♡❤♡
Konkurs na BLOG MIESIĄCA: LUTY
♡❤♡
Zostałam również nominowana do 1D Awards w kategoriach: Najlepszy Harry, Najlepszy oryginalny charakter, Najbardziej oryginalne opowiadanie, Wyciskacz łez oraz Najlepsza Autorka!
TU można oddać głos :)
♡❤♡
Jeżeli podoba wam się moje opowiadanie i macie ochotę oddać głos na
MOJĄ TAJEMNICZĄ DZIEWCZYNĘ
to dziękuję wam z całego serca
♡❤♡
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... – usłyszałem za sobą. Spojrzałem przez ramię na przyjaciela i nic sobie nie robiąc z
jego wątpliwości, dalej popisywałem się moimi umiejętnościami
włamywacza. „Powinieneś dodać, że wyjątkowo beznadziejnie ci to wychodziło” moje drugie ja, jak zawsze, wspierało mnie
dobrym słowem. – Louis...
- Może Liam ma rację... – „On mówi!” parsknąłem, nie przejmując się nimi zupełnie. – Może lepiej ich nie budźmy. Jeszcze zobaczymy więcej, niż mój
mózg jest w stanie znieść o tak wczesnej godzinie...
- Nie marudź, Malik, tylko otwieraj –
podałem mu kartę kredytową, nad którą znęcałem się od kilku minut. – Wiem, że potrafisz. Pewnie w
Bradford uczą was tego w podstawówce... – Zayn rozbawiony przewrócił
oczyma, ale ku mojej radości postanowił zmierzyć się z zamkiem. – A tak poza
tym, to o czym wy w ogóle mówicie? Przecież to Niall – stwierdziłem oczywisty fakt, a oni dalej patrzyli na mnie, jakby mi co najmniej trzecie oko
wyrosło.
- Lou ma rację – przynajmniej Harry
nadawał na tych samych falach co ja. – Pewnie oddał jej łóżko, a sam
śpi na podłodze. Dżentelmen... – zaśmiał się pod nosem. – Ewentualnie przegadali całą noc i w ogóle się
nie kładli...
- Patrzcie i podziwiajcie – Zayn oddał mi kartę i
odsunął się od drzwi. – Wchodź, jak taki mądry jesteś...
- A żebyś wiedział, że wejdę –
powiedziałem i pewnie nacisnąłem klamkę. Widok jaki było mi dane ujrzeć ewidentnie
świadczył o tym, że to czego byliśmy tak bardzo pewni okazało
się tak dalekie od prawdy, jak to tylko możliwe.
- O w mordę – Harry zaśmiał się głośno. – Muszę przyznać, że tego to się kompletnie nie spodziewałem...
- Co? – Liam, mimo wcześniejszym obiekcjom, postanowił jednak
zajrzeć. „Ciekawość, pierwszy stopień do piekła...” Mina Payne'a zdecydowanie była warta uwiecznienia. – Niall?!?
- Co jest? Co wy... – Horan patrzył na
nas nieprzytomnym wzrokiem, próbując jakoś poskładać w całość
to, co mu tak kołatało pod łepetyną. – Jezu... Spadajcie... –
mruknął pod nosem i przyciągając do siebie dziewczynę,
najwyraźniej postanowił spać dalej.
- Niall? Czy ty... wy... – Liam
właśnie się nam zaciął. I tylko trochę przypominał rybę wyjętą z wody. – Czy... Co?
- Co? – blondyn otworzył jedno oko i
zerknął na przyjaciela, który w dalszym ciągu był w szoku. „Delikatnie mówiąc.”
- Co...
- No to sobie pogadaliście – Harry nie mógł przestać się śmiać i ten jego rechot w końcu obudził księżniczkę Nialla, która
coś tam mrucząc do siebie, próbowała zakopać się pod kołdrę i najwyraźniej spać dalej. „Idealnie się pod tym kątem dopasowali” uśmiechałem się, oglądając tę scenę.
- Co tu robicie? – Horan mierzył nas
niezbyt przyjaznym spojrzeniem, co nie wiedzieć czemu tylko bardziej mnie
bawiło.
- Budzenie – powiedziałem, szerząc
się jak głupi. „Kate nie uwierzy, jak jej opowiem...” – Za
godzinę wyjeżdżamy...
Gdy tylko drzwi zamknęły się za tymi
kretynami cała moja uwaga zwróciła się ku dziewczynie leżącej obok
mnie. Nie mogłem uwierzyć, że spaliśmy w jednym łóżku. „Gdyby ktoś mi powiedział, że coś takiego się stanie, wysłałbym go ekspresem do psychiatryka...” Czułem ciepło ciała wtulonego w moje i już samo to
sprawiło, że szczerzyłem się jak nienormalny. Wypełniała mnie taka radość, że mógłbym nią obdzielić pół piętra. „Albo i całe, gdybym był bardzo hojny” uśmiechnąłem się, wpatrując w dziewczynę. Nie miałbym nic przeciwko, by spędzić tak większość dzisiejszego dnia.
Niestety mogłem sobie tylko pomarzyć. „Godzina...” westchnąłem zrezygnowany, doskonale zdając sobie sprawę, że to naprawdę niewiele. „Za mało czasu...”
- Katie? – nachyliłem się nad nią,
próbując odkopać ją z tych wszystkich poduszek, którymi się otoczyła. Jedną tuliła do siebie tak, że chyba właśnie zacząłem być zazdrosny o rzeczy martwe. „Odbija mi...”
- Hmmm? – uśmiechnąłem się, gdy
dotarło do mnie jej zaspane mruczenie. „Proszę, nie zniosę, gdy będzie jeszcze bardziej idealna...” Chyba zdecydowanie powinienem popukać się w głowę. „Najlepiej młotkiem.”
- Musimy wstawać – powiedziałem, pożerając ją wzrokiem. Odwróciła się
w moją stronę i mogłem ujrzeć wesołe ogniki w jej błękitnym
spojrzeniu.
- Wiem... – przeciągnęła się, a
moje oczy momentalnie zlustrowały jej całą sylwetkę i po prostu wiedziałem, że przypominałem teraz dorodnego pomidora. „Za jakie grzechy...” jęknąłem w duchu, ale naprawdę podobało mi się to, co widziałem. –
Słyszałam... – uśmiechnęła się, a uroczy rumieniec zabarwił jej policzki i w tym momencie był to chyba
najpiękniejszy widok jaki widziałem w całym moim dotychczasowym życiu. –
Godzina, tak? – upewniła się.
