Skończyłem się przebierać i odetchnąłem zadowolony. „Nie ma to jak własne szmaty” ucieszyłem się zakładając marynarkę. Spojrzałem
na Nialla, który pospieszał mnie z równie szczęśliwą miną jak moja. Lou pastwiła się jeszcze
nad Zaynem i Louisem, ale my już byliśmy wolni. Skierowałem się za blondynem do
wyjścia.
- To co? Bierzemy przykład z
Liama? – zapytałem przyjaciela zatrzymując się przed budynkiem, by odetchnąć
chłodnym powietrzem.
- Chcesz iść się poszwendać?
Myślałem raczej żeby do hotelu wrócić...
- Możemy. Ale również możemy
zaliczyć coś do jedzenia po drodze i dopiero potem wrócić do... – moją
wypowiedź brutalnie przerwał dźwięk telefonu. „Alex?”
- Cześć wspólniczko – zaśmiałem
się przełączając na głośnomówiący. – Już się za mną stęskniłaś?
- Oczywiście partnerze –
usłyszałem jej rozbawiony głos. – Co robicie? Próbowałam się dodzwonić do Lou,
ale...
- Pewnie Lux bawiła się jego
telefonem i wyłączyła dźwięk niechcący, albo coś w tym stylu... – gdybałem. – A co
chciałaś od niego? Utknęli z Malikiem na przymiarce i jeszcze trochę im
zejdzie. Może ja z Niallem możemy ci pomóc? Już jesteśmy wolni...
- No nie wiem – zaśmiała się. –
To zadanie chyba was przerośnie.
- No wiesz co? – oburzył się
blondyn.
- Mów w czym rzecz –
powiedziałem. – Ja miałbym nie dać rady?
- No dobra – znów usłyszałem jej
śmiech. – Będziesz mógł odkupić swoją ostatnią akcję.
- Miałaś mi nie przypominać... –
jęknąłem.
- To co się dzieje? – zapytał
Niall.
- Potrzeba jechać do jakiejś
drogerii lub apteki i kupić coś dla Kate – zaczęła.
- I to niby ma nas przerosnąć? –
zaśmiałem się. – Nawet mamy tu niedaleko jakieś centrum handlowe, to kupimy co
potrzeba.
- A co mamy kupić? – odezwał się Horan.
- A co mamy kupić? – odezwał się Horan.
- Jakieś tabletki przeciwbólowe
i solidny zapas... – urwała – podpasek.
- Co? – zamarłem. „Że co? Nie ma
mowy!” – Powiedz, że żartujesz...
- Nie – roześmiała się. – Jestem
bardzo poważna. Macie pod swoją opieką dziewczynę, to chyba nie powinno was
dziwić, że dostała...
- Nie kończ! – jęknąłem. –
Rozumiem, ale nie kończ.
- Czyli co? – odezwała się. –
Miałam rację, że zadanie was przerosło?
Popatrzyłem na Nialla, który
zaczerwienił się chyba po cebulki włosów. Spojrzał mi w oczy i wzruszył
ramionami.
- Przecież to dla Katy... –
westchnął. – Pójdziemy do samoobsługowego...
- Dobra – powiedziałem. – Damy
radę.
- Serio? – zaśmiała się Alex. –
Bo możecie przekazać to Lou...
- Nie trzeba – nagle poczułem
się dziwnie dorosły. Jakby to zadanie było jakieś super odpowiedzialne. –
Kupimy co trzeba.
- W razie czego dzwońcie –
odezwała się. – I jeśli macie tam centrum handlowe, to możecie zajść do
Bootsa...
- Dzięki. Poradzimy sobie. Na
razie – zapewniłem ją rozłączając się. Spojrzałem na Nialla. – To co? Chodźmy
kupić te podpaski?
- To słowo... – skrzywił się. –
Idziemy, ale już go nie powtarzaj...
Dojście do centrum zajęło nam
jakieś pięć minut. Zdecydowanie za mało, by oswoić się z zadaniem. Znalezienie
sklepu, o którym mówiła Alex - kolejne pięć minut. Czułem się jak jakiś
zwiadowca na terytorium wroga, gdy tak przemierzałem z Niallem kolejne alejki.
Miałem dziwne wrażenie, że wszyscy się na nas patrzą i wiedzą, co chcemy kupić.
- Hazz... – usłyszałem szept
przyjaciela, który zatrzymał się gwałtownie w pół kroku przez co wyhamowałem
dopiero na jego plecach.
- Co? – spojrzałem na jego
zaczerwienioną twarz.
- To chyba tu – szepnął.
