Moją głowę atakowały rozmaite
hałasy sprawiając, że miałem ochotę umrzeć. Było mi niedobrze i czułem, że
jeśli tylko spróbuję się poruszyć, to rozsadzi mi łeb. „W najlepszym wypadku
puszczę pawia jak stąd do...” urwałem myśl, gdy doszło do mnie, że nie mam zielonego pojęcia,
gdzie się znajduję. „To musiała być impreza stulecia...” próbowałem żartować,
jednocześnie ostrożnie sprawdzając, czy mam przy sobie portfel i telefon. „Przynajmniej
tyle...” odetchnąłem z ulgą, gdy wyczułem, że wszystko znajduje się na swoim
miejscu, bezpieczne w kieszeniach. „Tym razem Paul mnie zabije” jęknąłem i już miałem
zacząć wymyślać prawdopodobnie brzmiące usprawiedliwienie... „Kurwa mać...”
skrzywiłem się, gdy usłyszałem huk czegoś metalowego uderzającego kilka razy o podłogę.
„Dobijcie mnie...” Próbowałem otworzyć oczy, ale oślepiające światło poraziło
mój mózg sprawiając, że jęknąłem z bólu, a moje wnętrzności skręciły się w proteście. „Więcej nie piję, przysięgam na
wszystko...”
- Naprawdę nic mu nie jest – usłyszałem spokojny, kobiecy głos, ale za nic nie mogłem rozpoznać do kogo należy. –
Nabił sobie tylko pokaźnego guza i zapewnił porządny ból głowy.
- To dlaczego wciąż jest
nieprzytomny? – „Andy?” miałem wrażenie, że to głos ochroniarza. „Ale
dlaczego...” I wtedy wszystko do mnie wróciło. Uderzyło w moją świadomość
niczym rozpędzony tir. I naprawdę chciałem umrzeć...
- Alex! – zerwałem się na równe
nogi, zataczając niczym pijany. Nie mogłem ustać, a moja głowa zdecydowanie postanowiła
się podzielić na mniejsze kawałki. „Ja pierdolę, za jakie grzechy?” usiłowałem
zatrzymać zawartość żołądka w... no cóż... w żołądku...
- Spokojnie... – poczułem silne
dłonie Andy’ego zaciskające się na moich ramionach. Zabolało, ale przynajmniej
uratował mnie przed spotkaniem z podłogą. – Wszystko dobrze?
- Chcę zobaczyć Alex... – wybełkotałem, próbując powstrzymać wymioty. – Proszę... – spojrzałem na kobietę
stojącą przede mną. Łzy zakręciły się mi w oczach, gdy wspomniałem to jedno
przeklęte słowo. „Odeszła...” – Proszę... – zauważyłem, że zaczyna kręcić
przecząco głową. – Wiem, że nie jestem nikim z rodziny... – zacząłem szybko, bo
nie mogłem pogodzić się z odmową. „W ogóle nie ma takiej opcji” postanowiłem sobie. – Ale ona nikogo nie ma. Tylko bliską
przyjaciółkę i mnie. Kate nie mogła przyjechać. Rozmawiałem z pani koleżanką.
Powiedziała bym...
- Ze mną pan rozmawiał, panie
Styles – kobieta posłała mi sympatyczny uśmiech, który jakoś załagodził jej postawę sierżanta.
- Proszę... – błagałem. – Ja
muszę ją zobaczyć... Czy pani tego nie rozumie? Muszę! Nie zdążyłem się nawet
pożegnać... Boże... – czułem, że łzy strumieniami płyną mi po twarzy i naprawdę stałem tylko dzięki silnym dłoniom mojego ochroniarza. – Proszę mi pozwolić...
- Pożegnać? – pielęgniarka
spojrzała na mnie zdziwiona, ale po chwili zrozumienie pojawiło się na jej
twarzy. – Pana przyjaciółka żyje, panie Styles. Jest w pokoju 814...
- Ja byłem w tym pokoju –
warknąłem. Patrzyłem na nią jak na kretynkę, która bawi się moim kosztem. – Powiedziano
mi tam, że Alex nie żyje... – to słowo ledwo przeszło mi przez usta. Wciąż to do mnie nie docierało...
- Musiała zajść jakaś straszna pomyłka –
powiedziała spokojnym głosem. – Przeniesiono ją tam kilka minut temu, gdy skończyli
ją operować... Ktokolwiek udzielił panu tej informacji, musiał mieć na myśli poprzednią pacjentkę...
Wbiłem wzrok w kobietę, próbując
zrozumieć znaczenie słów, które wypowiedziała. Miałem wrażenie, że mój mózg
odmawia współpracy. Wiedziałem, że znam pojedyncze wyrazy, ale nie docierało do
mnie nic z tego, co próbowała mi powiedzieć. Zrobiło mi się przeraźliwie zimno
i zawartość żołądka przypomniała o sobie. Wyrwałem się Andy’emu i upadając
na kolana pochyliłem się nad stojącym pod ścianą koszem. Miałem wrażenie, że wypluję
z siebie wszystkie wnętrzności, a mój mózg wciąż nie pracował jak należy... Po
chwili poczułem, że silne ręce ochroniarza podnoszą mnie do góry i sadzają na
krześle, a kobieta podała mi szklankę wody i zabrała obiekt mojej „chwały” z
zasięgu wzroku i co ważniejsze - nosa. Gdy wróciła, spojrzałem na nią wyczekująco.
- Alexis żyje – powiedziała.
„Kto? Jak?” wciąż usilnie starałem się pobudzić moją głowę do pracy, ale
przychodziło mi to z wielkim trudem.
- Alex żyje, Harry – odezwał się
Andy, zaciskając dłonie na moich ramionach. – Dopiero przenieśli ją na ten oddział. Gdy przyjechaliśmy jeszcze trwała
operacja. Lekarz powiedział, że przebiegła pomyślnie, aczkolwiek jej stan jest
bardzo poważny i nadal nie wiadomo...
- Alex żyje – powiedziałem,
patrząc na niego uważnie. – Moja Alex? – upewniłem się, wskazując palem na siebie. Widziałem, że kiwa głową w
potwierdzeniu, ale wciąż nie mogłem w to uwierzyć. – Ta Alex? To nie żadna
kolejna, chora pomyłka?