- Hmmm? – moja zdolność myślenia, a
co dopiero konwersacji na jakimś przyzwoitym poziomie, najwyraźniej nieco ucierpiała od tych
porannych widoków. – Co? Tak... – język plątał mi się tak, że to powinno być bolesne.
- Mogę iść pierwsza do łazienki? –
zapytała, rumieniąc się jeszcze bardziej. „Możesz wszystko, co tylko chcesz...”
- Tak. Jasne.
- Jesteś pewien, że mogę z wami
jechać? – wstała i sięgnęła po swoją torbę, a następnie
spojrzała na mnie wyczekująco. „Czy co? Czego jestem pewien?”
próbowałem przypomnieć sobie jej pytanie. Bez powodzenia.
- Jeżeli tylko chcesz? – powiedziałem asekuracyjnie. „To chyba
nie może być zła odpowiedź, prawda?” Jej uśmiech prawie mnie
oślepił. Patrzyłem na nią, dopóki nie zniknęła za drzwiami
łazienki, po czym opadłem z jękiem na poduszkę. „Nie zachowuj się jak debil” nakazałem sobie. Nadal trudno mi było uwierzyć, że ona naprawdę tutaj była. Prawie na wyciągnięcie ręki. – Kurwa mać! – wyskoczyłem z
łóżka wiedząc, że nie mamy za wiele czasu. Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd i gotowy na nowy dzień.
Usłyszałem szum wody i wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. –
Nawet o tym nie myśl – przywołałem się do porządku i postanowiłem zabrać się za pakowanie. „Dziś jest mój szczęśliwszy dzień” wrzucałem rzeczy do walizki, zostawiając tylko to, co miałem w planie na
siebie założyć. „Dziś uda mi się wszystko. Nawet spakować tak, by niczego nie zapomnieć”
rzuciłem ładowarką przez pół pokoju, ciesząc się jak
nienormalny, gdy wpadła do torby. – Normalnie Michael Jordan...
Mój wzrok zatrzymał się na stoliku
pod oknem. Wciąż piętrzyły się na nim brudne talerze, które zostały
po naszej „romantycznej” kolacji. Uśmiechnąłem się na
wspomnienie słownej „bitwy” o ostatniego Big Maca, którego ostatecznie
zjedliśmy pół na pół. Myślałem, że padnę, gdy na tak pięknie
zastawionym stole, Harry postawił papierowe torby z jedzeniem z McDonald's.
„Nie żebym narzekał...” wyszczerzyłem się jak głupi, bo
prawdą okazało się to, że i Katie nie stroniła od takiego jedzenia.
„I całe szczęście, bo chyba bym umarł, gdyby żywiła się
tylko sałatkami...”
Zgarnąłem laptopa Zayna, by mu go
oddać, ostatni raz spoglądając na playlistę, którą dla nas
przygotował. „Co za beznadzieja...” roześmiałem się głośno
na wspomnienie tych wszystkich ckliwych piosenek i tego przesłodzonego zawodzenia
piosenkarzy. Mieliśmy niezły ubaw z Katie, próbując odgadnąć,
co jeszcze zgotował nam DJ Malik i jego komputer. Ale trzeba mu oddać
sprawiedliwość, że dzięki tym spokojnym melodiom mogliśmy
przegadać cały wieczór bez niepotrzebnego przekrzykiwania muzyki.
Zerknąłem na telefon, kontrolując
czas. „Moja nowa tapeta jest zajebiście zajebista” oceniłem okiem znawcy, wpatrując się w zrobioną wczoraj fotkę. „Bez dwóch zdań!” Przy okazji
przypomniałem sobie o tym, że powinienem dorwać komórkę
Harry'ego i co ważniejsze Louisa, zanim zrobione przez nich zdjęcia i nagrania
obiegną cały świat. Mogłem sobie wyobrazić swoją minę kretyna,
gdy Lou zdjął mi tę szmatę z głowy i ujrzałem przed sobą
Katie. „Zdecydowanie muszę to ocenzurować.”
- Moja elokwencja porażała –
zaśmiałem się sam z siebie, przywołując w głowie tę scenę.
„Co? Jak?” pokręciłem głową z politowaniem. „Grunt to
pierwsze wrażenie, prawda?” Usłyszałem, że drzwi za mną otworzyły się.
„Twoi przyjaciele mnie porwali...” przypomniałem sobie odpowiedź
Katie. – Cieszę się, że dałaś się porwać – powiedziałem, zaskakując dziewczynę tym wyznaniem. Przez cały czas
patrzyłem jej w oczy.
- Twoi przyjaciele byli bardzo
przekonujący – roześmiała się, puszczając do mnie oczko. Od razu
zrobiło się jakoś jaśniej i cieplej. „Mówiłem, że to będzie
udany dzień...”
- Co się tak szczerzysz, Mała? – głos
Harry'ego jakimś cudem przebił się przez hałas panujący na lotnisku.
Uśmiechnęłam się, gdy udało mi się usłyszeć mruczącą coś pod nosem Alex.
Przyjaciółka wciąż była niezbyt przytomna po tych wszystkich
lekach, które w siebie wpakowała i jak ją znam, to najchętniej zagrzebałaby
się w pościeli i nie wystawiała z niej nosa przynajmniej do wieczora. Zresztą pewnie dokładnie to zrobi, gdy tylko będzie miała
taką możliwość. Wcale jej nie zazdrościłam tego przeziębienia. „Chociaż...”
- Niecała godzina – powiedziałam
niezwykle z tego faktu zadowolona. – Takie loty to ja lubię.
- Poczekaj, aż was zabierzemy do
Stanów albo do Australii – nie wiem, czy on mi właśnie groził, czy
po prostu obiecywał, ale na chwilę obecną taka długa podróż samolotem napawała mnie przerażeniem. –
Jeszcze się przy nas zakochasz w lataniu.
- Raczej bym na to nie liczyła – pokręciłam głową,
by już nie było żadnych wątpliwości. Nad uchem słyszałam cichy śmiech Louisa. Chciałam jeszcze coś
dodać, ale przerwało mi pojawienie się Paula.
