Obserwowałem jak wyraz twarzy
Louisa zmienia się z rozbawionego na wręcz zszokowany... Stał w otwartych
drzwiach własnej sypialni z szeroko otwartymi ustami i wpatrywał się z
niedowierzaniem w coś, co się w niej rozgrywało. Kate chyba wyczuła, że coś
jest nie tak, bo zwróciła twarz w jego stronę niemo pytając, co się dzieje.
Podszedłem bliżej i powoli wyjrzałem zza ramienia przyjaciela.
- O matko – wyszeptałem patrząc
i nie wierząc własnym oczom.
Harry siedział na podłodze
opierając się o szafę. Nogi objął ramionami i cały się trząsł od
powstrzymywanego śmiechu. By sobie pomóc wręcz wgryzł się w kolano. Z oczu strumieniami
płynęły mu łzy. Alex, w tych swoich kolorowych śpiochach, klęczała kawałek dalej.
Dłonie przyciskała do ust i tak jak Hazz cała się trzęsła próbując opanować śmiech. Spojrzałem na przedmiot między nimi. „Przecież to niemożliwe...”
- Jakim cudem połamaliście
wyrko? – Lou chyba wciąż nie wierzył w to co widzi. – Przecież...
W odpowiedzi Alex tylko
pokręciła głową, a Harry zaczął się tylko bardziej trząść. Przed dziewczyną leżał
spory fragment przedniej części łóżka, a sam mebel wyglądał jakby właśnie
przeszło się po nim stado słoni. W tę i z powrotem. Dwukrotnie. Oprócz
odłamanego przodu rama była ewidentnie złamana w połowie. „Jak to w ogóle możliwe?”
- Jak...? Kiedy...? Jak...? – po prostu nie mogłem
tego ogarnąć swoim rozumem. Miałem wrażenie, że gdzieś w tle rozległo się
pukanie, ale ja wciąż nie mogłem oderwać oczu od sceny przede mną. – Ale...
- Co tak stoicie? Lunch... –
Niall zajrzał do środka i zaniemówił. Jednak otrząsnął się z tego dużo szybciej
niż ja i wybuchnął śmiechem. Rechotał jak głupi opierając się o framugę. Po
chwili już łzy spływały mu po policzkach. – Ja pier...
- Co jest? – Zayn najwyraźniej
skończył palić i postanowił się przyłączyć. Jego twarz wyrażająca ogromne
zdziwienie wyglądała przekomicznie. – O kurwa...
- Widać, że lubicie ostre zabawy „zboczuchy”
– rechotał dalej Horan trzymając się za brzuch. – Katy, chłopaki, wy tam... –
wskazał ręką w kierunku Harry’ego i Alex próbując się nie zaśmiać. – Chodźcie
jeść. Lunch przyjechał...
Zamknąłem powoli drzwi i
powlokłem się za przyjaciółmi do kuchni cały czas się zastanawiając, jak można
wytłumaczyć coś takiego w recepcji. „Prędzej się spalę ze wstydu...”
- Boże, wezmą nas za jakieś
naćpane gwiazdki – jęknąłem opadając na krzesło. – Najpierw połamaliśmy te... –
wskazałem ręką na stołki po mojej prawej stronie. – A teraz to...
- Wyśle się Harry’ego żeby się
tłumaczył – odezwał się Lou, u którego szok zamienił się w rozbawienie. – A ja
będę stał kawałek dalej, by to wszystko nagrać. Taka okazja może się już nie
powtórzyć – zaśmiał się poprawiając sobie Kate na kolanach i całując ją w
odsłonięte ramię. Mark zajmował dotychczasowe miejsce dziewczyny.
- Mnie tam bardziej interesuje
jak oni tego dokonali? – śmiał się Niall podając nam talerze. – Musiały to być
niezłe zapasy...
- No raczej – parsknął Zayn. –
Siekierą tego nie porąbali...
Jakiś kwadrans później do kuchni
przyszli nasi zapaśnicy. Z zaczerwienionymi twarzami i wciąż trzęsący się ze
śmiechu. Kolorowe śpiochy zostały zastąpione chyba jeszcze bardziej barwną
sukienką. „Skąd ona bierze te ciuchy?” dziwiłem się. „W życiu nie widziałem
tylu barw na raz.”
- Jeszcze wam nie przeszło? –
spojrzałem na Harry’ego, który właśnie odsuwał Alex krzesło, a sam usiadł na
szafce obok zlewu.
- Błagam, czy możemy jeszcze
przez chwilę o tym nie mówić? – powiedziała dziewczyna cicho cały czas unikając choćby zerknięcia na nas. – Już mnie
wszystko boli ze śmiechu, a nie mogę przestać przez tego idiotę.
