kto wygrał? – szepnął klepiąc się po kieszeni, do której schował pieniądze z zakładu.


   - Nie obrażając nikogo – odezwał się Mark, gdy tylko wsiadł do samochodu. – Ale te moje paznokcie naprawdę nie wyglądają... No wiecie... Nie chciałbym żeby ktoś mnie wziął za geja – ostatnie słowa powiedział konspiracyjnym szeptem.
   - Przesadzasz – roześmiała się Danielle. – Przecież to bezbarwny lakier, a to znaczy, że nic nie widać.
   - Widać – upierał się. – Błyszczą się tak jakoś...
   - Wyglądają zdrowo – tłumaczyła jak upartemu dziecku. – Zdrowe paznokcie się błyszczą.
   - Kate, a co ty o tym sądzisz?
   - Ja oczywiście nie mogę ocenić po wyglądzie, ale... – uniosłam dłoń czekając aż poda mi swoją. Mimo iż było czuć, że ma spracowane dłonie, to w tym momencie były gładkie i pachnące. Przyjemne w dotyku. A paznokcie krótkie i... No cóż... Dało się wyczuć, że pokrywa je lakier, ale przecież jest bezbarwny... – Wydaje mi się, że Judy będzie zachwycona twoimi gładkimi dłońmi. I słyszałam, że panowie też sobie często robią manicure w salonie. Więc myślę, że po prostu boisz się nowości tak jak ja – posłałam mu wesoły uśmiech mając nadzieję, że to była wystarczająco dyplomatyczna odpowiedź. – Przyznaj szczerze. Wyglądają dobrze, co nie?
   - W sumie... – powiedział pod nosem. – Masz rację...
   - Alleluja! – wykrzyknęła Dani. – To jedziemy. Umieram z głodu. Mogłabym nawet... – głos mojego chłopaka wydobywający się z komórki przerwał jej wypowiedź. – No kto by pomyślał – zaśmiała się. – Rekord. Wytrzymał czterdzieści dwie minuty – odebrałam odzywając się standardowym „Hej, Louis.” – Robisz postępy, Lou! – zawołała mi przy uchu.
   - Słyszę, że wesoło tam u was – usłyszałam ten ukochany głos, a przez moje ciało momentalnie przebiegł przyjemny prąd. – Jak się bawisz, skarbie?
   - Cudownie – zapewniłam go i naprawdę chyba pierwszy raz wierzyłam w to, co mówię. – Danielle zabiera nas na lunch do jakiegoś swojego ulubionego lokalu.
   - Czyli koniec robienia się na bóstwo? – zaśmiał się. – Poznam cię jak wrócisz do domu?
   - Mam nadzieję – powiedziałam cicho czując, że się czerwienie. „Jestem beznadziejna z tym całym rumienieniem się...” przyznałam uczciwie uśmiechając się do niego. To nic, że nie mógł tego zobaczyć. – Przekonamy się później. Jakby co, to ja będę tą osobą obok Marka – wsłuchałam się w śmiech dobiegający z telefonu i zrobiło mi się jakoś tak lżej na duszy... – A jak wam mija dzień? Pewnie pracowicie... – dodałam słysząc, że ktoś go woła. Wydawało mi się, że rozpoznałam głos Nialla gdzieś w tle. – Musisz kończyć... – powiedziałam cicho.
   - Rzeczywiście – westchnął. – Trochę tu wszyscy nerwowi...
   - A czyja to wina? – usłyszałam rozbawiony głos Harry’ego. – Pozdrów ją ode mnie. I radzę ci rusz tą swoją szanowną „dupencję”. Nie mam zamiaru siedzieć tu dłużej niż to konieczne...
   - Hazz... – zaczął Lou.
   - Wszystko słyszałam – zaśmiałam się. – Ucałuj ich ode mnie. I chyba lepiej będzie jak skorzystasz z rady przyjaciela...
   - Zadzwonię później – zapewnił mnie. W jego głosie nie było już słychać porannego zdenerwowania. – Ale nie będę nikogo całował. Chyba, że ciebie – dodał, a jego słowa sprawiały, że moje serce radośnie dudniło w piersi. – Już nie mogę się doczekać.
   - To jesteśmy umówieni – powiedziałam cicho żegnając się. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że w samochodzie jest bardzo cicho. – Już dojechaliśmy?
