❤
!!! Konkurs !!!
BLOG MIESIĄCA WRZEŚNIA
❤
„No i mam, czego najbardziej się obawiałem...” westchnąłem
ciężko, wstając z łóżka. Rozejrzałem się po pokoju dla gości. „Chyba spałem tu
po raz pierwszy...” Przeciągnąłem się, ziewając i ruszyłem na górę, zastanawiając
się, czy Alex jeszcze śpi. „I czy wciąż jest na mnie zła?” Wsunąłem się po cichu do
sypialni. Od razu zauważyłem, że już nie śpi, ale najwyraźniej bardzo chciała
udawać, że jest inaczej. Nie zaszczyciła mnie nawet jednym spojrzeniem. Wziąłem
prysznic, z premedytacją korzystając z tej łazienki i cały czas rozmyślałem o
dziewczynie za ścianą. Nawet teraz pragnąłem jej do bólu. „Może zimna woda pomoże ostudzić moje fantazje?”
„Jak mogłem to tak spierdolić?” westchnąłem ciężko, ubierając się.
Cisza aż dzwoniła mi w uszach. Zerkałem na dziewczynę, ale równie dobrze mogłem
się z tym tak nie kryć, bo ona patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Przyjęła
moją pomoc przy porannej toalecie, ale widziałem, że zaciska zęby tak mocno, że
aż dziw, iż szczęka jej nie strzeliła. Pewnie gdyby miała wybór, to posłała by
mnie do wszystkich diabłów. „Po co ja się tak śpieszyłem?” kolejne westchnienie i kolejny ciężar na mojej piersi.
Czułem, że spieprzyłem. Wiedziałem przecież, co ona o tym wszystkim myśli. Od
początku niczego przede mną nie ukrywała. Mogłem zaczekać. „Czego ja się
spodziewałem?” Popatrzyłem na nią, ale uparcie wpatrywała się w swoje dłonie,
złożone na kolanach. Brakowało mi jej nieustannej wesołości i docinków, które
często miały uwielbiane przeze mnie drugie dno. „Jetem takim idiotą...” Myślałem, że seks załatwi za
mnie wszystko... Jasne, był niesamowity i nawet teraz na samo wspomnienie
naszych wspólnych chwil robiłem się boleśnie twardy, ale przecież nie on był
najważniejszy... To nie jego pragnąłem najbardziej. „Chciałem tylko jej.” To
była najlepsza noc w moim życiu i oczywiście musiałem to spierdolić. „Brawo,
Styles. Należy ci się pieprzony medal” miałem ochotę sobie przywalić. „I co
teraz powinienem zrobić?”
- Idziemy na dół na śniadanie? – mój głos wydawał się nie na
miejscu po tych wszystkich godzinach milczenia. „Czy tak to teraz będzie wyglądać?” Jeszcze wczoraj kochaliśmy się na tym łóżku, a teraz zachowujemy się jak
dwoje nieznajomych...
- Tak, oczywiście – powiedziała cicho, nadal unikając mojego
wzroku. – Możesz zawołać Andy’ego?
- Jasne... – westchnąłem i pognałem na dół, skąd rozchodziły
się smakowite zapachy, a więc tam musiał urzędować ochroniarz. „Jakiś ty bystry, Styles...”
- Andy?
- Mamma mia! – odwrócił się na pięcie i wpatrywał we mnie
zdziwiony. – Chcesz mnie przyprawić o zawał? Co ty tu robisz?
- O ile się nie mylę, to jeszcze tu mieszkam... – spojrzałem
na niego rozbawiony. No, ale co mogłem poradzić, skoro w tym fartuszku wyglądał
przekomicznie. – Do twarzy ci w różowym...
- Co ty nie powiesz? – mruknął, przyglądając mi się uważnie.
– Nie śmiej się. Gdybyś zapomniał, to on jest twoją własnością – skrzywiłem się. – Myślałem, że nie wstaniecie przed południem...
- A tu taka niespodzianka... – wzruszyłem ramionami. –
Pomożesz mi znieść Alex?
- Ma się rozumieć – odłożył patelnię na bok i ruszył za mną
na górę. – Co się stało? Po tym, co słyszałem wczoraj, byłem więcej niż pewien,
że rano będziesz wesoły jak skowronek, a tymczasem wyglądasz jak z krzyża
zdjęty...
