Patrzyliśmy za oddalającym się Louisem z Kate na ramieniu
i żegnaliśmy ich dwuznacznymi komentarzami i gwizdami. „Kto żegnał, ten
żegnał...” poprawiłem się, spoglądając na Nialla i Harry’ego, którzy przechodzili
samych siebie. „Zaraz nas wywalą za ten hałas...” Objąłem ramieniem moją
dziewczynę i przyciągnąłem do siebie, upajając się jej bliskością.
- To jak? Imprezka? – Horan spojrzał na nas wyczekująco, szczerząc się jakby był naćpany.
- My podziękujemy – odezwałem się pierwszy. – Muszę się
nacieszyć moją panią, skoro łaskawie postanowiła spędzić wieczór ze mną, a nie z
Kate...
- No weź... – jęknął blondyn.
- Ktoś tu jest zazdrosny... – roześmiała się Danielle.
Poczułem, że objęła mnie ramieniem w pasie i wsunęła dłoń pod moją koszulę. Przyjemny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i od razu pociągnąłem ją w stronę mojej sypialni.
- Do rana, chłopaki – rzuciłem przez ramię.
- Ja też odpadam... – usłyszałem jeszcze głos Harry’ego. –
Umówiłem się z Alex na Skypie...
- Normalnie nie wierzę! – oburzył się Horan. – Banda
sztywniaków się z was zrobiła...
- To fakt – parsknął Harry. – Założę się, że w tym
momencie przynajmniej dwaj są całkiem sztywni... – poczułem gorąco na
policzkach, ale całe szczęście dalsza wypowiedź zniknęła wraz z zatrzaśniętymi
drzwiami. „Skąd wiedział, skubany?”
- Myślę, że powinieneś zamówić budzenie dla Louisa,
kochanie – Danielle podeszła do walizki i zaczęła czegoś w niej szukać. –
Jeżeli Kate odważy się założyć to, co jej kupiłam, to jestem pewna, że jutro
nie wstaną na czas – zachichotała. – Boże, jestem taka zła... – teraz śmiała
się już na całego. – Biedny Lou...
- Mnie tam bardziej interesuje, czy kupiłaś przy okazji
coś dla siebie... – podszedłem i objąłem ją w pasie, przytulając się do jej
pleców.
- Chciałbyś...
- Bardzo – przyznałem, muskając ustami jej kark. – W końcu
to był salon bielizny erotycznej... – zaakcentowałem ostatnie słowo, próbując naśladować wcześniejszą .wypowiedź Stylesa. „Dość nieudolnie...”
- Uwierzyłeś Harry’emu? – zaśmiała się, odwracając do
mnie przodem. – To był jego sposób, by wywabić Louisa z tej garderoby...
- Nie będzie bielizny? – ułożyłem usta w podkówkę i byłem co najmniej rozczarowany.
- Hmmm... – musnęła moje wargi swoimi. – Może coś się
znajdzie – wsunęła mi dłonie do kieszeni na tyłku. – Ja też się stęskniłam... – szepnęła mi do ucha i ponownie zbliżyła swoje wargi. Lepszego zaproszenia nie
potrzebowałem. Wpiłem się zachłannie w jej usta i pociągnąłem w stronę
łóżka. – To co z tą bielizną? – zapytała, gdy opadłem z nią na pościel.
- Później... – rzuciłem, zbyt zajęty rozpinaniem jej
bluzki, która chyba nie mogła mieć mniejszych tych guziczków. „Normalnie wymysł szatana...” jęknąłem walcząc z nimi.
- Specjalnie dla ciebie kupiłam... – kusiła mnie tym swoim
seksownym głosem.
- Później... – męczyłem się z opornym jedwabiem.
- Ale...
- Później – przerwałem jej, bo prawdę mówiąc chciałem ją
jak najszybciej rozebrać, a nie czekać, aż się przebierze w coś, co i tak momentalnie
z niej zerwę.
- Chciałam tylko powiedzieć, że ta bluzka ma z boku
zamek... – zachichotała, dobierając mi się do spodni.
- Co? – „To ja się męczę z tymi guziczkami, a ona...”
schowałem twarz miedzy jej piersiami i „na ślepo” odnalazłem suwak.
- Tak tylko mówię – zaśmiała się, ściskając moje pośladki.
– Wyglądałeś jakby ci się spieszyło, a te guziki zniechęciłyby każdego...
- Boże... – westchnąłem zrywając z niej bluzkę i
odnajdując jej wypełnione pożądaniem spojrzenie. – Jak ja za tym tęskniłem...
- No i wydało się – jęknęła, popisując się swoją grą
aktorską. – Jesteś taki sam jak wszyscy. Chodzi ci tylko o moje ciało...
- Nie będę się spierał... – oderwałem na chwilę ręce od
jej gładkiej skóry i pozwoliłem zdjąć swoją koszulkę. – Kusiłaś mnie przez cały
koncert – mruknąłem, błądząc ustami po jej ciele. – Tylko dzięki Louisowi i
Kate nikt nie zwrócił na mnie uwagi...
- No to powinieneś być wdzięczny... – zaśmiała się, unosząc
biodra do góry i pozwalając ściągnąć z siebie spodnie. – To wszystko moja zasługa...
- Liczysz na medal? – powiedziałem między jednym a drugim
oddechem, wpatrując się zachłannie w jej ciało, odziane tylko w skąpą koronkę.
- Może nie na medal... – wyszeptała, otaczając mnie nogami w
biodrach i przyciągając do siebie. – Ale na coś z pewnością liczę... –
przyssała się do swojego ulubionego miejsca na moim obojczyku, by po chwili
oderwać się od niego z głośnym cmoknięciem. Pociemniałymi z pożądania oczami wpatrywała
się w zrobioną przed chwilą malinkę. – Kocham cię...
