❤
!!! Konkurs !!!
BLOG MIESIĄCA WRZEŚNIA
❤
- Naprawdę nie chcesz mnie bardziej zdenerwować, Kate – w
każdym wypowiedzianym przez niego słowie czaiła się realna groźba, ale ja po prostu nie mogłam tego zrobić. „Szybciej puszczę pawia...”
– Wiesz przecież, co cię wtedy czeka, prawda? – zadrżałam na samą myśl o
ostatniej karze, której skutki wciąż jeszcze odczuwałam. – Podejdź tu... – jego
złowieszczy ton nie zwiastował niczego dobrego. Rozważałam wszystkie za i
przeciw. Nie chciałam się zbliżać do tego potwora, ale naprawdę nie wiedziałam
ile jeszcze jego chorych kar jestem w stanie wytrzymać. – Nie powtórzę kolejny
raz... – wściekłość była wręcz namacalna. Odkąd tylko trzasnął drzwiami, jakieś
pół godziny temu, wiedziałam, że coś się stało. Coś musiało pójść nie po jego
myśli, bo chyba jeszcze nigdy nie wydawał się aż tak wytrącony z równowagi.
„Tym gorzej dla ciebie...” moje drugie ja raczej nie dodawało mi odwagi. Najczęściej szczycił się tym, że panuje nad wszystkim, że każdy chodzi jak w zegarku pod jego rozkazami... Usłyszałam świst jego
ulubionej zabawki i strach przed bólem pchnął mnie do przodu. „Wszystko we mnie
wołało, by się do niego nie zbliżać, więc dlaczego stawiałam kolejne kroki?” zastanawiałam się. „Bo jesteś tchórzem?” rozległo się w mojej głowie. –
Grzeczna dziewczynka... – pochwalił mnie, a ja czułam do siebie tylko wstręt.
„Jak długo jeszcze będzie mnie tu trzymać?” – Dobrze... – poczułam jego dłoń na
moim udzie i cała się spięłam gotowa do ucieczki. – Mam przez ciebie same
kłopoty... – powiedział, przesuwając skórzaną szpicrutą po moim ciele. „Czekałam
aż zada mi ból. Przecież do tego to wszystko zawsze się sprowadzało...” –
Policjanci kręcą się po ośrodku i zadają mnóstwo pytań na temat Lilith –
zadrżałam, słysząc imię przyjaciółki, a pod powiekami momentalnie poczułam łzy.
– Chodzą słuchy, że mogą mnie zawiesić na czas prowadzenia śledztwa – prawie
wypluł te słowa. – Mnie zawiesić? – powtórzył, ściskając z całych sił moją rękę
i zmuszając do uklęknięcia przed nim. „Boże, tylko nie to...” błagałam,
pamiętając, co stało się poprzednim razem. – Straciłem przez ciebie moją
zabawkę, więc teraz ty musisz zająć jej miejsce. Wiesz, co masz robić.... –
moja głowa odskoczyła do tyłu, gdy uderzył mnie w policzek pokrytym skórą
prętem. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy zdałam sobie sprawę, do czego ten zboczeniec
zmuszał Lily. „Biedne dziecko...” – Naprawdę nie chcesz mnie dzisiaj bardziej zdenerwować, Kate... – „Nie
mogę tego zrobić...” Było mi słabo na samą myśl o tym, czego on ode mnie
oczekiwał. Nie mogłam się ruszyć, a przecież powinnam uciekać. Słyszałam koło
ucha przeraźliwy świst narzędzia do zadawania bólu i tylko czekałam momentu, w
którym przeszywające razy spadną na moje ciało. – Ogłuchłaś?!? – zacisnął palce
na moim karku i przyciągnął mnie do siebie. Zawartość żołądka niebezpiecznie mi
się podniosła, gdy poczułam, że moja twarz zatrzymała się na jego brzuchu.