- Jeżeli już lepiej się pan
czuje, to może pan ją zobaczyć – wtrąciła się pielęgniarka.
Zerwałem się na nogi, ale znów musiałem
skorzystać z pomocnego ramienia Andy’ego, bo wciąż zataczałem się jak pijany. I jeszcze ten okropny ból głowy... Poszliśmy za kobietą i ponownie
stanąłem przed drzwiami z numerem 814. Poczułem strach. Miałem wrażenie, że to on
wypełnia moje żyły sprawiając, że nie mogłem normalnie oddychać. Zauważyłem kieszonkę na
ścianie, w której znajdowała się niebieska teczka. „Alexis Green, 25.” Powtórzyłem nazwisko w głowie próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek
wcześniej je słyszałem. „Co ze mnie za przyjaciel?” Kobieta stała w otwartych drzwiach i patrzyła na mnie
wyczekująco. Oswobodziłem się z uścisku Andy’ego i przerażony tym, co mogę zobaczyć, wszedłem do sali.
Wyglądała tak samo, jak ją zapamiętałem, z jedną różnicą. Teraz nie była już pusta. Dookoła łóżka cicho popiskiwały rozmaite aparatury, a na białej pościeli leżała ona...
- Alex... – szepnąłem, zbliżając się do niej powoli. Zakryłem usta dłońmi, próbując opanować szloch, który mną wstrząsnął. Jej zwykle roześmiana i kolorowa twarz, teraz była tylko
kolorowa... Pokryta wszystkimi odcieniami fioletu i czerwieni. Z ust wychodziła
jej biała rurka... – Alex... – musnąłem palcami jej prawą dłoń. Była zimna.
„Dlaczego ona jest zimna? Przecież...”
- Lekarze zrobili wszystko, co w
ich mocy – odezwała się kobieta. – Teraz musimy być dobrej myśli i czekać, aż się obudzi... – słuchałem jej, nie odrywając wzroku od mojej przyjaciółki.
- Obudzi się – powiedziałem
głosem przepełnionym całą pewnością, na jaką było mnie stać. – Jest silna – wsunąłem swoją dłoń pod jej, próbując przekazać dziewczynie choć trochę mojego
ciepła.. – Nie zostawi nas... – „Nie zostawi mnie...” dodałem w myślach. „Proszę, nie zostawiaj mnie...”
Kilka godzin później wciąż
trwałem w tym samym miejscu. Jedyną różnicą było to, że teraz siedziałem na
krześle, które przysunęła mi pielęgniarka. Odmówiłem wyjścia z pokoju.
Postanowiłem być tu, gdy się obudzi i żadna siła mnie stąd nie mogła ruszyć. Rozmawiałem
z lekarzem i z policjantem prowadzącym śledztwo, ale wzrok wciąż skupiony miałem na swojej przyjaciółce
i tylko ona się dla mnie liczyła. Gdzieś w mojej głowie odezwał się głos, że
powinienem zadzwonić do Liama, ale okazało się, że mój telefon ucierpiał
bardziej niż ja po spotkaniu z twardą podłogą. Byłem prawie pewien, że Andy
skontaktował się z Paulem, więc nie miałem zamiaru przejmować się chłopakami,
gdy Alex walczyła o życie.
- A pamiętasz to rozwalone
łóżko? – od kilku godzin nawijałem, co mi tylko ślina na język przyniosła. –
Chłopaki do dziś nie chcą mi uwierzyć, że do niczego wtedy nie doszło –
zaśmiałem się pod nosem. – Myślałem, że się spalę ze wstydu, gdy Liam mnie
zaciągnął do recepcji i kazał się tłumaczyć – splotłem nasze palce razem i co
jakiś czas ściskałem je ostrożnie, dając znak, że tu jestem i czekam... – Pewnie
wszystko wiesz... Te wasze hotelowe ploteczki... Wróć do mnie... – szepnąłem,
próbując powstrzymać łzy, które znów cisnęły mi się do oczu. Odetchnąłem
głęboko, by się uspokoić. – Wiesz, że mógłbym sobie teraz bezkarnie obejrzeć tego twojego
motylka – mruknąłem, obserwując jak jej klatka piersiowa unosiła się i
opadała z każdym oddechem. – I może powinienem to zrobić... Skoro nie wysłałaś
mi tego zdjęcia... Ale pewnie później skopałabyś mi dupę... Chyba też sobie wytatuuję coś takiego – dalej gadałem jak
nakręcony, a w mojej głowie właśnie powstawał projekt kolejnego tatuażu. –
Tylko wróć do mnie, a walnę sobie motylka wielkiego jak twoja głowa –
obiecałem. – No, może ewentualnie ciut mniejszego – poprawiłem się. – Masz
naprawdę wielki ten baniak – próbowałem żartować. – Jak się nie obudzisz, to ci
nie powiem, co tam u Kate, a przecież chcesz wiedzieć... – szantaż też nie
działał. Wytarłem łzy, które pojawiły się w moich oczach. – Alex, proszę cię...
– powiedziałem cicho, przybliżając twarz do jej dłoni i opierając na niej
policzek. – Obudź się... Ile można spać? – musnąłem wargami jej poranioną dłoń.
– Przydałoby ci się manicure, Tęcza – zauważyłem jej połamane paznokcie, każdy w
innym kolorze. – Zabiorę cię do najlepszego spa jakie znajdę... Tylko się
obudź... Musisz się obudzić, Alex – westchnąłem z ustami wciąż przy jej skórze.
– Co ja mam powiedzieć Kate? Przecież ona się załamie... Musisz do niej
zadzwonić i ją zapewnić, że wszystko w porządku... No, wstawaj, kurwa – warknąłem, przytłoczony tą całą sytuacją. – Jak się nie obudzisz, to ci
spalę wszystkie te twoje kolorowe kreacje i wypełnię szafę najnudniejszymi
ciuchami jakie świat widział. Takimi, jakich nawet moja nauczycielka od historii by nie
ubrała, a wierz mi, baba miała okropny styl... – nawijałem nadal. – Zacznę od tych
śpiochów z ogonkiem. Urządzę sobie ognisko przed twoim domem i zaproszę moją ulubioną
sąsiadkę. Jestem pewien, że z przyjemnością się przyłączy – zaśmiałem się. –
Pewnie po wszystkim odtańczy taniec radości, że już nie będzie musiała oglądać
tych twoich kolorowych kiecek...