Rozejrzałem się dookoła i głośny
jęk wydarł się z moich ust. Przenosiłem wzrok z regału na regał, z półki na
półkę i czułem, że zaraz braknie mi powietrza. „Widok jak z jakiegoś
koszmaru...”
- Stary – Niall popatrzył na
mnie z paniką w oczach. – Powiedz, że wiesz które kupić?
- A niby skąd? – warknąłem, a
kolorowe opakowania aż mieniły mi się przed oczami. – A to nie wszystko jedno?
- Gdyby było wszystko jedno, to
nie byłoby tego cała alejka – szepnął. – Dlaczego się nie zapytałeś?
- A ty? – wciąż nie mogłem
oderwać wzroku od tych wszystkich opakowań. – Też byłeś przy tej rozmowie...
- Nie dam rady – jęknął. – Kupmy
cokolwiek i uciekajmy stąd. Zadzwonimy do Lou i niech on się martwi.
- Alex się będzie z nas nabijała
aż do śmierci – powiedziałem cicho, a w myślach już słyszałem docinki
przyjaciółki. – A zresztą nie prosiłaby nas o to, gdyby Kate bardzo tego nie
potrzebowała. Może zapytamy jakiegoś pracownika?
- Zapomnij – popatrzył na mnie
jak na idiotę i rozejrzał się dyskretnie dookoła.
- Nie kręć się tak, bo pomyślą,
że coś chcemy ukraść – warknąłem i zaczerwieniłem się, gdy mój wzrok napotkał
spojrzenie jakiejś kobiety z wózkiem. „Jak ja się dałem w to wrobić?”
- Może do Katy zadzwonimy? –
Niall już prawie płakał, a przynajmniej tak brzmiał jego głos.
- Na pewno nie – jęknąłem. – Już
więcej nie mam zamiaru jej zawstydzać... – sięgnąłem po telefon i patrzyłem się
w niego czekając na ratunek.
- To Alex... Mówiła żeby dzwonić
w razie czego... – gdy to mówił już wybierałem numer przyjaciółki.
- Co tam? – odezwała się po
kilku sygnałach, które wydawały się dla mnie bardzo długie.
- Gdzie ty mnie wysłałaś? –
wyszeptałem. – Na terytorium wroga z Niallem jako wsparciem... – rozejrzałem
się przerażony dookoła. – Normalnie już mieliśmy zarządzić odwrót...
- Naprawdę – zaśmiała się. – Aż
tak źle? Opisz sytuację, żołnierzu – normalnie się z nas nabijała i nawet tego
nie kryła.
- Potencjalny cel ma być w torebce
czy w pudełku?
- W torebce.
- OK – westchnąłem. – Niall,
odłóż te korki. To nie tego szukamy – nie mogłem uwierzyć widząc Horana
wpatrującego się w niebieski kartonik szeroko otwartymi oczyma. Odłożył go tak
szybko jakby ten parzył przy okazji strącając kilka innych, które zaczął
nerwowo odkładać na miejsce. Zaczerwienił się przy tym jak panienka. – Boże...
- Jeszcze jakieś pytania? – znów
usłyszałem rozbawiony głos Alex.
- Jakiś milion... – jęknąłem
rozglądając się dookoła.
- Harry – westchnęła. – Po
prostu kup jakieś zwykłe...
- Normal, regular, maxi,
night... – czytałem napisy na opakowaniach. – Matko boska, ile tego jest?
- Nolmal może być – powiedziała.
- A maxi nie będą lepsze? –
sięgnąłem po opakowanie i zacząłem czytać informację z tyłu torebki.
- Nie. Są ogromne – usłyszałem.
- To chyba dobrze, nie?
- Styles – zaśmiała się. –
Uwierz mi, że duże w tym wypadku nie znaczy lepsze.
- Bardzo śmieszne – odłożyłem
opakowanie na półkę. – Normal, tak?
- Tak.
- Dobra. To na razie –
powiedziałem cicho i rozłączyłem się. Niall wpatrywał się we mnie licząc na
ratunek.
- I co? Wiesz już? – szepnął
wciąż łypiąc oczami na boki.
- Tak – sięgnąłem po zieloną
torebkę. Po krótkim zastanowieniu wziąłem drugą i wcisnąłem mu w dłonie. – Sam
nie będę tego dźwigał...
- Czy możemy prosić o autograf?
– usłyszałem to, czego obawiałem się najbardziej w całym tym przedsięwzięciu.
Odwróciłem się powoli w stronę skąd dochodził do mnie głos. Stały przed nami
trzy fanki. Gdybym miał zgadywać, to miały nie więcej niż piętnaście lat.
Uśmiechnąłem się zawstydzony.