Próbowałam się od niego odepchnąć, gdy zdałam sobie sprawę, że siedział przede mną
nagi. „Proszę, nie...” Jego dłoń trzymała mnie w żelaznym uścisku, zmuszając do
wykonywania poleceń. „Ale ja naprawdę nie mogłam... Nie potrafiłam...” Mdliło
mnie od samego jego smrodu i nie dopuszczałam do siebie myśli, że właśnie do tego
zmuszał Lily. – Nie mam dziś nastroju na te twoje gierki, Kate... – warknął,
smagając mnie po plecach swoją perwersyjną zabawką. – Podoba ci się, gdy muszę
cię ukarać? To dlatego to robisz? Sprawia ci to przyjemność? Bo jeszcze chwila
i właśnie to cię czeka... – miałam wrażenie, że strach wręcz odciął mi
jakąkolwiek zdolność myślenia. Nie byłam w stanie nic zrobić. Klęczałam z głową
przy jego podbrzuszu i trzęsłam się z przerażenia. Zapach jego spoconego ciała
przyprawiał mnie o mdłości. Chwycił moją dłoń i zmusił mnie bym zacisnęła ją na
jego penisie. Łzy płynęły po moich policzkach, ale przecież dla niego, to był
tylko kolejny dowód na to, że wygrał. Gdy chciałam się odsunąć, tylko nakrył
moje palce swoimi i już nie było ucieczki. Przesuwał naszymi dłońmi po swoim
wzwodzie, ciężko dysząc nade mną. – O, tak... – westchnął. Poczułam jak jego
dłoń przyspiesza, zmuszając moją do tego samego. Szarpnęłam się do tyłu, a
jedyne co osiągnęłam, to okropny ból, gdy owinął sobie moje włosy wokół drugiej
ręki i odchylił mi głowę do tyłu, prawie łamiąc mi kark. Poczułam jego oddech
na twarzy. – A teraz wiesz, co dalej... – zaczęłam kręcić głową, zalewając się
łzami. – Nie pogrywaj ze mną, Kate – zagroził. – Bądź grzeczna i rób co do
ciebie należy... – uwolnił moją dłoń. Przez myśl mi przeszło, że teraz będę ją
musiała odkazić po tym, jak go dotykałam. Prawie wyrwał mi włosy, przyciągając
moją głowę do swojego podbrzusza. „Boże, nie potrafię... Nie dam rady...”
łkałam wiedząc, że mu się to nie spodoba i najpewniej znów mi się za to
oberwie.
- Nie potrafię, przepraszam... – zalewałam się łzami, kręcąc
głową i próbując się wyswobodzić z jego żelaznego uścisku. – Przepraszam... Nie
umiem... Ja... Nie mogę...
- Przestań skomleć!!! – krzyknął i wymierzył mi siarczysty
policzek. – Liczę do trzech i albo się „naumiesz”, albo sam cię nauczę –
usłyszałam świst i skórzana laska opadła na moje obolałe plecy. – Myślę, że
jesteś na tyle mądra, iż wiesz która opcja będzie dla ciebie lepsza...
- Nie mogę... – kręciłam głową, spinając się w oczekiwaniu
na kolejne uderzenia. Nie nadeszły. Zamiast tego wściekłe szarpnięcie rzuciło
mną na łóżko i nim zdołałam zorientować się, co się stało, on już na mnie
leżał, wciskając mnie w materac. „Boże, nie!”
- W czym niby jesteś lepsza od Lilith, co? – warknął mi do
ucha. – Wiesz co was tylko różni? Ona wiedziała, że nie ma wyjścia i pogodziła się z tym. Dość szybko, muszę dodać... – „Nieprawda! Nigdy w to nie uwierzę!” – Zrobiłaby wszystko, byle
tylko mnie nie rozzłościć. Za to ty robisz wszystko, bym musiał cię ukarać... –
boleśnie wgryzł mi się w ramię. – Tylko zapominasz o jednym... Twoje stawianie
się sprawia, że pragnę cię jeszcze bardziej...
- Nie... Proszę... – miałam wrażenie, że jego ręce są
dosłownie wszędzie. Jakimś cudem był w stanie obmacywać mnie i trzymać, bym mu nie
uciekła. Czułam, że to, co powiedział to prawda. Twardy dowód na to ocierał się
o moje majtki. „Boże... Nie...” łkałam. Nie potrafiłam skupić się na tyle, by
zacząć logicznie myśleć. Rządził mną strach, a jak wiadomo, to nigdy nie jest
dobry doradca. – Przestań... Błagam...
- Jeszcze... – wysapał mi do ucha. – Proś mnie jeszcze...
Nawet sobie nie wyobrażasz jak to na mnie działa... – zacisnął dłoń na mojej
piersi. – A może pokrzyczysz trochę dla mnie? – powiedział i boleśnie
przygryzł sutek. Jęk bólu wypełnił pomieszczenie. – Jeszcze – zażądał i
uderzył mnie w twarz. – Jeszcze!
- Proszę, przestań... – załkałam, trzęsąc się ze strachu i
obrzydzenia. Do niego. Do siebie. Nawet do Lily. Nienawidziłam go z całego
serca, ale równie mocno nienawidziłam teraz jej i siebie. A potem było mi wstyd, bo
obwiniałam dziewczynę, którą skrzywdził w najokrutniejszy ze znanych mi
sposobów.
- Sama tego chciałaś... – sapał mi nad uchem. – Proszę...
Przestań... – naigrawał się ze mnie, parodiując moje błagania. – A co jeśli nie przestanę? – warknął,
rozrywając cienką bluzkę, którą miałam na sobie. – Co mi takiego zrobisz, Kate?
