poniedziałek, 29 kwietnia 2013

54




   Życie w trasie... Wbrew pozorom wcale nie jest to tak ekscytujące, jak się wielu osobom, a już zwłaszcza fanom, wydaje. A właściwie jest, ale tylko, gdyby pominąć tą część straconą na dojazdy. Długie godziny spędzone w drodze, choćby nie wiem jak było wygodnie i tak ciągną się niemiłosiernie. „Co można robić na tak ograniczonej przestrzeni?” westchnąłem ciężko, próbując właśnie znaleźć odpowiedź na to pytanie. Po jakimś czasie nawet najlepsza gra się nudzi... Leżąc na kanapie, oddawałem się właśnie mojemu ulubionemu zajęciu. Obserwowanie kumpli zdecydowanie było bardziej interesujące od wszystkiego, co mogłem w tej chwili wymyślić. „Zazwyczaj tak było...” Dziś tylko Harry sprawiał, że jeszcze nie umarłem z nudów. Niall oglądał jakąś powtórkę meczu, chociaż gdybym miał być szczery, to jak dla mnie więcej drzemał, niż patrzył w telewizor. Mark wciąż uparcie klikał w klawiaturę swojego laptopa, próbując rozpracować poziom, na którym utknęliśmy wcześniej. „Ten to ma wytrwałość...” uśmiechnąłem się pod nosem. „Mi już z trzy razy by się to znudziło...” Liam uparcie twierdził, że pomaga mu to rozgryźć, ale wszyscy wiedzą, że specjalista z niego żaden. Nasi zakochani wciąż na górze spali sobie smacznie. Za to Harry... Po odespaniu kaca, wydawał się być w dużo lepszym stanie, niż rano. A od dobrej godziny zawzięcie klikał w ekran telefonu, szczerząc się przy tym jak głupi. Sprawdziłem wszystkie opcje... Żadnych nowych postów na Twitterze, czy Instagramie... Odrzucając większość możliwości, pozostała tylko jedna...
   - Z kim piszesz, Hazz? – odezwałem się, przerywając tą pozorną ciszę. Ledwo powstrzymałem się, by nie parsknąć śmiechem na widok jego miny. „Tak wygląda ktoś przyłapany na gorącym uczynku...” Spojrzał na mnie, jakby nie wiedząc o co mi chodzi.
   - Pewnie zamęcza Alex – mruknął Niall, leniwie ładując kolejnego chipsa do ust.
   - Wcale jej nie zamęczam – oburzył się Harry. – Do ósmej jest w pracy. Ma się odezwać, jak już będzie w domu...
   - To skoro nie z nią, to z kim? – nie odrywałem od niego wzroku. Jeśli miałbym zgadywać, to ta mina świadczyła o tym, że właśnie usilnie próbuje wymyślić, co powiedzieć, by nie mówić prawdy... „Coś ciężko z tym myśleniem u niego dzisiaj...” zaśmiałem się w duchu. Zdecydowanie zbyt długo zwlekał z odpowiedzią. Jeszcze chwila i będzie więcej zainteresowanych tą informacją...
   - Co ty kombinujesz? – odezwał się Liam, patrząc na niego podejrzliwie. „Dokładnie...” uśmiechnąłem do swoich myśli, bo kolejny raz miałem rację. – Nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie?
   - Ze znajomą piszę... – mruknął pod nosem niczym obrażone dziecko i wciąż uparcie unikał spojrzenia w naszą stronę.
   - Z jaką? – zainteresował się Niall. Nawet jemu nie umknęło dziwne zachowanie przyjaciela.
   - Nie znasz...
   - Skoro nie znamy, to dlaczego to taka tajemnica? – spytałem.
   - Może to ten rudzielec, z którym się przespał... – rzucił Nialler, pochłaniając kolejną garść czipsów. Sądząc po rumieńcu Harry’ego, chyba trafił w dziesiątkę.
   - Nie przespałem się z nią – warknął. – Spaliśmy obok siebie...
   - Jasne – zaśmiał się blondyn. – A teraz umawiacie się na kolejne wspólne zaśnięcie obok siebie na kanapie? Tak to się teraz nazywa?
   - Tak sobie piszemy... – powiedział cicho Harry i w tym momencie komórka oznajmiła nową wiadomość. Przeczytał ją szybko i zaśmiał się pod nosem. Zerknął na nas i zabrał się za odpisywanie. I cały czas szczerzył się do telefonu.
   - Jakaś niezła musi być... – rzuciłem, czekając na jego reakcję.
   - Jest... – wyglądał jakby się namyślał. – Jest zabawna. I jej angielski jest strasznie śmieszny. Zwłaszcza w połączeniu z tym dziwnym akcentem. Jest strasznie nieśmiała i wiecznie się czerwieni. Jak zażartowałem coś na temat jej mokrych majtek, to myślałem, że mi zejdzie na zawał, albo jakiegoś udaru dostanie z przegrzania...
   - Niezła jakaś? – zapytałem ponownie licząc, że będzie bardziej domyślny. „No przecież nie o jej walory wewnętrzne mi chodzi...
   - Normalna... – powiedział, wzruszając ramionami.
   - Czyli nic specjalnego – zaśmiał się Niall. – A już myślałem, że to jakaś gorąca laska i masz zamiar ją wyleczyć z tej nieśmiałości... – poruszał zabawnie brwiami.
   - Jesteś idiotą – mruknął Harry pod nosem, zajęty czytaniem kolejnej wiadomości, która nadeszła w międzyczasie. I ponownie wyszczerzył zęby w uśmiechu, odpisując na nią.
   - A gdybyś miał wybrać – zaczął Niall, nagle bardziej zainteresowany przyjacielem, niż meczem w telewizji. – To ona, czy Alex?
   - Dlaczego niby miałbym wybierać? – zdziwił się. – Przyjaźnić mogę się z obiema.
   - Przyjaźnić... – Horan zaśmiał się pod nosem. – Jaki z ciebie przyjacielski chłopak się zrobił ostatnio. Nic tylko byś się przyjaźnił ze wszystkimi...
   - A to źle? – pojawienie się Kate zaskoczyło nas wszystkich.
   - Jezu, Mała, poruszasz się jak jakaś ninja – wysapał Hazz, przechodząc właśnie mały zawał. „Mówiłem, że wygląda jakby miał coś na sumieniu...” Jednak przyjście dziewczyny zasadniczo zmniejszyło nasze zainteresowanie nim.
   - Wyspana? – odezwał się Liam, o którego obecności prawie zapomniałem.
   - Tak, dziękuję – uśmiechnęła się, nadal stojąc w przejściu. – Mogę z wami posiedzieć? Louis wciąż śpi...
   - Jeszcze pytasz? – zerwałem się na nogi, chwytając ostrożnie jej dłoń i ciągnąc w stronę wolnego miejsca obok mnie. – Siadaj. Chcesz coś do picia?
   - Albo do jedzenia? – dodał Niall. – W sumie to co z tym McDonaldem? Mieliśmy się w jakimś zatrzymać...
   - Musimy zjechać z autostrady... – wtrącił się Mark.
   - To co z tym piciem? – zapytałem cicho, patrząc jak zsuwa buty i układa je równo na podłodze, a następnie siada po turecku.
   - Jeżeli to nie problem, to napiłabym się herbaty – powiedziała cicho.
   - Powinna jeszcze być w termosie – ponownie odezwał się Liam. Wstałem i po chwili podawałem dziewczynie kubek.
   - A tak swoją drogą, to co wyście z Louisem w nocy robili, że tacy wymordowani dzisiaj jesteście? – rzucił Hazz i dopiero nasze przerażone spojrzenia skierowane w jego stronę powiedziały mu, że z jakiegoś powodu nie powinien o to pytać. „No tak, spał, gdy Liam wspomniał nam o kolejnych koszmarach Kate.” Zauważyłem, że dziewczyna zaczerwieniła się i ukryła twarz za kubkiem. „Ale się uśmiechała...” Nieśmiało, tajemniczo, ale zdecydowanie wesoło... „Czyżby Lou znalazł jakąś niezawodną metodę przeganiania złych wspomnień?


   Byliśmy pogrążeni w rozmowie na jakiś kolejny błahy temat, gdy nad nami coś nieźle huknęło.
   - Kurwa mać! – rozległ się krzyk Louisa. – Który z was, debile, zostawił karton pod drzwiami? Chcecie mnie zabić?
   - Ups... – wymknęło mi się. Spojrzałem na rozbawionych przyjaciół. – Miałem go znieść na dół, ale coś mnie rozproszyło... – mruknąłem, przypominając sobie, że wtedy akurat zająłem się odpisywaniem na wiadomość od Lou. – Jak już go znalazłeś, to możesz go znieść na dół! – krzyknąłem.
   - I jeszcze czego? – warknął. – Zaraz ci go w dupę wsadzę, to nauczysz się zostawiać swoje rzeczy... – Louis pojawił się w drzwiach z pudełkiem w rękach. – A gdyby to Kate się o niego potknęła? – spojrzał na mnie wymownie. – Myśl czasami, co robisz...
   - Przepraszam... – powiedziałem skruszony, odbierając od niego karton. Zerknąłem na dziewczynę, ale wydawała się być rozbawiona całą tą sytuacją. – To się już nie powtórzy – obiecałem. - Słowo skauta.
   - Co tam masz? – zapytał Niall siadając, by zrobić miejsce dla Lou, który od razu przyciągnął Kate do siebie i otoczył ramieniem. Uśmiechnąłem się widząc, jak skrada jej całusa. „Zaglądają sobie w oczy, jakby jakąś wielką tajemnicę dzielili...” przemknęło mi przez głowę.
