♡❤♡
Konkurs na BLOG MIESIĄCA: LUTY
♡❤♡
Zostałam również nominowana do 1D Awards w kategoriach: Najlepszy Harry, Najlepszy oryginalny charakter, Najbardziej oryginalne opowiadanie, Wyciskacz łez oraz Najlepsza Autorka!
TU można oddać głos :)
♡❤♡
Jeżeli podoba wam się moje opowiadanie i macie ochotę oddać głos na
MOJĄ TAJEMNICZĄ DZIEWCZYNĘ
to dziękuję wam z całego serca
♡❤♡
Pewnie wyglądaliśmy jak banda przygłupów, gdy tak staliśmy z twarzami przyklejonymi do zimnych szyb, próbując dojrzeć coś w skąpanych w półmroku ogrodach, które rozciągały się dookoła zamku. Ale czy można nam się dziwić? W końcu pierwszy z nas zamierzał zadać TO pytanie. Jay ściskała dłoń Dana, wpatrując się w ogród z takim napięciem, że gdyby tylko mogła, to z pewnością rozświetliłaby go samym spojrzeniem. Bliźniaczki podskakiwały na parapecie, nie mogąc się już doczekać tego, co miało nadejść. „Zresztą jak my wszyscy...”
- Dzięki Bogu za jej jasną sukienkę... – westchnęła Alex, stojąc w otwartych drzwiach i opierając się o
mnie. – Tylko dzięki temu cokolwiek mogę tam dojrzeć. Czy on
mu...
- Uklęknął!!! Mamo, Louis uklęknął! –
zapiszczała Daisy, podskakując z radości tak gwałtownie, że prawie spadła z parapetu. Na szczęście
stojący za nią Niall uratował ją w ostatniej chwili. – Już ją
zapytał?
- Pewnie właśnie to robi, głupia... –
odpowiedziała jej siostra, nadal nie odrywając nosa od szyby.
- Sama jesteś...
- Ciii... – uciszyła je Fizzy, tak
samo jak wszyscy wpatrzona z napięciem w widok za oknem. Siostry Louisa były równie przejęte tym wydarzeniem co on. One zdecydowanie przyjęły już Kate do swojej wcale nie tak małej rodziny.
Udawało mi się dojrzeć przyjaciela tylko dzięki jasnym elementom jego stroju. Ale pomimo że był dla mnie niewyraźną plamą w ciemnym ogrodzie, to doskonale potrafiłem sobie wyobrazić wyraz jego twarzy, gdy wpatrywał się w te niesamowite oczy Kate. Miałem wrażenie, że słyszę to, jak próbuje sklecić jakieś zdanie i jąka się niemożliwie. Byłem więcej jak pewny, że z tej jego ułożonej i tyle razy powtarzanej wcześniej przemowy nic nie wyszło i musiał improwizować. „W końcu to Louis...” uśmiechnąłem się pod nosem, obejmując w pasie moją dziewczynę.
Udawało mi się dojrzeć przyjaciela tylko dzięki jasnym elementom jego stroju. Ale pomimo że był dla mnie niewyraźną plamą w ciemnym ogrodzie, to doskonale potrafiłem sobie wyobrazić wyraz jego twarzy, gdy wpatrywał się w te niesamowite oczy Kate. Miałem wrażenie, że słyszę to, jak próbuje sklecić jakieś zdanie i jąka się niemożliwie. Byłem więcej jak pewny, że z tej jego ułożonej i tyle razy powtarzanej wcześniej przemowy nic nie wyszło i musiał improwizować. „W końcu to Louis...” uśmiechnąłem się pod nosem, obejmując w pasie moją dziewczynę.
- Tak!!! – głośny pisk bliźniaczek
wypełnił uszy chyba każdego na sali. Zwłaszcza, że wszyscy stali
zbici przy oknach i tak jak my czekali... Mogłem teraz dojrzeć jak Louis
się podniósł i zamknął Kate w mocnym uścisku. „Pewnie nie
obyło się bez pocałunku...” zauważyłem, uśmiechając się pod nosem i słysząc przy okazji,
jak Paul daje znać kelnerom, by wnieśli szampana. – Kręci się z
nią! Musiała powiedzieć tak! - Daisy zeskoczyła z parapetu,
prawie zabijając się o własne nogi. I tym razem uratował ją
refleks Nialla. Wszyscy wpatrywaliśmy się w widok za oknem i dzięki
błękitnej sukience Kate, mogliśmy dojrzeć jak wiruje w ramionach
Louisa. „Zdecydowanie powiedziała tak...” ucałowałem skroń
Alex, zauważając mokre ślady na jej policzkach. Starłem je
delikatnie, powstrzymując się od komentarza.
- Moje Słoneczko dorosło... –
westchnęła. Jay, stojąca obok nas, zaśmiała się cicho na to stwierdzenie i
dyskretnie ocierała łzy.
- Najwyraźniej – wziąłem od
kelnera dwa kieliszki. – Ale dla mnie nadal wygląda jak mała
dziewczynka – podałem jeden Alex, patrząc jak mój przyjaciel
zmierza w naszą stronę ze swoją piękną narzeczoną. Gdy byli już prawie
przy schodkach na taras mogłem dojrzeć dumny uśmiech Louisa i
uroczy rumieniec Kate. Na palcu jej lewej dłoni połyskiwał TEN
pierścionek...
Dziewczynki rzuciły się, by pierwsze
wyściskać naszych „zakochańców” i wciągnąć ich do środka,
by mogli wpaść w objęcia wszystkich pozostałych. Dopiero teraz
zwróciłem uwagę jak wiele pań dyskretnie wyciera oczy.
„Kobiety...” uśmiechnąłem się pod nosem i w tym momencie
zauważyłem Nialla z podejrzanie błyszczącym spojrzeniem. „Dobra.
Cofam to...” podałem mu chusteczkę, przewracając oczyma.