- Nie chcę o tym rozmawiać – spojrzałem na drzwi do sypialni
i momentalnie chciało mi się wyć. „A mogło być tak pięknie... To nie... Jak zawsze chciałem więcej, niż mogłem mieć...” – Spieprzyłem to... – odetchnąłem
głęboko i wszedłem za nim do środka.
- Dzień dobry – Alex posłała Andy’emu smutny uśmiech. – Ale pięknie
pachnie... Mam nadzieję, że robisz tam podwójną porcję...
- Całkiem możliwe... – wyszczerzył zęby. – Noga cię boli? –
zauważył grymas bólu, gdy ją unieśliśmy. „Może to ja sprawiłem jej ból...”
wbiłem w nią wzrok, jakby to miało mi pomóc dojrzeć prawdę.
- Nie, w porządku... – ukryła twarz w moim ramieniu, ale po
chwili zdała sobie chyba z tego sprawę, bo szybko się cofnęła, posyłając mi
przepraszające spojrzenie. Bolało mnie to, bo jedyne czego chciałem, to przyciągnąć ją z
powrotem. „Boże, nie zniosę tej ciszy...”
„Jak to możliwe, że siedząc tak blisko siebie, można się
czuć tak od siebie oddalonym?” Czułem, że moja cierpliwość jest na wyczerpaniu.
Po porannym umartwianiu się przyszedł najwyraźniej czas na złość. Wpatrywałem
się w dziewczynę siedzącą na drugim końcu kanapy z nogami ułożonymi na ławie, a
ona uparcie nie odrywała wzroku od telewizora, udając wielkie zainteresowanie
nawet głupimi reklamami. Nie mogłem tego tak zostawić. Przecież to nie jestem ja. Nie
mogę się poddać. Nie teraz, gdy w końcu wiem, czego pragnę. Odkąd praktycznie
wywaliła mnie z sypialni nie mogłem przestać o niej myśleć. Zresztą ostatnio
cały czas mam ją w głowie. Podziwiałem jej twarz, która na szczęście straciła
niedawną chorobliwą bladość. Było lepiej. Pożerałem wzrokiem usta, które nawet
teraz doprowadzały mnie do szaleństwa i naprawdę nie chciałem myśleć, co
jeszcze potrafiła nimi zrobić. Miała na sobie jedną z moich starych, rozciągniętych koszulek. Sprany materiał cudownie opinał jej pełne piersi. „Nie zrezygnuję z niej” postanowiłem kolejny
już raz. Powinienem opracować jakiś misterny plan odzyskania jej, choć przecież
tak naprawdę nie mogłem jej stracić, skoro nigdy nie była moja... A przynajmniej
nie tak, jak bym tego chciał.
- Zakochałem się w tobie, Alex – powiedziałem. „I to tyle, jeżeli chodzi
o subtelność w moim wykonaniu” westchnąłem. „Ale przynajmniej nie może mi
uciec...” Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczyma, a w nich czaił się
strach. – Czego tak naprawdę się boisz? Przecież wiem, że nie jesteś
dziewczyną, która wskakuje facetowi do łóżka, jeśli nic do niego nie czuje... – przysunąłem się bliżej i usiadłem przodem do niej. – Dlaczego nie chcesz dać
nam szansy?
Chciałem jej dotknąć. Właściwie to potrzebowałem jej dotknąć, przytulić.
Zrobić cokolwiek, co by ją przekonało, że warto na nas postawić, że warto
zaryzykować. Byłem napięty do granic możliwości i czekałem, a cisza znów
dzwoniła mi w uszach. Przez jej twarz przelatywało milion emocji, ale usta
wciąż uparcie milczały. W końcu jakby powietrze z niej uszło. Spuściła wzrok i
zgarbiła się. „Gdzie ta moja niepokonana Alex?” zastanawiałem się nad przyczyną jej zachowania.
- Bo to nie może się udać... – wyszeptała w końcu i chyba tylko
dzięki temu, iż nie odrywałem od niej oczu, zrozumiałem, co powiedziała. – Ty i
ja... – spojrzała na mnie, a jej wargi podejrzanie drżały. – Nie pasujemy do
siebie...
- Bzdura! – zagotowało się we mnie i aż zerwałem się z kanapy. – Kto
tak twierdzi? Ty? – stanąłem przed nią i czekałem na coś więcej. „To nie tak
miało wyglądać.” – Dlaczego to robisz, Alex? Więc to wszystko nic dla ciebie
nie znaczy? Po prostu seks? – warknąłem, gestykulując jak szalony. Wiedziałem, że to nie
jest to, co myśli, czego pragnie. Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. „Czy płakałaby,
gdyby naprawdę nic do mnie nie czuła?” – Jesteś najodważniejszą osobą jaką
znam... No, może zaraz po Kate – powiedziałem. – Dlaczego jeżeli chodzi o nas
jesteś takim tchórzem?
