środa, 27 listopada 2013

83





   Lot do Nicei trwał tylko godzinę, ale mimo to każdy próbował złapać jeszcze trochę drogocennego odpoczynku. „Pomyślałby kto, że nikt z nas nie spał w nocy...” uśmiechnąłem się, bo pewnie nie bardzo minąłem się z prawdą. Przeciągnąłem się, rozglądając po wnętrzu samolotu. Znów byliśmy w komplecie, a nawet przybyła nam kolejna osoba do tej naszej rodzinki. Zerknąłem na zegarek. Jeszcze kilka minut i Paul zakończy to błogie lenistwo...
   Wyłapałem wesołe spojrzenie Alex i nie mogłem się nie roześmiać widząc, jak Hazz oplata ją ramionami niczym pająk. „Komuś chyba wciąż mało” zacisnąłem wargi, by nie parsknąć śmiechem na ten widok, a także na wspomnienie wczorajszych rozterek Horana. Okazało się, że biedak miał rację. Zerknąłem na niego i tym razem nie mogłem się powstrzymać, by się nie zaśmiać, widząc biały plaster na jego czole. „Musiało boleć...
   - Z czego rżysz? – mruknął Zayn, przeciągając się na fotelu obok i ziewając głośno.
   - Z Nialla – odpowiedziałem krótko i po chwili śmialiśmy się obaj. Blondyn spał naprzeciw mnie i wciąż ściskał w dłoni komórkę. „Chyba od wczoraj nie wypuścił jej z dłoni...” uśmiechnąłem się na wspomnienie radości w jego oczach, gdy Kate dała mu ten niepozorny skrawek papieru. „Kto by pomyślał, że uda jej się dorwać dziewczynę, która jemu wiecznie umykała...
   Usłyszałem dźwięk migawki i zauważyłem, że Zayn odkłada telefon.
   - Wyglądają tak słodko, że to powinno być karalne – powiedziałem, zerkając na Kate i Louisa. Im w odróżnieniu od Alex i Harry’ego wystarczył tylko jeden fotel. Dziewczyna spała wtulona w pierś Lou, a on obejmował ją troskliwie ramionami, asekurując jej poranione plecy. I wyglądało na to, że uwielbia trzymać ją na kolanach. „Nawet śpiąc się uśmiechał...
   - Nie bądź zazdrosny, Liam, bo akurat tobie to nie przystoi – parsknął Zayn, zakładając buty.
   - Nie jestem zazdrosny – odezwałem się momentalnie, ale widząc niedowierzające spojrzenie przyjaciela, westchnąłem tylko. – No, może trochę...
   - Nie dodzwoniłeś się do Danielle?
   - Dodzwoniłem się. Wczoraj – westchnąłem. – Po prostu jak tak patrzę na nich i na tamtą dwójkę – wskazałem w stronę Alex i Harry’ego – to też chciałbym móc się poprzytulać...
   - Awww... – zagruchał Zayn. – Ja cię przytulę... – podniósł się ze swojego miejsca i ciężko wylądował na moich kolanach. Jęknąłem pod wpływem tego obciążenia. – Lepiej?
   - Złaź ze mnie, idioto – zaśmiałem się, próbując go z siebie zrzucić.
   - No przecież chciałeś się poprzytulać...
   - Co robicie? – rozległ się zaspany głos Nialla. Patrzył na nas jakby wciąż jeszcze nie był pewny, czy to mu się przypadkiem nie śni.
   - A na co to wygląda? – zaśmiał się Zayn.
   - Nie odpowiadaj! – rzuciłem szybko w końcu pozbywając się ciężaru z kolan. – Boże, ale masz kościsty tyłek... – jęknąłem.
   - Zaraz lądujemy – odezwał się Paul, budząc wszystkich, których jeszcze nie wybudziliśmy naszymi wygłupami. – Harry, przesuń fotel na miejsce i zapnij pasy. – Już miałem się odezwać, że przecież do Stylesa nic nie dociera o tej godzinie, gdy przyjaciel postanowił mnie zadziwić. Pomógł zapiąć pasy Alex i przesunął fotel pod przeciwną ścianę. „Co ta miłość robi z człowiekiem?” kręciłem głową z niedowierzaniem.
   - Louis? – usłyszałem cichy szept Kate i mruczenie zaspanego chłopaka. – Musimy zapiąć pasy...
   - Już? – otworzył jedno oko i zaciągnął się jej zapachem. „Danielle, gdzie jesteś?” – Tak szybko? Ja nie chcę...
   - Lou – Paul doszedł do nas. – Wracaj na swoje miejsce i pozapinać się. Zayn?
   - Już, już... – podniósł się z podłogi, posyłając mi „groźne” spojrzenie. – Siadaj tutaj, Louis – wskazał na swój fotel, a sam opadł na siedzenie na wprost Alex.
   Dla postronnego obserwatora wyglądalibyśmy pewnie jak banda skacowanych dzieciaków kompletnie pozbawionych energii, ale ja widziałem te wesołe błyski w oczach przyjaciół. W porównaniu z tym, co mieliśmy w poprzednich dniach, to było niebo. I może byliśmy trochę niewyspani i lepiej nie dociekać z jakich powodów co po niektórzy, ale byliśmy również pełni chęci do pracy. To chyba była zasadnicza różnica. To wszystko znów sprawiało nam przyjemność. „Byliśmy w komplecie...
   Dziesięć minut później zbieraliśmy się do opuszczenia samolotu. Kate znów odzyskała kolory. „Kiedy ta dziewczyna przestanie się bać latania?
   - Louis – odezwała się Alex, odbierając od Harry’ego kule. – Zabierz jej ten sweter. Jest gorąco jak w piekle...
   - Ale... – Kate wyglądała na zawstydzoną. – Ja...
   - Nie przejmuj się siniakami, skarbie – Lou rzucił kolorowy sweterek na siedzenie. – Ludzie wiedzą, że byłaś w szpitalu. Nikt nie zwróci na nie uwagi...
   - Jesteś pewny? – Kate wbiła w niego te swoje niesamowite „spojrzenie” i przygryzła wargę rozważając jego słowa. Zdecydowanie było za ciepło nawet na to, co miała na sobie. Spodnie za kolana wprawdzie zasłaniały poraniona skórę, ale jestem prawie pewny, że było jej w nich o wiele za gorąco. Zdecydowanie powinna postawić na jakieś krótkie szorty. „Tak jak to zrobiła Louise” spojrzałem na przyjaciółkę, która próbowała właśnie włożyć sweter Kate do swojej torby. Odebrałem od niej Lux i od razu poszło jej sprawniej.
   - Całkiem pewny – powiedział, sięgając po jej dłoń i kierując się ku wyjściu. Odprowadziłem ich wzrokiem, kolejny raz nie mogąc się nadziwić, jak ta dziewczyna jest drobna.
   - Potrzebujecie pomocy? – spojrzałem na Alex i Harry’ego, którzy zgodnie pokręcili głowami. – Nie to nie – uśmiechnąłem się do Lux, poprawiając ją sobie w ramionach. – To idziemy, Mała...




   - Wiecie, że nie musiałyście ze mną zostawać? – kolejny raz usłyszałam te słowa z ust przyjaciółki. Mogłam sobie wyobrazić, jak Gemma wywraca oczami. – Louis pewnie wolałby cię mieć przy sobie, Kate...
   - Louis zrozumie... – uśmiechnęłam się, podkładając jej poduszkę pod nogę. – Tak dobrze?
   - Idealnie... Rozpieszczacie mnie ze Stylesem – mruknęła zadowolona. – Jak ja potem wrócę do normalności?
   - Akurat o to bym się nie martwiła – usiadłam obok niej na kanapie. – Jejku, jak gorąco... – miałam wręcz wrażenie, że materiał przykleił mi się do skóry.
   - Trzeba było jeszcze dłuższe spodnie założyć – parsknęła Alex. – Jest chyba z pięćdziesiąt stopni...
   - Nie będę świecić bandażami – mruknęłam pod nosem, podciągając kolana pod brodę i krzywiąc się, gdy plecy przeszył mi ból. – I co? Udało się? – usłyszałam dźwięki dochodzące z telewizora.
   - Chyba tak – powiedziała Gemma, pogłaśniając. – Choć nie wiem, co my z tego zrozumiemy. Czy to nie będzie po francusku?
   - Chłopcy nie mówią po francusku, więc może coś tam wyłapiemy... – uśmiechnęłam się na samą myśl, że będę mogła obejrzeć ten wywiad z dziewczynami.
   - Chyba się zaczyna... – odezwała się cicho Alex i mogłam usłyszeć, że jest tym równie podekscytowana, co i ja.
   Rzeczywiście nie było łatwo zrozumieć, co mówią prowadzący i mimo iż miałam okazję trochę liznąć francuskiego, to jedyne co udało mi się wyłapać, to kilka pojedynczych słów i nazwę zespołu. Gdy rozległy się piski wiedziałam, że na ekranie musieli pojawić się chłopcy. Po chwili mogłam usłyszeć ich głosy i tak jak się spodziewałam, wywiad był prowadzony po angielsku. „Pewnie leci z napisami...
   - Napisy są po francusku – Alex jak zwykle praktycznie czytała mi w myślach.
   - Panowie... – kobiecy głos z wyraźnie słyszalnym, francuskim akcentem wypełnił pomieszczenie. – Bardzo nam miło, że znaleźliście czas by odwiedzić nas w studio. Zwłaszcza, iż wiemy jak bardzo macie napięty grafik podczas waszego pobytu we Francji. Czy w ogóle uda wam się coś zwiedzić, czy też jedyne co zobaczycie, to widok z okna samochodów, gdy jedziecie na kolejne spotkania?
   - Nie jest tak źle – odezwał się Liam, gdy już wszyscy przywitali się z kobietą i zapewnili, że cieszą się, iż mogą tu być. Fani byli zachwyceni, co bardzo głośno obwieścili. – Choć rzeczywiście nie mamy za wiele wolnego czasu, ale jestem pewien, że uda nam się co nieco zobaczyć.
   - Podobno będziecie honorowymi gośćmi na dzisiejszej paryskiej gali?