Utopisz mnie w swoich łzach? A może poskarżysz się mamusi? – boleśnie uszczypnął
moją pierś. – A zapomniałem... Przecież ty nie masz się komu poskarżyć...
Jesteś sama... – każde jego słowo raniło, ale to było nic w porównaniu z bólem,
jaki zadawały jego zęby i dłonie. – Już nie prosisz? A zaczęło mi się to
podobać... – zaciskałam uda z całej siły, by uniemożliwić mu zdjęcie ostatniego
elementu mojej garderoby. Czułam, że przegrywam i nienawidziłam siebie za to. –
Zaraz będziesz bardzo żałowała straconej szansy...
- Zrobię to! – załkałam licząc, że przestanie. „Jesteś żałosna” powiedziało moje drugie ja. – Zrobię
to... Proszę... Tylko przestań...
- Co takiego zrobisz, Kate? – nie zamierzał mi niczego
ułatwić. – Co dokładnie zamierzasz zrobić?
- T-to, co chciałeś... – wyszeptałam, ciesząc się, że
chwilowo przestał dobierać mi się do majtek. „Na jak długo?”
- Co takiego? – napawał się swoją wygraną. – Co takiego od
ciebie chciałem?
- B-bym... bym... – nie mogłam wydusić z siebie nic więcej. „Boże,
nie przejdzie mi to przez gardło...” Przerażenie owinęło dookoła mnie swe
ramiona. Nie potrafiłam dokończyć tego zdania. „Nie chciałam go dokończyć...”
Jakby fakt, że nie wypowiem tego na głos miał sprawić, iż to będzie mniej
prawdziwe. Sięgnęłam dłonią między jego uda, zaciskając z całej siły oczy i
usta i modląc się, bym dała radę to zrobić. Objęłam jego przyrodzenie palcami i
poruszałam po nim tak, jak robił to wcześniej. I chciałam umrzeć. Chciałam
zamienić się z Lily. A gdy zdałam sobie sprawę, o czym właśnie myślałam,
zrobiło mi się niedobrze. „Lily nie żyje i całkiem możliwe, że niedługo do niej
dołączysz, głupia...”
- Nie tego chciałem, Kate... – powiedział po chwili, w towarzystwie cichych westchnień. Przewrócił się na plecy i pchnął mnie między
swoje rozstawiona nogi. – Nie zgrywaj głupszej niż jesteś. Wiesz, czego chcę... No dalej...
Przecież nie chcesz mnie zezłościć... – powietrze świsnęło mi koło ucha i po
chwili skórzana laska ponownie boleśnie przywitała się z moją twarzą. – A może
chcesz?
- N-nie chcę, p-panie dyrektorze... – szepnęłam, połykając łzy i pochylając się
nad nim. „Nie potrafię tego zrobić...” walczyłam sama ze sobą. „Potrafisz, od
tego wszystko zależy...” Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że miałabym to
wziąć do buzi. „Przecież to jest obrzydliwe... On jest obrzydliwy...” Kolejne
uderzenie wyrwało jęk bólu z moich ust. Ujęłam go w dłoń i pochyliłam się
jeszcze niżej. Poczułam zapach jego ciała i zawartość żołądka przypomniała mi o
sobie dość gwałtownie. „Boże, nie mogę...”
- Twoje usta, Kate. To one mnie interesują... – powiedział.
– One i to, co z nimi zrobisz, gdy już otoczysz nimi mojego penisa, a twoja
dłoń przyda się tutaj... – nakierował moje palce poniżej i już po chwili
ściskałam w dłoni... – Delikatnie! – kolejne uderzenie. Tym razem w głowę. „Nie
mogę...” poddałam się. „Możesz, inaczej on nas zabije...” odezwało się moje
drugie ja. „Niech tak będzie...” westchnęłam. Nie miałam już siły z nim
walczyć, ale nie mogłam tego zrobić. „Wolałabym umrzeć...” Walcząc z myślami,
mimowolnie zacisnęłam dłoń na jego pomarszczonych klejnotach. – Mówiłem, delikatnie! –
uderzył mnie jeszcze raz, ale ja jakbym nie słyszała, zaciskałam dłoń tylko
mocniej i mocniej, trzęsąc się ze strachu i połykając łzy. Wiedziałam, co mnie czeka.
- Nie potrafię... – kręciłam głową, a moje palce zaciskały
się jeszcze bardziej.