- Więcej szampana! – zawołałem, gdy
już udało się nam uwolnić Kate i Louisa z objęć wzruszonych
gości. – I chciałem coś powiedzieć... Jako przyjaciel pana
młodego... Ups... To jeszcze nie dziś, przepraszam – zaśmiałem
się pod nosem. – Ale wiecie o co mi chodzi, co nie? Więc jako
najlepszy przyjaciel Louisa muszę powiedzieć... Nareszcie, stary... – westchnąłem przesadnie. – Ostatnio trudno było z tobą
wytrzymać, więc mam nadzieję, że to już koniec twoich huśtawek
nastrojów... Mała, mam nadzieję, że wiesz, na co się zgodziłaś,
bo jesteś już na nas skazana na dobre – uniosłem kieliszek do
góry. – Gratuluję wam obojgu – pozostali goście przyłączyli
się do toastu. – A teraz mam zamiar z tej wielkiej radości ubzdryngolić się
szampanem. Wam zalecam to samo. Lepiej słuchajcie doktora Stylesa. Chodź, skarbie – objąłem ramieniem moją dziewczynę. –
Napij się jeszcze, to będziesz łatwiejsza...
- Idiota – parsknęła, stukając się
ze mną kieliszkiem. – Ty mnie kiedyś zabijesz tymi swoimi
tekstami...
- Całkiem możliwe – puściłem jej
oczko. – Ale przynajmniej będziemy razem szczęśliwi aż do samego
końca...
- Brzmi nieźle... – zauważyłem jej
uśmiech, choć próbowała go ukryć za kryształowym kieliszkiem. „Mi też się
wydaje, że całkiem nieźle to brzmi...”
- Wstawać! – Harry zadudnił w drzwi,
wygrywając na nich jakąś sobie tylko znaną melodię. - No
dalej... To jeszcze nie wasz miesiąc miodowy! - nacisnął kilka
razy klamkę, by narobić więcej hałasu. „Zdecydowanie za grosz subtelności” zaśmiałem się pod nosem, widząc przerażony wzrok Liama. - Skoro nawet Zayna
zwlekliśmy z wyra, to i wam się nie upiecze...
Usłyszałem jak coś grzmotnęło w drzwi
i upadło ciężko gdzieś nieopodal. Po chwili szczęknął zamek i mogliśmy
ujrzeć na wpół zaspaną twarz Louisa. „Dodajmy, że lekko wkurzonego...” Liam aż się cofnął na
ten widok. I wcale mu się nie dziwię. Spojrzenie przyjaciela miotało
błyskawicami.
- Nienawidzę cię, Styles – warknął,
po czym opadł na fotel obok drzwi, by ubrać buty. Zauważyłem butelkę z wodą, leżącą na podłodze i łatwo można się było domyślić, że to ona była źródłem wcześniejszego huku. „Czyżby
kogoś tu kacyk męczył?” zajrzałem do środka rozglądając się
za moją małą siostrzyczką.
- A gdzie... - urwałem w pół zdania,
gdy dziewczyna wyszła z łazienki. Mimo zwykłych szortów, w których widziałem ją już kilka razy, koszulki
bez rękawków i trampek, wyglądała prześlicznie. „Może to ta
radość w oczach?” - Dzień dobry, Katy! - rzuciłem się by ją
uściskać. - Powiedz, że masz lepszy humor niż twój marudny
narzeczony...
- Hej, Niall – wprost emanowała
szczęściem. - Cześć, chłopaki... - obdarzyła uśmiechem każdego bez wyjątków.
- Myślę, że i Louisowi wróci humor, gdy już aspiryna zacznie
działać...
- Zaraz mi wróci, jak tylko wywalę
ich z pokoju i zagrzebię się w łóżku – mruknął pod nosem,
choć w jego spojrzeniu można było dostrzec wesołe ogniki. Ale
chyba tylko, gdy patrzył na swoją dziewczynę. „Narzeczoną...”
poprawiłem się szybko, uśmiechając się od ucha do ucha. - Kto
wymyślił, by zrywać się tak wcześnie? - marudził, ale
przynajmniej dał się wyciągnąć z pokoju. Ująłem dłoń Katy i
poszliśmy do windy. - Horan, dlaczego trzymasz za rękę moją
narzeczoną? - odepchnął mnie i szybko zajął moje miejsce. - Moja
– powiedział, przyciągając ją do siebie i głośno cmokając w
usta.
- Patrzcie jakie to się zaborcze
zrobiło... - zaśmiał się Harry. - Mam przeczucie, że teraz będzie
nie do wytrzymania...
- Jakby kiedyś był inny – parsknął
Liam.
- Śmiejcie się, śmiejcie... -
mruknął Lou, wchodząc razem z Kate do windy. - Zazdrośnicy...
Musiałem przyznać, że coś było w
tym stwierdzeniu. „Nie żebym był zazdrosny...” spojrzałem na tą
zakochaną dwójkę, a potem na Liama i Harry'ego. „No może
trochę...” przyznałem uczciwie, wzdychając. „Ale chyba miałem do tego
prawo?” To przecież ja zaraz będę jadł śniadanie w
towarzystwie przynajmniej czterech szczęśliwych par. „Oby przynajmniej było coś dobrego do jedzenia...” Uśmiechnąłem
się pod nosem na wspomnienie nocnej rozmowy z Katie, podczas której
mogłem jeszcze raz przeżywać ten wczorajszy, niesamowity dzień. Między nami wszystko układało się wręcz idealnie i po moim ostatnim głupim
numerze naprawdę nie mogłem narzekać. Jedyny minus był taki, że
ona nadal była tam. „A ja tu...” westchnąłem, opierając się o
drewnianą powierzchnię. Niczego tak nie żałowałem jak tego, że
nie mogła przylecieć i spędzić ze mną tych kilka dni. Nie mogłem
się już doczekać tego naszego pierwszego spotkania „na żywo”
i miałem ochotę dać sobie w twarz za każdym razem, gdy
przypominałem sobie, że gdyby nie moja głupota, to już dawno
miałbym to za sobą. „Głupoty nie przeskoczysz” podsumowałem
się w myślach i wyszedłem z windy zaraz za przyjaciółmi.