   - Co? – zdziwiłam się, bo wcześniej o niczym takim nie słyszałam. „Kolejny lot samolotem? Nie...
   - Ciii... Później... – uciszyła mnie Gemma.
   - To dla nas zaszczyt, że dostaliśmy zaproszenie – odezwał się Harry. – To wielkie wydarzenie i wprost nie mogę się doczekać, by móc zobaczyć to wszystko z bliska.
   - Cała Francja tym żyje od kilku tygodni. W końcu to najważniejsza impreza roku i okazja do nagrodzenia wielu wybitnych osób... – ciągnęła kobieta. – Jestem pewna, że wasi fani nie mogą się doczekać, by ujrzeć was w eleganckim wydaniu...
   - Żeby się nie zdziwili – parsknął Louis, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć, słysząc swojego chłopaka. „Tak niewiele trzeba, by poczuć te motylki w brzuchu...” – Nie jestem pewien, czy zabraliśmy smokingi...
   Okazało się, że poza pytaniami, zaplanowano też jakieś zadania dla chłopaków i fanów i po chwili śmiałam się z tych wygłupów, które wydawały mi się przekomiczne, a przynajmniej Alex i Gemma tak to przedstawiały.
   - Dobra, chwila przerwy – usłyszałam zasapany głos kobiety. – Muszę was jeszcze trochę zasypać pytaniami, bo inaczej fani mi tego nie wybaczą.
   - Boże, oni naprawdę tak się zachowują w telewizji? – Alex wydawała się co najmniej pod wrażeniem.
   - Nie inaczej – parsknęła Gemma.
   - Co się dzieje? – zapytałam, sięgając po sok. „W takich chwilach to, że nie widzę, staje się naprawdę frustrujące...
   - Louis i Harry zaliczyli bliższe spotkanie z podłogą – powiedziała Alex wciąż nie wierząc, że to, co widzi dzieje się naprawdę. – Po tym jak Styles wskoczył, a raczej próbował wskoczyć Lou na barana...
   - Czyli normalne zachowanie w ich wykonaniu – roześmiałam się. Takie wygłupy znałam bardzo dobrze. Przez jakiś czas miałam je wręcz na co dzień.
   - Panowie, nie da się ukryć, że łączy was niesamowita przyjaźń. Ale wasi fani dopatrują się w niej czegoś więcej... Jak bardzo macie dość pytań o Larry’ego?
   - Kto to jest Larry? – odezwała się Alex.
   - Zaraz chyba się dowiesz – zaśmiałam się, wiedząc na co się szykuje.
   - Bardzo, bardzo... – jęknął Louis.
   - Możecie to zdementować – zaproponowała kobieta. – Okazja jest ju temu świetna...
   - Dementujemy to średnio kilka razy na dzień i nic to nie daje, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej? – odezwał się Harry. – Jesteśmy z Louisem naprawdę dobrymi przyjaciółmi, a że czasami trochę się wygłupiamy, to druga sprawa...
   - Czyli Larry nie istnieje?
   - Na pewno nie jako romans – odpowiedział Louis. – Mam cudowną dziewczynę i choć oczywiście bardzo kocham chłopaków i są dla mnie jak bracia, to jednak moją Kate kocham bardziej... – „Boże, zaraz się roztopię z gorąca...
   - To prawda – wtrącił się Liam. – Z Kate przegrywamy z kretesem jeżeli chodzi o jego względy...
   - Awww... Jak słodko... – Alex objęła mnie ramieniem i przyciągnęła do siebie. – Właśnie pokazują wasze zdjęcie... – relacjonowała. – Prześlicznie razem wyglądacie...
   - Tajemnicza dziewczyna ma już imię...
   - I to nawet od urodzenia – parsknął Harry.
   - Dlaczego od razu tajemnicza? – usłyszałam Louisa. – Nigdy się z Kate nie ukrywałem i myślę, że fani od dawna znali jej imię...
   - Ale nic poza nim... – kobieta drążyła dalej.
   - Najwyraźniej nie musieli wiedzieć więcej – wtrącił Zayn i w jego głosie było słychać zniecierpliwienie. – Choć chyba nie docenia pani naszych fanek. One zawsze wiedzą dużo więcej niż się komukolwiek wydaje... – widownia w studio była zachwycona jego wypowiedzią. Od razu rozległy się ogłuszające piski.
   - Ooo...
   - Co? – dopytywałam się, bo zdziwienie w głosie Alex było ogromne. – Co się dzieje?
   - Teraz dla odmiany pokazują moje zdjęcie – jęknęła. – Wyglądam strasznie...
   - Na pewno nie – zapewniłam ją szybko.
   - I jeszcze jakieś zdjęcie z całkiem niezłą laską...
   - Jego znajoma – podpowiedziała Gemma.
   - Czyżbyś chciał nam coś powiedzieć Harry?
   - Całkiem niezłe te zdjęcia – usłyszałam głos przyjaciela. – Moje nogi całkiem zgrabnie wyglądają na tym pierwszym, nie sadzicie? – usłyszałam parsknięcie Nialla. W studio znów rozległy się krzyki, więc to pytanie musiało być skierowane do fanów.
   - Czyżby Harry Styles też był już zajęty?
   - Właściwie ostatnio rzeczywiście cierpię na brak wolnego czasu – zaśmiał się Harry. – Trochę jesteśmy zajęci. Nie da się ukryć...
   - Wiesz, że nie o to pytam...
   - Wiem... – westchnął ciężko. – Choć czasami sam się zastanawiam, o co tak naprawdę pytacie... – słyszałam zniecierpliwienie w głosie przyjaciela. – Gdy jestem z Louisem bierzecie mnie za geja. Gdy jestem z Carą lub jakąkolwiek inną dziewczyną, od razu twierdzicie, że z nią sypiam. To trochę głupie... Nie mogę mieć przyjaciół, bo od razu jestem posądzany o bycie z nimi w związku...
   - Tak się składa, że Harry jest bardzo towarzyską osobą... – Liam najwyraźniej postanowił interweniować. Wcale mnie to nie zdziwiło. On pewnie też wyłapał zniecierpliwienie przyjaciela.
   - Czyli wciąż szczęśliwy singiel – podsumowała kobieta. – Krótka piłka panowie. Ręka do góry, który z was jest w związku...
   - Czy Zayn podniósł rękę? – zapytałam szybko.
   - Tak, a dlaczego...
   - Nie ważne... – powiedziałam, przerywając przyjaciółce i uśmiechając się. „Mam nadzieję, że Perrie to obejrzy...
   - A którzy wciąż szukają swojej drugiej połówki?
   - Co on robi? – Alex aż podskoczyła na kanapie.
   - Co robi? Kto? – dopytywałam się.
   - Chyba właśnie zamierza powiedzieć im o tobie... – powiedziała Gemma.
   - Harry? – usłyszałam głos kobiety. – Czy jednak jest coś, co chciałbyś nam zdradzić?
   - Cóż... Tak jakby poznałem kogoś, ale jeszcze nie rozmawiałem z nią o tej całe sprawie chłopak/dziewczyna...
   To co się stało w studio po tym wyznaniu było nie do opisania. Fani dosłownie oszaleli. A kobieta zdecydowanie była na straconej pozycji, próbując ich przekrzyczeć. Nie udało mi się nawet wyłapać całej odpowiedzi Harry'ego.
   - Idiota... – usłyszałam zdumiony szept przyjaciółki.




   - Niall, idziesz? – spojrzałem na przyjaciela, który znowu wpatrywał się w telefon, a wyglądał przy tym, jakby go coś bolało. I oczywiście w najmniejszym stopniu nie zareagował na moje słowa. „Czyżby ta laska go olała?” Miałem nadzieję, że to nie o to chodzi... – Niall! – trzepnąłem go w ramię. Teraz dla odmiany wyglądał, jakby przeszedł zawał.
   - Jezu! – krzyknął wystraszony, próbując mi oddać.
   - To tylko ja – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Choć mówiono mi już niejednokrotnie, że podobieństwo jest uderzające...
   - Idiota... – mruknął pod nosem.
   - Ej! Tobie nie wolno tak na mnie mówić – oburzyłem się, jednocześnie uśmiechając pod nosem.
   - Ile mam na was czekać?! – ryknął Paul. Złapałem Horana za szmaty i wypchnąłem z windy, nie chcąc już bardziej rozwścieczyć menadżera. Oczywiście, mimo iż to Niall zasnął w windzie, to ja zostałem obdarowany wielce wymownym spojrzeniem. „Nie ma sprawiedliwości na tym świecie...” westchnąłem, wlokąc się za nimi. Reszta już dawno zniknęła w apartamencie. Wszedłem do środka i od razu rozejrzałem się w poszukiwaniu mojego kolorowego Motylka, ale nigdzie jej nie było. – Za dwie godziny mamy samolot. Postarajcie się nie zgubić do tego czasu – powiedział Paul, zostawiając nas samych. Spojrzałem na Kate, która siedziała już wtulona w Louisa.
   - Gdzie...
   - Położyła się chwilę temu – Kate jakby czytała mi w myślach. Gemma kiwnęła mi w stronę pokoju naprzeciwko. Od razu skierowałem tam swoje kroki. Uchyliłem drzwi i najciszej jak się dało wśliznąłem się do środka. Alex leżała na boku, tuląc do siebie poduszkę.
   - Nie śpię – głos dziewczyny przerwał mi skradanie się w stronę łóżka. Położyłem się obok niej, szukając na jej twarzy odpowiedzi na pytania, których jeszcze nie zadałem.
   - Źle się czujesz?
   - Nie... – spojrzała mi w oczy, a ja czułem jakby zaglądała głębiej. – Trochę jestem zmęczona... Nie wiem, jak wy dajecie radę...
   - Kwestia przyzwyczajenia – wzruszyłem ramionami. – Tak myślę...
   - Oglądałyśmy wywiad... – powiedziała cicho, wpatrując się we mnie uważnie.
   - Ach tak... – wzruszyłem ramionami. – I co myślisz?
   - Będziesz miał problemy z mojego powodu?