   - No... Te prezenty od Alex... – mruknąłem, zajęty dobraniem się do środka. – Zapomniałem o nich wcześniej.
   - Prezenty? – Horanowi chyba się lampka w oczach zapaliła.
   - Na twoim miejscu nie liczyłbym na nic do jedzenia – zaśmiałem się na widok jego rozczarowanej miny. – Ma ktoś nożyczki? – warknąłem zniecierpliwiony. – Ona chyba ma za dużo taśmy... – Liam podniósł się z miejsca i po chwili podał mi nożyk. „No tak, mamy przecież kuchnię, geniuszu...” – Dzięki... – sprawnie otworzyłem pudełko i zajrzałem do środka. „Gazety?” zdziwiłem się. Sięgnąłem ręką do środka wyjmując coś owiniętego papierem.
   - Nie wiem, co to jest, ale jak nic, jest dla mnie – ucieszył się Niall i wyrwał mi z rąk... to coś. – Co to może być? – zastanawiał się, oglądając przedmiot dookoła. Louis parsknął śmiechem.
   - Wygląda trochę jak nocnik – powiedział. – A pamiętając oryginalną zastawę Alex zakładam, że to jest twój nowy kubek...
   Blondyn chyba nie był do końca przekonany co do prawdziwości słów przyjaciela. Obracał w dłoniach ceramiczne coś z wizerunkiem irlandzkiego skrzata, który właśnie oddawał garnek ze złotem w zamian za tort. Ucho, a raczej tak mi się wydawało, że to ucho, pomalowane było w barwy Irlandii.
   - Myślicie, że można tu coś nalać? – spytał niepewnie.
   - Wierz mi – zaśmiał się Lou. – W porównaniu z jej zastawą, ten kubek nie wygląda wcale źle. Daj następny – wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco.
   Kolejny... hmm... kubek przedstawiał się równie interesująco. Wyglądem przypominał popielniczkę i chyba właśnie tak miał wyglądać sądząc po malunkach. Z jednej strony papierosy na różnym etapie spalenia, a z drugiej komiksowy Malik pindrzący się przed lustrem. Wypisz wymaluj Zayn. Podałem mu jego własność. Zauważyłem, że Lou mówi coś Kate do ucha i nie spuszcza wzroku z kubka Zayna. Odpakowałem kolejny i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
   - Jak dupa, to musi być twoje – parsknął Niall, wyrywając mi z ręki naczynie i oglądając je dookoła i podając dalej. Z jednej strony były całkiem seksowne pośladki, a z drugiej ucho w kształcie...
   - Alex zdecydowanie przesadziła z proporcjami – zaśmiał się Louis. – Nawet w swoich marzeniach raczej nie masz takiego dużego... – Kate nakryła mu usta dłonią, domyślając się, co chce powiedzieć. – Nie dotykaj tego, skarbie – Lou zabrał jej mój kubek i podał Zaynowi. – Daj kolejny – rzucił w moją stronę.
   Następny był bez wątpienia Liama. Człowieczek gadający przez komórkę, a w kilku chmurkach powtarzające się imię Danielle. „Tak, Danielle... Oczywiście, Danielle... Kocham cię, Danielle... Dla ciebie wszystko, Danielle...” I jak na razie ten wyglądem najbardziej przypominał „normalny” kubek. Sięgnąłem po kolejne zawiniątko i przyjrzałem się mu zdziwiony i pokazałem reszcie.
   - To pewnie dla Paula – odezwał się Mark. – Kto inny umierałby z wycieńczenia ciągnąc waszą piątkę na lasso? – „Hmmm... Też fakt” przyznałem. Kolejny kubek przedstawiał wielkiego goryla niosącego pod pachą wesołe słoneczko. A z drugiej strony napis „Nie mogę odebrać. Właśnie ratuję świat...” Mark parsknął na ten widok i wyciągnął dłoń w moją stronę. – Ten jest na sto procent mój – uśmiechnął się. – Ja jej dam małpę...
   - To chyba goryl – powiedział Liam. – No wiesz, że niby tak mówi się na ochroniarzy...
   - No, wiem przecież...
   Ostatnie kubki były prawie identyczne. Różniły się wprawdzie kolorem, bo jeden był biały, a drugi niebieski, ale obrazki były takie same. Przedstawiały chłopca i dziewczynę wymieniających się serduszkami.
   - Dla naszych „zakochańców” – zaśmiałem się podając kubki Louisowi. – Jak Kate je niby rozróżni? Alex powinna lepiej wiedzieć...
   - Jest tu napis brajlem – powiedziała cicho Kate, uśmiechając się.
   - A co jest napisane? – zapytał Louis, a ona oblała się rumieńcem. „Alex, ty ,zboczuchu'...” Mogłem się założyć w ciemno, że coś ciekawego. „Już ja to z niej wyciągnę...
   - Mów, Mała – odezwałem się. – Na pewno coś zboczonego...
   - Powiedz mi na ucho – Lou pochylił się w jej stronę i po chwili wyszczerzył zęby w głupim uśmiechu. – Co wam będę dużo gadał... Czystą prawdę napisała.
   - Ej, no weź! – jęknął Niall. – Katy, nie bądź taka. Chcę wiedzieć...
   - Napisała jej, żeby uważała i się nie poparzyła... – powiedział Louis, ale jego rozbawione spojrzenie mówiło, że to nie jest tak całkiem prawdziwa odpowiedź. „Bajki, to sobie możesz opowiadać...
   - To komu herbaty? – zapytał Liam, kierując się do kuchni.


   - Coś za długo ich nie ma... – po raz dziesiąty odezwał się Louis. – Może pójdę...
   - Nigdzie nie idziesz – chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem z powrotem na krzesło. – Zaraz przyjdą.
   - Mówiłeś to już kilka razy... Ale to ich pójście po sweter strasznie długo trwa... – jęknął. – Może chociaż zadzwonię do nich...
   - Jestem pewien, że dwóch dorosłych facetów poradzi sobie z zaprowadzeniem jej do pokoju i trafieniem z powrotem do restauracji. Nie marudź... – Harry posłał mu rozbawione spojrzenie.
   - Wiem, że sobie poradzą – mruknął. – Ale...
   - Lou – odezwałem się, przerywając mu. – Specjalnie poprosiliśmy chłopaków, by przeciągnęli to ile się da. Chcieliśmy żebyś na spokojnie opowiedział nam to, czego się dowiedziałeś...
   - Wiem – westchnął i posłał mi smutny uśmiech. Odpowiedziałem mu tym samym wiedząc, że jeszcze długo nie wyrzucę z głowy nowych informacji. – Ale mamy to już za sobą i mogliby wreszcie wrócić. A jak jakieś fanki ich...
   - Już są – odezwał się Harry, przerywając tym samym kolejny śmieszny pomysł Louisa.
   - Już wiesz dlaczego tak długo – odezwałem się, klepiąc go po ramieniu. – Najwyraźniej Niall namówił ją by się przebrała w coś cieplejszego.
   - I jak? – blondyn zatrzymał się przy nas i okręcił Kate dookoła. – Nadaję się na stylistę, co? Oto zestaw à la Horan. Sam wybierałem – wyszczerzył zęby w uśmiechu. „Przynajmniej już nie zmarznie...” Dżinsy i bluza zdecydowanie bardziej pasują do tej deszczowej pogody, którą przywitało nas miasto. Przyjrzałem się jej strojowi. „Nareszcie coś innego niż ta smutna czerń...” uśmiechnąłem się do niej, mimo iż nie mogła tego zobaczyć. Po tym, co opowiedział nam Louis, dziewczyna urosła w moich oczach. „Zresztą dzieje się tak za każdym razem, gdy widzę, jak odważnie pokonuje przeszkody...
   - Ślicznie wyglądasz... – Lou pomógł je zająć miejsce obok siebie. Niall wcisnął się między nią a Zayna i posłał przyjacielowi przepraszające spojrzenie. Zerknąłem na Malika. Odkąd Louis skończył kolejną mrożącą krew w żyłach opowieść, Zayn nie odezwał się ani słowem... – Cieplej ci? – pokiwała głową w odpowiedzi, posyłając mu kolejny zakochany uśmiech. „Czy mi się tylko wydaje, czy oni są dzisiaj jacyś inni...
   - Dlaczego nie ma jeszcze jedzenia? – „Wiedziałem, że za szybko wrócili...” jęknąłem w duchu, przenosząc uwagę na przyjaciela. Teraz, dla odmiany, będziemy słuchać marudzenia Nialla. – Coś za długo to trwa...
   Kolacja mijała nam we wspaniałej atmosferze. Kate cudownie sobie radziła, zwłaszcza biorąc pod uwagę tłum osób, które co chwilę dosiadały się do naszego stolika. „Tylko na minutkę...” zaśmiałem się, widząc Josha zmierzającego w naszą stronę. Każdy chciał się tylko przywitać i tak to już trwało dwie godziny. Czułem się jak na dworcu. Ale przynajmniej tematów do rozmów nam nie brakowało i prawdę mówiąc, aż szkoda mi było to przerywać...
   - Może przeniesiemy się na górę – powiedziałem ostrożnie i tak jak myślałem, spotkało się to z głośną krytyką.
   - Nie marudź – odezwał się Niall między jednym, a drugim kęsem. – Jutro rano mamy wolne. Paul przed chwilą powiedział, że próbę dźwięku mamy po południu.
   - Niby tak, ale... – zacząłem. „Muszę zadzwonić do Danielle...
