Wpatrywałem się w moją śpiącą królewnę
już od dobrej godziny i było to cudowne sześćdziesiąt minut. „Jak to się stało, że nagle nie jestem już największym
śpiochem?” zastanawiałem się. Uśmiechnąłem się na ten przepiękny widok przed moimi oczami. Kate spała
na brzuchu z głową na poduszce, a rozrzucone w nieładzie włosy tworzyły brązową aureolę dookoła niej.
Odgarnąłem kilka kosmyków z jej twarzy starając się jej nie obudzić. Lekko
rozchylone wargi nie pozwalały mi zapomnieć o swojej miękkości i smaku...
Kusiły jak zawsze. Westchnąłem zadowolony na wspomnienie wczorajszego dnia i
tych magicznych chwil przy basenie... „Taki to magik z ciebie?” usłyszałem w
głowie ten wredny głos i tylko bardziej wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. „A żebyś
wiedział...” Wprawdzie nie obyło się bez zimnego prysznica, ale zdecydowanie było
warto. Widok jej rozpalonej twarzy i ta cała namiętność w oczach... Tego nie da
się zapomnieć.
Leżałem zadowolony z siebie i
oddawałem się błogiemu nic nie robieniu. Rozmyślałem nad wydarzeniami dnia minionego... Wczorajsza kolacja u
Nicka, na którą zabrał nas Harry, udała się znakomicie. Chyba nie doceniałem
tego faceta... To jak wspaniale zachował się w stosunku do Kate sprawiło, że
czułem jakieś dziwne wyrzuty sumienia. „W sumie to dlaczego wcześniej za nim
nie przepadałem?” zastanawiałem się. Jedyne co mi przychodziło do głowy, to że
byłem zazdrosny o Harry’ego. A raczej o to, że tak się do siebie zbliżyli.
„Zaborcza bestia ze mnie” zaśmiałem się.
- Z czego się śmiejesz? –
zaspany głos mojego elfa wyrwał mnie z zamyślenia. Przyciągnąłem ją do siebie i
zamknąłem w objęciach.
- Z siebie – przyznałem uczciwie
skradając jej całusa. – Zamieniasz się w śpiocha, kochanie. Kto to widział spać
dłużej ode mnie...
- Nie wiem... – zamruczała rozkosznie
przeciągając się, a w mojej głowie rozległ się alarm. – Jesteś głodny? Mogę
przygotować śniadanie.
- Raczej lunch – zaśmiałem się. –
Już po dwunastej.
- Miałeś iść na zakupy –
przypomniała wtulając się mocniej we mnie. „Ocieraj się tak dalej o mnie, a nigdy nie wyjdziesz z tego łóżka...”
- Pamiętam – sięgnąłem po
telefon. – Zadzwonię po Marka.
- Co? – zdziwiła się. –
Dlaczego?
- Żeby z tobą został.
- Chcesz go tu ściągnąć z
drugiego końca miasta tylko po to, by wyskoczyć do sklepu na chwilkę? – usiadła
i wbiła we mnie to swoje niesamowite „spojrzenie”. – Przecież to bez sensu.
Mogę zostać sama. Mówiłeś, że to niedaleko...
- No tak, ale... – zastanawiałem
się jak z tego wybrnąć. Nie chciałem jej mówić, że to dla jej bezpieczeństwa,
bo ten sadysta, który ją skrzywdził może być gdzieś w okolicy... „Co robić?” próbowałem znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie. –
Skarbie... Nie zostaniesz sama. Nie ma nawet takiej opcji, dobrze? A jeśli chodzi o
Marka, to jest to jego praca...
- Wiem, ale przecież nic mi się
nie stanie przez tą chwilkę – przekonywała. – Mogę nawet nie wychodzić z łóżka,
jeśli martwisz się, że znów na coś wpadnę – skrzywiłem się na wspomnienie jej
zderzenia z rzeźbą w małym salonie. „Trzeba uczciwie dodać, że przegrała to starcie...” – Nie dzwoń... Niedługo wyjeżdżamy. Daj mu
się nacieszyć narzeczoną...
- To w takim razie mamy dwa
wyjścia do wyboru. Możemy zadzwonić do chłopaków, by któryś zrobił nam zakupy,
albo jechać razem – nie mogłem ustąpić. Taka opcja nie wchodziła w grę.
- Nie mam się w co ubrać, żeby
iść z tobą – uśmiechnęła się nieśmiało, a piękny rumieniec wypłynął na jej policzki. – Czarne spodnie wciąż chyba pływają w
basenie, a dżinsy oblałeś mi sokiem i dopiero miałam je wyprać.
- Chodź tu do mnie – ująłem jej
dłoń i przytuliłem do siebie. „Nie ma co dłużej tego odkładać...” postanowiłem.
– Musimy poważnie porozmawiać.
- Mam się bać? – zaśmiała się
cicho.
„Jak to Alex mówiła? Logiczne
wytłumaczenie...” przypomniałem sobie radę przyjaciółki. Tylko jak namówić tą
upartą dziewczynę, by przyjęła te wszystkie rzeczy, które Danielle jej kupiła?
Zastanawiałem się wczoraj co nas tak wygania do środka, ale gdy wysłała mi
wiadomość, bym zajrzał do garażu i sam rozwiązał problem, bo jej się nie udało, zrozumiałem. A raczej
dotarło do mnie, gdy zobaczyłem ten stos toreb na podłodze obok samochodu.
Dopiero za czwartym kursem udało mi się to wszystko przenieść do garderoby. „I
teraz jakoś ją przekonać...” dumałem głaszcząc Kate po plecach.