- Ja ciebie też... – musnąłem jej wargi, po czym
postanowiłem wycałować każdy centymetr jej skóry. „Przed nami długa noc...”
postanowiłem się nie spieszyć i nacieszyć się moją dziewczyną ile się da. „A
przynajmniej tyle, ile wytrzymam...” poprawiłem się, uśmiechając pod nosem.
Cisza. Praktycznie leżałem, rozwalony w fotelu i wpatrywałem się w śpiącą dziewczynę. Kolejny raz się zastanawiałem, co ja najlepszego tutaj
robię... Powinienem spać, a nie przesiadywać w szpitalu. A już na pewno nie o tej
porze. Ilość aparatury zdecydowanie się zmniejszyła, a co za tym idzie,
lekarz miał rację. Wszystko będzie dobrze. W końcu... Śledziłem wzrokiem
równomierne unoszenie się i opadanie klatki piersiowej. „Dziwnie
uspakajające...” Zaciskałem zęby ze złości, widząc jej poranioną twarz. „Gdybym tylko dorwał tego gnoja...”
- Harry? – jej zaspany głos wyrwał mnie z zamyślenia. – Co
ty tutaj robisz? Która godzina?
- Jeszcze wcześnie... – pochyliłem się w jej stronę. – Albo późno... Zależy jak na to spojrzeć...
- Czy wy nie mieliście z samego rana jechać do Birmingham?
– skrzywiła się, próbując ułożyć się wygodniej. Zerwałem się, by poprawić jej
poduszkę. – Mogłabym się do tego przyzwyczaić... – wymruczała, uśmiechając
się. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie do końca się obudziła.
- Do mojej obecności z rana? – zapytałem, z góry wiedząc,
co odpowie.
- Nie... – parsknęła. – Do ciebie w roli mojej
osobistej pokojówki...
- Chciałabyś... – opadłem z powrotem na fotel. – Jak już,
to lokaja – poprawiłem ją.
- Nieee... – puściła mi oczko. – W króciutkim stroju
pokojówki mogłabym podziwiać twoje zgrabne nogi...
- Jeżeli tak bardzo chcesz je podziwiać, to mogę
zdjąć spodnie – zaśmiałem się, widząc jej zaskoczoną twarz. Po chwili uśmiechnęła się promiennie.
- Przez chwilę nawet się nabrałam – z całej siły próbowała się nie śmiać. – Pielęgniarki byłyby z pewnością zachwycone takim pokazem...
- Nie wierzysz? – sięgnąłem do paska, coraz lepiej bawiąc
się tą sytuacją.
- Dla mnie możesz paradować z gołym tyłkiem – powiedziała
rozbawiona. – W moim stanie nic mnie nie rusza... No, chyba, że to Vin Diesel
rozbierałby się przede mną, kręcąc seksownie bioderkami... Ach... Rozmarzyłam się...
- Czy on nie jest dla ciebie trochę za stary?
- Oj tam... Kilka lat w tą, czy w tamtą... – machnęła ręką,
do której miała podłączoną kroplówkę. „Czy ona może nią tak wywijać?” Chwyciłem jej dłoń i położyłem z powrotem na pościeli.
- Raczej kilkadziesiąt... – burknąłem pod nosem. Jakoś
dziwnie mnie zabolało to jej gadanie. „Przecież nie jestem zazdrosny o jakiegoś starego capa...”
- Dla niego jestem gotowa przymknąć na to oko – westchnęła
rozmarzona. „A mnie zaraz szlag trafi...” zazgrzytałem zębami.
- Myślę, że powinienem podgadać z twoim lekarzem –
odezwałem się po chwili. – Pieprzysz od rzeczy... Czym oni cię faszerują?
- Zazdrosny? – puściła mi oczko. – Ty? – zdziwiła się. – Myślałam, że to niemożliwe, by ktoś z twoim wielkim ego...
- Oj, zamknij się już... – podniosłem się z fotela i
przysiadłem na skraju łóżka, podpierając się ręką z drugiej strony. Moja
nowa pozycja podziałała lepiej niż słowa...
- Nie za wygodnie ci? – zapytała cicho, patrząc mi w oczy.
- Nie – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Wciąż jestem wkurzona o tą twoją idiotyczną akcję... –
mruknęła.
- Zdaję sobie z tego sprawę – wzruszyłem ramionami. – Na
moje szczęście, jesteś przywiązana do tego wyrka, więc nic nie możesz mi
zrobić...
- Bardzo śmieszne... – westchnęła poirytowana. – Wiedziałeś, że jej nie znoszę, a mimo to do niej pobiegłeś...
- Przecież ja ci nie każę zmienić zdania i nagle zapałać miłością do niej – tłumaczyłem
kolejny raz. – Ktoś musi mieć oko na tą twoją chatkę z piernika, a ona mieszka
najbliżej...
- Jest wścibska... – posłała mi złowrogie spojrzenie. –
Pewnie właśnie przegląda moją bieliznę...
- Na pewno nie – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. „Jak już,
to była moja działka...” dodałem w myślach.
- Mówię ci, że to stara dewotka... Na sto procent szuka w moich
rzeczach potwierdzenia, że jestem antychrystem... – westchnęła.
- O matko! – udałem przerażenie, strzelając się w czoło. – Zapomniałem schować
twój wibrator! A jak go znajdzie? Uuu... – zawyłem rozbawiony. – Kupię ci nowy...
- Ciebie naprawdę mama musiała zbyt wiele razy upuścić na
głowę w dzieciństwie... – uśmiechnęła się.
- Niewykluczone... – wzruszyłem ramionami. – Musiałabyś
jej zapytać...
- Nie omieszkam... – pokręciła głową z niedowierzaniem. –
A dla twojej informacji, to nie mam wibratora.
- Jasne...