- Idiota...
- Za często się powtarzasz –
parsknąłem. – Musisz wymyślić... – głos uwiązł mi w gardle, gdy zdałem sobie
sprawę z tego, co się właśnie stało. Zerwałem się z krzesła i nie puszczając jej
dłoni, wpatrywałem się w jej twarz. – Alex? – szepnąłem. Czułem, że coś ścisnęło
mnie za serce. Mój oddech przyspieszył, gdy zauważyłem drżenie jej powiek,
które po chwili uniosły się minimalnie, by opaść z powrotem. Nacisnąłem przycisk
przy łóżku, by zawiadomić pielęgniarkę. – Alex, skarbie... – zauważyłem, że jej
usta wykrzywiają się w delikatny uśmiech. - Wiem, że namawiałem cię na
chorobowe, ale miałem na myśli takie lewe, wiesz... – powiedziałem i ucieszyłem się
widząc, że się uśmiecha. – Nie musiałaś od razu wyskakiwać przez okno...
- Styles... – jęknęła cicho.
- No... – pochyliłem się nad
nią, by lepiej słyszeć.
- Zamknij się – szepnęła, a moją twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. „Dla ciebie wszystko...” odetchnąłem głęboko.
W tym momencie do sali wpadły
dwie pielęgniarki, a zaraz za nimi lekarz. Na nic zdały się moje protesty.
Dosłownie minutę później stałem zdenerwowany pod drzwiami czekając, aż pozwolą
mi znów wejść do środka.
- Dzwoniłem do Paula – odezwał się Andy, wyciągając w moją stronę parujący kubek. – Powiedział, że zarezerwuje
nam lot na niedzielę. Tak, byś tylko zdążył na sam występ...
- Rozumiem – mruknąłem,
wzruszając ramionami. Na razie nie chciałem o tym myśleć. – Miałem dać znać chłopakom, ale telefon mi się
rozwalił...
- Opowiedziałem wszystko, co
powiedział lekarz i ten policjant. Na pewno Paul porozmawiał już z nimi... –
zapewnił mnie Andy. – Albo zrobi to po śniadaniu...
- Śniadaniu? – zdziwiłem się i
odruchowo spojrzałem na zegarek. „Kiedy to zleciało?”
Natarczywe walenie w drzwi
wyrwało mnie z cudownego snu i ktokolwiek się ośmielił to uczynić, już był
martwy.
- Czego? – zawołałem, ale zaraz
pożałowałem swojego podniesionego głosu widząc, że przy okazji obudziłem Kate.
Na szczęście tylko przysunęła się bliżej mnie i ponownie zasnęła.
- Śniadanie! – odezwał się Zayn
i dzięki Bogu przestał hałasować. Miałem wrażenie, że spałem nie dłużej niż
kilka minut i akurat jedzenie było na samym końcu listy rzeczy, na które miałem
teraz ochotę. „Spać...” jęknąłem, ale czując nagie ciało Kate wtulające się w
moje, coś innego zajęło miejsce pierwsze na wspomnianej liście. „I pewnie kilka następnych również...”
odezwało się to moje wredne „ja”.
- Później! – zawołałem i natychmiast wyrzuciłem go z głowy. Przyciągnąłem dziewczynę do siebie, uśmiechając się pod nosem, gdy zdałem sobie sprawę, gdzie spoczywa jej dłoń. „A jeszcze nie tak dawno...”
- Później! – zawołałem i natychmiast wyrzuciłem go z głowy. Przyciągnąłem dziewczynę do siebie, uśmiechając się pod nosem, gdy zdałem sobie sprawę, gdzie spoczywa jej dłoń. „A jeszcze nie tak dawno...”
I znów rozległo się uporczywe
walenie w drzwi. „Boże, czy on nie może dać nam spać?” jęknąłem i przeciągnęłam się ostrożnie. Moje usta rozciągnęły się w szeroki uśmiech, gdy uzmysłowiłem sobie, że przytulam się do nagich pleców Kate, a jej równie nagi tyłeczek ociera się o...
- Lou! Kate! – głos Zayna
skierował moje myśli na inne tory. „No ja pierdolę...” zdenerwowałem się.
- Daj nam spać – warknąłem na
tyle głośno, by usłyszał. – Nie mamy ochoty na śniadanie.
- Co on mówi? – zdziwił się Niall. „Oni
tam wszyscy stoją, czy jak?”
- Już dawno jest po śniadaniu –
powiedział Zayn. – Za niecałą godzinę wyjeżdżamy...
- Co?!? – usiadłem gwałtownie i
tym razem skutecznie budząc Kate. „Kurwa, nie zdążymy...” jęknąłem.
- Lou? – zaspany głos mojej
dziewczyny wyrwał mnie z szoku. – Która godzina?
- Dziesięć po ósmej –
powiedziałem, zerkając na zegarek. – Musimy...
- Louis! – zawołał Liam. –
Musicie się spakować... Wstawaj!
- Już nie śpimy! – odkrzyknąłem, rozglądając się dookoła i krzywiąc się na widok rzeczy, które muszę upchać w walizce.
– Spotkamy się na dole!
- Ale na pewno? – przewróciłem
oczami. – Nie zaśnij znów...
- Już wstajemy, Liam – odezwała się Kate i po jej słowach w końcu zapadła cisza. „Dlaczego mi nie uwierzyli?” –
Dzień dobry – uśmiechnęła się do mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
- Dzień dobry – nachyliłem się,
by ucałować jej usta. – Chyba zaspaliśmy...
- Chyba na pewno – zaśmiała się.
– Idź pierwszy pod prysznic, a ja zacznę się pakować...
- A może pójdziemy razem? –
zaproponowałem i już miałem przed oczami kilka gorących pomysłów, idealnych do
przetestowania pod strumieniem gorącej wody.
- To ma być szybki prysznic, Lou
– zaczerwieniła się i wygoniła mnie do łazienki.
Uwinąłem się w iście rekordowym
tempie i już po chwili opuszczałem pomieszczenie w ręczniku owiniętym wokół
bioder.
- Twoja kolej, skarbie –
powiedziałem, przerywając mojej dziewczynie pakowanie czerwonej walizki. – Może
umyć ci plecy? – kolejny raz spróbowałem swojej szansy.
