wtorek, 28 stycznia 2014

91

 


   - Miałaś rację, Katy – usłyszałem głos przyjaciela ledwo wszedłem na pokład. – Ona jest cudowna. Zabawna, mądra, śliczna i jak się śmieje, to jej się takie tutaj fajne te robią... – zauważyłem, że Louis przewraca oczami, rozbawiony tym monologiem. Kate cieszyła się pewnie z każdego słowa, które padło z ust Nialla. Zresztą jak my wszyscy. Wcisnąłem plecak do schowka i opadłem na swoje miejsce. Za oknem niebo jakby płonęło, zwiastując tym samym nowy dzień. „Jedyny plus takiego wczesnego wstawania...” westchnąłem, opierając się wygodnie i rozglądając po wnętrzu samolotu. „O dziwo brakuje...
   - Gdzie Zayn? – głos menadżera zagrzmiał mi nad uchem.
   - Jestem – przyjaciel wyrósł znikąd i ciężko opadł na swój fotel. – Przepraszam, zagadałem się z Perrie...
   - Są już wszyscy – Paul zwrócił się do kobiety stojącej za nim. – Pozapinać się. Niall, wracaj na swoje miejsce. Kate...
   - Zaraz ci opowiem dalej – obiecał Horan i przesiadł się naprzeciw mnie. Spojrzał na mnie, a w jego oczach mogłem ujrzeć najprawdziwszą radość. Choć nie da się ukryć, że nie wyglądał na wyspanego. „Pewnie przegadali pół nocy...” – Co tam?
   - A co tam? – parsknąłem na to jego elokwentne pytanie. Zresztą chyba wszyscy wiedzieli, że dziś, to raczej nie da dojść nikomu do słowa, bo sam będzie non stop nadawał. Ale chyba warto się trochę pomęczyć, widząc go takiego szczęśliwego. – Jak tam pierwsza „randka” z Katie?
   - Boska... – wyszczerzył się w uśmiechu, świecąc mi aparatem po oczach. – Nawet pomimo tego, że próbowaliście ją zrujnować. Idioci...
   - Mówiłem ci, że my to wszystko z miłości do ciebie – zaśmiał się Harry.
   - Taką miłość, to wiesz, gdzie sobie możesz wsadzić?
   - Nie mogę – parsknął Styles. – Alex lubi tam wsadzać coś innego... Ałaaa! To bolało...
   - Miało boleć, idioto – dziewczyna pokręciła głową, ale z wielce mówiącym spojrzeniem zaczęła masować mu bolące miejsce. Twarz Hazzy wyglądała jakby zaraz miał tam zaliczyć orgazm życia. „Boże, o czym ja myślę?” aż się wzdrygnąłem. Szybko przeniosłem wzrok na Kate i Louisa. Dziś wyglądali już zdecydowanie lepiej, choć akurat w tym momencie dziewczyna była chorobliwie blada. Jej strach przed lataniem nic a nic nie zmalał, nawet pomimo iż był to ostatnio nasz główny środek transportu. Ściskała dłoń Louisa tak mocno, że wcale się nie dziwiłem, iż zbielały mu palce. „Jeszcze trochę i mu je połamie...
   Światło nad przejściem zamigotało kilka razy.
   - To... – Niall chciał zerwać się z fotela, ale powstrzymała go dłoń Paula na ramieniu.
   - Zaraz będziesz opowiadał dalej, ale najpierw odprawa...
   - Teraz? – jęknął rozczarowany. – Bo zapomnę na czym skończyłem...
   - I zacznie od początku... Nieee... – Harry naśmiewał się z Horana. Wcale się nie zdziwiłem, gdy po chwili jęczał z bólu. Tym razem oberwał od blondyna. Ale sądząc po jego minie, wcale mu to nie przeszkadzało. Z szerokim uśmiechem podstawił łeb do kolejnego masażu. „Szczęściarz...” westchnąłem, kolejny raz sobie uświadamiając, jak bardzo brakowało mi Danielle.
   - Już? Mogę? Czy potrzebujecie jeszcze kilku minut żeby dorosnąć? – menadżer zajął miejsce Kate, gdy Lou jak zwykle porwał ją na swoje kolana. Uśmiechnąłem się widząc, że kolejny raz dała się komuś namówić na spódniczkę. „Pewnie Louise...” doszedłem do wniosku, widząc misternie zaplecioną fryzurkę, której raczej sama nie wyczarowała. „Choć kto tam ją wie...” – Po wylądowaniu jedziemy prosto na wywiad i sesję do gazety. Jak dobrze pójdzie ze zdjęciami, to powinniśmy zdążyć spokojnie zjeść lunch. W przeciwnym razie zadowolicie się jakąś kanapką w drodze do stacji radiowej. Tam odbierzecie nagrodę za sprzedaż płyt i weźmiecie udział w dwugodzinnej audycji. Później prosto do telewizji. Zrobicie kilka prób i nagracie występ do jakiegoś ich programu. Trzy piosenki i kilkunastominutowa rozmowa. Szczegóły na miejscu – słuchałem słów Paula, porównując je z tym, co już miałem naniesione na plan dnia. – Lou, wprawdzie uzgodnimy to z fotografem, ale jakby co, to pierwszy stajesz do zdjęć. Potem wspólne i pojedziecie z Kate do restauracji niedaleko szpitala. Umówiłem was na lunch z doktorem Wellerem – zauważyłem, że Louis zrobił się momentalnie blady. – Będziecie mogli mu powiedzieć o waszej decyzji i porozmawiać z nim odnośnie tego, co dalej...
   - Czy mogłabym jechać z nimi? – głos Alex przerwał monolog menadżera. Kate uśmiechnęła się czule, opierając głowę na ramieniu Louisa. Obecność chłopaka i przyjaciółki z pewnością wyjdzie jej na dobre. „Szkoda, że wszyscy nie możemy jechać...
   - Jeżeli tylko wyrażą taką chęć, to nie ma sprawy – Paul chyba też zauważył uśmiech Kate. Zresztą, czy ona odmówiłaby czegokolwiek Alex?
   - Tylko dlaczego to zawsze my musimy być poszkodowani – mruknął pod nosem Nialla. - Dla odmiany, to teraz będziemy musieli znosić usychającego z tęsknoty Stylesa..
   - Poczekaj, jeszcze ci przypomnę twoje słowa – oburzył się Harry. – Ty myślisz, że kto ja jestem? Louis? – roześmialiśmy się, słysząc te słowa. Każdy z nas przecież doskonale pamiętał zachowanie Lou, gdy tylko Kate znikała z zasięgu jego wzroku.
   - To w skrócie tyle – Paul przewijał coś w swoim organizerze. – Przypominam jeszcze, że do Berlina jedziemy autokarem...
   - Super, w końcu będę mógł zrealizować swoją kolejną fantazję – ucieszył się Harry, po czym przyssał się do ust Alex. „Boże... Nie chcę nawet myśleć, co też on ma za fantazje...” jęknąłem i nie byłem w tym osamotniony. Miny wszystkich były nader wymowne.
   - Dobra, to...
   - A dlaczego nie samolotem? – Niall przerwał Paulowi.
   - Lou i Kate lecą do Londynu na kolejny zabieg – wyjaśnił Paul, wstając.
   - Do Londynu? – oczy zaświeciły mu się jak dwie latarki. Przyjaciel posłał menadżerowi błagalne spojrzenie. – Ja też mogę?
   - To chyba...
   - Proszę... – uczepił się jego ręki. – Proszę, proszę, proszęęę...
   - Oni zaraz po zabiegu wracają – mężczyzna patrzył na niego, starając się cokolwiek zrozumieć z jego zachowania.
   - To nic! Ja przylecę razem z nimi. Przysięgam – Niallowi aż wyszły rumieńce z przejęcia. – Nie spóźnię się. Proszę... Już o nic cię więcej nie...
   - Już nie obiecuj – zaśmiał się Paul. – Jakbym was nie znał. Wrócisz z nimi bez marudzenia? – Horan kiwał głową niczym zabawka, stojąca w samochodzie mojego ojca. – Mam nadzieję, że nie będę tego żałował...
   - Tak! – ucieszył się Niall i z tej całej radości tak niefortunnie uściskał Paula, że przy okazji przywalił mu w nos. „Czyżby szykowała się pierwsza randka i tym razem już bez kamerki?




   - Nie mogę was nie zapytać o akcję, którą zapoczątkowaliście na Twitterze – zmusiłem się, by oderwać oczy od Alex i spojrzeć na prowadzącego. – Z prędkością światła obiegła cały świat. Właściwie przez cały czas jest w trendach...
   - Odzew fanów jest niesamowity – odezwał się Louis. – Praktycznie ze wszystkich szpitali na całym świecie docierają do nas informacje o tłumach, jakie przychodzą każdego dnia, by przyłączyć się do akcji poszukiwania dawców szpiku...
   - Już w tym momencie możemy z całą pewnością powiedzieć, że dzięki naszym niesamowitym fanom, udało się pomóc pięciu osobom, które od dawna walczyły z chorobą – oznajmił Zayn.
   - Zaczęło się od jedenastoletniej Lily – mężczyzna zerknął w notatki. – To jej dotyczyły pierwsze wasze wiadomości. Czy jest wśród tych pięciu osób?
   - Niestety nadal jeszcze szukamy dawcy dla niej – zauważyłem, że Louis spogląda na Kate. – Praktycznie zmusiliśmy wszystkich naszych współpracowników, by się zarejestrowali. Niektórych zaciągnęliśmy siłą, bo bali się igieł. Prawda, Paul? – Niall parsknął śmiechem, a z nim cała widownia. – Skrzyknęliśmy fanów i znajomych z całego świata. Oni namówili swoich bliskich...
   - Chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy jak trudno jest znaleźć odpowiedniego dawcę – Liam spojrzał w kamerę. – Więc jeżeli jesteście zdrowi, pełnoletni i chcielibyście uratować komuś życie, to włączcie się do akcji...
   - Tak naprawdę liczy się każda minuta – dodał Niall. – I przede wszystkim każda osoba. Dla was to będzie chwilka, a kto wie, może to właśnie wy podarujecie komuś szansę na nowe życie...
   - Poszło! – rozległ się głos producenta i na ekranie wbudowanym w stolik ukazał się nagrany przez nas filmik, który zamieściliśmy w internecie, by nagłośnić akcję. – Dwie minuty.
   Podnieśliśmy się z miejsc, by przejść na małą scenę, którą dla nas przygotowano. Puściłem oko do Alex, wywołując tym samym chichot u fanek siedzących za nią. Po krótkiej przerwie, prowadzący przypomniał o naszej nowej płycie i zapowiedział występ. Zaśpiewaliśmy kilka piosenek i ku wielkiej radości fanów i w sumie naszej też, wróciliśmy na poprzednio zajmowane miejsca, na dalszą część wywiadu.




