Rzuciłem się zmęczony na łóżko. „Za dużo wrażeń, jak na
jeden dzień...” westchnąłem, sięgając po laptopa i stawiając go obok siebie na
prześcieradle. Po chwili z niecierpliwością wsłuchiwałem się w sygnał połączenia
i czekałem, aż na ekranie pojawi się twarz mojej dziewczyny. Gdy tylko ujrzałem
jej uśmiech od razu poczułem się o niebo lepiej.
- Boże... Jak ja za tobą tęskniłem, kochanie... – ułożyłem się
na boku, podpierając głowę ramieniem.
- Mam nadzieję, że co najmniej tak, jak ja za tobą –
powiedziała, opierając się wygodnie na poduszkach. – Dlaczego jeszcze nie
śpisz? Nie żebym narzekała, ale strasznie już późno...
- Chciałem się najpierw dowiedzieć, jak ci poszło – odpowiedziałem,
pamiętając o tym, że dziś miała spotkanie, którym denerwowała się od kilku tygodni.
- Wzięli mnie! – radość wręcz od niej biła. – Mnie, Amy,
Dominique i Josie!
- Mówiłem, że ci się uda – cieszyłem się jej szczęściem,
choć wiedziałem, że wiąże się to z kolejnym jej wyjazdem. „Cóż... Nikt nie obiecywał,
że będzie lekko...” – Znasz już terminy? – sięgnąłem po telefon, by w razie
czego, od razu nanieść je na mój terminarz.
- W środę lecimy do LA – z ekscytacji praktycznie nie mogła
usiedzieć w miejscu. – Tam zawsze mogą jeszcze kogoś odrzucić, ale o to już się
tak bardzo nie boję – uśmiechnęła się. „Jak ja strasznie tęskniłem za tą jej pozytywną energią...” – Chcą się uwinąć ze wszystkim w
tydzień, półtora – powiedziała. – Może potem przylecę do ciebie na kilka dni?
- Byłoby wspaniale – moje serce mocniej zabiło na tę
wiadomość. – W końcu będę się miał do kogo poprzytulać... – zrobiłem minę
nieszczęśliwego szczeniaczka.
- Och, jakiś ty biedny... – uwielbiałem te radosne błyski w
jej oczach, tak doskonale widoczne nawet przez kamerkę. – Myślałam, że z takim
jednym blond osobnikiem się przytulasz...
- Rzucił mnie – westchnąłem, udając rozpacz. – Niall teraz
preferuje związki przez internet...
- Naprawdę? Poznał kogoś? Opowiadaj – przybliżyła od siebie
laptopa. – Czekaj. Najpierw mi powiedz, co tam u Kate... Kiedy będzie coś
wiadomo w związku z tą konsultacją? – po mojej minie zauważyła, że nie
wszystko jest tak kolorowe, jak byśmy sobie tego życzyli. – Co się dzieje, Liam? – zapytała cicho. – Nie ma możliwości, by odzyskała
wzrok? Ten lekarz narobił wszystkim tyle nadziei, a...
- Szanse są... – powiedziałem powoli, przerywając jej słowotok i zastanawiając się, od
której wiadomości zacząć. – Mają tydzień, czy dwa na podjęcie decyzji, ale...
- To dlaczego masz taką minę? Przecież Louis ją przekona...
- Kiedy to właśnie on nie chce operacji.
- Co?!? – powiedzieć, że była zdziwiona, byłoby
nieporozumieniem. Na jej twarzy malował się najprawdziwszy szok. Mógłbym się nawet
pokusić o stwierdzenie, że zapomniała języka w gębie. „Co jest u niej bardzo rzadko spotykane” dodałem w myślach. – Ale j-jak to?
Przecież...
- Jest dziesięć
procent szans, że coś pójdzie nie tak – cicho przytoczyłem słowa przyjaciela. – Jej
oczy nie będą już takie... żywe... – dodałem po krótkim namyśle. „Tak, to chyba dobre słowo.” – Właściwie
to okazało się, że ta operacja to dość poważna sprawa – westchnąłem. – Poważniejsza niż się nam wydawało. Istnieje
ryzyko, wprawdzie bardzo małe, że Kate może jej nie przeżyć...
- O Boże... – Danielle wpatrywała się w kamerkę przerażonymi
oczami. Zasłaniała usta trzęsącymi się dłońmi i próbowała przyswoić nowe informacje. – Myślałam...
- Taaa... – westchnąłem, doskonale wiedząc, co się teraz
dzieje w jej głowie. – My też myśleliśmy, że tu mogą być tylko pozytywne efekty...
- Czyli nie będą próbować... – bardziej stwierdziła, niż
zapytała.
- Właściwie nie wiem... – wzruszyłem ramionami. – Louis
jest zdecydowanie na nie. Powtarza tylko, że nie może jej stracić...
- To zrozumiałe...
- Kate... – przerwałem, zastanawiając się, co tak właściwie
chcę powiedzieć. – Podchodzi to tego zdecydowanie spokojniej, ale wiesz jaka
ona jest... Bóg jeden wie, co się dzieje teraz w jej głowie... Zwłaszcza, że to
nie jedyna rzecz, którą musi przemyśleć. Trochę się u nas porobiło...
- Co się dzieje? – widziałem zmartwienie na twarzy mojej
dziewczyny i nie czułem się z tym dobrze. Powinna... – Nie kombinuj, tylko
opowiadaj, Liam. Nie jestem zmęczona. Chyba że ty musisz...