- Dlaczego nie chciałaś sobie
niczego kupić, gdy byłyście z Danielle w centrum? – zapytałem powoli. – Nie
masz za dużo rzeczy, kotku. A moje, czy chłopaków, to raczej do chodzenia po
domu bardziej się nadają...
- Lou... – czułem, że się
spięła. Po chwili kontynuowała cichym głosem. – Naprawdę, nie chcę byś na mnie wydawał niepotrzebnie pieniądze.
Zobacz jak to wygląda... Nie mam nic. Nie mogę ci niczego zaoferować poza tym,
że bardzo cię kocham – uśmiechnęła się. – Zabrałeś mnie do tego pięknego domu i
dałeś wszystko... Jest mi ciepło, nie jestem głodna i od dawna nie czułam się
lepiej. Nic mnie nie boli. Troszczysz się o mnie... – poczułem jej palce na
policzku i aż zamknąłem oczy pod wpływem tej pieszczoty. – W życiu potrzebna jest równowaga... Nie mogę tylko brać. A jak na
razie cały czas tak się dzieje...
- Nie masz racji, kochanie... –
nakryłem jej dłoń swoją splatając nasze palce. – Zapomniałaś o tym wszystkim, co
robiłaś dla mnie i chłopaków. Za same te smakołyki nigdy byśmy się nie
odwdzięczyli. A Niall, to już na pewno... – zaśmiałem się. – Ale nie o to w tym chodzi. Przecież miłość
nie polega na żadnej licytacji, kto da więcej... Nie jest ważne, gdzie
i jak mieszkamy. Ważne, że razem. A wracając do ciuchów... – wziąłem głęboki
oddech. – Naprawdę uważam, że potrzebujesz ich więcej. Już trochę wiesz jak
wygląda życie zespołu. Jesteś teraz jego częścią. Wszędzie, gdzie się pojawiamy robią nam zdjęcia. Wywiady
w stacjach radiowych i telewizyjnych, koncerty w różnych miastach, czasami
jakieś spotkania przy lunchu lub kolacji... Zadam ci teraz pytanie i chciałbym byś mi na nie szczerze odpowiedziała, ale stwierdzenie, że zostaniesz w domu nie wchodzi w grę. Zgoda?
- Zgoda... – powiedziała cicho.
- Jeśli jutro dostaniemy
zaproszenie na kolację z kimś znanym... – zacząłem. – Dodam, że w eleganckiej
restauracji. To w czym pójdziesz? – zauważyłem, że rumieniec pojawił się na jej
policzkach. Przygryzła wargę, a w jej oczach mogłem wręcz zaobserwować jak bije
się z myślami. Cisza przeciągała się nieznośnie długo.
- Nie mam w czym – powiedziała w
końcu uśmiechając się smutno. – Ale nie dostaliśmy takiego zaproszenia, prawda?
- Jeszcze nie – zaśmiałem się widząc ulgę na jej twarzy. –
Ale chodzi mi o to, że takie rzeczy się zdarzają dosyć często i czasami na
ostatnią chwilę. Nie ma wtedy czasu, by lecieć na zakupy...
- Rozumiem... – wciąż
maltretowała tą dolną wargę, a mnie aż coś w środku skręcało... – Czyli nie najlepiej zrobiłam, że nie zgodziłam
się, by Danielle coś mi wybrała? Przepraszam...
- Nie przepraszaj – skradłem jej
całusa, bo już nie mogłem wytrzymać obserwując te boskie usta. – Ja naprawdę
doskonale rozumiem twój punkt widzenia.
- To mogę ją poprosić, by mi coś
kupiła – powiedziała tak cicho, że nie byłem pewien, czy raczej nie odczytałem
tego z ruchu jej warg. „No to teraz chwila prawdy...”
- A jak bardzo będziesz na nas
zła, jeżeli ci powiem, że zrobiliśmy małe zakupy za twoimi plecami licząc na
to, że dasz się przekonać, do ich przyjęcia?
- Nie będę zła – uśmiechnęła się
wzdychając. – Masz rację. Potrzebuję więcej rzeczy, a nie mogę wciąż podbierać
twoich ciuchów.
- Jeżeli o to chodzi, to już ci
mówiłem, że moja garderoba jest do twojej dyspozycji – przypomniałem jej. – A
twoje nowe rzeczy już w niej czekają. To co ty na to, by się ubrać i pojechać
na te zakupy razem?
- Jeszcze się gniewasz? –
usłyszałam cichy głos swojego chłopaka.
- Nie gniewam się, Lou –
posłałam mu uśmiech, który miał to potwierdzić. – Po prostu dziwnie się czuję
ze świadomością, że Danielle kupiła mi każdą jedną rzecz, którą mierzyłam. No,
prawie każdą. A oprócz tego milion innych rzeczy... – „W życiu nie miałam tylu ciuchów...” – To trochę drogi prezent, nie sądzisz? Przecież ja
nigdy nie będę mogła im się zrewanżować.
- Skarbie – poczułam jego ciepłą
dłoń na mojej. – Ona i Liam mogą mieć wszystko, co da się kupić za pieniądze.
To, że mogą się z tobą przyjaźnić znaczy dla nich o niebo więcej. Masz rację,
że to były spore zakupy jak na jeden raz, ale jestem pewien, że są szczęśliwi,
iż mogli ci sprawić taki prezent. Gdybym zaproponował im zwrot pieniędzy,
pewnie tylko bym ich obraził...