   - A wiesz jaki numer wykręcił Styles ostatniej lasce, która się do niego dowalała na imprezie? – z całej siły starałem się przegonić ciszę, która raz po raz wypełniała samochód.
   - Nawet nie będę próbowała zgadnąć...
   - Podszedł do niej, gdy siedziała ze znajomymi i zapytał, czy zatańczy – rysowałem kciukiem serduszko we wnętrzu dłoni Kate, co jakiś czas ściskając nasze splecione palce. – Ta wyskoczyła jakby właśnie jej główną nagrodę podarował, a on zajął jej miejsce i powiedział... – zrobiłem przerwę dla podkreślenia dramatyzmu. – To dobrze, bo nie miałem gdzie usiąść...
   Tak jak przypuszczałem, dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Nawet ochrona wydawała się być rozbawiona, choć akurat oni udawali dziś ważniaków, popisując się przed kierowcą, którego wynajął nam Paul.
   - No i niech mi ktoś powie, że Styles jest normalny – parsknęła Alex, ocierając z oczu łzy. „Przynajmniej płakała ze śmiechu...
   - Biedna dziewczyna... – Kate, mimo iż śmiała się razem ze wszystkimi, oczywiście nie mogła nie okazać serca upierdliwej przyjaciółce Harry'ego. – Zdecydowanie nie chciałabym być na jej miejscu.
   - I nigdy nie będziesz, skarbie – ścisnąłem delikatnie jej dłoń. – Ty już masz wszystkie tańce zaklepane do końca życia. Ze mną.
   - Ach tak? – uśmiechnęła się, unosząc usta do pocałunku. – Dobrze wiedzieć...
   W nie najgorszych nastrojach dojechaliśmy na miejsce. Jednak czułem, że z każdym krokiem, który zbliżał mnie do restauracji, a potem do stolika, przy którym czekał na nas lekarz, moje serce biło coraz szybciej, jakby chciało wyskoczyć mi z piersi. Bałem się, a właściwie byłem najnormalniej w świecie przerażony. „Jak mogłem być oparciem dla Kate, skoro praktycznie robiłem w portki ze strachu?
   - Miło was widzieć ponownie – mężczyzna podniósł się na nasz widok i usiadł dopiero, gdy dziewczyny zajęły miejsca. Ochrona usiadła przy stoliku obok. Andy próbował właśnie upchać pod nim kule Alex. – Cieszę się, że daliście radę do mnie dołączyć.
   - Cała przyjemność po naszej stronie – Kate posłała mu jeden ze swoich nieśmiałych uśmiechów. – Dziękujemy za zaproszenie.
   - My się jeszcze nie znamy – Alex postanowiła najwyraźniej sama się przedstawić. – Alex Green. Wiele o panu słyszałam, doktorze...
   - Daniel Weller – mężczyzna uścisnął jej dłoń i obdarzył sympatycznym uśmiechem. – Mam nadzieje, że same dobre rzeczy...
   - Jak najbardziej... – chyba zaczynałem doceniać obecność Alex. Zdecydowanie nie czułem się na siłach, by być duszą towarzystwa. Jeżeli o mnie chodzi, to najchętniej uciekłbym stąd jak najdalej i zapomniał o całej tej sprawie. – A więc uważa pan, że może wyleczyć oczy Kate...
   - Najogólniej mówiąc, właśnie taki byłby plan, ale oczywiście decyzja nie należy do mnie...
   W tym momencie pojawił się kelner z wodą i mogliśmy złożyć zamówienie. Nie wypuszczałem dłoni Kate ani na moment, wspierając ją swoją obecnością. Choć prawdę mówiąc sam już nie wiem, kto kogo tu wspierał...
   - Zdecydowałam się na tę operację – powiedziała cicho Kate, gdy tylko kelner odszedł z naszymi zamówieniami. – Chcę spróbować... – tym razem to ona ścisnęła moją dłoń i uśmiechnęła się do mnie, a w jej oczach mogłem ujrzeć tą ogromną miłość, która ją przepełniała. – My chcemy spróbować...
   - Chcemy spróbować... – powtórzyłem po niej, starając się opanować drżenie głosu. – Jednak jeśli na jakimkolwiek etapie zmieni pan zdanie odnośnie wyników operacji... – odetchnąłem, niestety wcale nie z ulgą. – Po prostu chcielibyśmy ją przerwać, zanim będzie za późno...
   - Rozumiem... Mi też leży na sercu zdrowie Kate, więc możecie być pewni, że jeżeli będę miał jakiekolwiek wątpliwości co do powodzenia operacji, to będę pierwszym, który ją przerwie – zapewnił. – Jednak muszę wam powiedzieć, że jak na razie, wszystko wygląda optymistycznie – uśmiechnął się. – Nawet bardziej, niż poprzednim razem, gdy rozmawialiśmy. – „To wtedy było optymistycznie?” żachnąłem się w duchu. – Rano przejrzałem wszystkie nowe wyniki i twoje szanse na odzyskanie wzroku ciut wzrosły...
   - A te dwa procent? – zapytałem, choć tak bardzo bałem się odpowiedzi.
   - To niestety pozostaje bez zmian... – powiedział cicho lekarz. „Skąd ja to wiedziałem?” Miałem wrażenie, że ktoś położył mi kowadło na sercu. – Wiem, że się martwicie, ale musicie zrozumieć, że te dwa procent są przy każdej, nawet najprostszej operacji. Prosiłeś mnie wtedy o procenty i uczciwie ci je przedstawiłem, ale naprawdę nie sądzę, byśmy musieli się martwić... – spojrzał mi w oczy, by po chwili przenieść je na moją dziewczynę. – Kate, twój stan zdrowia bez najmniejszych zastrzeżeń kwalifikuje cię do operacji.
   - Nawet pomimo tego wszystkiego, co ostatnio przeszła? – zapytała się Alex.
   - Dostałem całą dokumentacje od lekarza z Londynu. Wiem, że nadal pracujecie nad zlikwidowaniem blizn, ale to akurat w twoim przypadku nie ma znaczenia. Jest traktowane jak zabieg kosmetyczny. Rany się dobrze goją i o ile nie nabawisz się jakiegoś przeziębienia, to naprawdę nie ma żadnych medycznych przeciwwskazań... – „Zawsze mógłbyś zarazić ją grypą...” odezwało się moje gorsze ja, ale tym razem pomysł całkiem mi się podobał, choć wiedziałem, że nie mogę tak myśleć.
   - Czy może pan opowiedzieć, jak mniej więcej przebiega taka operacja – miałem ochotę uściskać Alex za to, że zadała takie mądre pytanie. – Jak wyglądają przygotowania i co potem? Kiedy dowiemy się, czy się udało? Czy...