- Nie. Nie... W porządku... – powiedziałem, biorąc głęboki
oddech. – Pojawiła się Eleanor z...
- Co?!? A co ona tam robi?!? – Danielle oburzyła się nie na żarty. –
Mam nadzieję, że nie dopuściliście tej idiotki w pobliże Kate...
- To nie takie proste... – mruknąłem, przecierając zmęczone oczy.
- Dlaczego? Czy ja ci mam zademonstrować, jak się zatrzaskuje komuś drzwi na twarzy? – uśmiechnąłem się, widząc tą wojowniczą
naturę mojej dziewczyny.
- Ona nie pojawiła się sama – powiedziałem, mając przed
oczami scenę, której nie tak dawno byłem świadkiem.
- A z kim?
- Z Emmą Phillips – mina Dani zdradzała, że nie miała pojęcia, o kim mowa. – Kobietą, która utrzymuje, że jest ciotką Kate...
- Gówno prawda – uśmiechnąłem się, słysząc dokładnie te same
słowa, które padły z ust Alex. Zrobiłem niewyraźną minę i Danielle nie była już
taka pewna swoich słów. – Prawda? – zapytała niepewnie.
- Właściwie to nie... Nie do końca...
- Jak można być nie do końca z kimś spokrewnionym? Czego
chciała? Pieniędzy?
- Szpiku dla swojej umierającej córki, Lily – walnąłem
prosto z mostu. Mogłem teraz obserwować, jak zmieniał się wyraz twarzy Danielle. Bezgłośnie
powtórzyła imię dziewczynki. Wiedziałem, że właśnie pomyślała o zmarłej
przyjaciółce Kate. My też czuliśmy się nieciekawie, gdy dotarło do nas, jak źle
oceniliśmy kobietę. – Pomyśleliśmy tak samo... – powiedziałem, by oszczędzić mojej dziewczynie wyrzutów sumienia. – Że chodzi jej o kasę lub rozgłos...
- Nie rozumiem... – zaczęła po chwili, z napięciem wpatrując się w
kamerkę. – Powiedziałeś... – odetchnęła głęboko. – To jest, czy nie jest ciotką Kate?
- Nie jest – odpowiedziałem, przechodząc do tej okropnej
części. „Jeżeli można tu coś klasyfikować...” – Ale jej córka jest spokrewniona z Kate. Wiesz kto jest ojcem dziewczynki? Wuj
Kate – widziałem zdezorientowanie w oczach Dani i dosłownie mogłem obserwować
jak przetwarza dane.
- Chyba nie ten... – nakryła usta dłońmi, gdy uzmysłowiła sobie jedyną możliwość.
- Niestety ten – potwierdziłem, bo co więcej mogłem powiedzieć.
- Co za gnój! – rzuciła ze złością. – Biedne dziecko... – dodała zaraz. Dawno już nie widziałem mojej
dziewczyny tak roztrzęsionej. – Ale facet ma tupet...
- Z tego, co się dowiedzieliśmy od Emmy, to porzucił je
jeszcze przed odsiadką... Nie byli małżeństwem.
- I tyle dobrze – westchnęła. – Ile mała ma lat?
- Jakoś z jedenaście... Prawdę mówiąc nie pamiętam
dokładnie. W każdym bądź razie ani matka, ani ojciec nie mogą być dawcami. I jak
na razie nie znaleźli nikogo innego – powiedziałem. – Kończy się im czas...
- Kate się zgodzi. Bez dwóch zdań... – uśmiechnąłem się,
słysząc pewność w słowach Danielle. „Naprawdę zdążyła ją dobrze poznać...”
- Już się zgodziła... – przyznałem, kręcąc głową nad naszą
„przebiegłością”. „Kiedy my się w końcu nauczymy?” – Myśleliśmy, że już śpią z Louisem i rozmawialiśmy z kobietą w
salonie. Jak zwykle zapominając o tym, że Kate ma niezły słuch. Paul sprawdził Emmę i gdy rzucił jej w twarz to, czego się dowiedział, powiedziała nam całą prawdę. Gdy tylko
Kate dowiedziała się o co chodzi, stanęła w drzwiach sypialni i oznajmiła, że zrobi
co tylko w jej mocy – zaśmiałem się, przypominając sobie zdezorientowaną minę Louisa, który stał za nią i nie miał bladego pojęcia, na co właśnie się zgodziła jego
dziewczyna.. – Żałuj, że nie widziałaś Lou. Wyglądał jakby nagle nie rozumiał
słowa po angielsku. Stał tam z wybałuszonymi oczyma i próbował odnaleźć się w sytuacji. Musieliśmy mu wszystko od porządku opowiedzieć. „Powoli i wyraźnie.”
- I co powiedział?
- Że też się przebada na zgodność, w razie gdyby Kate jednak nie mogła zostać dawcą...
Siedzieliśmy w sali dla VIP-ów i czekaliśmy, aż będzie można bezpiecznie opuścić lotnisko. Jeszcze jakąś godzinę i dwadzieścia minut temu myślałem, że
nie może być goręcej niż w Madrycie, ale Barcelona postanowiła mi udowodnić,
jak bardzo się myliłem. Nawet klimatyzacja nie dawała rady tym temperaturom.