- Wyjdziemy głównymi drzwiami – mężczyzna od
razu przeszedł do rzeczy. – Zrobicie sobie kilka zdjęć i
odwrócicie uwagę od dziewczyn. Mark, skorzystacie z wyjścia dla
personelu, by ominąć te tłumy fanów przed lotniskiem. Podstawię
tam dla was samochód. Miejmy nadzieję, że uda się uniknąć takich atrakcji, jak ostatnim razem – skrzywiłam się na wspomnienie niedawnej przygody, którą przypłaciliśmy potarganymi ciuchami i mnóstwem siniaków. Reakcja Louisa powiedziała mi, że pomysł menadżera bardzo mu się spodobał.
- Babski dyliżans – zaśmiał się
Harry i chyba tylko niedyspozycja Alex uchroniła go przed bolesnym kuksańcem. – Już ci współczuję, Stary – słysząc jęk Marka, nie miałam wątpliwości do kogo skierowane były te słowa.
- Apartamenty mają po dwie
sypialnie... – zaczął Paul, gdy tylko wysiedliśmy z windy na naszym piętrze.
- Tomlinson, dziś w nocy jesteś mój! – zawołał Harry, wywołując tym samym ogólną wesołość.
- A potem się dziwicie, że takie
rzeczy o was wypisują... – mimo iż nigdy nie widziałam twarzy
Liama, to byłam pewna, że całkiem nieźle mi szło wyobrażanie
sobie jego miny, gdy mówił te słowa. – Zayn? Perrie?
- Jasne. Możemy być razem – zgodził
się przyjaciel, który od samego rana nie wykazywał zbyt wiele
oznak przytomności. Niektórzy po prostu potrzebowali więcej snu i on zdecydowanie należał do tej grupy..
- Czy to znaczy, że mistrz Horan
będzie miał apartament tylko dla siebie? – Niallowi dziś
dopisywał humor i nie trzeba być wielkim znawcą, by wiedzieć, że
to wszystko za sprawą Katie. Niespodzianka chłopaków okazała się
strzałem w dziesiątkę. „Kto by pomyślał, że tak się przejmą
tym, że Niall jako jedyny nie miał pary...” uśmiechnęłam się, dziękując niebiosom, że już dłużej nie musiałam niczego ukrywać przed przyjacielem. Niektóre wiadomości naprawdę ciężko utrzymać w tajemnicy. Zwłaszcza, gdy się wie, że sprawią komuś ogromną przyjemność. – Dobra, po twojej
minie już widzę, że nie. Ktokolwiek to będzie ostrzegam. Mam
dzisiaj zajebisty humor i nie radzę tego zepsuć! Chodź, Katie...
- Albo się czegoś naćpał, albo ta
dziewczyna to jakiś chodzący dopalacz – mruknął Lou, ciągnąc mnie
w stronę naszego pokoju. – Masz szczęście Styles, że jesteśmy
tak daleko od nich, bo w przeciwnym razie inaczej byśmy rozmawiali...
- Jeszcze raz przypominam, że
wychodzimy za pół godziny – usłyszałam słowa Paula nim
zamknęły się za mną drzwi apartamentu.
- Sypialnie są takie same –
stwierdził po chwili Harry. – Zielona czy niebieska?
- Zielona – wybór mojej przyjaciółki
nic a nic mnie nie zaskoczył.
Louis wykorzystał do ostatniej minuty
czas, który dał im menadżer i oprowadził mnie po apartamencie,
zwracając uwagę na wszystko, co wydawało się ważne. Uwielbiałam te nasze momenty przeznaczone na „zwiedzanie” nowych miejsc. To niesamowite, że Lou zawsze potrafił wskazać mi to, co naprawdę było istotne. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pierwszych takich sytuacji, podczas których był strasznie zdenerwowany i opowiadając o pokoju, wymieniał milion niepotrzebnych rzeczy, niechcący pomijając te najważniejsze. „Kiedy to się zmieniło?”
- Jesteś pewna, że nie chcecie
nigdzie iść? – zapytał, obejmując mnie w pasie i
przyciągając do siebie. – Może nie na rajd po sklepach z
dziewczynami, ale moglibyśmy coś innego wymyślić. Nie będzie nas do
wieczora...
- Wiem, ale tu nam będzie dobrze –
powiedziałam, wtulając się w jego tors i jak zawsze w takich momentach, zachwycając się jego zapachem. – Alex może i nie marudzi
tak jak wczoraj, ale jeszcze nie czuje się najlepiej. Jestem pewna,
że przyda jej się taki dodatkowy dzień na wylegiwanie się w
łóżku. Zamówimy sobie śniadanie i będziemy się oddawać
błogiemu lenistwu. Może obejrzymy jakiś film?
- A już myślałem, że będziesz
bardzo zajęta rozmyślaniem o mnie – poczułam jego wargi na
swoich. Na początku pocałunki były niezwykle delikatne, wręcz
nieśmiałe, ale już po chwili mogły wzniecać pożary. Posługiwał
się językiem w sposób, który jednocześnie pozostawiał niedosyt
i spełniał każde pragnienie. Dopiero przyjście Marka oderwało
nas od siebie. „Niezwykle niechętnie...”
Wsłuchiwałam się w spokojny oddech
mojej wymęczonej przyjaciółki. Zasnęła w iście rekordowym
tempie. Nawet jak na nią. W sumie nic w tym dziwnego, skoro wcześniej wymordowała się strasznie,
zwracając wszystko, co zjadła na śniadanie. Ta jej cała choroba coraz bardziej mi się
nie podobała...
Ostrożnie zeszłam z łóżka,
uważając, by się nie zabić o moją sukienkę. „Co mnie
podkusiło, by ją założyć? Przebywanie z Danielle i Perrie zdecydowanie ma na mnie zgubny wpłtyw. Następnym razem na sto procent wybiorę
szorty” obiecałam sobie, poprawiając ramiączko.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam,
gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi sypialni. – Udało jej się w końcu zasnąć?
- Tak, śpi... – zastanawiałam się,
jak najlepiej załatwić to, co od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie. – Mark? Czy
w hotelu jest może apteka?
- Nie mam zielonego pojęcia, ale mogę zadzwonić do
recepcji i zapytać – powiedział i już po chwili słyszałam
pikanie telefonu. Po krótkiej rozmowie, z której szybko
wywnioskowałam, że niestety nie ma tak dobrze, znów byłam
postawiona przed dylematem. – Najbliższa apteka jest podobno za
rogiem. Mogę się tam przejść lub kogoś wysłać, jeżeli tylko powiesz mi, co
potrzeba kupić.