   Zatrzęsłam się z zimna, gdy uderzył we mnie podmuch wieczornego powietrza zaraz po wyjściu z lotniska. Przywarłam do gorącego ciała obok mnie.
   - Z całą pewnością muszę podziękować dziewczynom, że zmusiły mnie do przebrania się – uśmiechnęłam się, gdy Louis objął mnie ramieniem. – Wprawdzie Paul nie był zbyt szczęśliwy z naszego spóźnienia, ale przynajmniej teraz jest szansa, że nie odmrożę sobie tyłka...
   - Jeszcze kilka metrów i będziemy w samochodzie, skarbie...
   - Tak sobie pomyślałem... – odezwał się Niall z głupawym uśmiechem na twarzy – że chyba tu was opuszczę i zajmę się realizacją moich planów... Spotkamy się rano na lotnisku, dobrze?
   - Jasne – parsknął Louis. – Tylko niech ci nie przyjdzie do głowy się spóźnić. Lepiej nie zapomnij się w jej ramionach...
   - Och, spadaj – słyszałam prawdziwą radość w głosie przyjaciela, a także pewną niecierpliwość. „Ktoś tutaj zdecydowanie nie mógł się kogoś doczekać...” – Pa, Katy – cmoknął mnie w policzek, przytulając do siebie na chwilę i... „Zniknął szybciej niż można się było tego po nim spodziewać.
   Brak informacji o naszych planach sprawił, że tym razem nie mieliśmy żadnych trudności z przedostaniem się do samochodu. Wprawdzie spotkaliśmy kilka fanek, ale to było zdecydowanie nic w porównaniu z tym, co się zazwyczaj działo na lotniskach. Mogliśmy tylko mieć nadzieję, że jutro będzie równie spokojnie.
   Siedziałam wtulona w Louisa i przysłuchiwałam się jego rozmowie z Markiem i Adamem, która toczyła się przyciszonymi glosami. Byłam przygotowana na wcale nie taką krótką podróż do domu i jakież było moje zdziwienie gdy po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się. Gdy umilkł szum silnika, nagle wszystkie moje rozmyślania wyparowały, zostawiając tylko to uczucie niepewności. Przytuliłam się mocniej do mojego chłopaka wiedząc, że on jak zawsze przegoni wszelkie moje głupie obawy.
   - Gdzie jesteśmy? – wysiadłam razem z nim z samochodu i momentalnie otoczyła mnie kakofonia dźwięków, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi. –  W szpitalu?
   - Tak – splótł nasze palce razem. – Pomyślałem, że będziesz chciała kogoś poznać...
   - Naprawdę? – moje serce mocniej zabiło, gdy zdałam sobie sprawę z tego, co nasz pobyt tutaj oznacza. Rzuciłam się mu w ramiona z głośnym piskiem radości, nic sobie nie robiąc z wesołych komentarzy Marka. – Dziękuję...
   - Czułem, że chciałaś mnie zerwać jutro o jakiejś nieludzkiej porze i namówić na tę wizytę, ale rano nie będziemy mieli czasu, więc... – tłumaczył, kolejny raz dając mi dowód na to, że potrafi czytać we mnie jak w otwartej księdze.
   - Wpuszczą nas o tej godzinie? – nagle ogarnęły mnie wątpliwości. – Już trochę późno...
   - Nie na długo...
   Ruszyliśmy w stronę wejścia i potem prosto na oddział onkologiczny. Z każdym krokiem opuszczała mnie jeszcze nie tak dawna radość, a wzbierał we mnie niepokój. I już sama nie wiem, czy bardziej obawiałam się tego, że spotkam ciężko chorą dziewczynkę, czy może tego, że jest to moja jedyna rodzina. „A może tego, że jest jego córką...” rozległ się szept w mojej głowie. Zadrżałam, ściskając mocniej dłoń Louisa. Wiedziałam przecież, że nic nie ma znaczenia. Ani mój strach, ani moja przeszłość. I z całą pewnością nie tylko ja zostałam przez niego skrzywdzona. Z tego, co opowiadała Emma, im też nie było lekko. „I nadal nie jest...
   Dopiero delikatne szarpnięcie, a potem zderzenie z torsem Louisa uzmysłowiło mi, że chciał bym się zatrzymała. Zaczerwieniłam się, mrucząc przeprosiny za moją niezgrabność.
   - Byłaś daleko stąd... – bardziej stwierdził, niż zapytał. – Wszystko w porządku?
   - Tak – zapewniłam go. – Po prostu... Ja...
   - Wiem... – zamknął mnie w swoich ramionach i uspokajająco gładził po plecach. Usłyszałam ciche puknie, a po chwili mogłam wyłapać jakiś szum i zbliżające się kroki. I skrzypienie drzwi...
   - Kate! Lou! – w głosie Emmy usłyszałam szczerą radość. Choć mogłam też wyłapać ogromne zmęczenie. – Yyy... Mark? Przepraszam, nie pamiętam...
   - Mark – rozległ się spokojny głos ochroniarza. – A to Adam.
   - Cieszę się, że was widzę – uściskała nas mocno. – Powiedziałam Lily o pewniej niespodziance, która ją czeka, ale nie zdradziłam szczegółów. Dziękuję ci, że zadzwoniłeś, Louis... – odwróciłam się w jego stronę zdziwiona. Musnął moje wargi swoimi.
   - To miała być też niespodzianka dla ciebie...
   - Dziękuję... – zawsze, gdy robił coś takiego, niemożliwe do opisania ciepło zalewało moje serce. – Czy możemy wejść? – zwróciłam się do Emmy.
   - Tak. Oczywiście – powiedziała. – Tylko wezmę dla was ubranie ochronne... – drzwi ponownie zaskrzypiały i kilka minut później, zostawiając Adama na zewnątrz, w ciszy wchodziliśmy do środka.
   Mimo iż zapach szpitalnych sal był mi tak dobrze ostatnio znany, to z tym unoszącym się w pokoju nie miał wiele wspólnego. Tu było jakby czyściej... puściej... „Czy to w ogóle da się opisać?” I było strasznie cicho. Nawet buczenie aparatury wydawało się jakieś takie stłumione. Zdecydowanie nic z tego, co pamiętałam z mojego pobytu w szpitalu. Gdy podeszliśmy bliżej mogłam usłyszeć coś jeszcze. Płytki i nieregularny oddech osoby leżącej na łóżku. Brzmiało to tak, jakby każdy jeden oddech był walką na śmierć i życie. Zadrżałam na samą myśl, co to znaczy. „Boże... Nie mamy już dużo czasu na poszukiwania...
   - Lily, kochanie... – w głosie Emmy miłość była wręcz namacalna. Odgoniłam od siebie łzy, z całej siły starając się przywołać na twarz uśmiech. Lou ścisnął mocniej moją dłoń, dzieląc się ze mną swoją siłą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że i jego oddech się zmienił, a splecione z moimi palce drżały nieznacznie. „Czasami to, że nie widzę, było prawdziwym błogosławieństwem...” – Masz gości...
   - Gości? – wstrzymałam oddech, słysząc wymęczony głos dziewczynki. Sama już nie wiem, który raz pomyślałam o tym, jak silną kobietą musiała być Emma. Chciałam się odezwać, ale coś trzymało mnie za gardło i nie pozwalało wydobyć z siebie słowa. Przynajmniej jeżeli nie chciałam się tutaj spektakularnie rozpłakać. – Ja...
   - Hej, Lily – wesoły głos Louisa wypełnił pomieszczenie. Dziewczynka aż zapiszczała z radości, gdy zdała sobie sprawę, kto przed nią stoi. Lou pociągnął mnie bliżej łóżka. – Twoja mam mówiła, że jesteś naszą największą fanką, więc postanowiliśmy wpaść w odwiedziny...
   - Mama tak mówiła? To jest ta niespodzianka? – każde słowo brzmiało jak szept, który i tak był ponad jej siły, a mimo to promieniowała z niego radość.
   - Mówiła jeszcze, że z nas wszystkich mnie lubisz najbardziej, więc oto jestem – zaśmiał się, otaczając mnie ramieniem. – Ale zabrałem ze sobą jeszcze kogoś, kto bardzo chciał cię poznać. To moja dziewczyna, Kate i jak niedawno się dowiedzieliśmy również twoja kuzynka...
   - Widziałam cię w telewizji... – poczułam na dłoni delikatny uścisk i chyba dopiero to mnie otrzeźwiło. – I mama mi kupiła gazetę z wami na okładce – zdziwiłam się, słysząc jej słowa, ale postanowiłam zapytać o to Louisa później.
   - Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać, Lily – powiedziałam, trzymając ostrożnie jej palce. Miałam nadzieję, że nie robiłam jej tym krzywdy. – Twoja mama dużo mi o tobie opowiadała...
   - Chyba nie całkiem mówiła prawdę, bo najbardziej lubię Harry'ego – zaśmiała się dziewczynka, ale momentalnie okupiła to bolesnym atakiem kaszlu. Walczyłam ze łzami, a okropna gula ściskała mi gardło.
   - To był cios prosto w serce – jęknął Louis. – Wolisz tego przerośniętego, kudłatego łamagę? Moje ego właśnie boleśnie ucierpiało. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się pozbieram...
   - Ciebie też lubię – zapewniła go szybko. – Ale on ma takie fajne włosy...
   Przełknęłam ślinę zastanawiając się, czy ona ma jeszcze te rude warkoczyki, które opisywała mi Emma. „Boże... Dlaczego to takie trudne?” westchnęłam, walcząc ze łzami.
   - Czyli jak ogolę go na łyso, to przerzucisz się na mnie? – dopytywał się Louis, doskonale zdając sobie sprawę, że ja byłam w tej chwili do niczego. „Weź się w garść, kobieto!” nakazałam sobie, biorąc kolejny głęboki wdech.
   - Jak to na ciebie, kochanie? – objęłam go ramieniem w pasie. – Myślałam, że ty jesteś tylko mój?
   - Nie podzielisz się? Ładnie to tak? – roześmiał się, głośno cmokając mnie w usta. Wywołał tym chichot Lily, który niestety znów boleśnie się zakończył.


   Gdy ponownie usłyszałam pukanie, Louisa i Emmy nie było w sali. Poszli po kawę i by porozmawiać na tematy, które niekoniecznie nadawały się dla uszu Lily. Choć wydawało mi się, że dziewczynka wie dużo więcej niż niektórym się wydawało. Mark poszedł otworzyć i zamarłam słysząc głos, którego miałam nadzieję, już nigdy więcej nie usłyszeć. „Co ona tutaj robi?
   - Czy mogę z nią porozmawiać?
   - Absolutnie nie – odpowiedź Marka nie dawała złudzeń, co do jego zdania na ten temat.
   - Przyszłam też odwiedzić Lily...
   - Będziesz musiała poczekać, aż wyjdziemy.
   - El? – dziewczynka wydawała się cieszyć kolejnymi odwiedzinami. Prawdopodobnie spoglądała w stronę drzwi, czekając aż ujrzy w nich Eleanor. – Musi pan jej podać fartuch i maskę – poinstruowała Marka, nie zdając sobie sprawy, że to jest ostatnie, co on zamierza zrobić.
   - Wpuść ją, Mark... – powiedziałam cicho. – Ona nie przyszła do nas...
   - To nie jest najlepszy pomysł, Kate. Louis...
   - Louisa tu nie ma – przerwałam mu. – Ty jesteś i nic mi się nie stanie...
   Mogłam sobie tylko wyobrazić jaką miał minę, gdy wpuszczał dziewczynę do środka. Nic nie powiedziała, gdy prawie schował mnie za sobą, bo i po co przeciągać strunę. Przysłuchiwałam się wesołej rozmowie Lily i Eleanor i zdałam sobie sprawę, że jej głos nie zawsze wywołuje we mnie strach. Nie czułam tego, gdy zwracała się do dziewczynki.
   - Zasnęła... – usłyszałam i rzeczywiście mogłam wyłapać, iż zmienił się oddech Lily. – A więc to rzeczywiście twoja rodzina...
   - Tak – powiedziałam niepewna, co jeszcze powinnam dodać. – Dziękuję, że pomogłaś Emmie się ze mną skontaktować...
   - Szkoda tylko, że to nic nie dało... Naprawdę liczyła, że będziesz mogła uratować Lily... Choć oczywiście zdawała sobie sprawę, że to byłby prawdziwy cud...
   Siedziałyśmy w milczeniu. Nie miałam jej nic do powiedzenia, a i ona nie kwapiła się, by zabawiać mnie rozmową. „I całe szczęście...” pomyślałam, mając nadzieję, że tak już zostanie do powrotu Louisa i Emmy.
   - Uważasz, że jesteś dla niego wystarczająco dobra? – ciche słowa zawisły w powietrzu. Mark zesztywniał obok mnie, pewnie tylko czekając na okazje, by zainterweniować. Ale ja nie potrzebowałam tu skandali. Byłyśmy tu dla Lily i tylko to się liczyło. – Że nie zasługuje na kogoś lepszego?
   - Zasługuje... – odpowiedziałam, gdy już uspokoiłam moje pędzące serce. – On zasługuje na kogoś o wiele lepszego ode mnie... Ale kocha mnie, a ja kocham jego całym sercem. Nie skrzywdzę go, nie odejdę... Przynajmniej nie dopóki to on nie każe mi odejść...
   - Miłość... – mruknęła pod nosem Eleanor.
   - To jedyne co ma znaczenie...
   Pojawienie się Louisa i Emmy przerwało naszą i tak niezbyt udaną rozmowę. Czułam złość bijącą od mojego chłopaka, ale dzielnie trwał przy moim boku sprawiając, że obecność Eleanor nie miała już dla mnie żadnego znaczenia.


   Siedzieliśmy w szpitalu tak długo, na ile pozwoliły nam i tak bardzo wyrozumiałe pielęgniarki. Gdy dziewczynka zasypiała po prostu rozmawialiśmy z Emmą, by potem znów zabawiać Lily wesołymi pogawędkami o chłopakach i ich przygodach. Gdy żegnaliśmy się z nimi czułam, że to mogło być nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Dziewczynka walczyła o każdy oddech i nie miała czasu na długie poszukiwanie dawcy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że obie zdawały sobie z tego sprawę. Opuszczałam salę uśmiechając się, by kilka metrów za drzwiami rozpłakać się nad niesprawiedliwością tego świata. Jeszcze długo nie mogłam się uspokoić. I nawet to, że znalazłam się w domu, w naszym łóżku, otulona silnymi ramionami nie sprawiło, że łzy przestały płynąć. Wiedziałam, że akcja zapoczątkowana przez chłopców odniosła i wciąż odnosi sukces. Uratowali już pięć osób. Jednak w mojej głowie wciąż dudniła przerażająca myśl. „Nie ma czasu...




