sobota, 22 marca 2014

97



♡❤♡

Konkurs na BLOG MIESIĄCA: LUTY

♡❤♡

Zostałam również nominowana do 1D Awards w kategoriach: Najlepszy Harry, Najlepszy oryginalny charakter, Najbardziej oryginalne opowiadanie, Wyciskacz łez oraz Najlepsza Autorka!
TU można oddać głos :) 

♡❤♡
Jeżeli podoba wam się moje opowiadanie i macie ochotę oddać głos na
MOJĄ TAJEMNICZĄ DZIEWCZYNĘ
to dziękuję wam z całego serca

♡❤♡




   - Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... – usłyszałem za sobą. Spojrzałem przez ramię na przyjaciela i nic sobie nie robiąc z jego wątpliwości, dalej popisywałem się moimi umiejętnościami włamywacza. „Powinieneś dodać, że wyjątkowo beznadziejnie ci to wychodziło” moje drugie ja, jak zawsze, wspierało mnie dobrym słowem. – Louis...
   - Może Liam ma rację... – „On mówi!” parsknąłem, nie przejmując się nimi zupełnie. – Może lepiej ich nie budźmy. Jeszcze zobaczymy więcej, niż mój mózg jest w stanie znieść o tak wczesnej godzinie...
   - Nie marudź, Malik, tylko otwieraj – podałem mu kartę kredytową, nad którą znęcałem się od kilku minut. – Wiem, że potrafisz. Pewnie w Bradford uczą was tego w podstawówce... – Zayn rozbawiony przewrócił oczyma, ale ku mojej radości postanowił zmierzyć się z zamkiem. – A tak poza tym, to o czym wy w ogóle mówicie? Przecież to Niall – stwierdziłem oczywisty fakt, a oni dalej patrzyli na mnie, jakby mi co najmniej trzecie oko wyrosło.
   - Lou ma rację – przynajmniej Harry nadawał na tych samych falach co ja. – Pewnie oddał jej łóżko, a sam śpi na podłodze. Dżentelmen... – zaśmiał się pod nosem. – Ewentualnie przegadali całą noc i w ogóle się nie kładli...
   - Patrzcie i podziwiajcie – Zayn oddał mi kartę i odsunął się od drzwi. – Wchodź, jak taki mądry jesteś...
   - A żebyś wiedział, że wejdę – powiedziałem i pewnie nacisnąłem klamkę. Widok jaki było mi dane ujrzeć ewidentnie świadczył o tym, że to czego byliśmy tak bardzo pewni okazało się tak dalekie od prawdy, jak to tylko możliwe.
   - O w mordę – Harry zaśmiał się głośno. – Muszę przyznać, że tego to się kompletnie nie spodziewałem...
   - Co? – Liam, mimo wcześniejszym obiekcjom, postanowił jednak zajrzeć. „Ciekawość, pierwszy stopień do piekła...” Mina Payne'a zdecydowanie była warta uwiecznienia. – Niall?!?
   - Co jest? Co wy... – Horan patrzył na nas nieprzytomnym wzrokiem, próbując jakoś poskładać w całość to, co mu tak kołatało pod łepetyną. – Jezu... Spadajcie... – mruknął pod nosem i przyciągając do siebie dziewczynę, najwyraźniej postanowił spać dalej.
   - Niall? Czy ty... wy... – Liam właśnie się nam zaciął. I tylko trochę przypominał rybę wyjętą z wody. – Czy... Co?
   - Co? – blondyn otworzył jedno oko i zerknął na przyjaciela, który w dalszym ciągu był w szoku. „Delikatnie mówiąc.
   - Co...
   - No to sobie pogadaliście – Harry nie mógł przestać się śmiać i ten jego rechot w końcu obudził księżniczkę Nialla, która coś tam mrucząc do siebie, próbowała zakopać się pod kołdrę i najwyraźniej spać dalej. „Idealnie się pod tym kątem dopasowali” uśmiechałem się, oglądając tę scenę.
   - Co tu robicie? – Horan mierzył nas niezbyt przyjaznym spojrzeniem, co nie wiedzieć czemu tylko bardziej mnie bawiło.
   - Budzenie – powiedziałem, szerząc się jak głupi. „Kate nie uwierzy, jak jej opowiem...” – Za godzinę wyjeżdżamy...




   Gdy tylko drzwi zamknęły się za tymi kretynami cała moja uwaga zwróciła się ku dziewczynie leżącej obok mnie. Nie mogłem uwierzyć, że spaliśmy w jednym łóżku. „Gdyby ktoś mi powiedział, że coś takiego się stanie, wysłałbym go ekspresem do psychiatryka...” Czułem ciepło ciała wtulonego w moje i już samo to sprawiło, że szczerzyłem się jak nienormalny. Wypełniała mnie taka radość, że mógłbym nią obdzielić pół piętra. „Albo i całe, gdybym był bardzo hojny” uśmiechnąłem się, wpatrując w dziewczynę. Nie miałbym nic przeciwko, by spędzić tak większość dzisiejszego dnia. Niestety mogłem sobie tylko pomarzyć. „Godzina...” westchnąłem zrezygnowany, doskonale zdając sobie sprawę, że to naprawdę niewiele. „Za mało czasu...
   - Katie? – nachyliłem się nad nią, próbując odkopać ją z tych wszystkich poduszek, którymi się otoczyła. Jedną tuliła do siebie tak, że chyba właśnie zacząłem być zazdrosny o rzeczy martwe. „Odbija mi...
   - Hmmm? – uśmiechnąłem się, gdy dotarło do mnie jej zaspane mruczenie. „Proszę, nie zniosę, gdy będzie jeszcze bardziej idealna...” Chyba zdecydowanie powinienem popukać się w głowę. „Najlepiej młotkiem.
   - Musimy wstawać – powiedziałem, pożerając ją wzrokiem. Odwróciła się w moją stronę i mogłem ujrzeć wesołe ogniki w jej błękitnym spojrzeniu.
   - Wiem... – przeciągnęła się, a moje oczy momentalnie zlustrowały jej całą sylwetkę i po prostu wiedziałem, że przypominałem teraz dorodnego pomidora. „Za jakie grzechy...” jęknąłem w duchu, ale naprawdę podobało mi się to, co widziałem. – Słyszałam... – uśmiechnęła się, a uroczy rumieniec zabarwił jej policzki i w tym momencie był to chyba najpiękniejszy widok jaki widziałem w całym moim dotychczasowym życiu. – Godzina, tak? – upewniła się.
   - Hmmm? – moja zdolność myślenia, a co dopiero konwersacji na jakimś przyzwoitym poziomie, najwyraźniej nieco ucierpiała od tych porannych widoków. – Co? Tak... – język plątał mi się tak, że to powinno być bolesne.
   - Mogę iść pierwsza do łazienki? – zapytała, rumieniąc się jeszcze bardziej. „Możesz wszystko, co tylko chcesz...
   - Tak. Jasne.
   - Jesteś pewien, że mogę z wami jechać? – wstała i sięgnęła po swoją torbę, a następnie spojrzała na mnie wyczekująco. „Czy co? Czego jestem pewien?” próbowałem przypomnieć sobie jej pytanie. Bez powodzenia.
   - Jeżeli tylko chcesz? – powiedziałem asekuracyjnie. „To chyba nie może być zła odpowiedź, prawda?” Jej uśmiech prawie mnie oślepił. Patrzyłem na nią, dopóki nie zniknęła za drzwiami łazienki, po czym opadłem z jękiem na poduszkę. „Nie zachowuj się jak debil” nakazałem sobie. Nadal trudno mi było uwierzyć, że ona naprawdę tutaj była. Prawie na wyciągnięcie ręki. – Kurwa mać! – wyskoczyłem z łóżka wiedząc, że nie mamy za wiele czasu. Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd i gotowy na nowy dzień. Usłyszałem szum wody i wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. – Nawet o tym nie myśl – przywołałem się do porządku i postanowiłem zabrać się za pakowanie. „Dziś jest mój szczęśliwszy dzień” wrzucałem rzeczy do walizki, zostawiając tylko to, co miałem w planie na siebie założyć. „Dziś uda mi się wszystko. Nawet spakować tak, by niczego nie zapomnieć” rzuciłem ładowarką przez pół pokoju, ciesząc się jak nienormalny, gdy wpadła do torby. – Normalnie Michael Jordan...
   Mój wzrok zatrzymał się na stoliku pod oknem. Wciąż piętrzyły się na nim brudne talerze, które zostały po naszej „romantycznej” kolacji. Uśmiechnąłem się na wspomnienie słownej „bitwy” o ostatniego Big Maca, którego ostatecznie zjedliśmy pół na pół. Myślałem, że padnę, gdy na tak pięknie zastawionym stole, Harry postawił papierowe torby z jedzeniem z McDonald's. „Nie żebym narzekał...” wyszczerzyłem się jak głupi, bo prawdą okazało się to, że i Katie nie stroniła od takiego jedzenia. „I całe szczęście, bo chyba bym umarł, gdyby żywiła się tylko sałatkami...
   Zgarnąłem laptopa Zayna, by mu go oddać, ostatni raz spoglądając na playlistę, którą dla nas przygotował. „Co za beznadzieja...” roześmiałem się głośno na wspomnienie tych wszystkich ckliwych piosenek i tego przesłodzonego zawodzenia piosenkarzy. Mieliśmy niezły ubaw z Katie, próbując odgadnąć, co jeszcze zgotował nam DJ Malik i jego komputer. Ale trzeba mu oddać sprawiedliwość, że dzięki tym spokojnym melodiom mogliśmy przegadać cały wieczór bez niepotrzebnego przekrzykiwania muzyki.
   Zerknąłem na telefon, kontrolując czas. „Moja nowa tapeta jest zajebiście zajebista” oceniłem okiem znawcy, wpatrując się w zrobioną wczoraj fotkę. „Bez dwóch zdań!” Przy okazji przypomniałem sobie o tym, że powinienem dorwać komórkę Harry'ego i co ważniejsze Louisa, zanim zrobione przez nich zdjęcia i nagrania obiegną cały świat. Mogłem sobie wyobrazić swoją minę kretyna, gdy Lou zdjął mi tę szmatę z głowy i ujrzałem przed sobą Katie. „Zdecydowanie muszę to ocenzurować.
   - Moja elokwencja porażała – zaśmiałem się sam z siebie, przywołując w głowie tę scenę. „Co? Jak?” pokręciłem głową z politowaniem. „Grunt to pierwsze wrażenie, prawda?” Usłyszałem, że drzwi za mną otworzyły się. „Twoi przyjaciele mnie porwali...” przypomniałem sobie odpowiedź Katie. – Cieszę się, że dałaś się porwać – powiedziałem, zaskakując dziewczynę tym wyznaniem. Przez cały czas patrzyłem jej w oczy.
   - Twoi przyjaciele byli bardzo przekonujący – roześmiała się, puszczając do mnie oczko. Od razu zrobiło się jakoś jaśniej i cieplej. „Mówiłem, że to będzie udany dzień...