Spojrzała na niego, a on na nią
i jak na zawołanie oboje prawie zakrztusili się jedzeniem próbując się
uspokoić. Posiłek przebiegał w dosyć zabawnej atmosferze. Wszyscy po prostu
nabijaliśmy się z bohaterów dnia, a oni nie odezwali się ani słowem, by się
bronić, wciąż przechodząc ten dziwny napad głupawki. „Ile to może jeszcze
potrwać?” Naprawdę byłem pod wielkim wrażeniem, że zdążyliśmy skończyć posiłek, a oni wciąż jeszcze nie przestali rechotać.
Z deserem postanowiliśmy przenieść
się pod telewizor zostawiając naszych agentów, których Zayn łaskawie zgłosił na
ochotnika do sprzątania. Podobno miało im to pomóc ochłonąć. „Ciekawe...” Zanim
zdążyłem się wygodnie rozsiąść w fotelu rozdzwonił się mój telefon. Ta melodia
mówiła wszystko.
- Hej kochanie – uśmiechnąłem
się słysząc jej głos po drugiej stronie. Pokazałem na migi, że idę do siebie i
po chwili zamknąłem się w sypialni, by szybko streścić mojej dziewczynie
przebieg dnia. „A trochę się działo...” – Tęskniłem...
- Chyba pójdę się już zacząć
pakować – odezwał się Zayn, gdy na ekranie pokazały się napisy końcowe. – Zaraz
i tak nas Liam pogoni. Idziesz Niall?
- Za chwilę – blondyn pochłaniał
właśnie trzeci kawałek ciasta jednocześnie twittując z fanami. – Jak pójdziesz
pierwszy, to będzie mi łatwiej ogarnąć moje rzeczy...
- Niby jakim cudem? – zaśmiałem
się.
- Po prostu, to co zostanie
będzie moje – wyszczerzył żeby w uśmiechu upajając się swoją mądrością i
przeniósł wzrok na ekran laptopa. Mark przysypiał na fotelu obok.
- Zobaczymy czy ci to pomoże...
– mruknął brunet wychodząc z salonu.
- Lou? – Kate uniosła twarz w
moją stronę.
- Tak? – szybko skradłem
buziaka. – Wiem co chcesz powiedzieć skarbie. Ale najpierw pakujemy twoje
rzeczy – podniosłem się z kanapy pomagając jej wstać.
- To pójdzie szybko –
uśmiechnęła się idąc za mną do sypialni. Przez przymknięte drzwi kuchni
słyszałem, że w środku dyskusja trwa w najlepsze. „Ile oni już tam siedzą?”
zastanawiałem się. W sumie nie przypominam sobie by wychodzili od lunchu.
- Coś czuję, że nie tylko ty
będziesz tęskniła za Alex... – przyciągnąłem do siebie moją dziewczynę
obejmując ją ramionami w pasie. Nie mogłem się powstrzymać, by nie posmakować
tych cudownych warg. I znów coś co miało być tylko krótkim pocałunkiem przerodziło
się w walkę żywiołów... – Co ty ze mną robisz... – wyszeptałem w jej usta, gdy musiałem
przerwać, by złapać oddech. – Lepiej weźmy się do tego pakowania...
- To gdzie ta walizka, o której
mówiliście wczoraj? – powiedziała cicho drżącym głosem. Rozejrzałem się
dookoła.
- Już podaję – wziąłem walizkę,
którą ktoś postawił w kącie za drzwiami i położyłem ją na naszym łóżku. –
Proszę...
Dziewczyna podeszła do mnie i
mogłem przyglądać się jak wygląda proces poznawania nowego przedmiotu. Jej
drobne dłonie delikatnie przesuwały się po materiale.
- Jest w kwiatki? – „spojrzała”
na mnie.
- Nie, jest czerwona – stanąłem
za nią kładąc dłoń na jej ramieniu. – Tylko wykończenie jest czarne. Kółka,
rączka, zamki... Dlaczego akurat kwiatki?
- Dotknij... – przejechałem palcami
po powierzchni tak, jak ona to zrobiła i już wiedziałem o co jej chodzi.
- Materiał jest tłoczony –
powiedziałem. – Dopiero teraz widzę, że są tu jakieś wzorki...
- Kwiatki – uśmiechnęła się
rozsuwając zamek. – Usiądź... – popchnęła mnie na łóżko obok walizki
ograniczając moją pomoc przy pakowaniu do minimum. „Raczej do zera” odezwał się
głos w mojej głowie. Mogłem za to bezkarnie oddać się przyjemności patrzenia na
nią. Poruszała się naprawdę niczym elf, a chwilami miałem wrażenie, że jej bose
stopy wręcz nie dotykają dywanu. „I co jeszcze? Może skrzydełka jej wyrosną?”
Sam nie wiem, czy powinienem śmiać się, czy płakać nad swoimi myślami. „Do
leczenia to się już powoli kwalifikuje...” odezwał się ten wredny głos.