- Wiem... – westchnęłam. Próbowałam oswoić się z tą myślą. – Po
prostu chciałabym jakoś się im odwdzięczyć... Czułabym się lepiej... –
poczułam, że ściska moją dłoń.
- Coś wymyślimy – powiedział. –
Ale masz się już tym nie zadręczać, dobrze? Na pewno będziemy mieć niejedną
okazję, by im w czymś pomóc. A teraz... Muszę to w końcu powiedzieć – uniósł
nasze złączone dłonie i poczułam ciepły oddech na skórze zaraz przed tym, gdy
musnęły ją jego usta. – Wyglądasz niesamowicie, Kate. Oczu nie można od
ciebie oderwać...
- Lepiej patrz na drogę –
zaśmiałam się. Ciepło na moich policzkach mówiło samo za siebie. – Dziękuję...
Miałam na sobie nowe dżinsy,
które były tak przyjemne w dotyku, że naprawdę trudno było mi w to uwierzyć. Sweterkiem
z długim rękawem zachwycałam się już, gdy pierwszy raz go przymierzałam, a
krótka, skórzana kurtka dopełniała reszty. „I w końcu dorobiłam się stanika”
zaśmiałam się w duchu. Nie wiem jak Danielle to zrobiła, bo nie przymierzałam
przecież żadnej bielizny, ale jakimś cudem dała radę znaleźć aż za dużo
kompletów bielizny. Wciąż się czerwienię na wspomnienie torby, którą podał mi
Louis. Stałam się też dumną posiadaczką kilku strojów kąpielowych. Uśmiechnęłam się pod nosem. Akurat z tego prezentu bardzo się cieszyłam. Fajnie będzie, dla
odmiany, popływać w czymś, co jest do tego przeznaczone.
- Jesteśmy – głos Louisa wyrwał
mnie z zamyślenia. – Nawet nie ma dużo samochodów na parkingu. Powinno być pustawo...
Chwilę później wchodziliśmy do
sklepu pchając przed sobą wózek. A właściwie Lou pchał, a ja szłam obok
trzymając się jego ręki niczym małe dziecko, które ma się nie zgubić. Jak się
okazało system zakupowy mojego chłopaka polegał na tym, by zaliczyć każdą
możliwą alejkę. I nie ważne, że akurat niczego z niej nie potrzebowaliśmy.
Muszę się przyznać, że trochę bałam się jak będą wyglądać te nasze zakupy, ale
okazało się to być świetną zabawą. Mijaliśmy kolejne półki, a Louis opowiadał co
się na nich znajduje. Przy okazji było dużo śmiechu z jego znajomością nazw
produktów. No bo czy ktoś może mi powiedzieć, co to są te „dziwne-brązowe”, które
dodaje się do pizzy? Wciąż nie wiem, co to jest. Chyba będę musiała poprosić
Harry’ego o przetłumaczenie.
- Jezu, to on – usłyszałam
podniecony szept gdzieś niedaleko. – Jezu, Jezu, Jezu, Jezu...
- Uspokój się, dziecko –
rozbawiony kobiecy głos zabrzmiał wyraźnie w mojej głowie. – Jeżeli to on, to
podejdź jak człowiek i ładnie poproś o to zdjęcie.
- Nie dam rady – słysząc panikę
w głosie dziewczynki, zrobiło mi się jej tak strasznie szkoda. Zdałam sobie
sprawę, że Lou nawet nie zwrócił na nią uwagi, zajęty wybieraniem owoców. Już
miałam się odezwać, by to on do niej podszedł, gdy usłyszałam, że jednak
znalazła w sobie odrobinę odwagi. – Mamo chodź ze mną, proszę – błagała.
Stukanie obcasów i śmieszne
szuranie, które musiało być kolejną oznaką zdenerwowania oznaczało, że młoda
fanka i jej mama są już dosłownie na wyciągnięcie ręki.
- Przepraszam, że przeszkadzamy
– usłyszałam kobiecy głos, ale bardziej zwróciłam uwagę, na to, że dziewczynka
gwałtownie wciąga powietrze i praktycznie nie oddycha. – Czy możemy pana prosić
o zdjęcie i autograf. Córka jest wielką fanką...
- Oczywiście – mogłam się
założyć o wszystko, że Louis posłał im szeroki uśmiech. – Z przyjemnością. Sam
jestem wielkim fanem wszystkich naszych fanek – zaśmiał się, a jego słowa
sprawiły, że i ja się uśmiechałam. – Powiesz mi jak się nazywasz, kochanie?
- Madison – powiedziała to tak
cicho, że ja ledwie ją usłyszałam. Wsłuchiwałam się w żarty mojego chłopaka,
który próbował rozruszać dziewczynkę i przy okazji sprawić, by uśmiechała się
do zdjęć. Kobieta robiła za fotografa. Chwilę później, po kilku autografach i
wielu podziękowaniach poczułam silne ramiona przyciągające mnie do ciepłego
ciała.
- Wszystko dobrze skarbie? –
pokiwałam głową zapewniając go, że nic się nie dzieje. – Przepraszam cię za
to...
- Nie przepraszaj – uśmiechnęłam
się. – To było słodkie... Teraz już rozumiem ten wasz zachwyt nad niektórymi
fankami.
- Tak, to jest ta milsza strona
bycia rozpoznawalnym – kontynuowaliśmy zapełnianie koszyka. – Chciałbym byś
nigdy nie poznała tej gorszej...