- To nie jest proste, Harry... – spojrzała na mnie i naprawdę
widziałem miłość w jej oczach. „A może po prostu jestem taki głupi, że sam to sobie wmawiałem...”
- Ale mogłoby być... – powiedziałem, klękając przy niej i
ściskając jej dłonie. – Po prostu przestań zastanawiać się, nad tym, co ludzie
powiedzą i pomyśl przez chwilę o nas... Tylko ty i ja. My. Nikomu nic do tego.
Kocham cię, Alex. Pytanie tylko, co ty do mnie czujesz... Powiedz to...
- Tak byłoby najprościej, prawda? – wyszeptała. – Tylko, że życie nie jest proste... Moje nigdy nie było... Musiałam...
- Już nie musisz być sama...
- Tak byłoby najprościej, prawda? – wyszeptała. – Tylko, że życie nie jest proste... Moje nigdy nie było... Musiałam...
- Już nie musisz być sama...
Widziałem panikę w jej oczach i mnie również obleciał
strach. Znów unikała mojego wzroku. Kręcąc głową, jakby próbowała przegonić z
niej wszystkie myśli.
- Nie mogę... – załkała. – Nie możemy... Ja... Rozejrzyj
się, Harry – westchnęła. – Mieszkasz w pieprzonym pałacu, a ja jestem
pokojówką. Sprzątaczką, która mieszka w rozpadającej się ruderze. Jesteś
światową gwiazdą, a ja kimś, kto może co najwyżej posprzątać ci dom. To nie
może się udać...
- Kto dał ci prawo o tym decydować? – warknąłem, a złość
dosłownie płynęła w moich żyłach. – Ja pierdolę, Alex! Dlaczego nie może nam się
udać? Kate i Louisowi się udało... Więc kim według ciebie jesteśmy?
Przyjaciółmi, którzy dla zabicia czasu pieprzą się po kątach? – posłała mi
ostrzegawcze spojrzenie. Tylko, że ja chciałem jej złości. Chciałem prawdziwą
Alex, a nie tą niezdecydowaną dziewczynę, która nieudolnie próbowała mnie
przekonać do swoich głupich racji. – O to ci chodziło? Chciałaś się ze mną
przespać, by potem mieć co opowiadać koleżankom w pracy? A może sprzedasz to
mediom i w końcu będzie cię stać na wszystko – drażniłem ją nadal. – Łóżkowe
chwile z Harrym Stylesem... Albo... – udałem, że się zastanawiam. – Spałam ze
Stylesem i zdecydowanie jest przereklamowany...
- Zamknij się! – warknęła, czerwona ze złości. – Jak możesz w ogóle myśleć, że
byłabym zdolna cię sprzedać po tym wszystkim, co dla mnie zrobiłeś?
- A więc może o to chodzi? O jakąś chorą wdzięczność? –
zagotowało się we mnie. – Przysięgam, że jeżeli przespałaś się ze mną z takiego
powodu, to nie ręczę za siebie...
- Jesteś idiotą! – wydarła się, rzucając we mnie poduszką.
- To przynajmniej jest nas dwoje – warknąłem. – Bo pieprzysz
od rzeczy. Jesteś tchórzem. Udzielasz rad Kate, a sama boisz się do nich
zastosować. I nie wyskakuj mi tu z żadnymi piosenkarzami i pokojówkami –
cisnąłem poduszką przez pokój, niechcący przewracając wazon. – Pracowałem w piekarni, do kurwy nędzy! Za najniższą stawkę! Nie
urodziłem się w pałacu, więc mi nie pierdol takich głupot! Wyznałem ci miłość,
do cholery! Przynajmniej bądź ze mną szczera. Chyba tyle możesz dla mnie
zrobić? Powiedz, że nic do mnie nie czujesz i po kłopocie...
- Nie mogę... – załkała.
- Nie mogę... – załkała.
- Harry?
- Alex?
Odwróciłem się gwałtownie w stronę schodów. Jęknąłem w
myślach, widząc u ich szczytu siostrę, a zaraz za nią Louisa i Kate. „Nie teraz...” miałem najprawdziwszą ochotę kazać im wyjść. Patrzyli na mnie zszokowani. Spojrzałem na Alex. Westchnąłem zrezygnowany. „Teraz to
już niczego się od niej nie dowiem...”