   - W sumie ja chyba już pójdę – odezwał się Hazz, dopijając piwo. – Jestem umówiony z rana...
   - A niby gdzie? – zainteresował się Louis. Harry posłał mu spojrzenie z gatunku tych „domyśl się”. To zadziwiające, jak oni czytają sobie w myślach... – Kolejny tatuaż? Serio?
   - Idę tylko coś poprawić – mruknął Styles w odpowiedzi, wzruszając ramionami.
   - Tatuaż? – Kate wyglądała na zaciekawioną. – Masz tatuaż, Harry?
   - Kilka...
   - Raczej kilkadziesiąt – parsknął Niall.
   - Naprawdę? – uśmiechnęła się. – Tak dużo? Bardzo bolało?
   - Nie... – powiedział, wstając od stołu. – Zresztą zapytaj swojego chłopaka, Mała. Jestem pewien, że chętnie ci wszystko opowie ze szczegółami... – puścił mu oczko widząc, że dziewczyna odwróciła się całą sobą w stronę Lou. Wyglądała jak jeden wielki znak zapytania.
   - Trochę boli, ale można wytrzymać – odpowiedział po chwili. Chwycił ją za rękę i pomógł wstać. – Już późno. Chodźmy na górę...


   Odpisałem na ostatnią wiadomość i odłożyłem telefon na szafkę przy łóżku. Teraz mogłem się oddać w pełni mojemu ulubionemu zajęciu. Spojrzałem na Kate, pochylającą się nad książką. Była tak zaczytana, że pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, że pochłaniała ją z otwartymi ustami. Przejechałem palcami po dolnej części pleców, skrytych pod jedną z moich koszul. Poczułem, że zadrżała. I zauważyłem, że delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy, ale wciąż nie przerywała lektury. „Ciekawe jak długo da radę mnie ignorować...” wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Rysowałem palcem serduszka na jej plecach i „pisałem” krótkie wiadomości zastanawiając się, czy udało jej się którąś z nich rozszyfrować. „Maszerowałem” palcami wzdłuż kręgosłupa i cieszyłem się jak dziecko na widok jej rumieńców. Gdy zjechałem w dół po jej boku, pisnęła cicho i zamknęła książkę. „Zwycięstwo...” uśmiechnąłem się zadowolony. Patrzyłem jak pochyla się, by położyć tom na szafce. A właściwie to obserwowałem jak koszula podnosi się przy tej czynności, ukazując czerwone, koronkowe majteczki. „O matko...” uderzyłem głową o drewniany zagłówek. „Danielle chyba postanowiła mnie wykończyć, kupując coś takiego...
   Myślałem, że Kate położy się obok, wtulając się w mój bok. „Raczej miałeś nadzieję...” Gdy usiadła na przeciw, lekko się zdziwiłem... I byłem trochę rozczarowany.
   - Nie jesteś zmęczona? – odezwałem się, nie odrywając od niej wzroku.
   - Nie bardzo – wzruszyła ramionami i posłała mi piękny uśmiech. – Przespaliśmy pół dnia... – dodała, czerwieniąc się.
   - No pytaj – zaśmiałem się cicho. – Przecież widzę, że aż cię skręca z ciekawości...
   - Nieprawda – oburzyła się, ale po chwili radosny błysk pojawił się w jej „spojrzeniu”. – Opowiesz mi o swoim tatuażu?
   - O którym? – zapytałem odruchowo i zauważyłem, że jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia.
   - Masz więcej niż jeden? – powiedzieć, że była zdziwiona, to byłoby zdecydowanie za mało.
   - Kilka... – zastanawiałem się nad tym jej całym zainteresowaniem. – Nie sądziłem, że lubisz tatuaże?
   - Chciałam sobie zrobić jeden w osiemnaste urodziny... – powiedziała, a ja wyłapałem smutek w jej głosie.
   - Nie udało się... – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. W końcu wiedziałem jaka jest odpowiedź. Znałem każdy centymetr jej ciała i nie zdobił go żaden tatuaż. „Tylko blizny...
   - Jakoś tak wyszło...
   - Jeszcze zdążysz sobie zrobić niejeden – uśmiechnąłem się.
   - Raczej nie... – wbiła we mnie to swoje niesamowite „spojrzenie”. – Opowiesz mi o swoich? – położyła dłoń na moim kolanie. Chwyciłem ją i przyciągnąłem do siebie tak, że wpadła ze śmiechem w moje ramiona. Musnąłem delikatnie te słodkie wargi i znów poczułem jak przez moje ciało przepływają kolejne dreszcze. Pogłębiłem pocałunek, prawie wariując z radości, gdy przyłączyła się w tym wspólnym poznawaniu się... Zawładnęła mną gwałtowność i wciągnąłem ją sobie na kolana, jednocześnie wsuwając dłonie pod cienki materiał koszuli. I zapragnąłem jej tak mocno, że to prawie bolało. „Ból...” to słowo zabrzmiało w mojej głowie i przypomniałem sobie to, o czym nie powinienem był zapomnieć. „Jeszcze nie mogę...” Oderwanie rąk od jej gorącej skóry, było wyczynem godnym mistrza. Westchnąłem prosto w jej usta.
   - Opowiedzieć ci o tatuażach... – powiedziałem, spoglądając na jej zarumienione policzki. Piersi unosiły się wraz z przyspieszonym oddechem. „Zachowuj się, Tomlinson...” Ująłem jej dłoń i zgiąłem te delikatne paluszki, pozostawiając wyprostowany tylko wskazujący. Dotknąłem nim swojego przedramienia dokładnie w miejscu, gdzie miałem jeden tatuaż. – Tu mam prawdziwe dzieło sztuki na deskorolce...


   Rozsiadłem się wygodnie na łóżku, opierając się o poduszki. Stukałem nerwowo w obudowę laptopa, czekając aż się uruchomi. Chwilę później szczerzyłem się do kamerki, widząc na ekranie moją przyjaciółkę.
   - Cześć, Tęcza – posłała mi wesołe spojrzenie. – Co ja widzę? Zaprosiłaś mnie do łóżka?
   - Tobie to tylko jedno w głowie, Styles – przewróciła oczami. – Jakbyś nie zauważył, jest już dość późno...
   - Ale jutro masz wolne... – przypomniałem.
   - Ale dziś pracowałam i jestem padnięta – marudziła, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. – Co tam słychać u was?
   - Twoje prezenty zrobiły furorę – parsknąłem, a widząc jej zdziwioną twarz, dodałem... – No te kubki...
   - Dopiero teraz je rozpakowaliście?
   - Tak jakby o nich zapomniałem – mruknąłem pod nosem.
   - W tym wieku skleroza? – nabijała się ze mnie. – Jak ty teksty piosenek zapamiętujesz? Może piszą ci ściągawki na dłoniach...
   - Bardzo śmieszne – spojrzałem na nią, udając obrażonego. – Musiałaś nieźle się bawić robiąc mój kubek – poruszałem komicznie brwiami. – Jest nad wyraz... Hmm... Pokaźny...
   - Jasne – parsknęła. – Chciałam cię dowartościować. Wiem, że masz pewne kompleksy...
   - Chyba ty – powiedziałem urażony i zacząłem się podnosić. – Mogę ci zaraz udowodnić, że...
   - Spadaj, zboczeńcu – zaśmiała się, zasłaniając dłońmi oczy. – Lepiej powiedz, co u mojego słoneczka... Dobrze się nią opiekujecie?
   - Louis na pewno – wyszczerzyłem zęby w dwuznacznym uśmiechu. – Jeżeli się nie mylę, a jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że jednak, to zaopiekował się nią tak dobrze, że lepiej się nie da...
   - Żartujesz? – spojrzała na mnie oczami wielkimi ze zdziwienia. – Naprawdę? – pokiwałem głową święcie przekonany, że się nie mylę. – To wspaniale!
   - Dobrze wiedzieć, że troszczysz się o cnotę przyjaciółki – parsknąłem. – A właściwie byłą cnotę...
   - Już nie strugaj takiego księdza, Styles – zaśmiała się. – To cudowna wiadomość.
   - Taaak – przyznałem po chwili. – Pozostałe już niekoniecznie są takie dobre...
   Opowiedziałem jej o kolejnych koszmarach i powtórzyłem to wszystko, co powiedział nam Louis. Zdążyłem już ochłonąć, ale widząc jej łzy i przerażenie, malujące się na twarzy, znów wszystko we mnie uderzyło. Rozmawialiśmy, próbując ułożyć wszystko, co do tej pory udało nam się dowiedzieć o przeszłości Kate i razem doszliśmy do wniosku, że to wciąż mało... Znaliśmy tyle przerażających faktów, ale nadal nie wiedzieliśmy, jak powstały te straszne blizny i jak zrozumieć słowa dziewczyny, która obwinia się o śmierć dziewczynki z ośrodka.
   - Powiedzieliście o tym wszystkim Paulowi? – zapytała pociągając nosem i wycierając twarz rękawem.
   - Liam ma z nim porozmawiać jutro rano – spojrzałem w jej zapłakane oczy. – Dziś nie było okazji...
   - Lou mówił, że ostatnio już nie miała koszmarów... – powiedziała po chwili. – Czego mi nie mówisz, Harry? Co się stało?
   - Miała nieciekawe spotkanie z byłą Louisa...
   - Zabiję sukę – warknęła i wyglądała jakby właśnie miała wstać z łózka i iść przywalić El.
   - Spokojnie. Nie szalej... – złość normalnie zawrzała w jej oczach. – Wśliznęła się na imprezę, ale wywaliłem ją za drzwi...