- Wibratory są na baterie, a ja wolę ręczna robótkę... –
puściła mi oczko, a ja właśnie zakrztusiłem się własną śliną. I zanosiło się na
to, że zaraz się tu uduszę. Poczułem łzy w oczach, gdy kaszel nie chciał mi
przejść. „Boże, zaraz wypluję płuca...”
- Chcesz mnie zabić? – odetchnąłem głęboko, gdy w końcu
udało mi się dojść do siebie.
- Czy to podchwytliwe pytanie? – posłała mi rozbawione
spojrzenie.
- Bardzo śmieszne... – udałem obrażonego.
- Trochę jest... – zawiesiłem wzrok na jej ustach. „Do
trzech razy sztuka...” Poczułem przyjemne ciepło rozlewające się w moim ciele.
– Styles?
- Zamknij się – powiedziałem cicho, pochylając się nad
nią. – Przez chwilę po prostu się zamknij...
Musnąłem jej wargi tak delikatnie jak tylko potrafiłem. I
jeszcze raz. I jeszcze. Gdy zaczynałem już się niecierpliwić, rozchyliła usta,
zapraszając mnie do mocniejszego pocałunku... „Czegoś mi
brakuje...” Niechętnie oderwałem się od niej i spojrzałem w lewo...
- Już nie monitorują twojego serca?
- Nie... – powiedziała cicho. Przeniosłem wzrok na jej
błyszczące wargi. „Zielone światło!” ucieszyłem się
- Nikt nie przybiegnie ci z odsieczą... – powoli szeroki uśmiech pojawiał się na mojej twarzy.
- Nikt... – potwierdziła, a jej spojrzenie pociemniało.
- To chyba mój szczęśliwy dzień... – mruknąłem pod nosem i
wręcz rzuciłem się na jej usta. Gdy nasze języki się spotkały, miałem wrażenie,
że para właśnie bucha mi z uszu. „Kurwa... Całować to ona umie...” Zatraciłem się
w tym pocałunku i nawet oddychanie nie wydawało się istotną czynnością. Jęknęła
mi w usta i ten dźwięk zdecydowanie nie miał nic wspólnego z przyjemnością. –
Bardzo boli? Zawołać pielęgniarkę?
- Nie... – jej urywany oddech świadczył o tym, że nie
tylko mi się podobało... – Ale możesz... – wycie mojego telefonu przerwało jej w
pół zdania. Spojrzałem na wyświetlacz. „Mam przejebane...” Gdy spojrzałem na
zegarek, mogłem się założyć o wszystko, że moja twarz wyrażała czyste
przerażenie...
- Autokar już czeka... – Paul wszedł do sali jadalnej i
momentalnie się zatrzymał. „Nie wyglądał na szczęśliwego...” zauważyłem odkrywczo. – Proszę,
powiedzcie mi, że reszta po prostu czeka na zewnątrz...
- Reszta czeka na zewnątrz... – powiedziałem szybko i
równie szybko zwinąłem się z bólu, gdy Zayn kopnął mnie pod stołem.
- Dlaczego? – jęknąłem.
- Nie wkurzaj go bardziej... – mruknął pod nosem.
- Gdzie reszta? – zapytał po chwili Paul. Wyglądał jakby
wcześniej policzył do dziesięciu. „Może powinien spróbować do stu?”
- Jeszcze ich nie widzieliśmy – powiedziałem, masując bolący
piszczel. – Przyszliśmy dosłownie minutę temu...
- I żaden z was nie pomyślał, by sprawdzić, czy już powstawali? – spojrzał na nas z wyrzutem.
- Byłem głodny... – broniłem się. – I w sumie nawet o tym
nie pomyślałem... – przyznałem się bez bicia. – Ale przecież to zawsze Li
wszystkich budził, nie ja... Myślałem, że oni już dawno są na dole...
- Liam? – spojrzałem na menadżera, z całej siły ściskającego komórkę przy uchu. – Najmocniej przepraszam, że pana budzę... – „Czy
tylko ja słyszę sarkazm w głosie mężczyzny?” Zerknąłem na Zayna. Z telefonem
pod stołem najwyraźniej robił pobudkę Louisowi i Katy. – To czekamy... Wasze
klucze... – wyciągnął dłoń w naszą stronę. Tak mi się spieszyło, by podać mu kartę, że przy okazji udało jej się upaść na stół z pięć razy, zanim w końcu wylądowała w dłoni zniecierpliwionego menadżera.
- Chyba wstał lewą nogą... – odezwałem się, gdy Paul wreszcie zniknął za drzwiami. – A tak w ogóle, to wydawało mi się, że nie mamy nic
dzisiaj... Po co ten pośpiech?
- Coś chyba mamy... – westchnął Zayn, grzebiąc w swoim
talerzu. „Tak marnować jedzenie...” patrzyłem na to zniesmaczony.
- Co jest, stary? – nie mogłem już dłużej znieść tego
skrobania widelcem po talerzu. Spojrzał na mnie jakby ze strachem w oczach, ale
po chwili już go tam nie było. „Dobrze się maskuje, czy miałem przywidzenia?” –
No, gadaj... Chodzi o Perrie? Wciąż nie zadzwoniła? – próbowałem zgadnąć. –
Może zadzwoń do niej pierwszy? Wiesz jakie są dziewczyny... – wzruszyłem
ramionami. – To, że prosiła byś dał jej czas i nie dzwonił, wcale nie znaczy,
że nie ucieszy się, gdy to jednak zrobisz...
- Wiem... To nie... – westchnął i nie dokończył zdania. –
Zadzwonię do niej później... Teraz i tak pewnie jeszcze śpi...
- Ale to nie o to chodzi, tak? Więc o co? – wpatrywałem się w
niego w skupieniu. – Proszę, powiedz, że nie o Katy... Miałeś spróbować ją
sobie wybić z głowy – dodałem cicho, chociaż nikt inny nie mógł mnie usłyszeć.