- Wszystko w porządku, kochanie? – objąłem dziewczynę w pasie, przyciskając jej drobne ciało do mojego torsu. Musnąłem ustami jej odkryte ramię. Kate posłała mi ciepły
uśmiech, ani na chwilę nie przerywając mieszania czegoś, co pachniało wręcz obłędnie. „Choć do obłędu to mnie raczej zaraz co innego doprowadzi...” – Gemma pyta, czy nie potrzebujesz pomocy?
- Nie trzeba. Jakby co, to zawołam – powiedziała, podając mi usta do krótkiego pocałunku.
– A co z nimi? Udało wam się czegoś dowiedzieć?
- Niestety... Wyjątkowo małomówni jak na nich – parsknąłem. – Gemma właściwie
sama zabawia się rozmową, bo ci dwoje udają, że ich tam nie ma... – odsunąłem
się, dając jej pracować. Oparłem się o szafkę i pożerałem wzrokiem moją
dziewczynę. „Kocham upały” zagwizdało moje drugie ja. „Ja też...” przyznałem
uczciwie, prawie się oblizując na widok, jaki miałem przed sobą. Kate wyglądała
cholernie seksownie w białej bluzce i króciutkich, zielonych szortach, które opinały jej
tyłeczek w sposób, który nawet świętego przyprawiłby o grzeszne myśli. „A ja
zdecydowanie nie byłem święty...” Kolejny raz pogratulowałem sobie przezorności, gdy poprawiałem luźne spodnie. – Zachowują się jak małe dzieci... Słowo daję, że ostatnio widziałem takie fochy w piaskownicy.
- Oboje są strasznie uparci – westchnęła. – Może nie
powinniśmy na nich za bardzo naciskać i pozwolić im raczej rozwiązać wszystkie
problemy samodzielnie? Skoro nie chcą nic powiedzieć...
- Może i masz rację... – przyznałem, zakładając jej kosmyk włosów za ucho. – Choć w tej chwili
zachowują się jakby mieli po pięć lat i zdecydowanie samodzielne myślenie
wydaje się być ponad ich siły – parsknąłem rozbawiony.
- Będziesz mieszać? – podała mi drewnianą łyżkę i zabrała się za tarcie
sera.
- Już mnie gonisz do roboty? – zaśmiałem się. – Żebyś później nie żałowała. Ja i gotowanie nie za bardzo za sobą przepadamy...
- Nie będzie tak źle – uśmiechnęła się. – A skoro i tak tu stoisz, to możesz przestać mnie rozpraszać
i zająć się czymś pożytecznym – przesłała mi buziaka w powietrzu.
- Rozpraszam cię? – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, nagle
bardzo zadowolony z siebie. – Kto tu kogo rozprasza... Tak mi zawróciłaś w głowie, że zapomniałem ci powiedzieć, że Lou
zaraz nam podrzuci małą, bo musi coś pilnie na mieście załatwić...
Kilka godzin później nic się nie zmieniło w związku z naszą
dziwnie milczącą parą. „No, może byli bardziej najedzeni po pysznym lunchu przygotowanym przez Kate” uśmiechnąłem się pod nosem. Oboje byli wręcz przezabawni w tym swoim zacięciu.
Odzywali się tylko półsłówkami i to tylko wtedy, kiedy pytanie było skierowane
bezpośrednio do nich. „Uparte osły...” Gdy nawet Kate nie udało się rozruszać Alex wiedziałem,
że to coś bardziej poważnego, niż początkowo mi się wydawało. Lunch był
przepyszny, ale atmosferę przy stole ratowała głównie Gemma, która paplała niestrudzenie, przekazując nam wszystkie najświeższe ploteczki.
Co najmniej jakby chciała zatrzeć niezbyt gościnne zachowanie swojego brata.
Potem było trochę weselej, a to za sprawą Lux, która
pojawiła się wraz ze swoim słynnym uśmiechem i toną zabawek. Przynajmniej
wniosła trochę śmiechu do towarzystwa. Kolejny raz nie mogłem wyjść z podziwu,
jak Kate dobrze sobie z nią radzi i jak bardzo mała ją polubiła. Już nie biegła
najpierw do Harry’ego, by się przywitać. Teraz pierwszeństwo miała ciocia Katy.