   - Może zadzwonimy do Nialla? – spojrzałem na Zayna, ale jego mina ewidentnie mówiła, że to kretyński pomysł. – Tak się cieszył na to spotkanie z Katie... A co jeśli coś pójdzie nie tak?
   - Co może pójść nie tak? – nawet Harry w końcu odkleił się od Alex, by posłać mi kolejne wielce wymowne spojrzenie. – Widziałeś ją? Ona czerwieniła się zupełnie jak Nialler. Wyglądali tak słodko, że aż się można było porzygać. Jestem pewien, że nie zaliczą nawet drugiej bazy, więc nie musisz się o niego martwić, nie zbłaźni się.
   - Czasami naprawdę mnie załamujesz... – westchnęła Alex. – Nie mierz wszystkich swoja miarą. Nie każdy sprowadza wszystko do seksu.
   - Co ty nie powiesz... – wyszczerzył zęby w uśmiechu i przyciągnął ją do siebie, zamykając jej usta w pocałunku. – Masz szczęście, że ja sprowadzam. Przynajmniej będziesz zdrowa...
   - Idiota... – zaśmiała się głośno i pokręciła głową z politowaniem, ale rumieniec na jej policzkach był wielce zastanawiający.
   - Co? – zapytałem bezgłośnie Zayna, ale jego mina i wzruszenie ramionami świadczyło, że nie tylko ja nie zrozumiałem tej ich wymiany zdań.
   - Oj, no dajcie spokój – Harry znów spojrzał na mnie. – Wszyscy kibicujemy żarłokom. Ta cała Katie wydaje się być idealną księżniczką, by rządzić królestwem Nialla i co tam jeszcze... Spotkają się. Będą obrzydliwie słodcy, nieśmiali, słodcy, szczęśliwi... Mówiłem już że słodcy? Jak Nialler zdobędzie się na odwagę, to może ją nawet pocałuje na do widzenia i potem będą znów słodko umawiać się na Skypie. A my przynajmniej będziemy mieli się z kogo ponabijać. Co może pójść nie tak? – spojrzał na mnie, jakby rzucając mi wyzwanie.
   - Może się okazać, że naprawdę ma tych tancerzy erotycznych – Alex odpowiedziała za mnie, wywołując ogólną wesołość.
   - Pewnie masz rację, że nic się nie stanie... – przyznałem. – Po prostu on tak się ucieszył, jak Paul pozwolił mu lecieć, że martwię się, by wszystko poszło dobrze...
   - I pójdzie – zapewnił mnie Styles, choć przecież nie mógł tego wiedzieć. Jednak jego słowa trochę mnie uspokoiły. – Pewnie obwiąże się wstążką i wręczy się jej w prezencie. A jak jeszcze da mu coś jeść, to pewnie zaraz się jej oświadczy...
   - Co? – spojrzałem na niego ze strachem w oczach.
   - Boże, on tylko żartuje, Li – Zayn przewrócił oczyma. – Z tego co on od kilku dni bez przerwy nadaje, to ona wdaje się idealna... Zresztą pewnie pojechał wyciągnąć ja na obiad. Niall to nie Harry. Pewnie zanim się z nią prześpi, to Styles już będzie dzieciaka kołysał...
   - Że co, proszę? – Alex rzuciła w Malika poduszką. – Dobrze ci radzę, wypluj te słowa...
   - Tylko nie na mnie! – wydarł się Styles i odsunął jak najdalej mu pozwalała obecność dziewczyny przy jego boku.
   - Nie lubisz dzieci? – zapytałem zaciekawiony. – Nie żebym was zachęcał, bo na to pewnie jeszcze jest sporo czasu, ale...
   - Lubię – uśmiechnęła się do mnie, ale miałem wrażenie, że jest to uśmiech podszyty smutkiem, a czułe spojrzenie Harry'ego tylko mnie w tym utwierdziło. – Ale na razie dużo bardziej odpowiada mi status cioci, nie mamy... więc zawsze chętnie zaopiekuję się waszym maleństwem, gdy będziesz chciał gdzieś wyjść z Danielle – posłała mi szeroki uśmiech.
   - Bardzo śmieszne – mruknąłem, choć nie powiem, że ten obrazek był bardzo nieprzyjemny. – Bardzo...
   - Nie marudź, Liam – zaśmiał się Zayn. – Wiesz ile niańki teraz sobie biorą? A tu byś miał za darmo. Sama się zaoferowała...
   - No następny... – pokręciłem głową z politowaniem. – Żebym wam nie przypomniał kiedyś tych słów...
   Naszą rozmowę przerwał głośny śmiech na górze i po chwili dudnienie na schodach, jakby zbiegało stado słoni. „A nie, to tylko Josh” zerwałem się, by mu pomóc, gdy zjechał z ostatnich schodków i jęknął z bólu.
   - Od dziś mówcie mi Mistrzu Devine – opadł na kanapę obok Malika i pociągnął łyka z butelki, której jakimś cudem nie rozbił podczas upadku. Po chwili reszta chłopaków postanowiła się dołączyć. – Pokonałem tych oto cieniasów – wskazał na nowoprzybyłych. – Aż szkoda było na nich patrzeć...
   - W co graliście? – zainteresował się Zayn. – Myślałem, że zepsuliście konsolę...
   - No nie działa.. – powiedział Sandy i sądząc po jego minie, miał z tym chyba coś wspólnego. – Josh wymyślił grę w słówka...
   - To dla dzieci... – zaśmiał się Harry i momentalnie stracił zainteresowanie. Odzyskał je jednak bardzo szybko, gdy Dan streścił nam przebieg ich rozgrywki i jakie to słowa, czy też synonimy tworzyli. – Dobra, ja chcę spróbować. Wyzywam cię – wskazał na Josha. – Niech ktoś zapoda słowo. Albo czekaj. Ja coś wymyślę...
   - Już się boję – jęknęła Alex i zdecydowanie miała rację. „Bo jak Styles coś wymyśli...
   - Masturbować się! – wyszczerzył zęby w przebiegłym uśmiechu, nic sobie nie robiąc z naszych jęków. – No dajesz, cieniasie. Zaraz będziemy koronować nowego mistrza...
   - Jesteś obrzydliwy, ale niech ci będzie – Josh sięgnął po piwo. – Trzepać sobie...
   - Marszczyć Freda.
   - Onanizować się.
   - Autoerotyzm...
   - Boże... – parsknęła Alex. – Skąd u ciebie takie mądre słowa, Styles?
   - To był mój ulubiony sport zanim cię poznałem, kotku, więc sama rozumiesz... – cmoknął ją w usta. – No dajesz, Devine...
   - Samogwałt.
   - Nie wiem, czy chcę dalej być tego świadkiem – jęknął Zayn, ale spojrzał wyczekująco na Harry'ego.
   - Polerować swoją miotłę!
   - Uuu... – zawyłem. – Zaleciało Potterem...
   - A co? Nie można? – Hazz szczerzył się jak nienormalny. – No dajesz... – czekaliśmy chwilę, ale najwyraźniej Joshowi skończyły się pomysły. – Cienias – orzekł Styles. – Ja tak mogę bez końca... – przechwalał się. – Pozostańmy przy Potterze... Zaczarować węża. Albo wyczarować swojego „patronusa”. Albo...
   - Dobra, dobra. Wystarczy – wszyscy wręcz zwijaliśmy się ze śmiechu nad pomysłowością Stylesa. – Kłaniam się nowemu mistrzowi...
   - Widzisz kochanie, jakiego masz zdolnego chłopaka? Gdzie całus dla zwycięzcy? – nachylił się i sam sobie odebrał nagrodę.
   - Przerażasz mnie, Styles – pokręciła głową z niedowierzaniem, ale śmiała się z nami wszystkimi. I przez te wygłupy nawet przez chwilę udało mi się zapomnieć o Niallu i jego randce. „Oby wszystko poszło dobrze...




   Siedziałem w samochodzie już od dobrej godziny, zastanawiając się, czy może jednak powinienem porzucić mój pierwszy plan i po prostu wejść do środka. Czułem się prawie jak jakiś zboczeniec, zaglądając przez okna do wnętrza przytulnej kawiarni. „I mógłbym się przy okazji załapać na coś dobrego...” Sam już nie wiem, który raz odrzucałem te moje pomysły, które podsyłał mi żołądek. Zerknąłem na zegarek ciesząc się , że do dziesiątej pozostało już tylko kilka minut. Raz po raz przeglądałem moje rozmowy z Katie, szczerząc się jak nienormalny do telefonu i licząc na to, że dzięki temu czas minie szybciej.
   Wspominałem nasz wieczór ze Skypem i wprost nie mogłem uwierzyć, że zaraz będę mógł zobaczyć ją na żywo. Miałem nadzieję, że ucieszy się z niespodzianki i że moje próby wypytania ją o dzisiejszy dzień, nie zepsuły niczego. „Naprawdę starałem się nic nie zdradzić...” Zaplanowałem ten wieczór na wiele sposobów, by zrobić na niej wrażenie i by to nasze spotkanie było równie udane, jak te za pośrednictwem komputera. Słyszałem w głowie wesołe komentarze chłopaków, ale wiedziałem, że robią to wszystko z miłości i pewnie gdybym nie był tak żenująco niedoświadczony w tych sprawach z dziewczynami, to nawet by mnie ich docinki nie ruszały. Zerknąłem tęsknie w stronę kawiarni, wzdychając. Odłożyłem różę, którą od dobrych kilkunastu minut maltretowałem w dłoniach. Ułożyłem ją na siedzeniu pasażera, modląc się, by jeszcze trochę pożyła. Teraz dla odmiany bębniłem dłońmi w kierownicę, raz po raz zerkając na zegarek.
   Na milion sposobów wyobrażałem sobie to nasze pierwsze spotkanie twarzą w twarz. Jakby to powiedział Styles, podniecałem się jak kot z trzema jądrami. „Cokolwiek to według niego znaczy...” uśmiechnąłem się wspominając jeden z oryginalnych komentarzy Harry'ego.
   I wtedy ją ujrzałem. Głośno wciągnąłem powietrze do płuc. Podeszła do drzwi i przekręciła tabliczkę z napisem „zamknięte”. Obejrzała się za siebie, najwyraźniej z kimś jeszcze rozmawiając i po chwili wyszła na zewnątrz, machając temu komuś w środku. Uśmiechnąłem się widząc, jak spojrzała w niebo, pewnie zastanawiając się, czy dojdzie do domu, nim znów spadnie deszcz. Wyskoczyłem z samochodu, w ostatniej chwili przypominając sobie o kwiatku, którego dla niej miałem i obiegając samochód zamarłem... Wbiło mnie w beton na widok faceta skradającego się do niej od tyłu. Już chciałem się odezwać, by ją ostrzec, gdy zauważyłem szeroki uśmiech na jego twarzy i prawdziwą radość w oczach. Wstrzymałem oddech, gdy złapał ja w pasie i coś tam jej szepnął do ucha. Radość na jej twarzy była wręcz bolesna. Jak w najgorszym koszmarze oglądałem na zwolnionym tempie to, jak rzuca mu się w ramiona i jak tulą się do siebie.
   - Boże, ale za tobą tęskniłem... – usłyszałem słowa chłopaka i już wiedziałem, że nic tu po mnie. Bylem tego pewien jeszcze nim usłyszałem odpowiedź Katie i zobaczyłem jak on nachyla się, by ją pocałować. „Nie mogę na to patrzyć...
   - Ja za tobą też...
   Stałem tam jeszcze chwile, katując się widokiem „mojej” dziewczyny, odchodzącej w objęciach innego faceta. „A więc chłopaki mieli rację” westchnąłem, zbierając resztki mojego serca, które jak największy idiota byłem gotów jej podarować. „Umrą ze śmiechu jak im powiem...
   Powlokłem się do samochodu, walcząc ze łzami i tylko samotny kwiatek, porzucony na chodniku świadczył, o mojej obecności tutaj...