   - Co się tak szczerzysz, Mała? – głos Harry'ego jakimś cudem przebił się przez hałas panujący na lotnisku. Uśmiechnęłam się, gdy udało mi się usłyszeć mruczącą coś pod nosem Alex. Przyjaciółka wciąż była niezbyt przytomna po tych wszystkich lekach, które w siebie wpakowała i jak ją znam, to najchętniej zagrzebałaby się w pościeli i nie wystawiała z niej nosa przynajmniej do wieczora. Zresztą pewnie dokładnie to zrobi, gdy tylko będzie miała taką możliwość. Wcale jej nie zazdrościłam tego przeziębienia. „Chociaż...
   - Niecała godzina – powiedziałam niezwykle z tego faktu zadowolona. – Takie loty to ja lubię.
   - Poczekaj, aż was zabierzemy do Stanów albo do Australii – nie wiem, czy on mi właśnie groził, czy po prostu obiecywał, ale na chwilę obecną taka długa podróż samolotem napawała mnie przerażeniem. – Jeszcze się przy nas zakochasz w lataniu.
   - Raczej bym na to nie liczyła – pokręciłam głową, by już nie było żadnych wątpliwości. Nad uchem słyszałam cichy śmiech Louisa. Chciałam jeszcze coś dodać, ale przerwało mi pojawienie się Paula.
   - Wyjdziemy głównymi drzwiami – mężczyzna od razu przeszedł do rzeczy. – Zrobicie sobie kilka zdjęć i odwrócicie uwagę od dziewczyn. Mark, skorzystacie z wyjścia dla personelu, by ominąć te tłumy fanów przed lotniskiem. Podstawię tam dla was samochód. Miejmy nadzieję, że uda się uniknąć takich atrakcji, jak ostatnim razem – skrzywiłam się na wspomnienie niedawnej przygody, którą przypłaciliśmy potarganymi ciuchami i mnóstwem siniaków. Reakcja Louisa powiedziała mi, że pomysł menadżera bardzo mu się spodobał.
   - Babski dyliżans – zaśmiał się Harry i chyba tylko niedyspozycja Alex uchroniła go przed bolesnym kuksańcem. – Już ci współczuję, Stary – słysząc jęk Marka, nie miałam wątpliwości do kogo skierowane były te słowa.


   - Apartamenty mają po dwie sypialnie... – zaczął Paul, gdy tylko wysiedliśmy z windy na naszym piętrze.
   - Tomlinson, dziś w nocy jesteś mój! – zawołał Harry, wywołując tym samym ogólną wesołość.
   - A potem się dziwicie, że takie rzeczy o was wypisują... – mimo iż nigdy nie widziałam twarzy Liama, to byłam pewna, że całkiem nieźle mi szło wyobrażanie sobie jego miny, gdy mówił te słowa. – Zayn? Perrie?
   - Jasne. Możemy być razem – zgodził się przyjaciel, który od samego rana nie wykazywał zbyt wiele oznak przytomności. Niektórzy po prostu potrzebowali więcej snu i on zdecydowanie należał do tej grupy..
   - Czy to znaczy, że mistrz Horan będzie miał apartament tylko dla siebie? – Niallowi dziś dopisywał humor i nie trzeba być wielkim znawcą, by wiedzieć, że to wszystko za sprawą Katie. Niespodzianka chłopaków okazała się strzałem w dziesiątkę. „Kto by pomyślał, że tak się przejmą tym, że Niall jako jedyny nie miał pary...” uśmiechnęłam się, dziękując niebiosom, że już dłużej nie musiałam niczego ukrywać przed przyjacielem. Niektóre wiadomości naprawdę ciężko utrzymać w tajemnicy. Zwłaszcza, gdy się wie, że sprawią komuś ogromną przyjemność. – Dobra, po twojej minie już widzę, że nie. Ktokolwiek to będzie ostrzegam. Mam dzisiaj zajebisty humor i nie radzę tego zepsuć! Chodź, Katie...
   - Albo się czegoś naćpał, albo ta dziewczyna to jakiś chodzący dopalacz – mruknął Lou, ciągnąc mnie w stronę naszego pokoju. – Masz szczęście Styles, że jesteśmy tak daleko od nich, bo w przeciwnym razie inaczej byśmy rozmawiali...
   - Jeszcze raz przypominam, że wychodzimy za pół godziny – usłyszałam słowa Paula nim zamknęły się za mną drzwi apartamentu.
   - Sypialnie są takie same – stwierdził po chwili Harry. – Zielona czy niebieska?
   - Zielona – wybór mojej przyjaciółki nic a nic mnie nie zaskoczył.
   Louis wykorzystał do ostatniej minuty czas, który dał im menadżer i oprowadził mnie po apartamencie, zwracając uwagę na wszystko, co wydawało się ważne. Uwielbiałam te nasze momenty przeznaczone na „zwiedzanie” nowych miejsc. To niesamowite, że Lou zawsze potrafił wskazać mi to, co naprawdę było istotne. Uśmiechnęłam się na wspomnienie pierwszych takich sytuacji, podczas których był strasznie zdenerwowany i opowiadając o pokoju, wymieniał milion niepotrzebnych rzeczy, niechcący pomijając te najważniejsze. „Kiedy to się zmieniło?
   - Jesteś pewna, że nie chcecie nigdzie iść? – zapytał, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie. – Może nie na rajd po sklepach z dziewczynami, ale moglibyśmy coś innego wymyślić. Nie będzie nas do wieczora...
   - Wiem, ale tu nam będzie dobrze – powiedziałam, wtulając się w jego tors i jak zawsze w takich momentach, zachwycając się jego zapachem. – Alex może i nie marudzi tak jak wczoraj, ale jeszcze nie czuje się najlepiej. Jestem pewna, że przyda jej się taki dodatkowy dzień na wylegiwanie się w łóżku. Zamówimy sobie śniadanie i będziemy się oddawać błogiemu lenistwu. Może obejrzymy jakiś film?
   - A już myślałem, że będziesz bardzo zajęta rozmyślaniem o mnie – poczułam jego wargi na swoich. Na początku pocałunki były niezwykle delikatne, wręcz nieśmiałe, ale już po chwili mogły wzniecać pożary. Posługiwał się językiem w sposób, który jednocześnie pozostawiał niedosyt i spełniał każde pragnienie. Dopiero przyjście Marka oderwało nas od siebie. „Niezwykle niechętnie...


   Wsłuchiwałam się w spokojny oddech mojej wymęczonej przyjaciółki. Zasnęła w iście rekordowym tempie. Nawet jak na nią. W sumie nic w tym dziwnego, skoro wcześniej wymordowała się strasznie, zwracając wszystko, co zjadła na śniadanie. Ta jej cała choroba coraz bardziej mi się nie podobała...
   Ostrożnie zeszłam z łóżka, uważając, by się nie zabić o moją sukienkę. „Co mnie podkusiło, by ją założyć? Przebywanie z Danielle i Perrie zdecydowanie ma na mnie zgubny wpłtyw. Następnym razem na sto procent wybiorę szorty” obiecałam sobie, poprawiając ramiączko.
   - Wszystko w porządku? – usłyszałam, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi sypialni. – Udało jej się w końcu zasnąć?
   - Tak, śpi... – zastanawiałam się, jak najlepiej załatwić to, co od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie. – Mark? Czy w hotelu jest może apteka?
   - Nie mam zielonego pojęcia, ale mogę zadzwonić do recepcji i zapytać – powiedział i już po chwili słyszałam pikanie telefonu. Po krótkiej rozmowie, z której szybko wywnioskowałam, że niestety nie ma tak dobrze, znów byłam postawiona przed dylematem. – Najbliższa apteka jest podobno za rogiem. Mogę się tam przejść lub kogoś wysłać, jeżeli tylko powiesz mi, co potrzeba kupić.
   - Sama nie wiem... – przeglądałam w głowie listę wszystkich za i przeciw. „Przecież nie mogę go wysłać. A może mogę?” bawiłam się nerwowo pierścionkiem. Nie pierwszy raz zauważyłam, że bardzo mnie to uspokaja. – Myślałam o innych lekach dla Alex, bo te tabletki raczej jej nie pomagają, skoro wszystko zwraca. I jeszcze o kilku rzeczach dla siebie... – „Nie mogę. Ale przecież i tak zobaczy... Nie, nie mogę” toczyłam walkę z samą sobą. W końcu westchnęłam ciężko, podejmując ostateczną decyzję. – Ale chyba wolałabym się tam przejść z tobą...


   Całą drogę powrotną czułam na sobie uważne spojrzenie Marka. Normalnie nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu to jego praca. Jednak teraz było trochę inaczej. Siatka w mojej dłoni dziwnie mi ciążyła, nie dając zapomnieć, co się w niej znajduje. Zdawałam sobie sprawę, że milczenie Marka najlepiej świadczy o tym, że zauważył moje sprawunki. Z tego powodu nie mogłam przestać się czerwienić. „Przecież to nic takiego” próbowałam się przekonać. „Jesteśmy w końcu dorośli i nie ma się czym przejmować...” Jeżeli tak kiepsko mi szło przekonanie samej siebie, to chyba nic dziwnego, że nie odezwałam się anie słowem, by w jakikolwiek sposób skomentować te zakupy.
   Gdy tylko wróciliśmy do apartamentu, odetchnęłam z ulgą. Niedługo jednak było mi dane się nią cieszyć. Już od drzwi słyszałam, że Alex znowu męczą torsje. Pewnie skierowałam się do łazienki.
   - Zorganizuje herbatę – powiedział Mark, pozwalając mi samej zaopiekować się przyjaciółką.
   - Gdzie się szlajacie? Żeby tak mnie biedną na pastwę losu zostawić... – Alex jak zawsze starała się nadrabiać miną. – Poskarżę się Louisowi. Zobaczysz...
   - Już się boję – usiadłam przy niej na podłodze.
   - Byłaś na zakupach? – zdziwienie w jej głosie byłoby przezabawne, gdyby nie to, że znów zrobiło jej się niedobrze. – Umieram... Jeśli jednak przeżyję, to mam przynajmniej nadzieję, że coś schudnę od tego „rzygańska”. Nie ręczę za siebie, jeżeli okaże się, że męczę się tak na darmo...
   - Mam coś dla ciebie – próbowałam wymacać odpowiednie pudełko wśród tych wszystkich sprawunków. – Myślę, że to mogłaby być odpowiedź, na ten twój tekst ze schudnięciem – uśmiechnęłam się, podając jej opakowanie. Cisza, jaka zapadła była wielce wymowna.
   - Chyba żartujesz – wyszeptała, a w jej głosie słyszałam nutkę przerażenia. – To... To nie może być to.
   - Nie zaszkodzi się przekonać, prawda? – starałam się być spokojna i pewna siebie, zwłaszcza, że jej daleko było do takiego stanu. Uśmiechałam się, choć jeśli miałabym być szczera sama ze sobą, to byłam trochę podenerwowana. Ale przecież nie miałam ku temu żadnego powodu. – Mam wyjść?
   - Ja... Zostań... – odetchnęła głęboko i otworzyła opakowanie. Przez chwilę szeleściła ulotką. „To chyba dobry moment...
   - Wzięłam jeszcze dwa inne – podałam jej pozostałe pudełka.
   - Przerażasz mnie. Do trzech razy sztuka, tak? – westchnęła. „Czy mi się wydaje, czy z tego wszystkiego przeszły jej nudności?” – No dobra – podniosła się ostrożnie. – Jesteś pewna, że nie chcesz sama na to nasikać? To twoja ostatnia szansa...
   - Dzięki, nie tym razem – zaśmiałam się nerwowo. – A teraz koniec gadania. Lej!
   - Doprawdy nie wiem, co ten Louis z tobą robi... – marudziła pod nosem, a w każdym jej słowie pobrzmiewało zdenerwowanie. – Kiedyś byłaś taka milutka, a teraz istny generał...
   Minuty wlokły się w nieskończoność. Przygryzałam wargi, byle tylko powstrzymać się od ciągłego pytania o to, ile jeszcze. Alex już nie starała się przykryć swojego strachu słowami. Siedziałyśmy na podłodze w ciszy, opierając się o zimne kafelki. Gdy zabrzęczał telefon, odetchnęłam z ulgą. Czekanie dobiegło końca. Po kolejnych minutach wiedziałam, że Alex odwleka nieuniknione.
   - Sprawdziłabym to za ciebie, gdybym mogła – powiedziałam cicho, chcąc ją zachęcić do jakiegokolwiek działania.
   - Co ja zrobię, jeśli... – zaczęła drżącym głosem.
   - Będziesz szczęśliwa jak nigdy w życiu – byłam więcej jak pewna swoich słów. – I nie tylko ty. Sprawdź, bo zaraz naprawdę umrę z ciekawości...
   - Dobra – odetchnęła głęboko, a po chwili przestała oddychać. – O Boże... – wyszeptała, by po chwili się rozpłakać. Było to zarówno łzy szczęścia, jak i przerażenia. Objęłam ją ramieniem i długo nie trzeba było czekać, bym i ja miała mokre policzki. – Co ja mam teraz zrobić, Kate?
   - Najpierw? – pociągnęłam nosem. Pewnie byłoby to komiczne, gdyby nie fakt, że obie byłyśmy w podobnym stanie. I naprawdę nie wiem, która z nas rzewniej płakała. – Porozmawiać z Harrym.