   - Tak, moje panie – zaśmiał się Mark i po chwili pomagał mi wysiąść. Uniosłam głowę do góry biorąc głęboki oddech. „Uwielbiam powietrze po deszczu...
   Danielle ujęła mnie pod pachę i prowadziła w nieznane, opowiadając dlaczego uwielbia to miejsce. Cały czas czułam dłoń na moich plecach. Odetchnęłam głęboko. „Nic się nie dzieje...” Próbowałam się skupić na słowach przyjaciółki. Ledwo otworzyliśmy drzwi otoczył mnie cudowny zapach, a mój żołądek obwieścił swoją radość nadzwyczaj donośnie.
   - Chyba rzeczywiście trochę cię zagłodziłam – zaśmiała się Dan. – Wiesz, że ten dźwięk bez problemu mógłby konkurować z tymi wydawanymi przez Nialla?
   - Oj, nie jestem tego taka pewna – roześmiałam się. – On ma naprawdę imponujące osiągnięcia w tej dziedzinie...
   Okazało się, że rzeczywiście musi to być miejsce, w którym często bywa, bo przywitano nas jak stałych gości i od razu zaprowadzono do stolika. Szmery rozmów przetykane głośnym śmiechem, brzękanie talerzy, nastrojowa muzyka, płacz dziecka, metaliczny dźwięk sztućców... „Za dużo...” próbowałam się uspokoić. Słyszałam, że Danielle coś do mnie mówi, ale nie rozróżniałam słów. „Wszystko dobrze. Skup się tylko...” powtarzałam sobie w myślach rady, które zazwyczaj pomagały.
   - Kate? – poczułam jak dłonie dziewczyny zaciskają się na moich, próbując zwrócić moją uwagę. – Nie musimy tu jeść jeżeli jest za głośno. Możemy wziąć coś na wynos, albo pojechać gdzie indziej...
   - Tu mi się podoba – odezwałam się w końcu po przedłużającym się milczeniu. Starałam się uśmiechnąć, ale szybko doszłam do wniosku, że nikogo na to nie nabiorę. – Chyba przez chwilę spanikowałam. Ale już jest dobrze – zapewniłam ją drżącym głosem. – Mam zamiar sprawdzić, czy szef kuchni jest takim magikiem jak mówiłaś...

   - Powinni mi dać podwyżkę – jęknął Mark. – Po tym dniu z wami będzie mi potrzebny lekarz. Już by się przydał.
   - Danielle ma znajomego psychiatrę – zaśmiałam się.
   - Nie wiem czy jemu pomoże – wtrąciła dziewczyna. – Wygląda mi to na klasyczny przykład samca. Bez szans na poprawę – orzekła poważnym tonem.
   - Czy dla mojego zdrowia psychicznego możemy przez chwilę porozmawiać o czymś typowo męskim? – prosił odpalając silnik. – Piłka nożna, boks, zapasy, walki w kisielu... – wyliczał. – Cokolwiek...
   - Sport brzmi nieźle – przyznałam. – Ale jestem w nim beznadziejna. Kiedyś próbowałam nauczyć się grać w tenisa i dość szybko stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie...
   - Za często obrywałaś piłką? – zapytał zaciekawiony.
   - Nie – powiedziałam z powagą. – Mojego przeciwnika karetka zabrała – usłyszałam śmiech swoich towarzyszy. – Stwierdziłam, że to jedno wstrząśnienie mózgu, którego byłam sprawcą, wystarczy mi do szczęścia. W końcu wygrałam walkowerem. Żadnej porażki na koncie. Ale koniecznie musimy kiedyś zagrać w piłkę nożną. Sądzę, że mam zadatki na niezłego bramkarza...
   - Dość, błagam – Danielle chyba powoli miała problemy z oddychaniem. – Wiedziałam, że zostaniemy przyjaciółkami. Jesteś tak samo szurnięta, jak ja...
   - A ja wiedziałem, że gdy mi oferowali tą pracę, brzmiało to za kolorowo – powiedział Mark próbując uspokoić śmiech. – Nie dość, że w szkodliwych warunkach, to jeszcze z wariatkami... Jutro składam wypowiedzenie.