Uśmiechnąłem się, przypominając sobie mokre buziaki dziewczynki, które sprawiały,
że Kate śmiała się głośno i radośnie. „Takie chwile sprawiały, że rosło mi serce...”
Niestety po dwóch godzinach mała zrobiła się śpiąca, a co za
tym idzie strasznie marudna, ale i tak zapewniała nam rozrywkę, bombardując
wszystkich pociskami z klocków i z wszystkiego, co jej wpadło w ręce. Przynajmniej Harry trochę odżył, próbując
chronić Alex, przed nisko latającymi zabawkami. Nie mogłem nie zauważyć, tych
smutnych spojrzeń, jakie sobie posyłali myśląc, że nikt ich nie widzi. „Co tu się wyprawia?” Gdy
Louise wpadła zabrać małą i my postanowiliśmy, że czas się zbierać. Dzisiaj
Alex i Harry zdecydowanie nie byli w nastroju na gości. Całe szczęście, że był
jeszcze Andy, bo naprawdę współczułbym Gemmie przebywania sam na sam z tą dwójką.
- Moja torba – zatrzymałem się z dłonią na klamce i
spojrzałem na Kate. – Zostawiłam ją na górze...
- Przyniosę... – powiedział Harry, nagle zgrywając dobrego gospodarza.
- Nie trzeba – posłała mu delikatny uśmiech i ścisnęła moją
dłoń. – Sama po nią pójdę... – patrzyłem jak skręca w prawo i znika za ścianą.
Wiedziałem, że chciała mi dać te kilka minut.
- Całkiem sprawnie się już porusza po moim domu – zauważył
Harry, stojąc przede mną z dłońmi w kieszeniach.
- To prawda... – przyznałem. – Co się dzieje, stary? I nie
mów, że nic, bo przecież widzę. Wszyscy widzimy...
- Nie chcę o tym rozmawiać, Lou – spojrzał na mnie, ale szybko
uciekł wzrokiem. Zdążyłem jednak zauważyć, że w jego oczach czai się smutek. – Pogadamy innym razem, dobrze?
- Jasne, ale...
Głośny krzyk Kate przerwał mi w pół zdania i sprawił, że
serce mi na moment stanęło. Tylko po to, by po chwili niesamowicie
przyspieszyć. „Boże, nie...”
- Serio, Zayn, nie mogę patrzeć, jak się nad sobą użalasz –
jęknąłem,stojąc w drzwiach i obserwując go od kilku minut. „Nawet tego nie zauważył...” miałem ochotę walić głową we framugę. – Przysięgam, jeszcze pięć minut i rzucę się z okna.
- Całe szczęście, że nie mieszkasz wysoko – mruknął
przyjaciel i dalej gapił się w telewizor. I nie byłoby to nawet nic strasznego,
gdyby tylko go włączył.
- Dość tego. Wstawaj – rzuciłem w niego pierwszą lepszą koszulką,
którą wyciągnąłem z szafy. – Wychodzimy.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz – zabrzęczałem kluczykami. – Pojedziemy po coś do
jedzenia. No, chyba, że bardzo ci się chce, to możesz coś mi ugotować –
wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
- Zawsze możesz coś sobie zamówić z dostawą do domu – burknął i
nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał jak zombie i prawdę mówiąc ostatnio właśnie
tak się zachowywał.
- Albo zaraz ruszysz się z tego łóżka, albo ja rozwalę się
obok ciebie i w końcu porozmawiamy o tym, co cię gryzie – z satysfakcją
zauważyłem, że moje słowa przyniosły zamierzony efekt. Zmroził mnie wzrokiem,
ale podniósł się z ciężkim westchnieniem.
- Niech ci będzie – mruknął, zakładając koszulkę i w drodze
do drzwi zgarnął jeszcze swoje okulary. Uśmiechnąłem się zadowolony. – Czy ty naprawdę
musisz się tak szczerzyć, Niall? To przerażające...
- Zazdrościsz? – zbiegłem po schodach i skierowałem się
prosto do samochodu. – Wyspałem się. Jest piękna pogoda... Nie mam powodu, by się smucić.
Zresztą od tego mam ciebie. Jesteś ostatnio mistrzem jeżeli idzie o zrypany
humor...
- Mam ku temu powody... – mruknął, wślizgując się na fotel
pasażera.
- Ja nie mówię, że nie masz, stary – spojrzałem na niego
wymownie i uruchomiłem silnik. – Chodzi mi raczej o to, że powoli zaczynasz
świrować. Weźmy na przykład ten twój sen...