- Aaa!!! Louis!!! Louuu!!! To Louis! Jejku,
nie wierzę! O, Boże! Aaa!!! – nagle krzyki wręcz mnie otoczyły wdzierając się
do każdego zakamarka mojej głowy. Już nie było tak kolorowo... Ramię Louisa
przyciągnęło mnie do niego i mogłam wtulić się w moją bezpieczną przystań.
Potrzebowałam tego, by znowu zacząć oddychać... „Proszę, przestańcie
krzyczeć...” błagałam w myślach. Nie potrafiłam nawet określić ile ich jest.
Lou próbował je uspokoić, ale najwyraźniej obwieszczały swoją radość donośnymi
okrzykami.
- Ja kompletnie nie rozumiem, co
do mnie mówicie, dziewczyny – śmiał się Lou. – Musicie przestać krzyczeć.
Na całe szczęście jego spokojny
głos i zapewnienia, że każda dostanie autograf, tylko musi się uspokoić,
zdziałały cuda. Wprawdzie wciąż popiskiwały ze szczęścia, ale to już było niebo
w porównaniu z tym co atakowało moje uszy chwilę wcześniej. Przestałam się
trząść i stałam już pewniej na nogach, ale wciąż otulona silnym ramieniem.
Słyszałam, że zaciekawiła je moja osoba. Uśmiechałam się nieśmiało, gdy Louis z
dumą odpowiadał, że jestem jego dziewczyną. Byłam przygotowana na to, że padną
pytania o Eleanor, a przynajmniej tak mi wspominała Alex, a potem Harry. Ale
nic takiego nie miało miejsca i sama nie wiem, kto był bardziej zdziwiony. Ja
tym faktem, czy fanki mną i dlatego nie pytały o więcej.
Udało nam się dokończyć zakupy,
choć jeszcze kilka razy robiliśmy krótkie przerwy na zdjęcie i autograf, albo
po prostu, by zamienić z kimś kilka słów. „A więc tak to wygląda na co
dzień...” dumałam, gdy kierowaliśmy się już do kas.
- Jak się czujesz, kochanie? –
zapytał Lou, gdy czekaliśmy na swoją kolej, by zapłacić. – Jeszcze nie uciekłaś...
Czy to znaczy, że nie jest tak źle jak się obawiam?
- Wszystko w porządku –
uśmiechnęłam się. – Ale już wiem, że raczej nie ma sensu cię posyłać na szybkie
zakupy jeśli mi czegoś braknie do obiadu...
- Nie zawsze tak jest –
powiedział szybko. I zaraz dodał – Ale bywa i gorzej...
- Nie było tak źle. Naprawdę –
zapewniłam, gdy parsknął pod nosem. – Nikt się nie rzucił na mnie z pazurami,
by wydrapać mi oczy. Myślę, że można to uznać za sukces.
- Najwyraźniej – zaśmiał się, a
następnie pochylił, by skraść mi całusa. „A może powinnam powiedzieć, by
rozpalić mnie na nowo...”
- Wygląda to naprawdę dobrze,
Kate – zapewniał ją Tom sam już nie wiem który raz. – Wszystko się ładnie
zrosło...
- Czyli już nie trzeba zmieniać
opatrunków? – zapytała obracając głowę w jego stronę.
- Już nie trzeba – powiedział
szykując się, by pobrać jej krew do badań. Z jednej strony się cieszyłem, że plecy ładnie
się zagoiły, ale z drugiej strony... Lubiłem te nasze chwile...
- W samą porę, bo niedługo
miałem uzupełniać zapasy – zaśmiałem się.
- To rzeczywiście idealnie się
stało – uśmiechnął się Tom chowając wszystko do swojej torby. – Oczywiście by
pozbyć się blizn musiałabyś pójść do specjalisty. Ja nim niestety nie jestem.
Ale już teraz mogę ci powiedzieć, że większość można będzie usunąć – wyjął z
kieszeni wizytówkę i podał mi ją. Spojrzałem na tekturowy prostokącik. – Popytałem wśród kolegów i ten człowiek jest
naprawdę wart polecenia. Potrafi zdziałać cuda. Rozmawiałem z nim, więc jeśli
zdecydujecie się zadzwonić, to będzie wiedział o kim mowa...
- Dziękuję – powiedziała Kate cicho
rumieniąc się. – Ale naprawdę nie trzeba...
- Zastanowimy się – powiedziałem
szybko przytulając ją do siebie i powtarzając w głowie, by nie zgubić tej
wizytówki. – Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma za co – podniósł się
podając mi dłoń i żegnając się z dziewczyną uściskiem. – Pewnie spotkamy się na
waszym koncercie. Córka mnie zmusiła... – westchnął z przesadną teatralnością. – Więc będę jej osobą
towarzyszącą.
- Już nie możemy się doczekać –
zaśmiałem się z jego zbolałej miny. – Może nie będzie tak źle? – próbowałem go
pocieszyć. – Spotkasz tam pewnie innych kochanych tatusiów...
- Bardzo śmieszne – mruknął. Zostawiłem
Kate w salonie, a sam poszedłem odprowadzić Toma do samochodu. – Zadzwonię z
wynikami jak tylko je dostanę – zapewnił wsiadając do auta. – Aż trudno
uwierzyć, że to ta sama dziewczyna – pokręcił głową z niedowierzaniem. – Chyba
cię nie doceniłem, Lou. Naprawdę myślałem, że to cię przerośnie...
- Często mi się zdarza zadziwiać
innych – zaśmiałem się, ale w środku rozpierała mnie duma, bo pochwała z jego
ust wiele znaczy. – Mam nadzieję, że skorzystacie z tego numeru. Ona nie powinna
żyć z takimi bliznami...