- Oszalałaś! Puszczaj! – kolejne uderzenia spadały na moja
głowę i ramiona. W końcu udało mu się zepchnąć mnie z łóżka. Zaryłam twarzą w
drewnianą podłogę, zdzierając skórę prawie do krwi. – Ty idiotko! Jesteś do niczego! – szpicruta
świsnęła w powietrzu i spadła na moje nagie plecy. – Nawet do pieprzenia się nie nadajesz! Tak chcesz ze mną
pogrywać? – kolejne razy orały mi skórę, paląc żywym ogniem. – Już ja cię nauczę, że ze mną się nie zadziera! – machał skórzaną laską tak szybko, że
pomieszczenie wypełnił świst przecinanego powietrza i jego przyspieszony
wysiłkiem oddech. Czułam jak coś spływa mi po bokach i po prostu wiedziałam, że to krew.
Chciałam błagać, by przestał, ale z drugiej strony wolałam to, niż udział w
jego chorych fantazjach. „Tak po prostu się poddasz?” moje drugie ja było
zdecydowanie silniejsze ode mnie. Ja przecież już dawno się poddałam. Byłam tchórzem. – Zabiję
cię za to, ty mała suko! – kopał mnie, nie przerywając okładania swoim
ulubionym narzędziem tortur. Miałam wrażenie, że tnie moją skórę niczym nożem. –
Zabiję...
- Czego mi nie mówisz, Harry? – usłyszałem słowa Alex. „Od
kiedy ta dziewczyna zna mnie lepiej niż inni?” – Musi być coś więcej...
- Wciąż nic konkretnego... – westchnąłem, pocierając kark, jakby to miało odgonić zmęczenie. – Przewieźli Kate
do sali pooperacyjnej. Lekarz powiedział, że wszystko przebiegło dobrze. Kula
utknęła dość płytko i nie było żadnych komplikacji, ale najważniejsze, by się
szybko obudziła...
- O czym nie mówisz? – upierała się przy swoim.
- Mieliśmy moment rodem z horroru, gdy pielęgniarka przyszła
nas powiadomić o wyniku operacji i zaczęła słowami „przykro mi”...
- Boże... – słyszałem jak gwałtownie wciąga powietrze.
- Dokładnie – przytaknąłem. – Mało ducha nie wyzionąłem, a
Louis chyba przeszedł zawał...
- Chodziło o Marka? – zapytała z troską.
- Nie – powiedziałem krótko. – O to, że było jej przykro, iż
tak długo musieliśmy czekać na jakiekolwiek wiadomości... Dasz wiarę? Oni powinni mieć jakieś szkolenia z tego, jakich słów nie należy używać...
- Ja pierdolę... – odetchnęła z ulgą. – Co za idiotka... A co
z Markiem?
- Wyliże się z tego, choć stracił sporo krwi – powtarzałem
słowa kobiety. – Dostał w bark, ale kula przeszła na wylot. Z jej słów wynikało, że to chyba dobrze... Podobno czeka go
długa rehabilitacja, ale jest już przytomny... Właśnie rozmawia z policją.
Paul z nim jest. Może powie nam potem coś więcej. Teraz jeszcze tylko Kate musi się obudzić... – westchnąłem, ściszając głos, by niepotrzebnie nie dołować Louisa.
- A on? – zapytała drżącym głosem.
- Żyje – to słowo zabrzmiało w moich ustach niczym najgorsze
przekleństwo. – Strzelanina w szpitalu i cała londyńska policja postawiona na
nogi – zakpiłem. – Zaklinają się, że tym razem im się nie wymknie i jak tylko będzie można, przewiozą go do więziennego szpitala...
- Oby jak najszybciej... – nie mogłem nie usłyszeć westchnienia ulgi w głosie
przyjaciółki, a także potężnego ziewnięcia, które nastąpiło chwilę później.
- Idź spać, Alex – powiedziałem miękko. – Zadzwonię, gdyby
cokolwiek się zmieniło...
- Poczekam na ciebie...
- Nie musisz...
- Wiem... – powiedziała i po chwili dodała cicho. – Ale
chcę...
- Dlaczego nie mogę do niej wejść? – Louis męczył tym
pytaniem wszystkich dookoła. Zarówno nas, jak i personel szpitala. Na szczęście wszyscy mieliśmy dla niego dużo cierpliwości. – Przecież to bez
sensu...
- Lou, spróbuj się uspokoić – Harry otoczył go ramieniem i posłał przepraszające spojrzenie pielęgniarce, nad którą przed chwilą pastwił się Louis. –
Zaraz do niej pójdziesz. Daj im się zatroszczyć o Kate. Słyszałeś co powiedział
lekarz... – tłumaczył jak małemu, upartemu dziecku, ale o dziwo, przyniosło to pożądany efekt. – Jak już ją przeniosą do sali
pooperacyjnej i zrobią te jakieś badania, to ktoś po ciebie przyjdzie...
- Ale to było godzinę temu!
Zerknąłem na zegarek wiszący na ścianie, ale darowałem sobie
komentarz, że minął zaledwie kwadrans. Otoczyłem Danielle ramionami i próbowałem z całej siły nie zasnąć. Z każdą minutą robiło się to coraz
trudniejsze.