poniedziałek, 20 stycznia 2014

90






   Czułem się pusty. Wypatroszony ze wszystkiego, co składało się na moje człowieczeństwo. Na moje istnienie. Miałem wrażenie, że moje ciało było teraz tylko bezwartościową skorupą, bez niczego ważnego, czy wartościowego w środku. Bałem się otworzyć oczy. „Tak, tchórzem też byłem...” zakpiłem sam z siebie, choć zdecydowanie daleko mi było do śmiechu. Otaczała mnie przerażająca cisza. „Działało, byłem śmiertelnie przerażony.” Chyba każde żywe stworzenie zaparło się, by jej nie przerywać... Najgorsze było to, że nie czułem swojego serca. Może naprawdę rozpadło się w tym samym momencie, w którym umarła moja miłość... „Moje wszystko...” załkałem, nie wiedząc co dalej. „Czy kochający się ludzie nie powinni odchodzić razem, by nie musieć doświadczać tego bólu?
   Gdy w końcu znalazłem w sobie dość odwagi, by unieść powieki, nie oślepił mnie ciepły blask słońca... Nie było białych ścian szpitala, ani nawet zielonych drzwi, za którymi umarła nadzieja... Było za to zimne, kamienne pomieszczenie, skąpane w białym świetle świec. Kościół. Nigdy nie byłem zbyt religijny. Może gdybym był, wszystko potoczyłoby się inaczej... Może gdybym się bardziej postarał... „Tylko dlaczego w takim razie to wszystko spotkało osobę, która była najjaśniejszym światełkiem, wśród tych żyjących na ziemi?
   Lustrowałem pomieszczenie niczym film, rozgrywający się obok mnie. Beze mnie w kadrze. „Czy tak już miało zostać?” Była tu moja rodzina oraz wszyscy przyjaciele. „Nasza rodzina i przyjaciele” poprawiłem się szybko. Na ich twarzach malował się ogromny smutek i ból, oczy wypełnione były łzami, a z piersi raz po raz wydobywały się ciche łkania. Rozpacz wypełniała całe pomieszczenie. Była wręcz namacalna... Spojrzenia wszystkich utkwione były w punkcie przed nimi. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, gdy mój wzrok zatrzymał się na dębowej trumnie, leżącej na podwyższeniu. Ból, jaki mnie przeszył powalił mnie na kamienną podłogę. „Kate...
   Moja dusza wyrywała się do przodu, ale nogi nie chciały mnie nieść. Z trudem się podniosłem. Stałem tak teraz, ubrany w czarny garnitur i wpatrywałem się w miejsce, gdzie spoczywała moja ukochana. „Nie! Nie możesz mnie tak zostawić, Kate...” Udało mi się zrobić pierwszy, niezbyt pewny krok. „Co z naszymi planami?” Drugi. „Przecież mieliśmy już zawsze być razem...” Trzeci. „Szczęśliwi...” I kolejny. Mimo iż kroczyłem kościelną nawą miałem wrażenie, że nie zbliżyłem się ani o krok, a wręcz przeciwnie. Trumna wydawała się być jeszcze dalej. „Nie możesz mnie opuścić!” Zacząłem biec, chcąc ją ujrzeć. Musiałem ją ujrzeć. Czułem na sobie zatroskane spojrzenia, ale nie miały teraz dla mnie żadnego znaczenia. Liczyła się tylko ona. Czekała tam na mnie. Musiałem tylko do niej dojść...
   Dopadłem dębowej trumny, odpychając od niej Alex i Harry’ego. Niczym szaleniec chwyciłem się drewnianej powierzchni i wpatrywałem się w spokojne oblicze mojej drugiej połówki.
   - Nie zostawiaj mnie, proszę... – wyszeptałem, przytulając mój zalany łzami policzek do jej zimnego czoła. Jej skóra wciąż była tak niesamowicie delikatna i tylko nienaturalna bladość zdradzała, że to nie jest zwykły sen. „Kocham cię, Kate” załkałem, wodząc wzrokiem po jej twarzy. Starałem się zapamiętać każdy szczegół, choć przecież miałem wszystko wyryte w sercu. „Choć jeśli jego już nie ma...” – Zabierz mnie ze sobą, skarbie... – czyjeś silne dłonie zaczęły mnie odciągać od mojej dziewczyny, ale uczepiłem się jej niczym tonący, ostatniej deski ratunku. – Nie!!! Zostawcie mnie! Kate! Kateee... – wydzierałem się niczym wariat, którym może i byłem, biorąc pod uwagę to, co ostatnio działo się ze mną i wokół mnie. – Kate...
   - Louis, synku – mama objęła mnie ramieniem i razem ze mną spoglądała na piękną twarz mojej dziewczyny. – Kochanie... Musisz pozwolić jej odejść...
   - Nie... – powiedziałem cicho, bo nagle jakby opuściły mnie wszystkie siły. – Nie mogę... Boże, dlaczego... Kate... – pochyliłem się nad dziewczyną, czując uspokajający dotyk dłoni matki na plecach. Nawet teraz usta Kate rozciągały się w tym ledwodostrzegalnym uśmiechu, który tak bardzo kochałem. Zbliżyłem moje wargi do jej. – Kocham cię, maleńka – wyszeptałem, połykając łzy. – Zawsze będę cię kochał... – złożyłem na jej ustach ostatni pocałunek. – Czekaj na mnie. Niedługo znów będziemy razem – dodałem, nie odrywając od niej wzroku. Chyba przestałem oddychać, gdy Kate zatrzepotała powiekami, jakby właśnie budziła się z długiego snu. W końcu otworzyła oczy i spojrzała prosto na mnie. Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, którym zawsze mnie witała zaraz po przebudzeniu. Choć teraz było inaczej. Miałem wrażenie, że patrzy prosto na mnie i...
   - Widzę cię... – usłyszałem cichy głos, ale wciąż byłem zbyt oszołomiony tym, co miałem przed sobą, by poświecić mu choć część mojej uwagi. W końcu odzyskałem moje serce. Dudniło teraz w mojej piersi jak szalone. – Widzę cię – rozległo się głośniej i wyraźniej. Nie był głos mojej ukochanej. Nie rozpoznawałem go. Dochodził gdzieś z tyłu. Odwróciłem się niechętnie i spojrzałem za siebie. – Widzę cię – w końcu mogłem spojrzeć w oczy osobie, która wypowiadała te słowa, która zamieniła życie tak wielu osób w prawdziwe piekło.  Zasłaniałem sobą moją dziewczynę przed jej katem i przed... „Eleanor?” Stali ramię w ramię na końcu głównej nawy i śmiali się ze mnie. Z nas wszystkich. A ten śmiech był bardziej przerażający, niż cokolwiek mi znanego. Krzyk moich sióstr i przyjaciół uzmysłowił mi, że facet celował do mnie z broni. „Czyżby to był ten moment, w którym będę mógł cię ochronić?” odwróciłem się, by jeszcze raz spojrzeć na Kate, ale trumna była pusta. I zimna. – Widzę cię... – dobiegły mnie złowieszcze słowa, a wraz z nimi strzał. Przez chwilę odbijał się echem od ścian. Byłem gotowy na ból. Jednak zamiast uczucia przeszywającej mnie kuli, poczułem tylko delikatne ciało, bezwładnie wpadające w moje ramiona. Przerażony patrzyłem jak na białej sukience Kate pojawia się szkarłatna plama. Robiła się większa z każdą sekundą.
   - Nieee!!! – zawyłem, niczym ranne zwierze, gdy zdałem sobie sprawę, co to znaczyło. Przyciskałem dziewczynę do siebie z całej siły, by nikt mi jej nie odebrał. – Nieee! Dlaczego to zrobiłaś?!? Nie... – łzy spływały po moich policzkach niczym rwące strumienie. – Kate... Nie...




   - Nieee!!! – obudził mnie pełen rozpaczy krzyk Louisa. Trzymał mnie w żelaznym uścisku tak, że prawie nie byłam w stanie oddychać. Jęknęłam z bólu, czując że jeszcze trochę i połamie mi żebra. „Co się dzieje?” – Nieee! Dlaczego to zrobiłaś?!? Nie... – ujęłam jego twarz w dłonie, gdy zdałam sobie sprawę, że tym razem to jego dręczą jakieś koszmary. Czułam wilgoć pod palcami. Jego zazwyczaj gorące ciało, dziś było niczym piec, a mimo to cały się trząsł. – Kate... Nie...
   - Lou – próbowałam się przedrzeć przez jego łkanie i wyrwać go ze szponów koszmaru. – Kochanie? Louis! – powiedziałam głośniej, gdy usłyszałam jak desperacko nabiera powietrza. Wyczułam moment, gdy się obudził. Silny dreszcz przeszył jego ciało i zaraz potem zamarł, wstrzymując nawet oddech.
   - Kate? – wydawało mi się, że w jego glosie wyłapałam nutę niepewności, ale nim zdążyłam się nad tym bardziej zastanowić, nabrał zachłannie powietrza, przywarł do mnie całym ciałem i... rozpłakał się, chowając twarz w mojej bluzce.
   - Ciii... – próbowałam go uspokoić, głaszcząc po plecach i przeczesując palcami jego włosy. – Jestem tutaj... To tylko zły sen, skarbie... Tylko zły sen... – szeptałam, kołysząc go w ramionach, niczym małego, przestraszonego chłopca. Jego przerażony krzyk wciąż jeszcze dudnił mi w uszach, rozdzierając serce. „Dlaczego on?” dziwiłam się. „Dlaczego teraz?” Nagle do mnie dotarło, że to kolejny raz, gdy mamy takie budzenie, ale pierwszy raz role się odwróciły. To Louis potrzebował silnego ramienia. „Przy nim byłam silna” ucałowałam go w czubek głowy. „Dla niego mogłam być silna...
   - Kate... Kate... – usłyszałam jak raz po raz powtarza moje imię.
   - Jestem tutaj... – powiedziałam przyciskając jego głowę do piersi tak, by czuł jak dudni moje serce. – Jestem...
   - Nie zostawiaj mnie, proszę – wyszeptał, obejmując mnie mocno w pasie.
   - Nie zostawię – obiecałam, zastanawiając się nad jego snem. – Nigdzie się bez ciebie nie wybieram... Kocham cię, Lou – powiedziałam. – Bez ciebie nie ma już mnie... Potrzebuję cię przy sobie, by móc żyć, rozumiesz? – wydawało mi się, że pokiwał głową, nadal przyciskając ją do mojej piersi. – Dlatego nigdy cię nie zostawię. Tak długo jak będziesz mnie chciał, tak długo będę przy tobie...
   - Na zawsze? – zapytał, a jego głos przypominał w tym momencie głos małego, przerażonego dziecka, które z szeroko otwartymi oczyma czeka na odpowiedź.
   - Na zawsze... – powiedziałam, przytulając go jeszcze mocniej i tym razem składając pocałunek na jego czole. – Na zawsze – powtórzyłam, całując jedną powiekę. I drugą...
   - Tak bardzo cię kocham... – w jego słowach wciąż jeszcze słychać było łkanie. Nadal nie wypuszczał mnie z objęć, ale przesunął się trochę w moich ramionach i teraz mogłam czuć jego urywany oddech na twarzy. Po chwili jego usta musnęły moje tak delikatnie, że wydawało się to wręcz niemożliwe. Zaraz opadły jednak ponownie i tak raz po raz, aż w końcu wpiły się w moje zachłannie w pełnym desperacji pocałunku. Jego dłonie były wszędzie, jakby wciąż jeszcze musiał się przekonać, że jestem obok niego. Cała i zdrowa. Zerwał ze mnie koszulkę i przytulił mnie do swojego spoconego torsu. Po chwili znów wysysał moją duszę za pomocą kolejnego, gwałtownego pocałunku. – Pozwól mi się kochać, Kate – powiedział zmienionym głosem. – Muszę... – nie przestawał mnie dotykać ani na sekundę sprawiając, że moje ciało szalało od tych wszystkich doznań. – J-ja... – kiwnęłam głową, zaciskając palce w jego włosach i upewniając się, że zauważył moją zgodę. Pierwszy raz kochaliśmy się w ten sposób. To było tak... tak... jakby gonił nas koniec świata... jakby kolejny oddech miał być ostatnim... jakby już teraz nie było nic poza nami... Było szybko, gwałtownie, desperacko, ale zarazem cudownie. Byliśmy tutaj. Oboje. Bezpieczni w swoich ramionach. „Na zawsze...