- Skorzystamy na pewno –
powiedziałem klepiąc się po kieszeni, w której spoczywała wizytówka. – Tylko
muszę ją do tego przekonać...
- Wiem, że niedługo wyjeżdżacie,
ale powinniście załatwić to jak najszybciej – odpalił silnik. – Im szybciej, tym
większe szanse na dobre efekty bez operacji. Może wystarczy sam laser. Ale to
już musi zdecydować specjalista.
- Umówię się z nim na najbliższy
termin jaki uda nam się znaleźć – zapewniłem go. – To trzymaj się. Jesteśmy w
kontakcie.
Zamknąłem za nim bramę i
skierowałem się do domu. „Wszystko ładnie, pięknie, tylko muszę jeszcze
przekonać tego uparciucha...” uśmiechnąłem się widząc ją przy zlewie.
- Wiesz, że mamy zmywarkę? –
zaśmiałem się przytulając do jej pleców. – Mogę cię nauczyć jak ją włączać.
- Ale to tylko kilka kubków i
talerzyki – posłała mi delikatny uśmiech. – Jak będziemy mieć stertę naczyń do
umycia, to wtedy mi pokażesz...
- Niech ci będzie – cmoknąłem ją
w skroń. – To pozwól sobie pomóc – chwyciłem ścierkę i zająłem się wycieraniem
do sucha. Szło nam to nad wyraz sprawnie. „Jeszcze polubię prace w kuchni”
przemknęło mi przez myśl. – To co teraz robimy? – spytałem przyciskając ją do
szafki. „Hmmm... Chyba już byliśmy w tym miejscu...” przypomniało mi się wtargnięcie mojej rodziny. – Właśnie przyszło mi coś do głowy... – mruknąłem
jej do ucha, by następnie przygryźć je delikatnie. – Jak ci się podo...
- Katy!? Lou!? – usłyszałem
donośny głos Nialla obwieszczający swoje przybycie.
- Normalnie nie wierzę –
jęknąłem opierając czoło na jej ramieniu. – Jeszcze dziś zmieniam to hasło na bramie – spojrzałem na Kate.
Przygryzała dolną wargę i trzęsła się ze śmiechu. – To nie jest zabawne –
mruknąłem.
- Trochę jest – otarła łzy z
kącików oczu. – No bo sam powiedz, jakie jest prawdopodobieństwo, że...
- Tu jesteście! Co się nie
odzywacie? Wołałem. Hej, Katy – Niall rzucił się, by przytulić moją dziewczynę. – Był
już Tom? – pokiwałem głową na potwierdzenie. – I jak?
- Dobrze – uśmiechnąłem się. – Co
cię do nas sprowadza? – poczułem, że Kate szturcha mnie łokciem, ale ja
naprawdę nie jestem niemiły... „Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego zawsze w
takim momencie...”
- Czekajcie – Louis patrzył się
na nas jak na kosmitów, kręcąc się na stołku. – Nie umówiliście się wcześniej?
Każdy z was tak po prostu wpadł na pomysł, by przyjść z wizytą?
- A co w tym dziwnego? – Niall wyglądał
jakby wygrał na loterii. Kate awansowała go na swojego pomocnika i razem
szykowali późny obiad. Mi, Liamowi i Lou przypadła rola obserwatorów. Ale nie
mogłem narzekać. „Akurat patrzenie na nią, to ostatnio moje ulubione zajęcie” przyznałem uczciwie. Siedzieliśmy na stołkach przy wyspie, sącząc sobie zimne
napoje i byliśmy w samym centrum wydarzeń. Obserwowanie jak ta dwójka pracuje
było niezwykle ciekawe... – Nudziłem się w domu i chciałem już
wiedzieć, co Tom powiedział po zdjęciu szwów – tłumaczył blondyn ostrożnie
krojąc warzywa w cienkie talarki. – A poza tym byłem głodny...
- Tak, to ostatnie rzeczywiście
wyjaśnia wszystko – parsknąłem. – Ja musiałem się wyrwać z domu. Mama mi żyć
nie daje. Mam nadzieję, że ojciec ją namówi na powrót do Bradford, bo inaczej
się do was wprowadzę.
- A kiedy wraca Perrie? –
zapytał Liam. Posłałem mu badawcze spojrzenie. „Czy tylko ja słyszę podtekst w
tym pytaniu?” A może jestem po prostu przewrażliwiony... „Gdybym nie miał nic
na sumieniu, nie doszukiwałbym się wszędzie drugiego dna” musiałem uczciwie
przyznać sam przed sobą.
- Jutro dają chyba ostatni koncert –
powiedziałem unikając jego wzroku. Za to poczułem na sobie niebieskie oczy
Nialla. Posłał mi uśmiech pełen współczucia. „Co jest?” Nie rozumiałem o co mu może chodzić. „Przecież nie może wiedzieć...”
- To wspaniale – ucieszyła się
Kate posyłając mi radosne „spojrzenie”. – Zdąży wrócić przed waszym koncertem?
Będę mogła ją poznać? Na pewno jest równie cudowna, co Danielle... – zauważyłem rozmarzony wzrok Liama.
- Chyba zdąży – mruknąłem przygryzając
wargę. „Tylko wcale nie wiem, czy określiłbym tą całą popieprzoną sytuację
słowem wspaniale...” – Dzwoniła dzisiaj i mówiła, że powinny wrócić w czwartek
pod wieczór.