- Lepiej innym razem – zaśmiała
się i zniknęła za drzwiami łazienki, przyciskając do piersi kilka ubrań.
Wciągnąłem na siebie pierwsze ciuchy, które wpadły mi w ręce i zająłem się wrzucaniem
wszystkich pozostałych do otwartej torby. Zerknąłem do tej należącej do Kate i
nie mogłem uwierzyć, jaki porządek w niej panuje. Ponownie przeniosłem wzrok na
moją. „Wygląda jakby uderzył w nią huragan...” wzruszyłem ramionami i kontynuowałem pakowanie.
Gdy znów rozległo się pukanie,
akurat zapinałem swoją walizkę. Otworzyłem drzwi i uśmiechnąłem się na widok
tej licznej procesji.
- Więcej was mama nie miała? – parsknąłem, wpuszczając ich do środka. – Już nie śpimy...
- Kto nie śpi, ten nie śpi... –
sennie mruknęła Kate, wtulając się w poduszkę. – Dzień dobry...
- Cześć, Katy – Niall usiadł
obok niej na łóżku i szczerzył się od ucha do ucha. „Dziś już zdecydowanie jest w lepszym humorze...” zauważyłem. Zresztą Liam też wyglądał lepiej niż wczoraj. – Dobrze się spało?
- Wyglądają raczej jakby nie
spali – parsknął Zayn, sięgając po czerwoną walizkę. – Musimy iść. Paul zaraz
jajko zniesie... – jedynym odzewem na jego słowa, był jęk protestu mojej dziewczyny i
mocniejsze przytulenie się do poduszki.
- Chodź, kochanie – pochyliłem się
nad nią, opierając dłonie na materacu obok jej głowy i skradając szybkiego
buziaka. – Możesz nawet zabrać swoją przytulankę... – uśmiechnęła się sennie. Naprawdę wyglądała jakby miała zaraz zasnąć ponownie. „No raczej nie dałeś jej pospać w nocy...” uśmiech zadowolenia pojawił się na mojej twarzy. Szybko wziąłem ją na ręce,
wywołując tym samym głośny okrzyk zdziwienia, który momentalnie przerodził się w
radosny śmiech.
- Puść mnie, wariacie – powiedziała,
muskając palcami mój policzek.
- A źle ci tu? – zauważyłem, że
Liam robi swój tradycyjny obchód pokoju sprawdzając, czy nic nie zostało. Niall
chwycił moją walizkę i czekał przy drzwiach.
- Całkiem wygodnie...
- No to o co chodzi? –
przekomarzałem się z nią, niosąc ją do windy. Zayn tylko przewrócił oczami na
nasz widok, a Mark uśmiechnął się pod nosem witając się z nami.
- Ktoś nas zobaczy... –
powiedziała cicho.
- Pewnie nawet sporo osób –
odparłem i nie mogłem się nie uśmiechnąć, widząc jej rumieniec. – No i co z
tego?
- Lou... – zaśmiała się, wiercąc
w moich ramionach.
- Na twoim miejscu bym się tak
nie wiercił... – szepnąłem jej do ucha i przycisnąłem mocniej do siebie. Widok
jej przygryzionej wargi sprawił, że przez moje ciało przebiegł rozkoszny dreszcz.
Schyliłem się, by skraść jej kolejnego całusa, ale tym razem przerodziło się to
w dłuższy pocałunek. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco i jedyne na co miałem
ochotę to zerwać z niej te ciuchy i kochać się do utraty tchu. Tu i teraz. „Dajesz...” przeciągły gwizd rozległ się w mojej głowie.
- Nie chcę nic mówić, ale my wciąż tu jesteśmy – odezwał się Niall, rzucając nam rozbawione spojrzenie.
- Niestety... – mruknąłem,
stawiając Kate na nogi, gdy rozległ się dźwięk otwieranej windy.
- Nareszcie! – usłyszałem głos
menadżera. – Dłużej się nie dało? Nie odpowiadaj – rzucił szybko w moją stronę widząc,
że chce coś powiedzieć. – Twój klucz, Louis – wyciągnął do mnie rękę.
„Wiedziałem, że o czymś zapomniałem...” Całe szczęście Liam jak zawsze pamiętał
o wszystkim i właśnie podawał Paulowi, wspomniany przedmiot. – Autokar czeka na
zewnątrz. Pospieszcie się.
Chwyciłem dłoń Kate i powlokłem się za chłopakami, z Markiem depczącym nam po piętach. Władowaliśmy się do
tourbusa i praktycznie od razu zamknęły się za nami drzwi. Ruszyliśmy.
- Kierunek Londyn... – westchnął
Liam, opadając na najbliższą kanapę i zamykając oczy.
Przyglądałem się Katy, która w
wygodnych spodniach i luźnej bluzce wciąż tuliła się do swojej poduszki. Zasnęła
praktycznie od razu, gdy tylko ułożyła się na kanapie. Patrzyłem jak Louis z
rozmarzonym uśmiechem na twarzy ostrożnie zsuwa jej buty i nakrywa kocem, który
Zayn przyniósł z góry.
- To dowiem się w końcu gdzie Harry? – odezwał się,
gdy usiadł obok dziewczyny. – Tylko bez kłamstw tym razem...
Spojrzałem na Liama,
nerwowo zastanawiając się, co robić... Wprawdzie po porannej rozmowie z Paulem i
niedawnym telefonie od Andy’ego już co nieco wiedzieliśmy, ale nadal nie byliśmy pewni, co powiedzieć Katy i Louisowi. „A raczej jak to powiedzieć”
poprawiłem się w myślach. „I ile...”
- U Alex – powiedział w końcu
Zayn, przerywając tą nieznośną ciszę. – Paul pozwolił mu u niej zostać do
niedzieli. Przyleci dopiero na koncert.
- U Alex? – zdziwienie na twarzy
przyjaciela było wręcz komiczne. – Ale dlaczego wczoraj...
- Lou – odezwał się Liam, przerywając
mu. – Wczoraj nie powiedzieliśmy całej prawdy, bo Harry nas o to prosił. I dziś
też nie możemy nic powiedzieć. Hazz kazał ci przekazać, że jak tylko będzie
mógł, to zadzwoni i wtedy wszystko wam wyjaśni. Tobie i Kate.