Kilka minut później wszystkie
jej rzeczy były równo ułożone na dnie walizki i prawdę mówiąc nawet razem z tym
co jej daliśmy nie zajęły nawet połowy. Pokazałem jej jak zapiąć pasy
podtrzymujące ubrania w miejscu i już po chwili uśmiechała się wyciągając rękę
w moją stronę. Obserwowałem jej poczynania jak zaczarowany. Dotknęła mojej
piersi, a następnie sunąc palcami w górę położyła dłoń na moim ramieniu i usiadła
bokiem na moich kolanach. Byłem zachwycony moją „nową” Kate. Tą, która nie bała
się mnie dotknąć...
- Wszystko? – przytrzymałem ją za
biodro, by mi się nie zsunęła. Pokiwała głową. – Jesteś pewna?
- Tak – powiedziała krótko. –
Jeszcze tylko to co mam na sobie i piżama oraz rzeczy z łazienki, ale to jutro.
- Mi nie pójdzie już tak łatwo –
jęknąłem. – Dobrze, że masz trochę wolnego miejsca, bo mi pewnie jak zwykle
braknie. Czasami mam wrażenie, że jak tylko zamykam szafę, to ubrania się tam
dosłownie rozmnażają...
- Na pewno – zaśmiała się kładąc
dłoń na moim policzku. – To może powinniśmy już się za nie zabrać...
- A jeżeli nie chcę... –
powiedziałem cicho muskając nosem jej ucho, by po chwili pochwycić je zębami. –
Wolę robić coś innego... – mruczałem przenosząc się z ustami na szyję.
- Lou... Nie... – szepnęła
wsuwając mi palce we włosy.
- Dlaczego... – nie mogłem się
powstrzymać, by nie zrobić malinki.
- Ktoś może wejść...
- Przecież nic takiego nie
robimy... – smakowałem skórę na obojczyku dochodząc do wniosku, że jest to
bezpieczniejszy rejon niż te słodkie usta.
- Właśnie... – pociągnęła mnie
delikatnie za włosy. – A powinniśmy się pakować...
Spojrzałem na jej uśmiechniętą
twarz i na widok przygryzionej wargi coś we mnie drgnęło. „Tak, coś...” śmiał
się głos w mojej głowie.
- To do roboty – skradłem
buziaka i postawiłem ją na nogi...
- A więc tak wygląda pakowanie w
waszym wykonaniu – zaśmiała się Alex wchodząc do pokoju. – Zostawić was na
chwilę i już się miziacie...
- Zazdrościsz? – posłałem jej
zadowolone spojrzenie i tylko mocniej przytuliłem do siebie Kate. –
Napracowaliśmy się i teraz odpoczywamy.
- No widzę – spojrzała na trzy walizki
stojące pod ścianą. – Ile ty masz tych rzeczy Tomlinson? Pół szafy przywiozłeś?
- Pół? – zaśmiał się Harry,
który do tej pory stał w drzwiach. – Za kogo ty go masz? To nawet nie jest
jedna dziesiąta...
- Jeżeli przyszliście się tu ze
mnie nabijać, to równie dobrze możecie wyjść. Jestem zajęty... – moją wypowiedź przerwało
pojawienie się Horana, który dosłownie wpadł do środka po drodze tratując
Harry’ego.
- Katy! Musisz mi pomóc zanim
mnie Liam dorwie. Proszę... – wziął ją za rękę nic sobie nie robiąc z tego, że leżała
przytulona do mnie. – On...
- Niall! – usłyszałem wołanie
Li. – I tak mi się nie schowasz! Ni... – przerwał widząc blondyna. – Miałeś się
pakować. Obiecałeś. Twoim zdaniem wywalenie wszystkiego na podłogę załatwia
sprawę?
- Właśnie zacząłem, ale ten...
No... – jąkał się, a rumieńce na twarzy mówiły same za siebie.
- Czy ty się właśnie chowasz za
Kate? – zaśmiał się Hazz. – To sobie wielkiego obrońcę znalazłeś.
- Styles! Nie śmiej się z mojej
dziewczyny.
- No właśnie – Niall stanął obok
niej i objął ją ramieniem. – Nie śmiej się z jego dziewczyny.
- Horan... – westchnął Liam,
któremu chyba brakowało już sił i cierpliwości do walki z upartym Irlandczykiem.
- Katy mi pomoże, prawda? –
powiedział to takim tonem, że chyba każdy by mu teraz pomógł. Zwłaszcza, że
dodał do tego spojrzenie skrzywdzonego szczeniaka.
- Prawda – uśmiechnęła się. – To
może lepiej się zabierzmy za to pakowanie – przejechała palcami po moim
ramieniu posyłając mi wesołe „spojrzenie”.