- Pan Tomlinson? – starsza pielęgniarka weszła do pokoju i spojrzała
na Louisa, uśmiechając się ciepło. Przyjaciel zerwał się z krzesła tak
szybko, że o mało nie przypłacił tego życiem, potykając się przy okazji o
wyciągnięte nogi Harry’ego. – Może pan już wejść do narzeczonej...
Lou uśmiechnął się do nas, pospiesznie wychodząc za kobietą. Wiedzieliśmy, że
nikogo więcej do Kate nie wpuszczą. Przynajmniej dopóki jej stan nie
ustabilizuje się na tyle, by przenieść ją na normalny oddział pourazowy. Przed nami długie czekanie...
- Louis poszedł do Kate? – odezwał się Paul, ledwo stanął w
drzwiach. – Powiedzieli coś jeszcze?
- Na razie nie – westchnął Niall, przeciągając się i strzelając stawami. – A co z Markiem?
- Całkiem nieźle się trzyma. Dali mu coś na sen, choć wyglądał jakby i bez tego mógł
przespać z tydzień – menadżer zajął jedyny wolny fotel. – Policja spisała jego
zeznania. Razem z tymi Zayna i z nagraniami z monitoringu mają wszystko, co im
potrzeba. Przynajmniej tak twierdzą. Facet podobno wciąż jest nieprzytomny, ale
na wszelki wypadek przykuli go do łóżka. Zarzekają się, że im nie ucieknie...
- Oby – krótko skomentował Harry. – Zrobiła się z tego taka
afera, że gdyby jakimś cudem im nawiał, to nie chciałbym być w ich skórze...
- Dla nas tym lepiej – odezwała się Danielle, ściskając moją dłoń. – Teraz w
końcu będzie można żyć normalnie... Trochę monotonii nie zaszkodzi.
- A propos normalności... – Paul spojrzał na nas wymownie i
już wiedziałem, czego będzie się tyczyć ta rozmowa. – Wiem, że to może nie najlepszy czas na to, ale musimy postanowić coś w sprawie trasy po
Europie.
- Louis nie pojedzie bez Kate – odezwał się cicho Harry. – A
przynajmniej nie, dopóki nie będzie miał pewności, że nic jej nie grozi...
- Wiem, ale lekarze są dobrej myśli i uważają, że ona szybko się obudzi... – Paul spojrzał na Zayna, który mimo tego, iż nie wyglądał
najzdrowiej, to trzymał się chyba lepiej od nas. Pewnie dlatego, że jako jedyny przespał kilka godzin. – Myślę, że będziemy musieli
wyjechać bez Lou, ale miejmy nadzieję, że szybko do nas dołączą z Kate. Pytanie,
czy ty, Zayn, dasz radę z nami jechać, czy potrzebujesz kilka dni...
- Polecę z wami – ziewnął, ale zaraz chwycił się za żebra. –
Nie żebym już kiedyś nie był w takim stanie... Poradzę sobie. A skoro ma nie
być Louisa, to chyba wypada, żebyśmy chociaż my trzymali się razem...
- Kiedy musimy wyjechać? – zapytałem, przytulając moją
dziewczynę. Nie chciałem się żegnać.
- Pierwsze spotkanie macie w poniedziałek o dziesiątej –
powiedział Paul. – Dzwoniłem na lotnisko. Możemy lecieć albo bardzo wcześnie
rano, albo w niedzielę na wieczór...
- Jak bardzo wcześnie rano? – Harry jak zwykle był zmartwiony
wstawaniem o nieludzkich, według niego, godzinach.
- Bardzo – menadżer posłał mu wesołe spojrzenie. – Za piętnaście szósta musielibyśmy już być na lotnisku...
- Boże... – westchnął Hazz. – Trzeba było od razu powiedzieć, że to jeszcze noc...
- No to już wiemy za czym ty głosujesz – zaśmiał się Niall.
– Choć to zawsze kilka godzin więcej, które będziesz mógł spędzić z Alex – puścił mu oczko, a wszyscy spojrzeliśmy z zainteresowaniem na Harry’ego,
ciekawi jego reakcji na te słowa. O dziwo, nic nie skomentował, a jedynie westchnął ciężko. „Co tam się dzieje między nim a Alex?” kolejny raz to pytanie
zaświtało mi w głowie.
- Musimy dzisiaj podjąć decyzję, by zdążyć wszystko
zorganizować – Paul ponaglał nas do działania.
- Dziwnie tak lecieć bez Louisa i Katy... – odezwał się
Niall po chwili. – Łatwiej byłoby podjąć jakąkolwiek decyzję, gdybyśmy
wiedzieli, że naprawdę już nic jej nie grozi...