„Cały się kleję i nie jest to ten rodzaj potu, który lubię...” przed oczami przeleciało mi kilka lepszych sposobów na spocenie się. „Boże, Styles, uspokój się zboczeńcu...” Szczerze współczułem Alex, że musiała nosić ten cholerny gips. Z pewnością się w nim
gotowała. Tyłek dosłownie parzył mi się w portkach, a jajka to niedługo pewnie
będzie można podawać na twardo. Marzył mi się zimny prysznic...
Czułem ciężar na ramieniu, w miejscu, gdzie moja dziewczyna opierała swoją głowę, by jeszcze chwilę podrzemać lub po prostu posiedzieć z zamkniętymi oczami. Ostatnia, pełna wrażeń noc
zdecydowanie dała się jej we znaki. „Zresztą nie tylko jej...” Zerknąłem w
stronę Kate i nie mogłem się nie uśmiechnąć na widok jej dzisiejszej kreacji.
„Dziewczynom coraz łatwiej namówić ją na kiecki...” Pamiętałem miny
bardzo zadowolonych z siebie Louise i Alex, gdy Louis zbierał szczękę z podłogi. Ale
wcale mu się nie dziwiłem. Za to bylem zdumiony, że wypuścił ją za próg w tym stroju. Kate przyzwyczaiła nas do spodni i raczej skromnego
stylu. Za każdym razem, gdy widziałem ją w czymś odważniejszym, a już w
sukience, czy spódnicy w ogóle, to nie moglem się nadziwić temu, że to ta sama
dziewczyna, którą widzieliśmy na plaży. „Boże, kiedy to było...”
- Z czego się śmiejesz? – usłyszałem lekko zachrypnięty głos
Alex i natychmiast cała moja uwaga skupiła się na niej. Jej kiecka jak zawsze
porażała prawdziwą orgią barw. Na sam jej widok człowiek się uśmiechał. Uwielbiałem te jej kolory...
- Wciąż nie wierzę, że Kate dobrowolnie się tak ubrała – poprawiłem kila kolorowych pasemek, które przykleiły się jej do skroni, nie mogąc się oprzeć, by jej nie dotknąć.
- Tak całkiem dobrowolnie to to nie było – parsknęła, a ja
zauważyłem, że Kate ewidentnie usłyszała, że o niej rozmawiamy. Świadczył o tym uroczy rumieniec. – Trochę się
opierała, ale teraz pewnie cieszy się, że nie musi się gotować w spodniach...
- Boże! Ty i te twoje żarty... – jęknął Liam, podczas, gdy
Zayn i Louis pokładali się ze śmiechu. „No, może jeśli chodzi o Malika, to po prostu się uśmiechnął...”
- Jakie żarty? – na siedzeniu obok Niall od razu się ożywił.
„A byłem pewny, że odsypia kolejne nocne rozmowy ze swoją księżniczką...” – Ja
też chcę usłyszeć...
- Co to jest... – zaczął Lou, gdy już się trochę uspokoił. –
Białe i jak spadnie z drzewa, to cię zabije...
Spojrzeliśmy na siebie z Alex, wzruszając ramionami. Znając
Louisa, było to na pewno coś, na co nikt normalny nigdy by nie wpadł.
- Nie wiem... – powiedział Niall po chwili zastanowienia. –
Co to?
- Lodówka – parsknął Tommo, znów skręcając się ze śmiechu.
Teraz nawet Liam się przyłączył, ale pewnie to raczej nasze miny go rozbawiły.
Ewentualnie rechot Horana, który praktycznie leżał na podłodze, trzymając się
za brzuch. „I niech mi ktoś powie, że on jest normalny...”
- Jesteś genialny, Lou! – wydyszał blondyn i wcisnął się
obok Kate, by męczyć Louisa o kolejne inteligentne żarty.
- Telefon ci wibruje? – powiedziała Alex po chwili. Obmacałem się po kieszeniach, ale to nie była moja komórka. Za to na siedzeniu
obok podskakiwał, tak ostatnio pilnie strzeżony, iPhone Horana. Sięgnąłem po
niego ochoczo. Zdążyłem jeszcze zauważyć przerażoną minę właściciela
nieszczęsnego sprzętu. „Tym razem będę szybszy” przesunąłem palcem po ekranie.
- Pogotowie seksualne – powiedziałem, odskakując od
atakującego mnie blondyna. – Doktor Styles przy telefonie.
- H-Harry? – „Ups... Chyba nie był to najlepszy pomysł...” Tym razem to ja musiałem mieć nie najciekawszą
minę, bo nagle wszyscy zaczęli się chichrać jak szaleni.
- D-dzień dobry – wydukałem cicho, spoglądając na uważnie
obserwującego mnie przyjaciela. Wyciągnąłem w jego stronę komórkę. – Niall, mama do ciebie... – na te słowa moja dziewczyna popisowo wypluła wodę, którą akurat popijała i zaniosła się głośnym
kaszlem. „Nie ma co, rozrzut to ma imponujący...” zauważyłem, że Liam wyciera sobie twarz koszulką. Klepnąłem Alex kilka razy po plecach i udawałem, że nie słyszę tego, jak
wszyscy się ze mnie nabijają.
- Ty naprawdę mnie kiedyś zabijesz, Styles – wydukała, gdy
już udało jej się złapać oddech. – Pewnie nawet nie będziesz tego świadomy...
Naprawdę kochałem naszych fanów najbardziej na świecie, ale teraz cieszyłem się, że
zarówno spotkanie z nimi, jak i to całe podpisywanie płyt dobiegło końca.