   - Co? Oczywiście, że nie – zapewniłem ją od razu. – Chciałem podnieść rękę razem z chłopakami, ale w sumie nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat... – wyjaśniłem cicho. – Co ty na to? – uśmiechnąłem się, choć w środku byłem pełen obaw. – Proponuję ci długoterminowy kontrakt. Ja, strona dumnie nazywana chłopakiem – wskazałem na siebie – będę cię kochał i... doprowadzał do szaleństwa przynajmniej kilka razy w tygodniu, a ty – puściłem jej oczko – wniesiesz do naszego związku dokładnie to samo. Zrobisz kolejny krok?
   - Naprawdę tego chcesz, Harry? – nie uśmiechała się. Była zupełnie poważna, a w oczach czaił się smutek.
   - Chcę być z tobą – powiedziałem, odrzucając poduszkę, którą przytulała i przysuwając się do niej. Patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. – Ale chcę również żebyś była szczęśliwa... Czego się boisz, Alex?
   Wpatrywaliśmy się w siebie, a ciszę zakłócały tylko nasze oddechy. Czułem dotyk strachu na kręgosłupie. Najwyraźniej oboje czegoś się baliśmy. Ja byłem przerażony tym, że mógłbym znów ją stracić. Chciałbym zrozumieć jej strach. Wtedy mógłbym z nim walczyć i miałbym jakieś szanse...
   - Że złamiesz mi serce... – powiedziała po przeciągającym się milczeniu.
   - Właśnie to cię spotkało? Ktoś złamał ci serce? – zapytałem szeptem. Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Wprawdzie nie była taka jak Kate, nie wzbudzała od razu we wszystkich instynktów opiekuńczych, ale nie mogłem pojąć, jak ktokolwiek mógłby ją skrzywdzić. – Co się stało?
   - Zakochałam się... – uśmiechnęła się delikatnie. – Pamiętasz jak mówiłam, że nigdy nie byłam w takim związku? – skinąłem głową, przypominając sobie jedną z naszych rozmów. – Byłam w jednym, choć Bóg mi świadkiem, że zrobiłam wszystko, by o tym zapomnieć. By o nim zapomnieć... – dodała.
   - Co on ci zrobił? – poczułem w sobie nienawiść do tego faceta, a przecież jeszcze nie znałem jego win.
   - Kochał mnie... – powiedziała po chwili, zaskakując mnie tym wyznaniem. – Przynajmniej na początku... – westchnęła. – A ja kochałam jego i świata poza nim nie widziałam... Wszystko było jak w tych głupich filmach dla nastolatek. Było idealnie, a Dave... On też był idealny. Myślałam, że lepiej być nie może... Powinnam być mądrzejsza – spojrzała na mnie ze smutkiem. – Życie zawsze w końcu wystawia rachunek. Nie ma czegoś takiego jak idealnie... Powinnam to wiedzieć...
   - Co on ci zrobił? – odezwałem się, gdy zatopiła się w swoich myślach.
   - Próbował mnie zmienić – uśmiechnęła się delikatnie. – Ostatecznie nie byłam dla niego wystarczająco dobra...
   - Co? – byłem w szoku. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić czegoś takiego.
   - Bawiliśmy się, kochaliśmy się i w ogóle było jak w raju... Aż w końcu codzienność przypomniała o sobie – westchnęła. – Nagle okazało się, że nie pasuję... Nie byłam dość dobra, by zabrać mnie na kolację z szefem, czy imprezę pracowniczą. Nie byłam dość dobra, by spacerować po mieście, trzymając mnie za rękę... Na początku niczego nie zauważyłam. Gdy przejrzałam na oczy, było już za późno... Znasz mnie, nie umiem milczeć, gdy coś jest nie tak i wtedy też nie milczałam – uśmiechnęła się. – Ale nie byłam gotowa na to wszystko, co rzucił mi w twarz. Wstydził się mnie. To dlatego nigdy nie trzymał mnie za rękę, gdy byliśmy na mieście... Bo ktoś mógłby nas zobaczyć. Próbowałam się zmienić dla... bo... – zacięła się, a w jej oczach pojawiła się taka rozpacz, że sam poczułem jej ból. – Bo myślałam, że warto... Że jeżeli założę kilka eleganckich kiecek i zrobię nudny makijaż, to będę pasować do wielkiego świata biznesu... że będę pasować do niego... Ale jedyne co tym osiągnęłam, to utrata szacunku do samej siebie i... Zerwałam z nim – wzruszyła ramionami. – Ot, cała moja smutna historia...
   - Dla kogo próbowałaś się zmienić? – spojrzała na mnie wystraszona. Wiedziałem, że zacięła się w tym jednym miejscu nie przypadkowo. – Jest coś jeszcze, prawda?
   Mierzyliśmy się wzrokiem. Przetwarzałem w głowie informacje, próbując je jakoś dopasować do Alex, którą znałem i tylko bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że brakuje czegoś ważnego w tej opowieści. Moja Alex nie pozwoliłaby nikomu się zmienić. To ona zmieniała świat, nadając mu barw. Nie odwrotnie. Ująłem jej dłonie. Były lodowate.
   - Zaszłam w ciążę... – wyszeptała, a w oczach momentalnie pojawiły się łzy. Wstrzymałem oddech, porażony tą informacją i bólem w jej głosie. Wpatrywałem się w nią, bojąc się nawet mrugnąć. – Straciłam dziecko...
   - Tak mi przykro... – przyciągnąłem ją do siebie i otoczyłem ramionami. Wtuliła się we mnie ufnie.
   - Długo myślałam, że to przeze mnie – kontynuowała, a ja zastanawiałem się, czy nie lepiej nie rozdrapywać starych ran. – Gdy powiedziałam mu o dziecku, zaśmiał mi się w twarz i kazał je usunąć. Był taki moment, gdy naprawdę to rozważałam... Myślałam, że mamy jeszcze czas na dziecko. Nawet poszłam  się umówić na zabieg... – zacisnęła palce na mojej koszulce. – Ale nie potrafiłam tego zrobić. Może już wiedziałam, że to nic nie zmieni między mną a nim... A może.... sama nie wiem... Pomyślałam, że przecież miliony kobiet dają sobie radę, wiec dlaczego mi miałoby się nie udać? Ostatecznie jednak życie wystawiło mi rachunek za te chwile w raju... Gdybym tylko wiedziała, że trafie prosto do piekła... – głos jej się załamał i wybuchnęła płaczem. Moja silna i wesoła Alex. W tej chwili naprawdę ciężko było ją dostrzec, ale była tu... Pod tą całą otoczką smutku i niespełnionych nadziei.
   - Przetrwałaś i stałaś się wspaniałą osobą – powiedziałem cicho, tuląc ją do siebie. – Masz Kate. Masz mnie. I chłopaków. I wielu wspaniałych przyjaciół... Nie dałaś się pokonać... Zostałaś sobą...
   - Za jaką cenę? – pociągnęła nosem.
   - Bardzo wysoką, to prawda – przyznałem. – Ale przecież nie zapłaciłaś jej na darmo? Musisz sobie pozwolić być szczęśliwą... Zasłużyłaś na to bardziej niż myślisz. Może już czas, byś przestała udawać silną i niepokonaną? Znajdź dla mnie miejsce, a razem poradzimy sobie ze wszystkim... – spojrzałem w jej zapłakane oczy. – Nie mogę ci powiedzieć, co będzie jutro, za rok, czy za dziesięć lat, ale mogę ci obiecać, że nigdy nie będę się ciebie wstydzić. Pokochałem cię taką jaka jesteś... Kolorową, głośną, trochę zwariowaną, wiecznie uśmiechniętą, a czasami wredną i bezczelną... – wyliczałem, patrząc jej w oczy. – Znam cię, Alex. Dokładnie wiem kim jesteś i podoba mi się to. Przedstawiłem cię mojej siostrze i ona cię pokochała. Jestem pewien, że i moja mama cię pokocha. W końcu po kimś mam ten dobry gust – puściłem jej oczko i poruszyłem komicznie brwiami. – Kocham cię, Tęcza...
   - Ja ciebie też kocham... – powiedziała cicho, wpatrując się we mnie. Przyciągnąłem ją do pocałunku. Teraz rozumiałem wszystko i kochałem ja jeszcze bardziej. Spojrzałem na nią. Uśmiechnęła się delikatnie. – Miałaś rację. Rzeczywiście wodoodporny masz ten makijaż...
   - Idiota – parsknęła, uderzając mnie w ramię.
   - I taką właśnie cię kocham, Wariatko – roześmiałem się, pochylając się nad nią i zagarniając jej usta do kolejnego pocałunku.




   - Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek odwiedzę Paryż – uśmiechnąłem się, słysząc zachwyt w głosie Alex. Dziewczyna wyglądała przez okno i od dobrej godziny podziwiała panoramę miasta, głośno wszystko komentując. „To było naprawdę fascynujące...” – Gdyby nie ta durna noga, to nikt by mnie nie zatrzymał w hotelu...
   - Jutro zabiorę cię na przejażdżkę – obiecał Harry, odciągając ją od okna. – A teraz już usiądź i daj odpocząć nodze...
   - Jak ty elegancko wyglądasz, Styles – zmierzyła go wzrokiem z góry na dół. – Nic tylko brać... – puściła mu oczko, a ja mimowolnie przewróciłem oczami. „Boże, broń przed zakochanymi parami...” westchnąłem.
   - Jeszcze mamy trochę czasu... – Harry zamruczał jej do ucha, poruszając wymownie brwiami.
   - Litości... – jęknąłem, zapinając mankiety. – My wciąż tu jesteśmy – wskazałem na siebie i Nialla, który kompletnie się wyłączył, wciąż uparcie gapiąc się w telefon. „Przysięgam, jeśli ta laska go olała, to własnoręcznie skrócę ją o głowę...” – A przynajmniej ja tu jestem, bo on to chyba chwilowo znajduje się w innym świecie...
   W tym momencie do salonu wkroczył Liam z szerokim uśmiechem na twarzy. To mogło oznaczać tylko jedno. „Danielle...
   - Niall, dlaczego ty jeszcze nie jesteś gotowy? – przerażony spojrzał na przyjaciela. Blondyn oderwał wzrok od komórki i rozejrzał się zdziwiony dookoła.
   - Co?
   - Zaraz ci zabiorę ten telefon... – „Dlaczego groźby w wykonaniu Liama wcale nie są straszne?” – Ubieraj się!