   Suszyłem zęby w uśmiechu, wpatrując się w narzeczoną. Jej mina była warta uwiecznienia. Śmiało mogłem powiedzieć, że dosłownie zaniemówiła po moim oświadczeniu.
   - Gdzie idziemy? – upewniła się po raz kolejny, przerywając przeciągającą się ciszę. Chciało mi się śmiać z komizmu tej sytuacji.
   - Potańczyć.
   - Właśnie tak usłyszałam – powiedziała cicho, więżąc mnie w swoich niesamowitych oczach. Wydawały się trochę zaczerwienione, choć przecież nie mogła mieć żadnego powodu do płaczu. „Prawda?
   - Właśnie tak powiedziałem – starałem się brzmieć poważnie, ale nie udało mi się ukryć rozbawienia. Harry zniknął za drzwiami swojej sypialni. Chciałbym móc powiedzieć, że zrobił to dyskretnie i w ogóle się nam nie przysłuchiwał, ale jego chichot był aż nadto wymowny. Zdecydowanie świetnie się bawił. „I jak nic zaraz opowie wszystko Alex...
   - Aha...
   - Będzie fajnie – przekonywałem. – Zayn i Liam też idą. Oczywiście z dziewczynami. Wyrwiesz się choć na trochę z tego pokoju... Harry zaopiekuję się Alex i zapewniam cię, że zrobi to aż nazbyt chętnie – w końcu uśmiech rozświetlił jej piękną twarz. – No a Niall ma jakieś inne plany. Pewnie urządzą sobie z Katie konkurs w jedzeniu hamburgerów, czy czegoś innego... Co mi przypomina, że muszę skopiować wczorajsze filmiki na laptopa, bo ten twój samozwańczy brat coś bardzo dziś obserwował moją komórkę...
   - Ale impreza? W klubie? – Kate uśmiechała się delikatnie. Wiedziałem, że już ją przekonałem, choć w jej spojrzeniu czaiła się pewna wątpliwość. W tych niesamowitych oczach można było czytać jak w otwartej księdze. Zauważyłem, że znów bawi się pierścionkiem. Ten gest cały czas sprawiał mi dziwną przyjemność. – A co jeśli ktoś spyta? Co mam mówić, gdy...
   - Myślę, że prawda zawsze będzie najlepszym rozwiązaniem – powiedziałem, podnosząc pokrowiec z kanapy. – Nie chcę trzymać tego w tajemnicy – dodałem. – To jak? Sprawdzimy, co za kieckę wybrały dla ciebie dziewczyny?
   - Mam się bać? – błysk w jej oku nareszcie pokazał mi, że wieczorne plany ostatecznie przypadły jej do gustu, a wątpliwości zostały rozwiane.
   - Myślę, że powinnaś być przerażona...




   Oparty o framugę, z zapartym tchem podziwiałem roztaczające się przede mną widoki. Ostatnio zresztą stałem się ich wielkim miłośnikiem. Łazienka skąpana była w oparach gorącej pary, a moja dziewczyna moczyła się w wannie i sądząc po jej rozmarzonej minie, musiało być jej bardzo przyjemnie. Moje oczy, niczym zaczarowane, śledziły każdy, najmniejszy ruch jej dłoni i nie mógłbym przestać, nawet gdyby od tego zależał los ludzkości. Temperatura panująca w łazience zdecydowanie i mi się udzieliła.
   - Nie za dobrze ci czasem? – nie mogłem się powstrzymać, by się nie odezwać. Słysząc jej ciche mruczenie, poczułem znajomy skurcz w podbrzuszu. „Tak, zdecydowanie podoba mi się widok przede mną. Zwłaszcza w połączeniu ze ścieżką dźwiękową...” – Jak się czujesz?
   W końcu otworzyła oczy i uczucia, które w nich zobaczyłem, uderzyły we mnie niczym rozpędzona ciężarówka. Przełknąłem ślinę, co nagle okazało się być nie lada wyczynem. Ogień, który rozpoczął swój żywot w moich lędźwiach, powoli pochłaniał mnie całego, wraz z każdym prowokacyjnym ruchem jej dłoni.
   - Jestem mokra i rozgrzana – ten błysk w jej oku sprawił, że i ja mógłbym tak odpowiedzieć i nie byłoby to kłamstwem. Zrobiło mi się niezwykle gorąco i jeszcze kilka takich tekstów, a będę mieć mokro w spodniach. – I niezwykle samotna w tej jakże wielkiej wannie – lepszego zaproszenia nie potrzebowałem. Pobijając wszelkie istniejące rekordy w rozbieraniu się, wskoczyłem do wanny.
   Nie było w tym nic romantycznego. Czysty seks. Namiętny. Mocny. Szybki. Taki, który sprawia, że prawie tracisz przytomność, a po wszystkim kończysz z krwawymi śladami paznokci na plecach. Tak wykończony, że nie masz siły ruszyć nawet małym palcem. Zdecydowanie mieliśmy wielkie szczęście, że się nie utopiliśmy. Choć niewątpliwie pomógł nam fakt, iż większość wody wylądowała poza wanną.
   - Mógłbyś tym zarabiać na życie – zachrypnięty głos Alex i jej urywany oddech mile połechtały moje ego. Dziewczyna umościła się między moimi nogami i oparła się o mnie. Zapatrzyłem się w strumień wody, uśmiechając się pod nosem.
   - Czy ty właśnie nazwałaś mnie kurwą? – nawet nie starałem się ukryć mojego rozbawienia. Zresztą w tym momencie było to ponad moje siły.
   - Hmmm... Niezupełnie... – splotła nasze dłonie razem i ułożyła je na swoim brzuchu. – Choć możliwe, że kiedyś wymknie mi się to raz, czy drugi, gdy będziesz mnie pieprzył tak jak przed chwilą – chyba właśnie zdałem sobie sprawę, że mój penis niezwykle lubi brzydkie słowa w jej ustach. „I nie tylko je...” Czułem, że przynajmniej jedna część mojego ciała ma niezwykłe zdolności regeneracyjne. – Co zresztą zupełnie nie będzie się liczyć jako rzecz powiedziana w trakcie seksu...
   - Hmmm... – moje dłonie ożyły na jej ciele.
   - A swoją drogą jeśli już, to byłbyś tak ekskluzywną kurwą, iż wątpię, żeby kogoś innego poza mną było na ciebie stać – jej oddech zmienił się, czyli moje działania nie umknęły niezauważone. – Oczywiście, gdy już sprzedam te wszystkie gadżety z waszymi autografami i udzielę tych nieskończonych wywiadów na wyłączność.
   - Myślę, że mógłbym ci dać zniżkę – powiedziałem pod nosem. – Tak po starej znajomości...
   - To bardzo dobry pomysł... – uśmiechnęła się, zamykając oczy i układając się wygodnie na mojej piersi. – Masz więcej takich pomysłów?
   - Jestem pewien, że kilka by się znalazło – wyszeptałem jej do ucha. Nagle usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami. Znak, że nasze „zakochańce” wróciły. – Kate mówiła, że chciałaś o czymś ze mną porozmawiać – przypomniałem sobie tajemnicze słowa przyjaciółki.
   - Później – Alex odwróciła się w moich ramionach. Robiąc to bardzo powoli i jednocześnie ocierając się o mnie każdą możliwą powierzchnią swojego ciała. „Tyle odnośnie zmęczenia.” – Teraz mam ochotę na coś innego i zastanawiam się, czy mógłbyś mi dać na kredyt...