Horan idealnie ubrał w słowa moje myśli i widząc, jak
pozostali kiwają głowami, nie tylko moje. Paul westchnął ciężko. Ostatnimi
czasy nie miał z nami łatwo. Ale teraz w końcu wszystko zmierzało ku dobremu.
„O ile tylko Kate naprawdę nic nie będzie...”
Sam nie wiem, ile już tu siedziałem, wpatrując się w Kate.
Komórka padła mi już jakiś czas temu, a o dziwo, w sali nie było żadnego zegara. „Wygląda jakby
spała...” zauważyłem, delikatnie odgarniając kilka kosmyków z jej policzka.
Była nienaturalnie blada, ale czy nie zawsze tak jest w szpitalnym otoczeniu?
Widziałem na jej ciele ślady, które zrobił jej ten psychopata i krew we mnie
zawrzała. Starałem się nie myśleć o nim i o tym, co bym mu zrobił. Nie chciałem
złych myśli obok niej. Chciałem mieć głowę wypełnioną tylko miłością do niej.
- Tak bardzo cię kocham, skarbie... – wyszeptałem, ostrożnie
sięgając po jej dłoń. Jej skóra była tak delikatna, jak zapamiętałem. Przymknąłem oczy, rozkoszując się wspomnieniami jej dotyku. – Obudź się,
proszę... – powiedziałem, przyciskając usta do jej dłoni. Który to już raz
siedziałem przy niej i modliłem się, by wszystko było dobrze? Mam nadzieję, że
ten, tam na górze, nie ma żadnych limitów na cuda. „Teraz bardzo przydałby się jeden.” W
pewnym momencie przyszła pielęgniarka i zaczęła się krzątać wokół Kate. Byłem
jej wdzięczny, że nie kazała mi stąd wyjść. Nie wiem, czy dałbym radę się
ruszyć. – Jestem przy tobie, kochanie... – wpatrywałem się w jej twarz i miałem
dziwne wrażenie, że coś jej się śni. Coś niedobrego... – Jestem tutaj... –
poczułem drżenie jej palców i gwałtownie zerwałem się z krzesła. – Kate?
Słyszysz mnie? – ściskałem jej dłoń i szukałem w twarzy jakiejkolwiek reakcji.
Pielęgniarka spojrzała na mnie z troską w oczach.
- Obudzi się – powiedziała. – Musi tylko znaleźć drogę z
powrotem...
- Jestem pewien, że poruszyła palcami – wyszeptałem, wciąż
nie spuszczając wzroku z mojej dziewczyny.
- To całkiem możliwe – kobieta posłała mi delikatny uśmiech.
– I to dobry znak. Na pewno się obudzi. Jest silna i z tego, co opowiadają pana
koledzy, bardzo waleczna.
- To prawda... – opadłem na krzesło. Byłem... sam nie
wiem... „Trochę rozczarowany?” Tak bardzo bym chciał, by stał się ten cud. Po
chwili zostałem sam z Kate. Po głowie chodziło mi tak wiele myśli, że gdybym
chciał je wszystkie spisać, pewnie brakłoby mi życia. – Nigdy nie miałem kogoś
takiego jak ty, skarbie – próbowałem ubrać niektóre moje uczucia w słowa. – Nigdy
nie czułem się tak kochany. Przez kogokolwiek – dodałem, czując, że zbiera mi
się na łzy. – I nigdy nikogo tak nie kochałem, wiesz? Jesteś niesamowita... –
poczułem jak pierwsza kropla spływa mi po policzku. – Masz w sobie tyle ciepła
i miłości, że nic dziwnego, iż przyciągasz do siebie wszystkich... Kto by nie
chciał czuć się kochanym? Pierwszy raz mam kogoś, kto się mną opiekuje, kocha
mnie takiego, jaki jestem i rozumie mnie bez słów – rysowałem na jej dłoni
tajemnicze znaki, rozkoszując się tym, że mogę jej dotykać... że mogę tu z nią
być. – Sprawiasz, że czuję się naprawdę ważny. Przy tobie... – pociągnąłem
nosem. – Przy tobie jestem szczęśliwy. Mam wrażenie, że mógłbym zdobyć świat – westchnąłem, przypominając sobie niedawne zdarzenie. – Pamiętasz jak
panikowałem, myśląc, że możesz być w ciąży? – uśmiechnąłem się na to
wspomnienie. – Żałowałem, że to się nie stało... – dodałem po chwili. – Byłabyś
cudowną mamą, a ja... przy tobie... byłbym najdumniejszym z ojców... – ucałowałem
jej dłoń. – Pewnie Harry nabijałby się ze mnie do końca życia, ale jak go znam, to od razu przyznałby sobie tytuł najlepszego wujka – zaśmiałem się.