   - A myślałam, że miałeś zażądać podwyżki – zaśmiałam się. – Nie możesz mnie zostawić. Mieliśmy razem ratować świat – przypomniałam mu. – Obiecałeś mnie nauczyć grać.
   - No tak – westchnął. – Jak ja coś palnę...
   - Kate – odezwała się Dan wciąż jeszcze rozbawionym głosem. – Co powiesz na małe zakupy? Masz jeszcze siłę?
   - Po tym obżarstwie, to nie powinnam móc się ruszać – przyznałam gładząc się po brzuchu. – Ale chyba mogę ci potowarzyszyć... Tylko żebyś nie żałowała – zaśmiałam się. – Alex mówiła, że wolałaby iść do dentysty tuzin razy, zamiast ze mną raz po sklepach. A dodam, że ona panicznie boi się dentysty.
   - Zaryzykuję – ucieszyła się Danielle. – U Zary jest nowa kolekcja i koniecznie muszę taką jedna kurtkę przymierzyć. Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić – zapewniła. – Poprzymierzamy sobie fatałaszki, podenerwujemy ekspedientki...
   - I mnie, przy okazji – wtrącił Mark.
   - I ciebie – przyznała ze śmiechem. – Jestem pewna, że po wizycie w dziale z bielizną albo będziesz mnie całował po rekach za ten najlepszy dzień w twoim życiu...
   - Albo? – zapytał.
   - Albo uciekniesz z krzykiem i złożysz to wypowiedzenie jeszcze dzisiaj – roześmiałam się po jej słowach. Samo wyobrażenie sobie tego wielkoluda w dziale z koronkami było niezłą rozrywką.


   - No zadzwoń do niej w końcu – odezwał się Harry wsiadając do samochodu. – Powoli zaczynam myśleć, że ten wasz pomysł wcale nie był taki genialny, Li – jęknął opierając głowę o szybę. – Ma jeden zasadniczy minus – kontynuował. – Nie wziąłeś pod uwagę, że będziemy musieli go takiego znosić przez tyle godzin...
   - Fakt. O tym nie pomyślałem – zaśmiał się Liam.
   - Och, dajcie mu spokój – wsunąłem puste opakowanie po batoniku za siedzenie. – Sami się denerwujecie i chcielibyście wiedzieć, jak jej idzie...
   - Z tobą na czele – Zayn wcisnął się obok mnie.
   - Ja wiem – wyszczerzyłem zęby w przebiegłym uśmiechu.
   - Co wiesz? – cztery pary oczu spojrzały na mnie z zaciekawieniem. – No, gadaj.
   - Spokojnie, Lou – zaśmiałem się. – Właśnie są na zakupach i jak na razie wszystko idzie dobrze. Miała mały atak paniki w restauracji, ale sama sobie z nim poradziła – skończyłem z dumą. – Mówiłem wam, że Katy może wszystko.
   - Skąd wiesz? Jaki atak paniki? Dlaczego ja nie wiem? Przecież rozmawiałem z nią podczas lunchu... – przyjaciel wydawał się lekko zdenerwowany.
   - Może nie chciała cię martwić? – odezwał się Liam.
   - Pewnie powie ci później – dodał Harry uspokajająco obejmując go ramieniem.
   - Niall, skąd masz te informacje? – zapytał podejrzliwie Zayn. – Szczerzysz się bardziej niż zawsze... I to przez cały dzień. Czyżbyś był na bieżąco?
   - Co? – Louis wbił we mnie zdezorientowany wzrok.
   - Mark mi przysyła wiadomości jak tylko może – przyznałem.
   - A dlaczego tobie, a nie mi? – jęknął Lou.
   - Bo go o to poprosiłem? – zaakcentowałem pytająco. – Przecież ty dzwonisz do Katy od rana. Zresztą z tego co widzę, to właśnie masz zamiar znów to zrobić. A ja po prostu byłem ciekawy...
   - A nie przyszło ci do głowy, że fajnie by było się z nami podzielić tymi wiadomościami? – Zayn jakoś nie wydawał się być pod wrażeniem mojej zaradności.
    - Chyba nie pomyślałem... – przyznałem uczciwie przeczesując dłonią włosy. – No, ale przecież mówiłem wam, że wszystko z nią w porządku... – broniłem się.