Dość szybko udało nam się przejść
do jadalni. Nawet pomimo tego, że już całkiem sporo fanów
wiedziało, gdzie nasz szukać i co poniektórym udawało się przedostać do hotelu. „Jak oni to robili?” zdziwiłem
się widząc tłumek na zewnątrz. „Z głównego wejścia raczej
nie będziemy dziś korzystać...”
- Kateee! - bliźniaczki zauważyły
nas, gdy tylko przekroczyliśmy próg jadalni. Rozejrzałem się
dookoła. W porównaniu z dniem wczorajszym dziś było o wiele
więcej gości. Zresztą trudno się dziwić, w końcu pora była stricte śniadaniowa. Poza tym nasi przyjaciele i rodzina byli w zdecydowanej większości. Choć pierwsze osoby wyjechały jeszcze w nocy, nadal sporo zostało. Fajnie było choć na ten jeden dzień spotkać się z przyjaciółmi i rodziną. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy...
- Zajęłyśmy ci miejsce! - dziewczynki, ku niezadowoleniu Louisa,
pociągnęły Katy na wolne miejsce między nimi. - Pokaż jeszcze
raz pierścionek – poprosiła Daisy i nie czekając na jakąkolwiek
reakcję, sama podstawiła sobie dłoń Katy pod nos. „Pomyślałby kto, ze to one się zaręczyły...” uśmiechnąłem się, słysząc kolejną porcję ochów i achów.
- Czy mi się tylko wydaje, czy jeszcze
niedawno byłem waszym ukochanym bratem? - Lou jakimś cudem wcisnął
się między nie i opadł na krzesło, sadzając sobie Katy na
kolanach. „Spryciarz.”
- Jesteś naszym jedynym bratem –
zauważyła Phoebe.
- No, przecież właśnie to
powiedziałem, nie? - zaśmiał się Louis, drocząc się z
siostrami. Choć uśmiechy nie schodziły prawie z żadnej twarzy, to
po oczach dało się zauważyć, że co po niektórych męczy dziś
okropny ból głowy. Alex zdecydowanie wyglądała mniej kolorowo niż
zawsze. Choć nie da się ukryć, że oczy jej się cieszyły, gdy
tylko spoglądała na Katy i Louisa. „Bądź na Harry'ego...”
dodałem, popisując się moją spostrzegawczością. Usiadłem obok
Danielle i Liama. Oni przynajmniej się zachowywali. „Zazwyczaj...”
- Katy – odezwała się Phoebe, a
Daisy wpatrywała się w dziewczynę wyczekująco. - Czy ty naprawdę dostałaś prezent od chłopaków z The Wanted? Alex nam powiedziała...
- Naprawdę – uśmiechnęła się,
nic sobie nie robiąc z niezbyt zadowolonego mruczenia Louisa, który przy okazji teatralnie przewracał oczami,
przysłuchując się rozmowie. - Przysłali mi swoje płyty –
rozległo się dość głośne prychnięcie Lou. - Z autografami... - i kolejne
fuknięcie. Jay była ubawiona zachowaniem syna. - Poznałam ich podczas jednej gali – wyjaśniła
podekscytowanym dziewczynkom, które najwyraźniej świetnie się
bawiły podnosząc ciśnienie swojemu „ukochanemu” bratu. -
Całkiem sympatyczni...
- Jeszcze czego... - mruknął Lou pod
nosem, ale szybko został uciszony spojrzeniem swoich młodszych
sióstr. - Małe terrorystki... - powiedział bardziej do siebie niż do nich.
- Nie da się ukryć, że dzięki temu
Louis w końcu podarował Kate nasze albumy – wtrącił Liam, ale
raczej nie zostało to docenione. „Już wiemy od kogo dziewczynki
wzięły to spojrzenie...” zaśmiałem się pod nosem, ale dla
własnego bezpieczeństwa postanowiłem się nie wychylać.
- Jak to? - zdziwiła się Jay. -
Dopiero teraz ci je dał? - posłała Louisowi niedowierzające spojrzneie.
- Jakoś tak wyszło... - wymruczał
odpowiedź i nagle bardzo zainteresował się jedzonkiem, pod którym
stół wręcz się uginał. „Aż szkoda że tyle osób dzisiaj nie
doceni tych pyszności...” spojrzałem na Zayna, którego
najwyraźniej też męczył ból głowy. „Albo po prostu się nie
wyspał” uśmiechnąłem się do Perrie, która wyglądała na
równie zmęczoną, ale zdecydowanie bardziej przytomną.
- Skarbie? – odezwał się Harry po
chwili. Troska w jego oczach była widoczna jak na dłoni. - Jesteś
pewna, że czujesz się na tyle dobrze, by z nami pojechać?
- Za nic tego nie opuszczę –
powiedziała, sięgając po szklankę z wodą. - Ale błagam cię,
żadnego więcej szampana... - jęknęła, połykając aspirynę. - Od dziś nie piję. Przynajmniej do następnej ważnej okazji - dodała, widząc sceptyczne spojrzenia wszystkich dookoła.
- Za to będziesz miała
wiarygodną wymówkę dla choroby morskiej – zaśmiałem się,
przypominając sobie jedną z zaplanowanych na dziś atrakcji. Sądząc po
spojrzeniu, które mi posłała, nie podzielała mojego zdania.
Zerknąłem z pewną tęsknotą w
stronę brzegu, gdzie migotały maleńkie sylwetki i kolejny raz
zastanawiałem się, co mnie podkusiło, że zgodziłem się na tę przejażdżkę. W
żołądku wirowało mi tak, że naprawdę cudem było, iż jeszcze
nie wychylałem się przez burtę, żegnając się ze śniadaniem. „Przy tej prędkości byłoby to
niezwykle... interesująco ekstremalne przeżycie...”