   Niall powlókł się do sypialni, gdzie Louise wcześniej naszykowała mu rzeczy na wieczór. Jeżeli o mnie chodzi, to na miejscu Payne’a nie cieszyłbym się za szybko. Horan wcale nie wyglądał na kogoś, do kogo dotarły słowa przyjaciela. Jak nic zamieni siedzenie na kanapie na siedzenie na łóżku i dalej będzie gapił się w telefon. „Co jest grane?” zastanawiałem się.
   - Proszę was, powiedzcie jej, że wygląda cudownie – Louise wypchnęła Kate z sypialni. Z tyłu Lou właśnie wciągał na siebie spodnie.
   - Wow... – Alex zdecydowanie była pod wrażeniem. Ja też, ale chwilowo zapomniałem języka w gębie. – Słońce, wyglądasz obłędnie...
   - Nie mogę iść w spódnicy... – Louise przewróciła oczami i spojrzała na nas, niemo prosząc o pomoc.
   - Dlaczego? – zdziwił się Harry. – Wyglądasz w niej wspaniale. Z takimi nogami, to najlepiej jakbyś poszła bez...
   - Zboczeniec – Alex trzepnęła go w ramię. – Praktycznie nie widać tych opatrunków na kolanach, jeżeli o to ci chodzi...
   - Też jej to mówiliśmy – wtrącił Louis, stając za Kate i obejmując ją ramionami w pasie. – Ale oczywiście nie chce słuchać...
   - Nie mogę iść w spódnicy... – upierała się, a jej mina wyrażała milion uczuć i myśli. – Przecież mogę zostać z Alex...
   - O tym już rozmawialiśmy i uzgodniliśmy, że idziesz – wtrąciła szybko jej przyjaciółka. – Może po prostu znajdziemy ci coś dłuższego? – Alex spojrzała na Louise, a ta pokręciła głową, zrezygnowana. Najwidoczniej nie miała nić dłuższego. – Albo spodnie... – od razu widać, która opcja bardziej spodobała się Kate.
   - Niech będzie – poddała się Lou. – Spodnie. Choć to grzech chować takie nogi... – wciągnęła Kate do pokoju i zatrzasnęła drzwi. Louis opadł na kanapę obok mnie.
   - Ona jej kazała chyba z milion rzeczy przymierzyć. Nic dziwnego, że Kate ma już dość...
   - Zwłaszcza, że nigdy nie bawiły jej takie przymiarki – dodała Alex, opierając głowę o ramię Harry’ego. – Nie mogę się doczekać, kiedy sobie pójdziecie – powiedziała. – W końcu się wyśpię...
   - Ej! To ty taka jesteś? – oburzył się Styles. – Myślałem, że będziesz nas oglądać, śliniąc się do telewizora?
   - Po co? Przecież zobaczę jak wyglądacie zanim wyjdziecie? – wzruszyła ramionami. – A z relacji po francusku i tak nie zrozumiem ani słowa...
   - Niby tak, ale...
   - Muszę odpocząć. Zaczynam myśleć, że czymś was szprycują, bo to nienormalne, że dajecie radę wytrzymać takie tempo...
   - Po prostu starość nie radość – dogryzł jej Styles, za co zarobił sójkę w bok.
   - Nie zadzieraj ze mną dzieciaku, bo odszczekasz to szybciej niż myślisz...
   - Czyżby? – przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
   - Będziesz dziś dobrze wyglądał, śpiąc na tej kanapie... – Alex obdarzyła go niewinnym uśmieszkiem.
   - No weź... – „Coś mi się widzi, że ona już ma na niego niezawodny sposób...” zaśmiałem się, widząc jego kapitulację.
   - I jak wam się podoba teraz? – Louise odsunęła się na bok i mogliśmy podziwiać strój Kate w całej okazałości. Jedyną zmianę stanowiły spodnie zamiast tamtej spódnicy, ale uśmiech na twarzy dziewczyny mówił wszystko. Tak była w stanie iść. „I wyglądała cholernie gorąco...” musiałem uczciwie przyznać. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wyglądała o wiele seksowniej w spodniach, niż w tamtej spódnicy.
   - Czy te spodnie nie są za ciasne? – zmartwił się Louis, choć pewnie bardziej o to, że wszyscy będą pożerać wzrokiem jego ukochaną. „To masz jak w banku, przyjacielu...” – Nie masz innych?
   - Są idealne – warknęła Louise, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.
   - Sądząc po tym, jak się ślini, to jemu też się podobają – wtrącił Harry. – Wyglądasz ostro, Mała.
   Posypały się komplementy, a Kate stała i czerwieniła się jak zawsze. Nerwowo bawiła się zamkiem kurtki. Znów ubrana była w czerń, ale teraz wyglądała jak chodzący seks. Zaczynałem szczerze współczuć Louisowi.
   - O, wow... – Liam wkroczył do salonu i stanął jak wryty. Jego reakcja była idealnie pasująca do sytuacji. – Wow... Kate... Wyglądasz... Wow...
   - Uspokój się, Payne – Louis posłał mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń i przyciągnął do siebie dziewczynę, całując ją w czubek głowy.
   - Ja przecież nic... – Liam najwyraźniej zdał sobie sprawę ze swojego zachowania. „Lepiej późno niż wcale...” – Gdzie Niall?
   - Jeszcze się ubiera – wskazałem w stronę zamkniętych drzwi. Przyjaciel pewnym krokiem skierował się do sypialni i po chwili rozległy się jego pełnie niedowierzania wrzaski.
   - Horan?!? Dlaczego ty jeszcze nie jesteś gotowy?!? Oddawaj ten telefon! Oddawaj!




   - Gotowa? – zapytałem, wyskakując z samochodu, ledwo się zatrzymał. Adam posłał mi rozbawione spojrzenie.
   - Jesteś pewien, że nie będziemy mieli kłopotów? – Kate jak zwykle martwiła się o nerwy Paula, ale sądząc po wesołych błyskach w jej oczach, była bardziej niż chętna, by przespacerować się paryskimi ulicami. Wyciągnęła dłoń w moją stronę i po chwili stała obok mnie, uśmiechając się radośnie.
   - Nie będzie żadnych kłopotów – zapewniłem ją, splatając nasze palce razem i przenosząc spojrzenie na połyskującą na nocnym niebie Wieżę Eiffla. – Nie wolno nam się ruszać bez ochrony. Adam i Preston są z nami, więc wszystko gra – ruszyliśmy powolnym krokiem przed siebie.
   - Pewnie Paul się nie spodziewał, że wyjdziemy wcześniej z tej imprezy, żeby pospacerować sobie po mieście... – powiedziała, całą sobą chłonąc atmosferę otoczenia.
   - Nic się nie martw – uśmiechnąłem się, widząc na jej twarzy spokój i szczęście. – To był cudowny wieczór i teraz może być tylko lepiej...
   -To miasto naprawdę nigdy nie zasypia... – usłyszałem zachwyt w głosie mojej dziewczyny i zauważyłem szeroki uśmiech, gdy przechodziliśmy obok ulicznego grajka. Próbowałem zobaczyć to wszystko jej oczami, jakkolwiek to brzmi, i nie potrafiłem... Kochałem Paryż z jego brudnymi uliczkami, artystami usiłującymi spełnić swoje marzenia, wiecznie płynącą muzyką i smakiem gorących bagietek... Takie miasto znałem. „Tylko jak miałem je pokazać Kate?
   - To prawda – powiedziałem, obejmując ją ramieniem, gdy przystanęła posłuchać smutnej melodii. Mężczyzna uśmiechnął się znad akordeonu i ukłonił w naszą stronę.
   - Co zagrać, panienko? – zagadnął Kate. Już chciałem jej przetłumaczyć słowa mężczyzny, gdy moja dziewczyna znów mnie zaskoczyła.
   - Coś wesołego – odpowiedziała łamaną francuszczyzną, od razu posyłając muzykowi jeden ze swoich przepięknych uśmiechów. Po chwili uśmiechała się szeroko, wsłuchana w radosną melodię. Wsunąłem mężczyźnie kilka euro do futerału i szczerząc się jak nienormalny, pociągnąłem Kate na dalsze zwiedzanie. – Dziękuję – zawołała, machając facetowi na do widzenia.
   - Czy ty kiedyś przestaniesz mnie zadziwiać? – zapytałem, ciesząc się jak wariat. Uwielbiałem ją taką radosną. Wyglądała przepięknie i cholernie seksownie. „Chooolernie seksownie...” moje drugie ja wtrąciło swoje trzy grosze. Wciąż w imprezowym wydaniu zachwycała i chwilami wręcz pozbawiała mnie oddechu. „Za to przyprawiała coś innego...” roześmiał się ten wredny głos w mojej głowie. Zignorowałem go, a przynajmniej usilnie próbowałem to zrobić... Kate uśmiechała się, wręcz promieniując wewnętrznym szczęściem i spokojem... „Nareszcie...” ucieszyłem się. „Długo czekałem na taki widok...
   - Mam nadzieję, że nie – powiedziała, posyłając mi zalotne „spojrzenie”. – Znam tylko kilka słów... – wzruszyła ramionami.
   - Najwyraźniej więcej niż kilka...
   - Czujesz? Ale pachnie... – zatrzymała się nagle i z przymkniętymi oczami, skupiła się na zapachu. – Chodź! – pociągnęła mnie w lewo. Po chwili i ja mogłem zachwycać się zapachem świeżych wypieków i kawy. Asekurowałem ją, by na nic nie wpadła, ani nie potknęła się o nierówne podłoże i podążałem za nią, choć już teraz mogłem widzieć kawiarnię, do której zmierzaliśmy.
   - Czyżbyś zgłodniała? – zaśmiałem się, widząc cudowny blask w jej oczach.
   - Obiecałeś mi przepyszną bagietkę – przypomniała mi moje wcześniejsze słowa, którymi kusiłem ją, by zgodziła się wymknąć z nudnej imprezy. – I w sumie chłopakom też coś naobiecywałeś...
   - Teraz się nie wymigasz – wtrącił się Adam, uśmiechając się i rozglądając czujnie dookoła.