- Jasne – kątem oka
zarejestrowałem, że Niall zrobił się jeszcze bardziej czerwony. „A myślałem, że
to już fizycznie niemożliwe.”
Na nasze szczęście, dziewczyny
zniknęły, gdy tylko podpisaliśmy się w ich zeszytach i po obowiązkowej fotce.
Spojrzałem na przyjaciela. Wyglądał jakby ledwo się trzymał na nogach.
- Jeszcze tabletki – przypomniał
wskazując głową na ladę, za którą piętrzyły się opakowania z lekami.
Skierowaliśmy się w tą stronę.
Zauważyłem, że Niall próbuje tak trzymać torebkę, by nie było widać, co niesie.
Ja też miałem podobny system, choć przez chwilę myślałem, by po prostu schować
to pod marynarką, ale wtedy już na pewno oskarżyli by nas o kradzież.
Zbliżając się do lady zauważyłem uśmiechniętą ekspedientkę.
- Dzień dobry – powiedziała
wesoło. – W czym mogę pomóc?
- Poproszę jakieś tabletki
przeciwbólowe – odezwałem się zadowolony z siebie. „Przynajmniej to było
łatwe.”
- Jakie?
- Jakiekolwiek – uśmiechnąłem
się.
- A na jaki ból?
- Jaki? – „Co ona taka dociekliwa?
Skąd mam kurwa wiedzieć jaki? Boże, pomocy...” – Hmmm...
- Dla tej pani, dla której
będzie to? – uśmiechnęła się do nas wskazując na torebkę w moich dłoniach.
- Tak... – jęknął Niall i brzmiało
to jak najprawdziwszy jęk rozpaczy. W tej chwili przypominał już dorodnego
buraka.
Trzeba przyznać kobiecie, że
naprawdę próbowała się z nas nie śmiać, ale widać było, że długo nie da rady
się powstrzymywać. Zdjęła z regału jakieś srebrne pudełko i skasowała.
- Za resztę też mogą panowie tu
zapłacić – odezwała się wskazując na krępujące nas przedmioty.
Szybko podaliśmy jej torebki i
przez chwilę naprawdę miałem wrażenie, że prawie parzą. Dobiła je do rachunku i
zapakowała wszystko w białą jednorazówkę. „Dzięki Bogu...” westchnąłem w
myślach i sądząc po reakcji Horana, właśnie robił to samo. Podałem kobiecie
kartę jeszcze zanim zdążyła się odezwać. Mogłem się założyć o wszystko, że
będzie miała z koleżankami świetny temat do żartów podczas przerwy na kawę.
Pięć minut później siedzieliśmy
w taksówce i żaden z nas nie odzywał się słowem przez całą drogę do hotelu.
Zresztą gdy otwieraliśmy drzwi do apartamentu też nie padło żadne słowo.
- Cześć chłopaki – Mark spojrzał
na nas mrużąc oczy. – Co wy tacy mokrzy jesteście? Przecież nie pada...
- Nawet nie pytaj – odezwał się
Niall i poszedł do swojej sypialni zostawiając mnie z białą reklamówką, która
traktowałem jak granat z wyciągniętą zawleczką.
- Gdzie Kate? – zapytałem
rozglądając się dookoła.
- Źle się czuła i poszła się
położyć – odezwał się ochroniarz. – Zaglądałem do niej kilka minut temu i spała
zwinięta na łóżku. Co tam masz?
- Nawet nie pytaj – powiedziałem
kierując się do pokoju. Otworzyłem ostrożnie drzwi i wśliznąłem się do środka.
Dziewczyna leżała na boku przyciskając kolana do siebie. „Ból brzucha... No
jasne! Jaki ja jestem tępy...” Podszedłem jak najciszej do łóżka i wpatrywałem
się w jej twarz. Zauważyłem ślady łez na jej policzkach i nagle cała ta nasza
wyprawa wydawała mi się niewarta tych wszystkich nerwów. „Przecież dla niej
mógłbym tam iść jeszcze raz...” pomyślałem kładąc ostrożnie zakupy obok Kate
tak, by znalazła je gdy się obudzi. Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się
do wyjścia.
- Dziękuję Harry – usłyszałem
cichy szept, gdy już prawie zamykałem za sobą drzwi sypialni.
„Nie ma za co...” odpowiedziałem
w myślach opierając się ciężko o ścianę. Byłem spocony jak szczur i te zakupy
wykończyły mnie bardziej niż kilkugodzinna próba, ale te dwa słowa wynagradzały
wszystko. „Nigdy więcej...” Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Od
Alex. „I jak? Daliście radę?” Uśmiechnąłem się do siebie. Oderwałem się od
ściany i skierowałem do salonu odpisując po drodze. „Pewnie, że tak. Bułka z
masłem...”