   - Jeszcze trzeba było zatrzasnąć je na jej twarzy...
   - Dokładnie coś takiego zrobiłem – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Możesz być ze mnie dumna.
   - Awww... – w końcu zauważyłem przebłyski rozbawienia na jej twarzy. – Ty bohaterze... – przyglądałem się jej zapłakanej twarzy. – Co się tak na mnie gapisz z tym swoim dziwnym uśmieszkiem?
   - Dziwnym? – powtórzyłem. – Właśnie tak sobie myślę, że dziwnie wyglądasz bez makijażu. Inaczej...
   - Boże, jesteś nienormalny – westchnęła kręcąc głową. W tym samym momencie odezwał się mój telefon. – Wiadomość na dobranoc od twojej nowej przyjaciółki?
   - Zazdrosna? – puściłem jej oczko i zaśmiałem się słysząc prychnięcie. – Louis mówi, że chcą iść ze mną do studia tatuażu...
   - Jeśli zrobicie jej jakieś beznadziejne dziary, to przysięgam, żaden z was tego nie przeżyje.
   - Ranisz moje serce – przyłożyłem dłoń do piersi w teatralnym geście. – A myślałem, że lubisz moje tatuaże...
   - Na tobie, ale nie na Kate – powiedziała. – I lepiej to zapamiętaj.
   - Muszę ci tu przypomnieć twoje słowa – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Ona jest dorosła...
   - Nie wyskakuj mi tu z takimi tekstami, Styles. Jak jej zrobicie takie gustowne tatuaże jak ten patyczak Louisa, to obu was wykastruję.
   - I znów chcesz mi się dobrać do spodni – pokręciłem głową. – Niegrzeczna...
   - Tobie naprawdę musiał ktoś za mocno przywalić w ten pusty łeb – parsknęła. – Czy wszystko u ciebie sprowadza się do jednego?
   - Nie wszystko – przyznałem. – Ale większość z tego, co do mnie mówisz...
   - Idiota.
   - Wariatka.
   - Dlaczego ja się w ogóle z tobą zadaję?
   - Bo nie możesz się doczekać, by sprawdzić, czy w nago wyglądam tak, jak w twoich marzeniach... – poruszałem brwiami.
   - Idiota – parsknęła.
   - Powtarzasz się, skarbie – przewróciła oczami i wygięła się próbując sięgnąć gdzieś poza zasięg kamery. Ostatecznie musiała odłożyć laptopa na pościel i przesunęła się sięgając do szuflady stojącej obok łóżka. „Zaraz, zaraz...” Prawie wsadziłem nos w ekran próbując lepiej dojrzeć to, co właśnie mignęło mi przed oczami. – I ty śmiesz się odzywać w sprawie tatuaży dla Kate, Tęczowy Motylku – zaśmiałem się, a widząc jej zdziwioną minę i szybkie poprawianie koszulki wybuchnąłem jeszcze głośniejszym śmiechem. – Idealnie trafiłem z tą Tęczą...
   - Zamknij się, Styles – powiedziała i wyglądała prawie na zawstydzoną. „Tylko, czy to w ogóle możliwe w jej przypadku?” – Ja przynajmniej nie robię z siebie gwiazdy rocka na siłę.
   - Za tydzień będziemy w Manchesterze, to przyjadę i ci pokażę prawdziwy rock’n’roll – zaśmiałem się. – I obejrzę sobie dokładnie te twoje maleństwo...
   - Zapomnij.
   - Szykuj bluzkę z naprawdę dużym dekoltem, albo czeka cię rozbieranie – powiedziałem. – Ja w każdym razie zamierzam zobaczyć tego twojego motylka.
   - Możesz sobie tylko pomarzyć – zaśmiała się.
   - Nie musisz się wstydzić – puściłem do niej oczko. – Doktor Styles niejednego cycuszka już widział...
   - Boże, ty naprawdę masz nie po kolei w głowie, zboczeńcu – parsknęła. – Idź już lepiej spać, bo jeszcze jutro zaśpisz i nie zrobisz sobie kolejnego idiotycznego tatuażu.
   - A co ty masz zamiar robić?
   - To samo – poklepała poduszkę obok siebie.
   - No kto by pomyślał, że pójdziemy spać razem... – zrobiłem głupią minę.
   - Naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy za dużo nie wypiłeś – zaśmiała się. – Idź spać Harry. Może przyśni ci się ta twoja ruda przyjaciółeczka...
   - Ty naprawdę jesteś zazdrosna – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Jeżeli cię to pocieszy, to mam zamiar śnić o takim małym Tęczowym Motylku. I zapewniam cię, że to będą gorące sny...
   - Idiota... – pokręciła głową w niedowierzaniu.
   - Możliwe, ale za to seksowny idiota...
   - Słodź sobie więcej... – parsknęła. – Idę spać...
   - Dobranoc, Motylku – uśmiechnąłem się. – Odezwę się jutro. Erotycznych snów ci życzę...
   - Jeszcze powiedz, że z tobą w roli głównej, a już nigdy nie pójdę spać – jej komicznie przerażona mina sprawiła, że prawie się udławiłem własną śliną.
   - Pewnego dnia inaczej zaśpiewasz... – mruknąłem.
   - Już mam cię dosyć na dzisiaj, Styles – jęknęła. – Dobranoc.
   - Dobranoc... – zakończyłem rozmowę i odłożyłem laptopa pod łóżko. Opadłem na poduszki z rękoma pod głową. Uśmiechałem się do siebie, mając przed oczami małego, tęczowego motylka. „Wariatka...


   Stałem w drzwiach, opierając się o framugę i obserwowałem swoją dziewczynę. Wyglądała ślicznie w dżinsach i koszuli z krótkim rękawkiem. A jej drobne stopy wydawały się wręcz stworzone do noszenia balerinek. Gdyby jeszcze nie próbowała sobie wyrwać włosów z głowy...
   - Nie denerwuj się tak, kochanie – powiedziałem, podchodząc do niej i wyjmując szczotkę z jej zimnych palców. – Nie musimy nigdzie iść, jeśli nie chcesz...
   - Ale ja naprawdę chcę... – zauważyłem w lustrze, że oddycha głęboko, próbując się uspokoić. – Naprawdę mogę tak iść ubrana?
   - Naprawdę – uśmiechnąłem się, rozczesując jej włosy. – Wyglądasz pięknie, jak zawsze...
   - Ale wszystko pasuje? – pytała nadal. Wiedziałem, że chodzi jej o kolory, ale dlaczego nie wierzyła sobie bardziej...
   - Do niebieskich dżinsów pasuje wszystko, a butów nie mogłaś wybrać lepszych – zapewniłem ją. – Nie stresuj się tak... – usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
   - Gotowi? – Harry zajrzał do łazienki. – Samochód już czeka. Mała – zagwizdał, przyglądając się jej – olej Louisa i ucieknij ze mną...
   - Idiota... – mruknąłem, kręcąc głową. „Ale trzeba mu przyznać, że potrafi ją rozbawić.
   - Coś w tym musi chyba być, bo ostatnio często to słyszę – zaśmiał się. – Chodźcie, bo nie mamy dużo czasu...
   Kilka minut później zamykałem pokój, Kate witała się z Markiem, a Harry przywoływał windę. Splotłem nasze palce razem i podeszliśmy do przyjaciela, akurat, gdy rozsunęły się przed nim drzwi. Czułem drżenie drobnego ciała, opierającego się o moje. „Czym tak się denerwowała?” zastanawiałem się. „Przecież wczoraj wszystko wydawało się iść jak z płatka...
   - Będzie dobrze, skarbie – szepnąłem jej do ucha, przygryzając je delikatnie. Rumieniec na jej policzkach w końcu przegnał tą chorobliwą bladość. W holu czekał na nas Andy i pewnie ktoś jeszcze przy samochodzie. „Co za obstawa...” uśmiechnąłem się na powitanie.
   - Sporo fanek jest przed hotelem... – odezwał się mężczyzna.
   - Nie mamy czasu – powiedział Harry, rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie. „Jakbym to ja zawsze leciał popozować do zdjęć...” przewróciłem oczami. Ścisnąłem mocniej dłoń Kate i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Gdy tylko rozsunęły się przed nami drzwi, rozległy się krzyki dziewczyn.
   - Cztery schodki przed nami – szepnąłem, nachylając się tak, by mimo ogłuszających krzyków mnie usłyszała. – Teraz... – posłała mi ciepły uśmiech.
   - Naprawdę nie podejdziecie do nich nawet na chwilę? – zapytała, gdy pomagałem jej wsiąść do samochodu.
   - Jak wrócimy – odpowiedział Harry. – Już i tak będę spóźniony...

   Siedziałem, trzymając Kate na kolanach i nie mogłem oderwać od niej oczu. Z ogromnym zainteresowaniem wsłuchiwała się w słowa Adama, który właśnie „poprawiał” tatuaż Harry’ego. Mężczyzna miał anielską cierpliwość, albo po prostu lubił gadać... W każdym bądź razie usta mu się nie zamykały i od godziny opowiadał o swojej pasji. Muszę przyznać, że nie mógł wymarzyć sobie wdzięczniejszej słuchaczki. Kate zadawała mnóstwo pytań, na które on odpowiadał z uśmiechem na ustach. Wręcz chłonęła jego słowa niczym gąbka.
   - Masz wspaniałą dziewczynę, Louis – powiedział w pewnym momencie. – A ty, skarbie, jak kiedykolwiek zdecydujesz się na tatuaż, to zapraszam. Zrobię ci go za darmo...