- Pewnie już się nie możesz
doczekać – Lou w ostatniej chwili powstrzymał się przed wbiciem łokcia w moje
żebra. Widząc przerażenie na mojej twarzy posłał mi przepraszający uśmiech. –
Sorry, zapomniałem...
- Spoko... – wzruszyłem ramionami.
Rozmowa o mojej dziewczynie chyba właśnie sprawiła, że mój dobry humor poszedł
się... – A gdzie Harry? – nie ma to jak subtelna zmiana tematu.
- Pewnie odsypia wczorajsze
pijaństwo – zaśmiał się Louis. – Tak się schlał u Nicka, że ledwo udało nam się
go do taksówki władować.
- Byliście u Grimmy'ego? – zdziwił
się Niall zastygając z nożem w powietrzu. – Ty też Katy?
- Pewnie – uśmiechnęła się. –
Było bardzo fajnie. No może do momentu w którym postanowili się założyć o to, który
pierwszy utopi złotą rybkę.
- Co? – Liam patrzył to na nią,
to na Louisa. – Co próbowaliście zrobić?
- Nie patrz z takim przerażeniem
– parsknął Lou. – Ja nie mam z tym nic wspólnego. Kate je uratowała zajmując ich czymś innym...
- Czym? – zapytałem zaciekawiony.
Już miałem usłyszeć odpowiedź,
kiedy rozległ się donośny dźwięk i wideofon na ścianie zamigotał. Oznaczało to
tylko jedno. Goście. Lou podszedł do urządzenia i po chwili ujrzeliśmy na
ekranie samochód Hazzy. Wymieniłem zdziwione spojrzenia z Liamem i Niallem. „Od
kiedy to Harry dzwoni do bramy?” A gdy po chwili rozległo się pukanie do drzwi
wejściowych, oczy prawie wyszły nam z orbit. „Co jest grane?” Nic z tego nie
rozumiałem. Styles zawsze wchodził tu jak do siebie, a teraz czekał, aż Louis ryknął mu, że otwarte...
- Cześć wszystkim – powitał nas
swoim firmowym uśmiechem. – Hej, Mała – przytulił ostrożnie Kate. Zrobił to tak odruchowo
i naturalnie, że aż mu zazdrościłem. – Pięknie pachnie...
- Przyszedłeś w samą porę –
uśmiechnęła się dziewczyna. – Niedługo będzie gotowe...
- To dobrze, bo umieram z głodu –
jęknął Niall mieszając coś zawzięcie.
- Hazz... – odezwał się Li
tonem, który momentalnie przykuł uwagę wszystkich. – Zdejmij okulary...
„Co?” zdziwiłem się i od razu
spojrzałem na przyjaciela. „W domu go raczej słońce nie razi...” przyznałem. Obserwowałem
jak powolnym ruchem zdejmuje Ray Bany. Aż otworzyłem usta ze zdziwienia widząc
jego podbite oko. „To musiało boleć...” skrzywiłem się na samą myśl.
- Co ci się kurwa stało? – Niall
był w nie mniejszym szoku, co ja. Zauważyłem, że Harry wymienia szybkie
spojrzenie z Louisem. „Co tu się dzieje? Chyba się nie pobili...”
- Nic takiego... – wzruszył ramionami.
– Wpadłem na... coś...
- Bardziej nieudolnego
wytłumaczenia w życiu nie słyszałem – spoglądałem to na niego, to na Louisa. –
Lou, wiesz coś o tym?
- Tak jakby... – rumieniec na jego
policzkach mówił sam za siebie.
- To ty mu to zrobiłeś? –
powiedział Liam na wydechu. „Niemożliwe...”
- Tak jakby... – Louis przeczesał
włosy nerwowym ruchem ręki. – Ale to była jego wina – dodał szybko. Wszystkie
oczy skierowały się na Harry’ego.
- W sumie... – potarł kark
zmieszany. – Po kilku drinkach refleks już nie ten...
- Co? Nic z tego nie rozumiem – Liam
spoglądał na niego czekając na dalsze wyjaśnienia.
- To akurat bardzo proste –
zaśmiała się Kate. – Poprosił Louisa, by rzucił mu piwo z lodówki. Tylko okazało
się, że wystąpił pewien problem z jego złapaniem...
- Oberwałeś puszką w oko? – Liam
był chyba coraz bardziej przerażony.
- W sumie, to w skroń, ale
siniak zrobił się wielki jak cholera – mruknął Harry. Po tych słowach zapadła
cisza, którą przerwał głośny śmiech Horana.
- A ja przez chwile myślałem, że
Louis ci przypieprzył, bo go czymś wkurzyłeś... – śmiał się blondyn. Harry znów
wymienił szybkie spojrzenie z Louisem. „Co jest grane?” Prawdę mówiąc, to była
też moja pierwsza myśl. No, a jak dodać do tego jeszcze to jego dziwne
dzwonienie do drzwi... „Coś tu nie do końca się zgadza...”
- Znacie zasady – powiedziałem
głaszcząc się po bolącym z przejedzenia brzuchu. „Ale jaki to pyszny ból...” zaśmiałem się pod nosem. – Kto gotuje, ten nie sprząta...
- Patrzcie jaki cwany – zaśmiał się
Lou. – Ty tylko asystowałeś, a takiego ważnego udajesz...
- To akurat mało istotny szczegół –
machnąłem ręką. – To ja pomagałem Katy, wiec to ja będę teraz z nią odpoczywał.
Czyli to nie ja muszę umyć tą stertę naczyń. Chodźmy, nie będziemy im
przeszkadzać – powiedziałem z trudem wstając od stołu. – Masz ochotę zagrać w
bilard?