   - Nawet nie będę próbował – roześmiałem się, wchodząc do środka. Nie mogłem oderwać wzroku od Kate, która chłonęła wszystko dookoła, a na jej twarzy było tylko niczym nie zmącone szczęście. Zaopatrzeni w jeszcze ciepłe pieczywo i wielkie kubki gorącej kawy usiedliśmy na murku po przeciwnej stronie placu. Moja marynarka całkiem nieźle sprawdziła się w roli siedziska. „Louise mnie za to zabije...” Wpatrywałem się w moją dziewczynę i wyobrażałem sobie jak wiele radości sprawiłoby jej zwiedzanie miasta, gdyby mogła się zachwycać jego pięknem. „Tak naprawdę zachwycać...” Podziwiać cudowne zabytki i miejsca, o których dotychczas mogła tylko czytać. Choćbym nie wiem jak bardzo się starał, nie byłem w stanie opisać jej tego wszystkiego tak, by oddać sprawiedliwość pięknu Paryża.
   - O czym myślisz? – Kate wtuliła się we mnie, wbijając we mnie te swoje niesamowite oczy. – Dlaczego jesteś smutny?
   - Nie jestem... – westchnąłem trochę zaskoczony. „Czemu ja się dziwię? W końcu siedzi ze mną najprawdziwszy wykrywacz kłamstw...” – Tak tylko sobie myślę... Chciałbym ci pokazać, jak pięknie wygląda taka rozświetlona Wieża Eiffla na tle ciemnego nieba i tyle innych rzeczy chciałbym... ci pokazać... Chciałbym ci pokazać cały świat...
   - Więc pokaż... – wyszeptała, kładąc swoją delikatną dłoń na moim policzku. Zrozumiała o co mi chodzi. – Powiedz mi, jak to wygląda...
   - To nie to samo... – powiedziałem cicho. „Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe?
   - Masz rację – uśmiechnęła się. – Wtedy poznam Paryż taki, jakim ty go widzisz... Jestem pewna, że będzie równie piękny, jak gdybym sama go oglądała...
   - Jesteś dla mnie za mądra, wiesz? – przyciągnąłem ją do pocałunku.
   - Głupoty gadasz – zaśmiała się, wstając i wyciągając dłoń w moją stronę. – Chodźmy zobaczyć tą Wieżę Eiffla...




   Oparłam głowę na piersi Louisa, wtulając się w jego gorące ciało. Zamknęłam oczy rozkoszując się miarowym biciem jego serca.
   - Zmęczona? – momentalnie otoczyły mnie jego silne ramiona, a głos zabarwiła troska.
   - Trochę... – powiedziałam, nie mogąc zapanować nad ziewnięciem.
   - Chyba trochę bardzo – jego śmiech zadźwięczał mi w uszach niczym najpiękniejsza melodia. „To był magiczny wieczór...
   - Kto by pomyślał, że zwiedzanie jest takie wyczerpujące... – oplotłam go ramionami w pasie. – Dziękuję... To był niezapomniany wieczór...
   - Jeszcze się nie skończył... – szepnął mi do ucha, a moje ciało zareagowało w tak dobrze znamy mi sposób. Zrobiło mi się gorąco i jakoś spanie odeszło na dalszy plan.
   Kilka minut później wchodziliśmy do apartamentu, wcześniej żegnając się z ochroniarzami. Posłałam pełen wdzięczności uśmiech Adamowi. Mimo iż bardzo go polubiłam, brakowało mi Marka. Z nim czułam się jak z przyjacielem.
   - Cześć – rzucił Louis wesoło, prowadząc mnie do sypialni. – Co tam? Jeszcze nie śpisz?
   - No tak jakoś... – odpowiedział Niall, a w jego głosie nie było słychać nic z jego normalnej wesołości.
   - Lou... – powiedziałam cicho, zatrzymując się w miejscu. Wsunęłam torebkę do kieszeni jego marynarki i wskazałam na przyjaciela. – Zaraz przyjdę... – dodałam, wspinając się na palce i całując go w usta.
   - Będę czekał... Siedzi na kanapie... – usłyszałam i po chwili moich uszu doleciał dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie ciężkimi westchnieniami Nialla i cichym popiskiwaniem telefonu, którym pewnie się bawił. Zresztą robił to przez cały dzień. Odtwarzałam w głowie rozkład pomieszczenia, powoli zbliżając się do przyjaciela.
   - Niall... – odezwałam się w końcu, wyciągając przed siebie dłoń. Po chwili poczułam jego ciepłe palce, zaciskające się na moich i ciągnące mnie w jego stronę. Usiadłam obok i wtuliłam się w ciepłe ciało chłopaka. – Co się dzieje, Niall?
   - Nic się nie dzieje, Katy... – westchnął i objął mnie ramieniem. – To tylko ja, głupio użalający się nad sobą...
   - Nie mów tak... – zaprotestowałam. – Na pewno masz powód... – miałam nadzieję, że jego wczorajsza radość potrwa dłużej, ale najwyraźniej niechcący wyświadczyłam mu niedźwiedzią przysługę. – Nie odpisała? – zapytałam, zakładając, że jest to najbardziej prawdopodobna przyczyna jego zachowania. „Jak mogłam się tak pomylić?” próbowałam przypomnieć sobie rozmowę z sympatyczną dziewczyną. – Przykro mi... Myślałam...
   - To ja...
   - Co ty? – zapytałam cicho.
   - Bałem się do niej napisać...
   - Dlaczego? – zdziwiłam się. – Myślałam, że bardzo chcesz ją poznać...
   - Bo chcę. Zresztą sam nie wiem... – powiedział pod nosem. – A właściwie wiem... Ale... – odetchnął głęboko i mocno przytulił mnie do siebie. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i wyląduję na jego kolanach. – A jeśli wcale nie jest taka jak myślę? – dodał cicho po chwili. Uśmiechnęłam się ze zrozumieniem. Nagle wszystko stało się bardziej przejrzyste. „Och, Niall...” Położyłam dłoń na jego policzku, obracając głowę w moją stronę tak, by musiał na mnie spojrzeć.
   - A jeśli jest jeszcze lepsza? – zapytałam, dając mu chwilę na zastanowienie po czym ciągnęłam dalej. – Niall, możesz cale życie marzyć o idealnej księżniczce, ale prawda jest taka, że ideały nie istnieją. A nawet gdyby istniały – uśmiechnęłam się – to byłyby niesamowicie nudne. Może to nie Katie jest tą jedyną, ale jak chcesz się o tym przekonać, jeżeli boisz się ją poznać? Napisz do niej – zachęcałam. – Przecież to właśnie chcesz zrobić, prawda?
   - Jest późno... – mruknął.
   - W Anglii jest godzina wcześniej – przypomniałam mu. – Napisz do niej. Jeżeli już śpi, to przywita dzień z wiadomością od ciebie. Nie brzmi to wcale źle, nie sadzisz? Możesz jej napisać, że zmusiłam cię do wysłania sms-a o tak późnej godzinie. Możecie zacząć rozmowę od ponarzekania na mnie – uśmiechnęłam się. – No, pisz...
   Siedzieliśmy w ciszy. Ja, zastanawiając się, czy coś jeszcze mogłabym powiedzieć, by go przekonać, a on, pewnie zastanawiając się, czy coś jeszcze uda mu się wymyślić, by nie wysyłać tej wiadomości. Uśmiechnęłam się, słysząc ciche popiskiwanie komórki. Dosłownie czułam, jak Niall wstrzymuje oddech. Po chwili odetchnął z ulgą i odłożył telefon.
   - Myślisz, że odpisze? – zapytał cicho.
   - Jestem tego bardziej niż pewna – powiedziałam, w duchu zaklinając na wszystko, by moje słowa okazały się prawdziwe. „Bo przecież dlaczego miałaby nie odpisać?


poniedziałek, 18 listopada 2013

82





   Naprawdę z całych sił starałem się nie narzekać. „Przynajmniej nie głośno” sprostowałem od razu w myślach, bo przecież wiedziałem, jak było... Nie odzywałem się, gdy musieliśmy wcześnie rano wstać, by zdążyć polecieć na wywiad do Lyon. „Czasami naprawdę brakowało mi naszego tourbusa...” westchnąłem. Nic nie mówiłem, gdy fani przed radiem prawie pozbawili nas ubrań, bo barierki nie wytrzymały i ochrona nie potrafiła nad nimi zapanować. Nie marudziłem co pięć minut, że jestem głodny, mimo iż żołądek pewnie przykleił mi się do kręgosłupa i w tym momencie byłbym w stanie zrobić wiele za coś do jedzenia. Niestety co poniektórzy nie mieli już takich oporów co ja... I wcale się nie dziwiłem Paulowi, że już ma nas dość. „A na zegarze dopiero dziesiąta.
   To tylko kilka dni, a my najchętniej rzucilibyśmy to wszystko w cholerę. Zawsze myślałem, że jeżeli idzie o sprawy związane z zespołem, to nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, czy też zniechęcić. Cóż... Myliłem się. Miałem dość marudzenia i naszych wisielczych humorów. Byłem zmęczony udawaniem, jacy to jesteśmy szczęśliwi i uśmiechaniem się podczas kolejnych wywiadów. Prawda jest taka, że wszystkim brakowało uśmiechu Kate i energii Louisa. Choć pewnie i z nimi byłoby trudno... Poobijany Zayn, który wprawdzie bardzo się starał, ale po prostu nie był w stanie wykrzesać z siebie więcej. Niall, który non stop martwi się o swoją Katy i co pięć minut pyta, czy może dzwonili z nowymi wiadomościami też nie jest tym „normalnym” sobą, który potrafił zarazić wszystkich swoim śmiechem. I żeby już totalnie pognębić Paula, mamy jeszcze Harry’ego, a raczej jego ciało, bo duchem to on chyba został w Londynie. Zachowywał się tak, jakby Alex złamała mu serce. Każdy z nas próbował z nim porozmawiać o dziewczynie, ale Hazz unikał tematu jak ognia. Bąkał tylko coś pod nosem i odchodził. Bolało mnie od samego patrzenia na niego. I zachodziłem w głowę, co tak naprawdę się stało... W takim towarzystwie nic dziwnego, że i mnie dopadł dół. Na domiar złego nie mogłem dodzwonić się do Danielle, która jako jedyna mogłaby poprawić mi humor. „Oby zadzwoniła przed wieczornym wywiadem...” westchnąłem, opierając głowę o zimną szybę. Kolejne miasto, które zawsze chciałem zobaczyć, a teraz nawet nie mam ochoty popodziwiać go przez okno samochodu i najchętniej wróciłbym do domu.