   - Lepiej jej nie kuś – zaśmiał się Harry. – Bo jej przyjaciółka zagroziła mojej męskości, jeżeli pozwolę Kate na coś takiego.
   - Naprawdę? – zdziwiła się. – To dziwne...
   - Co nie? Zwłaszcza, że sama ma tatuaż...
   - Alex ma tatuaż? – odwróciłem się w jego stronę. – Serio?
   - Powiedziała ci? – Kate wbiła w niego te swoje niesamowite oczy.
   - Widziałem... – odpowiedział Harry, a moja dziewczyna chyba właśnie zarumieniła się po samą szyję. „Czy ja o czymś nie wiem?” zdziwiłem się. „Najwyraźniej” odezwało się to moje drugie ja. Adam wtrącił swoje dwa słowa i znów pochłonęła ich dyskusja o metodach tatuowania. A ja kolejny raz zapatrzyłem się na stanowisko pod oknem. Kobieta przekuwała właśnie uszy kolejnej klientce. Następna w kolejce była może siedmioletnia dziewczynka. Nawet nie zapiszczała. Jedyną reakcja było nieznaczne skrzywienie się. „Hmmm...” pewna myśl zaświtała mi w głowie. Poprawiłem kilka niesfornych kosmyków, zakładając je dziewczynie za ucho. Przy okazji chwytając je delikatnie kciukiem i pacem wskazującym... Maleńka, prawie niewidoczna blizna... „A więc dobrze zapamiętałem...” ucieszyłem się.
   - Miałaś kiedyś przebite uszy, kochanie? – zapytałem, napotykając spojrzenie Harry’ego. Uśmiechnął się, unosząc kciuk do góry. Jak zwykle, czytał mi w myślach...
   - Jak byłam mała... – odpowiedziała, odwracając twarz w moją stronę. – Dlaczego pytasz?
   - A co powiesz na to, byśmy zaraz przekłuli je ponownie?
   - Nie mam żadnych kolczyków – powiedziała cicho.
   - To żaden problem – odezwał się Adam. – Dostaniesz je od nas.
   - No nie wiem... – „spojrzała” na mnie, jakby szukając pomocy.
   - Będziesz ślicznie wyglądać z jakimiś maleńkimi kolczykami, skarbie – musnąłem ustami jej wargi. – No a skoro nie robisz tatuażu, to możesz mieć inną pamiątkę z wizyty tutaj.
   Uśmiechnęła się promiennie i już wiedziałem, że pierwsza część planu za mną. Teraz czas na drugą. Jeszcze raz spojrzałem na sklep po drugiej stronie ulicy. „Po prostu idealnie” ucieszyłem się. Posłałem Harry’emu wymowne spojrzenie, modląc się w duchu, by i tym razem zrozumiał o co mi chodzi. Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Lepiej idź zadzwoń do Paula, że się spóźnimy – powiedział, wskazując głową drzwi. – Bo inaczej nas obedrze ze skóry...

   Kilka minut później wchodziłem do salonu z małym pudełeczkiem w kieszeni. To były chyba najszybsze takie zakupy w moim wykonaniu. Zdążyłem w samą porę.
   - To co, Mała, siadamy? – Harry pomógł jej zająć miejsce na skórzanym fotelu. Stanąłem obok, podając kobiecie zamszowe pudełko, które od razu otworzyła, zabierając kolczyki do sterylizacji.
   - Gotowa? – odezwała się, a za odpowiedź musiało jej starczyć delikatne kiwnięcie głową i nieśmiały uśmiech. Patrzyłem zafascynowany, śledząc każdy ruch kobiety. I po chwili w ślicznych uszach Kate pojawiły się maleńkie kolczyki. Słuchałem uważnie pouczeń o tym, jak należy je pielęgnować i po chwili byliśmy gotowi, by wrócić do hotelu.
   - Dziękuję – usłyszałem ciche słowa Kate, gdy dziewczyna wtuliła się w mój bok.
   - Nie ma za co – uśmiechnąłem się, schylając się po pocałunek. W samochodzie rozległ się dźwięk telefonu. Harry spojrzał na wyświetlacz i minę miał nie za ciekawą.
   - Cześć, Paul – odezwał się. – Właśnie wracamy do... – kolejna przerwa. – Rozumiem... Tak, rozumiem... Dobrze, będziemy... – westchnął, rozłączając się. – Zmiana planów – klepnął kierowcę w ramię. – Wygląda na to, że jesteśmy bardziej spóźnieni niż myślałem. Jedziemy prosto na jakieś spotkanie z fanami...
Poczułem jak Kate zadrżała pod wpływem jego słów. Objąłem ją ramieniem, przytulając do siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuję... – powiedziałem i miałem szczerą nadzieję, że uda mi się dotrzymać słowa.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

53




   - Ona czuła, że coś jest nie tak – Kate łkała w moich ramionach niczym małe, przerażone dziecko. Kolejny koszmar, z którego nie mogłem jej obudzić, bo rozgrywał się w jej umyśle... „Kiedy to się skończy?” zastanawiałem się, a jej rozpacz sprawiała, że moje serce krwawiło. Tuliłem ją do siebie z całej siły, trzymając na kolanach. – Błagała mnie, bym powiedziała jej prawdę, ale ja zbyt się bałam... Nie potrafiłam... Bałam się... Bo on... On powiedział... Uwierzyłam... – zapowietrzyła się, a ja byłem tylko bardziej przerażony. Patrzenie jak walczy o oddech rozrywało mi serce.
   - Wszystko dobrze... – szeptałem, głaszcząc ją po włosach, po plecach, udach... – Już jesteś bezpieczna... Nic ci nie grozi...
   - Zabiłam ją – załkała. „Boże, jak mogłeś do tego dopuścić?” płakałem razem z nią. Chciałem poznać tą historię i nienawidziłem siebie za to, że ona tak cierpi opowiadając mi o tym. Powinienem to przerwać, ale coś mnie powstrzymywało... – Zabiłam Lily w chwili, gdy znalazłam tamten telefon... – pociągnęła nosem. – Wiedziałam, że nie wolno mi go tknąć – gwałtowanie wciągała powietrze, a jej czerwona twarz była mokra od łez i potu. – Wiedziałam to, Lou – płakała, a jej łzy odbijały się we mnie cierpieniem. – Wiedziałam, ale mimo wszystko go wzięłam. Zabiłam ją... To przeze mnie...
   - To nie twoja wina, skarbie – starałem się mówić spokojnym głosem, mimo iż wewnątrz krzyczałem ze złości i bólu. – Chroniłaś ją... Nie możesz brać na siebie winy za coś, co zrobił ten potwór... Teraz jesteś już bezpieczna – szeptałem, wycierając łzy z jej twarzy. – Nie pozwolę cię skrzywdzić, maleńka. Jesteś w domu. Ze mną... Bezpieczna... Ciii... Już dobrze...
   Kołysałam ją w ramionach niczym małe, zagubione dziecko. Powtarzałem uspokajające słowa, licząc na to, że w końcu uda mi się sprawić, że coś z tej mojej paplaniny do niej dotrze. Dziś mogłem z ręką na sercu powiedzieć, że jeżeli znajdę tego faceta przed policją, to go zabiję. Tak po prostu. Czułem, że mógłbym to zrobić gołymi rękoma. Skatować, tak jak on katował ją... Sama myśl o nim wyzwalała we mnie wszystko, co najgorsze. Chciałem poznać przeszłość Kate. Pragnąłem, by już nie było żadnych tajemnic. I nienawidziłem się za to, że nie powstrzymywałem jej przed mówieniem. Wiedziałem, że powinienem opowiedzieć to Alex, chłopakom, Paulowi, ale nie sądziłem, bym dał radę powtórzyć cokolwiek z tego, co dziś usłyszałem. „Boże... Jak mogłeś pozwolić, by coś takiego miało miejsce?” Tuliłem ją do siebie pozwalając, by łzy moczyły moją koszulkę. „Dlaczego właśnie dziś?” kolejny raz zadałem sobie to pytanie. „Co sprawiło, że koszmary powróciły?” Tyle dni wszystko było dobrze. Zasypiała uśmiechnięta i budziła się z radosnym błyskiem w oczach. „Dlaczego teraz?” powtarzałem w głowie pytanie, które nie dawało mi spokoju. „Eleanor...” podpowiadało mi moje drugie ja. W tej chwili naprawdę byłbym w stanie urwać jej ten pusty łeb. Przypomniałem sobie słowa, które powtórzył mi Harry. „Czy to dlatego?” Ale przecież Kate zapewniła mnie, że nie uwierzyła w nic, co powiedziała jej El. „A może jednak...
   Zerknąłem na zegarek. Dochodziła czwarta... Sam już nie wiem, jak długo siedziałem z dziewczyną na kolanach. „Wystarczająco, by się uspokoiła na tyle, by zasnąć” westchnąłem, próbując rozprostować palce, które kurczowo zaciskała na mojej koszulce.
   - Lou... – szepnęła, a ja zamarłem. Nie chciałem jej budzić. Poczułem, że uwalnia materiał bluzki, a w zamian zaciska palce na mojej dłoni.
   - Śpij, skarbie... – powiedziałem cicho z ustami przy jej czole, głaszcząc ją wolną ręką po ramieniu. – Już wszystko dobrze. Jesteś bezpieczna. Śpij... – uniosła głowę i wbiła we mnie to swoje niesamowite „spojrzenie”.
   - Nie chcę spać... – ledwie dosłyszalne słowa opuściły jej drżące wargi.