Sięgnąłem po sok. „Co robić?” zastanawiałem się. „Myśl, Horan... Myśl...”
- Pocałowałem ją... – szepnął. W reakcji na jego słowa,
cały napój z mojej buzi wylądował przede mną, znacząc cały obrus pomarańczowymi
plamami. „Nie, nie nie...”
- Nie powiedziałeś tego, co usłyszałem – nachyliłem się w
jego stronę. – Nie usłyszałem tego, co powiedziałeś – poprawiłem się, ale też brzmiało nie tak, jak powinno. – Kurwa mać, Zayn! Powiedz mi, że tego nie zrobiłeś! –
wpatrywałem się w niego, czekając na jakąś reakcję. Nawet na słowa, że mnie
nabrał. Zamiast tego gapił się na swoje dłonie i milczał. – Kurwa, Zayn... –
westchnąłem, przeczesując nerwowo włosy. – Nie możesz... Zaraz! Moment... – dotarło
do mnie, co wcześniej powiedział. – Pocałowałeś ją? A co Katy na to? – wyglądał
jakby marzył o tym, by zapaść się pod ziemię. „Zawstydzony?”
- Tak jakby o niczym nie wie... – mruknął pod nosem i musiałem się naprawdę wysilić, by go zrozumieć.
- Jakim, kurwa, cudem?!? To, że jest niewidoma jeszcze nie
znaczy... – musiałem nabrać powietrza. – Ona rozpozna Louisa zawsze i
wszędzie... Jak może nie wiedzieć? Przywaliłeś jej, by była nieprzytomna, czy co?
- Zwariowałeś?!? Boże, co za idiota z ciebie... – „W końcu jakieś emocje...” pomyślałem,
gdy spojrzał na mnie jakby nie wierzył, że to powiedziałem. – To nie... – zaczął, ale szybko się
poddał... „Jakby nie widział sensu w tym, by się bronić...” – Ona spała...
- Co? Jak? Kiedy? Chyba nie wtedy... – spojrzałem na niego
ledwo go poznając. „Kim ty jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem?” – Chyba
nie TEJ nocy? – pokiwał głową, nie unosząc wzroku. – Kurwa, Zayn! Coś ty sobie
myślał, do cholery?
- Nie myślałem... – powiedział cicho.
- Nie możesz takich rzeczy odpierdalać! – normalnie się we
mnie zagotowało. „Jeszcze trochę i mu przywalę...” – Nawet jeżeli ją kochasz, to nie możesz tak... Boże... Co z
tobą? Louis jest twoim przyjacielem... A ona...
- To był błąd...
- Nie możesz mu tego... – zaciąłem się w połowie zdania. –
Czekaj. Co? Co powiedziałeś?
- To był błąd i więcej się nie powtórzy... – powiedział, patrząc
mi w oczy. Przyglądałem się mu uważnie. Wydawał się pewny tego, co mówi. – Ona
nigdy nikogo nie pokocha tak, jak kocha jego...
- Mówiłem ci to wiele razy... – westchnąłem, trochę już uspokojony.
- Tak... Wiem... Chyba w końcu to do mnie dotarło...
- Cześć wam – usłyszałem radosny głos Louisa. – Sorry za
spóźnienie... Paul bardzo po was jeździł?
- Nie było tak źle... – zaśmiałem się, po czym wstałem, by
uściskać dziewczynę, której oczywiście nie mogło zabraknąć u boku przyjaciela. Oboje
byli uśmiechnięci i szczęśliwi. „Nie, ona nie pokocha tak nikogo innego...”
- Brzmiał na wściekłego, gdy na mnie wrzeszczał przez
telefon... – Lou pomógł Katy zając miejsce obok Zayna. Spojrzałem na niego.
Wydawał się jeszcze bardziej blady, niż godzinę temu. „Weź się w garść, chłopie...” – Dzięki, stary, za
budzenie...
- Nie ma sprawy... – mruknął Zayn, nalewając dziewczynie soku.
- Trochę ciężko nam się wstawało... – odezwała się cicho Katy i
momentalnie spłonęła rumieńcem. „Domyślam się, że łatwo nie było...” zachichotałem na wspomnienie wczorajszego wieczoru.
- Pocieszcie się tym, że nie tylko wy zaspaliście – zaśmiałem się. –
Liama i Danielle też jeszcze nie ma. Że o Harrym to już nawet nie wspomnę...
- Paula w końcu szlag trafi – jęknął Lou, masując skronie.
- Może nie będzie tak źle... – uśmiechnąłem się,
spoglądając na dziewczynę. Wyglądała świetnie.
– Katy, czyżbyś ukradła koszulkę Louisowi?
- Nie, dlaczego? – zastygła z kanapką w połowie drogi do
ust.
- On ma z milion bluzek w paski – tłumaczyłem, zdając sobie
sprawę, że ona nie może o tym wiedzieć. – Pewnie taką też by się znalazło w
jego szafie...
- Nie wiedziałam, że jest w paski... –
powiedziała, czerwieniąc się. – Lou powiedział tylko, że jest biało-niebieska...
- Nie tylko – odezwał się sam zainteresowany. –
Powiedziałem jeszcze, że jest śliczna i idealnie ci pasuje do tych spodni i butów.
- Wyglądasz prawie jak marynarz – zachichotałem. – Ale
zgadzam się z tym, że ślicznie...
- Ja wam normalnie jakieś lokalizatory pozakładam –
warczał Paul, spoglądając na nas spod byka. – Czego nie zrozumieliście, gdy
mówiłem, że musimy wyjechać o ósmej? Dwie godziny spóźnienia, a jeszcze nawet nie ruszyliśmy
– zerkał nerwowo na komórkę. Siedzieliśmy już w tourbusie i nawet Liam ze
swoją panią do nas dołączyli. Niestety. Wciąż nie było Stylesa. Zawsze w takich
nerwowych momentach Li jakoś łagodził sytuację, ale dziś wolał się chyba nie wychylać,
by jeszcze bardziej nie pogorszyć naszego położenia. Paul już i tak pewnie wymyśla, co
też nam da za nauczkę. – I twierdzicie, że nikt z was nie wiedział, co on planuje? – Wszyscy zgodnie pokręciliśmy głowami. – On mnie kiedyś do grobu wpędzi...