- Wspaniale! - zachwycony głos Kate
przebił się ponad rykiem silników. „Zabijcie mnie...”
jęknąłem, próbując utrzymać w żołądku tosta, którego
zjadłem na śniadanie, po namowach Perrie. Spojrzałem na szczęśliwą parę przede mną
i nie mogłem nie zauważyć tego, że Kate naprawdę jest zachwycona
tą przejażdżką. Siedząc na kolanach Louisa i bezpiecznie otoczona jego
ramionami nic a nic nie bała się tej zawrotnej prędkości. Przez
chwilę zazdrościłem jej, że nie może widzieć jak łódź prawie
unosi się nad wodą. Kolejny raz pozazdrościłem Perrie, że miała
na tyle przytomności umysłu, by pozostać na brzegu.
- Mała! – zawołał Harry. - Uważaj,
bo z tym kamieniem na palcu pójdziesz na dno, gdy tylko wylecisz
za burtę!
Kate nie wydawała się w najmniejszym
stopniu wystraszona. Pomachała wesoło przyjacielowi i dalej
cieszyła się tą przerażającą przejażdżką, wystawiając twarz na działanie wiatru. „Jej się to naprawę podoba...”
- Zayn! Żyjesz?!? - usłyszałem
zadowolonego z siebie Nialla i ku mojemu przerażeniu zauważyłem drugą łódź,
płynącą zdecydowanie zbyt blisko nas. „Przynajmniej moim skromnym zdaniem...” – Ekstra, nie?!?
- Rewelacja – mruknąłem posyłając
mu niezbyt szczery uśmiech. - Zabije cię za to, że mnie na to
namówiłeś... - dodałem, choć pewnie i tak nikt oprócz mnie nie mógł tego usłyszeć. Z uśmiechem przylepionym do twarzy, robiłem wszystko co mogłem, by jakoś przeżyć tą „przygodę” i nie zepsuć zabawy innym, jednak jedyne czego teraz pragnąłem, to postawić stopę na stałym lądzie. „I ewentualnie jeszcze utrzymać śniadanie w żołądku” dodałem, gdy łódź znów ostro weszła w zakręt.
Jedynym pozytywem tej przejażdżki był
zachwyt Kate i Louisa. Oboje śmiali się wesoło, co jakiś czas skradając sobie pocałunki. Mężczyzna za sterem pęczniał z dumy za każdym razem, gdy Kate głośno wyrażała swój zachwyt. Tak byli zafascynowani sobą i tą przejażdżką, że pewnie nawet nie
zauważyliby gdybym wypadł za burtę. „Co było całkiem
możliwe...” jęknąłem, gdy łódź ostro skręciła. Ląd był już
tylko miłym wspomnieniem. „Boże... Niedobrze mi...”
Jakąś godzinę i kolejny nawrót bólu głowy
później opadłem na trawę, opierając się o pień, który akurat
idealnie się do tego nadałam. Moje nogi wciąż jeszcze trzęsły
się po przejażdżce życia, na jaką niefortunnie dałem się namówić. „Czy jak to tam nazwał Harry...”
Próbowałem dojść do siebie po tych przeżyciach i przede
wszystkim czekałem, aż kolejna tabletka w końcu zacznie działać. Kac mnie zabijał...
Pomimo tych wszystkich moich cierpień z rozbawieniem obserwowałem
przyjaciół, którzy usilnie próbowali przyszykować i rozpalić
ognisko. Od razu było widać, że ile osób, tyle technik i
najprawdopodobniej żadnej, wystarczająco skutecznej, bo ognia jak nie
było, tak nie ma. Od strony plaży dobiegł mnie wesoły śmiech
Kate, która raczej nieskutecznie uciekała przed falami z
nieodłącznymi i głośno piszczącymi bliźniaczkami u boku. Pozostałe siostry Louisa
również kręciły się w pobliżu niej, jakby miała jakąś własną grawitację, której nie potrafiły się oprzeć. „A wszystko
to pod czujnym okiem Marka oczywiście...”
- Gdzie twoja druga połówka? -
zapytał Niall, z jękiem opadając obok mnie.
- Na pomoście – wskazałem głową w
stronę, gdzie opalały się dziewczyny. - Nadrabia ploteczki...
- Chyba zaprzyjaźniła się z Alex...
- zauważył przyjaciel, nie odrywając on nich wzroku. - Fajnie.
Katy się ucieszy – dodał. - Bała się, że mogą się nie
polubić...
- Ta dziewczyna zdecydowanie za bardzo
się wszystkim przejmuje – mruknąłem pod nosem, ale i ja byłem zadowolony,
że winy Perrie zostały wybaczone i Kate traktuję ją jak najlepszą
przyjaciółkę. „Kto by pomyślał, że jeszcze są tacy
ludzie...”
- Cała ona – Niall podał mi piwo,
które po zdecydowanie zbyt krótkim namyśle przyjąłem. „Jutro
będę umierał...” - Najchętniej wszystkich „widziałaby”
szczęśliwych...
- Na nasze szczęście od wczoraj wręcz
zaraża radością, więc jest to całkiem możliwe... – powiedziałem, wędrując do niej wzrokiem.
Uśmiechnąłem się widząc, że bliźniaczki powaliły ją na
piasek, piszcząc przy tym z radości.
- A propos... - przyjaciel spojrzał na
mnie uważnie, jakby szykował się do odczytania odpowiedzi, gdybym przypadkiem
nie zamierzał mu jej udzielić. - A kiedy ty masz zamiar zrobić użytek
z tego, co nosisz w kieszeni?
Wiedziałem, że nie było sensu
udawać, iż nie wiem, o co chodzi. Posłałem tęskne spojrzenie w
stronę pomostu, na którym Perrie opowiadała coś dziewczynom, żywo
przy tym gestykulując.
- Nie sądzę, by to się stało w
najbliższym czasie... - powiedziałem cicho. - Jeszcze niedawno
byłem tego pewny jak niczego innego, ale teraz... - wzruszyłem
ramionami. - Sam już nie wiem...
- Czego nie wiesz? Przecież ją
kochasz...
- Kocham... - zapatrzyłem się na moją
dziewczynę, która jakby to wyczuła, uniosła głowę i posłała
mi wesoły uśmiech. - Po prostu nie sądzę, że to dobry moment...