   - Kto by pomyślał, że dożyjemy dnia, w którym Harry dobrowolnie zrezygnuje z imprezy – Zayn wydawał się być tym faktem niezwykle rozbawiony. Zwłaszcza sądząc po tym, że powiedział to już trzeci lub czwarty raz. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, gdzie dla Stylesa toczy się teraz prawdziwa imprezka.
   - Zaręczam ci, że świetnie bawi się w hotelu – złożyłem zamówienie i czekałem na nasze drinki. – Nawet zboczeniec nie zaczekał, aż wyjdziemy.
   - Dlaczego mnie to nie dziwi? – parsknął przyjaciel. – Ciesz się, że chociaż drzwi do sypialni zamknął – posłałem mu spojrzenie typu „no chyba żartujesz” i rozbawiony patrzyłem, jak oczy mu prawie wychodzą na wierzch.
   - Boże... – nie przestawał się śmiać. – Dobrze, że z Li nie ma takich problemów.
   - Nie ciesz się na zapas – odebraliśmy drinki i ruszyliśmy w stronę naszego boksu. – Jak wlejemy w niego kilka takich, to zaręczam ci, że go nie poznasz.
   - Po kilku takich, to on zaśnie jeszcze zanim stąd wyjdziemy – „Też fakt” nie mogłem nie przyznać mu racji. W końcu wszyscy doskonale znaliśmy pijackie możliwości Liama. Przeciskaliśmy się przez zatłoczony parkiet. Uśmiechnąłem się, widząc Kate nerwowo bawiącą się pierścionkiem. – Powiedziałeś jej już?
   - Zrobię to jutro – postanowiłem. – Paul ma ustalić wszystkie szczegóły. Dziś mam zamiar sprawić, by świetnie się bawiła i ostatnie czego chcę, to by martwiła się na zapas.
   - Z was dwojga, to chyba ty się bardziej martwisz, Lou – wzruszyłem ramionami, ale już nic nie mówiłem. „W końcu powiedział prawdę...
   - Co wam tak długo zeszło? – Danielle odebrała ode mnie swoje kolorowe „coś”. – Już mieliśmy za wami posłać ekipę ratunkową.
   - Co poniektórzy zamówili takie dziwactwa, że biedny barman aż się spocił przy ich robieniu – spojrzałem wymownie na kolorowe drinki jej i Perrie. – Następnym razem zamówcie po piwie, a ręczę wam, że będzie szybciej.
   - Tak jest ciekawiej – puściła mi oczko i przyssała się do swojego napoju. – Na pewno nie masz ochoty na nic innego, skarbie? – przyciągnąłem do siebie Kate i z pewnym sentymentem prześliznąłem wzrokiem po jej coli z lodem i limonką. Zadowolony uśmiech powiedział mi wszystko, co chciałem wiedzieć.
   Jakiś czas i zdecydowanie kilka drinków później, impreza rozkręciła się na całego. Liam szalał z Danielle na parkiecie i jakimś cudem nawet zbytnio od niej nie odstawał. Ewentualnie to już procenty we mnie uszkodziły mi wzrok. Udało mi się zaciągnąć Kate na sam środek sali i nie przejmując się zbytnio muzyką, kołysać się wolno, przy okazji pozwalając swoim dłoniom błądzić po jej plecach. I miałem wielką ochotę zacisnąć palce na jej tyłeczku, ale na szczęście aż tak pijany jeszcze nie byłem. „Co się odwlecze, to nie uciecze...” uśmiechnąłem się, planując przeniesienie zabawy do naszej sypialni. Chciałbym powiedzieć, że przez cały wieczór nie odrywałem wzroku od mojej narzeczonej, ale byłoby to wielkim kłamstwem. Musiałem przecież od czasu do czasu posyłać mordercze spojrzenia tym wszystkim facetom, którzy ośmielili się pożerać wzrokiem moje kochanie. „I laskom też! Bezwstydnice...” roześmiałem się głośno, przyciągając Kate tak blisko jak tylko było to możliwe. Właśnie przeszedłem swój test na trzeźwość. Gdybym był zalany, widok dziewczyn wpatrujących się w Kate spowodowałby raczej grzeszne myśli. „Zdecydowanie podoba mi se ten pomysł...” moje drugie ja oblizało się lubieżnie. „Spadaj, zboczeńcu!” Pokręciłem głową, by pozbyć się tych nieproszonych myśli. „Psujesz zabawę, gnojku. I sam jesteś zboczeńcem. W końcu ty to ja...
   - Chodźmy się napić – pociągnąłem Kate do stolika, choć byłem więcej jak pewny, że poczuła rewolucję w moich spodniach i domyśliła się przyczyny mojej kapitulacji. Rumieniec na jej policzkach był bardziej niż wymowny.
   - … przecież to dobra wiadomość, prawda? Dlaczego on jeszcze jej nie powiedział? – usłyszałem ostatnie słowa Perrie i czując na sobie wzrok wszystkich obecnych przy stoliku, mogłem się domyślić czego dotyczyła rozmowa. Pytanie tylko ile więcej usłyszała Kate.
   - Prawda – powiedziałem, siadając obok narzeczonej. – I jutro również nic się w tej sprawie nie zmieni – Zayn posłał mi przepraszające spojrzenie i próbował zająć Pers swoją osobą..
   - O czym rozmawiacie? – Kate ujęła szklankę w obie dłonie. „I co teraz?
   - Paul mówił, że dzwonił dzisiaj doktor Weller – zacząłem powoli. Kate uśmiechnęła się, zachęcając bym kontynuował. – Chciałby, o ile to możliwe, żebyś przyjechała pod koniec przyszłego tygodnia – teraz widziałem zaskoczenie w jej oczach. I pytanie. – Okazało się, że będą mogli przeprowadzić twoją operację wcześniej, a muszą zrobić jeszcze kilka badań...
   Mimo ogłuszającej muzyki, która dudniła w uszach, przy stoliku zapadła kompletna cisza. Pięć par oczu wpatrywało się w Kate czekając, co ona powie.
   - Tak szybko... – wyszeptała. Nie wiem na co czekaliśmy, ale sądząc po minach przyjaciół, moje kochanie kolejny raz wszystkich zadziwiło. A mnie to już chyba najbardziej. Lekkie wzruszenie ramion i delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. – To chyba lepiej, nie?
   Prześcigaliśmy się w wymyślaniu durnych odpowiedzi na to jej pytanie, choć przez cały czas miałem wrażenie, że to było to z gatunku tych retorycznych.
   - Ale jutro będzie waszych zdjęć w internecie – zaśmiała się Danielle, umiejętnie przerywając kłopotliwe milczenie i kierując rozmowę na inny tor. – Dłoń Kate, to już chyba z każdej możliwej strony sfotografowały – wskazała głową dziewczyny w sąsiednim boksie. Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się od ucha do ucha. – Widzę, że kompletnie ci to nie przeszkadza.
   - Nic a nic – powiedziałem, całując Kate w skroń. W tym momencie przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka z tacą zastawioną kieliszkami i butelką szampana.
   - Od właściciela – powiedziała łamaną angielszczyzną, stawiając przed nami bąbelki z górnej półki. Podziękowaliśmy i postanowiliśmy przygarnąć darowane procenty. „A przynajmniej panie postanowiły...” Jako że mi życie jeszcze było miłe, postanowiłem raczej nie mieszać takich płynów. Zaciągnąłem chłopaków do baru, po jakiś prawdziwy alkohol, a nasze dziewczyny w towarzystwie biednego Marka udały się do toalety. „Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego one zawsze chodzą tam stadami?
   Droga powrotna okazała się już nie taka łatwa. Zostaliśmy otoczeni przez bandę napalonych fanek, które najwyraźniej chciały z nami zatańczyć, nie zważając na cenne kufle w naszych dłoniach. Ostatecznie zadowoliły się kilkoma autografami. „Niektórymi w naprawdę dziwnych miejscach...” Uśmiechnąłem się, widząc Kate pochłoniętą rozmową z Markiem, podczas gdy Danielle i Perrie szalały na parkiecie. Uśmiech trochę mi zmalał, gdy usłyszałem słowa ochroniarza.
   - W tym stanie chyba nie powinnaś pić alkoholu...
   - W jakim stanie? – patrzyłem na moją narzeczoną praktycznie nie oddychając i bojąc się nawet mrugnąć. I raczej nie skłamię, jeżeli powiem, że pozostali zachowywali się dokładnie tak samo. „Czy to możliwe, że ona jest...” Jej chichotanie zdezorientowało mnie jeszcze bardziej. – Kate?




   Wpatrywałem się w dziewczynę leżącą na łóżku i zapatrzoną w ekran telewizora. Westchnąłem ciężko, bo oglądanie jakiegoś durnego filmu to było ostatnie, na co miałem ochotę. Wskoczyłem z rozpędu na materac, przyciągając Alex do siebie i zasłaniając jej ekran.
   - Podobno wystarczy chcieć – zacząłem, próbując wzniecić ogień w jej oczach i ciele. – A chcieć, to móc – wesoły błysk w jej spojrzeniu bardzo mi się podobał. Zwiastował to, iż moje próby najwyraźniej przynoszą pożądany efekt. – Ja chcę ciebie. Mogę?
   - To było dobre – zaśmiała się, muskając delikatnie moje usta. – Czasami te twoje teksty naprawdę mnie rozbrajają...
   - Czujesz się rozbrojona? – spojrzałem na nią uważnie. – Zdana na moją łaskę? – poruszałem komicznie brwiami, rozbawiając ją jeszcze bardziej. – Przychodzi mi do głowy kilka pomysłów jak możemy wykorzystać tę sytuację...
   - Nie wątpię – wtuliła się we mnie, zamykając oczy, ale ku mojemu zdziwieniu na jej twarzy nie odmalowało się rozmarzenie, czy podniecenie, a przetoczył się po niej grymas bólu.
   - Co się dzieje? – próbowałem się odsunąć, myśląc, że być może to ja sprawiam jej ból. – Coś cię boli? Znów źle się czujesz?
   - Nie... – odpowiedziała po chwili i spojrzała na mnie, a w jej oczach widziałem niezwykłą powagę oraz... „Strach?
   - Co się dzieje? – zapytałem jeszcze raz, nie odrywając od niej wzroku i czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Wyglądała jakby walczyła sama ze sobą i cholernie mnie to przerażało. „Czyżby nie chciała mi czegoś powiedzieć?” – Alex...
   - Chyba... – zaczęła, ale coś ją powstrzymało przed mówieniem. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, wzięła głęboki oddech i spojrzała mi prosto w oczy z pewną determinacją i obawą. – Jestem w ciąży.
   Jej słowa zawisły między nami. Próbowały dostać się do mojej głowy, ale chyba opornie im to wychodziło, bo wciąż jeszcze nie dotarło do mnie ich znaczenie. Czułem, że dziewczyna drży i nadal nie potrafiłem zrozumieć, co było tego przyczyną. „Czy ona właśnie...
   - C-co? – wykrztusiłem z siebie to jedno słowo, a i tak kosztowało mnie to wiele wysiłku.
   - Jestem w ciąży – powtórzyła, wciąż patrząc mi głęboko w oczy.
   - Hmmm... Wydawało mi się, że to właśnie usłyszałem... – mruknąłem, nadal starając się jakoś zrozumieć tę sytuację. Moje szare komórki zdecydowanie uległy jakiemuś przeciążeniu, bo nie potrafiłem zebrać myśli. – Ale... Co? – westchnęła ciężko, a w jej oczach ujrzałem dobrze mi znane błyski.
   - Światło mego życia... – zaczęła. – Zastanawia mnie twoja kompletna niezdolność do zrozumienia najprostszych informacji. Przychodzi ci to naturalnie, czy musiałeś ciężko pracować nad udoskonaleniem tej cechy?
   - Co?!? – teraz już kompletnie nic nie zrozumiałem. Miałem wrażenie, że mów do mnie po chińsku. Alex westchnęła ciężko i próbowała mnie od siebie odepchnąć. I chyba dopiero ten gest obudził mnie z tego dziwnego transu. – Jesteś w ciąży? – powtórzyłem to, co od dłuższego czasu chciała mi przekazać.
   - Brawo! – przewróciła oczami, patrząc na mnie z pewną obawą.
   - Ze mną? – „Styles, ty jebnięty idioto!” Ledwo palnąłem tę głupotę, a już chciałem cofnąć te słowa. Złość i ból, które wymalowały się na twarzy dziewczyny tylko udowodniły mi rozmiar mojej gafy.
   - To najgłupsza rzecz jaka kiedykolwiek wpadła ci do głowy, a naprawdę miała ogromną konkurencję – warknęła zraniona i mogłem za to winić tylko siebie. Odepchnęła mnie i tym razem już się nie broniłem. Usiadłem obok niej na łóżku, starając się uporządkować bałagan w mojej głowie. – Powiesz coś w końcu?
   - Nie bardzo wiem co powinienem powiedzieć – przyznałem uczciwie, nadal próbując dojść do ładu ze swoimi myślami.
   - Mogę jutro wrócić do domu... – „Jak to jest, że te najciszej wypowiadane słowa, sieją największe spustoszenie?” Spojrzałem na nią przerażony.
   - Chcesz mnie zostawić?
   Wpatrywaliśmy się w siebie z dobrze wyczuwalnym napięciem. Ja czekałem. Czekałem na jej odpowiedź, choć już wiedziałem, że niezależnie od niej, się nie poddam. Nie po to walczyłem o nią i o nas, by teraz tak łatwo odpuścić.
   - Nie – powiedziała po chwili, która wydawała mi się wiecznością. – Po prostu pomyślałam, że...
   - Nie wiem, czy to ciąża tak na ciebie działa, ale zdecydowanie masz teraz problemy z myśleniem, Motylku – uśmiechnąłem się, widząc szok na jej twarzy. – Nie jesteś już sama... Pamiętasz nasz długoterminowy kontrakt? – przysunąłem się do niej, by otoczyć ją ramionami. – A może potrzebujesz by ci go przypomnieć? Obiecałem ci kiedyś, że razem poradzimy sobie ze wszystkim, a mały Styles, to nie taki znowu wielki problem – widziałem te miliony myśli i uczuć ujawniających się w jej spojrzeniu. – Choć myślę, że jest szansa, że to będzie najbardziej wyszczekane dziecko pod słońcem i lekko też nie będzie – parsknąłem, chcąc zobaczyć uśmiech na jej twarzy. A zamiast tego ujrzałem łzy, które jedna po drugiej wytaczały ścieżki na jej policzkach. Nachyliłem się wpatrując się w jej oczy, by przenieść wzrok na słone krople, które płynęły nieprzerwanie.
   Moje wargi złapały jedną z niesfornych łez i zamknęły się wokół niej w czułym pocałunku. Drżały, sam nie wiem z jakiego powodu. Przesunąłem językiem po słonych ścieżkach, zlizując każdą łzę jaką napotkałem na swojej drodze. Koniuszkiem języka musnąłem drżącą na rzęsach kroplę i przesunąłem odrobinę twarz, powtarzając dokładnie tą samą czynność na drugim policzku. Alex siedziała jak sparaliżowana, niezdolna absolutnie do żadnego gestu. Dopiero, gdy nakryłem jej usta swoimi, poczułem, że wróciła do życia. Przyciągnąłem ją mocno do siebie i razem opadliśmy na poduszki. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że telewizor nadal wypełniał pokój rożnymi dźwiękami. Bezskutecznie, bo w dalszym ciągu nic do mnie nie docierało. „Będę ojcem” uśmiechnąłem się słysząc tą myśl w głowie. „Cholera jasna, będę ojcem!” podobała mi się ta myśl, choć jednocześnie byłem nią przerażony. Takie dwa w jednym i w dodatku do kwadratu. Ujrzałem siebie, trzymającego małą dziewczynkę na rękach, która posyłała mi właśnie jedno ze spojrzeń swojej mamy. „Ja pierdolę...
   - Co ja mam zrobić, Harry? – usłyszałem cichy szept Alex. – Co my zrobimy? Co ja mam z tobą zrobić?
   - Ze mną? – przetoczyłem się tak, że teraz nakrywałem ją swoim ciałem. – Problemy najlepiej od razu brać na klatę – powiedziałem, niezwykle zainteresowany guziczkami jej bluzki.
   - Harry? – powoli bladość ustępowała z jej twarzy, a w oczach pojawił się dawny blask. – Czy ty właśnie... – spojrzała na mnie uważnie. – Jesteś tego pewien?
   - Jak niczego innego – powiedziałem, a jej szeroko otwarte oczy wyjątkowo mnie rozbawiły. – Nie patrz na mnie z taką miną jakby mi się mózg obsunął do studzienki kanalizacyjnej.
   - Idiota – zaśmiała się, przyciągając mnie bliżej. W tym jednym słowie była zawarta ogromna radość i jeszcze większa ulga. „I jak zawsze brzmiało jak największy komplement...
   - Wariatka – mruknąłem, wpijając się w jej usta w namiętnym pocałunku. Trwał on jednak dość krótko, bo przecież musiałem jeszcze przywitać się z moimi motylkami. „Ciekawe, czy za dziewięć miesięcy przybędzie kolejny...