   Przemierzałem płytę lotniska kolejny raz uważnie przypatrując się przyjacielowi przede mną. Louis zdecydowanie nie był dziś sobą. Blady, z ciemnymi worami pod oczyma, które nieudolnie próbował ukryć za okularami, wyglądał jak z krzyża zdjęty. Nigdy nie oczekiwałbym po nim nadmiaru energii o tak wczesnej porze, ale jego zaczerwienione oczy najbardziej świadczyły o tym, że godzina nie ma tu żadnego znaczenia. Ewidentnie nie miał za sobą najlepszej nocy. Nie był dziś tym Louisem, którego znaliśmy. A najgorsze było to, że kompletnie nie wiedziałem, co mogło być tego powodem...
   - Nie uważasz, że Lou jest dzisiaj... – zerknąłem na przyjaciela idącego obok mnie i rozłożyłem ręce w geście zdradzającym, że nie potrafię ubrać w słowa tego, co chcę przekazać. – Czy stało się od wczoraj coś, czego nie wiem?
   - Najwyraźniej... – mruknął Zayn, poprawiając torbę na ramieniu i tak jak ja wbijając spojrzenie w przyjaciela przed nami. – Na pewno ma to związek z Kate. Przyspawał się dziś do jej boku jakby od tego zależało jego życie...
   - Może Niall coś wie? – zastanawiałem się głośno, rozważając słowa Malika. – W końcu miał pokój obok nich...
   - Niall? – Zayn popatrzył na mnie z powątpiewaniem. – Jego nie obudziłaby orkiestra symfoniczna, dudniąca mu nad uchem... A poza tym wydaje mi się, że on już dawno jest w samolocie i raczej nie zapytasz go, gdy oni będą siedzieć obok... – wskazał głową w stronę wejścia, za którym właśnie zniknęli Kate i Lou.
   - Dzień dobry – przywitaliśmy się z załogą i chyba jako ostatni zajęliśmy swoje zwyczajowe miejsca. Spojrzałem na Zayna i jak na komendę wzruszyliśmy ramionami i kontynuowaliśmy wcale nie tak dyskretne gapienie się na Louisa. Przyjaciel siedział na fotelu, trzymając Kate na kolanach i mocno się do niej tuląc. Twarz miał schowaną w jej włosach. Gdy na czas startu musiał ją wypuścić z ramion, przeraziłem się widząc jego smutne spojrzenie. Miałem wrażenie, iż wszyscy w samolocie wyczuli, że coś było nie tak... Nie było zwyczajowych przepychanek, czy wesołych rozmów, które zawsze nam towarzyszyły. Oczywiście mogło to być spowodowane bardzo wczesną porą, jednak ja raczej szukałbym przyczyny u tej dwójki, siedzącej naprzeciwko Zayna. Spróbowałem dla odmiany skupić się na Kate. Szybko odnalazłem w jej dotyku troskę i wsparcie. Szeptała jakieś słowa Louisowi do ucha, ale nawet jeśli udało jej się wywołać uśmiech na jego twarzy, to znikał on w ułamku sekundy.
   - Kate, Lou... – Paul stanął nad nimi, przytrzymując się oparcia fotela. Wyciągnął w ich stronę rękę z dwoma rogalikami. – Na pewno jesteście głodni... Nie zeszliście na śniadanie. Prosto z lotniska jedziemy na sesje i wywiad... – ciągnął menadżer. – Może nie być czasu, by gdzieś się zatrzymać i coś przekąsić...
   - Nie jestem głodny – mruknął Lou i nadal chował się przed naszymi ciekawskimi spojrzeniami. Jednak ta jego część, która zawsze i wszędzie troszczyła się o Kate wzięła górę i w końcu sięgnął po jedzenie, by podać je dziewczynie. – Powinnaś coś zjeść, skarbie...
   - Czy możecie nam tak po prostu powiedzieć, co się stało? – odezwał się Zayn, mierząc się teraz na spojrzenia z Louisem. Nagle wszyscy wydawali się bardzo zainteresowani odpowiedzią i nawet mała Lux ucichła w ramionach swojej mamy, jakby i ona wyczuła powagę sytuacji. „Choć pewnie po prostu zasnęła...
   Ostatecznie to Lou przegrał tę wymianę spojrzeń z Malikiem i wzdychając głęboko ponownie wtulił twarz we włosy Kate. Objął ją w pasie ramionami, przy okazji podciągając jej kwiecistą sukienkę tak, że ukazały się krótkie spodenki, które dziewczyna zapobiegawczo chyba miała pod spodem. „A może to jednak była bluzka...” sprostowałem moje wcześniejsze modowe spostrzeżenia.
   - Zdecydowałam się na tę operację – powiedziała cicho Kate, przerywając milczenie.  Jakby wiedziała, że Louis nie jest w stanie się odezwać. Paul aż sobie usiadł, słysząc tę nowinę. „Tego to się zdecydowanie nie spodziewałem...” Spojrzałem teraz na przyjaciela pod kątem tego, czego właśnie się dowiedziałem i widziałem strach w jego oczach. „Ale czy można mu się dziwić?
   - Nie popierasz tej decyzji, Lou? – spytała Alex, która nie wiedzieć czemu miała łzy w oczach. Zresztą nie tylko ona. Po twarzy pewnego blondyna spływały wielkie łzy.
   - Popieram – powiedział po chwili, biorąc wcześniej kilka głębokich oddechów.. – Po prostu...
   - Louis miał zły sen i trochę jesteśmy dziś roztrzęsieni – Kate splotła ich dłonie razem. – Ale wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się jakby tylko dla niego. – Musi być... Na zawsze, pamiętasz? – dodała ciszej.
   - Na zawsze – szepnął Lou i pocałował ją delikatnie. „Cóż... To już była chyba jedna z tych rozmów, które tylko oni rozumieli.” Spojrzałem po twarzach przyjaciół i oprócz łez w oczach niektórych, widziałem pewną zadumę, a nawet strach u pozostałych. Sam byłem przerażony. Szczęście tej dwójki wyjątkowo leżało mi na sercu. Gdyby coś poszło nie tak, Louis by się z tego nie podniósł. Nikt z nas by się z tego nie podniósł. Kate odcisnęła swój ślad w każdym, kto stanął na jej drodze. „Ale wszystko będzie dobrze” powiedziałem sobie od razu, przerywając tym samym moje dołujące przemyślenia. „Musi być...
   - Jutro będziemy w Zurychu – odezwał się Paul po przeciągającym się milczeniu. – Spróbuję was umówić na spotkanie. A skoro już jesteśmy przy poważnych tematach, to chcieliście by was poinformować, kiedy rozpoczyna się proces...