   - A co chcesz robić, maleńka? – zapytałem szybko, gotowy by spełnić każdą jej zachciankę. – Na co masz ochotę? – szukałem w jej oczach odpowiedzi na swoje pytania i dostałem ją. Gdy tylko zauważyłem jej pociemniałe tęczówki, płytki, nierówny oddech i rumieńce na policzkach... „Masz swoją odpowiedź...” Tylko, że pierwszy raz nie byłem pewien, czy to dobry pomysł. – Skarbie... – zawahałem się.
   - Proszę, pocałuj mnie, Lou – powiedziała cicho, ściskając moją dłoń. „To mogę zrobić” zgodziłem się aż nazbyt ochoczo i musnąłem delikatnie jej drżące usta. I zrobiłem to jeszcze raz. I jeszcze... I sam nie wiem komu pierwszemu znudziła się ta zabawa w kotka i myszkę. Smakowałem jej ust z zachłannością dorównującą jej. Podniosła się z moich kolan, by uklęknąć nade mną. Czułem jaj palce we włosach... Po chwili odchyliła moją głowę, bu pogłębić pocałunek. Moje dłonie błądziły po jej plecach, udach... Zacisnąłem je ostrożnie na tych cudownych pośladkach, a z jej ust wydobył się cichy jęk przyjemności. Prosto w moje usta...
   - Boże, tak bardzo cię pragnę... – słowa same wydostały się na wolność między jednym a drugim zachłannym pocałunkiem. – Ale nie myślę...
   - Nie myśl – szepnęła, zanim ponownie nakryła moje wargi swoimi. Nasze języki kolejny raz spotkały się w namiętnym tańcu. „Nie myśleć? To jestem w stanie zrobić...” Pozwoliłem dłoniom wsunąć się pod jej koszulkę, zachwycając się aksamitem jej skóry, poprzecinanym bliznami. „Ostrożnie...” przypomniałem sobie, natychmiast przenosząc ręce w bezpieczniejsze rejony. „Nie spraw jej bólu...” Do tej rady zdecydowanie powinienem się zastosować. – Czy mogę cię „zobaczyć”? – usłyszałem jej głos i poczułem podmuch oddechu na szyi.
   - Zobaczyć? – powtórzyłem, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Musnęła palcami moją twarz. Delikatnie przesunęła opuszkami po skroni, sunąc aż do brody i przenosząc się na szyję... Miałem wrażenie, że jej palce zostawiają za sobą płonący ślad. „Aaa... Zobaczyć...” przez głowę przeleciały mi sceny, gdy oglądała nasze twarze.
   - Zobaczyć... – powiedziała, nakrywając moje usta delikatnymi palcami. Pokiwałem głową, bardziej niż chętny temu doznaniu. – Całego... – „Kurwa...” jęknąłem, a mój przyjaciel chyba właśnie stanął na baczność, sprawiając mi tym niemały ból. „Czyżby kolejny rekord...” zaśmiał się ten wredny głos w mojej głowie.
   - C-Całego? – wyszeptałem przez zaciśnięte gardło. „Tak! Tak! Tak!” moje drugie ja darło się wniebogłosy, nie pozwalając mi na żadną inną odpowiedź. Kiwnąłem powoli głową, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Szeroki uśmiech jaki się na niej pojawił i ten podniecający błysk w już praktycznie czarnych oczach sprawiły, że miałem ochotę zerwać z siebie wszystko, byleby tylko mogła mnie dotykać. „Cóż za poświęcenie z twojej strony...” Delikatne palce zniknęły z mojej twarzy. I znów poczułem te słodkie usta na swoich, ale tym razem powoli smakowały moich warg... Zamknąłem oczy, rozkoszując się wszechogarniającą przyjemnością. Jej dłonie sunęły po moich bokach sprawiając, że drżałem w oczekiwaniu. Po chwili ponownie przemierzała tą drogę, ale tym razem ciągnąc za sobą materiał podkoszulka. Niechętnie oderwałem od niej ręce, by mogła zdjąć go ze mnie. Jej dotyk palił, ale była to najcudowniejsza tortura jaką mogłem sobie wyobrazić. Chciałem się spalać w tym ogniu razem z nią. Moje dłonie ponownie wróciły do pieszczenia tych gładkich ud. Gorące usta na mojej szyi sprawiły, że kolejny jęk opuścił moje wargi. Czułem, że się uśmiecha. Sunęła językiem po mojej skórze, a ja umierałem z rozkoszy. Jej ciekawskie paluszki delikatnie przesuwały się po moim ciele. „Nie przeżyję tego...” Cały drżałem pod wpływem tego cudownego dotyku. Wróciła ustami do moich spragnionych warg, wpijając się w nie namiętnie. Ścisnąłem jej pośladki, przyciągając ją do siebie, a ona... uśmiechnęła się... Czułem, że uśmiecha się, nie przerywając pocałunku. Sam go przerwałem, ale tylko po to, by zerwać z niej podkoszulek. Widok jej prawie nagiego ciała sprawił, że musiałem użyć całej siły woli, by nie dojść tu i teraz. Czarne majteczki, które zakrywały jej kobiecość, tylko bardziej mnie podniecały. „I dlaczego one zawsze muszą mieć te pieprzone kokardki?” Kolejny jęk wydostał się z moich ust. „Nie przeżyję tego...” – Kate...
   - Połóż się... – wyszeptała mi prosto do ucha, by po chwili przygryźć je lekko. „Połóż się? Tak, położę się... Czemu nie? Mogę się położyć...” Miałem dziwne wrażenie, że mój mózg przestał normalnie pracować już jakiś czas temu. Uklękła obok mnie czekając, aż spełnię jej prośbę. Przesunąłem się powoli, opadając na poduszki. W tej nowej pozycji mój przyjaciel prezentował ogromną chęć wyjścia na wolność. „Nie przeżyję tego...” westchnąłem, krzywiąc się lekko, gdy materiał nieprzyjemnie mnie podrażnił. „Nie ma szans...” Miałem ochotę rzucić się na nią i kochać aż do nieprzytomności, ale zamiast tego pozwalałem się oglądać. „Jestem nienormalny...
   Nie mogłem oderwać od niej wzroku. To jej przygryzanie wargi wcale mi nie pomagało utrzymać się w ryzach. Pochyliła się nade mną, odnajdując moje usta. Mógłbym ją całować bez końca i nigdy by mi się to nie znudziło. Chwyciłem delikatnie zębami tą doprowadzającą mnie do szaleństwa wargę. Sięgnąłem dłońmi do jej ciała, ale natychmiast chwyciła moje ręce w nadgarstkach i położyła je swobodnie po moich bokach. „A więc tak chce się bawić?” ten wredny głos wydawał się bardziej niż zadowolony z takiego obrotu spraw. I znów poczułem jej palce powoli sunące po mojej skórze. Zaczynając od szyi... Miałem wrażenie, że planuje poznać każdy milimetr mojego ciała i naprawdę nie wiem, czy będzie mi dane dożyć do końca tej rozkosznej pieszczoty. Jej dotyk był delikatniejszy niż cokolwiek, co przychodziło mi do głowy. Rozpalał mnie do czerwoności. Przez moje ciało przebiegały dreszcze i czułem się jakby ktoś podłączył mnie do prądu. A wszystko zaczynało się i kończyło na niej...
   - Zamknij oczy... – powiedziała, uśmiechając się do mnie nieśmiało. Może wyczuła moje wahanie, bo pochyliła się nade mną i musnęła moje spragnione usta, przejeżdżając po nich językiem. „Pojętna uczennica...” gwizd uznania rozległ się w mojej głowie. – Proszę... – szepnęła, wciąż stykając się ze mną wargami. Ostatni raz zerknąłem na jej piękne ciało żałując, że nie mogę go dotknąć. Na te piersi, których chciałem posmakować. Zamknąłem oczy, przełykając głośno ślinę. I wtedy kolejny raz mnie zaskoczyła. Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy postanowiła zmienić miejsce i usiąść na moich udach. Tak strasznie blisko... Za blisko... – Zamknij... – musnęła opuszkami moje powieki, a mi nie pozostało nic innego, niż zrobić to, o co mnie prosi. „Nie mogę tego przeżyć... To niewykonalne...” Pozbawiony jednego zmysłu miałem wrażenie, że teraz jej dotyk wręcz parzy. Te wszystkie delikatne muśnięcia rozpalały mnie tak, że obawiałem się, iż naprawdę nie wytrzymam i dojdę we własnych spodniach. Moje mięśnie napinały się pod jej dotykiem, a gdy poczułem te drobne paluszki zataczające kółka wokół pępka, mój przyjaciel boleśnie o sobie przypomniał. Mimowolnie uniosłem biodra. Nawet z dodatkowym ciężarem siedzącym na moich udach, nie było to wcale trudne. „Musisz wytrzymać” powtarzałem sobie, drżąc z nieopisanej rozkoszy. „Myśl o czymś innym” usłyszałem moje drugie ja. „Kurwa, o czym?” warknąłem w odpowiedzi, bo moją głowę wypełniała ona i ten cudowny dotyk... „Myśleć... Myśleć... Trzeba się skończyć pakow... O Boże... Tak!” poczułem jej język, zataczający mokre kółka wokół mojego sutka. A gdy po chwili chwyciła go delikatnie zębami, przysięgam, że mój przyjaciel zapiszczał. „Kurwa, kurwa, kurwa...” odchyliłem głowę wbijając ją z całej siły w poduszkę i napinając ciało. „Myśl o czymś innym!” wydarłem się na siebie. „Wciąż nie powiedziałeś jej o wizycie u lekarza...” To nawet podziałało. Odrobinę. „Kurcze, jutro muszę to zrobić, bo inaczej... O ja pierdolę...” głośny jęk wydobył się z moich ust, gdy te drobne paluszki przejechały po moim twardym przyjacielu, wciąż boleśnie ukrytym pod materiałem spodni. Wciągnąłem gwałtownie powietrze i nagle mój świat skurczył się do niezwykle niewielkich rozmiarów. Co najwyżej wielkości tego łóżka...