   - Ale zapomniałeś dodać, że to nie jest tylko takie puste gadanie mające na celu pocieszenie Louisa, tylko, że masz informacje z pierwszej ręki – powiedział Li posyłając mi spojrzenie pod tytułem: „Lepiej już więcej nic nie mów.” – Zadzwoń do niej, Lou. Zaraz będziemy na miejscu i może nie być szybko kolejnej okazji.
   - Możesz dać na głośnik? – zapytał Harry masując przyjacielowi kark. Ten posłał mu dziękczynny uśmiech.
   - Hej, Louis – usłyszałem radosny głos Katy i w samochodzie zrobiło się od razu tak jakoś przyjemniej. A głupie uśmiechy na naszych twarzach wyglądały przekomicznie. – Chyba musimy zmienić ten dzwonek. Danielle mówi, że jak jeszcze raz go usłyszy, to zacznie krzyczeć – zaśmiała się, a w tle dało się wyłapać głos Dani.
   - Pomyślę nad tym – powiedział szczerząc się od ucha do ucha. – Dobrze się bawisz?
   - Nie bardzo – zniżyła głos, ale wciąż było słychać jej rozbawienie. – Danielle zmusiła mnie do przymierzenia tylu ciuchów, że już zapomniałam w czym przyszłam. Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł jak wyglądają zakupy w jej wykonaniu? Przyszła tu tylko kupić jedną kurtkę, a już przymierzyła chyba wszystko oprócz niej...
   - Cała ona – zaśmiał się Li. – Pewnie wróci do domu i dopiero sobie przypomni po co tam poszła...
   - Kate, koniecznie musisz jeszcze to sprawdzić – usłyszeliśmy głos Dan. – Jeszcze wisisz na telefonie? Cześć, Louis – dodała głośniej. – I zaraz jeszcze taką marynarkę nam pani przyniesie...
   - Wspaniale... – roześmiałem się słysząc ton Katy. „Chyba nie jest fanką zakupów...
   - Już nie mogę się doczekać, aż mi się pochwalisz co wybrałaś – nareszcie wyglądał na spokojnego. „Na kolejne kilka minut” pomyślałem.
   - Ale przecież ja tylko sobie mierzę... – zaśmiała się. – Danielle mówi, że to świetna zabawa, ale ja chyba nie jestem do tego całkiem przekonana... – dodała ciszej.
   - Kochanie, jak znajdziesz coś co ci się spodoba, to przecież... – zaczął, ale nie dane mu było skończyć.
   - Mam już sporo nowych rzeczy od ciebie – powiedziała. – Nie potrzebuję więcej. A poza tym ten sklep jest chyba drogi...
   - A gdzie jesteście? – zapytał Zayn widząc, że Lou nie wie co powiedzieć na to jej stwierdzenie o zakupach. „Alex miała racje. Nie będzie łatwo jej przekonać.
   - Jak to było? – zastanawiała się. – Kara. Nie... Mara? Nie, nie... Hmmm... Na pewno krótka nazwa... – myślała głośno.
   - Zara? – podpowiedział Hazz.
   - Tak! – ucieszyła się. – Dzięki Harry.
   - Nie ma za co, Mała – zaśmiał się. – Ale może powinnaś się skusić na jakiś seksowny fatałaszek... – próbował powstrzymać przyjaciela przed zatkaniem mu ust. – Wtedy to byłby raczej prezent dla Louisa... – Jeszcze coś próbował powiedzieć, ale Lou przyciągnął jego głowę do siebie i słowa utonęły gdzieś w swetrze Tommo. I nic z tego nie udało mi się zrozumieć.
   - Jeszcze cię trzyma na telefonie? – roześmiała się Danielle. – Daj mi go. Louis, wszystko w porządku. Świetnie się bawimy. Nawet Mark – zapewniła. – Co w sumie jest dziwne – dodała po chwili. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że twoja dziewczyna stoi w samym podkoszulku i marznie... A teraz oddam jej telefon. Pa, Louis... Wcale nie jest mi zimno – usłyszałem głos Katy. – Reszta się... zgadza – dodała ciszej.
   - To dobrze – odezwał się dziwnie zmienionym głosem. – I tak muszę już kończyć, bo prawie dojechaliśmy na miejsce. To na razie – pożegnał się kolejnym wyznaniem miłości i zakończył połączenie.