Po tych naszych ostatnich przejściach...
- To po co go wszędzie ze sobą
nosisz? - zdziwił się Niall. Sięgnąłem do kieszeni i rozglądając
się, czy nikt nie zwraca na nas uwagi i wyciągnąłem pierścionek,
który tak troskliwie wybierałem. „Kiedy to było?”
- By nie zapomnieć? - przejechałem
kciukiem po trzech kamieniach. - Sam nie wiem... Powinienem go
zostawić w domu, ale jakoś nie potrafiłem. Gdy było ciężko
przypominał mi o tych dobrych chwilach...
- Ale masz zamiar zrobić z niego użytek?
- Niall pomachał dziewczynom, które chyba zdały sobie sprawę, że
o nich rozmawiamy, bo zerkały zaciekawione w naszą stronę.
- Może za jakiś czas... -
westchnąłem, chowając pierścionek do kieszeni, nim ktoś jeszcze
go zobaczył. - Póki co – powiedziałem uśmiechając się radośnie
– mamy już jedna zaręczoną parę i zdecydowanie zamierzam dać
im trochę się nacieszyć tym stanem, nim sam postanowię się w nim
znaleźć.
- A wam nie za dobrze? - Louis rzucił
w nas muszelkami, które nazbierały wcześniej dziewczynki. - To my
tu sobie ręce po łokcie urabiamy...
- Kto sobie urabia, bo chyba nie ty...
- jęknął Liam, rzucając pod nogi drewno, które właśnie
nazbierał. - Powiedziałeś, że wiesz jak to rozpalić...
- Wiem – zapewnił go Lou, susząc
zęby w uśmiechu. - Po prostu jeszcze się za to nie zabrałem...
- A na co czekasz? - Li posłał mu
podejrzliwe spojrzenie.
- Na natchnienie – odpowiedział
niewinnie Louis, po chwili parskając śmiechem. Najwyraźniej
obwiniał Harry'ego za rozśmieszanie go, bo po chwili tarzali się po ziemi jak
dzieci.
- Chyba muszę sam spróbować rozpalić
to ognisko – westchnął Niall. - Głodny jestem... Możesz mi
przypomnieć dlaczego zrezygnowaliśmy z pomocy Dana?
- Och, już nie marudź... - podniosłem
się i razem poszliśmy pomóc Louisowi. - Poradzimy sobie...
- Jasne... - powiedział, ale nie
wydawał się przekonany. Szczerze mówiąc, widząc kolejne podejście Harry'ego i Lou
do rozpalenia ogniska, sam zaczynałem mieć wątpliwości.
Spojrzałem na Alex, która w końcu
wydawała się dojść do siebie i akurat głośno się śmiała z
czegoś, co opowiadała im Danielle. Zajęty rozpalaniem ogniska i
szykowaniem jedzonka, co jakiś czas czułem na sobie jej wzrok.
Kolejny raz zerknąłem w stronę pomostu i zostałem obdarzony
szerokim uśmiechem i figlarnym mrugnięciem. „Czas zmienić
towarzystwo” zadecydowałem.
- Wybaczcie panowie, ale idę
przypomnieć mojej dziewczynie o swoim istnieniu – podniosłem się i nic
sobie nie robiąc z gwizdów i żartów przyjaciół skierowałem się
na skąpany w popołudniowym słońcu pomost.
- Stęskniłeś się? - zapytała Kate,
gdy usiadłem za Alex, otaczając ją ramionami. Oparła się o mnie,
unosząc głowę do pocałunku. Błysk w jej oku sprawił mi
zadziwiająco dużą przyjemność.
- Nawet bardzo – powiedziałem, gdy już udało mi się oderwać od tych gorących warg. - O czym
rozmawiałyście?
- O różnicach między skurczem, a
orgazmem – parsknęła Perrie, a ja poczułem że czerwienie się
jak idiota. Spojrzałem „oburzony” na Alex.
- Powiedziałaś im? Teraz będę miał
traumę do końca życia... - jęknąłem, przypominając sobie
zdarzenie z naszej sypialni. Musiałem przyznać, że rumieniec Kate
zdecydowanie przebił mój. „Jakby miało mi to w czymś pomóc...”
- Jakoś nie zauważyłam, byś specjalnie cierpiał z tego powodu – Alex posłała mi TO
spojrzenie i od razu zrobiło mi się gorąco. Wyszczerzyłem zęby w
uśmiechu.
- To tylko świadczy o tym, jak dobrą
jesteś terapeutką, skarbie.
- Bardzo dobra odpowiedź – mruknęła,
kładąc dłonie na moich, splecionych na jej podołku. Jej tęczowa
sukienka była podwinięta do góry, ukazując nogi. Jedną niestety
wciąż skrywał plastykowy opatrunek. „Już niedługo...”
przypomniałem sobie ostatnią odprawę z Paulem, na której
wspomniał o zaplanowanej kontroli. „Już niedługo...”
powtórzyłem w myślach i oprócz gorąca, zrobiło mi się ciut
ciaśniej w spodniach.
- Macie zamiar wylegiwać się tu przez
cały czas? - próbowałem inteligentnie zmienić temat. - Nie jesteś
głodna? - zapytałem, pamiętając, że nic do tej pory nie jadła.
- Jak wilk, ale coś mi się wydaje, że
jeszcze trochę potrwa nim będzie coś do jedzenia – powiedziała.
- Zwłaszcza, że nasz samozwańczy szef kuchni pożera wzrokiem Kate
zamiast skupić się na jedzonku...
Spojrzałem na Louisa, który
rzeczywiście wpatrywał się w dziewczynę obok mnie i to z takim
głodem w oczach, że miało się wręcz wrażenie, że gdyby mógł,
rzuciłby się na nią tu i teraz.
- Mogę ci przemycić coś słodkiego –
zaoferowałem się, pamiętając o zakupach zrobionych przez Danielle
i Perrie.
- Poczekam, aż wszyscy zgłodnieją...