– Ale byłoby warto. I miałbym niezły pretekst, by... – zapatrzyłem się na twarz
Kate i pozwoliłem tej myśli rozwijać się w mojej głowie, rozkoszując się nią. „Właściwie
niepotrzebny mi pretekst...” uśmiechnąłem się. – Przy tobie naprawdę łatwo
podjąć te ważne decyzje... – wyszeptałem. – Boże, jest tyle powodów dla których
nie tylko cię kocham, ale... ale zakochuję się w tobie wciąż i wciąż... Jestem
tu skarbie – ścisnąłem delikatnie jej dłoń. – Jestem tu i czekam, by ci to
wszystko powiedzieć jeszcze raz... Kocham cię, Kate...
Całe moje ciało pulsowało z bólu. Kiedyś był on moim
przyjacielem. Przypominał mi, że to jeszcze nie koniec, że jeszcze wiele
przede mną. Bo przecież gdy odczuwasz ból, to znaczy, że wciąż żyjesz... Czułam się otumaniona
przez leki, ociężała... Jakbym unosiła się z jakiejś gęstej cieczy, skąd
naprawdę trudno było wypłynąć na powierzchnię. „Dlaczego tak bardzo chciałam
to zrobić?” Spróbowałam poruszyć ręką, ale momentalnie przeszył mnie niemożliwy
do opisania ból. Coś jednak ciągnęło mnie ku górze. Głos. Czule otulający mnie
całą. Rozkoszne gorąco. Promieniowało od mojej dłoni i rozgrzewało mnie od
środka. I ten głos...
- Jest tyle powodów dla których nie tylko cię kocham, ale...
ale zakochuję się w tobie wciąż i wciąż... Jestem tu skarbie. Jestem tu i
czekam, by ci to wszystko powiedzieć jeszcze raz... Kocham się, Kate.
„Ja też cię kocham, Lou...” Byłam bezpieczna. Ból był nie
ważny. Był do pokonania. Potrzeba tylko kogoś, kto sprawi, że to wszystko ma
sens. Kogoś, dla kogo można walczyć. „Louis...” Rozkoszowałam się jego imieniem w mojej głowie. „Louis...” Już
samo to sprawiło, że czułam, iż mogę to zrobić. Mogę wypłynąć na powierzchnię.
Spróbowałam poruszyć ręką. „Boli...”
- Louis...
- Kate? – słyszałam go wyraźniej, czułam bliżej. „Był
tutaj...” – Kate... Słyszysz mnie, skarbie? – „Głośno i wyraźnie...” Chciałam
go dotknąć. Potrzebowałam go dotknąć.
- Lou... – kolejna próba poruszenia dłonią i efekt był tak
łatwy do przewidzenia. – Boli...
- Wiem, kochanie... – usłyszałam przy uchu. – Zaraz przestanie...
– miałam wrażenie, że obok jest ktoś jeszcze. Czułam go, ale nie mogłam usłyszeć. – Wszystko będzie dobrze...
- Z-Zayn?
- Nic mu nie jest. Czeka z chłopakami w poczekalni...
Wiedziałam, że jeszcze o coś powinnam zapytać, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co to miałoby być takiego. „Zayn jest cały...” jakby żelazna obręcz poluzowała uścisk na moim sercu. Czułam, że odpływam, choć tak bardzo tego nie chciałam...
„Louis... Mój Louis...”
Wiedziałam, że jeszcze o coś powinnam zapytać, ale nie mogłam sobie przypomnieć, co to miałoby być takiego. „Zayn jest cały...” jakby żelazna obręcz poluzowała uścisk na moim sercu. Czułam, że odpływam, choć tak bardzo tego nie chciałam...
„Louis... Mój Louis...”
- Też cię kocham, Lou...
Wśliznąłem się cicho do pokoju, nie chcąc nikogo obudzić. W
końcu mogliśmy odetchnąć z ulgą. Po tych wszystkich godzinach niepewności,
nareszcie zaświeciło słońce. „No, może jeszcze nie dosłownie...” zerknąłem w
stronę okna, za którym rozciągało się granatowe niebo, rozjaśniane gdzieniegdzie
światłami miasta.
Rozejrzałem się dookoła, uśmiechając się pod nosem. Koniec
zmartwień i powietrze z nas uszło. Danielle spała na fotelu, wtulona w Liama,
który cicho pochrapywał. Niall przysnął na podłodze, opierając głowę o kolano
Payne’a. Nawet Stylesa w końcu dopadło zmęczenie. Siedział na parapecie i
opierając się o zimną szybę. „Z nieodłącznym telefonem w dłoni.” Spojrzałem na Louisa. „Nawet on...” uśmiechnąłem się widząc, że nie wypuścił dłoni Kate ani na moment. Pewnie później będzie
połamany przez spanie w takiej pozycji, ale teraz nie czas się o to martwić.