„Czy to nie dziwne, że wszyscy są w tak świetnych
humorach, kiedy Paul nadal chodzi podminowany?” uśmiechałam się pod nosem, mocno
ściskając dłoń Louisa. Wesoły głos Danielle przebijał się przez wszystkie inne i sprawiał, że bolały mnie już policzki ze śmiechu.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam przy uchu ten ciepły
głos. Momentalnie moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
- Tak – odpowiedziałam, skupiając się na tym, by wychwycić
jak najwięcej z otoczenia. – Co robimy w tym szpitalu?
- To szpital dziecięcy – odezwał się menadżer, stając przede mną i zawieszając mi na szyi identyfikator. – Chłopcy przekażą czek w imieniu ich fundacji i potem będzie krótki koncert i może jeszcze coś tam wymyślimy...
- Super! – ucieszył się Niall i zaczął mi opowiadać, jak wyglądało ich poprzednie spotkanie z małymi pacjentami.
Gdy Paul zabrał chłopców na spotkanie z władzami szpitala
i dziennikarzami, Danielle porwała mnie i Marka na mały rekonesans. Szpital wydawał się ogromny. Nasze kroki echem rozchodziły się po korytarzach. Po
kilkunastu minutach znaleźliśmy się w pokoju zabaw, skąd już nie mogliśmy się
wydostać. Zresztą wcale nie chcieliśmy.
Godzinę później siedziałam na dywanie, trzymając na kolanach kilkuletnią dziewczynkę i pomagając jej czesać lalkę. Pewnie bardziej przeszkadzam, ale
mała wydawała się więcej niż szczęśliwa. Za to jej dwie ciut starsze koleżanki były bardzo zajęte tworzeniem z moich włosów jakiegoś dzieła sztuki
fryzjerskiej. I sądząc po ich nieustającym chichocie, będzie to z pewnością coś
spektakularnego. „W najgorszym przypadku skończę łysa...” uśmiechnęłam się, słysząc ich radosne szczebiotanie.
Z drugiego końca sali rozbrzmiewał głośny śmiech Marka, który bawił się z kilkoma chłopcami kolejką i
wydawał się tym wręcz zafascynowany. „Trudno powiedzieć, kto ma z tego więcej radości – on, czy dzieci...” Danielle udało się uratować swoją fryzurę, a to za
sprawą jej bujnych loków, które dość szybko znudziły się dziewczynkom, bo nie dawały się czesać.
„Dziwne... Ja bym się nimi pewnie zachwycała godzinami...” Poczułam kolejne
szarpnięcie i zacisnęłam zęby z bólu.
Zafascynowanie dzieci moimi włosami, było całkiem
zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowaliśmy się na oddziele
onkologicznym. Pogłaskałam Paige po główce, skrytej pod cienką chustką. „Taka
maleńka, a już tyle musiała przejść...” poczułam łzy pod powiekami i z całych
sił próbowałam powstrzymać płacz. Przywołałam na twarz szeroki uśmiech.
- Czy w tej fryzurze będę mogła wyjść na miasto? –
zapytałam dziewczynek. – Czy to bardziej taka na pokazy mody?
- Będzie śliczna... – zapewniły mnie szybko, wciąż chichocząc.
- W to nie wątpię – uśmiechnęłam się, gdy poczułam kolejne
szarpnięcie. Na szczęście tym razem już nie tak bolesne.
Gdy przyszli chłopcy, chwilowo wypadłyśmy z łask dzieci.
Danielle wykorzystała ten moment, by pomóc mi doprowadzić moje włosy do stanu,
którym nie straszyłabym przechodniów na ulicach. Było głośno i wesoło. Kilka piosenek i
setki zdjęć później musieliśmy się pożegnać z małymi przyjaciółmi. „Niesamowite ile woli walki jest w tych małych szkrabach...”
- Zmęczona? – Louis objął mnie ramionami w pasie i
przytulił do siebie. Klimatyzacja w hotelu w końcu pozwalała trochę odpocząć od upału panującego na zewnątrz.
- Nawet nie... – uśmiechnęłam się, opierając o jego ciało i
unosząc usta do pocałunku. – Tylko trochę mi gorąco... – powiedziałam, gdy znów mogłam zaczerpnąć powietrza.
- Ciekawe dlaczego... – mruknął mi do ucha, przygryzając
je delikatnie i sprawiając tą pieszczotą, że prawie ugięły się pode mną kolana. „Jak on to robi?” westchnęłam, przymykając powieki.
- Pewnie dlatego, że dzień jest upalny – zaśmiałam się i
wyswobodziłam z jego objęć. – Muszę się przebrać. Białe spodnie to nie był
najlepszy wybór do tarzania się po podłodze...
- Wyglądasz słodko z tymi brudnymi kolanami – zachichotał,
po czym klepnął mnie w tyłek. – Ale i tak nic nie przebije tego brudnego tyłeczka...
– poczułam znajome ciepło na policzkach. „Przeklęte rumieńce...” westchnęłam. –
Wprost nie można od niego oderwać wzroku...
Leżałem na łóżku użalając się nad sobą. „Ostatnimi czasy, moje ulubione zajęcie...” Ten dzień był po
prostu okropny i nawet wizyta w tym szpitalu dziecięcym nie poprawiła mi
na długo humoru. „Po co ja się w ogóle odzywałem?” zadałem sobie to pytanie chyba setny
raz. „A jeśli on się wygada?” Sięgnąłem po kolejnego papierosa, gdy rozległo
się ciche pukanie do drzwi. Przez chwilę rozważałem zignorowanie natręta, ale
ostatecznie zerwałem się z łóżka. „Ktokolwiek to jest, może choć na chwilę
zajmie moje myśli czymś innym...”