   - Zaraz będziemy na miejscu – menadżer postanowił przerwać tę nienormalną ciszę. – Śniadanie już na was czeka.
   - No w końcu... – mruknął Niall, zakładając czapeczkę. Dosłownie wyjął mi te słowa z ust. Mógłbym zabić za coś do jedzenia.
   - Do trzeciej macie wolne – kontynuował Paul. – Gdybyście mieli opuścić hotel, to tylko z ochroną. O tym chyba nie muszę wam przypominać? – podniósł wzrok znad komórki. – I macie być punktualni co do minuty. Nie możemy sobie pozwolić na spóźnienia. Mam nadzieję, że nie muszę wszystkiego od nowa mówić... – spojrzał na nas pytająco.
   - Jeden wykład wystarczy, dzięki – skrzywił się Zayn, poprawiając się na siedzeniu. Jego ręka natychmiast powędrowała do bolących żeber. – Jeżeli o mnie chodzi, to mam zamiar zapakować się do łóżka i nie wychodzić z niego do ostatniej chwili... Tak więc wiecie, gdzie mnie szukać – uśmiechnął się wymuszenie.
   Gdy rozległy się ogłuszające piski i nawoływania wiedzieliśmy, że dojechaliśmy na miejsce. Z przyklejonymi uśmiechami wysiedliśmy z samochodu. Od razu obskoczyła nas ochrona, bo dojście do budynku wydawało się wręcz niemożliwe. Bylismy dosłownie otoczeni morzem fanów. „Jakim cudem oni zawsze wiedzą, w którym hotelu będziemy? Nawet ja tego nie wiedziałem...” Zauważyłem, że Paul szczególnie troskliwie obstawił Zayna, który zrobił się blady jak ściana i krzywił się z bólu, gdy dziewczyny rzucały się na niego. Starałem się prowadzić lekką pogawędkę z fankami, pozując do zdjęć i kierując się do drzwi, ale miałem wrażenie, że dziś to wręcz ponad moje siły. Chyba powinienem wziąć przykład z Zayna i również zapakować się do łóżka. „Tylko najpierw spróbuję jeszcze raz dodzwonić się do Danielle...” postanowiłem. Dotarłem do drzwi jako ostatni, prawie taranując przyjaciela, który rozglądał się niepewnie, w którą stronę powinien iść.
   - Ktoś mi zakosił czapeczkę – jęknął Niall, przeczesując dłonią włosy. Spojrzał tęsknie w stronę fanów na zewnątrz i westchnął zrezygnowany.
   - Kupię ci nową – powiedziałem, otaczając go troskliwie ramieniem i kierując się w stronę restauracji. Zayn i Harry wlekli się bez słowa za nami. Pochód zamykał Paul, który jak zwykle rozmawiał przez telefon.
   - I to niby ma być to słynne One Direction? – usłyszałem rozbawiony głos, który tak dobrze znałem. – Mi to raczej wygląda na jakiś kondukt żałobny. Ewentualnie klub emerytowanych szachistów...
   - Katy!!! Louis! – Niall wyrwał do przodu jak z procy i już ściskał swoją ukochaną „siostrę”, która śmiała się radośnie na ten pokaz czułości. Co najważniejsze i na twarzy Horana zagościł uśmiech. „Nareszcie...” ucieszyłem się. Przywitałem się Gemmą oraz Louisem, ostrożnie przytuliłem Kate, uważając na jej najnowsze rany i ciężko opadłem na krzesło. Dziewczyna wyglądała o niebo lepiej, niż kiedy ostatnio ją widziałem, choć sine ślady na ramionach zdradzały, że daleko jej jeszcze do pełni zdrowia. Zatrzęsło mną ze złości, gdy w niektórych siniakach mogłem rozpoznać ślady palców tego potwora. – Dlaczego nie powiedzieliście, że będziecie z rana? – dopytywał się blondyn, wciskając się na siedzenie obok niej i Louisa. – Jak się czujesz, Katy? Lekarz naprawdę cię wypuścił, czy może uciekłaś ze szpitala? A może...
   - Jezu... Daj jej dojść do słowa, kretynie – Lou rzucił się dziewczynie na ratunek. – Do ostatniej chwili nie było wiadomo, kiedy przylecimy... – mówił, zerkając ze zdziwieniem na Harry’ego. Dopiero teraz zauważyłem, że Hazz jako jedyny wciąż stał i wpatrywał się z napięciem w siostrę. Uśmiechnęła się delikatnie do niego. „Co tu się dzieje?” skupiłem na nich swoją uwagę.
   - Wyjechała? – powiedział to tak cicho, iż miałem wrażenie, że nauczył się tego od Kate. Sam nie wiem, czy to było pytanie, czy może stwierdzenie. Brzmiało tak smutno...
   - Tak... – Gemma odpowiedziała mu równie cicho, jakby ta rozmowa toczyła się tylko między nimi, a po prawdzie to wszyscy się jej przysłuchiwaliśmy z wielką uwagą. „A więc jednak złamała mu serce...” westchnąłem, widząc rozpacz na twarzy przyjaciela. Wyglądał teraz jak siedem nieszczęść. Stał z opuszczonymi ramionami i pochyloną głową, zaciskając usta w cienką linię. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, zastanawiając się, jak my go z tego podniesiemy. Spojrzał tęsknie, a może nawet z zazdrością, na przytulonych do siebie Kate i Louisa.
   - Dobrze was widzieć... – próbował się uśmiechnąć, ale widać było, że daleko mu do radości. Oczy Kate się śmiały do niego, a w jego była rozpacz i rezygnacja. „Takie różne...
   - Przywieźliśmy ci prezent, Harry – Kate posłała mu piękny uśmiech i wyciągnęła do niego dłoń, na której leżało małe, czarne pudełeczko. Hazz sięgnął po kartonik. Pewnie bardziej, by nie sprawić dziewczynie przykrości, niż dlatego, że był ciekawy jego zawartości. Zajrzał do środka. Na widok tego, co tam znalazł, aż oczy mu zabłysły. Spojrzał na Kate i Louisa, a na jego twarzy po raz pierwszy od kilku dni widziałem coś innego niż smutek. „Nadzieję...” Wpatrywałem się w przedmiot, który wyjął z pudełka. Ręka lalki przewiązana czerwoną wstążką. „Co to niby ma być?” zdziwiłem się i chyba nie tylko ja. – Reszta jest w twoim pokoju – dodała Kate. Miałem wrażenie, że jeszcze brzmiały w powietrzu jej słowa, a Harry’ego już nie było. Jak na kogoś, kto ma ogromne problemy z koordynacją, zadziwiająco sprawnie sobie poradził ze slalomem wokół stolików.




   Wybrałem schody, bo zdecydowanie nie miałem cierpliwości, by czekać na windę z tymi wszystkimi ludźmi w holu. Serce tłukło mi w piersi, a w głowie królowała tylko jedna myśl. „Alex.” Ściskałem w dłoni plastykową rękę lalki, którą tak dobrze znałem. To była „ta” ręka. Byłem tego pewien. Widziałem na niej nawet zarysowania od gipsu. Miałem nadzieję, że Louis nie byłby tak okrutny i naprawdę w pokoju czeka na mnie „reszta”. Ta ważniejsza. Dopadłem drzwi i siłowałem się z zamkiem. „W takich momentach żałuję, że zrezygnowano z tradycyjnych kluczy...” warknąłem pod nosem niezadowolony, gdy kolejna próba była nieudana. „Choć pewnie z kluczem też miałbym problemy...” Lampka w końcu zaświeciła się na zielono, a ja wpadłem do środka i zamarłem.
   - Alex... – wysapałem, próbując uspokoić oddech. Jak na razie z marnym skutkiem. Płuca mnie paliły. Dyszałem, jak lokomotywa, wpatrując się w kolorową postać, siedzącą na łóżku. Obok niej leżała „ta” lalka, pozbawiona ręki. Dziewczyna spojrzała mi w oczy, uśmiechając się z pewną ostrożnością. Jakby nie była pewna, czy może. Odetchnąłem głęboko, zbierając się, by coś w końcu powiedzieć.
   - Gdybyś mi tak dyszał przez telefon, wzięłabym cię za jakiegoś zboczeńca – odezwała się. – Coś kiepsko u ciebie z kondycją, Styles – puściła mi oczko. – Może powinieneś...
   - Przyjechałaś... – przerwałem jej, wciąż nie do końca wiedząc, czy mogę pozwolić sobie na radość. „A jeżeli to tylko jakaś pieprzona fatamorgana?” Miałem ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć jej palcem, by się przekonać, że naprawdę tu jest i że jest prawdziwa.
   - Co za spostrzegawczość – zaśmiała się. – Zawsze wiedziałam, że nadawałbyś się na detektywa. Jesteś taki...
   - Zostaniesz? – zapytałem szybko. Po tych słowach całe rozbawienie zniknęło z jej twarzy. Spojrzała mi w oczy i mogłem wyczytać w nich wszystko i jeszcze więcej, ale potrzebowałem to usłyszeć. „Musiałem to usłyszeć...
   - Jeśli zechcesz... – powiedziała cicho.
   - N-na jak długo? – ostrożnie zbliżyłem się do niej, zatrzymując się dosłownie przy samym łóżku. Wpatrywałem się w nią wyczekująco. Zauważyłem wesoły błysk w jej oczach. Popukała w nogę, skrytą pod gipsem. „Brzmiało jakoś inaczej...
   - Muszę to nosić jeszcze co najmniej przez kilka tygodni... – uśmiechnęła się. – Więc pomyślałam, że nudziłabym się w domu...
   - Tylko dlatego przyjechałaś? – usiadłem przy niej. – Żebym zapewnił ci trochę rozrywki?