- Ale... – zaczął Louis, ale tą
minę Liama znaliśmy wszyscy. Wiadomo było, że nie puści pary z ust. – Czy coś
się stało? – zapytał cicho, a na jego twarzy zagościł strach. Zerknął szybko na
Katy, upewniając się, że dziewczyna spokojnie śpi.
- Tak – odezwał się po chwili
Liam. – Ale już jest zdecydowanie lepiej. My też wszystkiego nie wiemy, Lou.
Nie chcieliśmy siać paniki, nie mając nic konkretnego. Plus – spojrzał na
przyjaciela przepraszająco – obiecaliśmy to Harry’emu. Przyrzekł Paulowi, że
zadzwonią do nas z Alex i wszystko wytłumaczą...
„Jedno trzeba przyznać
Payne’owi, przemawiać to on potrafi...” uśmiechnąłem się pod nosem widząc, że
jego słowa przekonują Louisa. Odetchnął głęboko i ostrożnie odsunął Katy włosy
z twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się przez sen i nie otwierając oczu, sięgnęła
po jego dłoń, którą pomógł jej odnaleźć. Patrzyłem na nich, ciesząc się ich
szczęściem, ale jednocześnie czułem się jak podglądacz, bo te wszystkie ich
drobne gesty wydawały się być przeznaczone tylko dla ich oczu...
- Czy nic jej nie grozi? –
zapytał Lou tak cicho, że ledwo zrozumiałem jego słowa. W napięciu czekał na
odpowiedź.
- Teraz już nic – szepnął Liam,
patrząc mu prosto w oczy. – Przynajmniej z tego, co powiedzieli Paulowi...
- Co zrobimy? – obejrzałem się
za siebie, słysząc zdenerwowanie w głosie Kate. Stała wbijając w Louisa to swoje
niesamowite „spojrzenie”, a na twarzy miała wymalowane przerażenie. „Co tam się
wyprawia?” Zarzuciłem torbę na ramię i podszedłem do nich.
- Polecimy do Dublina... –
powiedział spokojnie Lou, przyciągając do siebie trzęsącą się dziewczynę.
- A-Ale jak to polecimy? –
szepnęła.
- Samolotem... – dodał cicho, a
ja mogłem zauważyć, jak twarz Kate momentalnie straciła wszystkie kolory i stała się przeraźliwie blada. – Nie bój się skarbie. Będę cały czas przy tobie...
- Ślicznie wyglądasz, Mała –
postanowiłem zmienić temat ich rozmowy na coś nie związanego z lataniem. – Muszę
przyznać, że twoja bluzka znalazłaby uznanie w oczach Alex – zaśmiałem się. – I
zdecydowanie nie zgubisz się w tłumie.
- Za kolorowa? – dziewczyna
posłała mi delikatny uśmiech i oparła się o Louisa. – Lou powiedział, że jest
różowa...
- Zdecydowanie jest – zaśmiałem
się. – Żywo różowa...
- Jest ładna, Katy – wtrącił się
Niall, który nie wiadomo kiedy znalazł się obok mnie. Rzucił torbę na ziemię. –
Zayn żartuje...
- Czyli może być? – upewniła
się.
- Wyglądasz przepięknie,
kochanie – odezwał się Louis, splatając swoje dłonie na jej brzuchu.
- Wyjątkowo muszę się z nim
zgodzić – powiedział Horan, zajęty otwieraniem paczki czipsów. – W sam raz na
te upały. Kto to widział, żeby w Londynie było tak gorąco? To w końcu Anglia,
do cholery... – marudził.
- Nie narzekaj, bo jak będzie
lało, to też ci nie będzie pasować – odezwał się Liam, podchodząc do nas. –
Paul mówi, że już możemy iść...
- Iść? Gdzie? – odezwała się
Kate, drżącym ze strachu głosem. – Lou, może ja zostanę... Przecież we wtorek będziecie z powrotem... Mark, może...
- Oddychaj, skarbie – Louis
obrócił ją w swoich ramionach tak, że teraz stała przodem do niego. – Wszystko będzie dobrze... To naprawdę krótki lot, a ja będę cały czas trzymał cię blisko
siebie... – pogłaskał kciukiem jej policzek. – Poradzisz sobie, maleńka...
Stali tak wtuleni w siebie, nie
zwracając uwagi na otoczenie. Zauważyłem, że Paul patrzy wymownie w naszą
stronę, stukając w tarczę zegarka. Schyliłem się po torbę Louisa, a Niall chwycił tą, należącą do Kate. I czekaliśmy, nie chcąc zostawiać ich samych. Lou szepnął coś dziewczynie do ucha i cokolwiek to było, podziałało. Kate wzięła
głęboki oddech i pokiwała głową na znak, że jest gotowa. Spletli swoje dłonie i
ruszyli w kierunku wyjścia z poczekalni. Niall z szerokim uśmiechem na twarzy
chwycił jej drugą dłoń i za swój gest otrzymał od dziewczyny piękny uśmiech. Westchnąłem ciężko, nie rozumiejąc, skąd te dziwne uczucie w mojej piersi...
- Idziesz? – odezwał się Liam,
stając obok i patrząc na mnie wyczekująco.
- Jasne – poprawiłem torby i
ruszyłem za przyjaciółmi, wciąż zazdrośnie zerkając w stronę blondyna.
- Pamiętasz, gdy ty tak
reagowałeś? – zaśmiał się Payne.
- Nie przypominaj mi –
parsknąłem. - To nie było wcale śmieszne...
- Wiem coś o tym – westchnął
komicznie. – Do dziś pamiętam jak mi podbiłeś oko, gdy próbowaliśmy cię
wciągnąć na pokład...
- Obraliście złą taktykę – powiedziałem, zerkając w stronę naszych „zakochańców”. – Trzeba było z uczuciem...
- Jezu... – jęknął Niall. – To
niemożliwe... Tu jest jeszcze goręcej...
- Marudzisz jak stara baba – westchnął Liam, ale i jemu upał z pewnością dawał się we znaki.
- Ja się roztapiam! – teatralnie
zawołał blondyn. – Tu jest chyba milion stopni...
- To powinieneś się cieszyć, że
znajomi wyciągają cię na miasto – zauważył Zayn. – Zimne piwo w mgnieniu oka
poprawi ci humor.