„Jeszcze tylko wywiad i najważniejszy punkt programu...” zacierałem ręce, ciesząc się jak dziecko na popołudniowy trening na Camp Nou. „Gorzej jak
dziecko” musiałem uczciwie przyznać sam przed sobą, gdy kolejny raz zerknąłem na zegarek.
- Niall, zostaw ten plaster... – spojrzałem zdezorientowany
na menadżera i dopiero po chwili dotarł do mnie sens tego, co powiedział. Nie
zdawałem sobie sprawy, że próbuję zerwać opatrunek. – Wiem, że wam przeszkadza... Tym bardziej, że jest gorąco, ale lepiej byście nie paradowali z ranami po igłach...
- Wiem... – westchnąłem, próbując przykleić część, którą sam
nie wiem kiedy zerwałem, ale nie było to takie proste. Spocona skóra skutecznie
mi to utrudniała. – Ma ktoś może nowy plaster? Ten już się nie trzyma...
- Łap – Liam rzucił we mnie swoją podręczną apteczką. „No tak, Daddy przygotowany na każdą okoliczność...” uśmiechnąłem się pod nosem, przekopując się przez jego skarby.
- Paul – usłyszałem cichy głos Katy. – Kiedy będzie
wiadomo...
- Myślę, że najpóźniej jutro rano – powiedział, zerkając na
telefon. – Jak tylko przebadają waszą krew i wyślą wyniki do Anglii. Emma
mówiła, że ich lekarz, sprawdza co chwilę bazę. Zadzwonią, gdy tylko się czegoś
dowiedzą...
- Będzie dobrze... – Louis sięgnął po jej dłoń, ściskając ją
lekko. „Taaa... Szkoda, że to nie takie proste...”. – W Madrycie wiedzą, że to
pilne. Na pewno uwiną się ekspresowo.
- Po prostu chciałabym już wiedzieć... – westchnęła Katy,
kładąc głowę na jego ramieniu. Choć była cicha jak zawsze, to wyglądała dzisiaj
jakoś inaczej... Pewnie za sprawą kreacji, którą miała na sobie. Ślady na
ramionach były już prawie niewidoczne i zastanawiałem się, czy naprawdę już
zeszły, czy też Louise je jakoś zamaskowała.
- Wiem, skarbie – Lou przesunął palcem po plastrze zdobiącym zgięcie jego łokcia. – Niedługo się dowiemy...
Cała Katy... Nawet nie znała tej dziewczynki, ale całą sobą
pragnęła jej pomóc. Zresztą my też tego chcieliśmy, bo czy inaczej dalibyśmy
sobie upuścić krwi? Wprawdzie sam nie wiem, czy zrobiliśmy to dla Katy, czy dla Lily. Może po prostu dla nich obu... Było mi głupio, że tak źle oceniłem tę kobietę. Wprawdzie
można powiedzieć, że mieliśmy trochę racji z tym, iż nie była ciotką Katy, ale
założyliśmy, że chciała ją skrzywdzić, bądź wykorzystać, podczas gdy ona pragnęła
tylko uratować swoje umierające dziecko. „Przesrane...”
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.
Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni, upewniając się wcześniej, że nie grozi
mi nic ze strony Stylesa i jego lepkich rąk. Na szczęście zajęty był szeptaniem Alex do ucha.
I jak tak na nich patrzyłem, to chyba nie chciałbym wiedzieć, co on jej tam
mówi. „Pewnie uszy by mi odpadły...” Zerknąłem na wyświetlacz i uśmiechnąłem się zwycięsko. „Wiedziałem...”
„Dobra. Poddaję się. Nie obrażając niektórych waszych fanek,
ale nikt, kto prowadzi w miarę normalne życie i ma jakieś obowiązki, nie jest w
stanie śledzić tych wszystkich informacji o was. To niewykonalne...”
Szczerząc się jak jakiś psychol, zacząłem pisać odpowiedź.
„Sorry, muszę to powiedzieć... A NIE MÓWIŁEM?? To nie takie
łatwe, jak by się wydawało. Choć muszę przyznać, że całkiem dobrze ci szło :)
xx”
Czekając aż mi odpisze, rozmyślałem nad tym, jak dobrze wykorzystać moją wygraną. Jak było daleko, to pomysłów mi nie brakowało. Teraz, gdy okazało się,
że jednak mam więcej szczęścia niż rozumu, nagle nie mogłem nic wymyślić. „Czyli z tym rozumem tak jakby się zgadzało...”
„Jasne, tylko z której strony? Byłam beznadziejna. Nie
oszukujmy się, wolałam iść spać, niż ślęczeć przed komputerem. Czy te wasze
fanki nigdy nie odpoczywają? Tym najwytrwalszym, to powinniście jakieś medale
za wytrwałość wręczać.”
„Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego właśnie wyobraziłem sobie Katie pod ciepłą kołderką?” Uśmiechnąłem się do swoich myśli. „Jestem nienormalny.”
„Może to i nie taki głupi pomysł z tymi medalami... No, a
skoro mam nie kłamać, to masz rację, byłaś beznadziejna ;) ”
Gdy nagle otoczyły mnie piski fanów, wiedziałem, że na razie
więcej sobie nie popiszę. Samochód zwolnił, by po chwili zatrzymać się przed
budynkiem telewizji.
„Bez odbioru ;) Mamy zaraz wywiad. Wieczorem przedstawię
listę żądań ;P ”
Zdążyłem jeszcze wysłać wiadomość, gdy rozsunęły się drzwi
i jeden po drugim, zaczęliśmy wyskakiwać z samochodu. Komórka w mojej dłoni zawibrowała. Roześmiałem się głośno, ściągając na siebie uwagę wszystkich.