   - Co jest? – spojrzałem na niego zdziwiony.
   - Nie wiesz? – parsknął Hazz. – Kate w samej podkoszulce... – zaśmiał się. – Dodaj do tego jego bujną wyobraźnię i zaraz zacznie się ślinić.
   - Zamknij się, Styles – Lou trzepnął go dłonią uśmiechając się pod nosem. – Alex miała racje... – westchnął ponownie opierając się o przyjaciela. – Liczyłem, że Dani jakimś cudem ją namówi na małe zakupy...


   „Zachowuję się jak moja matka” musiałem przyznać sam przed sobą. Chodziłem od okna do okna wyczekując chwili, w której zobaczę znajomy samochód. Od momentu kiedy wróciłem do domu wciąż tkwię z nosem przyklejonym do szyby. Ja wiem, że ten dzień był potrzebny. Przecież nie mogłem jej tu więzić. „Nawet jeżeli bardzo bym chciał” zaśmiałem się cicho. Ale tyle godzin, to zdecydowanie za dużo, by mój organizm dobrze to zniósł. Czułem się niepełny... Tak strasznie mi jej brakowało. Gdybym tylko mógł ją zobaczyć, wszystko od razy byłoby łatwiejsze. „Nie ma szans, by następnym razem poszła gdzieś na tak długo...” obiecałem sobie.
   Gdy zobaczyłem światła samochodu i otwierającą się bramę, z zaskoczenia prawie wyszedłem przez okno. „Dodaj, że zamknięte okno” wredny śmiech w mojej głowie teraz nie mógł mi popsuć humoru. Wybiegłem na zewnątrz i znalazłem się przy drzwiach jeszcze zanim silnik na dobre ucichł. Otworzyłem je jednym szarpnięciem i porwałem dziewczynę w ramiona.
   - Ktoś tu się stęsknił – roześmiała się Danielle wysiadając. – Pilnie muszę do toalety, pozwolisz? – skinąłem głową nie wypuszczając Kate z objęć.
   - Nareszcie – szepnąłem jej do ucha. – Prawie wydeptałem dziurę w dywanie czekając na ciebie – przyznałem uśmiechając się. Gdy nic nie odpowiedziała, a tylko wzmocniła uścisk, spojrzałem na nią uważniej unosząc jej twarz do góry. Wydawała się czymś zmartwiona... – Wszystko dobrze? – zapytałem zerkając na Marka.
   - Mieliśmy małe spotkanie z fankami – odezwał się. – Rozpoznały Danielle i zaczęły piszczeć...
   - Trochę się przestraszyła, ale nic się nie stało – Danielle pojawiła się rozwiewając moje obawy. „Chyba...” – Pogadały chwilę z nami i sobie poszły. Ewakuowaliśmy się stamtąd zanim zjawiło się ich więcej.
   - Strąciłam wieszak – powiedziała cicho Kate.
   - Nic się przecież nie stało – wtrąciła się Dani, gładząc moją dziewczynę uspokajająco po plecach. – Nawet ta ekspedientka mówiła, że często im się to zdarza. I przecież wpadłaś na niego niechcący...
   - Tym się tak martwisz? Wieszakiem? – zapytałem, a w odpowiedzi dostałem tylko delikatne wzruszenie ramion i mocniejszy uścisk. – Naprawdę nie musisz... Wiesz ile razy z chłopakami narobiliśmy szkód w sklepach? Aż dziwne, że nasze podobizny nie wiszą na szybach wystawowych z zakazem wstępu – zaśmiałem się. – Najważniejsze, że dobrze się bawiłaś. Bo przecież było fajnie... – zauważyłem, że Dani pokazuje mi na migi bym zabrał Kate do środka. „Co ona kombinuje?” zastanawiałem się. – Chodźmy do domu, skarbie...

   Siedzieliśmy na podeście mocząc stopy w basenie. Brzuch już mnie dawno rozbolał od tego śmiechu. Naprawdę zaczynałem żałować, że nie spędziłem tego dnia z nimi. Z tych opowieści wyglądało, że wspaniale się bawili.
   - Nie mogę się doczekać, aż powiem chłopakom, że namówiłyście Marka na pomalowanie paznokci i maseczkę – rechotałem na całego. – Boże, powiedz mi, że Dan zrobiła jakieś zdjęcia...