piątek, 7 marca 2014

96



♡❤♡

Konkurs na BLOG MIESIĄCA: LUTY

♡❤♡

Zostałam również nominowana do 1D Awards w kategoriach: Najlepszy Harry, Najlepszy oryginalny charakter, Najbardziej oryginalne opowiadanie, Wyciskacz łez oraz Najlepsza Autorka!
TU można oddać głos :) 

♡❤♡
Jeżeli podoba wam się moje opowiadanie i macie ochotę oddać głos na
MOJĄ TAJEMNICZĄ DZIEWCZYNĘ
to dziękuję wam z całego serca

♡❤♡




   - Alex? Motylku... – mruczałem nad uchem mojej dziewczyny, od kilku minut próbując ją obudzić. „Jak na razie z wyjątkowo marnym skutkiem...” pieściłem nosem delikatną skórę za uchem. – Wstawaj, kochanie... – chwyciłem zębami jej „kajdankowy” kolczyk i dopiero wtedy zaszczyciła mnie swoim niezbyt przytomnym spojrzeniem. Zaczynało się robić trochę dziwnie. „Przecież zawsze wyskakiwała z łóżka skoro świt...” zachodziłem w głowę, co też było przyczyną jej obecnego stanu. – Za pół godziny musimy być na śniadaniu...
   - Nie chcę... – powiedziała głosem zachrypniętym od snu. – Jestem zmęczona... – wymamrotała, wtulając się we mnie i jednocześnie zakopując pod kołdrą. Od jej ciała dosłownie buchało ciepło... – Boli mnie głowa...
   - Jesteś dziwnie gorąca... – położyłem dłoń na jej czole i przewróciłem oczami, gdy posłała mi rozbawione spojrzenie. – Zawsze jesteś gorąca, skarbie, ale... – jej oczy błyszczały niezdrowo. – Dobrze się czujesz? Oprócz głowy boli cię coś jeszcze? Wydaje mi się, że masz gorączkę... – sięgnąłem po telefon. – Może powinniśmy...
   - Nic mi nie jest – powiedziała, patrząc mi głęboko w oczy i wyciągając komórkę z moich dłoni, tylko po to, by wsunąć ją z powrotem do kieszeni, z której ją wyjąłem. – Prawdopodobnie za dużo wlałeś we mnie wczoraj procentów i najzwyczajniej w świecie mam kaca. Ewentualnie to jakieś głupie przeziębienie. Nie ma co panikować – wyglądała uroczo z czerwonymi policzkami, ale wolałbym sam doprowadzić do takiego rumieńca. – Zostanę dziś  w łóżku i do wieczora z pewnością mi przejdzie.
   - Jesteś pewna? – spojrzałem na nią uważnie, mrużąc oczy. Od razu dojrzałem ten jej ośli upór wymalowany na twarzy. – Nie chcę byś się bardziej...
   - Harry... – położyła mi dłoń na policzku, zmuszając bym się zamknął. – Nie panikuj. Jestem już dużą dziewczynką i jestem pewna, że to nic takiego – chciałem jej przerwać, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa. – Ale jeśli mi się pogorszy, to będziesz pierwszym, który się o tym dowie – obiecała. – W końcu lepiej byś się niczym nie zaraził...
   - To akurat... – znów próbowałem szczęścia, ale nadal nie bardzo chciała mnie wysłuchać. Tym razem całus na chwilę odwrócił moją uwagę.
   - Nie martw się... – uśmiechnęła się wymownie, a w jej oczach dojrzałem ten psotny błysk, który tak uwielbiałem. – To pewnie ten wczorajszy numerek na kafelkach w łazience. Tyłek mi odmarzł – stwierdziła. – To i o kilka kieliszków szampana za dużo najwyraźniej nie wyszło mi na zdrowie... Chyba właśnie upadła ta twoja teoria odnośnie seksu, Styles? A przynajmniej jeden z punktów – puściła mi oczko. Poczułem gorąco w podbrzuszu na samo wspomnienie tego, jak zakończyliśmy poprzedni dzień. „Takie imprezki to ja kocham.” – Idź na śniadanie beze mnie. Nie jestem głodna... – przycisnęła policzek do mojego przedramienia. „Tak, jest nawet bardzo rozpalona...” zauważyłem. – Ja sobie dziś zrobię Dzień Lenia, wezmę dwie aspiryny, wypiję rzekę wody i wieczorem będę jak nowo narodzona...
   - No nie wiem... – patrzyłem na nią z powątpiewaniem i zastanawiałem się, czy by jednak nie zorganizować jakiegoś lekarza. Wiedziałem jednak, iż gdyby rzeczywiście okazało się, że był to tylko kac lub zwykłe przeziębienie, to nabijałaby się ze mnie przez następne kilka tygodni, nazywając panikarzem.
   - Nie myśl tyle, Harry – zamknęła oczy i nakryła się kołdrą pod sam nos. – Idź na śniadanie, bo Paul się zdenerwuje, jeśli znów się spóźnisz – skrzywiłem się, bo rzeczywiście miała rację, a czas mijał nieubłaganie. „Za dużo spóźnień w jednym tygodniu...” westchnąłem. – Powiedz wszystkim cześć ode mnie i niech Kate się nie martwi... – mruczała spod przykrycia. – A ja sobie jeszcze pośpię... – miałem wrażenie, że to ostatnie to już mówiła prawie przez sen.
   - No dobra... – doszedłem do wniosku, że to chyba najlepsze wyjście i ostrożnie zszedłem z łózka. Z dłonią na klamce odwróciłem się i spojrzałem na moją dziewczynę, która już cicho pochrapywała. „Jeżeli to tylko gorączka, to chyba nie ma co panikować...” stwierdziłem. „Może po prostu była już trochę zmęczona i jeszcze ta wczorajsza rundka nieziemskiego seksu...