„Tylko nie bierz zakładników ;)”
- Wasza nowa płyta dosłownie znika z półek – Alvaro,
gospodarz programu, zaczął mówić jeszcze nim usiedliśmy na kanapach. Zaraz po
tym, jak wykonaliśmy pierwszy utwór z nowego albumu. „Czas to pieniądz...” – Przyznam się, że też
kupiłem... – pomachał do kamery pudełkiem. – Nawet dwie, bo siostrzenica by mi żyć nie dała, gdybym jej podarował coś innego na urodziny. Jak wy to robicie, że podbijacie serca kobiet w każdym wieku? Musicie mi zdradzić ta tajemnicę. Może w końcu przestanę być kawalerem... roześmiał się głośno, a my oraz widownia razem z nim. – Musiałem się na własne oczy i uszy
przekonać, że tu naprawdę chodzi tylko o muzykę i nie wsadziliście do pudełka czegoś, co
tłumaczyłoby ten cały ogólnoświatowy szał. I może powiem prosto z mostu... Ten album jest
rewelacyjny, panowie! – przybił sobie z nami piątki, a potem wręczył nam złote medale. Niallowi zajęło jakieś pięć sekund odkrycie, że są zrobione z czekolady i pożarcie nie tylko swojego, ale i naszych. – I zdecydowanie dojrzalszy w porównaniu z poprzednim...
- No cóż... – zaczął Liam. – My jesteśmy starsi. Pokuszę się
o stwierdzenie, że mądrzejsi... – nie wiedzieć czemu, Louis zaczął kaszleć.
„Kogo ja oszukuję? Oczywiście, że wiadomo dlaczego...” parsknąłem, przewracają oczami. – No, może co poniektórzy... – zaśmiał się Payne, a fani razem z nim. – Sporo się nauczyliśmy i mamy nadzieję, że słychać to w naszych nowych piosenkach.
- Czy to mocniejsze brzmienie, to był wasz pomysł? Czyżbyście chcieli porzucić wizerunek grzecznych chłopców?
Rozmowy na temat nowego albumu mieliśmy wręcz wyuczone na
pamięć. Godziny z naszym menadżerem i ludźmi od promocji nie poszły na marne. Miałem wrażenie, że
nawet przez sen i na kacu gigancie mógłbym recytować odpowiedzi na każde pytanie związane z nową
płytą. Starałem się słuchać uważnie, by nie przegapić momentu, w którym padłoby
„moje” pytanie, ale nie mogłem się powstrzymać, by nie zerknąć na Alex. Była
jak kolorowa, rajska wyspa w oceanie innych barw. Siedziała w pierwszym rzędzie między
Paulem i Kate. Mimo iż fani wypełniający studio byli jak zawsze głośni i
wielobarwni, to moja dziewczyna na pewno nie ginęła w tłumie. Cieszyłem się, że
zgodziła się przyjść i nie została w samochodzie tak, jak początkowo planowała. I byłem bardziej niż wdzięczny
Kate, że ją przekonała. Uśmiechnąłem się, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Wesołe ogniki w jej oczach sprawiały, że - tak po prostu - bylem szczęśliwy... Poczułem łokieć Zayna, wbijający się w mój bok
i wiedziałem, że mimo mojego postanowienia, odpłynąłem. Zerknąłem na prowadzącego, ale na szczęście ten
nie odrywał oczu od Liama.
- Kogo ja mogę mieć na tapecie? – zaśmiał się Payne, pokazując
wyświetlacz komórki. – Oczywiście, że moją Danielle...
- Słyszycie to? – powiedział Alvaro, gdy na widowni rozległ
się przeciągły jęk zachwytu. – Pewnie cieszy was wsparcie wśród fanów. Choć
oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie zawsze jest tak kolorowo. To lecimy dalej.
Louis?
- Nie wiem, czy będzie widać, ale ja też mam zdjęcie z moją
dziewczyną – zauważyłem, że zerknął w stronę Kate, która oczywiście zarumieniła się na jego słowa.
- Ja będę oryginalny – Niall pokazywał telefon w stronę
kamery. – Mam zdjęcie Liama, gdy wysmarowaliśmy mu twarz bitą śmietaną na
jakiejś imprezie...
- Szkoda tylko że pod tą bitą śmietaną był niezmywalny
marker – mruknął Payne, robiąc „groźną” minę. – Prawie skórę zdarłem z twarzy, żeby się
doszorować...
Widownia wybuchnęła śmiechem, co akurat było do
przewidzenia. Po tej akcji mięśnie brzucha chyba z tydzień mnie bolały. Sięgnąłem po swój telefon i przewinąłem ikonki tak, by było coś
widać.
- Harry?
- Co ja mogę mieć na tapecie? Oczywiście, że piękne
dziewczyny – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i odważyłem się zerknąć w stronę
Alex. Wcale się nie zdziwiłem, widząc jak przewraca oczyma i szepcze coś Kate.
A ona jak to ona, oczywiście się zaczerwieniła.
- I oczywiście musiał być od nas lepszy i od razu dwie sobie
zapodał – parsknął Liam.
- Czy ty masz na tapecie moją dziewczynę? – Louis posłał mi
„groźne” spojrzenie i udawał, że podciąga nieistniejące rękawy. – Później sobie pogadamy,
Haroldzie. Na osobności...