Zamarłem, gdy moje oczy wpatrywały się z niedowierzaniem w błękitne tęczówki mojej dziewczyny. „A może już nie mojej...” dodałem w głowie.
- Mogę wejść? – odezwała się cicho i jakby niepewnie. Otworzyłem drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka. Patrzyłem jak przemierza
pokój nerwowym krokiem i podchodzi do okna. Wyglądała ślicznie w krótkiej,
zwiewnej sukience...
- Chciałem dzisiaj zadzwonić... – powiedziałem pierwsze,
co mi przyszło do głowy. – Przyjechałaś... Czy to znaczy, że już podjęłaś
decyzję? – wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy spojrzała na mnie i kiwnęła
głową.
- Nie chcę być tą drugą, Zayn... – usłyszałem słowa, które zwiastowały koniec. – Nie umiem być tą drugą...
- Rozumiem... – oparłem się ciężko o drzwi. „Miałem ochotę błagać ją o kolejną szansę, ale czy to byłoby uczciwe wobec niej?”
- Nie można kochać tak samo dwóch osób... – znów wpatrywała się w widok za oknem. – Miałeś rację. Zmieniłam się – przypomniała mi o naszej
ostatniej kłótni. – I zrozumiałam, że niekoniecznie na lepsze... – westchnęła, uśmiechając się smutno. –
Ale ty też się zmieniłeś, Zayn...
- Wiem... – przyznałem cicho. – I też niekoniecznie na
lepsze...
- Właśnie nie... – spojrzała na mnie. – Zmieniłeś się na
zewnątrz, ale wciąż pozostałeś tym chłopcem z ogromną potrzebą opiekowania się
bliskimi... Wciąż jesteś tym Zaynem, w którym się zakochałam, ale nie
zmuszę cię byś mnie kochał...
- Kocham cię, Perrie – powiedziałem szybko i włożyłem w to tyle szczerości, na ile było mnie stać. – Nie się nie
zmieniło. Naprawdę nie chcę cię stracić...
- Nie można kochać dwóch osób jednocześnie, Zayn – zauważyłem samotną
łzę, spływającą po jej policzku. – Ktoś mądry powiedział, że w takim
przypadku powinno się wybrać tą drugą, bo gdyby się naprawdę kochało tą
pierwszą, to by nie było tej drugiej...
- Usiłujesz mi powiedzieć, że to koniec? – miałem wrażenie,
że coś wyrywa mi serce z piersi. – Przyjechałaś taki kawal, by ze mną zerwać?
- Nie – wpatrywałem się w nią zdziwiony, bojąc się nawet
mrugnąć. – Przyjechałam się ciebie zapytać... – przymknęła powieki i wzięła
głęboki oddech. – Kochasz ją?
Wiedziałem, że od tego, co teraz powiem, zależy wszystko. „I
tak bardzo chciałbym mieć tą zdolność Liama i umiejętnie ubrać wszystko w
odpowiednie słowa...”
- Nie tak jak ciebie... – powiedziałem cicho. – Chcę po
prostu mieć pewność, że jest bezpieczna i szczęśliwa. Z Louisem. Ona nie jest
dla mnie i nigdy nie będzie. Wiem to.
- Ale to nie znaczy, że byś nie chciał, prawda? – westchnęła
smutno.
- Jest zagadką, którą chciałbym rozwiązać i ta cała
tajemniczość mnie pociąga – próbowałem jakoś wyjaśnić moje uczucia. – Podziwiam jej odwagę i wolę
walki. To, że wciąż się uśmiecha, a przecież po tym piekle, które przeszła,
byłoby zrozumiałe, gdyby się poddała... Chciałbym wiedzieć, że już nic jej nie
grozi... – podszedłem bliżej. – Chciałbym sprawić, że wszystko zło zniknie z jej
życia...
- Dlaczego po prostu nie powiesz mi prawdy?
- Bo to nie moja prawda... – sięgnąłem po jej dłoń i
splotłem nasze palce razem. – Kocham cię Perrie, ale nie mogę znieść, gdy
wyrażasz się w taki sposób jak ostatnio o dziewczynie, którą podziwiam.
Wszyscy podziwiamy. Jest naszą przyjaciółką. Ukochaną Louisa. A to
automatycznie czyni z niej członka naszej rodziny...
- Eleanor jest moją przyjaciółką... – dodała cicho.
- Wiem... – westchnąłem, próbując nie dać ponieść się
złości. – Wiem, że nią jest... Ale ona już nie należy do naszej rodziny... Zdaję sobie sprawę, że nie najlepiej
wyrażałem się o niej, ale to nie ma z tobą nic wspólnego. Ani z nami. To ona spaliła za sobą
mosty. Mogli się rozstać w zgodzie, zamiast tego wciąż coś knuje, realizując jakiś szalony plan. Po
prostu nie sądzę, by jej ciekawość, o której wspominałaś, była szczera. Jestem
pewien, że ona coś kombinuje i nie jest to tylko moje zdanie... Nie mogę ci mówić z
kim masz się przyjaźnić, ale nie rób, proszę, za podwójnego agenta...
- Wiesz, że byłoby mi dużo łatwiej, gdybyś po prostu
powiedział prawdę?
- Wiem... I naprawdę chciałbym to zrobić. Zwłaszcza, gdyby
to sprawiło, że zmienisz zdanie... – powiedziałem cicho. – Ale po prawdę musisz
się zgłosić do Kate.