- Fakt – radośnie powiedział
Niall, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. – Co się cieszysz, Katy?
Nie każdy może chodzić w nieprzyzwoicie krótkich szortach i z brzuchem na wierzchu...
- Wcale nie mam brzucha na
wierzchu – zaśmiałam się, poprawiając koszulkę. – A moje szorty są normalnej długości, prawda Lou? –
szukałam potwierdzenia u swojego chłopaka.
- Sam nie wiem... – powiedział.
– Dla mnie ostatnio we wszystkim wyglądasz nieprzyzwoicie...
- Louis! – okrzyk zaskoczenia
wyrwał się z moich ust i rzuciłam w niego poduszką.
- Za co? – jęknął Zayn.
„Spudłowałam?” zdziwiłam się.
- Jejku, przepraszam... – powiedziałam
szybko. – Chciałam w... – śmiech Nialla powiedział mi wszystko. – Wkręcasz
mnie! Och, ty! – chwyciłam drugą poduszkę i rzuciłam w jego kierunku.
Najwyraźniej sprawnie ją złapał, bo zadziwiająco szybko wróciła do mnie,
lądując na mojej twarzy.
- To ostatni raz pytam i
tracicie szansę na dobrą zabawę – odezwał się Niall. – Idziecie z nami?
- Zostaniemy... – powiedział
Lou, siadając obok i obejmując mnie ramieniem. – Mamy inne plany na ten
wieczór...
- Mamy? – zdziwiłam się, ale nie
doczekałam się żadnych słów więcej.
- Żebyście później nie żałowali
– zaśmiał się blondyn. – Nawet Zayn wie, że będzie rewelacyjnie i idzie, a
przecież wciąż nie może pić...
- Idę, bo ktoś was musi potem
odholować – mruknął przyjaciel i sądząc po odgłosach, właśnie zapalał kolejnego
papierosa.
Kilka minut później w
apartamencie zapanowała niczym niezmącona cisza. Wtuliłam się w bok Louisa i
ułożyłam głowę w zagłębieniu jego ramienia. Upajałam się jego cudownym
zapachem, który rozpoznałabym zawsze i wszędzie. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam
się zadowolona. „Idealnie...” To jedno słowo opisywało wszystko...
- To jakie mamy plany na
wieczór? – odezwałam się w końcu, by przerwać tą ciszę. O dziwo, wcale mi ona
nie przeszkadzała, ale bałam się, że jeszcze chwilka i zasnę, ukołysana biciem
jego serca i tym samym zepsuję to, co dla nas zaplanował.
- Niespodzianka... – powiedział,
całując mnie w czoło.
- Muszę się przebrać? –
zapytałam, zastanawiając się, czy będziemy gdzieś wychodzić. Nie odważyłabym
się pokazać komukolwiek obcemu w takim stroju.
- Wyglądasz idealnie – zapewnił
mnie. – Choć ta czerwona koronka doprowadza mnie do szaleństwa – szepnął mi do
ucha i przejechał palcami wzdłuż krawędzi spodenek. – Ale myślę, że później ją
z ciebie zerwę i sobie wynagrodzę te wszystkie cierpienia, które teraz
przechodzę... – przygryzł moją wargę, ciągnąc ją delikatnie. Po kilku minutach,
które zdecydowanie za szybko zleciały, rozległo się pukanie do drzwi. Lou
oderwał się od moich ust z wręcz teatralnym westchnieniem, wywołując u mnie
wybuch śmiechu. Wstał z kanapy i poszedł otworzyć.
- Dobry wieczór – usłyszałam
obcy głos, a następnie cały zestaw dźwięków, które przywoływały w mojej głowie
obraz wózka zastawionego naczyniami. Wyłapałam jeszcze słowa Louisa, kierujące
mężczyznę na taras.
- Moja pani... – poczułam na
policzku aksamitny dotyk, a zapach, który temu towarzyszył był wręcz
oszałamiający. Uniosłam dłoń i po chwili trzymałam w niej pięknie pachnącą
różę, zapobiegliwie pozbawioną większości kolców. Chowając nos w jej płatkach
zastanawiałam się, jakiego jest koloru... – Czerwona... – Lou najwyraźniej
czytał mi w myślach. – Jak twoje usta... – przyciągnął mnie do siebie i kolejny
raz sprawił, że zapomniałam o całym świecie. Jego wargi miały wręcz magiczną
moc. – Kolacja czeka... – uśmiechnęłam się, próbując uspokoić oddech. Nie wiem,
co on ze mną robił, ale zdecydowanie miałam ochotę na coś innego niż
jedzenie... Wyszliśmy na taras i Louis pomógł mi zająć miejsce w wiklinowym fotelu. Słyszałam dalekie odgłosy miasta, a bliżej kroki kelnera, który postawił
przed nami talerze i nalewając coś do kieliszków, życzył smacznego. Dziwne, ale wciąż czułam obecność kogoś jeszcze...
- Lou... – postanowiłam rozwiać
swoje obawy, ale w tym samym momencie moje uszy wypełniła piękna muzyka i
wprost nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie się dzieje obok mnie. – Lou... –
westchnęłam, uśmiechając się zachwycona.
- Wiedziałem, że ci się spodoba...
– powiedział zadowolony z siebie. – Smacznego, kochanie...
- Co? Ale... – zdziwiłam się. – Naprawdę mam jeść, kiedy ktoś tak pięknie gra? – usłyszałam ciche podziękowanie, dochodzące gdzieś zza pleców Louisa.
- A nie możesz robić dwóch
rzeczy jednocześnie? – zakpił rozbawiony. – Zawsze mogę go odesłać...
- Nie! – powiedziałam szybko i wyciągnęłam dłoń, by namierzyć sztućce. – A co to? – zapytałam konspiracyjnym szeptem.
- Powinno ci smakować –
zapewnił.
- Wstążki z tuńczyka z
grejpfrutem, burakiem i awokado, a do tego świeża bazylia – usłyszałam głos
kelnera. Śmiech Louisa sprawił, że oblałam się rumieńcem. A może stało się to
jeszcze zanim on się roześmiał? W każdym bądź razie miał rację, musiało mi smakować skoro jednym ze składników był grejpfrut. Było przepyszne, a ja
zdałam sobie sprawę, że to tak właściwie pierwszy prawdziwy posiłek dzisiaj.