- oparła głowę na moim ramieniu, wystawiając twarz do słońca.
Uśmiechnąłem się zadowolony, by po chwili ukryć uśmiech, gdy
poczułem na sobie spojrzenia dziewczyn.
- No co? - zapytałem, gdy nadal
uważnie mi się przyglądały.
- Kto by pomyślał, że tak cię
trzepnie... - Dani puściła mi oczko.
- Nikt mnie nie trzepnął –
burknąłem pod nosem, ale przyjemne ciepło wypełniło mnie od
środka. - Chyba że ona. Co chwilę wali mnie po łbie...
- Ale tylko jak zasłużysz... -
mruknęła Alex nadal wygrzewając się w słońcu.
- Naprawdę nie wiem, jak ty z nim
wytrzymujesz... - Perrie postanowiła dołączyć się do tej nagonki
na mnie. - A przede wszystkim z tymi jego zaborczymi fankami. Masz
nerwy, kobieto...
- Staram się nie słuchać, co mówią, a kiedy mnie denerwują, strzelam
„focha”, bo nie mam pozwolenia na broń – powiedziała Alex, by następnie spojrzeć na mnie wymownie i znów odczułem za ciasne spodenki. - A
potem on mi to wynagradza, więc nie mogę narzekać...
- Zboczuchy – głos Liama zaskoczył
chyba wszystkich z wyjątkiem Kate, która prawdopodobnie słyszała
go jeszcze nim postawił stopę na drewnianej powierzchni. - Idziemy
spróbować coś złowić – wskazał na siebie i Nialla dumnie
dzierżących wędki, które nie wiadomo skąd wytrzasnęli.
- Ale chyba nie będziemy musieli tego
jeść? - Perrie wydawała się śmiertelnie przerażona ich pomysłem. - Nie
będziemy, prawda?
- Znając ich umiejętności wędkarskie
raczej bym się tego nie obawiał – powiedziałem pod nosem, za co
oberwałem po głowie od „urażonego” Horana. - Ale jak się
zawezmą, to może złowią coś ciekawego... Jakiegoś starego
trampka na przykład...
Słońce już dawno zniknęło za
horyzontem, pozwalając, by niebo zabłysło upstrzoną gwiazdami
ciemnością. Księżyc wisiał dumnie i odbijał się w
wodzie, tworząc niesamowity widok. Miałem wrażenie, że było to
coś, co Kate naprawdę potrafiłaby docenić. „Gdyby tylko
mogła...” westchnąłem, przenosząc wzrok na uśmiechniętą
przyjaciółkę. Po namowach Lou postanowiła w końcu cieplej się
ubrać. Krótkie szorty zmieniła na poszarpane dżinsy, a na nagie
ramiona założyła jedną z o wiele za dużych bluz Louisa. Jej
białe trampki w końcu zyskały trochę charakteru, jak to ładnie ujął
Harry. Po prostu nie były już czysto-białe... Godziny spędzone na
zabawie z dziewczynkami zdecydowanie się do tego przyczyniły.
Westchnąłem, przypominając sobie te
ostatnie godziny spędzone z rodziną i przyjaciółmi. Cieszyłem się, że mieliśmy
okazje, by zaprosić ich wszystkich chociaż na ten jeden dzień, czy też wieczór.
Uśmiechnąłem się pod nosem na samo wspomnienie przerażenia w
oczach Paula, gdy powiedzieliśmy mu z Harrym, co planujemy
zorganizować. „Przynajmniej okazja była warta tego całego
wariactwa” spojrzałem jeszcze raz na Kate, opierającą się o
siedzącego za nią Louisa. „Wkrótce wszyscy dojrzą diament na
jej palcu i dopiero się zacznie...”
- Śpisz, skarbie? - poczułem dłoń
Danielle na swoim udzie i momentalnie wróciłem do rzeczywistości.
Uśmiechnąłem się szczęśliwy, że przynajmniej ona nie musiała
jeszcze wracać.
- Nie... - zauważyłem, że wszyscy mi
się przyglądają. - Tak sobie rozmyślam...
- Daj mózgowi odpocząć, stary –
zaśmiał się Hazz. - Nie zabije cię, jak zrobisz sobie przerwę na
jeden wieczór w myśleniu...
- Mówisz mu to z doświadczenia? -
Louis rzucił w Harry'ego zgniecioną puszką, ale zaraz „dostał”
ją z powrotem.
- Niall – Danielle spojrzała na
blondyna, który siedział naprzeciw nas i brzdąkał na gitarze. - Jak skończyła się ta
cała afera z tą twoją dziewczyną?
- Właśnie, Horan – Lou posłał mu
rozbawione spojrzenie. - Powiedz nam jak zareagowała Katie, gdy jej
wyznałeś jakim to jesteś wielkim idiotą?
- Louis! - Kate oczywiście natychmiast
stanęła w obronie przyjaciela, który czerwienił się
niemiłosiernie. „Choć może to tylko blask od ogniska...”
- Przepraszam... – powiedział Lou z
udawaną skruchą. - Nie jesteś wielkim idiotą...
- Lou...
- On ma rację, Katy... Głupio się
wtedy zachowałem...
- No to jak zareagowała? - dopytywała
się Danielle, która znała większą część tej historii.
- Tak się śmiała, że spadła z
krzesła. A jak już doszła do siebie, to powiedziała, że wiszę jej kwiatka... – Niall
wyszczerzył się w radosnym uśmiechu. „Jak go znam, to pewnie
zasypie ją kwiatami, gdy już się w końcu spotkają...” Wszyscy
roześmiali się na ten opis. Według słów przyjaciela, ta cała
Katie naprawdę wydawała się wręcz stworzona dla niego.
Westchnąłem, zdając sobie sprawę, ile jeszcze dni minie nim
wrócimy do Londynu. „Cała wieczność...”
- Czy my cię nudzimy, Styles? Co ty
tam tak piszesz na tym telefonie? - głos Louisa przebił się przez
ogólną wesołość. Tym razem wszystkie spojrzenia skupiły się na
Harrym.