- Mamy bilard? – wyglądała na
autentycznie zdziwioną.
- No jasne, że tak. Na górze –
wziąłem ją za rękę. – Co wy robicie jak nas nie ma, że jeszcze cię po domu nie
oprowadził? – widząc uroczy rumieniec na jej policzkach, coś tam mi zaczęło
świtać... „Brawo stary” zaśmiałem się pod nosem. – Albo lepiej nie mów. Nie
wiem czy chcę to wiedzieć. Jeszcze musiałbym komuś przylać. No wiesz... Jako twój starszy
brat.
Wspinaliśmy się po schodach
słysząc marudzenie chłopaków, do których chyba powoli dotarło, że ten bajzel
ktoś musi ogarnąć. Spojrzałem na Katy. Wprost nie mogłem uwierzyć, że Louis
namówił ją na nowe ciuchy. Zdecydowanie ich potrzebowała. I wyglądała w nich
cudownie...
- Niall – odezwała się po
chwili, gdy ciągnąłem ją w stronę stołu. – Zdajesz sobie sprawę, że jestem od
ciebie starsza...
- Drobny szczegół – zaśmiałem się.
– Za to ja jestem większy. Kilka miesięcy się nie liczy.
Ledwo zdążyliśmy wyczyścić stół
z bil, a już pojawiła się reszta. Z wdzięcznością odebrałem zimne piwo od Louisa.
Byliśmy w środku bardzo burzliwej dyskusji, która miała rozstrzygnąć, kto z kim
gra, gdy przerwał nam telefon Stylesa.
- O kurwa – jęknął zerkając na wyświetlacz. – Alex...
Patrzył na komórkę jakby miała
go ugryźć i wciąż nie odbierał. „A ten co znowu nawyrabiał?” zdziwiłem się.
- Na co czekasz? – Zayn spojrzał
na niego równie zaskoczony tym zachowaniem, co ja.
- Ona mnie zabije...
- Przez telefon? – odezwał się
Li. – Odbierz... – Harry przełknął głośno ślinę i przyłożył aparat do ucha.
Głos Alex był tak donośny, że i z tej odległości mogłem stwierdzić, że jest
nieźle wkurzona i raczej nie przebiera w słowach.
- Dam cię na głośnik –
powiedział Hazz, gdy w końcu udało mi się dojść do słowa. – Bo wiesz... Kate pewnie też chciałaby cię usłyszeć – położył
komórkę na stoliku do kawy wcześniej coś klikając na ekranie. – Przywitaj się z
przyjaciółką...
- Hej, słońce – usłyszałem donośny
głos Alex. „Od razu ton zmieniła...” uśmiechnąłem się. – Tęsknię...
- Ja za tobą też... – Katy wychyliła
się do przodu jakby chciała być bliżej miejsca skąd dochodził głos jej
przyjaciółki.
- Styles, idioto – warknęła po chwili. –
Co ty mi tu przysłałeś do jasnej cholery? I jeszcze musiałam iść po to do tej
starej jędzy naprzeciwko. Jak cię dorwę, to ci te twoje kudły powyrywam...
Albo mi się wydaje, albo
dzisiejszy dzień obfituje w sytuacje, z których nic a nic nie rozumiem... Spojrzałem
po twarzach pozostałych. „Nie tylko ja jestem nie w temacie...” zauważyłem.
- Lubię ostrą grę wstępną, ale
od moich włosów, to się lepiej trzymaj z daleka – zaśmiał się. Wydawał się już
spokojniejszy. – Pozdrowiłaś moją ulubioną sąsiadkę?
- Jasne – parsknęła. –
Pomachałam jej od ciebie – dodała. – Czy ja ci wyglądam na idiotkę? Nie bratam się z tą
wariatką.
- Rozpakowałaś prezent? –
zapytał.
- Jutro ci go wysyłam z powrotem
– powiedziała. – I nie życzę sobie więcej takich numerów.
- Tylko, że to nie był prezent
dla ciebie – zaśmiał się spoglądając na Katy, która wsłuchiwała się w rozmowę w
skupieniu oparta wygodnie o Louisa. – Bardziej dla Kate. No może też troszkę dla mnie. I
tylko w małym ułamku dla ciebie. Wiem, że tęsknisz za moimi pośladkami. Trudno
mi było je dla ciebie sfotografować tak jak prosiłaś, więc będziesz miała
okazję podziwiać je przez kamerkę – zaśmiał się.
- Boże, co ty masz z tą swoją
dupą? – jęknęła, ale dało się słyszeć, że jest rozbawiona jego gadaniem. – Czy ktoś go tam może ode mnie strzelić po pysku?
- Louis już mu podbił oko, wiec
chyba na razie wystarczy – zaśmiałem się.
- Naprawdę? – parsknęła, a gdy potwierdziliśmy, wybuchnęła śmiechem. – To możecie
mi wytłumaczyć, dlaczego jeszcze nie dostałam tego jakże pięknego zdjęcia?
- Rozpakuj prezent, to sama
zobaczysz – odezwał się Hazz. – Nie rób wiochy... Chyba potrafisz włączyć jeden
przycisk...
- Policzymy się za to, Styles –
powiedziała cicho.
- Uwierz mi, nie mogę się już doczekać –
zaśmiał się. – Lou, gdzie masz laptopa?
- W sypialni... – wskazał głową
na pokój za naszymi plecami.