- Harry, idziesz ze mną na dół
załatwić sprawę łóżka – Li spojrzał na niego wzrokiem, od którego odechciewało
się wszelkiej dyskusji. – Dzwoniłem już z tym do Paula, żeby się rano nie zdziwił, gdy
dostanie rachunek. Ruszaj się.
Po chwili sypialnia opustoszała.
Obserwowałem jak Alex podchodzi do drzwi i ostrożnie je zamyka, a następnie
siada obok mnie.
- Dlaczego mam wrażenie, że ta
cała akcja była ustawiona? – zapytałem czekając co powie.
- Tylko ta część z Niallem –
przyznała. – Zasugerowałam mu dyskretnie, że Kate jest świetna w pakowaniu i
wystarczy jak będzie jej podawał rzeczy...
- Co jest? – przyglądałem się
jak sięga po swoją wielką torebkę, chwilę czegoś szuka i podaje mi sporą szarą
kopertę. – Co to jest?
- Otwórz.
Oderwałem ostrożnie jeden bok
wysypując całą zawartość na łóżko. Patrzyłem na jakieś kartki i karteczki dopiero
po chwili zdając sobie sprawę, że leży przede mną część życia Kate zawarta w
dokumentach.
- To wszystko co ma. Nie jest
tego dużo – odezwała się, gdy sięgałem po akt urodzenia.
„Katherine Christine...”
Przebiegłem wzrokiem po dokumencie odkładając go na bok jak jakiś skarb.
Rzeczywiście nie było tego dużo. Jakieś wypisy ze szpitali, dokument
orzekający, że trafia pod opiekę babci... A zaraz kolejny, prawie identyczny,
który prawnie potwierdzał dzień, w którym jej życie zmieniło się w piekło.
Wycinek z gazety opisujący wypadek, w którym zginęli jej rodzice... Zwróciłem
uwagę na zdjęcie nad artykułem, z którego uśmiechały się do mnie trzy osoby, z
których oczu biło szczęście i miłość.
- Gdzie są wszyscy? – głos Zayna
prawie zwalił mnie z łóżka, tak się wystraszyłem. Spojrzałem na niego i bez
słowa wróciłem do przeglądania dokumentów.
Brunet podszedł do nas, usiadł
za Alex i bez zbędnego gadania sięgnął po kupkę, którą już obejrzałem.
Spojrzałem na książeczkę stwierdzającą niepełnosprawność Kate. „To się nie
powinno tak nazywać” pomyślałem. Przecież ona jest bardziej sprawna niż wiele
znanych mi osób. Spojrzałem na zdjęcie w środku. Czy ta uśmiechnięta dziewczyna
zasłużyła na taki los? Położyłem legitymacje przed przyjacielem. Znalazłem
jeszcze dwie starsze z pieczątką stwierdzającą ich nieważność. Zerknąłem na
fotografie. Dziecko na jednej z nich było pogrążone w rozpaczy, a z oczu
wyglądał strach. Kolejna była już diametralnie inna.
- Jak często musi wyrabiać nową?
– zapytałem spoglądając na Alex.
- Właściwie nie musi, bo raczej
nic się nie zmieni z jej wzrokiem – uśmiechnęła się smutno. – Ale powinno się
zgłaszać wszelkie zmiany, na przykład adres zamieszkania i wtedy zazwyczaj
wyrabiają nową, gdy od poprzedniej minęło sporo czasu. Jeżeli ma się przy sobie
zdjęcie, robią to na miejscu.
Znalazłem kilka legitymacji
szkolnych stwierdzających każdy kolejny rok nauki, a także świadectwa.
- Matko Boska! Ona jest jakimś
geniuszem, czy co? – nie mogłem się nadziwić jej wynikom.
- Robi wrażenie... – zaśmiała
się. – Najwyraźniej jest, albo po prostu to ta jej ciekawość świata...
Podałem wszystko Zaynowi. Aż
zagwizdał z podziwu. Czułem, że przepełnia mnie duma... Z takimi wynikami
wszystkie uczelnie stałyby przed nią otworem. „Gdyby widziała...” Wciągnąłem
gwałtownie powietrze na widok karty bibliotecznej. Ewidentnie miała za sobą
bliższe spotkanie z wodą, ale to nie to sprawiło, że zapomniałem jak się
oddycha. Połowa prostokątnego dokumentu była pobrudzona i wyglądało to jak...
„Boże...” Dwa banknoty obok wyglądały podobnie.
- Czy to... – spoglądałem na te
trzy rzeczy z przerażeniem.
- Miała to w kieszeni spodni,
gdy ją znalazłam... – momentalnie w mojej głowie pojawiły się obrazy z nocy,
gdy Kate opowiedziała mi swoją ucieczkę. „Część historii...” sprostowałem w
myślach. Większość wciąż była tajemnicą. – Harry mi wszystko opowiedział... –
powiedziała cicho.