   - Zawsze niezwykle dobrze ci to wychodzi – uśmiechnęła się, a po chwili dodała już poważniejszym tonem. – Możliwe, że nie tylko dlatego...
   Wszystko we mnie krzyczało, bym się nie odzywał. Bym nie mówił tego, co właśnie zamierzałem. Toczyłem wewnętrzna walkę, niczym dobro ze złem. Próbowałem się przekonać, że nie muszę tego wiedzieć... że przecież mogę się zadowolić tym, iż przyjechała... że nie potrzebne mi żadne deklaracje...
   - W takim razie dlaczego? – powiedziałem, nim ugryzłem się w język. „I to tyle, jeżeli idzie o moje wewnętrzne batalie...
   - Być może... Tak jakby... – widok jej, plątającej się i takiej nieśmiałej, był zdecydowanie wart uwiecznienia. – Chyba dlatego, że też... Tak jakby... Cię kocham... – zakończyła cicho.
   - Tak jakby? – moje serce tłukło się w piersi i wyrywało do niej. Ale chyba moja głowa żyła swoim życiem. Wcale nie chciałem jej dręczyć.
   - Może na pewno... – powiedziała, patrząc mi w oczy. Widziałem w nich te cudowne błyski. Śmiały się do mnie.
   - Może? – przysunąłem się bliżej i zawiesiłem wzrok na jej ustach. Uśmiechnąłem się zadowolony widząc, że zwilża je językiem.
   - Na pew... – wyszeptała, nim zaatakowałem pocałunkiem jej wargi. Dla tego szczęścia, które teraz dosłownie płynęło przeze mnie, warto chyba było tak pocierpieć te kilka dni. „Jest moja...” ucieszyłem się, błądząc dłońmi po jej ciele. Była tu i kochała mnie. W końcu się przyznała do tego, co ja wiedziałem już od dawna. Przez głowę przemknęła mi myśl, by ją wypytać o źródło jej strachu, ale odłożyłem to na później. Teraz chciałem tylko jej ust i tego, by nie przestawały mnie całować. Jej dłoni, które właśnie zrywały moją koszulę i dobierały mi się do spodni. Jej ciała, które powoli opadło na pościel, nakryte moim. Wsunąłem dłoń pod kwiecistą sukienkę, czując pod palcami drżenie jej ciała. Dosłownie kilka sekund zajęło mi zerwanie z niej tej orgii kolorów. „Sukienki zdecydowanie są niedocenianie” uśmiechnęłam się, widząc nie mniej barwną bieliznę. I gips, a raczej...
   - Skąd... – położyłem rękę na plastykowym stabilizatorze.
   - Louis jakoś to załatwił – powiedziała drżącym głosem. – Jest dużo lżejszy i łatwiej się poruszać o kulach...
   - Dlaczego od razu takiego nie dostałaś? – spojrzałem jej w oczy i przez chwilę widziałem w nich coś, co mi się niezbyt podobało.
   - Jest drogi... – usłyszałem jej cichy szept. – Nie chci... – przerwałem jej pocałunkiem.
   - To bez znaczenia – wyszeptałem prosto w usta. – Ważne, że już go masz...
   „Boże, jak ja za tym tęskniłem...” westchnąłem przerywając pocałunek i zachłannie wciągając powietrze. Zajęło mi to ułamek sekundy i już z powrotem mogłem pieścić ustami jej skórę, zmierzając ku upragnionemu celowi. „W końcu musiałem przywitać się z moimi ulubionymi motylkami...” Alex wiła się pod dotykiem moich dłoni, pojękując cicho i ponaglając mnie chwilami. Uwolniłem jej piersi ze stanika i aż zachłysnąłem się powietrzem widząc, jaka zaszła tu zmiana. Wpatrywałem się jak urzeczony w dodatkowego motylka. Był jakby kopią tego największego. Pasowały do siebie. I może byłem naiwny, doszukując się jakiś ukrytych przesłań, ale wydawało mi się, że czerwone plamy na dolnych skrzydełkach przypominają serca, a zieleń, która dominowała, na upartego była podobna do koloru moich oczu. Spojrzałem na Alex, która obserwowała mnie uważnie, uśmiechając się tajemniczo.
   - Czy to...
   - Tęskniłam za tobą... – „Tak po prostu...” westchnąłem zachwycony. Topiłem się od żaru mojego uczucia. „A może naszego?
   - Wiem... – posłałem jej łobuzerski uśmiech, wciąż zachwycając się „moim” motylkiem. –  Ja też bym za sobą tęsknił...
   - Idiota... – parsknęła, przyciągając mnie do siebie. Przejechałem kciukiem po świeżym tatuażu i spojrzałem jej głęboko w oczy.
   - Wariatka... – powiedziałem cicho, pochylając się nad nią. Mało romantyczne burczenie w brzuchu wypełniło pomieszczenie.
   - Jesteś głodny? – uniosła brwi.
   - Jestem... – musnąłem jaj wargi swoimi. – Wręcz umieram z głodu... – dodałem, rzucając się na jej usta niczym wygłodniałe zwierzę. To było niesamowite. Pożądanie pociągnęło nas oboje ze zdwojoną siłą. Miałem wrażenie, że moje serce ledwo nadąża z pompowaniem krwi. A może tylko mi się tak wydawało, bo przecież cała krew została wysłana w jedno strategiczne miejsce. Zerwałem z siebie spodnie razem z bokserkami i zachwycałem się tym, że Alex pożera mnie wzrokiem. – Z tym twoim dziwnym spojrzeniem, wyglądasz jak jakiś pedofil – zaśmiałem się, zsuwając z niej ostatni skrawek materiału.
   - Wszystkie dzieci mi to mówią – parsknęła, przejeżdżając palcami po moim brzuchu i wpatrując się w mój tatuaż. Przeniosła spojrzenie na moją twarz i mogłem zatopić się w otchłani jej tęczówek. – Chodź tu, dzieciaku – powiedziała zmienionym z pożądania głosem i przyciągnęła mnie do pocałunku.
   - Zaraz ci pokażę „dzieciaka” – mruknąłem, gdy oderwaliśmy się od siebie,  by zaczerpnąć powietrza.
   - Nie wiem, czy akurat tak bym go nazwała, ale niech ci będzie... – uniosła głowę, prosząc o pocałunek. „Jakby w ogóle musiała prosić...” parsknęło moje drugie ja. Delikatnie przygryzłem jej wargę, by po chwili wypościć ją z głośnym jękiem. Jej dłoń na moim „przyjacielu” działała cuda. To była istna magia. Ten dotyk sprawił, że miałem ochotę wyć z rozkoszy, ale zamiast tego zająłem się tym, by i jej było dobrze. Po chwili nasze westchnienia wypełniły pomieszczenie. – Harry... – poczułem jak przetacza się przez nią silny dreszcz i uśmiechnąłem się zadowolony. „To ja to sprawiłem...” Wystarczyła jednak sekunda, by jej unoszące się do góry biodra, skierowały moje myśli na inne tory. „Takie bardziej gorące.
   I tym razem była w nas pewna nieporadność i ostrożność, a wszystko za sprawą nieszczęsnego gipsu. Jednak, gdy odnaleźliśmy odpowiednią pozycję, już nic nas nie mogło zatrzymać. „Mnie na pewno.” Poruszałem się w jej gorącym wnętrzu, zapatrzony w „mojego” motylka. „Czy potrzebowałem lepszej deklaracji?” Miałem ją wymalowaną trwałym atramentem na jej skórze. Chciałem się do niego przyssać, ale zdecydowanie tatuaż był jeszcze za świeży. „Co się odwlecze...
   - Kurwa... Alex! – warknąłem, gdy raz po raz zaciskała mięśnie na moim przyjacielu w taki sposób, że myślałem, iż zaraz zwariuję. Przyspieszyłem, zaciskając zęby na jej ramieniu, by stłumić budujący się we mnie krzyk. Sięgnąłem dłonią między nasze ciała, zdając sobie sprawę, że zmierzam do mety zdecydowanie szybciej niż ona. „Nie zrobisz mi tego, kochanie...” Przyssałem się do jej piersi i uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jej głośne westchnienia, przyspieszony i drżący oddech, a także niecierpliwe warknięcia. „Tak lepiej...” oceniłem zadowolony i była to chyba ostatnia w miarę klarowna myśl w mojej głowie. Potem już tylko pieprzone fajerwerki.
   - Chyba właśnie przeszedłem zawał – wysapałem po chwili z głową opartą na ramieniu Alex. Z trudem nabierałem powietrze i dosłownie nie mogłem się ruszyć. Wciąż obejmowała mnie swoim gorącym wnętrzem i samo wspomnienie o tym, uruchomiło jakąś zapasową baterię w mojej głowie. Znów robiłem się twardy. Spojrzałem w brązowe tęczówki i uśmiechnąłem się łobuzersko.
   - Chcesz mnie zabić? – wysapała, kręcąc głową z niedowierzaniem.
   - Zdecydowanie nie mam tego w planach – przyssałem się do jej opuchniętych warg. – Ale zawsze mogę spróbować – poruszyłem się w niej powoli. – Jesteś cudowna...
   - Już mnie zaliczyłeś, Styles, nie musisz więcej słodzić – przejeżdżała paznokciami po moich plecach, rysując ścieżkę wzdłuż kręgosłupa. – Wiem, że daleko mi do ideału...
   - Jesteś głupia – cmoknąłem ją czubek nosa, uśmiechając się zawadiacko. – Wiesz co jest w tobie idealne? – spojrzała na mnie, wyczekując odpowiedzi. Poruszyłem się w niej gwałtownie. – W tym momencie, to ja... – parsknęła śmiechem, przyciągając mnie do siebie.
   - Jesteś idiotą – wyszeptała, nim zamknęła mi usta namiętnym pocałunkiem. Uniosła biodra, dając mi do zrozumienia, że czas na rundę drugą. „Moja wariatka...




   - Uciekasz od towarzystwa? – odezwałam się, wychodząc za Zaynem na balkon. Zatrzymałam się za drzwiami, nie bardzo wiedząc, w którą stronę się skierować.