- Sama nie wiem... – przeglądałam w głowie listę wszystkich za i przeciw. „Przecież nie
mogę go wysłać. A może mogę?” bawiłam się nerwowo pierścionkiem. Nie pierwszy raz zauważyłam, że bardzo mnie to uspokaja. – Myślałam o innych lekach dla
Alex, bo te tabletki raczej jej nie pomagają, skoro wszystko zwraca. I
jeszcze o kilku rzeczach dla siebie... – „Nie mogę. Ale przecież i
tak zobaczy... Nie, nie mogę” toczyłam walkę z samą sobą. W końcu westchnęłam ciężko, podejmując
ostateczną decyzję. – Ale chyba wolałabym się tam przejść z
tobą...
Całą drogę powrotną czułam na sobie uważne spojrzenie Marka. Normalnie nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu to jego praca. Jednak teraz było trochę inaczej. Siatka w mojej dłoni dziwnie mi ciążyła, nie dając zapomnieć, co się w niej znajduje. Zdawałam sobie sprawę, że milczenie Marka najlepiej świadczy o tym, że zauważył moje sprawunki. Z tego powodu nie mogłam przestać się czerwienić. „Przecież to nic takiego” próbowałam się przekonać. „Jesteśmy w końcu dorośli i nie ma się czym przejmować...” Jeżeli tak kiepsko mi szło przekonanie samej siebie, to chyba nic dziwnego, że nie odezwałam się anie słowem, by w jakikolwiek sposób skomentować te zakupy.
Gdy tylko wróciliśmy do apartamentu, odetchnęłam z ulgą. Niedługo jednak było mi dane się nią cieszyć. Już od drzwi słyszałam, że Alex znowu męczą torsje. Pewnie skierowałam się do łazienki.
Gdy tylko wróciliśmy do apartamentu, odetchnęłam z ulgą. Niedługo jednak było mi dane się nią cieszyć. Już od drzwi słyszałam, że Alex znowu męczą torsje. Pewnie skierowałam się do łazienki.
- Zorganizuje herbatę – powiedział
Mark, pozwalając mi samej zaopiekować się przyjaciółką.
- Gdzie się szlajacie? Żeby tak mnie
biedną na pastwę losu zostawić... – Alex jak zawsze
starała się nadrabiać miną. – Poskarżę się Louisowi.
Zobaczysz...
- Już się boję – usiadłam przy
niej na podłodze.
- Byłaś na zakupach? – zdziwienie w
jej głosie byłoby przezabawne, gdyby nie to, że znów zrobiło jej
się niedobrze. – Umieram... Jeśli jednak przeżyję, to mam przynajmniej nadzieję, że coś
schudnę od tego „rzygańska”. Nie ręczę za siebie, jeżeli okaże się, że męczę się tak na darmo...
- Mam coś dla ciebie – próbowałam
wymacać odpowiednie pudełko wśród tych wszystkich sprawunków. –
Myślę, że to mogłaby być odpowiedź, na ten twój tekst ze
schudnięciem – uśmiechnęłam się, podając jej opakowanie. Cisza, jaka zapadła była wielce wymowna.
- Chyba żartujesz – wyszeptała, a w
jej głosie słyszałam nutkę przerażenia. – To... To nie może być
to.
- Nie zaszkodzi się przekonać,
prawda? – starałam się być spokojna i pewna siebie, zwłaszcza, że jej daleko było do takiego stanu. Uśmiechałam
się, choć jeśli miałabym być szczera sama ze sobą, to byłam
trochę podenerwowana. Ale przecież nie miałam ku temu żadnego
powodu. – Mam wyjść?
- Ja... Zostań... – odetchnęła
głęboko i otworzyła opakowanie. Przez chwilę szeleściła ulotką.
„To chyba dobry moment...”
- Wzięłam jeszcze dwa inne –
podałam jej pozostałe pudełka.
- Przerażasz mnie. Do trzech razy
sztuka, tak? – westchnęła. „Czy mi się wydaje, czy z tego
wszystkiego przeszły jej nudności?” – No dobra – podniosła się
ostrożnie. – Jesteś pewna, że nie chcesz sama na to nasikać? To
twoja ostatnia szansa...
- Dzięki, nie tym razem – zaśmiałam
się nerwowo. – A teraz koniec gadania. Lej!
- Doprawdy nie wiem, co ten Louis z tobą
robi... – marudziła pod nosem, a w każdym jej słowie pobrzmiewało
zdenerwowanie. – Kiedyś byłaś taka milutka, a teraz istny
generał...
Minuty wlokły się w nieskończoność.
Przygryzałam wargi, byle tylko powstrzymać się od ciągłego pytania
o to, ile jeszcze. Alex już nie starała się przykryć swojego
strachu słowami. Siedziałyśmy na podłodze w ciszy, opierając się
o zimne kafelki. Gdy zabrzęczał telefon, odetchnęłam z ulgą.
Czekanie dobiegło końca. Po kolejnych minutach wiedziałam, że
Alex odwleka nieuniknione.
- Sprawdziłabym to za ciebie, gdybym
mogła – powiedziałam cicho, chcąc ją zachęcić do
jakiegokolwiek działania.
- Co ja zrobię, jeśli... – zaczęła
drżącym głosem.
- Będziesz szczęśliwa jak nigdy w
życiu – byłam więcej jak pewna swoich słów. – I nie tylko ty.
Sprawdź, bo zaraz naprawdę umrę z ciekawości...
- Dobra – odetchnęła głęboko, a
po chwili przestała oddychać. – O Boże... – wyszeptała, by po
chwili się rozpłakać. Było to zarówno łzy szczęścia, jak i przerażenia. Objęłam ją ramieniem i długo nie
trzeba było czekać, bym i ja miała mokre policzki. – Co ja mam teraz
zrobić, Kate?
- Najpierw? – pociągnęłam nosem.
Pewnie byłoby to komiczne, gdyby nie fakt, że obie byłyśmy w
podobnym stanie. I naprawdę nie wiem, która z nas rzewniej płakała. – Porozmawiać z Harrym.
Suszyłem zęby w uśmiechu, wpatrując
się w narzeczoną. Jej mina była warta uwiecznienia. Śmiało mogłem powiedzieć, że
dosłownie zaniemówiła po moim oświadczeniu.