Kolejny raz zatrzęsło mnie z
zimna. Zaciągnąłem się papierosem jednocześnie próbując jakoś schronić się przed
zimnym wiatrem wciskając się we wnękę w murze. „Ile jeszcze?” Powoli zaczynałem
żałować, że obiecałem na niego zaczekać. Mogłem już siedzieć w ciepłej
taksówce, albo popijać gorącą kawę i gapić się bezkarnie na Kate. Kolejny
podmuch prawie zgasił mi fajkę. „Cholera! Daję mu pięć minut i spadam.” Kątem
oka wychwyciłem ruch z lewej strony. „Kolejna fanka...” westchnąłem, gdy
zauważyłem jej wzrok wbity we mnie niejako ze strachem, ale na pewno z
uwielbieniem... Zgasiłem papierosa i uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Co tam? – dwa słowa, a reakcja
na nie przeraziła mnie nie na żarty. – Wszystko w porządku?
- T-tak... Uhm... A u pana...
ciebie... yyy – zrobiła się trupio blada i zastanawiałem się czy nie padnie mi
tu zaraz trupem. „Dobór słów adekwatny do sytuacji.” – C-czy mogę prosić... –
nieśmiało wyciągnęła książkę w moją stronę.
- Jasne – próbowałem czarować
uśmiechem. – Jak masz na imię?
- Uhm... L-Louise...
- Miło mi cię poznać, Louise –
sięgnąłem po książkę i pisaka. – Czy mi się wydaję, czy słyszę w twoim głosie
jakiś obcy akcent? Skąd jesteś?
- Z Polski...
- Jesteś na wakacjach? – może
powinienem przestać zadawać jej pytania, bo wyglądała jakby miała zemdleć.
Podpisałem się i oddałem jej własność.
- N-na obozie językowym... –
wydukała. – Dziękuję. – Już miała odejść, gdy nagle Lou pojawił się nie wiadomo
skąd i praktycznie przyprawił ją o zawał.
- Hej – szczerzył się jak
nawiedzony i przeskakiwał wzrokiem między mną a dziewczyną. Zobaczył książkę w
jej dłoniach. – Ciekawa lektura? – puścił do niej oczko, a ja naprawdę nie
mogłem wyjść z podziwu, że ona wciąż trzyma się na nogach.
- T-tak, b-bardzo... –
powiedziała cicho.
- Podpisz się jej, stary –
postanowiłem jej trochę pomóc. A właściwie chciałem stąd już jechać, bo czułem,
że już mi tyłek zamarza.
- Jasne. Daj – sięgnął po
książkę i przeczytał mój wpis. – A więc Lou... – popatrzył na nią. – Fajne
imię. Dziwnie znajome – próbował ją rozbawić, ale jedyne co mu się udało, to wywołać
rumieniec na jej policzkach. „Dobre i to. Przynajmniej nabrała kolorów.” Podpisał
się i w tym momencie przyjechała nasza taksówka. – Musimy lecieć...
- Mogę... – zauważyłem, że
zaciska palce na telefonie.
- Zdjęcie? – podpowiedziałem. –
Jasne. – Lou zabawił się w fotografa i pstryknął kilka fotek. – Ale teraz już
naprawdę musimy jechać. Miło było cię poznać Louise...
Oderwałem się od ściany i
wpakowałem do samochodu. Minutę później Lou opadł ciężko obok mnie.
- Jestem wykończony – westchnął.
– Nie sądziłem, że to tyle potrwa... – wyjął komórkę. – O w mordę!
- Co? – wyglądał na zaniepokojonego.
- Alex się dobijała i mam chyba
z dziesięć wiadomości – zauważyłem, że czyta jedną po drugiej. – Harry napisał,
że mam nie dzwonić do Kate, bo śpi... Kiedy ostatnio ona spała w dzień?
- Nie przypominam sobie, by
kiedykolwiek... – spojrzałem na niego. Wydawał się zaniepokojony, ale wciąż
przeglądał telefon.
- Andy jest przejazdem. Liam
wyciągnął go na miasto, żeby nie stresować Kate – odezwał się po kolejnej przeczytanej wiadomości.
Wyjąłem swój telefon i jakie
było moje zdziwienie, gdy okazało się, że również do mnie ktoś się dobijał.
„Głównie Horan...” pomyślałem przeglądając skrzynkę.
- A co chciała Alex? –
zapytałem.
- Nie wiem, ale napisała, że
załatwiła wszystko z Harrym i Niallem – schował komórkę do kieszeni. – Pisze,
że przyjdzie jutro... Może się pan zatrzymać na chwilę pod sklepem muzycznym?