   Okupowaliśmy róg sali, niespecjalnie się przejmując innymi gośćmi i zdecydowanie byliśmy najgłośniejszą grupą na śniadaniu. Z dumą mogłem powiedzieć, że najprawdopodobniej wiodłem tu prym, ale Niall i Danielle dzielnie mi w tym towarzyszyli, śmiejąc się z kolejnych moich genialnych opowieści. „Jak zawsze skromny...” mruknęło moje gorsze ja. „Chyba lepsze...” Zayn jak zwykle przysypiał, prawie leżąc na siedzeniu, a Liam oczywiście starał się nas choć trochę uciszyć, ale z marnym skutkiem. „Też jak zwykle...” uśmiechnąłem się, widząc, że machnął na nas ręką i zajął się swoim talerzem. Ścisnąłem dłoń Kate, która cały czas pozostawała w uścisku mojej, przy okazji nie mogąc się powstrzymać, by nie przesunąć kciukiem po pierścionku, połyskującym na jej palcu. Podałem jej herbatę, jeszcze raz z zadowoleniem przyglądając się blaskowi kamienia i z zadowolonym z siebie uśmiechem, zabrałem się za swoje śniadanie.
   - Ledwo zdążyłeś, Styles! – zawołałem, gdy tylko dojrzałem przyjaciela, rozglądającego się po sali. „Już głośniejsi nie będziemy, więc czego on tak szuka?” pokręciłem głową, rozbawiony. Ruszył w naszą stronę, posyłając skinięcie Paulowi, który stał niedaleko i jak to zwykle bywa w jego przypadku, rozmawiał przez telefon. – A gdzie zgubiłeś Alex? – zdziwiłem się nie widząc przy nim kolorowej przyjaciółki. Dziewczyny umilkły i przyglądały się mu z zaciekawieniem, czekając na odpowiedź.
   - Cześć wam... – powiedział, opadając na krzesło.
   - Harry? – moje kochanie najwidoczniej już się nie mogło doczekać, by dowiedzieć się, dlaczego jej przyjaciółka nie pojawiła się na śniadaniu.
   - Alex nie czuje się najlepiej – rozejrzał się za wolnym kubkiem i ostatecznie zadowolił się moim, osuszając go od razu. „Oczywiście, że możesz się napić... Nie musisz w ogóle pytać...” pokręciłem głową, wyrywając mu kubek i napełniając go sobie ponownie. – Głowa ją boli. Chciała sobie jeszcze pospać...
   - Albo to najdłuższy kac w życiu i trzyma ją od soboty, albo wczoraj porządnie zaszaleliście, gdy my grzecznie poszliśmy spać – zaśmiałem się, nie chcąc, by Kate się martwiła. Choć na jej twarzy już malowało się zastanowienie, bo w końcu nawet ja wiedziałem, że Alex nie poddałaby się tak łatwo zwykłemu bólowi głowy. – Przyznaj się, Styles, co robiliście wieczorem ciekawego...
   - Nic ci do tego – burknął, tym razem zabierając mi kanapkę. „No co jest? Czy ja wyglądam na punkt wydawania żywności?” odebrałem swoją własność, spóźniając się z tym dosłownie o gryz. – Ale może rzeczywiście przesadziliśmy z bąbelkami... Nie martw się, Mała – spojrzał na Kate i uśmiechnął się do mnie przepraszająco, gdy zauważył, że jego słowa raczej jej nie uspokoiły.
   - To nici z naszych zakupów... – westchnęła Perrie rozczarowana. – A miałyśmy was przeciągnąć po...
   - Ale wcale nie musicie rezygnować z tego wypadu! – Kate wydawała się być bardzo zadowolona z tego, co tam sobie właśnie obmyśliła w głowie. – Ja zostanę z Alex, a wy możecie zaszaleć na tych zakupach – uśmiechnęła się, a ja zdałem sobie sprawę, że za tym uśmiechem, kryła się troska o przyjaciółkę i radość, że uniknie tak nielubianych zakupów. – Z pewnością będziecie się świetnie bawić bez takiej marudy jak ja...
   - Naprawdę nie rozumiem tej twojej niechęci do zakupów, Kate... Ale niech ci będzie. Choć następnym razem już się nie wywiniesz – zagroziła Danielle. – Jeszcze ci pokażę, że to świetna zabawa...
   - Wierzę ci na słowo – poczułem drobne paluszki na mojej dłoni i odłożyłem pusty talerz Kate na stół, dostając w podziękowaniu jeden z tych przeznaczonych tylko dla mnie uśmiechów. – Choć jak na razie nie potrafię sobie tego wyobrazić...
   - Naprawdę chcesz zostać? – zapytałem cicho, gdy Dani przeniosła swoją uwagę na Pers i razem zaczęły planować wypad na miasto. Już widziałem te tony toreb, z którymi wrócą.
   - Mogę? – zatopiłem się w jej „spojrzeniu” i w tym momencie zgodziłbym się na wszystko. „Zresztą, czy mógłbym jej czegokolwiek odmówić?” – Wy i tak będziecie zajęci przez większość dnia – powiedziała, ściskając w dłoniach filiżankę z herbatą. – Dotrzymam Alex towarzystwa dopóki nie wrócicie, a wieczorem będę cała twoja...
   - To jest plan... – skradłem jej buziaka, podczas gdy moje gorsze ja oblizywało się lubieżnie. „Cała twoja...” – Ale tak w celu przypomnienia... –  nachyliłem się nad nią, by szepnąć jej do ucha następne słowa. – Ty zawsze jesteś cała moja...
   - Twoja... – oblała się uroczym rumieńcem, który był tylko jedną z rzeczy, które tak bardzo w niej kochałem. „Moja...” ucałowałem jej skroń, ciesząc się jej czerwonymi policzkami. „Tylko moja...” pieściłem jej twarz wzrokiem, a widząc jak przygryza dolną wargę wiedziałem, że zdaje sobie sprawę z mojego spojrzenia. „Cała moja...” zdecydowanie podobało mi się to, na co patrzyłem. Była... „Tak, tak. Twoja i tylko twoja. Kumam...” moje drugie ja ostentacyjnie przewróciło oczyma, przy okazji kręcąc głową z politowaniem. „Zmieniłeś się w zakochanego durnia, Tomlinson...” Komplementowanie samego siebie zawsze nieźle mi wychodziło.
   - Jesteśmy już wszyscy? – Paul pojawił się za plecami Zayna, budząc go przy okazji. „A przynajmniej tak mu się wydawało...” uśmiechnąłem się, widząc, że przyjaciel poprawił się na siedzeniu tak, by nie było widać, że ma zamiar dalej drzemać. Harry kiwnął głową, gdy mężczyzna spojrzał na niego, niemo pytając o nieobecność Alex. – Właśnie się dowiedziałem, że dzięki waszej akcji, znalazł się kolejny dawca... – Kate wyprostowała się jak struna na swoim krześle i w napięciu czekała na dalsze słowa menadżera. – Niestety nie dla Lily... Przykro mi, Kate...
   - To przecież nie pana wina... – powiedziała cicho, odkładając filiżankę z zawiedzionym westchnieniem. – Cieszę się, że komuś się udało...
   - Kochanie... – spojrzałem na nią, widząc smutek w jej oczach. Podciągnęła kolana pod brodę, otaczając nogi ramionami i jak zwykle próbowała być dzielna, przykrywając strach o kuzynkę, delikatnym uśmiechem.
   - Wszystko dobrze, Lou... – wyciągnęła dłoń, by spleść nasze palce razem. – Jeszcze mamy czas... Uda się...
   - Na pewno – powiedziałem, starając się mówić z przekonaniem, choć równie dobrze jak ona wiedziałem, że czasu jest coraz mniej. Rozmowa z Emmą przed dwoma dniami raczej nie napełniła nas optymizmem, choć nikt by tego nie powiedział, słysząc jak zabawialiśmy Lily przez Skype'a. „Ale robienie z siebie durniów zawsze nam z Harrym wychodziło...
   - Po śniadaniu macie około pół godziny – ciągnął Paul. – Spotykamy się na dole o dziesiątej – spojrzał na Harry'ego. – Punkt dziesiąta.
   - Jakbym miał pięć lat... – mruczał Styles pod nosem, ale na szczęście miał na tyle rozumu, by nie dyskutować już o swoich spóźnieniach. Ostatnia „pogadanka” na ten temat zaserwowana przez Paula sprawiła, że każdy z nas raczej nie palił się do kolejnej. „To był koszmar...” aż się zatrząsłem na samo wspomnienie wybuchu menadżera.
   - Konferencja prasowa o jedenastej, kilka wywiadów, a potem spotkanie z fanami i podpisywanie płyt... – kontynuował Paul. – Może uda się to tak zorganizować, byście zjedli lunch między jednym wywiadem, a drugim, ale wszystko się dopiero okaże...
   W pewnym momencie złapałem się na tym, że już nie słuchałem słów menadżera, a po prostu przyglądam się mojej narzeczonej, która zrobiła się bardzo milcząca. Pieściłem kciukiem wnętrze jej dłoni i dopiero to wywołało ciepły błysk w jej smutnych oczach. Wiedziałem, że cieszy się ze znalezienia kolejnego dawcy, bo cała ta akcja bardzo ją zainteresowała i praktycznie każdego dnia dopytywała się Paula lub Liama o szczegóły. Wiedziała o tym więcej niż ja, a przecież to był niejako mój pomysł. Wyłapałem troskliwe spojrzenie Zayna. „Wiedział...” Tak samo jak ja, doskonale zdawał sobie sprawę, co się działo teraz w jej głowie. „Może to i lepiej, że zostanie z Alex” pomyślałem, choć oczywiście najbardziej chciałbym ją mieć przy sobie. „Przynajmniej nie będzie miała czasu, by się zamartwiać...” Byłem pewien, że przyjaciółka zajmie jej wszystkie myśli, gdy tylko zostaną same.
   - Miałeś rozmawiać z prawnikami... – głos Liama sprawił, że moja uwaga wróciła do menadżera. – Wiesz już coś, czy dopiero...
   - Jeszcze za wcześnie – Paul schował terminarz do kieszeni, a więc minęła mnie większa część odprawy. Zerknął na zegarek. – Wprawdzie dziś mowy końcowe, ale raczej nie powinniśmy się spodziewać, że wyrok zapadnie od razu. Thomas powiedział, że to może potrwać, choć oczywiście ma nadzieję, że niezbyt długo. Wszystko zależy od przysięgłych i sędziego.
   - Według mnie nie mają się nad czym zastanawiać – powiedział Niall, który do tej pory jedynie się przysłuchiwał rozmowom, prowadzonym przy stole, zbyt zajęty jedzeniem. „Choć może z tym jego słuchaniem to tak nie do końca...” pomyślałem, widząc jak zawzięcie stuka w ekran telefonu, prawdopodobnie pisząc z Katie. – Facet jest winny jak jasna cholera. Nad czym tu się w ogóle zastanawiać?
   Teraz dla odmiany przy stole rozgorzała dyskusja na temat, który raczej nie należał do przyjemnych. Wyrok skazujący wprawdzie pozwoliłby nam w końcu spać spokojnie, ale tyle zła już się wydarzyło, że sama wzmianka o tym gnoju sprawiała, że robiło się niezbyt fajnie. „Nastrój diabli wzięli...” westchnąłem i spojrzałem na Kate. „Zdecydowanie pora się ewakuować...
   - Jeżeli to już wszystko, to pójdę się szykować – Paul kiwnął głową, doskonale rozszyfrowując moje zamiary. – W końcu muszę zrobić się na bóstwo, czyż nie?
   - Nie mamy aż tyle czasu, Lou – parsknął Harry, również podnosząc się z miejsca i „sprzedając” mi przyjacielskiego kuksańca. – Idę jeszcze zamówić coś dla Alex.
   - Niedługo do was przyjdziemy – Kate odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu.
   - Jasne, Mała. Powiem jej. Na pewno ucieszy się z dnia spędzonego w twoim towarzystwie... Choć już się boję tych waszych pogaduszek... – zaśmiał się głośno, skręcając do bufetu. „Hmmm... Czy i ja powinienem się obawiać?” uśmiechnąłem się, podziwiając rumieniec na twarzy Kate.




   Postanowiłem bezszelestnie wśliznąć się do pokoju, by nie obudzić Alex, skoro postanowiła dłużej pospać. Odmawiałem właśnie jakąś litanię do świętego zajmującego się zamkami i próbowałem przekręcić klucz. Szczękniecie mechanizmu wydawało mi się głośne niczym wystrzał z broni palnej. Skrzywiłem się, słysząc skrzypienie otwieranych drzwi. „Uwzięli się, czy jak?
   - Tego to się nie spodziewałem... – mruknąłem pod nosem, widząc puste łóżko i kołdrę walającą się po podłodze. Podniosłem ją i rzuciłem na materac, kierując się do łazienki. Już przed drzwiami usłyszałem, co się dzieje i nie zapowiadało się ciekawie. Wszedłem do środka i znalazłem swoją zgubę pochylającą się nad muszlą i wypluwającą wnętrzności. – Alex...
   - Idź stąd, Harry... – jęknęła, podpierając głowę rękoma opartymi na desce. – Nie chcę byś...
   - Och, zamknij się... – westchnąłem, narzucając jej na plecy hotelowy szlafrok i siadając obok niej na podłodze. Odsunąłem kolorowe kosmyki z jej spoconej twarzy. – Nadal twierdzisz, że to nic takiego? – zapytałem cicho, nie chcąc jej denerwować.
   - Nie inaczej... – powiedziała i jakby na przekór tym słowom znów chwyciły ją torsje. Siedziała na kafelkach w tych swoich śmiesznych śpiochach, przykryta frotowym szlafrokiem i trzęsła się. „Albo to wyjątkowo nieprzyjemny syndrom dnia następnego, albo rzeczywiście przeziębienie...” Próbowałem sobie przypomnieć, ile dokładnie wczoraj wypiliśmy i nie wydawało mi się tego znowu aż tak dużo.
   - Zimno ci? – odezwałem się, gdy zawartość jej żołądka postanowiła zrobić sobie przerwę w uzewnętrznianiu się. Wydawało się, że wciąż ją telepie. Wzruszenie ramionami raczej nie było zadowalającą odpowiedzią. – Kate zostanie dziś z tobą – powiedziałem, podając jej kubek z wodą. – Uratujesz ją od rajdu po sklepach z dziewczynami – dodałem, nim zdążyła zaprotestować. Westchnęła ciężko i znów zrobiła się zielona na twarzy. Tym razem udało jej się jednak zapanować nad wymiotami. Po kilku minutach postanowiła się podnieść, co z usztywnioną nogą raczej nie należało do łatwych rzeczy. Nawet sobie nie próbowałem wyobrazić, jak trudno jej było usiąść na podłodze. Pomogłem jej wstać i asekurując, zaczekałem aż umyje zęby. Unikała mojego spojrzenia. Słaniała się na nogach i coraz mniej mi się to wszystko podobało. Udało mi się zapakować ją do łóżka i szczelnie opatulić kołdrą. Znów wyglądała tak jak kiedyś w szpitalu. Szara, wymęczona twarz, pozbawiona kolorów... Położyłem się obok niej, otaczając ją ramieniem. – Alex? – spojrzała na mnie błyszczącymi chorobą oczami. – Jak naprawdę się czujesz? – zapytałem cicho.
   - Zawroty głowy, osłabienie, wymioty i do kompletu gorączka... – uśmiechnęła się smutno, a ja zrewanżowałem się takim samym niewyraźnym uśmiechem. – Drużyna marzeń...
   - Zadzwonię po lekarza – zaproponowałem kolejny raz, choć po jej minie wiedziałem, co powie, jeszcze nim zdążyła otworzyć usta.
   - Nie potrzebuję lekarza – powiedziała, przytulając się do mnie. – Jestem pewna, że przejdzie mi do wieczora...
   - Chcesz się tak męczyć cały dzień? – pomruczała coś w odpowiedzi, ale bardziej do mojej bluzki, niż do mnie. Czułem ciepło bijące od jej ciała i zastanawiałem się, jak przekonać tego uparciucha. „Nie da się...” westchnąłem w końcu zrezygnowany, masując jej skórę głowy i rozmyślając. „Może Kate coś poradzi...” jak zwykle szukałem ratunku w naszej małej przyjaciółce. – Jeśli do naszego powrotu ci się nie poprawi...
   - To obiecuję, że zgodzę się na lekarza, czy cokolwiek tam jeszcze zechcesz – dokończyła za mnie głosem stłumionym przez moje ubranie.
   - Cokolwiek? – uśmiechnąłem się zadziornie, odsuwając się lekko i ucieszyłem się widząc wesoły błysk w jej spojrzeniu. „A więc nie jest z nią jeszcze tak źle skoro ma siłę żartować...” – Podoba mi się ta obietnica...
   - Dziwne... – zamknęła oczy i uśmiechnęła się. – Ale mi też się podoba... – każde kolejne słowo było coraz ciszej wypowiedziane. – O której musisz wyjść?
   - Pójdę, jak zaśniesz... – spojrzałem na zegarek, zastanawiając się, co jeszcze powinienem zorganizować przed wyjściem. Na szczęście w porę przypomniało mi się o Marku, który nigdy nie odstępuję Kate na krok i uspokoiłem się wiedząc, że dziewczyny zawsze będą mogły liczyć na jego pomoc. Kilka minut później uśmiechałem się do siebie, słysząc ciche chrapanie, które prawdopodobnie wkrótce przejdzie na wyższy poziom.