   - Ej – szturchnęła mnie lekko. – Nie śmiej się z niego. Był bardzo dzielny...
   - Każdy by był – przyznałem. – Z lakierem na dłoniach – parsknąłem. Poczułem krople wody na twarzy. – Nie zadzieraj ze mną kochanie, bo znów skończysz w basenie...
   - A skoczysz mi na ratunek? – zaśmiała się machając nogami. Na palcach stóp pięknie połyskiwał krwistoczerwony lakier.
   - Zawsze – przyciągnąłem ją do siebie. I znów poczułem jak zrasza mi twarz wodą. – Ostatnie ostrzeżenie – zamruczałem jej do ucha. Jeszcze nie skończyłem mówić, gdy kolejna porcja wody wylądowała na mojej twarzy. – Och, ty mały rozrabiako! – poderwałem się do góry sprawnie biorąc ją na ręce. – Jakieś ostatnie życzenie? – zbliżyła mokrą dłoń do mojego policzka kręcąc przecząco głową uśmiechając się z tym cudownym błyskiem w oku. Po wcześniejszym zmartwieniu nie było śladu. – No to raz... – zacząłem odliczanie. – Dwa... – lekki zamach. – Trzy! – wskoczyłem razem z nią do basenu wciąż trzymając ją blisko siebie. – Coś mi się wydaje, że lubisz pływać – powiedziałem, gdy wynurzyła się z ogromnym uśmiechem.
   - Chyba tak... – przyznała. – Choć zazwyczaj nie robię tego w ubraniach – zanurzyła się i mogłem obserwować jak oddala się ode mnie powoli. W jej ruchach była taka delikatność i elegancja, że mogłem przyrównać to co widziałem tylko do dzieła sztuki...
   „W ubraniach nie pływa...” odezwał się ten niechciany głos sprawiając, że całe moje ciało spięło się porażone obrazami, które właśnie przewijały się w mojej głowie. „Boże...” odetchnąłem głęboko. „Zamieniam się w niewyżytego seksualnie nastolatka...” Spojrzałem na Kate, która właśnie wynurzyła się przy podeście.
   - Skąd wiedziałaś, że to tam? – zapytałem podpływając do niej.
   - Ten wodospad ułatwia sprawę – uśmiechnęła się wciąż wykonując delikatne ruchy ramionami, by utrzymać się na powierzchni. – Czy wszędzie jest jednakowo głęboko?
   - Nie... – wciąż zaskakiwały mnie jej umiejętności radzenia sobie ze wszystkim. Zwracała uwagę na rzeczy, którym ja nie poświeciłbym ani minuty. – Tu jest najgłębiej.
   - Sięgasz tutaj dna?
   - Nie... – przyznałem patrząc się na nią jak zaczarowany. Zauważyłem kroplę wody, która zatrzymała się na jej dolnej wardze już kilka sekund temu i nie mogłem oderwać od niej wzroku. W końcu starłem ją delikatnie kciukiem. Zamarłem czując jak zadrżała, a jej oczy rozszerzyły się i pociemniały. Przygryzła wargę i właśnie w tym momencie wiedziałem, że nie wygram tej batalii. „A może już dawno ją przegrałem?” zastanawiałem się. „Tylko dlaczego czuję się jak zwycięzca?” – Kate...
   - Lou...