Dosłownie pięć minut i pojedziemy dalej.
Kierowca uśmiechnął się pod
wąsem i pokiwał głową. Już po minucie parkował przed wejściem.
- Zaraz wracam – Lou wręcz
wyskoczył z samochodu.
Patrzyłem za oddalającym się
przyjacielem i zastanawiałem się, co tym razem planuje kupić. Bo, że dla Kate,
to nie ulegało wątpliwości. Wystarczyła tylko wzmianka o tej dziewczynie i moją
głowę wypełniały myśli o niej. „Jakaś dziwna obsesja...” Sam tego nie
rozumiałem... Z jednej strony wiedziałem, że to co łączy ją z Louisem jest
wyjątkowe i naprawdę mu kibicowałem. „Zazwyczaj...” przyznałem, starając się
nie oszukiwać samego siebie. Wystarczy, że robiłem to wobec wszystkich
dookoła... Mój wzrok powędrował w stronę zadrapań i siniaków na lewej dłoni.
Skrzywiłem się na wspomnienie bólu, gdy uderzyłem w ścianę, by jakoś rozładować
targające mną emocje. „I po co Niall mi to opowiedział?” Obraz wesołego
przyjaciela, któremu aż oczy się świeciły, pojawił się w mojej głowie. Taki był
szczęśliwy w tamtym momencie. A ja umierałem wraz z każdym jego słowem...
Stałem przed nim i uśmiechałem się... A w środku cały się buntowałem. Potarłem
obolałą dłoń. Ale zaraz po tym cieszyłem się razem z Lou i Kate... I naprawdę
cieszę się ich szczęściem. „Zazwyczaj...”
Dźwięk przychodzącej wiadomości
wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na wyświetlacz i nagle poczułem się jak
ktoś przyłapany na gorącym uczynku... „Perrie... Czyżby telepatia...”
Żartobliwy ton wiadomości sprawił, że poczułem się jeszcze bardziej winny. W mojej
głowie wciąż kołatały słowa Liama, który już sam nie wiem ile razy przekonywał
mnie, bym powiedział prawdę swojej dziewczynie. A ja wciąż go zbywałem mówiąc,
że jeszcze nie trzeba. Ale prawda była inna. „Bałem się...” Najzwyczajniej w
świecie bałem się opowiedzieć jej o Kate. Bałem się tego, że może odczytać z
moich słów coś więcej... „Prawdę.” Nie chciałem tej rozmowy, bo jak mogłem
dyskutować o czymś, czego sam nie rozumiem... Spojrzałem na wyświetlacz, z
którego uśmiechała się do mnie twarz Perrie. Nie mogłem się powstrzymać, by...
Wyjąłem z portfela zdjęcie szczęśliwej dziewczyny wygłupiającej się razem z
przyjaciółką. „Który to już raz wpatruję się w tą fotografię?” Wciąż nie wiem,
co mną kierowało, kiedy schowałem to zdjęcie do kieszeni. Czułem się jak
najprawdziwszy złodziej. Zachwycałem się fotografiami razem z przyjaciółmi
modląc się o to, by nikt nie zauważył, że jednej brakuje. Ale nie mogłem się
powstrzymać... Już chyba z milion razy chciałem ją oddać, ale za każdym razem
coś we mnie krzyczało, by tego nie robić... „I tchórzyłem.” Kolejny raz
przejechałem palcem po gładkiej powierzchni zdjęcia. „Kate... I Alex” dodałem w
myślach jakby przez to moja wina miała być mniejsza. Dźwięk zapalanego silnika
wyrwał mnie z zamyślenia. Zauważyłem, że Lou idzie do samochodu. Pośpiesznie
schowałem zdjęcie i w momencie gdy przyjaciel wsiadł do środka zająłem się
odpisywaniem na wiadomość, by ukryć ewentualne poczucie winy malujące się na
mojej twarzy. „Boże! Przecież to jego dziewczyna...” Ja naprawdę im kibicowałem.
Z całego serca. Naprawdę. „Zazwyczaj...”
Opierałem się o ścianę windy
wpatrując się w przyjaciela, który był jakiś dziwnie zamyślony. Starałem się
sobie przypomnieć, czy tak było cały dzień, czy dopiero później. Szczerze? Nie
miałem pojęcia. Ostatnio jakoś nie zwracam uwagi na to, co się dzieje dookoła.
Moje myśli są zazwyczaj zajęte tylko jedna osobą... I znów poczułem to ciepło w
okolicy serca.