- Jakaś laska napisała mi na
Twitterze, że kocha ciebie bardziej niż mnie... - powiedział,
chowając komórkę.
- To się rozumie samo przez się –
Lou dumnie uniósł głowę i sięgnął po colę dla Kate.
- Odpisał jej, że jak śmie tak twierdzić... -
parsknęła Alex, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nigdy nie
zrozumiem po co ludziom ten cały Twitter...
- Żeby mogli pisać różne dziwne
rzeczy – powiedziałem, odbierając od Zayna kolejne piwo. - Twój
chłopak jest mistrzem niezrozumiałych twittów...
- Odezwał się ten, który wcale nie
jest lepszy... - zaśmiał się Harry. - Ja przynajmniej dbam o
poziom intelektualny naszych fanek...
- Jasne – parsknął Niall. - Po
twoich wiadomościach siedzą i myślą, o co w nich chodzi...
- To już coś, nie? - Hazz wyszczerzył
się w uśmiechu. Na to mogłem tylko pokręcić głową.
- Tak właściwie, Alex, to fakt, iż
nie masz Twittera policz sobie na plus – odezwała się Dani,
poprawiając się na moim ramieniu. - Czasami ci ludzie naprawdę
potrafią człowieka dobić... Niektórzy są super, nie przeczę,
ale zdecydowanie jest zbyt wielu takich, którym wielką
przyjemność sprawia samo gnojenie innych – słowa mojej
dziewczyny sprawiły, że przed oczami stanęły mi wszystkie te
chwile, gdy moi „fani” doprowadzali ją do łez. - Nie ważne
jaka byś nie była, dla nich zawsze będziesz za mała, za duża, za
sztuczna, za brzydka, za gruba, za siaka i owaka... Zapamiętaj moje
słowa, kochana, olej ich wszystkich i bądź sobą, bo nigdy ich nie
zadowolisz... - Perrie kiwała głową na potwierdzenie słów Danielle.
- Widzę, że naprawdę dali wam w
kość... - powiedziała Alex. - Cóż... Mam nadzieję, że uda nam
się tym nie przejmować – uśmiechnęła się, zerkając przy
okazji na Kate. - Ja zdecydowanie nie nadaję się do zadowalania
innych. Gdybym miała wybrać między zrzuceniem zbędnych kilogramów, a
czekoladą...
- To wybrałabyś ciemną, białą, czy
mleczną? - dokończył za nią Harry, a ona tylko przewróciła
oczami. - I nie do końca zgadzam się z tym zadowalaniem innych,
skarbie – wyszczerzył się w uśmiechu. - Uważam, że całkiem
dobrze ci idzie zadowalanie mnie... Ałłł... - jęknął, masując
się po brzuchu.
- Idiota... - mruknęła rozbawiona.
- Ale twój idiota – poruszał
brwiami, czym niezwykle rozbawił towarzystwo. „Chyba mamy już za
dużo procentów w głowach...” - Dodam jeszcze, że bardzo zadowolony...
Wieczór okazał się strzałem w
dziesiątkę. Właśnie tego nam brakowało w ostatnich tygodniach. Spotkania z rodziną i
czasu spędzonego na błogim nic nie robieniu, a co najważniejsze
bez dziennikarzy nieustannie śledzących każdy nasz krok. Może i
nie było to najtańsze ognisko świata, bo trochę kosztowała nas prywatna plaża i inne atrakcje, ale święty spokój i dzień
odpoczynku od tego całego szaleństwa związanego z zespołem był
moim zdaniem wart każdych pieniędzy. Byłem szczęśliwy mogąc dzielić wczorajszy, tak ważny dla mnie wieczór z rodziną i przyjaciółmi i nawet jeżeli już pojechali, to ściągnięcie ich tu było najlepszą niespodzianką, jaką mogłem sobie wymarzyć.
- Martwię się o ciebie, Lou! –
usłyszałem wesoły głos Harry'ego. - Jak już w tym wieku masz
problemy z sikaniem, to nie wróżę ci dobrze na przyszłość!
- Lepiej martw się o siebie, głupku!
- zawołałem, kończąc moje „kibelkowe” rozważania.
- A może potrzebujesz pomocy?
- Aż tak bardzo chcesz mi potrzymać?
- parsknąłem, zbliżając się do ogniska. - W takim razie nie wiem
kto komu powinien źle wróżyć na przyszłość...
- Jesteście nienormalni – westchnął
Liam, odzywając się pierwszy raz od dobrej godziny.
- To żyje!!! - wydarł się Styles. -
A już zastanawialiśmy się, czy nie zakopać cię na plaży...
- Mój ochroniarz by wam nie pozwolił
– powiedział, zerkając na swoją dziewczynę. - Oczywiście,
gdyby smacznie nie spał... - dodał, przyciągając ją do siebie i
opatulając swoją bluzą. „A propos dziewczyn...” rozejrzałem się
dookoła.
- Gdzie Kate? - zapytałem i nim
ktokolwiek zdążył mi udzielić odpowiedzi dojrzałem drobną postać,
stojącą samotnie na plaży. „Prawie samotnie...” zbliżając
się do niej zauważyłem Marka, który jak zawsze miał oko na moje
kochanie, ale trzymał się w dyskretnej odległości. „Choć
pewnie i tak doskonale wiedziała o jego obecności...” - Skarbie?
- odezwałem się cicho, stając za nią i otaczając ją ramionami.
Przyłożyłem policzek do jej głowy. - Zmęczona? Chcesz już
wracać?
- Nie... - oparła się o mnie i nadal
stała „zapatrzona” w dal. Spuściłem wzrok na
jej dłonie, ale obie ukryte były w za długich rękawach mojej
bluzy. „Jak to możliwe, że nawet takie nic nie robienie, w jej
towarzystwie wydaje mi się wspaniałym zajęciem?” Po chwili Kate
odwróciła się w moich ramionach i objęła mnie w pasie. Wspięła
się na palce, całując mnie delikatnie. Smakowałem jej ust tak długo, póki dała radę wystać na palcach. Przyłożyła głowę
do mojej piersi i westchnęła. Uśmiechnąłem się pod nosem
doskonale zdając sobie sprawę z tego, o czym właśnie pomyślała.