   Werona jak na razie nie okazała się dla nas zbyt szczęśliwa. Ciężko było się uśmiechać, gdy dręczył nas strach. Decyzja w sprawie operacji zapadła i jedyne co mogliśmy zrobić, to wspierać Kate i Lou w tym wszystkim. A także ufać, że postąpili właściwie i mocno wierzyć, że wszystko skończy się dobrze. Nie było to łatwe... Nie wiem dlaczego, ale jeszcze wczoraj byłem przekonany, że Kate nie zdecyduje się na zabieg. W końcu nigdy nie robiła nic, co nie podobałoby się Louisowi, a ten odkąd dowiedział się o możliwych zakończeniach, zdecydowanie był przeciwny podjęciu ryzyka. „Myliłem się...
   Udało nam się uniknąć fanów po przylocie i podejrzewałem, iż Paul częściej będzie korzystać z małych prywatnych lotnisk. Zdecydowanie mieliśmy dużą szansę, by nie spóźnić się na sesję. Wysłałem mojej dziewczynie wiadomość na dobry dzień i prawie natychmiast dostałem odpowiedź z dołączonym zdjęciem jej wciąż jeszcze zaspanej buźki. Uśmiechnąłem się szeroko, nie pomagając tym Louise, która właśnie próbowała doprowadzić moją twarz do stanu, który mógłbym pokazać na fotkach. Louis i Niall mieli to już za sobą. Tak jak i solowe zdjęcia. Teraz jeden tarzał się z Kate i Lux na podłodze, a drugi ślinił się do telefonu i nie trzeba było być Sherlockiem, by wiedzieć, że właśnie rozmawia z tą swoją internetową dziewczyną. „Wzięło go na całego...
   - Harry, kochanie, stań przez chwilę prosto – usłyszałem głos fotografa i przeniosłem moje zainteresowanie na Stylesa, starając się jak najmniej wiercić, by Lou mogła dokończyć nakładanie mi tapety. – Zrobimy kilka na początek... – roześmiałem się, gdy Harry wytrwał „normalnej” pozycji akurat tak długo, jak facet nie pstrykał zdjęć. – No proszę cię... – koleś ustawił go pod białym ekranem. – Patrz przed siebie. Jedno poważne zdj... – parsknąłem śmiechem, gdy Styles po sekundzie zaczął się wyginać w naprawdę dziwne pozycje. Zewsząd dobiegało mnie chichotanie pozostałych. „Czasami naprawdę fajnie było mieć klauna w zespole... Albo nawet dwóch...” – No dobra... Może zostawimy je na koniec... – westchnął zrezygnowany fotograf i zmieniwszy aparat na inny, wziął się do pracy. W końcu wygłupy Stylesa i jemu się udzieliły. Choć marnie widzę te jego późniejsze „poważne” zdjęcia...
   Wspólne fotki poszły nam zdecydowanie szybciej, choć tutaj tym bardziej nie mogło być mowy o żadnych poważnych. Zachowywaliśmy się jak idioci, rozśmieszając tym wszystkich dookoła, ale chyba akurat tego było nam dziś trzeba. Po niezbyt wesołym poranku i nowych informacjach w sprawie operacji Kate oraz rozpoczęcia procesu, w końcu znaleźliśmy w sobie siłę, by się uśmiechnąć.
   - Dajcie mi minutkę... tylko zmienię obiektyw – facet pokręcił głową rozbawiony widząc, że niespecjalnie zwracamy na niego uwagę. Liam próbował właśnie zrzucić Nialla ze swoich pleców, co najwyraźniej nie było łatwe. Louis również próbował czegoś podobnego, ale jedyne co mu się udało, to zaliczenie podłogi razem ze Stylesem.
   - Złaź ze mnie grubasie! – wydarł się Harry. – Chyba właśnie połamałeś mi kręgosłup...
   - No i koniec bara-bara z Alex – nabijał się z niego przyjaciel. – Co jej po facecie bez kręgosłupa?
   - Jaki koniec? – Styles zepchnął z siebie Lou i teraz dla odmiany on łamał mu kości. – Chyba twój, cieniasie... Ałaaa! Moje klejnoty rodowe! – zawył Styles. – Zapłacisz mi za to...
   - Nie płacę za seks...
   - Co? – Liam zamarł i zaprzestał przepychanek z Horanem, słysząc słowa przyjaciela. Wpatrywał się teraz w Louisa i pewnie próbował coś zrozumieć z tego co usłyszał.
   - Kto płaci za seks? – Niall jak zwykle zarejestrował tylko to, co chciał.
   - Lou... – jęknął Harry, próbując się uwolnić z uścisku przyjaciela.
   - Louis? – Niall oparł się o mnie i gapił na naszych klaunów z otwartymi ustami.
   - Co?!? – Tommo chyba dopiero teraz zauważył zainteresowanie jakie wzbudził. – Co? – powtórzył rozglądając się dookoła.
   - Co? – Harry również zerknął, co się dzieje wokół niego.
   - Co „co”? – Liam uniósł brwi w wymownym geście, a Niall po prostu udawał rybę wyciągniętą z wody.
   - Czy wam chodzi właśnie po głowie to, co myślę, że wam chodzi po głowie? – Lou podniósł się, otrzepując spodnie i poprawiając koszulkę.
   - Nie wiem, stary, bo twój mózg jest całkowicie popieprzony... – Niall w końcu odzyskał głos i oczywiście musiał walnąć tekst, po którym wszyscy dostali takiej głupawki, że krótka przerwa trochę się przeciągnęła, bo my zwijaliśmy się na podłodze ze śmiechu.
   - Jestem jak Angelina Jolie – oburzył się Lou.
   - Co? – Harry spojrzał na niego, niemo prosząc, by rozwinął myśl. „Może lepiej niech tego nie robi...” – Masz wielką dupę, jak ona?
   - Jestem perfekcyjny w każdym calu... Idioto, ona nie ma wielkiej dupy.
   - Ale ty masz – Styles w ostatniej chwili uchylił się przed ciosem.
   - Boże... – westchnął Liam, gdy już udało mu się złapać oddech. Niestety słowa Louisa i komentarz Harry'ego sprawiły, że biedak aż się popłakał ze śmiechu. „Zresztą nie tylko on” przyznałem czując, że oczy zaczynają mnie piec, a to znaczy, że Louise zaraz mnie opierniczy. Próbowałem się uspokoić.
   - Nie gadam z wami – Lou niczym prawdziwa diva zadarł nosa i odmaszerował w stronę foteli, gdzie pewnie będzie mógł się dowartościować w ramionach swojej ukochanej dziewczyny. – Ty też się ze mnie śmiejesz, kochanie?!? – usłyszałem jego pełen niedowierzania głos i moje próby uspokojenia się poszły się... na spacer...




   - Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy przebywanie z wami tyle godzin na dobę nie odbije się szkodliwie na moim zdrowiu – jęknęła Alex, opadając na łóżko. – Zwłaszcza psychiczne...
   - Nie będzie tak źle... – postawiłem nasze torby na kanapie. Usiadłem obok niej i pochyliłem się do przodu, by zdjąć jej buta. – Ale jeżeli martwisz się o swoje zdrowie, to znam świetny sposób, by troszkę je poprawić... – położyłem się obok niej, opierając głowę na ręce. Posłałem jej wymowne spojrzenie, poruszając przy tym brwiami.
   - Boże... – zaśmiała się. – Ty naprawdę potrafisz wszystko sprowadzić do seksu...
   - Ej! – wyciągnąłem dłoń, by rozwiązać tasiemkę przy staniku sukienki. – Zostało naukowo udowodnione, że seks to zdrowie i mógłbym ci podać z siedem powodów dlaczego – uśmiechnąłem się, widząc pierwszego motylka.
   - Siedem powodów? – spojrzała na mnie sceptycznie.
   - Co najmniej – odpowiedziałem z taką pewnością siebie na jaką tylko było mnie stać, jednocześnie dobierając się do guziczków i próbując coś wymyślić w razie gdyby ciągnęła ten temat dalej.
   - Ok – uśmiechnęła się przebiegle i przyciągnęła mnie do siebie. – Podaj mi te siedem powodów, a obiecuję ci, że do końca życia nie zapomnisz tej nocy – wyszeptała mi do ucha drugą część zdania. W tej samej sekundzie byłem zwarty i gotowy, by się z nią kochać. „Proszę państwa, rekord świata należy od dziś do Harry'ego Napaleńca Stylesa...
   - Dobra... – „Czyż mogłem nie podnieść rzuconej rękawicy?” – Dobrze... Siedem powodów... – próbowałem zmusić swój mózg do myślenia, choć wiedząc, co jest nagrodą specjalnie nie musiałem się zmuszać. „W takich sytuacjach powalałem kreatywnością” przyznałem niezbyt skromnie. – Po pierwsze, pomaga spalić kalorie – wyszczerzyłem się w uśmiechu. – Mam zamiar spalić z tobą duuużo kalorii... Po drugie, dodaje energii na długie godziny – prychnęła na to stwierdzenie. – Szybki numerek z rana, skarbie i nie będziesz musiała pić tyle kawy – poruszałem wymownie brwiami.
   - Po trzecie... – wsunęła mi dłoń pod koszulkę, pewnie próbując mnie zdekoncentrować. „Ale nic z tego, kotku” uśmiechnąłem się. „Nie, gdy stawka jest tak wysoka...
   - Ma cudowne działanie na skórę – powiedziałem dumny z siebie. – Działa lepiej jak lifting i możesz go mieć zupełnie za darmo.
   - Dobre – zaśmiała się.
   - Po czwarte... – rozpiąłem ostatni guziczek i rozchyliłem stanik żółtej sukienki. – Poprawia samopoczucie i łagodzi ból. Ostatnio przeszedł ci nawet tek okropny ból głowy – przypomniałem jej, odrywając na chwilę wzrok od jej piersi i przenosząc go na oczy. – Po piąte... – obserwowałem jak jej tęczówki ciemnieją. – To naturalny lek antybakteryjny. Uprawiając seks regularnie będziesz lepiej chroniona przed zarazkami...
   - Hmmm... – zamruczała cicho, gdy moje usta musnęły skórę jej szyi. – To całkiem przydatne...
   - Po... – przeniosłem swoje zainteresowanie niżej. „W końcu musiałem odwiedzić moje ulubione motylki...” – szóste... – usilnie próbowałem jeszcze coś wymyślić. – Poprawia pracę układu oddechowego – ucałowałem „swojego” motylka – i krwionośnego...
   - Teraz już zmyślasz...
   - Gdzież bym śmiał – uśmiechnąłem się zadowolony, widząc jak twardnieją jej sutki, a piersi unoszą się wraz z przyspieszonym oddechem. – Po siódme... – ułożyłem się ostrożnie na niej, podpierając się rękoma po obu stronach jej głowy. – Dobry seks wzmacnia przyjaźnie i poprawia stosunki – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu – nie tylko między uczestnikami – puściłem jej oczko.
   - Jesteś niemożliwy... – jęknęła, gdy ostrożnie rozsunąłem jej nogi, unosząc sukienkę do góry.
   - Możliwe... – mruknąłem z ustami przy jej lekko rozchylonych wargach. – Ale właśnie podałem ci siedem idealnych powodów na to, by ta noc była nagrodą dla nas obojga...


   Gdy rozległo się pukanie do drzwi przez chwilę rozważałem, czy nie zignorować natręta, ale moje lenistwo dość szybko przegrało z troską o to, by ten ktoś nie obudził śpiącej obok mnie dziewczyny. Przykryłem Alex, uważając, by nic co moje nie padło łupem ciekawskich spojrzeń i wciągając na tyłek spodnie, otworzyłem drzwi.
   - Lou?
   - Jesteś bardzo zajęty? – przyjaciółka wyglądała jakby gdzieś się paliło. Pokręciłem głową przecząco, zastanawiając się, co się dzieje. – Czy możesz przypilnować małej? – nie czekając na odpowiedź, podała mi dziewczynkę. – Jesteś kochany. Wrócę góra za godzinę – powiedziała, już zmierzając w stronę wind. – Lux, bądź grzeczna...
   - Hmmm... – spojrzałem na małą, gdy Louise zniknęła mi z oczu. – Musimy wymyślić jakąś względnie cichą zabawę, żeby nie obudzić cioci Alex – zamknąłem drzwi. – Na co masz ochotę, kwiatuszku?
   - Mama...
   - Mama przyjdzie niedługo, a na razie musi ci wystarczyć wujek Harry i śpiąca ciocia Alex – usiadłem na dywanie, opierając się o łóżko. – Lux, powiedz Harry – przypomniałem sobie o obiecanej lekcji.
   - Mama – klasnęła w dłonie, patrząc na mnie wyczekująco.
   - Nie mama – pokręciłem głową, rozśmieszając ją. – Harrrrry...
   - Mama!
   - Co za uparta sztuka z ciebie – mruknąłem pod nosem, uśmiechając się. – Wszystkie baby są takie same... – wyciągnąłem rękę po laptop. – Może obejrzymy jakąś bajkę, co? Luxy? Kurwaaa... – komputer z hukiem wylądował na podłodze. „Niech żyje niezgrabność!
   - Kujwa! – Lux klasnęła w dłonie zadowolona.
   - Co? – „Na pewno się przesłyszałem...” zastygłem w oczekiwaniu.
   - Kujwa – powtórzyła, podskakując w moich ramionach. „No chyba sobie jaja robisz...
   - Ups... Nie tak, kochanie. Powiedz, Harry... – przekonywałem, przy okazji mając nadzieję, że szybko zapomni najnowszego słówka.
   - Mama!
   - Niech już będzie mama – westchnąłem z ulgą.
   - Harry? – usłyszałem zaspany głos Alex.
   - Mama! – Lux wydarła mi się do ucha i jak po drabinie zaczęła się po mnie wspinać na łóżko.
   - Kto to nas odwiedził? – zagruchała Alex, wyciągając dłonie po dziewczynkę, uprzednio poprawiając na sobie prześcieradło.
   - Kujwa! – Lux podskakiwała na łóżku, skandując najnowszą zdobycz w swoim ubogim słowniku. Skrzywiłem się i byłem pełen podziwu dla Alex, że udawało jej się nie wybuchnąć śmiechem. – Kujwa, kujwa, kujwaaa...
   - Nie ładnie... Kto cię takich brzydkich słów nauczył, słoneczko?
   - Hałi – usłyszałem ku mojemu zdziwieniu i by nie było już żadnych wątpliwości, Lux wskazała na mnie palcem.
   - To było niechcący – rozłożyłem ręce w geście niewinności. – Uczyłem ją powiedzieć swoje imię. Luxy, powiedz Harry...
   - Mama!
   - Widzisz?
   - Słyszę... – zaśmiała się Alex i spojrzała na mnie wzrokiem przepełnionym czułością. – Ty głupku...
   - Gupi! – Lux skakała po łóżku, skandując kolejne słowo. Mina Alex? Bezcenna.
   - No i kto tu jest głupi, skarbie? – podałem jej sukienkę, walającą się po podłodze i skradłem przy okazji całusa.
   - Gupi! – Lux najwyraźniej bardzo podobała się dzisiejsza lekcja. – Kujwa!
   - Mamy prze... – Alex zakryła mi usta dłonią. „Przerąbane...” dokończyłem w myślach.