- Dlaczego? – spojrzała na mnie z bólem w oczach. – Dlaczego nie możesz mi
po prostu powiedzieć, tak jak Liam powiedział Danielle?
- A czy możesz mi obiecać, że nie powtórzysz tego swojej
przyjaciółce? – obserwowałem jak zaciska usta i spuszcza wzrok. Na policzkach zakwitły jej czerwone rumieńce.
- Przepraszam za tamto... – powiedziała cicho. –
Popełniłam błąd, ale to już się nie powtórzy. Wiem, że o to nie poprosisz, ale
gdybym miała wybrać, wybrałabym ciebie...
- A ja ciebie... – przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w objęciach. Po chwili poczułem jej łzy, wsiąkające w moją koszulkę. –
Przepraszam...
- Ja też przepraszam...
- My się ciebie nie pytamy, Lou – Niall pociągnął Kate do
siebie, otaczając ja ramieniem i szczerząc się do mnie jak nienormalny. – My ci
to oznajmiamy. Wczoraj mnie olaliście. OK, nie mam żalu, ale dzisiaj idziemy do
pubu i to w ogóle nie podlega dyskusji...
- No, ale... – próbowałem wymyślić coś, co pozwoliłoby mi
zostać z moją dziewczyną i dokończyć to, w czym tak brutalnie przerwało mi
dobijanie się do drzwi. „Misja majteczkowa...” zagwizdało moje drugie ja.
- Żadne ale... – odezwał się Harry. – Pers przyjechała i dziewczyny robią sobie babski wieczór, a my wyskoczymy gdzieś w męskim
gronie...
- Zresztą Zayn w końcu może pić, a z tego co pamiętam,
obiecałeś mu kilka kolejek...
- No tak, ale...
- Idź... – Kate posłała mi szeroki uśmiech. – I bawcie się dobrze...
- Ale... – spojrzałem na jej cudowne ciało odziane tylko
krótkimi szortami i żółtą koszulką. „Nie chcę...” marudziłem w środku jak małe
rozkapryszone dziecko. „Już ja wiem, co chcesz...” odezwało się to moje obleśne
ja. No, ale co ja mogłem, skoro jedyne o czym marzyłem, to jej nagie ciało,
wijące się pod wpływem mojego dotyku...
- Nie gwałć jej wzrokiem, tylko zbieraj się – Styles trzepnął
mnie w tył głowy. – Jeszcze się sobą nacieszycie, a z tego co Danielle mówiła,
szykuje im się domowe spa i wierz mi, nie chciałbyś przy tym być...
- Domowe spa? – odezwał się Mark, który do tej pory stał cicho
przy drzwiach. – Nie... – jęknął. – Zabijcie mnie...
- A nie mówiłem? – zaśmiał się Harry, jakby to miało
potwierdzić jego tezę. Tylko, że ja z chęcią wziąłbym udział w tych wszystkich zabiegach,
jeżeli tylko mógłbym... „Pożerać wzrokiem swoją dziewczynę... Napalony
zboczeniec.”
- Ale lepiej żeby to był fajny lokal... – marudziłem, sięgając
po buty.
- Stary – ucieszył się Niall, wciąż obmacując moje kochanie. – Mówię ci, to będzie niezapomniany wieczór...
- No, ale chyba poczekamy, aż przyjdą dziewczyny? –
upewniłem się, zmieniając koszulkę. Normalnie jak w kiepskim filmie, lewo
skończyłem mówić, a rozległo się rytmiczne pukanie i do środka dosłownie wleciała
Danielle. Perrie podeszła do Zayna i przytuliła się, posyłając mu delikatny uśmiech. „A tutaj już chyba lepiej się dzieje...” przemknęło mi przez głowę,
gdy przyjaciel skradał jej całusa.
- Czaka nas kilka godzin czesania, malowania paznokci i
Pers ma nawet maseczkę algową... – cieszyła się Dan. – Gdzie ten twój entuzjazm,
Kat? Nawet Mark wygląda na bardziej uradowanego... – jęknięcie ochroniarza
rozbawiło wszystkich.
- Ja się nie cieszę – mruknął. – To jest mój cierpiący
wyraz twarzy...
- Nic się nie bój – kontynuowała niezrażona. – Dla ciebie
też coś mamy...
- Boże...
- Stary... – spojrzałem, jak Zayn za jednym zamachem opróżnił kolejnego drinka. – Zwolnij trochę... – powiedziałem, zerkając na Liama
i niemo prosząc o pomoc. – Nie żebym ci żałował, bo jestem ci winny o wiele więcej, ale jutro mamy koncert, a ty zaraz będziesz zalany w trupa...
- Oj tam... – wybełkotał i zamachnął się ręką, tylko
dzięki Niallowi, nie strącając przy okazji wszystkiego ze stołu. – Nic mi nie
jesteś winny, Lou... – objął mnie ramieniem. – To ja powinienem tobie
postawić... Zgarnąłeś główną nagrodę! Zdrowie! – wydarł się i wypił mojego
drinka.
- Czy wy coś z tego rozumiecie? - Harry postawił przed
nami kolejne kieliszki. – Mam wrażenie, że on przez cały wieczór mówi jakimś
szyfrem, a w najlepszym przypadku w innym języku...
- Jaki ty jesteś głupiiii – zachichotał Zayn, sięgając po
kolejnego drinka. – Przecież to takie oczywiste...
- Zamknij się już – warknął Niall i wyrwał mu napój z
dłoni. – Chyba musisz się przewietrzyć... Zaczynasz pieprzyć głupoty...
- Dobry z ciebie przyjaciel, wiesz? – uwiesił się na nim,
ale posłusznie podniósł się z miejsca.
- Wiem... – burknął blondyn. – I radzę ci o tym nie
zapominać. A teraz idziemy...
- Wiecie, co mu się stało? – patrzyłem za oddalającą się
dwójką. – Przecież on się nigdy tak nie zachowuje...