- Panowie, tylko bez gróźb karalnych w moim programie –
zaśmiał się prowadzący. – Zayn, a ty? Czyżby piękna Perrie?
- Właściwie... – Malik odwrócił wyświetlacz w stronę kamery.
– Wcześniej miałem Pers, ale teraz mam zdjęcie Nialla, jak rozmawiał ze znakiem
drogowym...
Liam wybuchnął śmiechem, Niall zrobił się cały czerwony, a
ja z Louisem spojrzeliśmy na siebie, kolejny raz żałując, że nie byliśmy tego świadkami. Choć oczywiście mieliśmy wtedy ważniejsze sprawy na głowie, niż kolejna
imprezka z naszym irlandzkim „pijakiem”, który oczywiście nie był pijany...
Wywiad trwał w najlepsze i naprawdę świetnie się bawiliśmy, co było miłą odmianą od niektórych nudnych nagrań. Prowadzący okazał się mieć genialne poczucie humoru. W końcu jednak doszliśmy
do pytań od fanów, a te były zawsze nieprzewidywalne. Patrzyłem jak Alvaro
podaje mikrofon kilkunastoletniej dziewczynie z moją podobizna na koszulce.
Przedstawiła się jako Carla.
- Wszyscy zachwycamy się nową płytą. Jest wspaniała. I w związku z nią mam pytanie do Louisa. Co Katy sądzi o waszym nowym albumie?
Podoba jej się bardziej niż pierwszy?
- Cóż... – spojrzałem na przyjaciela, który w tej chwili pożerał wzrokiem swoją dziewczynę. – Mógłbym powiedzieć, że jest zachwycona naszą muzyką, ale
myślę, że to bardziej pytanie do niej, niż do mnie...
Zauważyłem, że Kate się zaczerwieniła, zdając sobie sprawę, że
była teraz w centrum zainteresowania. I rzeczywiście, kamera momentalnie
zrobiła najazd na nią. Alex coś tam jej szepnęła do ucha, wywołując na jej
twarzy delikatny uśmiech. „I jeszcze większy rumieniec...”
- Może w takim razie zapytamy – Alvaro pewnie przeszedł na
drugi kraniec widowni. – Powiesz nam, co sądzisz o nowej płycie, Kate?
- Słuchając piosenek wykonywanych przez fanów, czy to zgromadzonych
tutaj przed budynkiem, czy też wcześniej, przed hotelem, na lotnisku, czy podczas podpisywania płyt sądzę, że jest
świetna. Aczkolwiek wciąż jeszcze nie doczekałam się obiecanego egzemplarza z
autografem...
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – Louis dosłownie strzelił się w
czoło, wywołując tym śmiech na widowni.
- O własnych płytach? – zdziwił się prowadzący. – O czym ty
myślisz chłopie?
- Nie chcesz wiedzieć – parsknąłem i musiałem się zasłonić
przed atakiem przyjaciela. Fani oczywiście byli w siódmym niebie. My też
bawiliśmy się świetnie, choć pewnie oberwie nam się potem od Paula. Kolejne
pytania sprawiały, że było tylko weselej. Wygłupialiśmy się jak zawsze. I jak
zawsze, kilka razy zarobiłem z łokcia, czy to od Zayna, czy też Nialla, za moje
wyjątkowo trafne komentarze. Oczywiście nie zabrakło pytań o Kate, czy o
Alex, ale udawało nam się omijać te, na które akurat nie chcieliśmy odpowiadać.
- Ostatnie pytanie – zarządził Alvaro, rozglądając się wśród
publiczności za kolejną szczęściarą. W końcu podszedł do dziewczynki, która miała na głowie kapelusz z
naszymi podobiznami. – Jak masz na imię?
- Izaro – uśmiechnęła się zawstydzona, sięgając po dłoń
kobiety siedzącej obok niej, by dodać sobie odwagi.
- A ile masz lat?
- Dwanaście.
- Genialny kapelusz! – wydarł się Horan, zawstydzając ją
jeszcze bardziej, ale również sprawiając wielką radość.
- D-dziękuję...
- To jak brzmi twoje pytanie?
- Zayn, jaka jest Perrie, którą znasz? – dziewczynka
zapytała łamaną angielszczyzną. „Jej angielski był uroczy...” Miałem wrażenie, że przyjaciel zamarł obok
mnie. A może tylko mi się wydawało.
- Jaka jest Perrie, którą znam? – powtórzył, pochylając się
do przodu. – Kochająca, troskliwa, może czasami trochą naiwna – uśmiechnął się
do swoich myśli. – Zdecydowanie nadrabia to wielkim sercem i genialnym poczuciem humoru...
Jedno wielkie westchnienie zachwyconych fanek zakończyło
jego wypowiedź. Po krótkim podsumowaniu i kilku słowach od nas, mogliśmy w
końcu pożegnać się z prowadzącym i opuścić stację. Podszedłem do Alex, pomagając
jej stanąć na nogach i podając kule.
- Piękna, tak? – spojrzała na mnie z tym błyskiem w oczach,
który tak kochałem. Zdałem sobie sprawę, że nawiązuje do jednej z moich
odpowiedzi.
- Oczywiście, że tak – puściłem jej oczko i nachyliłem się, by skraść całusa. – Czy kłamałbym
przed milionową publicznością?