- Dlaczego muszę być o tyle mniejsza od ciebie... - mruknęła
jakby sama do siebie i kolejny raz wspięła się na palce, by musnąć
moje usta.
- Wierz mi, skarbie, ma to i swoje
dobre strony – powiedziałem głaszcząc ją po plecach.
- Niby jakie? – uniosła głowę i
mogłem ujrzeć pytanie w jej oczach.
- A takie, że kiedy cię przytulam,
możesz słuchać mojego serca, które bije tylko dla ciebie...
Ujrzałem ogromną miłość w jej
oczach... „Te oczy...” zachłysnąłem się powietrzem. Te oczy wciągały mnie w swą niezmierzoną głębię za każdym razem, kiedy w nie patrzyłem. Dotykały mnie, igrały ze mną, przyciągały, a ja poddawałem się im niezdolny, by zaprotestować, by odwrócić się od nich, by oprzeć się ich magnetycznej sile... „Nie żebym chciał się uwolnić spod ich mocy...” Nim Kate cokolwiek zdążyła odpowiedzieć, usłyszałem ryk
Stylesa.
- Moje serce bije tylko dla ciebie... -
odgrywał właśnie scenkę dla naszych przyjaciół. - Boże,
Tomlinson, miłość ci pod sufitem zrobiła prawdziwe
spustoszenie... Kim ty jesteś i co zrobiłeś z moim Louisem?
- Styles, zamknij już się lepiej –
odezwała się Alex. - Jesteś narąbany jak stodoła...
- Jak stodoła może się narąbać? -
pytanie Nialla zmieniło temat ich dyskusji na bardziej „naukowy”
i teraz przerzucali się odpowiednimi porównaniami na to, by opisać stan, w którym niektórzy się obecnie znajdowali.
- Masz ochotę się przejść? -
zapytałem, stwierdzając że moi przyjaciele i tak zabili nastrój.
Szliśmy wzdłuż plaży z Markiem trzymającym się od nas w
odpowiedniej odległości. Byliśmy prawie sami...
„Idealne zakończenie wspaniałego
dnia, a raczej dwóch dni...” uśmiechnęłam się, czując jak
radość wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Przepełniało
mnie tak wiele różnych uczuć, że nawet gdybym musiała, nie
potrafiłabym ich opisać. Było ich po prostu zbyt wiele, a
wszystkie razem składały się na coś wręcz niesamowitego. „Jak
jeden człowiek może aż tyle odczuwać?”
Spacerowaliśmy w milczeniu, co chwilę
zatrzymując się, by pozwolić spotkać się naszym ustom. Śmiechy
przyjaciół pozostały daleko za nami. Szum fal prawie zagłuszał
kroki Marka. „Było idealnie... Byliśmy tylko my...” Czułam się
jak we śnie, ale najpiękniejsze było to, że wiedziałam, iż nie
grozi mi to, że za chwilę się obudzę. Na palcu cały czas czułam
przyjemny ciężar pierścionka. „Obietnicy...” W uszach wciąż
słyszałam tę piosenkę, której słowa zapisały się w moim sercu
już na zawsze. Miałam wrażenie, że wystarczy zamknąć oczy, by
ujrzeć te ogrody skąpane w zmroku i Louisa, powoli opadającego na
kolano, ściskającego moje dłonie, trzęsącymi się palcami. Jego słowa wciąż i wciąż rozbrzmiewały we mnie,
napełniając tym nieopisanym szczęściem.
„Kocham twój uśmiech. Kocham twoje
oczy. Kocham twój zaraźliwy śmiech. Kocham to jak marszczysz nos,
kiedy się nad czymś zastanawiasz. Kocham to jak przygryzasz dolną
wargę, gdy jesteś zdenerwowana. Kocham dotyk twoich dłoni. Kocham,
gdy się czerwienisz... Kocham cię, Kate...” uśmiechnęłam się,
gdy kolejny raz to wyznanie miłości zabrzmiało w mojej głowie. „Nie mogłam pragnąć już niczego więcej... Miałam wszystko...” Pieściłam kciukiem rozgrzany ciepłem mojego ciała pierścionek. „Prawie cię widzę...”
- O czym myślisz, kochanie? -
usłyszałam ciche pytanie Louisa. Pozwoliłam, by jego głos otulił
mnie całą i dopiero wtedy byłam w stanie się odezwać.
- O tobie... - zatrzymałam się,
stając naprzeciwko niego. - O nas i o wczoraj... - nieprzerwanie pieściłam
kciukiem obietnicę, spoczywającą na moim palcu. - Gdy zamykam oczy
mogę prawie cię ujrzeć... Tą scenę... Pierścionek w twoich dłoniach... - miałam wrażenie, że
moje słowa są kompletnie bez sensu. - Sama nie wiem... -
uśmiechnęłam się nieśmiało. Westchnęłam... - A może to
dlatego, że tyle osób opowiedziało mi to na milion sposobów?
Ale naprawdę mam wrażenie, że... - zacięłam się, nie wiedząc,
jak wyrazić to, co czuję. - To głupie...
Poczułam jego gorące dłonie na mojej
twarzy. Kciuki delikatnie muskały moje policzki. I wiedziałam, że
patrzy mi teraz głęboko w oczy, tak jak robił to wiele razy
przedtem. Jego usta zamknęły moje w najdelikatniejszym z pocałunków.
- Masz wrażenie, że... - wyszeptał,
przypominając moje słowa i zachęcając bym kontynuowała. Słyszałam bicie jego serca. Dudniło
wraz z moim w idealnej harmonii. Zamknęłam oczy, by po chwili
otworzyć je powoli.
- Widzę cię... - powiedziałam
jeszcze ciszej, niż brzmiał jego szept. Teraz ja pieściłam dłońmi jego twarz. - Widzę cię, choć nie
mogę na ciebie spojrzeć...