- Dobrze... – odezwałem się
jakby nie swoim głosem. – Miałem ci...
- Wiem, nie ma sprawy.
- Dziękuję, że mi to pokazałaś –
ostrożnie włożyłem dokumenty do koperty.
- Ja ci to daję Louis – uśmiechnęła się. Spojrzałem na nią zdziwiony. – Teraz ty się nią opiekujesz. A
poza tym, ta legitymacja, to tak naprawdę jej jedyny dokument. Raczej
powinniście mieć go przy sobie, w trakcie podróży.
- Nie ma paszportu... – odezwał
się cicho Zayn.
- Nie ma. I prawo jazdy też nie
– puściła oczko przypominając mi jedną z naszych wcześniejszych rozmów. – To jej jedyny dokument ze zdjęciem. Jeżeli będziecie chcieli
wyrobić jej paszport, to lepiej uaktualnijcie adres w legitymacji, bo ten
tutaj, to adres ośrodka, z którego uciekła.
- Możemy tak sobie pójść i po
prostu podać inny... – zastanawiałem się nad tą zmianą adresu.
- Ona jest już pełnoletnia –
uśmiechnęła się Alex. – Może mieszkać, gdzie chce...
- Zajmę się tym i pogadam z
Paulem o paszporcie – powiedziałem. – On to załatwi szybciej.
- Jakim cudem ten facet nie
znalazł tego wszystkiego? – Zayn zadał pytanie, które mi nawet nie przyszło do
głowy. „A w sumie powinno...”
- Bo trzymałam to wszystko w
skrytce w banku razem z moimi dokumentami – wzruszyła ramionami. – Gdy tak łatwo włamać ci się do domu, nie trzymasz w nim ważnych dokumentów.
Gdy Liam i Harry wrócili z recepcji
byliśmy na etapie omawiania niezbędnych rzeczy, które powinniśmy kupić Kate.
Dokumenty leżały bezpiecznie schowane w mojej torbie, która będzie bardzo
pilnie strzeżona podczas podróży. „A potem zamknę je w sejfie...” postanowiłem.
- Nie przesadzajcie z tymi prezentami
– przestrzegała Alex. – Jak już będziecie chcieli jej coś kupić róbcie to z
głową. Danielle będzie wiedziała o co mi chodzi – posłała przyjazny uśmiech w
stronę Liama. – To się tyczy głównie ciebie Lou – wbiła we mnie przenikliwe
spojrzenie. „Skąd wiedziała?”
- Ale... – Sam nie wiedziałem,
co mam zamiar powiedzieć.
- Nie szalej. Ja rozumiem, że potrzeba jej
ciuchów... – wskazała w stronę czerwonej walizki. – W sumie wszystkiego jej
potrzeba... – westchnęła. – Ale tak też jest dobrze. Znaczy się w tych
pożyczonych rzeczach. Więc powoli...
- Przecież musi mieć więcej
ubrań. Pojedzie z nami w trasę i różnie bywa z praniem... – nie dawałem za wygraną.
- A co do pożyczania rzeczy, to
ona też chętnie ich nie brała... – wtrącił Harry.
- No właśnie – uśmiechnęła się.
– To myślicie, że kupione weźmie chętniej? Lou, ona nigdy wiele nie miała... –
ścisnęła moją dłoń. – I zawsze świetnie sobie radziła, z tym co ma. Zdajcie się
na Danielle. Jak już chcesz jej coś kupić, to niech ona wybierze tylko
najpotrzebniejsze rzeczy.
- A co jest... – odezwał się Li,
ale szybko mu przerwała.
- Jestem pewna, że twoja
dziewczyna sobie poradzi, a ty – spojrzała na mnie – i tak będziesz miał
kłopoty z namówieniem Kate, by to przyjęła. Zresztą, gdyby co, będziemy w
kontakcie – zapewniła.
- Jasne – przyznałem. – Będziemy
dzwonić. I ty też dzwoń, pisz kiedy tylko chcesz...
- Wciąż jeszcze możesz z nami
jechać – odezwał się Harry zza jej pleców. – Nie możesz wziąć jakiegoś urlopu,
albo zachorować?
- Nie w środku sezonu –
pokręciła głową. – Ale jak tylko dostanę jakieś dłuższe wolne, to dam wam znać.
Może będziecie wtedy gdzieś w okolicy...
- Możemy gadać na Skypie –
zaproponował Liam.
- To będzie trudne zważywszy na
to, że nie mam internetu, a uruchomienie mojego komputera zajmuje tydzień –
zaśmiała się. – Ale będę dzwonić...
- Nie uwierzycie! – Niall wpadł jak burza ciągnąc za sobą śmiejącą się dziewczynę. – Jestem spakowany i nawet miejsce mi zostało w walizce! Ja nie wiem jak Katy to robi, ale wszystko się zmieściło.