- Louis, nie świruj – poczułem jak palce Liama zacisnęły się
na moim ramieniu, odwracając mnie tak, że staliśmy twarzą w twarz. Spojrzałem na niego, jak
na kretyna. – No co?
- Jak mam nie świrować, kiedy te podstarzałe lowelasy
podrywają moją dziewczynę? – warknąłem przez zęby na tyle cicho, by tylko on
to usłyszał. Zerknąłem w stronę ławki trenerskiej, gdzie siedziała Kate, otoczona
wianuszkiem adoratorów. Uśmiechała się nieśmiało i od ładnej chwili zawzięcie z
nimi o czymś dyskutowała. „Zaraz mnie coś trafi...” Gotowałem się ze złości.
- Nikt jej nie podrywa – Liam przewrócił oczami, ale widząc
moją minę, szybko się zreflektował. – Są dla niej mili i po prostu bawią ją
rozmową. Co z tobą jest nie tak? Nie każdy facet chcę ci od razu odebrać
dziewczynę...
- Uwaga! – zdążyłem jeszcze usłyszeć krzyk Horana, nim
kopnięta przez niego piłka rąbnęła mnie prosto w twarz. Zaliczyłem popisowe zderzenie
z murawą. – Przepraszam! Kurwa, Louis, żyjesz?
- Niall, ty idioto!!! – zauważyłem, że piłkarze, którzy
rozgrzewali się z nami, zerkali w moją stronę rozbawieni. Ci, którzy nie brali
udziału w treningu również. Tylko moja dziewczyna zastygła skupiona, pewnie
próbując dosłyszeć, co się stało. – Nic mi nie jest, kochanie! – zawołałem, by
ją uspokoić. – Choć zaraz skopie dupę pewnemu Irlandczykowi...
- Przecież przeprosiłem! – Niall zaczął przede mną uciekać.
- Przysięgam, Horan, że jeżeli schowasz się za Kate, powiem
twojej internetowej dziewczynie, że moczysz się do łóżka!
- Co? – delikatnie mówiąc, Niall wrósł w ziemię, gdy dotarły
do niego moje słowa. – Nie zrobiłbyś mi tego!
- Kto mnie powstrzyma? Ty? – kopnąłem piłkę w jego stronę. Niestety był to w jego wykonaniu książkowy odbiór. „Farciarz...”
- Może Katy? – wyszczerzył zęby w uśmiechu, święcąc mi
aparatem po oczach.
- Znów chowasz się za moją dziewczyną, Horan – sprawnie
odebrałem mu piłkę i podałem do Liama.
- Co ja poradzę, że tak mnie do niej ciągnie... – puścił mi oczko.
– Choć na twoim miejscu to nie o mnie bym się martwił, a o tego kolesia, który właśnie ją obłapia.
- Co? – prawie skręciłem sobie kark, odwracając się w
stronę, gdzie była Kate. Zacisnąłem zęby widząc, jak ten kudłaty kapitan gdzieś
ją prowadzi, trzymając za rękę. „ZA RĘKĘ!!!” Mark posłał mi rozbawione spojrzenie i pokazał,
że za pięć minut wracają. „Ja im, kurwa, dam pięć minut...” Ruszyłem w ich
stronę, ale znów zatrzymał mnie Payne z tym swoim wielce wymownym spojrzeniem.
- Nie świruj...
- Kto świruje? Bo chyba nie ja. Mnie szlag trafia – warknąłem, obserwując jak moja dziewczyna znika za szklanymi drzwiami. – Gdzie
oni poszli?
- Gramy, panowie! – przebiegł obok nas Messi, zachęcając do
przyłączenia się. I jak bardzo cieszyłem się na wspólną grę, tak bardzo miałem
ochotę rzucić wszystko w cholerę i pobiec za Kate. „A w pięć minut można całkiem
dużo zrobić...” Moje drugie ja wcale mi nie pomagało, podsyłając coraz to gorsze obrazy. „Kurwa, zamknij się...”
Wpatrywałem się w horyzont, opierając się leniwie o barierkę
i wyczekując wschodu słońca. Otaczała mnie cisza. Jedynie szum pomp w basenie
na tarasie co jakiś czas ją zakłócał. Zbliżała się szósta rano, a ja już od
dobrych dwóch godzin byłem na nogach. „Nic dziwnego, skoro przespałem pół
wczorajszego dnia” westchnąłem zrezygnowany, sięgając po kolejną fajkę. „Trzeba
było jednak iść z nimi na ten stadion, to może teraz bym nie tkwił tutaj jak jakiś idiota...”
Niebo powoli rozpalało się czerwienią. Usłyszałem, że drzwi za mną powoli się rozsuwają. Obejrzałem się przez ramię i wcale mnie nie zdziwiło to, kogo w nich ujrzałem.
„Nasz ranny ptaszek...” Kate stanęła boso na kamiennej podłodze. Miała na sobie jedną z koszulek
Louisa, które tak bardzo upodobała sobie do spania. „Zaraz będzie się trząść z
zimna...” przemknęło mi przez głowę. Wydawała się smutna, a gdy spojrzałem w
jej zaczerwienione oczy, wiedziałem już, że to było coś więcej niż smutek...
- Nie możesz spać? – postanowiłem się odezwać, by dać znać o
swojej obecności, choć pewnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tu
jestem.
- Dzwoniła Emma – powiedziała smutno i dalej stała przy drzwiach. Wyglądała jak siedem nieszczęść. – Nie mogę być dawcą – pociągnęła
nosem, a w oczach zalśniły jej łzy. Rozpaczała nad dziewczynką, której nawet
nie poznała. – Nikt z nas nie może być. Lily umiera, a ja nie mogę jej pomóc...