- Gdzie idziemy? – upewniła się po raz kolejny,
przerywając przeciągającą się ciszę. Chciało mi się śmiać z komizmu tej sytuacji.
- Potańczyć.
- Właśnie tak usłyszałam –
powiedziała cicho, więżąc mnie w swoich niesamowitych oczach.
Wydawały się trochę zaczerwienione, choć przecież nie mogła mieć żadnego powodu do płaczu. „Prawda?”
- Właśnie tak powiedziałem –
starałem się brzmieć poważnie, ale nie udało mi się ukryć
rozbawienia. Harry zniknął za drzwiami swojej sypialni. Chciałbym
móc powiedzieć, że zrobił to dyskretnie i w ogóle się nam nie przysłuchiwał, ale jego chichot był aż
nadto wymowny. Zdecydowanie świetnie się bawił. „I jak nic zaraz opowie wszystko Alex...”
- Aha...
- Będzie fajnie – przekonywałem. –
Zayn i Liam też idą. Oczywiście z dziewczynami. Wyrwiesz się choć
na trochę z tego pokoju... Harry zaopiekuję się Alex i zapewniam
cię, że zrobi to aż nazbyt chętnie – w końcu uśmiech
rozświetlił jej piękną twarz. – No a Niall ma jakieś inne plany.
Pewnie urządzą sobie z Katie konkurs w jedzeniu hamburgerów, czy czegoś innego... Co
mi przypomina, że muszę skopiować wczorajsze filmiki na laptopa,
bo ten twój samozwańczy brat coś bardzo dziś obserwował moją
komórkę...
- Ale impreza? W klubie? – Kate uśmiechała się
delikatnie. Wiedziałem, że już ją przekonałem, choć w jej spojrzeniu czaiła się pewna wątpliwość. W tych niesamowitych oczach
można było czytać jak w otwartej księdze. Zauważyłem, że znów
bawi się pierścionkiem. Ten gest cały czas sprawiał mi dziwną
przyjemność. – A co jeśli ktoś spyta? Co mam mówić, gdy...
- Myślę, że prawda zawsze będzie najlepszym rozwiązaniem – powiedziałem, podnosząc pokrowiec z
kanapy. – Nie chcę trzymać tego w tajemnicy – dodałem. – To jak? Sprawdzimy, co za kieckę wybrały dla ciebie
dziewczyny?
- Mam się bać? – błysk w jej oku
nareszcie pokazał mi, że wieczorne plany ostatecznie przypadły jej
do gustu, a wątpliwości zostały rozwiane.
- Myślę, że powinnaś być
przerażona...
Oparty o framugę, z zapartym tchem podziwiałem
roztaczające się przede mną widoki. Ostatnio zresztą stałem się ich wielkim miłośnikiem. Łazienka skąpana była w
oparach gorącej pary, a moja dziewczyna moczyła się w wannie i
sądząc po jej rozmarzonej minie, musiało być jej bardzo przyjemnie. Moje oczy, niczym zaczarowane, śledziły każdy, najmniejszy ruch
jej dłoni i nie mógłbym przestać, nawet gdyby od tego zależał
los ludzkości. Temperatura panująca w łazience zdecydowanie i mi się udzieliła.
- Nie za dobrze ci czasem? – nie mogłem
się powstrzymać, by się nie odezwać. Słysząc jej ciche
mruczenie, poczułem znajomy skurcz w podbrzuszu. „Tak, zdecydowanie podoba
mi się widok przede mną. Zwłaszcza w połączeniu ze ścieżką
dźwiękową...” – Jak się czujesz?
W końcu otworzyła oczy i uczucia,
które w nich zobaczyłem, uderzyły we mnie niczym rozpędzona
ciężarówka. Przełknąłem ślinę, co nagle okazało się być nie
lada wyczynem. Ogień, który rozpoczął swój żywot w moich lędźwiach, powoli pochłaniał mnie całego, wraz z każdym prowokacyjnym ruchem jej dłoni.
- Jestem mokra i rozgrzana – ten
błysk w jej oku sprawił, że i ja mógłbym tak odpowiedzieć i nie byłoby to kłamstwem.
Zrobiło mi się niezwykle gorąco i jeszcze kilka takich tekstów, a
będę mieć mokro w spodniach. – I niezwykle samotna w tej jakże
wielkiej wannie – lepszego zaproszenia nie potrzebowałem. Pobijając wszelkie istniejące rekordy w rozbieraniu się, wskoczyłem do wanny.
Nie było w tym nic romantycznego. Czysty seks. Namiętny. Mocny. Szybki. Taki, który sprawia, że prawie
tracisz przytomność, a po wszystkim kończysz z krwawymi śladami paznokci
na plecach. Tak wykończony, że nie masz siły ruszyć nawet małym
palcem. Zdecydowanie mieliśmy wielkie szczęście, że się nie
utopiliśmy. Choć niewątpliwie pomógł nam fakt, iż większość
wody wylądowała poza wanną.
- Mógłbyś tym zarabiać na życie –
zachrypnięty głos Alex i jej urywany oddech mile połechtały moje ego. Dziewczyna
umościła się między moimi nogami i oparła się o mnie.
Zapatrzyłem się w strumień wody, uśmiechając się pod nosem.
- Czy ty właśnie nazwałaś mnie
kurwą? – nawet nie starałem się ukryć mojego rozbawienia. Zresztą
w tym momencie było to ponad moje siły.
- Hmmm... Niezupełnie... – splotła
nasze dłonie razem i ułożyła je na swoim brzuchu. – Choć
możliwe, że kiedyś wymknie mi się to raz, czy drugi, gdy będziesz mnie
pieprzył tak jak przed chwilą – chyba właśnie zdałem sobie sprawę, że mój penis
niezwykle lubi brzydkie słowa w jej ustach. „I nie tylko je...”
Czułem, że przynajmniej jedna część mojego ciała ma niezwykłe
zdolności regeneracyjne. – Co zresztą zupełnie nie będzie się
liczyć jako rzecz powiedziana w trakcie seksu...
- Hmmm... – moje dłonie ożyły na jej
ciele.
- A swoją drogą jeśli już, to
byłbyś tak ekskluzywną kurwą, iż wątpię, żeby kogoś innego
poza mną było na ciebie stać – jej oddech zmienił się, czyli
moje działania nie umknęły niezauważone. – Oczywiście, gdy już
sprzedam te wszystkie gadżety z waszymi autografami i udzielę tych
nieskończonych wywiadów na wyłączność.