- Wiedziałem, że nie powinienem ci o tym mówić... – mruknął
pod nosem.
- Rozumiem, że był realistyczny jak diabli i naprawdę mogłeś
narobić w gacie ze strachu... – kontynuowałem niestrudzony, wyjeżdżając z parkingu. – Cholera,
nawet ja się wystraszyłem, gdy obudziłeś się z krzykiem i później, gdy mi
wszystko opowiedziałeś. Ale przecież nie możesz robić w portki za każdym
razem, gdy ktoś wypowie słowo „impreza”. W końcu wezmą cię za czubka.
- Ale przynajmniej będą bezpieczni... – powiedział cicho i
gapił się przez okno.
- Chcesz znać moją diagnozę?
- Pewnie i tak mi ją powiesz – burknął, opierając głowę o
zagłówek.
- Odbija ci.
- To ta twoja fachowa opinia? – parsknął i spojrzał na mnie
znad okularów. – Myślisz, że nie wiem? Ostatnio mam wrażenie, że nad niczym nie
panuję...
- A ty oczywiście musisz nad wszystkim panować, czyż nie? –
przewróciłem oczyma. Miałem ochotę trzepnąć go w tej pusty łeb, ale ostatecznie
wybrałem skupienie się na drodze. – Zayn, wrzuć na luz. Nie możesz się tak
wszystkim przejmować, bo wykorkujesz... – nagle pewna myśl pojawiła się w mojej
głowie. – Wiesz, ten twój sen może i nie był taki głupi...
- Co ty nie powiesz... – mruknął pod nosem.
- Pomyślmy... – zapaliłem się do tego pomysłu. –
Spieprzyliście z Pers na całego. Nie da się ukryć. Raz ty, raz ona. Przynajmniej sprawiedliwie – uśmiechnąłem się, ale jemu raczej nie było do śmiechu. – Według mnie ten twój
sen ewidentnie świadczy o tym, że ci na niej zależy. Jej na tobie też, więc
dlaczego po prostu tego nie załatwicie. Buzi-buzi na zgodę...
- Bo to nie takie łatwe...
- To będzie tak trudne jakim to zrobicie – westchnąłem, zrezygnowany tym upartym osłem. – Kochasz ją? – popatrzył na mnie wymownie. –
Wiem, że tak. Ona kocha ciebie. I wcale nie podsłuchiwałem pod drzwiami –
zaśmiałem się, gdy posłał mi spojrzenie mówiące, że i tak mi nie wierzy. – No może troszeczkę, ale wiesz... Musiałem w końcu mieć rękę na pulsie, gdybyś
potrzebował wsparcia...
- Jasne – parsknął. – Przybiegłbyś mi na pomoc z gitarą w
dłoni...
- Na przykład – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Ale sęk w
tym, stary, że świrujesz ostatnio i martwię się. Wszyscy się martwimy. Może
gdybyś pogodził się z Perrie poczułbyś się lepiej. W końcu czego więcej chcesz?
Kochacie się, więc...
- Więc co? Mam tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim co
zrobiła?
- We śnie potrafiłeś jej wybaczyć – wzruszyłem ramionami. –
Nie czekaj, aż będzie za późno... Jeżeli ona jest w stanie pogodzić się z tym,
że kochasz Katy, to...
- Nie kocham... – przerwał mi w pół zdania. – Znaczy tak,
ale... nie tak, jak... No wiesz... Kurwa... – westchnął, przeczesując włosy
palcami. – Kate jest moją przyjaciółką. Kocham ją jak ty, czy Liam...
- Na pewno nie tak jak ja – puściłem mu oczko, skręcając w
tak dobrze mi znaną ulicę. – Ty masz swoje siostry, więc wara od mojej...
- Wiesz o co mi chodzi – powiedział, rozglądając się
dookoła. – Serio? Nando’s?
- A co? – zdziwiłem się. – Miałeś jakieś inne propozycje?
Nie pamiętam byś wspominał... A poza tym, co jest lepszego od chrupiącego
kurczaczka? – rozglądałem się za wolnym miejscem do zaparkowania.
- Pewnie nic – przytaknął i skinął w stronę, skąd właśnie odjeżdżało srebrne BMW.
- No właśnie. Więc wyłącz tryb marudzenia i uśmiechnij się w
końcu, bo jeszcze ktoś pomyśli, że cię tu przywiozłem siłą...