- Nie uwierzycie! – Niall wpadł jak burza ciągnąc za sobą śmiejącą się dziewczynę. – Jestem spakowany i nawet miejsce mi zostało w walizce! Ja nie wiem jak Katy to robi, ale wszystko się zmieściło.
- To już możesz mi oddać moje
kochanie – ująłem dłoń Kate i pociągnąłem do siebie tak, że wpadła w moje
ramiona i cudownie się przy tym zaczerwieniła. – Stęskniłem się za tobą. Wiesz
jak długo to trwało? Całą wieczność... – skradłem szybkiego causa sprawiając,
że zarumieniła się jeszcze bardziej. Usiadła opierając się plecami o mnie...
Otoczył mnie jej zapach i nagle miałem ogromną ochotę wywalić wszystkich z pokoju.
- To skoro wszyscy są już
spakowani, to... – przerwał Liam widząc minę Harry’ego.
- No... Tak jakby... Ten... –
przyjaciel wił się prawie pod spojrzeniem Li. – Tak jakby jeszcze nie zacząłem...
Mina Payne’a nadawała się do
uwiecznienia dla potomnych. Kate uniosła głowę słysząc charakterystyczny dźwięk
migawki.
- Nie denerwuj się Liam, bo
osiwiejesz przed trzydziestką – zaśmiała się Alex. – Ja mu pomogę, a ty może
zajmij się kolacją...
- O tak! – podłapał Horan. –
Jestem strasznie głodny po tym całym pakowaniu. Akurat zanim przywiozą, to oni się tu
ogarną, a my jakiś film wybierzemy... – nawijał wypychając przyjaciela z
sypialni.
- To my też pójdziemy –
podniosłem się nie wypuszczając Kate z objęć. – Przyda wam się miejsce, gdzie
będziecie mogli rozłożyć walizki – wskazałem na połamane łóżko Harry’ego.
Kolacja jak zwykle była głośna i
wesoła. Jak to jest, że te wspólne posiłki zawsze nam tak dobrze wychodzą? Ale
w sumie ostatnio jest już dużo lepiej nie tylko w trakcie jedzenia. Kate wciąż
się uśmiechała i tylko w momentach, gdy przytulała się do siedzącej obok Alex miała jakiś smutek w oczach. „Powinniśmy zabrać je obie...” pomyślałem
przyglądając się mojej kolorowej przyjaciółce oraz Harry’emu, który siedział
obok niej na podłodze. Zauważyła moje spojrzenie, powiedziała coś na ucho Kate
i po chwili dziewczyna tuliła się do mnie.
- Co ci powiedziała? – zapytałem
cicho składając pocałunek na jej czole.
- Że mordujesz ją spojrzeniem –
uśmiechnęła się tak, że moje serce zrobiło fikołka, a przyjemne ciepło rozlało
się w moim wnętrzu.
- Wcale nie – zaśmiałem się. –
Wiem, że będziesz za nią tęsknić skarbie... – pogłaskałem ją po policzku. – Przyjedziemy
w odwiedziny, kiedy tylko będziemy mogli, a jak nie będziemy mogli, to
sprowadzimy Alex do nas...
- Wiem... – ułożyła się wygodnie
w moich ramionach czekając, aż Mark z Zaynem posprzątają ze stołu, by można było
włączyć film.
- To co oglądamy? Katy? Alex? Na
co macie ochotę? – Niall przeglądał płyty rozkładając je na szafce pod
telewizorem.
- Tylko nie wampiry! – zawołał
Mark z kuchni sprawiając, że wszyscy wybuchnęli śmiechem i mogę się założyć o
wszystko, że moje skarby oblało się rumieńcem.
- Chyba za często kazałaś mu je
oglądać – zaśmiała się Alex. – Tyle filmów, a ty tylko ten jeden chciałaś?
- Louis go kupił... – usłyszałem
jej cudowny głos. „Boże, moje imię w jej ustach... Poezja...” – A poza tym nic
mi nie mówiły tytuły, które czytał mi Mark.
Po burzliwych debatach w końcu
wybraliśmy kilka filmów, chłopaki skończyli zmywać, wszyscy rozsiedli się
wygodnie... Seans można było rozpocząć.
- Ja chyba na tym zakończę –
odezwał się Li, gdy pokazały się napisy końcowe. – Jutro wcześnie trzeba wstać
i skończyć pakowanie... Dobranoc.
Kate zasnęła z głową na moich
kolanach obejmując mnie ramieniem w pasie. W takiej pozycji nie było szans, by
ją podnieść bez budzenia jej. „Chyba, że...” Nie. To zły pomysł.
- Pomóc ci ją przenieść, czy
będziesz ją budził? – Zayn chyba czytał mi w myślach. „Obudzę ją...”