- Myślę, że mógłbym ci dać zniżkę
– powiedziałem pod nosem. – Tak po starej znajomości...
- To bardzo dobry pomysł... –
uśmiechnęła się, zamykając oczy i układając się wygodnie na
mojej piersi. – Masz więcej takich pomysłów?
- Jestem pewien, że kilka by się
znalazło – wyszeptałem jej do ucha. Nagle usłyszałem głośne
trzaśnięcie drzwiami. Znak, że nasze „zakochańce” wróciły. – Kate mówiła, że chciałaś o czymś ze mną porozmawiać –
przypomniałem sobie tajemnicze słowa przyjaciółki.
- Później – Alex odwróciła się w
moich ramionach. Robiąc to bardzo powoli i jednocześnie ocierając
się o mnie każdą możliwą powierzchnią swojego ciała. „Tyle
odnośnie zmęczenia.” – Teraz mam ochotę na coś innego i
zastanawiam się, czy mógłbyś mi dać na kredyt...
- Kto by pomyślał, że dożyjemy
dnia, w którym Harry dobrowolnie zrezygnuje z imprezy – Zayn
wydawał się być tym faktem niezwykle rozbawiony. Zwłaszcza sądząc
po tym, że powiedział to już trzeci lub czwarty raz. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, gdzie dla Stylesa toczy się teraz prawdziwa imprezka.
- Zaręczam ci, że świetnie bawi się
w hotelu – złożyłem zamówienie i czekałem na nasze drinki. –
Nawet zboczeniec nie zaczekał, aż wyjdziemy.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? –
parsknął przyjaciel. – Ciesz się, że chociaż drzwi do sypialni
zamknął – posłałem mu spojrzenie typu „no chyba żartujesz”
i rozbawiony patrzyłem, jak oczy mu prawie wychodzą na wierzch.
- Boże... – nie przestawał się
śmiać. – Dobrze, że z Li nie ma takich problemów.
- Nie ciesz się na zapas –
odebraliśmy drinki i ruszyliśmy w stronę naszego boksu. – Jak
wlejemy w niego kilka takich, to zaręczam ci, że go nie poznasz.
- Po kilku takich, to on zaśnie
jeszcze zanim stąd wyjdziemy – „Też fakt” nie mogłem nie
przyznać mu racji. W końcu wszyscy doskonale znaliśmy pijackie możliwości Liama. Przeciskaliśmy się przez zatłoczony parkiet.
Uśmiechnąłem się, widząc Kate nerwowo bawiącą się
pierścionkiem. – Powiedziałeś jej już?
- Zrobię to jutro – postanowiłem. –
Paul ma ustalić wszystkie szczegóły. Dziś mam zamiar sprawić, by świetnie się bawiła i ostatnie czego
chcę, to by martwiła się na zapas.
- Z was dwojga, to chyba ty się
bardziej martwisz, Lou – wzruszyłem ramionami, ale już nic nie
mówiłem. „W końcu powiedział prawdę...”
- Co wam tak długo zeszło? – Danielle
odebrała ode mnie swoje kolorowe „coś”. – Już mieliśmy za wami
posłać ekipę ratunkową.
- Co poniektórzy zamówili takie
dziwactwa, że biedny barman aż się spocił przy ich robieniu –
spojrzałem wymownie na kolorowe drinki jej i Perrie. – Następnym razem
zamówcie po piwie, a ręczę wam, że będzie szybciej.
- Tak jest ciekawiej – puściła mi
oczko i przyssała się do swojego napoju. – Na pewno nie masz ochoty
na nic innego, skarbie? – przyciągnąłem do siebie Kate i z pewnym
sentymentem prześliznąłem wzrokiem po jej coli z lodem i limonką. Zadowolony uśmiech powiedział mi wszystko, co chciałem wiedzieć.
Jakiś czas i zdecydowanie kilka
drinków później, impreza rozkręciła się na całego. Liam szalał
z Danielle na parkiecie i jakimś cudem nawet zbytnio od niej nie
odstawał. Ewentualnie to już procenty we mnie uszkodziły mi wzrok. Udało mi się zaciągnąć Kate na sam środek sali i nie przejmując
się zbytnio muzyką, kołysać się wolno, przy okazji pozwalając swoim
dłoniom błądzić po jej plecach. I miałem wielką ochotę
zacisnąć palce na jej tyłeczku, ale na szczęście aż tak pijany
jeszcze nie byłem. „Co się odwlecze, to nie uciecze...”
uśmiechnąłem się, planując przeniesienie zabawy do naszej
sypialni. Chciałbym powiedzieć, że przez cały wieczór nie odrywałem wzroku od mojej
narzeczonej, ale byłoby to wielkim kłamstwem. Musiałem przecież
od czasu do czasu posyłać mordercze spojrzenia tym wszystkim facetom, którzy
ośmielili się pożerać wzrokiem moje kochanie. „I laskom też!
Bezwstydnice...” roześmiałem się głośno, przyciągając Kate
tak blisko jak tylko było to możliwe. Właśnie przeszedłem swój
test na trzeźwość. Gdybym był zalany, widok dziewczyn
wpatrujących się w Kate spowodowałby raczej grzeszne myśli.
„Zdecydowanie podoba mi se ten pomysł...” moje drugie ja
oblizało się lubieżnie. „Spadaj, zboczeńcu!” Pokręciłem
głową, by pozbyć się tych nieproszonych myśli. „Psujesz
zabawę, gnojku. I sam jesteś zboczeńcem. W końcu ty to ja...”
- Chodźmy się napić – pociągnąłem
Kate do stolika, choć byłem więcej jak pewny, że poczuła
rewolucję w moich spodniach i domyśliła się przyczyny mojej kapitulacji. Rumieniec na jej policzkach był
bardziej niż wymowny.
- … przecież to dobra wiadomość,
prawda? Dlaczego on jeszcze jej nie powiedział? – usłyszałem ostatnie słowa Perrie i czując na sobie
wzrok wszystkich obecnych przy stoliku, mogłem się domyślić czego
dotyczyła rozmowa. Pytanie tylko ile więcej usłyszała Kate.
- Prawda – powiedziałem, siadając
obok narzeczonej. – I jutro również nic się w tej sprawie nie
zmieni – Zayn posłał mi przepraszające spojrzenie i próbował zająć Pers swoją osobą..