- Poniekąd tak było – parsknął, ale tym razem było to wesołe
parsknięcie. – Już nie pamiętasz... – przerwał, gdy rozdzwoniła się jego
komórka. Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając się, czy iść już do środka, czy
też czekać na niego. „Niemożliwe...” otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i
zacząłem się mocować z pasem bezpieczeństwa. „Tym razem mi nie uciekniesz”
postanowiłem, nie odrywając od niej wzroku. Już otwierałem drzwi, gdy ryk klaksonu przypomniał mi o tym, by zerknąć w lusterko. „Jak na złość, akurat
teraz zrobił się ruch... Szybciej, do cholery!”
- O, Boże... Który szpital? – słowa Zayna i fakt, że zrobił
się blady jak ściana sprawiły, że zatrzasnąłem drzwiczki. I wcale nie musiałem
stoczyć potężnej walki sam ze sobą. „Boże, tylko nie Katy...” modliłem się w
duchu. Patrzyłem tęsknie za dziewczyną, która zaraz miała zniknąć mi z oczu.
„Kolejny raz...” Odpaliłem silnik i przy jego cichym akompaniamencie moja
wymarzona dziewczyna zniknęła za rogiem. – Powiedz Louisowi, że zaraz tam będziemy... – Zakończył rozmowę. – Kate miała wypadek...
Nienawidziłem szpitali. Z całego serca i odkąd tylko
pamiętam. Pewnie dlatego, że spędziłem w nich sporo czasu, gdy byłem mały. Myślałem, że mam to już za sobą, a ostatnio znów jestem w nich częstym gościem.
Spojrzałem na Louisa. Był blady jak ściana, a jego nerwowe
dreptanie wzdłuż korytarza mówiło samo za siebie. „Znów się obwiniał...” westchnąłem, widząc to ogromne cierpienie w jego oczach. „I strach... O Kate...” Harry siedział na niewygodnym krzesełku i zawzięcie z kimś pisał.
„Pewnie z Alex...” Co jakiś czas posyłał zaniepokojone spojrzenie w stronę
przyjaciela. Zayn wyglądał, jakby i on oberwał w głowę. Kucał, opierając się o
ścianę i martwił się, jak my wszyscy.
- Wciąż nic? – usłyszałem Nialla, który pojawił się z
kubkami parującej, szpitalnej kawy. A przynajmniej czegoś, co nazywało się tu
kawą. Pokręciłem głową, bo po prostu już nie miałem siły, by mówić. „Ile razy można powtarzać to samo?”
- Dlaczego to tak długo trwa? – Louis jęknął sfrustrowany i
opadł na krzesło obok Harry’ego, tylko po to, by po chwili wstać i znów nerwowo
przemierzać korytarz.
- Liam! – odwróciłem się w stronę dziewczyny biegnącej w
moją stronę. – Jestem najszybciej, jak się dało... Co z nią? Co się stało? Co
mówią lekarze? – spojrzała w stronę chłopaków, przytulając się do mnie. –
Trzymacie się jakoś? Louis...
- Jeszcze nic nie wiemy – powiedziałem, przerywając tym samym jej słowotok. – Kazali nam
tutaj czekać...
- Jak to się stało? – wbiła we mnie wystraszone spojrzenie. –
On chyba nie...
- Nie! Nie... – uspokoiłem ją od razu. – Stanęła na jakiejś zabawce
Lux i spadła ze schodów. Uderzyła się w głowę – ściszyłem głos, by Louis nie
musiał tego jeszcze raz słyszeć. – Straciła przytomność i dość mocno
krwawiła...
- Boże... – zadrżała w moich ramionach. – Jak długo już
czekacie?
- Zadzwoniłem od razu, gdy Hazz dał mi znać... – spojrzałem na
zegarek. Czas wlókł się niemiłosiernie. Nienawidziłem takiego czekania i tej
niepewności.
- Wszystko będzie dobrze... – powiedziała, patrząc na
Louisa. – Musi być dobrze...
- Tak... Musi być... – powtórzyłem, wdzięczny za wsparcie.
Naprawdę niczego bardziej nie chciałbym, jak tylko by słowa Danielle okazały się prorocze. Miałem wrażenie, że
zaraz rozpadnę się na kawałki. Musiałem się czegoś dowiedzieć. „Dlaczego to tak
długo trwa?” spojrzałem na ścianę przede mną zastanawiając się, czy nie użyć
jej, by rozładować te wszystkie emocje, które mnie przepełniały. „A może oni
boją się mi powiedzieć...” lodowaty dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie i
prawie pozbawił oddechu. „Nie, to nie może być prawda” powtarzałem uparcie. „Kate
nic nie jest i zaraz ją zobaczę...”