- Chyba przyda mi się pomoc –
powiedziałem wbrew sobie. Patrzenie jak przyjaciel podchodzi i ostrożnie bierze
ją na ręce było straszne. „Mówiłem, że to zły pomysł.” Skręcało mnie z
zazdrości. Miałem ochotę poganiać go, byle tylko szybciej położył ją na łóżku.
A on jak na złość raczej się nie śpieszył. „No ruchy... To nie procesja...” dopingowałem w
myślach. – Dzięki – odezwałem się, gdy już ułożył dziewczynę na poduszce.
- Nie ma za co... – „Czy jego
głos nie brzmi jakoś inaczej?” – Na razie – rzucił jeszcze wychodząc z pokoju i
wkładając papierosa do ust.
Rozpiąłem jej spodnie ostrożnie
zsuwając z tych cudownych nóg. Zauważyłem nowego siniaka nad kolanem...
- Lou? – usłyszałem cichy szept.
- Ciii... Śpij skarbie. Będzie
ci wygodniej bez...
- Chodź... – wyciągnęła rękę
mrucząc pod nosem. Chyba właśnie pobiłem rekord świata w ściąganiu portek.
Dosłownie sekundę później przytulała się do mnie zarzucając nogę na moje
biodro. „Ups...” Może same bokserki, to nie najlepszy pomysł. Tylko, że już raczej
nic ani nikt nie byłoby w stanie wyciągnąć mnie z łóżka. Miałem tylko nadzieję,
że obudzę się bez porannej chwały. Poczułem jak Kate poprawia się wtulając się
we mnie jeszcze bardziej. „Marne szanse...” Moje nadzieje wydawały się płonne,
gdy przeszedł mnie dreszcz spowodowany bliskością jej ciała. A wszystko
kumulowało się w jednym miejscu...
Układałem ją na poduszce
najostrożniej jak umiałem. Była tak rozkosznie delikatna w moich ramionach.
Wydawało się, że wpasowała się w nie wręcz idealnie. Myślałem, że wyskoczę ze
skóry, gdy wyciągnęła rękę łapiąc mnie za nadgarstek i lekko ciągnąc...
- Chodź do mnie... – powiedziała
cicho rozciągając usta w sennym uśmiechu.
Czy ktokolwiek mógł oczekiwać
ode mnie czegoś innego niż spełnienia jej prośby? Ułożyłem się obok niej
ciesząc się jak dziecko z największego prezentu pod choinką. Gdy przysunęła się
bliżej, gdy położyła głowę na moim ramieniu, gdy delikatnie musnęła mój
policzek tymi drobnymi paluszkami... To było niebo. Nikt nie mógł być
szczęśliwszy ode mnie. Chciałem by po prostu była przy mnie, bezpieczna w moich
ramionach... „Chciałbyś więcej...” Oczywiście, ze chciałem więcej, ale mogłem
czekać... Moje ciało przeszedł niesamowity dreszcz, gdy poczułem jak opuszkami
znaczy szlak na mojej szyi. Wciągnąłem gwałtownie powietrze... I chyba
przestałem oddychać, gdy jej dłoń badała mój tors.
- Kate... – szepnąłem, bo na nic więcej nie było mnie stać w tym momencie. – Co ty... – przerwała mi
pocałunkiem.
W tym momencie straciłem
zdolność samodzielnego myślenia. Jeżeli oczywiście jakąś posiadałem. Bo już
niczego nie byłem pewien. Liczyła się tylko ona. „Boże...” jęknąłem w myślach czując jak
pieści mój brzuch powolnymi ruchami, delikatnymi jakby trzymała w palcach jedwabny
szal... Jej niepewność i pewna nieporadność sprawiały, że było doskonale. Mogła
robić ze mną co chciała, ale ewidentnie powoli kończyły jej się pomysły lub opuszczała
ją odwaga... Ale gdy przygryzła moją wargę jakaś tama wewnątrz mnie puściła i
teraz to ja wpijałem się w jej usta całując namiętnie. Nie musiałem walczyć o
dominację, bo to ja byłem tym bardziej doświadczonym, ale mimo to dzisiaj ona pociągała za sznurki... I pewnie nawet o tym nie wiedziała.
Ułożyłem ją ostrożnie na
plecach. Górowałem nad nią. „Boże, byłem w niebie...” Mógłbym całować ją do końca
świata i pewnie nigdy by mi się to nie znudziło. Najwyraźniej ten mały,
niegrzeczny elf miał tej nocy inne plany. Poruszała się pode mną niebezpiecznie
ocierając udem o rejon, z którym raczej nie powinna igrać. Myślałem, że się
wystraszy, gdy poczuje jak twardy jestem, a jedyną jej reakcją był jęk
rozkoszy, który tylko bardziej mnie nakręcił. Pieściłem ustami delikatną skórę
jej szyi. Nie mogłem się powstrzymać przed zostawieniem malinki tuż u jej
podstawy. „Jesteś moja...” Wsunąłem dłonie pod koszulkę czekając, czy to będzie
ten moment, w którym powie dość... I kolejny raz wyszła mi na przeciw wyginając
ciało w łuk, gdy objąłem jej pierś. Zerwałem z niej bluzkę, która tylko
przeszkadzała. Oderwałem na chwilę usta od jej skóry, by móc podziwiać jej piękno...