- O czym rozmawiacie? – Kate ujęła
szklankę w obie dłonie. „I co teraz?”
- Paul mówił, że dzwonił dzisiaj doktor Weller –
zacząłem powoli. Kate uśmiechnęła się, zachęcając bym
kontynuował. – Chciałby, o ile to możliwe, żebyś przyjechała pod koniec przyszłego
tygodnia – teraz widziałem zaskoczenie w jej oczach. I pytanie. –
Okazało się, że będą mogli przeprowadzić twoją operację
wcześniej, a muszą zrobić jeszcze kilka badań...
Mimo ogłuszającej muzyki, która
dudniła w uszach, przy stoliku zapadła kompletna cisza. Pięć par oczu
wpatrywało się w Kate czekając, co ona powie.
- Tak szybko... – wyszeptała. Nie wiem
na co czekaliśmy, ale sądząc po minach przyjaciół, moje kochanie
kolejny raz wszystkich zadziwiło. A mnie to już chyba najbardziej.
Lekkie wzruszenie ramion i delikatny uśmiech pojawił się na jej
twarzy. – To chyba lepiej, nie?
Prześcigaliśmy się w wymyślaniu
durnych odpowiedzi na to jej pytanie, choć przez cały czas miałem
wrażenie, że to było to z gatunku tych retorycznych.
- Ale jutro będzie waszych zdjęć w
internecie – zaśmiała się Danielle, umiejętnie przerywając kłopotliwe milczenie i kierując rozmowę na inny tor. – Dłoń Kate, to już chyba
z każdej możliwej strony sfotografowały – wskazała głową
dziewczyny w sąsiednim boksie. Wzruszyłem ramionami, uśmiechając
się od ucha do ucha. – Widzę, że kompletnie ci to nie przeszkadza.
- Nic a nic – powiedziałem, całując
Kate w skroń. W tym momencie przy naszym stoliku pojawiła się
kelnerka z tacą zastawioną kieliszkami i butelką szampana.
- Od właściciela – powiedziała
łamaną angielszczyzną, stawiając przed nami bąbelki z górnej
półki. Podziękowaliśmy i postanowiliśmy przygarnąć darowane
procenty. „A przynajmniej panie postanowiły...” Jako że mi
życie jeszcze było miłe, postanowiłem raczej nie mieszać takich
płynów. Zaciągnąłem chłopaków do baru, po jakiś prawdziwy
alkohol, a nasze dziewczyny w towarzystwie biednego Marka udały się do toalety.
„Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego one zawsze chodzą tam
stadami?”
Droga powrotna okazała się już nie
taka łatwa. Zostaliśmy otoczeni przez bandę napalonych fanek,
które najwyraźniej chciały z nami zatańczyć, nie zważając na cenne kufle w naszych dłoniach. Ostatecznie
zadowoliły się kilkoma autografami. „Niektórymi w naprawdę
dziwnych miejscach...” Uśmiechnąłem się, widząc Kate
pochłoniętą rozmową z Markiem, podczas gdy Danielle i Perrie szalały na parkiecie. Uśmiech trochę mi zmalał,
gdy usłyszałem słowa ochroniarza.
- W tym stanie chyba nie powinnaś pić
alkoholu...
- W jakim stanie? – patrzyłem na moją
narzeczoną praktycznie nie oddychając i bojąc się nawet mrugnąć.
I raczej nie skłamię, jeżeli powiem, że pozostali zachowywali się
dokładnie tak samo. „Czy to możliwe, że ona jest...” Jej chichotanie zdezorientowało mnie jeszcze bardziej. – Kate?
Wpatrywałem się w dziewczynę leżącą
na łóżku i zapatrzoną w ekran telewizora. Westchnąłem ciężko,
bo oglądanie jakiegoś durnego filmu to było ostatnie, na co miałem
ochotę. Wskoczyłem z rozpędu na materac, przyciągając Alex do
siebie i zasłaniając jej ekran.
- Podobno wystarczy chcieć –
zacząłem, próbując wzniecić ogień w jej oczach i ciele. – A
chcieć, to móc – wesoły błysk w jej spojrzeniu bardzo mi się
podobał. Zwiastował to, iż moje próby najwyraźniej przynoszą pożądany efekt. – Ja chcę ciebie. Mogę?
- To było dobre – zaśmiała się,
muskając delikatnie moje usta. – Czasami te twoje teksty naprawdę mnie
rozbrajają...
- Czujesz się rozbrojona? – spojrzałem
na nią uważnie. – Zdana na moją łaskę? – poruszałem komicznie
brwiami, rozbawiając ją jeszcze bardziej. – Przychodzi mi do głowy
kilka pomysłów jak możemy wykorzystać tę sytuację...
- Nie wątpię – wtuliła się we
mnie, zamykając oczy, ale ku mojemu zdziwieniu na jej twarzy nie
odmalowało się rozmarzenie, czy podniecenie, a przetoczył się po
niej grymas bólu.
- Co się dzieje? – próbowałem się
odsunąć, myśląc, że być może to ja sprawiam jej ból. – Coś cię
boli? Znów źle się czujesz?
- Nie... – odpowiedziała po chwili i
spojrzała na mnie, a w jej oczach widziałem niezwykłą powagę
oraz... „Strach?”
- Co się dzieje? – zapytałem jeszcze raz,
nie odrywając od niej wzroku i czekając na jakiekolwiek
wyjaśnienia. Wyglądała jakby walczyła sama ze sobą i cholernie mnie to przerażało. „Czyżby
nie chciała mi czegoś powiedzieć?” – Alex...
- Chyba... – zaczęła, ale coś ją
powstrzymało przed mówieniem. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, wzięła głęboki oddech i
spojrzała mi prosto w oczy z pewną determinacją i obawą. – Jestem
w ciąży.
Jej słowa zawisły między nami.
Próbowały dostać się do mojej głowy, ale chyba opornie im to
wychodziło, bo wciąż jeszcze nie dotarło do mnie ich znaczenie.
Czułem, że dziewczyna drży i nadal nie potrafiłem zrozumieć, co
było tego przyczyną. „Czy ona właśnie...”
- C-co? – wykrztusiłem z siebie to
jedno słowo, a i tak kosztowało mnie to wiele wysiłku.