Drzwi na końcu korytarza otworzyły się i wszyscy zerwali się
na równe nogi. Starszy mężczyzna zbliżał się do nas, a ja czułem, że moje serce
zaraz wyskoczy mi z piersi. Panikowałem. „Boże, proszę...” patrzyłem lekarzowi
prosto w oczy i widziałem w nich zmęczenie, ale też... ciepło i mądrość...
- Ktoś z państwa jest z rodziny? – odezwał się spokojnym
głosem, pewnie przystosowanym dla spanikowanych krewnych.
- Tak, ja jestem – zrobiłem krok do przodu, w napięciu
czekając na jakiekolwiek informacje. – Co z nią? – lekarz popatrzył na mnie,
jakby zastanawiał się, czy na pewno może udzielić mi odpowiedzi.
- Rezonans wykazał, że nie doszło do uszkodzenia mózgu, a
krwawienie dość szybko udało nam się zatamować, co jest dobrą wiadomością. Wykluczyliśmy jakiekolwiek złamania. Pana... – spojrzał mi w oczy – narzeczona wciąż jest nieprzytomna i oczywiście więcej będziemy mogli powiedzieć, gdy się
obudzi, ale jestem dobrej myśli – uśmiechnął się. – Jest młoda i silna... Zaraz
zostanie przewieziona do sali i będzie pan mógł ją zobaczyć. Na razie musimy
czekać... A teraz proszę mi wybaczyć... – poklepał mnie po ramieniu i odszedł.
„Musimy czekać...” powtórzyłem w myślach. „Czekać...” Chyba właśnie
znienawidziłem to słowo. Nie chciałem czekać. Chciałem ją zobaczyć już. Natychmiast.
„Boże, dlaczego nie poszedłem z nią?” Sam już nie wiem, który raz zadawałem
sobie to pytanie. W głowie rozważałem miliony scenariuszy z przeróżnymi
zakończeniami. Ale żadne z nich nie kończyło się w szpitalu. „Mogłem sam pójść, mogłem wysłać Marka, albo pozwolić iść Harry’emu...” Było tyle możliwości.
- To nie twoja wina, Louis – przyjaciel stanął przede mną i
wbił we mnie te swoje zielone oczy. – Nie możesz się tym zadręczać. Nic jej nie
będzie. Słyszałeś, co powiedział lekarz? Jest silna, a my wiemy o tym bardziej
niż ktokolwiek inny...
- Wiem, że masz rację – westchnąłem. – Po prostu... – „Boję
się...” dokończyłem. – Chcę już ją zobaczyć i przekonać się o tym na własne
oczy...
- Chyba zaraz będziesz mógł to zrobić... – zauważyłem, że
wpatruje się w coś za moimi plecami. Odwróciłem się i zauważyłem pielęgniarkę
zmierzającą w naszą stronę. – Pan Tomlinson?
- T-tak... – powiedziałem drżącym głosem. Miałem ochotę się rozpłakać, gdy kobieta się do mnie uśmiechnęła.
- Proszę za mną.
Obejrzałem się jeszcze na przyjaciół i poszedłem za
pielęgniarką. Z każdym krokiem moje serce przyspieszało, a gdy zatrzymaliśmy
się przed niebieskimi drzwiami dudniło mi w piersi tak głośno, że miałem
wrażenie, iż wszyscy to słyszą. Wszedłem do środka, a krew szumiała mi w uszach
i pewnie dlatego dopiero po chwili dobiegł mnie szum urządzeń ustawionych przy
wezgłowiu łóżka. Zbliżyłem się na drżących nogach, nie odrywając wzroku od
Kate. „Wyglądała... jakby po prostu spała...” pozwoliłem sobie, by promyk
nadziei mnie oświetlił. Była trochę blada, ale czy nie każdy tak wygląda w
otoczeniu białych prześcieradeł. Bandaż na jej głowie przytrzymywał opatrunek. „Kolejna
blizna...” westchnąłem, wyciągając rękę i ostrożnie ujmując jej dłoń. Była
delikatna i ciepła...
- Skarbie... – wyszeptałem, pochylając się nad nią i pieszcząc
kciukiem wierzch jej dłoni. – Jestem przy tobie, maleńka...