- Wszystko w porządku, Zayn? –
spojrzał na mnie tylko po to, by szybko odwrócić wzrok. „Ciekawe...”
- Tak – uśmiechnął się
ledwo dostrzegalnie. – Padnięty jestem. A miałem nadzieję, że to będzie tylko
krótka przymiarka...
- Też tak myślałem – przyznałem
wychodząc z windy. – Cieszyłem się na wolne popołudnie, a zamiast tego zostaje
mi kawałek wieczoru, bo jutro musimy rano wstać na tą próbę.
Gadałem czekając aż otworzy
drzwi. Moje wszystkie plany poszły się... No, musiałem je zmienić. Ale wciąż
miałem kilka pomysłów i wielką nadzieję na to, że któryś z nich spodoba się
mojej dziewczynie. „Moja dziewczyna... Idealnie to brzmi.”
- No nareszcie – Niall posłał w
nasza stronę nerwowy uśmiech. – Co tak długo?
- Pewnie tyłek Lou nie mieścił
się w spodniach – żartował Harry, ale i on brzmiał jakoś inaczej. „Co jest
grane?” Rozejrzałem się dookoła...
- Gdzie Kate? – spojrzałem na
przyjaciół i nie uszło mojej uwagi, że wymienili między sobą szybkie
spojrzenie. Lodowaty dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. – Co...
- Jest w sypialni – odezwał się
Mark, który akurat w tym momencie pojawił się w kuchennych drzwiach. – Nie czuje
się dziś najlepiej...
- Co się dzieje? – wbiłem swój
wzrok w niego. – Rozmawiałem z nią dwa razy. Nic nie mówiła...
- I dziwi cię to? – zapytał
Harry. – Jakoś jeszcze nie słyszałem żeby na cokolwiek narzekała.
- Mówiła, że brzuch ją boli... –
dodał Mark.
- Coś jej zaszkodziło? –
próbowałem sobie przypomnieć, co zjadła na śniadanie.
- Ma te dni... – odezwał się
Niall.
- Co? – zdziwiłem się. – Jakie
dni?
- No te... – zauważyłem rumieńce
na policzkach blondyna. – Wiesz...
- Boże, jakie? Nic z tego nie
rozumiem... – spojrzałem na niego denerwując się coraz bardziej. – Mów
normalnie o co chodzi.
- Ma okres – odezwał się Zayn, o
którego istnieniu już zdążyłem zapomnieć, a tymczasem on cały czas stał obok
mnie.
Spojrzałem na niego, a następnie
na Nialla, który na mój pytający wzrok tylko pokiwał głową ciesząc się pewnie,
że ktoś powiedział to za niego.
- I nic nie jadła poza śniadaniem
– dodał Mark.
Skierowałem się do sypialni po
drodze ściągając z siebie kurtkę. Ostrożnie otworzyłem drzwi starając się
zbytnio nie hałasować gdyby spała. W pokoju panował półmrok, ale i tak udało mi
się dostrzec drobną osóbkę zwiniętą w kłębek na łóżku. Odłożyłem siatkę z
zakupami i kurtkę na fotel i powoli podszedłem do Kate. Zauważyłem opakowanie
tabletek przeciwbólowych i szklankę do połowy wypełnioną wodą. „Niedobrze...”
pomyślałem. „Kolejne leki.” Nachyliłem się i spojrzałem na tę drobną
twarzyczkę. Jak bardzo musiała cierpieć, skoro aż się popłakała? Przecież
doskonale wiedziałem, że jest dzielna i tym bardziej byłem przerażony...
- Hej... – usłyszałem cichy
szept i ujrzałem delikatny uśmiech. – Już wróciłeś...
- Cześć kochanie – położyłem się
za nią obejmując ją ramieniem w pasie. Ucieszyłem się, gdy wtuliła się we mnie
tak, że czułem ciepło jej ciała na swoim. Oparłem głowę na ręce. – Jak się
czujesz skarbie?
- Już lepiej – powiedziała
cicho.
- A tak szczerze? – splotłem jej
palce z moimi. – Miałaś mi zawsze wszystko mówić, pamiętasz?
- Nie chciałam cię martwić –
usłyszałem to, czego się spodziewałem. – A zresztą, to przecież nic takiego...
– przylgnęła do mnie plecami wciąż podciągając kolana do klatki piersiowej.
- Chcesz powiedzieć, że zawsze
tak cierpisz? – przeraziłem się, gdy zamiast odpowiedzieć wzruszyła tylko
ramionami. „A więc tak.” Miałem ochotę spojrzeć w niebo i wykrzyczeć: „Ile
jeszcze?!” Próbowałem przywołać całą moją wiedzę na temat kobiecych spraw... –
Potrzebujesz czegoś ze sklepu?