   - Kate... – wyszeptałem przez zaciśnięte gardło, z trudem łapiąc powietrze. – To nie jest chyba... – zapomniałem, co chciałem powiedzieć, gdy zaczęła zsuwać mi spodnie. Otworzyłem na chwile oczy, ale widok jej czerwonych policzków i oczu wypełnionych pożądaniem, wcale nie był łatwiejszy do zniesienia, niż jej dotyk. Zamknąłem ponownie powieki, gdy zeszła ze mnie, by zdjąć do końca szare dresy. Jeżeli przed momentem drżałem z rozkoszy, to nie wiem jak nazwać to, co teraz działo się z moim ciałem. Leżałem przed nią zupełnie nagi, z męskością sterczącą dumnie niczym Statua Wolności i wiedziałem, że już dużo więcej nie wytrzymam. Wcale mi nie ułatwiało sprawy to, że ponownie zajęła miejsce na moich udach. „Wystarczy, że się pochyli...” przemknęło mi przez myśl, a moje serce załomotało w piersi. „Boże, nie mogę umrzeć zanim nie zakosztuję...


   Moje ciało płonęło. Dokładnie tak, jak wtedy przy basenie. „Jak to możliwe? Przecież teraz to ja dotykam jego...” Umościłam się na jego silnych udach, rozkoszując się grą mięśni pod gorącą skórą. Miałam wrażenie, że miliony iskierek przeskakują między naszymi ciałami. I było to niesamowite uczucie... Musnęłam palcami delikatną skórę bioder, powoli badając każdy jej centymetr. Czułam, jak mięśnie pode mną napinają się pod wpływem mojego dotyku. Słyszałam przyspieszony oddech Louisa i każde jego gwałtowniejsze wciągnięcie i wypuszczenie powietrza. „Nie odważysz się” usłyszałam moje drugie ja. „Pewnie nie” przyznałam, przesuwając palce po podbrzuszu pokrytym delikatnymi włoskami. „Tchórz...” Wiedziałam, że policzki mi płoną żywym ogniem i czułam szalejący płomień w moim wnętrzu... Tam, gdzie jeszcze nie tak dawno odnalazłam prawdziwą rozkosz. Zadrżałam na samo wspomnienie basenowych igraszek. Moje serce biło w szaleńczym rytmie, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Prosto do niego. „Cykor...” Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Sunęłam palcami w dół, kolejny raz zamierzając ominąć TO miejsce. „Cyyykor...” Przygryzłam wargę zastanawiając się, czy mogę... „Możesz!!!” całą moją głowę wypełnił ten krzyk. Gdy otarłam się niechcący nadgarstkiem o tą gorącą męskość, zamarłam. I nie tylko ja. Louis wciągnął gwałtownie powietrze i napiął wszystkie mięśnie.
   - Nie wytrzymam więcej – usiadł gwałtownie, przyciągając mnie do siebie i wpijając się w moje usta. To był najbardziej namiętny, podniecający, wszechogarniający pocałunek, jaki do tej pory było mi dane przeżyć. I poczułam go. Wszędzie. Tam. „O Boziu...” jęknęłam prosto w jego usta. – Każ mi przestać – usłyszałam cichy szept. „Ani się waż!” wszystko we mnie krzyczało. Ogień w moim wnętrzu domagał się więcej i więcej... Czułam te silne dłonie na moim ciele i pragnęłam więcej. Objęłam go ramionami przyciskając się mocniej do jego umięśnionego ciała. Drżałam z rozkoszy, czując twardą męskość na brzuchu. Moje palce sunęły po jego plecach, pragnąc nauczyć się na pamięć każdego najmniejszego detalu. Ucisk w moim podbrzuszu tylko się wzmagał, doprowadzając mnie do szaleństwa. „Ile tak można?
   - Proszę... – jęknęłam, wpijając się ustami w szyję Lou. Czułam jego szaleńczy puls pod moimi wargami. Jego smak był oszałamiający. Smakował solą i... nim... Dotyk silnych dłoni na moich piersiach, drżenie naszych ciał... I znów jego usta porwały moje do wspólnego tańca. Czysta namiętność, którą czułam nawet w palcach u nóg. Położył mnie ostrożnie na plecach, nie przerywając pocałunku. Umościł się miedzy moimi nogami, a jego ciężar był tym, czego akurat potrzebowałam. Oderwał się ode mnie, a z moich ust wydobył się niezadowolony dźwięk. „Czy ja właśnie na niego warknęłam?” Usłyszałam jego cichy śmiech. I po chwili znów poczułam gorący język, tym razem powoli sunął ku mojemu podbrzuszu... „O tak...” sapnęłam zadowolona. Moje ciało drżało jak ostatnio, a może nawet bardziej... Jego palce powoli pozbawiły mnie ostatniego elementu garderoby. To co czułam, jest wręcz niemożliwe do opisania. Leżałam przed nim naga i ani trochę nie byłam zawstydzona... Jedyne o czym mogłam myśleć, to on... Jego dotyk parzył, ale mimo to chciałam, by mnie dotykał. „Jak to w ogóle możliwe?” Gdy ponownie znalazł się między moimi nogami, jego usta sunęły po udach ssąc i przygryzając je lekko, a ja miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu jak mi dobrze. Z moich ust co chwilę wydostawały się jęki, westchnienia... Czułam, że dłużej tego nie wytrzymam... – Lou... – sapnęłam, ciągnąc go za włosy ku górze i wpijając się w jego usta. Czułam smak mojej skóry, a może to coś innego... – Proszę... – jęknęłam, ocierając się o niego. Spiął się cały pod wpływem mojego ruchu.
   - Jesteś pewna? – zawisł nade mną i byłam święcie przekonana, że szukał odpowiedzi w mojej twarzy. „Jak niczego na świecie...
   - Tak – powiedziałam głosem zmienionym z pożądania. – Proszę... Jestem... – poczułam jego usta na moich i już więcej nie dane mi było powiedzieć. Oderwał się ode mnie dopiero wtedy, gdy już obojgu nam brakowało powietrza. Poczułam, że przesuwa się na łóżku zostawiając mnie samą, gorącą i drżącą w oczekiwaniu... I nie podobało mi się to. Brakowało mi jego ciepła. Usłyszałam dźwięk odsuwanej szuflady i po chwili miałam jego umięśnione ciało z powrotem w ramionach. Znów mnie dotykał, całował i robił to wszystko co sprawiało, że spalałam się z niespełnionej rozkoszy. Szelest rozrywanego opakowania powiedział mi więcej, niż chciałam wiedzieć... „No i co się rumienisz, głupia?” Opadł na mnie kolejny raz, kąsając moje opuchnięte wargi.
   - Skarbie, wciąż możesz powiedzieć nie – usłyszałam przy uchu. – Możemy poczekać...
   - Kocham cię, Lou – wyszeptałam i sama nie rozpoznawałam swojego głosu. – Nie chcę już dłużej czekać...
   - Ja też cię kocham – powiedział, muskając ustami moją skroń. – Najbardziej na świecie...
   Poczułam jego dłoń na moim udzie, przesuwającą się powoli tam, gdzie kumulowała się cała rozkosz. Jego palce doprowadzały mnie do szaleństwa. Dotyk oszałamiał i praktycznie pozbawiał świadomości. I znów złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Było mi tak cudownie... Jego druga dłoń błądziła po moim ciele pieszcząc mnie delikatnie. Przyciągnęłam go do siebie, wbijając paznokcie w jego plecy. Chciałam więcej i chciałam to już. I wtedy go poczułam. To cudownie przerażające wypełnienie, poruszające się powoli wgłąb mnie. „Och, tak...” Pchnął mocniej, a fala bólu przelała się przez moje ciało. Jednak tak szybko została zastąpiona przez przyjemność, że ledwo ją zarejestrowałam. Chciałam więcej. Byłam niecierpliwa... „Dlaczego on zamarł?” Serce waliło mi jak oszalałe, a płuca ledwo nadążały z dostarczaniem tlenu. Uniosłam biodra, jednocześnie wyginając głowę do tylu. Rozkosz była nie do zniesienia, ale potrzebowałam czegoś więcej... Chyba zrozumiał moje nieme błagania, bo gdy zaczął się we mnie poruszać, ujrzałam niebo. Najprawdziwsze, granatowe niebo usłane świecącymi gwiazdami. I to uczucie tylko narastało, ciągnąc mnie ku gwiazdom. Drżałam, a przez moje ciało przelewała się fala przyjemności. I tego po prostu się nie da opisać. Wszystko wirowało, a w mojej głowie kolory mieszały się ze sobą, tworząc prawdziwą orgię barw. Nasze przyspieszone oddechy wypełniały pomieszczenie, a spocona skóra sprawiała, że te dziwne wyładowania miedzy naszymi nagimi ciałami, tylko przybrały na sile. Czułam, że Lou zabiera  mnie ze sobą wysoko, ku temu gwieździstemu niebu. Przyspieszył, przytulając się do mnie i pozwalając swoim biodrom wykonać całą pracę. Myślałam, że już więcej nie jestem w stanie znieść... Że nie dam rady... I wtedy wszystko wybuchło. Znajdując ujście w głośnym krzyku, który wyrwał się z moich ust wraz z imieniem ukochanego.