Oczywiście, o ile nie liczyć frytek, którymi podzielił się ze mną Niall.
- Pieczony w niskiej
temperaturze comber z walijskiej jagnięciny, ravioli z zielonego groszku i niedźwiedziego czosnku, młode warzywa i sos z wawrzynu... – ponownie usłyszałam
sympatyczny głos mężczyzny, gdy stawiał przede mną kolejne danie. Prawdę mówiąc
po jego szczegółowym opisie, ja nadal nie wiedziałam, jak może wyglądać to, co
mam na talerzu... Ale cokolwiek to było, można to opisać tylko na jeden sposób.
„Niebo w gębie...” westchnęłam zachwycona i znów usłyszałam cichy śmiech Louisa.
Wciąż towarzyszyła nam spokojna
i niesamowicie piękna muzyka. Rozmawialiśmy przyciszonymi głosami, by nie psuć
tego nastroju, który dzięki niej panował. Było... „Idealnie...” Kolejny raz to
słowo opisywało wszystko. Louis sprawił, że ten wieczór był niezapomniany. A
fakt, że zaplanował wszystko z taką dokładnością sprawiał, że poczułam łzy
wzruszenia i musiałam użyć całej siły woli, by nie rozpłakać się, jak małe
dziecko. Ostatnie czego pragnęłam, to zniszczyć ten niesamowity nastrój...
Gdy główne danie zniknęło już z
naszych talerzy, Lou postanowił przenieść się z deserem na kanapę. „Jak jeszcze
coś zjem, to dźwigiem będzie mnie trzeba stąd wyciągać” pomyślałam siadając
wygodnie i opierając się o silne ciało mojego chłopaka. Po chwili kelner podał
nam deser, którym okazały się być mango i marakuja z sorbetem pomarańczowym.
Oba owoce brzmiały dla mnie obco. Znałam nazwy, ale nie kojarzyłam ich z żadnym konkretnym smakiem. Zajadaliśmy się tymi smakołykami, zasłuchani w piękną
melodię...
- Dziękuję... – powiedziałam
cicho, wznosząc twarz ku Louisowi.
- Proszę bardzo – odpowiedział,
muskając moje usta swoimi wargami Siedzieliśmy na kanapie dając się porwać
nastrojowi. Było idealnie i nic nie mogło tego zmienić. Nie przeszkadzała mi
nawet obecność obcych ludzi. W ramionach Lou byłam bezpieczna. Po jakimś czasie
mężczyźni pożegnali się z nami, życząc dobrej nocy. Louis odprowadził ich do
wyjścia i po chwili wrócił do mnie na taras. – Mam coś dla ciebie, kochanie...
– odezwał się siadając na swoim poprzednim miejscu. Wsunął mi w dłonie lekką
paczuszkę.
- Prezent? – zdziwiłam się. –
Ale... Lou... – westchnęłam, uśmiechając się zawstydzona. – Dlaczego... – zaczęłam, ale nie wiedziałam jak ubrać w słowa, to co chciałam powiedzieć. „Nie psuj tego idealnego wieczoru...” – Z
jakiej to okazji? – dokończyłam po chwili.
- Kocham cię – otoczył mnie
ramieniem i przyciągnął do delikatnego pocałunku. – Czy to wystarczająco dobra
okazja?
- Ja ciebie też kocham... –
szepnęłam, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
- Otworzysz?
Badałam ostrożnie trzymany
przedmiot. Zdjęłam wstążeczkę, którą był przewiązany, a następnie próbowałam
zgadnąć, jak dostać się do środka. Na całe szczęście, gdy już miałam się poddać,
wyczułam sprytnie schowane zamknięcie. Otworzyłam pudełeczko i pod moimi
palcami poczułam aksamitną poduszeczkę, a na niej metalowe serduszko na
cieniutkim łańcuszku.
- Jest piękne... – szepnęłam,
wciąż nie odrywając od niego palców. Lou wyjął mi pudełko z dłoni i po chwili poczułam przyjemny chłód metalu na mojej skórze.
- Żebyś nigdy nie zapomniała, że
moje serce bije tylko dla ciebie, Kate – usłyszałam przy uchu. Co można
powiedzieć po takim wyznaniu? Łzy wzruszenia i miłości nie dały się już dłużej
powstrzymywać. – Nie płacz, skarbie... – Lou posadził mnie sobie na kolanach i
tuląc do siebie ścierał słone krople spływające po moich policzkach.
- Tak bardzo cię kocham... –
powiedziałam, czując pod dłonią bicie jego serca.
- Jak mogłeś się tak nawalić,
Niall? – jęknąłem, próbując podtrzymać przyjaciela i jednocześnie przywołać
windę. – Paul nas zabije, gdy się dowie...
- Wcale nie jestem pijany, Zayneeeee –
wybełkotał, odwracając twarz w moją stronę i zionąc alkoholowym oddechem. „Litości...” – Co najwyżej lekko podpity...
- Rozmawiałeś ze znakiem
drogowym, Niall – przypomniał mu Liam, uśmiechając się pod nosem. „Tak, to było zabawne...”
- Żeby podziękować za zielone –
blondyn spojrzał na niego, jakby to było takie oczywiste.
- Dobrze wiedzieć – mruknąłem i
odetchnąłem z ulgą, gdy drzwi windy rozsunęły się. Wtoczyliśmy się do środka.
Niall oparł się ciężko o ścianę i zsunął po niej na podłogę. Jęknąłem na samą myśl, że będzie trzeba go z niej podnieść.
- Poproszę dwunaste –
powiedział, nie otwierając oczu. Nacisnąłem odpowiedni przycisk i winda ruszyła. – Widzisz... – rozłożył dłonie, jakby usiłował komuś coś wytłumaczyć. – Odrobina kur... kulr... „kurtury” i
proszę... Jedziemy... – z trudem powstrzymywałem śmiech. Jednak wystarczyło
zerknąć na Liama i po chwili rechotaliśmy obaj. – Śmiejcie się, śmiejcie... –
mruczał Horan, wciąż zaciekle machając rękoma. Gdy zatrzymaliśmy się na naszym
pietrze z trudem postawiliśmy go na nogi. Już mieliśmy wychodzić, gdy wyrwał mi się i pochylił w stronę tablicy z numerami. – Dziękuję i przepraszam za
kolegów...