- Harry już mi zrobił zakupy... –
szepnęła i oblała się rumieńcem.
- Naprawdę? – Jak tak dalej
pójdzie, to naprawdę będę musiał postawić mu pomnik. – Mark mówił, że nic nie
jadłaś...
- Nie jestem...
- Tylko prawda, kochanie –
przerwałem jej wypowiedź, bo jakoś nie mogłem uwierzyć, że po całym dniu nie
jest głodna. – Pewnie nie miałaś siły się ruszyć... – próbowałem jej
podpowiedzieć.
- Jak tak sobie leżę, to jest
lepiej... – uśmiechnęła się nieśmiało. – Przynajmniej do chwili kiedy się nie
ruszę... Przepraszam...
- Za co ty znowu przepraszasz? –
pochyliłem się, by pocałować ją w skroń. – Zaraz zorganizuję coś do jedzenia,
bo też umieram z głodu. I zjemy sobie leżąc w łóżku. Co ty na to? – posłała mi
„spojrzenie” pełne miłości, a mnie coś chwyciło za serce... – I mam coś dla
ciebie. Ale to za chwilę. Idę zamówić nam kolację i zaraz wracam do ciebie.
Uśmiechnęła się do mnie tym
swoim przecudnym uśmiechem i nie mogłem się powstrzymać, by nie skraść jej
całusa. To miało być tylko delikatne cmoknięcie, ale znów daliśmy się porwać...
Myślę, że należy mi się medal za każdym razem, gdy udaje mi się oderwać od tych
boskich warg.
- Zaraz wracam – dodałem jeszcze
podnosząc się z łóżka i wychodząc z pokoju.
- I jak ona się czuje? – Niall
zaatakował mnie pytaniem ledwo zamknąłem za sobą drzwi sypialni. – Pomogły coś
te tabletki?
- Skąd... – spojrzałem na niego.
– Byłeś razem z Hazzą na zakupach...
- No tak – pokiwał głową. – Alex
do niego zadzwoniła.
- Dzięki stary – objąłem go
ramieniem i posłałem dziękczynny uśmiech Harry’emu. – Mogę mieć do ciebie
prośbę? Zamów proszę coś do jedzenia dla niej i dla mnie, ale coś takiego żeby
dało się jeść na leżąco. Spróbuję ją namówić, by chociaż trochę zjadła...
- Jasne. Nie ma sprawy. Zaraz
przejrzę menu i coś wam wezmę – uśmiechnął się i poszedł do kuchni.
Sięgając po komórkę spojrzałem
na deszcz szalejący za oknem i rozejrzałem się dookoła.
- Może zadzwońcie po Liama...
Niech przyjdzie z Andym. Kate raczej dziś nie wyjdzie z łóżka, a nawet jeśli,
to po prostu będzie mogła go poznać...
- A ty gdzie dzwonisz? – Zayn
spojrzał na mnie zdziwiony. – Nie do niego?
- Nie – przyłożyłem słuchawkę do
ucha. – Muszę pogadać z Alex i może jeszcze do Toma zadzwonię...
Ponownie wsunąłem się pod kołdrę
i przytuliłem do pleców Kate. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, gdy wtuliła się
we mnie i nieznacznie, ale jednak, obróciła się w moją stronę.
- Niedługo będzie jedzonko –
powiedziałem skradając jej buziaka. – A na razie prezenty. – Sięgnąłem za
siebie po reklamówkę i położyłem ją przed dziewczyną.
- Prezenty? – wyszeptała
zdziwiona. – Ale...
- Tak tylko powiedziałem –
musiałem jej przerwać, bo domyślałem się co chce powiedzieć. Sięgnąłem po
laptopa i położyłem go na łóżku przed nami. – Nie sprawdzisz?
Ostrożnie wzięła torebkę i
wyciągnęła z niej kilka pudełek. Nie mogłem oderwać wzroku od jej drobnych
paluszków nieśmiało badających trzymane przedmioty.
- Czy to są płyty? – zapytała odwracając
twarz w moją stronę.
- Tak. Z muzyką – przyznałem. –
Pomyślałem sobie, że fajnie będzie je przesłuchać. Może ci się spodobają... –
Sięgnąłem po pierwszy krążek i wsunąłem go do laptopa.
- Wasz album? – „Wydawało mi
się, czy naprawdę widziałem wesoły błysk w jej oczach?”
- Nie. Coś innego – uśmiechnąłem
się widząc, że jest tym trochę rozczarowana. – Jestem ciekawy, czy rozpoznasz...
A nasz album przesłuchamy następnym razem, dobrze?