- Jestem w ciąży – powtórzyła,
wciąż patrząc mi głęboko w oczy.
- Hmmm... Wydawało mi się, że to właśnie usłyszałem...
– mruknąłem, nadal starając się jakoś zrozumieć tę sytuację.
Moje szare komórki zdecydowanie uległy jakiemuś
przeciążeniu, bo nie potrafiłem zebrać myśli. – Ale... Co? –
westchnęła ciężko, a w jej oczach ujrzałem dobrze mi znane błyski.
- Światło mego życia... – zaczęła. – Zastanawia mnie twoja kompletna niezdolność do zrozumienia
najprostszych informacji. Przychodzi ci to naturalnie, czy musiałeś
ciężko pracować nad udoskonaleniem tej cechy?
- Co?!? – teraz już kompletnie nic nie
zrozumiałem. Miałem wrażenie, że mów do mnie po chińsku. Alex westchnęła ciężko i próbowała mnie od siebie
odepchnąć. I chyba dopiero ten gest obudził mnie z tego dziwnego
transu. – Jesteś w ciąży? – powtórzyłem to, co od dłuższego czasu chciała mi przekazać.
- Brawo! – przewróciła oczami,
patrząc na mnie z pewną obawą.
- Ze mną? – „Styles, ty jebnięty idioto!”
Ledwo palnąłem tę głupotę, a już chciałem cofnąć te słowa.
Złość i ból, które wymalowały się na twarzy dziewczyny tylko
udowodniły mi rozmiar mojej gafy.
- To najgłupsza rzecz jaka
kiedykolwiek wpadła ci do głowy, a naprawdę miała ogromną
konkurencję – warknęła zraniona i mogłem za to winić tylko
siebie. Odepchnęła mnie i tym razem już się nie broniłem.
Usiadłem obok niej na łóżku, starając się uporządkować
bałagan w mojej głowie. – Powiesz coś w końcu?
- Nie bardzo wiem co powinienem
powiedzieć – przyznałem uczciwie, nadal próbując dojść do ładu
ze swoimi myślami.
- Mogę jutro wrócić do domu... – „Jak
to jest, że te najciszej wypowiadane słowa, sieją największe
spustoszenie?” Spojrzałem na nią przerażony.
- Chcesz mnie zostawić?
Wpatrywaliśmy się w siebie z dobrze wyczuwalnym napięciem. Ja czekałem. Czekałem na jej odpowiedź, choć już
wiedziałem, że niezależnie od niej, się nie poddam. Nie po to
walczyłem o nią i o nas, by teraz tak łatwo odpuścić.
- Nie – powiedziała po chwili, która
wydawała mi się wiecznością. – Po prostu pomyślałam, że...
- Nie wiem, czy to ciąża tak na
ciebie działa, ale zdecydowanie masz teraz problemy z myśleniem,
Motylku – uśmiechnąłem się, widząc szok na jej twarzy. – Nie
jesteś już sama... Pamiętasz nasz długoterminowy kontrakt? –
przysunąłem się do niej, by otoczyć ją ramionami. – A może
potrzebujesz by ci go przypomnieć? Obiecałem ci kiedyś, że razem
poradzimy sobie ze wszystkim, a mały Styles, to nie taki znowu
wielki problem – widziałem te miliony myśli i uczuć
ujawniających się w jej spojrzeniu. – Choć myślę, że jest
szansa, że to będzie najbardziej wyszczekane dziecko pod słońcem i lekko też nie będzie
– parsknąłem, chcąc zobaczyć uśmiech na jej twarzy. A zamiast
tego ujrzałem łzy, które jedna po drugiej wytaczały ścieżki na jej policzkach. Nachyliłem się wpatrując się w jej oczy, by
przenieść wzrok na słone krople, które płynęły nieprzerwanie.
Moje wargi złapały jedną z
niesfornych łez i zamknęły się wokół niej w czułym pocałunku. Drżały, sam nie wiem z jakiego powodu. Przesunąłem językiem po
słonych ścieżkach, zlizując każdą łzę jaką napotkałem na
swojej drodze. Koniuszkiem języka musnąłem drżącą na rzęsach
kroplę i przesunąłem odrobinę twarz, powtarzając dokładnie tą
samą czynność na drugim policzku. Alex siedziała jak
sparaliżowana, niezdolna absolutnie do żadnego gestu. Dopiero, gdy
nakryłem jej usta swoimi, poczułem, że wróciła do życia.
Przyciągnąłem ją mocno do siebie i razem opadliśmy na poduszki.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że telewizor nadal wypełniał
pokój rożnymi dźwiękami. Bezskutecznie, bo w dalszym ciągu nic
do mnie nie docierało. „Będę ojcem” uśmiechnąłem się
słysząc tą myśl w głowie. „Cholera jasna, będę ojcem!”
podobała mi się ta myśl, choć jednocześnie byłem nią przerażony. Takie dwa
w jednym i w dodatku do kwadratu. Ujrzałem siebie, trzymającego małą dziewczynkę na
rękach, która posyłała mi właśnie jedno ze spojrzeń swojej
mamy. „Ja pierdolę...”
- Co ja mam zrobić, Harry? –
usłyszałem cichy szept Alex. – Co my zrobimy? Co ja mam z tobą zrobić?
- Ze mną? – przetoczyłem się tak, że
teraz nakrywałem ją swoim ciałem. – Problemy najlepiej od razu
brać na klatę – powiedziałem, niezwykle zainteresowany
guziczkami jej bluzki.
- Harry? – powoli bladość ustępowała
z jej twarzy, a w oczach pojawił się dawny blask. – Czy ty
właśnie... – spojrzała na mnie uważnie. – Jesteś tego pewien?
- Jak niczego innego – powiedziałem,
a jej szeroko otwarte oczy wyjątkowo mnie rozbawiły. – Nie patrz na
mnie z taką miną jakby mi się mózg obsunął do studzienki
kanalizacyjnej.
- Idiota – zaśmiała się, przyciągając mnie bliżej. W tym
jednym słowie była zawarta ogromna radość i jeszcze większa
ulga. „I jak zawsze brzmiało jak największy komplement...”
- Wariatka – mruknąłem, wpijając
się w jej usta w namiętnym pocałunku. Trwał on jednak dość
krótko, bo przecież musiałem jeszcze przywitać się z moimi
motylkami. „Ciekawe, czy za dziewięć miesięcy przybędzie
kolejny...”