   Nasze imiona padły jednocześnie. Miałem wrażenie, że słyszę szum krwi, którą moje serce jakimś cudem jeszcze nadążało pompować. Gdy złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku czułem się szczęśliwy. Tak po prostu. To było proste. Ja i ona. Nic więcej nie było mi potrzeba. Przyciągnąłem ją do siebie jedną ręką. Drugą przytrzymując się podestu. Czułem smak soku grejpfrutowego, który piła jeszcze przed chwilą i chyba właśnie stał się on moim ulubionym smakiem. Jej drobne palce rozpoczęły wędrówkę po mojej twarzy sprawiając, że zadrżałem z rozkoszy. Delikatny pocałunek przerodził się w coś bardziej namiętnego... Gdy przygryzła moją dolną wargę tak, jak ja to robiłem z jej wiele razy, prawie zawyłem z wrażenia i zachłannie wpiłem się w jej usta. Cichy jęk zaskoczenia, który się z nich wydobył sprawił, że wariowałem z podniecenia. Oderwałem się od niej łapiąc gwałtownie oddech i tonąc w jej oczach. Widziałem w nich pragnienie i coś jeszcze, czego chwilowo nie potrafiłem określić... Chwyciłem ją w pasie sadzając ostrożnie na podeście, by po chwili samemu się na nim znaleźć. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jest taka piękna... Mokra tkanina nie była w stanie ukryć tych cudownych piersi poruszających się z każdym oddechem. Ponownie wpiłem się w jej usta opadając razem z nią na zimną powierzchnię. Smakowałem każdy odkryty skrawek skóry, by po chwili dopaść celu, kąsając delikatnie twarde sutki przez cienki materiał. Wygięła plecy w łuk pod wpływem tej pieszczoty, a jej palce rozpoczęły wędrówkę po moim ciele. Wprost nie mogłem uwierzyć, gdy poczułem, że szarpie mój podkoszulek i wsuwa pod niego dłonie. Przymknąłem oczy rozkoszując się tą chwilą. „Cudownie...” Ułatwiłem jej ściągnięcie ze mnie mokrej bluzki. Skorzystałem z okazji, by i jej koszulka poszła w ślady mojej. Całowałem ją całą, błądząc dłońmi po delikatnej skórze. Pochyliłem się nad nią, a ona nad wyraz ochoczo odniosła się do nowej pozycji poddając mi usta do pocałunku. Wciąż miażdżąc te cudowne wargi pozwoliłem swoim palcom na odnalezienia zapięcia jej spodni. I zsunąłem je z jej nóg zadziwiająco sprawnie, biorąc pod uwagę fakt, że całe były mokre. Znaczyłem pocałunkami ścieżkę na jej ciele. Smakując każdego centymetra i konsekwentnie zmierzając do upragnionego celu. Przesunąłem się, by po chwili znaleźć się między jej nogami. Spojrzałem na tą cudownie zarumienioną twarz. „Boże, zaraz mnie rozerwie...” jęknąłem w duchu. A po chwili jeszcze raz, tylko głośno, gdy poczułem jak te drobne palce majstrują przy moich spodniach. Przygryzłem wargę z całej siły starając się uspokoić. Ponownie opadłem na te cudowne usta jednocześnie próbując uwolnić się z mokrych dżinsów. Nie powiem, musiałem się z tym trochę nagimnastykować...
   Pozwoliłem moim dłoniom wędrować po jej rozpalonym ciele. Sam nie wiem co mną kierowało, gdy zatracając się w kolejnym namiętnym pocałunku powoli zsunąłem z niej ostatni element garderoby. „Nie wiesz, co tobą kierowało?” Ten śmiech kiedyś mnie wykończy. „Boże, nie teraz...” jęknąłem. Przeraziło mnie moje zachowanie. Przez jakąś sekundę, bo więcej nie pozwoliła mi o tym myśleć. Gdy uniosła delikatnie biodra zamiast uciec z krzykiem, wszystkie zbędne myśli wyparowały. A kiedy zauważyłem efekt kolejnego zabiegu w spa, na który z pewnością namówiła ją Danielle, silny dreszcz przebiegł moje ciało, a mój przyjaciel chyba właśnie postanowił rozerwać bieliznę. „Boże przenajświętszy... Kurwa... O matko...
   - Jezu... Kate... – powiedziałem głosem zmienionym pożądaniem. Próbowałem łapać powietrze, ale najwidoczniej z marnym skutkiem. Gdy usłyszałem cichy śmiech i spojrzałem w te niesamowite oczy już wiedziałem, że ona zdaje sobie sprawę, co ze mną robi ta jej droba zmiana kosmetyczna... „Danielle musiała ją tam nieźle uświadomić...” Muszę zapamiętać, by odwdzięczyć się jej przy najbliższej okazji. Kolejny pocałunek sprawił, że naprawdę zaczynałem się martwić, że moje serce zaraz nie nadąży pracować. Który to już raz znaczyłem wargami szlak na jej ciele? Gdy całowałem jej brzuch kierując się niżej poczułem jak przeszywa ją dreszcz...