- Ale wiesz, że ja nic nie... –
przerwała, gdy dały się słyszeć pierwsze takty i po chwili uśmiechnęła się
wesoło. – To muzyka z filmu...
- Tak jak obiecałem – skradłem
kolejnego całusa. – I sam sobie przyznałem nagrodę.
- Szkoda... – puściła mi oczko.
– Bo ja chciałam ci coś innego dać...
- A co?
- No, teraz to już za późno –
droczyła się ze mną.
- Ale ja przyniosłem więcej niż
jedną płytę – próbowałem się targować. – To chyba należy mi się jeszcze jedna
nagroda?
- Hmmm... – udawała, że się
zastanawia, a ja w tym czasie wsunąłem jej ramię pod głowę. – No ewentualnie...
– uśmiechnęła się i delikatnie położyła dłoń na moim policzku. I muszę
przyznać, że poprzedni całus przy tym pocałunku, który złożyła na moich
wargach, był ledwie zadatkiem do głównej nagrody...
- Wow – szepnąłem jej do ucha. –
Mam ochotę biec po nasz album, bo już nie mogę się doczekać kolejnej nagrody...
Uśmiechała się. Mimo iż kilka
razy zauważyłem grymas bólu na jej twarzy, to wciąż się uśmiechała. Chwilami
myślałem, że byłoby prościej gdyby nie była taka dzielna... Moja dłoń spoczęła
na jej brzuchu.
- Kochanie, dlaczego nie zdjęłaś
spodni? Przecież musi ci być niewygodnie... – Moje palce od razu odnalazły
sznurek oraz guzik i po chwili miałem na koncie takie małe osiągnięcie. „Znów
dobierasz jej się do majtek...” Czasami chciałbym, by ten wredny głos w mojej
głowie zamilkł. „Czasami...” uśmiechnąłem się zadowolony.
- Lou... – cudowny rumieniec
pokazał się na jej policzkach. – Ktoś może wejść...
- No i co z tego? Skarbie,
przecież leżysz pod kołdrą.
- Wiem, ale... – zaczęła
zawstydzona i przygryzła wargę nie kończąc. „Ale będziesz musiała wstać do
łazienki...” dokończyłem w myślach.
- A co powiesz na mały
kompromis? Dam ci jakieś moje spodnie... Będą za duże, ale zdecydowanie
wygodniejsze do leżenia. Może być?
Gdy tylko pokiwała głową
zgadzając się na ten pomysł moja dłoń kontynuowała misję zdjęcia z niej
czarnych bojówek. I wcale nie zauważyłem, że ma na sobie granatowe figi w białe
kropy... I tego marszczenia z tyłu też nie widziałem... A już w ogóle nie
zwróciłem uwagi na jasnoniebieską kokardkę nad tym marszczeniem... „Jestem
zboczony. Nic dodać, nic ująć.”
- Lou... – „Czy ona właśnie
zaczerwieniła się jeszcze bardziej?”
- Naprawdę nie chcę wam
przeszkadzać – usłyszałem rozbawiony głos Nialla – ale przynoszę dary, wiec
mnie nie bijcie... – Podszedł z drugiej strony łóżka i położył przed nami tacę
zastawioną smakołykami. – Jak się czujesz, Katy?
- Dobrze – posłała mu delikatny
uśmiech. Chrząknąłem znacząco pogłębiając tym jej rumieniec. – To znaczy nieco
już lepiej...
- Trochę dzisiaj taka nie zdrowa
kolacja, ale przynajmniej możecie jeść palcami – przysiadł na łóżku. – I
pamiętałem nawet, że lubisz utopione frytki.
- Jakie? – zdziwiłem się, ale
najwyraźniej Kate doskonale wiedziała o czym mowa, bo zaśmiała się cicho. Coś
mi się wydaję, że tych dwoje prowadziło całkiem ciekawe konwersacje, gdy
urzędowali w kuchni.
- Katy topi frytki w keczupie –
śmiał się wyciągając z bocznej kieszeni spodni butelkę ze wspomnianym sosem pomidorowym.
- Naprawdę?
- Tak – uśmiechnęła się. – A
potem je ratuję i mam na koncie dobry uczynek.
- Tego mi nie mówiłaś –
roześmiał się blondyn. – Dobre... Potrzebujecie czegoś jeszcze?
- Na razie nie. Dzięki stary.
- Nie ma za co. Wszystko dla
mojej siostro-przyjaciółki... A teraz wcinajcie póki ciepłe.
- Dziękuję Niall – jedno jej słowo
sprawiło, że uśmiechał się od ucha do ucha wychodząc z pokoju...