- Jesteś idealna... – szepnąłem
wracając do przerwanej pieszczoty. Musnąłem językiem twardy sutek i moich uszu dobiegł cichy jęk.
Gdy objąłem go wargami poczułem jak drobne palce wplatają się w moje włosy nie
pozwalając mi przerwać. „Podoba ci się...” Przygryzłem go delikatnie i w
nagrodę usłyszałem głośne sapnięcie. Przeniosłem się na drugą pierś pieszcząc
po drodze każdy milimetr jej aksamitnej skóry.
- Tak... – cichy jęk wydobył się
z tych cudownych ust. – Proszę...
Poczułem szarpnięcie, gdy
zacisnęła palce na moich włosach przyciągając moją twarz do swojej. Wpiła się w
moje usta z gwałtownością jakiej się po niej nie spodziewałem. Wciąż gdzieś w głowie
kołatała mi myśl, jak daleko pozwoli mi się posunąć. Nie przestając jej całować pieściłem dłonią delikatną skórę brzucha zmierzając niżej... Myślałem, że mnie
odepchnie, gdy tylko zbliżę się do linii majtek, ale nic takiego się nie stało.
Bylem pewien, że wystraszy się, gdy wsunąłem dłoń między jej uda czując pod
palcami jak bardzo jest gorąca i mokra. „Boże...” Mogłem się założyć o
wszystko, że ucieknie, gdy tylko zacznę ją pieścić przez cienki materiał
bielizny, a ona kolejny raz mnie zaskoczyła wyginając się pode mną i
przyciskając się mocniej do mojej dłoni... „To musi być niebo...”
Przerwałem pocałunek, by na nią
spojrzeć. Zatonąłem w tym niesamowitym spojrzeniu i wciąż nie wiedziałem, czy
to nie ja powinienem zakończyć to wszystko zanim nie jest za późno...
- Proszę... – poruszyła się
ocierając o moją dłoń, która wciąż pieściła bramę do raju. – Proszę... –
uniosła się składając delikatne pocałunki na mojej szyi, za uchem... Przygryzła
je delikatnie, a mną wstrząsnął dreszcz, który nie mieścił się w żadnej skali.
– Dlaczego każesz mi błagać? – wyszeptała mi do ucha.
To wystarczyło. Zrzuciłem z
siebie dresy razem z bokserkami, by już po chwili maltretować jej usta kolejnym
namiętnym pocałunkiem. Nie protestowała, gdy powolnym ruchem zsunąłem jej
majtki. Ochoczo rozchyliła się dla mnie. Spojrzałem na jej twarz. Drżące usta
czerwone od pocałunków, rumieńce na policzkach i oczy, w których mogłem dojrzeć szczęście i zniecierpliwienie... Opadłem na jej wargi łącząc je z moimi w tym
najdoskonalszym z tańców. Moja dłoń znów powędrowała tam, gdzie czekał mnie
eden. Była gotowa... Mokra i gorąca... I niecierpliwiła się mojemu ociąganiu...
„Powoli, powoli, powoli...”
Taki był plan, ale gdy tylko poczułem jak obejmuje mnie jej ciasne wnętrze,
wszystkie plany wyparowały z mojej głowy. Była tak nieziemsko gorąca i oplatała
mnie tak dokładnie... Boże, tak musi być w raju. Miało być powoli i delikatnie,
było szybko i gwałtownie. Mocno. Prawie brutalnie. Poruszałem się w niej jakby
od tego zależało moje życie. Uniosła biodra, a ja mogłem wbić się w nią jeszcze
głębiej. Nasze przyspieszone oddechy wypełniały pomieszczenie przerywane coraz
głośniejszymi jękami. Wbiła mi paznokcie w plecy chyba tylko po to, by podniecić
mnie jeszcze bardziej. To było jak szalona gonitwa, kto pierwszy do mety... I
zbliżaliśmy się do niej nieubłaganie.
Gdy objęła moje biodra nogami
coś we mnie wstąpiło i już nie było odwrotu. Mogłem tylko przeć do przodu
wbijając się w nią coraz szybciej i głębiej. I mocniej. Poczułem jak zaciska
się na mnie sprawiając mi tym rozkosz nie do opisania i w tym samym momencie
wykrzykując moje imię. Doszedłem w tej samej sekundzie z jej imieniem na
ustach...
- Kate...
- Zayn...
- Zayn?