   - L-Lou? – wyszeptała drżącym głosem. – N-nie wiem...
   - Mam przestać? – uniosłem głowę, by widzieć jej twarz. Była na niej niepewność, ale nie strach. Szeroko otwarte oczy pełne były pytań...
   - N-nie wiem... – szepnęła przygryzając wargę i wbijając we mnie to niesamowite „spojrzenie”. Wyglądała na zagubioną. Jakby nie potrafiła się odnaleźć w tych wszystkich uczuciach.
   - Po prostu pozwól mi sobie pokazać... – powiedziałem cicho i musnąłem jej usta. Mógłbym pieścić ją godzinami i nigdy by mi się to nie znudziło. Powoli wracałem w rejony, gdzie ostatnio dotarły moje wargi. Czułem jak drży,  gdy ostrożnie rozchyliłem jej nogi umiejscawiając się między nimi. Pieściłem jej brzuch, uda, pośladki. Miałem wrażenie, że moje dłonie są wszędzie, a jednocześnie wciąż było mi mało... Ciche westchnienia i drżące ciało mówiły więcej niż tysiąc słów. Mój oddech owiewał jej łono, a ja rozkoszowałem się tą chwilą wiedząc, że jest niepowtarzalna. Pieściłem ją językiem, a coraz głośniejsze jęki tylko dopingowały mnie w działaniu. Słyszałem jak raz po raz wymawia moje imię przeplatając je westchnieniami rozkoszy. Wyginała plecy w łuk, by po chwili opaść nimi na rozgrzany naszymi ciałami kamień. Przytrzymywałem jej biodra nie przerywając pieszczoty. Przejechałem palcem po miękkich wargach, by powoli wsunąć go w ciasne i gorące wnętrze. Jęknęła zaciskając dłonie na moich włosach. Czułem, że jest już blisko. Głośne jęki, drżenie ciała i zaciskające się na moim palcu gorąco. „Boże, żaden śmiertelnik tego nie przeżyje...” jęknąłem czując, że materiał bokserek sprawia mi wręcz fizyczny ból. Ale wiedziałem, że nie mogę sobie pomóc. To była jej chwila. Jej moment, a ja jestem szczęściarzem, że jest mi dane przeżyć go razem z nią. Krzyk rozkoszy wypełnił pomieszczenie, a drobne ciało pode mną spięło się drżąc z nadmiaru tych wszystkich uczuć. Spojrzałem na jej twarz i wiedziałem, że zapamiętam ten moment do końca życia. Przesunąłem się wyżej napawając oczy najpiękniejszym widokiem na świecie. Ucałowałem delikatnie te drżące wargi, które teraz były porządnie opuchnięte od tych wszystkich namiętnych pocałunków, a także jej ząbków, bo niewątpliwie je nimi potraktowała.
   - Lou... – szepnęła, wciąż z trudem łapiąc oddech. Widziałem w jej oczach milion myśli, których nie potrafiła ubrać w słowa. Ułożyłem się obok przyciągając ją do siebie.
   - Ciii... – złożyłem delikatny pocałunek na jej spoconym czole. – Nie trzeba nic mówić. Po prostu bądź tu ze mną... – powiedziałem cicho odgarniając jej kosmyki z twarzy.
   - Kocham cię – usłyszałem drżący głos i to nieziemskie ciepło rozlało się w moim wnętrzu.
   - Ja ciebie też kocham...
   Rozkoszowaliśmy się tą wyjątkową chwilą i lenistwem, jakie nas ogarnęło. Pewnie powinienem zanieść ją do sypialni, gdzie w pachnącej pościeli byłoby nam zdecydowanie wygodniej, ale nie byłem pewien, czy dam radę się podnieść.
   - Lou?!? Kate?!? – głos Harry’ego zawisł echem w powietrzu. Uderzyłem głową w podłogę pozwalając sobie na cichy jęk niezadowolenia. „Za jakie kurwa grzechy?” Kate usiadła gwałtownie i mogłem widzieć panikę w jej „spojrzeniu”.
   - Mam nadzieję, że nie przywiązałaś się za bardzo do Harry’ego, kochanie – powiedziałem podnosząc się i podając jej moją mokrą koszulkę, która sięgała jej do połowy uda. – Bo właśnie mam zamiar go zabić...