   „Dobrze... ale... proszę, nie dzisiaj :( ”
 
   Przeczytałem odpowiedź Katie, zatrzaskując nogą drzwi od pokoju. Usiadłem zmęczony na łóżku, które jak nigdy wydawało się mnie wołać. Rozpiąłem kołnierzyk koszuli i wysłałem kolejną wiadomość.

   „Nie będę naciskał, jeżeli naprawdę nie chcesz :( Ale dlaczegoooooooo? Mogę nawet zrezygnować NIECHĘTNIE z pozostałych żądań na mojej liście xx”

   Opadłem na pościel z nogami wciąż na dywanie i zastanawiałem się, nad tym wszystkim, co się dziś wydarzyło. Decyzja Katy przeraziła mnie nie mniej niż Louisa. Byłem na sto procent pewien, że nie zdecydują się na operację. Przecież są szczęśliwi bez niej. Po co ryzykować? „Co ja zrobię, jeśli coś pójdzie nie tak?” aż mnie zatrzęsło na samą myśl. „Boże, przecież Louis tego nie przeżyje... Musi być dobrze” próbowałem sam siebie przekonać, a najlepiej w ogóle o tym nie myśleć.
   - Z marnym skutkiem... – mruknąłem pod nosem, pocierając zmęczone oczy. Zauważyłem obok poduszki zaczętą paczkę czipsów i uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Gdy po nią sięgnąłem, telefon oznajmił nadejście kolejnej wiadomości.

   „Boooooooo... Jestem już w piżamie, bez makijażu (!!!) i z mokrymi włosami i w ogóle nie nadaję się do pokazywania światu... To tylko w trosce o twoje dobro ;) Mógłbyś nie przeżyć takiego widoku xx”

   Spojrzałem na swoje spodnie od garnituru i koszulę. „Hmmm...

   „To prezentujesz się prawie tak jak ja ;) Wyglądam jak lump. I mam WIELKIEGO syfa na nosie :D Choć jestem więcej niż pewien, że ty i tak wyglądasz ładnie xx”

   Wysłałem wiadomość, czerwieniąc się jak dzieciak na te małe kłamstwa. A może bardziej na ten komplement, którym przy okazji ją obdarzyłem. „Mogłem napisać to inaczej?” raz po raz czytałem ostatnie zdanie. „Moja elokwencja czasami mnie powala...
   - Ładnie? – trzepnąłem się w czoło aż zadudniło. – Tyle lepszych słów, a ja napisałem „ładnie”? Ty kretynie... – telefon znów głośno oznajmił kolejną wiadomość. „Boże, żeby nie wzięła mnie za kompletnego idiotę...

   „Ale nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu ;) czekam na Skypie... xx”

   Wpatrywałem się w ekran telefonu, nie wierząc w to, co na nim widniało. „Czeka na Skypie...” uśmiechnąłem się zadowolony. „Udało się!” sięgnąłem po laptopa i szczerzyłem się jak głupi, czekając aż się uruchomi. Odruchowo wytarłem brudne z czipsów palce w czarne spodnie.
   - Czeka na Skypie! – zerwałem się jak poparzony i zacząłem zdzierać z siebie wyjściowe ubranie. Z portkami na dole podskakiwałem na jednej nodze, próbując zdjąć bury. – Ałaaa!!! – zawyłem, zaliczając wywrotkę. „Moja dupa...” Po chwili przekopywałem torbę w poszukiwaniu dresowych spodni i jakiejś koszulki. – Normalnie nie wierzę... – z przerażeniem wpatrywałem się w idealnie wyprasowaną i złożoną bluzkę. Rozłożyłem ją szybko, zwinąłem w kłębek i na wszelki wypadek jeszcze na niej usiadłem. – Od razu lepiej – podziwiałem swoje pogniecione dzieło. W pokoju rozległ się dźwięk przychodzącej rozmowy. Rzuciłem się w stronę łózka, po drodze jeszcze przywalając palcem u stopy w nogę krzesła. – Kurwa mać!!! – zawyłem z bólu. W ostatniej chwili rozwaliłem jeszcze swoją starannie ułożoną prze Louise fryzurę i już byłem gotowy, by nacisnąć zielony przycisk.
   - Cześć... – powiedziałem, gdy tylko na ekranie ukazała mi się blond postać. Zrobiło mi się gorąco i po prostu wiedziałem, że czerwienię się jak panienka. „Boże, Horan, nie zrób z siebie większego idioty niż jesteś” zaklinałem się w myślach, pożerając wzrokiem postać na monitorze.
   - C-cześć... – głos Katie wypełnił pokój. Uśmiechała się nieśmiało, a buźka i napis na jej bluzce tylko dodawały jej uroku. – Wow... Wyglądasz na bardziej zmordowanego niż ja. – „Boleśnie na to zapracowałem...” próbowałem rozmasować bolącego palca tak, by nie zauważyła. – Może jednak powinieneś iść spać?
   - Nie! – powiedziałem szybko, by przypadkiem nie przyszło jej do głowy się rozłączyć. – Nie... – „Boże, jestem tak beznadziejny, że aż mi się szkoda” miałem ochotę trzepnąć się w łeb, czując gorąco na policzkach. – Nie jestem zmęczony... Ja... Yyy... Chyba, że ty jesteś? – „Horan, ogarnij dupę, bo zaraz pomyśli, że jesteś niedorozwinięty...
   - Nie... Ja... – słodki rumieniec zakwitł na jej policzkach. Pochyliłem się do przodu, by... sam nie wiem... nauczyć się jej na pamięć? I rozległ się dźwięk gniecionych chipsów. – Ups – uśmiechnęła się pokazując mi do kamerki... paczkę Laysów. – Nie tylko ja podjadam w łóżku...
   - Najwyraźniej – pochwaliłem się swoją zmaltretowaną paczką, śmiejąc się głośno. – Jedzonko musi być...
   - Święta prawda – uśmiech po drugiej stronie tylko się powiększył.
   Nagle coś zadudniło w drzwi i rozległ się za nimi głośny rechot Louisa. „Nie zamknąłem drzwi!” zauważyłem z przerażeniem i dokładnie w tym samym momencie otworzyły się one szeroko.
   - To się liczyło jako pukanie? – zaśmiał się Harry, rozcierając czoło. – Idziemy do Paula obgadać...
   - Zamknij się, Styles – Lou zasłonił mu usta dłonią i uśmiechnął się do mnie. Złowieszczo. „To nie skończy się dobrze...” spojrzałem na ekran, na którym Katie przysłuchiwała się wszystkiemu z zainteresowaniem. – Z kim rozmawiasz, Niall?
   W następnej sekundzie walczyłem z nim o laptop, który usiłował przejąć. Skończyło się na tym, że leżałem pod nim i Stylesem i jedynie kątem oka widziałem monitor. Ktoś zatrzasnął drzwi, więc mogłem się domyślić, że jesteśmy w komplecie.
   - Złaźcie ze mnie! – próbowałem się oswobodzić. – Chłopaki, no... Nie róbcie mi tego... Li, weź pomóż...
   - Cicho tam – zarządził Louis, zasłaniając mi usta dłonią. – Bo cię zaraz zaknebluję śmierdzącą skarpetką Zayna...
   - Ej! – oburzył się Malik. W pokoju rozległ się chichot Katie. „No to pozamiatane...” miałem ochotę się rozpłakać.
   - Hej. Jestem Harry...
   - Miło mi cię poznać – widziałem jak kolejny, jeszcze większy rumieniec pokrywa jej policzki. – Co tam?
   - Nie tak szybko – przerwał Louis. – Ja będę złym gliną, a ty dobrym. Musimy ją wypytać o wszystko, nie? – ten konspiracyjny „szept” było słychać pewnie na końcu korytarza.
   - Ok – zgodził się równie „cicho” Styles.
   - Ale wy wiecie, że ja was słyszę, prawda? – zaśmiała się dziewczyna, ubawiona zachowaniem tych kretynów.
   - Szczegół – Louis zamachał ręką. – Musimy cię sprawdzić, bo wiesz... troszczymy się o naszego małego Niallerka – pogłaskał mnie po włosach przy okazji wycierając w nie dłoń, którą mu obśliniłem, gdy starałem się oswobodzić.
   - Zejdź ze mnie, Harry – próbowałem go z siebie zrzucić. – No nie róbcie mi tego...
   - Dzieci tak szybko dorastają... – Louis ocierał z oczy wyimaginowane łzy, popisując się swoimi umiejętnościami aktorskimi.
   - Jeszcze wczoraj sikał do pieluchy, a dziś już laski podrywa... – Harry objął przyjaciela, pocieszając go. To była moja chwila. Zepchnąłem ich z siebie, przy okazji o mało nie zrzucając laptopa na podłogę. „Dzięki ci, Panie Boże, za refleks Payne’a...
   - Zabiję was! – wydarłem się, stając obok łóżka i zastanawiając się, którego pierwszego wywalić za drzwi.
   - To na razie – Harry pomachał do kamerki i zwiał, aż się za nim kurzyło.
   - Czekaj na mnie, kochanie – Louis równie szybko poszedł w jego ślady. Spojrzałem na pozostałą dwójkę.
   - Nie bij – Liam wyciągnął komputer w moją stronę. – Uratowałem twój laptop...
   - Zdrajcy – mruknąłem, odbierając moją własność. W pokoju rozbrzmiewał cudowny śmiech dziewczyny i tylko to uratowało moich tak zwanych przyjaciół. – Wynocha – pokazałem im drzwi i tym razem przezornie zamknąłem je na zamek. Rozsiadłem się na łóżku z laptopem na kolanach. – Przepraszam cię za nich...
   - Boże... – zauważyłem, że ociera łzy. – Już dawno się tak nie popłakałam ze śmiechu. Jutro będą mnie wszystkie mięśnie boleć – powiedziała i rechotała dalej, co chwile ocierając twarz rękawem siwej bluzki. – Uwielbiam was...
   - Ja ciebie też uwielbiam – odpowiedziałem bez chwili zastanowienia, dopiero po sekundzie zdając obie sprawę, co takiego zrobiłem. Oblałem się rumieńcem chyba aż po palce u stóp. „Horan, ty debilu...