- Podobno problemy z Perrie – odezwał się Harry. – Ale Niall powiedział, że trzyma rękę na pulsie...
- Nie wyglądało na to, by coś było nie tak, gdy się tulili
do siebie – zauważył Liam. – Choć ostatnio jakby mniej z nią rozmawiał...
- Ciche dni? – spojrzałem na Stylesa, który wyglądał jakby
pisał z kimś pod stołem.
- Coś w tym stylu.. – wzruszył ramionami, uśmiechając się do wyświetlacza. – To pewnie
jeszcze po tej ich ostatniej kłótni. Serio, ostro się wtedy pożarli...
Czas leciał nam zadziwiająco przyjemnie. Pewnie jutro
wszyscy przypłacimy to bólem głowy, ale dzisiaj wydawało się, że taki wieczór w
męskim gronie był nam potrzebny. Gdy z wietrzenia wróciła nasza dwójka, mogliśmy
spokojnie porozmawiać, a jak wiadomo, alkohol rozwiązuje języki. Styles spowiadał
się co tam z Alex i muszę przyznać, że aż zagwizdałem z podziwu, dla jego
pomysłów. Liam i ja opowiadaliśmy o naszych paniach, aż w końcu Niall kazał się
nam zamknąć, pod groźbą puszczenia pawia z nadmiaru słodyczy. Zayn przyznał, że
mocno się starli z Perrie, ale już sobie wszystko wyjaśnili i postanowili
zacząć od nowa. „To było aż tak źle, że myśleli o zerwaniu?” zdziwiłem się.
Nim się obejrzałem, Harry rządził na parkiecie, Liam
próbował dopchać się do baru i zamówić kolejną kolejkę, a my ostro pilnowaliśmy
stolika. „I Zayna przy okazji...” spojrzałem na zalanego przyjaciela i pokręciłem
głową z niedowierzaniem. „Ktoś tu jutro będzie bardzo cierpiał...”
- Niall, dasz się zaprosić do tańca? – przy stoliku
stanęła ładna brunetka i patrzyła się na niego z ogromną nadzieją w oczach.
Zauważyłem, że jej przyjaciółki nie spuszczają z niej wzroku i mocno zaciskają
kciuki.
- Jasne, że się da – odezwałem się szybko. – Tylko czekał, aż go
poprosisz – blondyn spojrzał na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy, ale uśmiechnął się szeroko i porwał dziewczynę na parkiet. Usłyszałem jeszcze
głośny okrzyk radości Harry’ego, który wcześniej bezskutecznie próbował nas namówić na ruszenie tyłków z kanapy. – Żyjesz tam, Zayn?
- Jasne – wybełkotał, szerząc się i prawdę mówiąc wyglądało
to trochę upiornie. – Jeszcze po jednym?
- Liam już poszedł zamówić – powstrzymałem go przed wstaniem.
– Chociaż ty już chyba powinieneś przystopować...
- Dlaczego tak się tym przejmujesz, Lou? – opadł ciężko na
oparcie.
- Jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedziałem. – To chyba
jasne, że się martwię...
- Gdybyś tylko wiedział... – westchnął, przymykając oczy i
odchylając głowę do tyłu.
- Gdybym co wiedział?
- Gdybyś tylko wiedział, nie chciałbyś być moim
przyjacielem... – poczułem się dziwnie po tych jego słowach. „Co do...”
patrzyłem na niego wyczekująco.
- O czym ty gadasz, Zayn? – zaśmiałem się. – Chyba nikogo
nie zabiłeś, co? A nic innego...
- Gorzej... – przerwał mi, wzdychając ciężko.
- Jesteś zalany – parsknąłem. – Już więcej nie pijesz.
Zaczynasz bredzić...
- Pocałowałem ją... – uśmiechnął się smutno.
- To chyba dobrze, nie? – powiedziałem, szczerząc zęby w uśmiechu. – Z tego co widziałem, to Pers też cię pocałowała, gdy wychodziliśmy...
- Nie mówię o Perrie...
- A o kim? – spojrzałem na niego uważnie.
- O Kate...
- Co, kurwa?!? – zerwałem się na równe nogi, prawie
przewracając stolik. Miałem wrażenie, że wszystkie procenty ze mnie uciekają. –
Co powiedziałeś? – chwyciłem go za koszulę i poderwałem do pionu. – Powiedz, że
to nieprawda. Że jesteś tylko narąbany trzy dupy i pieprzysz od rzeczy...
- Ona spała... – próbował skupić na mnie swój rozbiegany
wzrok. – Nic nie wiedziała...
- Lou? – Niall pojawił się obok mnie. – Co ty wyprawiasz?
- Pocałowałeś MOJĄ dziewczynę, kiedy spała? – wycedziłem przez
zęby, a wściekłość dosłownie wylewała się ze mnie.
- Niedobrze... – usłyszałem jeszcze głos Horana.
- Musiałem... – wybełkotał Malik, a ja miałem wręcz ochotę
urwać mu ten głupi łeb.
- Chłopaki, wychodzimy... – zobaczyłem, że Liam razem z
Niallem odciągają ode mnie Malika. A ja nie mogłem się ruszyć otoczony silnymi
ramionami.
- Puść mnie, Harry... – próbowałem się wyszarpać. – Zabiję gnoja...
- Na pewno nie tutaj – usłyszałem przy uchu. – Już i tak
niezłą zrobiliśmy scenę. Pogadacie o tym w hotelu.
- Nie chce z nim gadać – warknąłem. – Chcę mu spuścić
wpierdol...
- To też możesz zrobić w hotelu... – powiedział, ciągnąc
mnie do wyjścia. – I może nawet ci pomogę...
- Nie potrzebuję pomocy – wyrwałem się, ale posłusznie
maszerowałem obok niego. – Zabiję gnoja gołymi rękoma...