– wciągnęła gwałtownie powietrze. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
Wyrzuciłem ledwo zaczętą fajkę i już po chwili przytulałem rozdygotaną dziewczynę do piersi.
Objęła mnie mocno w pasie i rozpłakała się na dobre. Jakby na przekór, słońce
właśnie teraz postanowiło wzejść, zwiastując nowy dzień. Niestety tylko jedno z
nas mogło się zachwycać tym pokrzepiającym widokiem.
- To nie twoja wina, Kate – powiedziałem cicho, wpatrując
się w płonący horyzont. – Czasami tak po prostu jest...
- Nie powinno tak być... – szepnęła, powoli się uspokajając.
- Nie powinno... – przytaknąłem jej. Tu już nic więcej nie
można było powiedzieć. Poczułem jak zatrzęsła się z zimna. „A może to jeszcze z
płaczu?” – Chodź, usiądziemy sobie. Jeszcze się rozchorujesz od stania boso na
tym kamieniu...
Bez najmniejszego oporu z jej strony pozwoliła się
zaprowadzić do najbliższego leżaka. Po chwili wpatrywałem się w wschodzące
słońce, rozmyślając nad tym, co moglibyśmy zrobić dla jej małej kuzynki. Kate siedziała oparta o mnie bokiem, z kolanami
pod brodą i z całych sił próbowała opanować łzy. One jednak jakby nie chciały
jej słuchać, płynęły nieprzerwanie. Widok jej w takim stanie rozrywał mi serce.
Gdy godzinę później znalazł nas zaniepokojony Louis, my
wciąż siedzieliśmy w tej samej pozycji. Kate wciąż płakała, a ja nadal rozmyślałem
o wszystkim i o niczym. Jedyne, co się tak naprawdę zmieniło, to słońce, które
straciło już swoje krwiste zabarwienie.
Lou bez słowa usiadł obok Kate i gładził ją po plecach. Przyciągnął ją delikatnie do siebie i teraz moczyła łzami jego skórę.
- Co się stało, skarbie? – zapytał w końcu, próbując
spojrzeć jej w twarz, którą ona uparcie przyciskała do jego piersi.
- Emma dzwoniła – powiedziałem, chcąc oszczędzić dziewczynie
opowiadania tego jeszcze raz. – Nikt z nas nie nadaje się na dawcę.
- Och... – to był jedyny dźwięk, jaki wyszedł z ust
przyjaciela. Nie obiecywał jej, że będzie dobrze. Był na tyle mądry, by nie dawać jej złudnych nadziej. „Czasami naprawdę zachowywał się niczym najstarszy i najmądrzejszy z nasz...” Siedzieliśmy tak w trójkę... My dwaj, rozmyślający o
tym, jak pocieszyć płaczącą dziewczynę i ona miedzy nami, rozpaczająca, bo nie
mogła uratować dziewczynki, której nigdy w życiu nie spotkała. Ciszę między
nami przerwał dźwięk telefonu Louisa. Ledwo zerknął na wyświetlacz, gdzie widniało
powiadomienie z Twittera. Odrzucił komórkę na stolik obok, nawet nie czytając
wiadomości. Po chwili jednak spojrzał na telefon, potem na mnie i mogłem wręcz
zobaczyć, jak plan rodził się w jego głowie. I chyba nawet domyślałem się o co
chodzi... – A gdyby tak zorganizować akcję na Twitterze?
- C-co? – Kate zastygła, słysząc jego słowa.
- Moglibyśmy zachęcić fanów, by zarejestrowali się jako
dawcy szpiku – widziałem w jego oczach, że coraz bardziej zapala się to tego
pomysłu, a w postawie Kate widziałem nadzieję, której jeszcze chwilę temu tu
nie było. – Trzeba tylko dowiedzieć się, jak to zrobić technicznie, by nie
zawalić szpitali tłumem dzieciaków... – ucałował swoją dziewczynę w skroń i podniósł się z leżaka. – Zaczekajcie tutaj. Pójdę obudzić Paula i pozostałych.
Razem na pewno coś wymyślimy. Chociaż spróbujemy... – powiedział i pobiegł do
apartamentu. Kate usilnie starała się uspokoić. Rękawem koszulki ocierała łzy,
które wciąż nieprzerwanie płynęły.
- Chodź tu do mnie – powiedziałem, przyciągając ją do
siebie. – Już nie płacz... Ten twój chłopak wcale nie jest taki głupi, na
jakiego próbuje czasami wyglądać, wiesz?
- Jest wspaniały... – powiedziała cicho, pociągając nosem.
Siedzieliśmy nic nie mówiąc, a z apartamentu dochodziły nas jęki niezadowolenia
co poniektórych. – Jak się czujesz, Zayn? – zdziwiłem się, słysząc jej słowa.
W końcu to nie ja rozpaczałem od dobrej godziny.
- Dobrze... – odpowiedziałem, zastanawiając się skąd to
pytanie.
- Jutro ją zobaczysz... – dodała, a mi przed oczami stanął
obraz Perrie. A wraz z nim strach, bo nadszedł czas podjęcia decyzji. – Jesteś gotowy?
- Nie wiem... – odpowiedziałem, gdy już cisza zaczęła mi
dzwonić w uszach. – Naprawdę nie wiem...