   „Nic z tego nie będzie...” westchnęłam ciężko i zrezygnowana odłożyłam książkę na szafkę obok łóżka. W ostatnich dniach w mojej głowie tyle się działo, że nawet czytanie wydawało się całkowicie niewykonalną czynnością. „Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego dojdzie.” Wypełnione podróżami dni mijały jak szalone, sprawiając, że siłą rzeczy pędziliśmy tak jak i one. Czasami wydawało się wręcz niemożliwe, aby zwolnić. Każdy dzień pokonany w szaleńczym tempie. Spotkania, wywiady, nagrania i co tam jeszcze chłopcy mieli w planach. Dla mnie były to chwile wypełnione przyjaciółmi i... rodziną. „A może już nie powinnam tego rozdzielać?” Ujrzałam w głowie twarze przyjaciół. „Moja nowa rodzina...” Ułożyłam się wygodnie na poduszkach za plecami Alex i zasłuchana w jej tak znajome chrapanie, oddałam się we władanie moim myślom. „Idealna chwila, by zwolnić...
   Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że znów to robię. Odkąd Louis wsunął mi na palec pierścionek nie mogłam przestać się nim bawić. Dotykać go. Pieścić... „A może po prostu wciąż musiałam się upewniać, że on nadal tam jest? Że naprawdę tam jest...” Fakt, że byłam zaręczona z Lou, wydawał mi się czymś nieprawdopodobnym. „Jak z najpiękniejszego snu...” westchnęłam, czując to przyjemne ciepło, które wypełniało mnie zawsze na myśl o moim narzeczonym. „I Bóg mi świadkiem nie chciałam się z niego obudzić...” Wiedziałam, że Louis mnie kochał. Powtarzał mi to na każdym kroku. Każdy jego gest, każde słowo... Nawet najdelikatniejsze muśnięcie palcem... Po prostu miłość... Moje uczucia od początku miałam pewnie wypisane na twarzy. Przynajmniej jeśli wierzyć wiecznie nabijającym się z tego chłopakom i Alex. Ale pomimo tego ogromu uczuć, nigdy, nawet przez jeden najkrótszy moment, nie pomyślałam, że nadejdzie taki dzień, w którym usłyszę to fundamentalne pytanie. „I co teraz będzie?” westchnęłam, przypominając sobie niedawną rozmowę z Niallem, który już wyłapał kilka wpisów w internecie, gdzie fanki zwracały uwagę na moją lewą dłoń i zastanawiały się, co to znaczy. „Jak to możliwe, by tak szybko...
   - Wszystko w porządku, Kate? – głos Marka przerwał moje „głębokie” rozważania. – Już skończyłaś książkę?
   - Chyba nie jestem w nastroju na czytanie... – powiedziałam cicho, choć Alex pewnie nie przeszkodziłaby wydzierająca się obok drużyna cheerleaderek.
   - Jesteś pewna, że wszystko dobrze? Ty, niemająca ochoty na czytanie, to raczej niespotykana sytuacja. Chyba się nie zaraziłaś od Alex tym choróbskiem?
   - Z pewnością nie – zaśmiałam się z tego jego zdziwienia, ale nie da się ukryć, że była to nieczęsta sytuacja. – A co u Judy?
   - Właśnie od godziny opowiada mi jaką to znalazła idealną lampę do naszego mieszkania – zaśmiał się. – I jak to musiała walczyć przy kasie z jakąś klientką, która niby pierwsza ją wypatrzyła. Przysięgam, zakupy to dla mnie sport ekstremalny.
   - Nie tylko dla ciebie – zachichotałam, próbując sobie wyobrazić sytuację, o której opowiedział. – A kto wygrał? – zapytałam, zdając sobie nagle sprawę, że nie dokończył mi tej relacji.
   - Oczywiście, że Judy – powiedział z dumą w głosie. – Nie omieszkała mi wysłać zdjęcia tej lampy. Kobieta była bez szans. Judy podczas zakupów to prawdziwy rottweiler.
   - Dobrze wiedzieć...
   - Dzięki, że pozwoliliście mi ją zaprosić na wasze przyjęcie zaręczynowe...
   - Nie ma za co – uśmiechnęłam się, znów łapiąc się na tym, że czule głaszczę pierścionek. – Choć oczywiście nie było w tym mojej zasługi. Mam wrażenie, że jako jedyna byłam tu bardzo niedoinformowana...
   - To prawda – przyznał rozbawiony. – Nadal jestem pod wrażeniem tego, że Niall się nie wygadał. Choć muszę ci powiedzieć, że kilka razy było blisko.
   Czas mijał nam naprawdę bardzo leniwie. Alex smacznie spała, a co najważniejsze gorączka wydawała się spadać, bo już nie buchało od niej niczym od rozgrzanego do czerwoności pieca. Była szansa, że to przeziębienie, czy cokolwiek by to nie było, postanowiło ustąpić. „I całe szczęście...” odetchnęłam z ulgą i z zamkniętymi oczyma przysłuchiwałam się oddechowi przyjaciółki. Tak jak wiele razy w przeszłości. „Kiedy to było?” w głowie przewijały mi się te wszystkie sytuacje, kiedy jej spokojny oddech był dla mnie niczym bezpieczna przystań. Wtedy nie potrafiłam zasnąć bez jej wyczuwalnej obecności. „A to wszystko przed Louisem...” uśmiechnęłam się, przywołując w głowie twarz osoby, która była całym moim światem. Teraz to bicie jego serca było dla mnie najlepszą kołysanką.
   - Ponieważ nic mi się tam nie wbija w tyłek, wnioskuję, że Stylesa jeszcze nie ma – zachrypnięty głos Alex przerwał ciszę. Odwróciła się w moją stronę, przyciskając się do mojego ramienia. – Dzień dobry... – wymruczała, wciąż jeszcze nie do końca obudzona.
   - Hej – uśmiechnęłam się, nie słysząc w jej głosie żadnego cierpienia. Przytuliłam się do niej z całej siły. – Jak się czujesz?
   - Nareszcie wyspana – parsknęłam, słysząc tą odpowiedź. „Dziwne żeby nie...” – Głodna jak Niall – wyliczała dalej, a na to porównanie nie mogliśmy z Markiem nie wybuchnąć śmiechem. – I zdecydowanie jak ktoś, kto pilnie potrzebuje skorzystać z łazienki...
   - To zrób, co masz zrobić, a Mark zorganizuje nam coś do jedzenia – zgłosiłam przyjaciela na ochotnika. – Zrobimy sobie piknik? – poklepałam prześcieradło, czekając co powie na moją propozycję.
   - Jak za starych, dobrych czasów? – skwitowałam jej słowa wesołym uśmiechem. – Czemu nie? Choć nie wiem, jak Styles zniesie innego faceta w moim łóżku...
   - Będzie zazdrościł – stwierdził ochroniarz. – Ja i dwie laseczki... – „rozmarzył się” Mark. – Możemy mu wysłać zdjęcie?
   - A mówiłeś, że nie przepadasz za sportami ekstremalnymi – zaśmiałam się, poprawiając pościel, gdy Alex już wstała z łóżka.
   - Pchi... A co to za sport ekstremalny? Harry mi przecież nic nie zrobi...
   - Zobaczymy co powiesz, gdy to Louis zobaczy takie zdjęcie – parsknęła Alex, zamykając za sobą drzwi do łazienki.
   - Hmmm... Chyba rzeczywiście znalazłem minusy tego waszego pikniku – zwątpił. – Może jednak zostanę przy fotelu. Co dla was zamówić?