   - Aż tak widać? – mruknął pod nosem. Usłyszałam kroki i po chwili poczułam jego palce zaciskające się na mojej dłoni. Pociągnął mnie do siebie i po już chwili opieraliśmy się o barierkę. Czułam na twarzy ciepłe promienie słońca. – Jak się czujesz, Mała?
   - Całkiem dobrze – uśmiechnęłam się, przewracając oczami na to określenie, które niestety już chyba się przyjęło na stałe. – O dziwo... A ty?
   - Mam tylko kilka siniaków... To nic takiego – powiedział. – Wygląda na to, że mam więcej szczęścia niż rozumu.
   - A jak się czujesz... tak naprawdę... – dodałam ciszej. Tym razem nie odezwał się z żadną zbywającą mnie formułką.
   - Sam nie wiem... – odezwał się po chwili, gdy już myślałam, że jednak nie zaszczyci mnie żadną odpowiedzią. – Wciąż jeszcze nie rozmawialiśmy... – westchnął ciężko. – Cały czas szukam wymówek, by do niej nie zadzwonić...
   - Zayn...
   - Nie musisz mi mówić, że źle robię, Kate... – nie dał mi dojść do słowa. – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, co do niej czuję, ale to nie znaczy, że nie mam żalu...
   - Myślę, że Perrie sama już się ukarała – powiedziałam, pocieszająco obejmując go ramieniem. – Musi być jej bardzo ciężko teraz... Została całkiem sama. Bez przyjaciółki i bez chłopaka... Nie wiedząc, na czym stoi... Nie wierzę, że jest ci obojętne jej cierpienie. Męczycie się oboje, Zayn... A przecież nie musi tak być...
   - Nie jestem tobą, Kate – poczułam jego usta na czole. – Nie potrafię tak łatwo wybaczać...
   - Wiem... – powiedziałam. – Może nie jest łatwo, ale na pewno potrafisz wybaczać... Kochasz ją?
   - Tak – odpowiedział natychmiast. „Oczywiście, że tak...
   - W takim razie już jej wybaczyłeś, Zayn... – uśmiechnęłam się do niego. – Znasz ją przecież lepiej niż ktokolwiek. Wiesz, że chciała dobrze... Dla wszystkich... To naprawdę cudowna cecha... Boisz się jej zaufać, ale przecież bez zaufania nie ma miłości... A skoro twierdzisz, że ją kochasz... Może to, co cię powstrzymuje, to po prostu strach...
   - Niby czego się boję? – odezwał się cicho.
   - Podjęcia decyzji? Nikt tego za ciebie nie zrobi... – dodałam, opierając głową na jego ramieniu.
   - Wiem... – usłyszałam po chwili razem z głośnym westchnieniem.
   - Katy!!! – drgnęliśmy na ten okrzyk Nialla. Po chwili jego kroki zadudniły na balkonie. – Dlaczego się nie chwalisz? Pokaż...
   - Co? – zdziwiłam się, wyrwana z moich myśli odnośnie Perrie i Zayna.
   - No jak to co? Tatuaż.
   - Zrobiłaś tatuaż? – usłyszałam zdziwienie w głosie Zayna. Mogłam sobie wyobrazić, jak patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami i pewnie nie wierzy. – Tego motylka mamy?
   - Tego – uśmiechnęłam się, podciągając rękaw bluzki jak najdalej się dało. Słyszałam rozbawiony głos Louisa, potwierdzającego Liamowi, że naprawdę zrobiłam ten tatuaż. „Co w tym takiego dziwnego?” – I jeszcze jednego...
   - Co? – dłoń Nialla pomogła mi z bluzką, bo najwyraźniej już się nie mógł doczekać. – Ja pierniczę... – powiedział na wydechu. – Zaszalałaś...
   - Jest śliczny, Kate – nie wiedzieć kiedy Liam znalazł się obok nas.
   - Ale trzy? Dlaczego akurat trzy? – dopytywał się Niall, wciąż przytrzymując materiał bluzki.
   - Właśnie – odezwał się Zayn. – Dlaczego aż trzy?
   - Powiedz im kochanie – Lou podszedł do mnie i objął w pasie ramionami. Poczułam muśniecie gorących warg obok „tego” motylka. – To wam się spodoba...
   - To jest ten twojej mamy... – Liam dotknął palcem skórę obok wspomnianego tatuażu.
   - Tak – uśmiechnęłam się zadowolona, że pamiętał. – Ten zawsze chciałam zrobić... Dla niej. Dla taty. Też dla babci - wzruszyłam lekko ramionami, nagle przygnieciona faktem, że nikogo z nich już nie ma. Nigdy nie będę mogła przedstawić im mojego wspaniałego chłopaka, ani cudownych przyjaciół.
   - Dla rodziny... – usłyszałam ciche słowa Zayna.
   - Tak, dla rodziny, którą kocham całym sercem i która nigdy nie pozwoliłaby mnie skrzywdzić – powiedziałam. – Więc i dla was. I dla Alex... Jesteście moją rodziną i bardzo was wszystkich kocham – z całej siły próbowałam się nie rozpłakać, choć czułam, że jestem na przegranej pozycji. Wzięłam głęboki wdech. – Ten obok jest dla kogoś, kto sprawił, że jestem szczęśliwa i czuję się na tyle bezpiecznie, by móc rozwinąć skrzydła...
   - Dla kogo? – zapytał szybko Niall, a po chwili jęknął z bólu. – Za co?
   - Za nic... Chyba logiczne, że chodzi o Louisa – parsknął Liam, a ja poczułam usta mojego chłopaka na skroni.
   - Wcale nie takie logiczne – mruknął Niall. – Mogło przecież chodzić o mnie...
   - Jasne... Gdyby to była lodówka, to pewnie byłoby dla ciebie – wtrącił Zayn. – A ważka? To jest ważka, tak?
   - Tak – uśmiechnęłam się i pewnie strzeliłam popisowego buraka. – Nowe życie... Ona jest dla kogoś, dzięki komu w ogóle mogę planować jakąkolwiek przyszłość z Louisem... – usłyszałam jak Zayn wstrzymuje oddech i posłałam mu nieśmiały uśmiech. W oczach czułam łzy. – Dzięki komu mogę tu dzisiaj być z wami... Kto uratował mi życie... Więcej niż raz... – przytuliłam przyjaciela, który wciąż jeszcze nic nie mówił. – Dziękuję ci...
   - To ja dziękuję...




   - Zapomnij! – Niall dla wzmocnienia swojej wypowiedzi jeszcze pokręcił przecząco głową. Brakowało tylko, żeby tupnął nogą i mielibyśmy komplet. – Nigdzie nie idę. Jeszcze mi życie miłe...
   - Ktoś musi po niego iść... – jęknął Liam, zerkając nerwowo na telefon. – Za pół godziny przyjdzie Paul i nie zostawi na nas suchej nitki, jeżeli nie będziemy w komplecie. Już i tak sporo nerwów mu napsuliśmy...
   - To niech Louis idzie – powiedział Zayn, patrząc na mnie. – Tobie nic nie zrobi...
   - Żartujesz? – spojrzałem na niego jak na idiotę. – Pewnie wyrzuci mnie przez balkon i nawet się nie pofatyguje, by najpierw otworzyć drzwi... Jestem za piękny, by umierać w taki sposób...
   - Czy wy nie przesadzacie? – Kate chichotała od dobrych kilku minut, przysłuchując się tej naszej wymianie zdań. – My wciąż rozmawiamy o pójściu po Harry’ego, tak?
   - Nie inaczej – zaśmiałem się. – Chyba nie myślisz, kochanie, że on dobrowolnie opuści Alex...
   - Zwłaszcza po tych ostatnich dniach – wtrącił Liam. – Zachowywał się jak wariat i mam tylko nadzieję, że Alex przeżyła to spotkanie, bo tak do niej poleciał, że nie wiem, czy zdążył wyhamować...
   - Ja mogę pójść. – „Oczywiście, bo przecież tam, gdzie czterech facetów się boi pójść, to Kate wystarczy posłać...” przyciągnąłem ją do siebie.
   - Ciebie w ogóle nie bierzemy pod uwagę, bo jesteś dla nas zbyt cenna, by ryzykować – powiedziałem. – A poza tym, nie puszczę cię samej, a ja zbyt się boję, by iść z tobą...
   - Zawsze możecie wylosować „ochotnika” – zaproponowała, rumieniąc się na moje słowa i wtulając w mój bok.
   - Nie! – Niall jak zwykle oburzył się na losowanie. – I tak wiadomo, że padnie na mnie. To niesprawiedliwe...
   - Nie marudź – powiedziałem, sięgając po leżące na stoliku zapałki z logiem hotelu. – Krótka i mamy „szczęśliwca” – uśmiechnąłem się, skracając jedną zapałkę.
   - Ale ty nie trzymasz! – zawołał Niall, jakby to miało mu w czymś pomóc. – Daj Katy...
   - Nie zapominaj, że moja dziewczyna przynosi szczęście tylko mi – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, podając jej zapałki.
   - Jeszcze zobaczymy... – powiedział. Po chwili losowaliśmy zapałki, modląc się o szczęście. – To niesprawiedliwe!!! – wydarł się Niall, rzucając na stół ułamane drewienko. – Jeszcze raz! – zażądał jak zawsze.
   - Może pięć razy? – parsknąłem. – Nie płacz, tylko szuraj wyciągnąć Stylesa z ramion Alex. I możesz go zlać po drodze, że wyłączył telefon...
   - Nie chcę... – jęknął. – Czy wy naprawdę chcecie mieć mnie na sumieniu? Jestem za młody by umierać i za mało doświadczony, by widzieć, co się tam dzieje... – wybuchnęliśmy śmiechem na te jego lamenty.
   - Chciałbyś – parsknął Zayn. – Idziesz, stary. Pamiętaj, że masz jaja...
   - No... Aż dziwne, że mogę chodzić, takie wielkie... – mruknął pod nosem, a ja aż się oplułem, wybuchając śmiechem. „Podkrada teksty Harry’emu, czy jak?
   - Nie marudź – powiedziałem. – Przyda ci się trochę doświadczenia, gdy w końcu znajdziesz tą swoją księżniczkę...
   - A propos księżniczek – Kate zaczęła szukać czegoś w torebce. – Mam coś dla ciebie, Niall...