- Niall, przyniesiesz? –
skierował na mnie te swoje zielone ślepia. Wzruszyłem ramionami i podniosłem
się z kanapy. – Włączaj, to zaraz sobie inaczej pogadamy...
- No włączam – warknęła. – Ty głupi...
Reszta jej wypowiedzi mi umknęła,
gdy wkroczyłem do królestwa Katy i Louisa. Ten pokój był naprawdę urządzony ze smakiem. „Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć...” westchnąłem myśląc o mojej
małej siostrzyczce. Spojrzałem na olbrzymie łoże zastanawiając się... „Albo
lepiej nie będę o tym myślał” zaśmiałem się. Zabrałem z biurka komputer i
wróciłem do reszty. Lou szybko go uruchomił i podał Harry’emu. Ten chwilę w
niego poklikał i po minucie na ekranie ukazała się twarz Alex.
- Cześć, wspólniczko – Hazz puścił
do niej oczko.
- O matko! – otworzyła szeroko
oczy ze zdziwienia. – To twój dom, Styles?
- Nie – uśmiechnął się i kręcił laptopem, by pokazać jej nas wszystkich. – Akurat jesteśmy u Kate i Louisa.
- Pokaż mi moje słoneczko, a nie
jakieś trzęsienie ziemi mi urządzasz – zażądała. Harry postawił komputer na
stoliku i obrócił go w stronę kanapy, na której siedziała nasz para i
Zayn. – O kurka! Jak ty ślicznie wyglądasz, Kate! – zawołała Alex. Reakcja na
ten komplement była bardzo łatwa do przewidzenia. – Czy ty masz lakier na paznokciach?
– autentyczne zdziwienie zabarwiło jej głos. Nie mogłem wysiedzieć na miejscu,
więc wcisnąłem się obok Zayna. Li i Hazz też poszli w moje ślady i usiedli na
oparciu kanapy za naszymi plecami. – Niesamowite... Co zrobiliście z moją
przyjaciółką? Boże, Kate... Wyglądasz cudownie. Nowe ciuchy? Poznałaś już
Danielle? Ten dom musi być niesamowity, sądząc po tym pokoju... Jak się czujesz?
Był już lekarz? Co powiedział? A czy...
- Wow... wow... wow... –
przerwał jej Louis uśmiechając się szeroko i układając dłonie tak, jakby
zarządzał przerwę. – Spokojnie... Oddychaj. Wszystko ci opowie jak dasz jej
dojść do słowa...
- Lou... – wydawało się, że
dziewczyna spogląda mu w oczy. Uśmiechnęła się i bezdźwięcznie powiedziała
„dziękuję”. – Boże... To niesamowite...
- Skoro tak się podniecasz na
widok tego pokoju, to jak ci pokażę basen, to orgazm masz murowany – zaśmiał się Harry.
- Styles, kretynie, bo zaraz ci
załatwię śliwkę pod drugim okiem...
- O ile pofatygujesz się do mnie
osobiście, to nie ma sprawy – puścił jej oczko. – Wiesz, że lubię ostre
babki...
- Boże, Louis, masz u mnie piwo
za to, że mu przywaliłeś – powiedziała uśmiechając się szeroko. – A dostaniesz zgrzewkę, jak jeszcze mu
poprawisz...
- Zobaczę co się da zrobić, ale szanse są niewielkie... – zaśmiał się. – Ma oddanego obrońcę, z którym nie mam żadnych
szans – mocniej przytulił do siebie Katy i pocałował w skroń.
- Kolejny, który chowa się za
moim słoneczkiem – parsknęła. – To nawet do ciebie podobne, Styles...
- Ja się nie chowałem za Katy! –
wtrąciłem. „Tak tylko, by rozwiać wszelkie wątpliwości.” – Po prostu tak jakoś akurat
wtedy tam stałem...
- Jasne – spojrzałem na Malika
robiąc groźną minę, ale chyba mi nie wyszło, bo tylko się roześmiał czochrając
mi włosy.
- A jak ty się czujesz, Zayn? –
zadawała kolejne pytania z prędkością karabinu maszynowego. „Naprawdę się za nią stęskniłem...”
Rozmawialiśmy z Alex dobre dwie
godziny. Na początku mówiliśmy jeden przez drugiego i było przy tym mnóstwo
śmiechu, ale po jakimś czasie Lou zrobił z nami porządek. Postawił komputer dokładnie
naprzeciwko Katy i pozwolił dziewczynom się nagadać. Dorwałem się z Zaynem do
konsoli i ściszając dźwięk w telewizorze tak, by nie przeszkadzać im w
rozmowie, postanowiliśmy rozegrać kilka meczy. Lou wyzwał Liama na pojedynek i
obaj okupowali stół do bilarda. Z Harrym jako sędzią. Co chwilę w pokoju
rozbrzmiewał radosny śmiech Katy i za każdym razem spoglądaliśmy na siebie z
Zaynem uśmiechając się. Ekipa po drugiej stronie pokoju też wyglądała na
zafascynowaną tym widokiem. Początkowo po prostu odpowiadała przyjaciółce na
zadawane przez nią pytania, ale po jakimś czasie tak się rozgadała, że naprawdę
trudno było mi uwierzyć w to, czego jestem świadkiem. „Harry i te jego genialne
pomysły...” Musiałem oddać mu honor, bo jakikolwiek był powód tego, że sprawił
Alex laptopa i wtyczkę z internetem, to okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Gdy zerkałem na Katy, nie mogłem się nadziwić tej radości wymalowanej na jej
twarzy. „Czasami tak niewiele trzeba nam do szczęścia...”