Z trudem dotaszczyliśmy go do
apartamentu, wciąż nie mogąc zapanować nad śmiechem.
- Teraz cicho, Niall –
powiedział Liam, otwierając drzwi. – Chyba nie chcesz obudzić Kate...
- Nigdy w życiu! – zawołał
blondyn, po czym przyłożył palec do ust i... – Ciii... – to było najgłośniejsze
„ciii” w moim życiu.
- Zamknij się, kretynie – położyłem mu dłoń na ustach, ale już po chwili oderwałem ją, wpatrując się w
niego szeroko otwartymi oczyma. – Obśliniłeś mnie!
- Nieprawda – powiedział niczym
niewiniątko i objął mnie ramieniem. Wytarłem dłoń w rękaw jego bluzy. – Fajną laskę dzisiaj poznałem, co nie? – Liam znów zaśmiał się pod nosem.
- Stary, mówiłem ci milion razy,
że to był facet – kręciłem głową z niedowierzaniem, próbując doholować go do
sypialni.
- Nie prawda – upierał się przy
swoim, kładąc nacisk na każde słowo. – Dała mi nawet numer telefonu...
- Widzieliśmy – mruknąłem rozbawiony. - I
ty też jutro zobaczysz...
- Ale niezła była – powtarzał
niczym stara płyta. – No i umiała pić – dodał z podziwem.
- Co najmniej jak facet... – powiedziałem
pod nosem. – Poddaję się – jęknąłem, gdy Niall mi się wyrwał i opadł na kanapę.
– Stary, chodź do łóżka...
- Nie jesteś w moim typie –
spojrzałem na niego zaskoczony, a mój wyraz twarzy musiał być na tyle zabawny,
że nawet Liam wybuchnął głośnym śmiechem. Po chwili jednak nakrył usta dłońmi, zdając sobie sprawę, że pobudzi naszych zakochanych.
- Wszystko w porządku? – usłyszałem zaspany głos Kate. Odwróciłem się w jej stronę i mógłbym przysiąc,
że coś właśnie boleśnie ściskało mi wnętrzności. „Zazdrość?” Stała w drzwiach do
sypialni w podkoszulku Louisa, który ledwo zakrywał jej pośladki. A moja
wyobraźnia szalała...
- Katy!!! – zawył Niall,
wyciągając do niej ręce. Jaka szkoda, że nie mogła tego zobaczyć. Pewnie
tarzałaby się ze śmiechu, widząc jak zaciska i prostuje palce niczym małe dziecko, które chce, by wziąć je na ręce. – Przytulisz mnie? – poprosił, a ja kolejny raz nie
mogłem uwierzyć, jak łatwo mu przychodzą te wszystkie gesty w jej kierunku.
Dziewczyna podeszła do nas powoli, w ostatniej chwili Liam ostrzegł ją o
stoliku, który miała przed sobą. Horan porwał ją w ramiona i posadził sobie na
kolanach tuląc, niczym najukochańszą przytulankę. – Wiesz, że cię kocham, Katy?
- Ja ciebie też kocham, Niall – uśmiechnęła się, kładąc dłoń na jego policzku. – Chodź spać...
- Ale tylko jak pójdziesz ze mną
– mruknął, mocniej przytulając ją do siebie. Jej koszulka niebezpiecznie uniosła się do góry i nie mogłem wręcz oderwać wzroku, od bielizny, która ukazała się
moim oczom.
- To chodźmy – próbowała wstać,
ale bez mojej i Liama pomocy się nie obyło, jako że Niall nie miał
najwidoczniej zamiaru jej puścić. Dzięki niej, przyjaciel przynajmniej nie
opierał się, gdy prowadziliśmy go do sypialni.
- Kocham cię, Katy... – mruczał pod
nosem, gdy posadziliśmy go na łóżku, a Li zajął się ściąganiem mu butów i
skarpetek. – Ale jak siostrę, żeby nie było... – dodał z zapałem. – Będziesz
moją siostrą? – zapytał, przytulając ją do siebie mocniej. – Wiesz, że wszyscy mają siostry, tylko ja nie... –
powiedział smutnym tonem. – To takie niesprawiedliwe...
- Rzeczywiście – parsknąłem,
próbując zdjąć z niego bluzę.
- A co to? – Niall zrobił
takiego zeza, że sam się zastanawiałem jak to możliwe. Usilnie próbował skupić
wzrok na dekolcie Kate.
- Wisiorek – szepnęła
dziewczyna.
- Od Louisa? – pokiwała głową,
próbując wstać z jego kolan. – Ja też chcę ci coś dać – powiedział niczym małe
dziecko. – Mogę ci coś dać? Proszę... Katy...
- Ale... – powiedzieć, że była
zakłopotana, to byłoby chyba za mało.
- Zgódź się, Kate – odezwał się
Liam zmęczonym głosem. – On jest tak pijany, że niczego nie będzie pamiętał...
- Nie jestem pijany – kolejny
raz zaprzeczył blondyn. – Jestem Irlandczykiem. My nigdy nie jesteśmy pijani.
- Co najwyżej narąbani w trzy
dupy – mruknąłem pod nosem, próbując uwolnić dziewczynę z jego żelaznego
uścisku.
- Mogę ci coś dać?
- Możesz... – zgodziła się, wywołując tym wielką radość u naszego pijaka. Od razu wypuścił ją z objęć i
zaczął czegoś szukać po kieszeniach.
- Teraz idź spać, Niall –
odezwał się Liam. – Jutro pomyślisz nad prezentem... – O dziwo obyło się bez protestów i przyjaciel posłusznie położył się na poduszkach pozwalając Payne’owi
nakryć się kołdrą. – Dobranoc.
- Dobranoc... – mruknął. –
Kocham cię, Katy... – uśmiechnął się, już praktycznie zasypiając. – Cieszę się, że
mnie nie nienawidzisz za to, że nie powiedziałem ci o wypadku Alex... – każde kolejne
słowo wypowiadał ciszej, ale przerażenie na twarzy Kate powiedziało mi, że usłyszała wszystko głośno i wyraźnie... Przycisnęła dłonie do ust i zaczęła trząść się niczym osika na wietrze. „Houston, mamy problem...” Spojrzałem na Liama.
Wydawał się równie przerażony, co ona.
- O Boże... Nie...