   Rumieniec na moich policzkach pewnie właśnie przekroczył dopuszczalne dla większości ludzi normy. „Czy możemy zmienić temat? Proszę... Błagam!
   - Już tak się nie czerwień, skarbie – przyjaciółka objęła mnie ramieniem. Zdecydowanie czuła się już lepiej, bo dobry humor nie opuszczał jej ani na moment. – Wiesz jaka jest złota zasada Alex... Kobieta, która nie jęczy w nocy, warczy w dzień.
   - Ciekawe jak brzmiała ta zasada przed Harrym? – powiedziałam i w tej samej chwili pożałowałam swoich słów. Bardzo sugestywny śmiech Alex skutecznie naprowadził mnie na jej tok myślenia. „Wcale o tym nie pomyślałam!” jęknęłam. – Porozmawiajmy o czymś innym – zaproponowałam szybko. – Proszę...
   - Naprawdę nie wiem jak to możliwe, że nadal tak cię krępują rozmowy o seksie. Przecież spędziłaś z tymi wariatami już tyle czasu, że powinnaś się przyzwyczaić do takich rzeczy. Czy oni w ogóle rozmawiają o czymś innym? – sięgnęłam po wodę, by uniknąć odpowiedzi na to pytanie. – Dobra. Już będę grzeczna – obiecała. „Bo ci uwierzę...” – O zaręczynach już rozmawiałyśmy. Seks odpada. Chłopaków obgadałyśmy wzdłuż, w szerz... i nawet wgłąb – wyliczała nasze dzisiejsze „osiągnięcia”. – Co nam zostało...
   - Znalazł się kolejny dawca – powiedziałam szybko, nim jej przyszedł do głowy kolejny temat z gatunku tych bardzo krępujących.
   - To cudownie! – ucieszyła się. Czułam na sobie jej uważny wzrok. – Ale nie dla Lily... – dodała po chwili cicho.
   - Nie dla Lily... – westchnęłam. – Gdy Paul przytacza mi liczby, to okazuje się, że dzięki tej akcji multum osób zarejestrowało się jako dawcy. Dlaczego tak trudno znaleźć tego jednego?
   - Oj, kochanie...
   - Nie zrozum mnie źle – powiedziałam szybko, by nie wyjść na kogoś, kim nigdy nie chciałabym być. – Cieszę się, że udało się pomóc kilku osobom. Naprawdę. To wręcz niesamowite, że dzięki tak spontanicznie wymyślonej akcji ktoś tam dostał nowe życie... – przygryzłam wargę zastanawiając się jak najlepiej opisać moje myśli i uczucia. – Po prostu... Chciałabym... – odetchnęłam głęboko, nie chcąc się rozkleić. – Ona jest już taka słaba...
   - Wiem...
   - Ostatnio zasnęła ledwo przywitała się z Niallem – przypomniałam sobie tę rozmowę. – A tak bardzo chciała go poznać... Miała takie plany... Całą długaśną listę pytań do niego i... – wzruszyłam ramionami niezdolna dodać nic więcej.
   - Kate... – zaczęła Alex i już po tonie jej głosu wiedziałam, czego będą dotyczyć jej słowa. – Słońce, ja wiem, że nic co teraz powiem, niczego nie zmieni, ale nie możesz myśleć tylko o złych rzeczach... Pomyśl o tym ile radości sprawiło jej poznanie ciebie i chłopaków. Czy to nie było jej największe marzenie? – poczułam jej dłoń na plecach. Przyciągnęła mnie do siebie i po chwili leżałyśmy na poduszkach, przytulone do siebie jak dawniej, kiedy też mnie pocieszała. „Po trochę innej tragedii...” zadrżałam na samo jej wspomnienie. – Jestem pewna, że podarowaliście jej całkiem sporo niezapomnianych chwil... Na sto procent jesteś jej ulubioną kuzynką – parsknęłam, starając się skopiować reakcje Louisa na podobne stwierdzenie. „W końcu byłam jej jedyną kuzynką...” – Tak się cieszyła waszymi zaręczynami, że można by odnieść wrażenie, iż to jej Lou podarował pierścionek. Będzie, co ma być, Kate i nic tego nie zmieni. Możemy tylko pomóc ubarwić jej dni i modlić się o cud. A sama powinnaś wiedzieć najlepiej, że cuda się zdarzają... – zakończyła, całując mnie w czoło.
   - Powinnam wiedzieć? Dlaczego? – zapytałam, uśmiechając się, choć oczywiście doskonale zdawałam sobie sprawę, że w moim życiu ostatnio miało miejsce kilka cudów.
   - Masz taką cudowną i „supermądrą” przyjaciółkę – przyciągnęła mnie do siebie, czochrając po włosach. – Czy to nie zakrawa na cud?
   - Ale o tą mądrość pytasz?
   - Och, ty małpo! – „oburzyła się” i zaczęła mnie łaskotać. – Zdecydowanie zaostrza ci się języczek przy Louisie. – „Niech ktoś mi powie, dlaczego właśnie oblałam się rumieńcem?
   - Nie wiem, o czym właśnie pomyślałaś, ale wnioskuję, że trafiłam w dziesiątkę! – parsknęła. – Teraz koniecznie musisz... – przerwał jej dźwięk przychodzącej wiadomości. „Uratowana przez Harry'ego...” odetchnęłam z ulgą. „To był mały cud, nieprawdaż?” zaśmiałam się sama z siebie. – Taaak!!! – usłyszałam pełen radości pisk i jak na szpilkach czekałam, aż skończy rozmawiać przez telefon. – W końcu jakieś naprawdę dobre wiadomości – powiedziała, ściskając moją dłoń. – Zapadł już wyrok. Przysięgli naradzali się niecałą godzinę – zastygłam w oczekiwaniu na jej dalsze słowa. Serce waliło mi piersi, jakby próbowało wyrwać się na wolność. – Już nigdy więcej nie będziesz się musiała przejmować tym zwyrodnialcem, Kate. Nigdy nie wyjdzie na wolność...
   Przez chwilę przetwarzałam w głowie to, co właśnie powiedziała. Powtarzałam to sobie raz po raz i w końcu dotarło do mnie znaczenie jej słów. „Nigdy więcej...” w końcu zaczęłam oddychać. „Nigdy więcej go nie spotkam...” kolejny wdech. „Już nikogo nie skrzywdzi...” To wszystko nagle uderzyło we mnie niczym rozpędzony autobus, wciskając mi oddech z powrotem do płuc. „Boże! Jesteśmy bezpieczni...” poczułam łzy na policzkach. Przez chwilę starałam się nad nimi zapanować, ale po prostu nie mogłam i chyba nawet za bardzo nie chciałam. Zalała mnie nieopisana ulga i już po chwili łkałam głośno w ramionach przyjaciółki, a ona głaskała mnie uspokajająco po plecach. Milczała, bo już nie było trzeba nic dodawać. „Nigdy więcej...” słone krople płynęły nieprzerwanym strumieniem, mocząc bluzkę Alex. „No i mam kolejny cud...




   Gapiłem się w sufit, zastanawiając się jak do tego doszło, że zostałem tym porzuconym, samotnym członkiem zespołu. Mogłem sobie tylko wyobrażać, jak pozostali spędzają dzisiejszy wieczór. „Choć może jednak nie powinienem tego robić...” zaśmiałem się jak głupi, ale zaraz przypomniałem sobie o chorobie Alex i musiałem zweryfikować swoje pomysły. „Ale przynajmniej ją ma obok siebie...” westchnąłem, przybliżając do oczu komórkę i sam już nie wiem który raz sprawdzając, czy Katie odpisała. „Usłyszałbyś, gdyby to zrobiła, idioto...” Na wszelki wypadek, po raz milionowy sprawdziłem, czy niechcący nie wyciszyłem telefonu. „Czy nie powinnaś skończyć pracy godzinę temu?” zapytałem nieobecnej dziewczyny.
   - No odpisz... – poprosiłem, próbując zaczarować komórkę. O dziwo zadziałało. „No, prawie...” Uśmiechnąłem się widząc na ekranie zdjęcie moje i... – Cześć, Katy! Co tam?
   - Hej... – „Jak to możliwe, że jej głos przez telefon brzmi równie delikatnie?” – Co porabiasz?
   - Obijam się. – „No przecież nie przyznam się, że modlę się do komórki, prawda?” – Nic szczególnego...
   - A mógłbyś może przyjść do mnie na momencik? – usłyszałem coś dziwnego w jej głosie. „Chyba nic się nie stało...” usiadłem gwałtownie, by już po chwili rzucić się do drzwi. – Potrzebuję pomocy, a Louis poszedł do Zayna i nie odbiera... – przyspieszyłem kroku i jeszcze nim w mojej głowie skończyło brzmieć ostatnie słowo, wpadłem do jej pokoju. Nie powiem, że nie zdziwiłem się, widząc ją siedzącą spokojnie na kanapie. – Przepraszam... – wydawała się zawstydzona. „Co jest grane?
   - Co...
   - Cześć, Niall – usłyszałem za sobą głos Louisa i zrobiło się ciemno. „Co jest, kurwa?” – Bądź grzeczny, a nikomu nic się nie stanie – powiedział wesoło, a ja miałem ochotę trzepnąć go w ten pusty łeb. – To porwanie, jakbyś jeszcze nie wiedział – dodał i sam już nie byłem pewien, czy powinienem się roześmiać, czy może mu przywalić. Próbowałem zdjąć to coś z głowy.
   - Zostaw – padła krótka komenda.
   - Chłopaki... Zayn... Co wy znowu wyprawiacie? Nie jestem w nastroju... – czyjeś dłonie nie pozwalały mi się wyrwać z ich żelaznego uścisku. – No, do kurwy nędzy! Odbiło wam?! Katy... Co... – poczułem dotyk materiału na ramionach. – Co to? Co... Co mi zakładasz? Przysięgam, że jak to jakaś babska kiecka i zrobisz mi zdjęcie, to cię zabiję – groziłem, wyobrażając sobie, co też Lou mógł wymyślić. „Boże, przecież on jest zdolny do wszystkiego!” szarpnąłem się, ale nic to nie dało. „Więcej siłowni. Zdecydowanie” obiecałem sobie. – I jeszcze Zayna w to wciągnąłeś! Stary...
   - Nie szarp się, to nie będzie bolało – Louis najwyraźniej świetnie się bawił. – A za ten pomysł z kiecką to dzięki. Z pewnością kiedyś wykorzystam... – roześmiał się. – Stój spokojnie, bo cię krzywo pozapinam i będzie wstyd...
   - Odbiło wam – stwierdziłem krótko. – Pewnie wydawało wam się to śmieszne, ale jakbyście nie zauważyli, ja się nie śmieję – ostatnie słowa wypowiedziałem kładąc na nie odpowiedni nacisk. – Zayn, nie wierzę, że mi to robisz. Myślałem, że jestem twoim przyjacielem...
   - Oj, już mu tu nie jedź po sumieniu – powiedział Lou. – Wystarczy, że Kate musieliśmy namówić i teraz się biedna będzie stresować dopóki jej nie przebaczysz...
   - Nie gniewam się na ciebie, Katy. Wiem, że cię zmusili. Ten idiota...
   - Voilà! – zawołał Tomlinson. – Pięknie jak z obrazka. No, powiedzmy. Gotowy na swój wielki debiut? – zapytał. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i Zayn popchnął mnie w ich kierunku.
   - Nigdzie nie idę – zaparłem się. – Co mi założyliście? Louis!
   - Nie warcz – ciągnął mnie z Malikiem w jakimś sobie tylko znanym kierunku. – Ciesz się, że nie wypchnęliśmy cię na korytarz nago – zaśmiał się. – Cholera! To chyba moja noc genialnych pomysłów! Malik, może przegonimy Stylesa w stroju Ewy...
   - Raczej w stroju Adama – parsknął Zayn. – I obawiam się, że akurat dla niego nie będzie to zbyt wielki problem...
   - Też prawda – stwierdził. – W takim razie strzeżcie się panowie, bo nie znacie dnia ani godziny... – jego złowieszczy śmiech nie bawił mnie tak, jak zazwyczaj. – Wyluzuj, Niall. Jesteś główną atrakcją dzisiejszego wieczoru. To będzie niezapomniany widok... – gdyby nie to, że mocno mnie trzymał, to powiedziałbym, że zaciera ręce z radości. „Gnojek...
   - Odwdzięczę się za to – obiecałem. – Każdemu z osobna.
   - Och, na to liczymy – zaśmiał się Lou, zatrzymując się w końcu. – Gotowy?
   - Nie! Stary, jeżeli Paul mnie za to zabije, to przysięgam, że ci tego nie podaruję – wydawało mi się, że przemierzyliśmy kilometry i aż się bałem pomyśleć, gdzie mnie zaprowadzili. – Wymyślę taką zemstę, że... – poczułem mocne pchnięcie i po kilku chwiejnych krokach, zatrzymałem się na kimś. Czarna szmata zniknęła z mojej twarzy i ujrzałem przed sobą wesoło błyszczące, błękitne tęczówki. „I bynajmniej nie Louisa...” – K-Katie? – gapiłem się na nią, przy okazji zapominając chyba o oddychaniu. „A może to po prostu duszniej się zrobiło...” Dźwięk migawki, połączony z rechotem Styles sprawił, że ujrzałem wszystko dookoła. Dziewczynę przede mną, Liama z przepraszającym uśmiechem, stojącego obok elegancko zastawionego stolika i szczerzącego się głupkowato Harry'ego z jakąś ścierką przewieszoną przez ramię, udającego kelnera. Zayna majstrującego coś przy laptopie i Louisa... nagrywającego mnie właśnie swoim telefonem. Moje oczy znów spoczęły na postaci przede mną. „Niemożliwe...” Wyciągnąłem drżącą rękę i dotknąłem policzka dziewczyny wskazującym palcem. Gdy parsknęła śmiechem, a z nią wszyscy pozostali już wiedziałem, że za ten numer z pewnością będę musiał się im odwdzięczyć. Choć nie tak, jak to jeszcze myślałem chwilę temu. – To naprawdę ty...