Okryłem go kurtką i sięgnąłem po wolne krzesło, by usiąść obok.
- Zayn? – zamarłem z ręką na oparciu. Odwróciłem się powoli
i napotkałem czujne „spojrzenie” brązowych oczu. Wpatrywałem się w nie oniemiały,
dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że przecież powinienem się odezwać.
- Hej, Mała... – uśmiechnąłem się, widząc grymas na twarzy
dziewczyny. Usiadłem ostrożnie obok Louisa. – Jak się czujesz? Zawołać
pielęgniarkę?
- Nie... Lou...
- Śpi... – szepnąłem. Miałem przed sobą kolejny namacalny
dowód, że tych dwoje jest dla siebie stworzonych. – Mogę go obudzić...
- Niech śpi... – wyszeptała, gładząc kciukiem jego dłoń.
Nagle zamarła w pół-ruchu. – Co z Markiem?
- Wyliże się – powiedziałem, odsuwając jej z twarzy
niesforne kosmyki. – Wszystko będzie dobrze. Martwiliśmy się tylko o ciebie...
- Naprawdę nic wam nie jest?
- Naprawdę... – uśmiechnąłem się. – Choć nie wiem, czy
podoba mi się to, że skradłaś mi tytuł supermana...
- On zawsze będzie do ciebie należał... – szepnęła. –
Dziękuję, że przyszedłeś... Wtedy... Myślałam, że stracę was obu...
- Nas obu? – powiedziałem cicho, nie wierząc, że jej głowy nie
wypełniał wtedy tylko Louis.
- Was obu... – powtórzyła, ocierając się policzkiem o moją dłoń, która jakimś cudem wciąż spoczywała na poduszce. – Dziwi cię to...
- Trochę... Sam nie wiem dlaczego... – wzruszyłem ramionami,
zapominając, że ona tego gestu nie może dojrzeć.
- Jesteś moim przyjacielem...
- Tak, to jest chyba najlepsze wyjaśnienie – uśmiechnąłem się. –
Kocham cię, Kate... – „Nie wierzę, że to powiedziałem.” Zamarłem przerażony. Bałem się tego, co teraz powie, ale chciałem to wiedzieć. Potrzebowałem to wiedzieć, by móc dalej żyć.
- Ja ciebie też – wyszeptała. – Ale... – „Oczywiście, że
musi być jakieś ale...” – To zawsze był Lou. To zawsze będzie on – widziałem miłość
w jej oczach i nie potrzebowałem żadnych słów, by wiedzieć, że oni są dla
siebie stworzeni. „I zawsze byli...” – Uratowałeś mi życie... Dwa razy.
- Ty uratowałaś moje... – powiedziałem cicho, kciukiem ścierając samotną łzę z jej skroni.
- Może jesteś moim Aniołem Stróżem? – uśmiechnęła się
delikatnie. Gubiłem się w głębi jej oczu i miałem wrażenie, że to ona jest moim aniołem. „Raczej Louisa...” poprawiłem się szybko.
- Daleko mi do anioła... – przyznałem, a moją głowę
wypełniły wszystkie „zbrodnie” jakie popełniłem w ostatnim czasie. „Skoro mamy
taką chwilę szczerości...” – Pocałowałem cię... – powiedziałem to tak cicho,
jakbym miał nadzieję, że tego nie usłyszy.
- Wiem... – „Ale oczywiście usłyszała... Zaraz... Co?”
- Wiesz? – zdziwiłem się. Na jej twarzy nie znalazłem żadnych
śladów tego, że brzydzi się tym co zrobiłem. Wydawała się spokojna i emanowała tym magicznym ciepłem i uczciwością. „Jak mogłem choć pomyśleć o tym, że ktoś taki jak ona, mógłby mnie pokochać?”
- Wiem...
- Jak? Skąd? – wpatrywałem się w nią przerażony. Rozejrzałem się w panice dookoła, modląc się w duchu, by wszyscy smacznie spali. Nie potrzebowałem świadków tej rozmowy.
- Niall opowiedział mi waszą wersję... – uśmiechnęła się. –
Nie jestem głupia, Zayn. O sen nie byłoby tej całej afery...
- Przepraszam... – powiedziałem po chwili, gdy cisza zaczęła mi dzwonić w uszach. „Co więcej mogłem
zrobić? Co innego mogłem powiedzieć?”
- Jesteś moim przyjacielem i kocham cię, ale nie
potrafiłabym pokochać cię tak jak jego... – spojrzałem na śpiącego przyjaciela i... wiedziałem, że tak ma być. Tym razem nie było zazdrości, a jedynie przekonanie, że oni mieli się odnaleźć.
– On jest moim życiem... – dodała cicho, a kolejne łzy znikały w jej włosach. – Życiem, które uratowałeś...