   - Louis!!! – wbijałam mu paznokcie w plecy, trzymając się go z całej siły. Bałam się, że rozpadnę się na kawałki od tego niesamowitego uczucia, rozlewającego się wewnątrz mnie.
   - Kate... – jęknął gardłowo, z trudem łapiąc powietrze. – Boże...


   Leżałem z nogami na poduszkach, zadowolony z siebie jakbym właśnie nie wiem czego dokonał. Obejmowałem Kate ramieniem, a ona tuliła się do mnie, wciąż jeszcze cudownie drżąca i rozpalona, po niedawnej rozkoszy. Patrzyłem w sufit i szczerzyłem się do siebie i swoich myśli. Jak nienormalny. Słońce próbowało się przedrzeć przez zasłony. Zapowiadał się piękny dzień. „Po prostu idealny...” westchnąłem szczęśliwy.
   - Uśmiechasz się... – usłyszałem ten najpiękniejszy głos pod Słońcem.
   - Oczywiście, że się uśmiecham – przesunąłem dłonią po jej nagim biodrze, skrytym pod cienkim prześcieradłem. – Mam wrażenie, że nawet gdyby od tego zależało moje życie, to nie mógłbym przestać. Kocham cię, skarbie...
   - Ja ciebie też kocham – powiedziała cicho, składając pocałunek na mojej brodzie. Jej dłoń leżała na moim sercu, muskając spoconą skórę. – Powinniśmy wstać...
   - Jeszcze czas – ucałowałem jej czoło. – Budzik jeszcze nie dzwo... – i w tym momencie jednak zadzwonił, ucinając mi w pół słowa. – Powinniśmy wstać... – westchnąłem rozczarowany. – Chciałbym tak jeszcze sobie poleżeć z tobą...
   - Skończyłeś pakowanie? – zapytała, wciąż tuląc się do mnie. Cichy jęk wydobył się z moich ust i był on chyba wystarczającą odpowiedzią. – A więc nie... – uśmiechnęła się. – Musimy wstać...
   - Czy wiąże się to ze wspólnym prysznicem? – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
   - Ale to musiałby być szybki prysznic, Lou... – uniosła się na łokciu i ucałowała miejsce na mojej piersi. Następnie sturlała się w prawo i wstała z łóżka ciągnąc za sobą prześcieradło, którym się owinęła. Zauważyłem grymas bólu na jej twarzy.
   - Boli... – powiedziałem cicho, podchodząc do niej. Cudowny rumieniec zakwitł na jej policzkach, gdy wzruszyła ramionami, uśmiechając się do mnie słodko.
   - Nie jest tak źle – odezwała się, gdy ująłem delikatnie jej brodę i złożyłem pocałunek na tych wciąż jeszcze opuchniętych ustach. Przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w ramionach, by jeszcze choć przez chwilę cieszyć się tą bliskością. Tęsknie zerknąłem na łóżko. Widząc czerwoną plamę na prześcieradle jakieś cudowne ciepło rozlało się po moim wnętrzu, a serce wręcz promieniowało miłością do tej dziewczyny. Byłem szczęśliwy...


   Patrzyłem jak następny autokar odjeżdża właśnie z parkingu i nie mogłem uwierzyć, że znów będziemy ostatni. Cieszyłem się, że Paul zajęty był kolejną rozmową telefoniczną, bo nie zniósłbym o tej godzinie jego krzyków. Wciąż czekaliśmy na Katy i Louisa. „No ile jeszcze?
   - Jak to możliwe, że jeszcze ich nie ma? – jęknął Harry, którego najwyraźniej męczył okropny ból głowy. Zresztą tak jak i mnie, ale niekoniecznie wszyscy muszą o tym wiedzieć. – Nawet Zayn już przyjechał...
   - Co, nawet ja? – oburzył się Malik. – Jeżeli dobrze pamiętam, to ty ostatnio o mały włos na koncert się nie spóźniłeś.
   - Oj, raz mi się zdarzyło... – Styles uśmiechnął się pod nosem. – I miałem ważny powód.
   - Tak – prychnąłem. – W postaci drobnej, cycatej blondynki...
   - Raczej nie do-końca-drobnego rudzielca – odpowiedział i wyglądał jakby uciekł gdzieś myślami. Po chwili się otrząsnął i widząc, że wszyscy uważnie mu się przyglądają, oparł się o busa i nasunął okulary na nos, chroniąc się przed słońcem. „Albo przed nami...” dodałem w myślach. – Ile jeszcze? – jęknął. – Liam, zadzwoń do nich...
   - Zapomnij – „Czerwieniący się Payne? Co tu jest grane?” zastanawiałem się, przypatrując mu się uważnie. – Sam zadzwoń, jak taki jesteś mądry... Ale nie radzę – dodał po chwili.
   - Dlaczego? – zaciekawiłem się.
   - Jeśli ci życie miłe, to lepiej nie dzwoń...
   - Co? – Zayn patrzył na niego, jakby mu co najmniej druga głowa wyrosła. – Dlaczego tak mówisz? Dzwoniłeś?
   - Niestety – westchnął, chowając ręce do kieszeni dresów. – Louis walnął mi taką gadkę, że wierz mi, prędko nie wykręcę jego numeru.
   - Czyżbyś mu w czymś przeszkodził? – zaśmiał się Harry, komicznie poruszając brwiami. – Nieładnie, Payne...
   - Spadaj... Ta cała akcja z Eleanor nie dawała mi spokoju – powiedział. – Chciałem się dowiedzieć, czy wszystko w porządku, bo oboje wyglądali na zmartwionych, gdy wychodzili od nas...
   - I dowiedziałeś się? – zapytałem, a on posłał mi takie spojrzenie, że gdybym był nim, to pewnie nakryłbym się uszami.
   - Są... – odezwał się Harry i kiwnął głową w stronę nadjeżdżającego samochodu. – Ale mają wyczucie czasu, Paul właśnie skończył nawijać...
   Mark zaparkował obok autokaru i pośpiesznie wysiadł, zerkając nerwowo w stronę menadżera. Liam rzucił się mu na pomoc i obaj zajęli się bagażami. Przez jakąś sekundę rozważałem by do nich dołączyć, ale na widok dziewczyny, zmieniłem zdanie. Louis wyskoczył z samochodu, odwracając się, by pomóc Katy. A ona wyglądała dziś po prostu zjawiskowo. „Jeżeli w sportowych rzeczach wygląda taaak, to w eleganckiej kreacji będzie zwalać z nóg...
   - Mała... – zagwizdał Harry, a ona zareagowała uroczo jak zawsze. Posłała mu nieśmiały uśmiech, rumieniąc się. – Wyglądasz świetnie.
   Rzeczywiście tak wyglądała. W sam raz na tę słoneczną pogodę. Lou nie zapomniał jej powiedzieć, by postawiła na wygodę. W czarnych luźnych spodniach i żółtej bluzce z kwiatkiem, cudownie promieniała. „No i w końcu jej garderoba nabrała barw” pomyślałem, wspominając te wszystkie czarne bluzki. Ale z drugiej strony, skoro z plecami już lepiej, to nie musi się martwić o czerwone plamy krwi... Aż się zatrząsłem na wspomnienie jej poranionego ciała.
   - Hej, Katy – chwyciłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie, by zamknąć w niedźwiedzim uścisku.
   - Louis, spóźniliście się – Paul nie omieszkał stwierdzić oczywistego. – Cześć, Kate. Wszystko w porządku?
   - Dzień dobry – odezwała się cicho i pozwoliła, by Lou odpowiedział na to pytanie...
   - W jak najlepszym – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Macie wszystko? – dopytywał się menadżer.
   - Tak – powiedział Mark, wychodząc właśnie z autokaru. – Walizki są w środku. Jeszcze tylko przestawię samochód.
   - Ja to zrobię. Ładować się – Paul machnął ręką w kierunku naszego tourbusa i patrzył jak wsiadamy. – John, możecie jechać – usłyszałem jeszcze, zanim zamknęły się drzwi.
   Rozsiedliśmy się wszyscy na dolnym pokładzie i po chwili bus ruszył. Harry zaczął szukać czegoś w swojej torbie i uśmiechnął się triumfalnie, wyjmując małe pudełko.
   - Dla ciebie, Mała – powiedział wciskając jej w dłonie kartonik. – Pomyślałem, że mogą ci się przydać. W końcu długa droga przed nami...
   - Co to? – Lou próbował czytać jej przez ramię. – Na chorobę lokomocyjną?
   - I my mamy uwierzyć, że to twój pomysł? – zaśmiał się Zayn.
   - Możliwe, że Alex...
   - Dziękuję, Harry... – posłała mu śliczny uśmiech.
   - A tu masz na zapas – Liam podał jej dokładnie takie samo opakowanie. – Najwyraźniej miałem identyczny pomysł...
   - Dziękuję... – zauważyłem, że jej palce ostrożnie badają pudełka.
   - To może zaczniemy od zwiedzania... – odezwał się Louis. – Co ty na to, skarbie? – Katy uśmiechnęła się, kiwając głową. Podnieśli się i Lou pociągnął ją ostrożnie w stronę schodów na piętro. – Najpierw góra...
   Po chwili zniknęli mi z oczu. Spojrzałem na przyjaciół i zauważyłem, że wszyscy wpatrywali się w miejsce, gdzie przed chwilą stała dziewczyna.
   - Czy ona nie wyglądała dziś jakoś inaczej? – cicho odezwał się Zayn. Wydawał się dziwnie zamyślony. „Znowu...
   - Wygląda na szczęśliwą – Liam odetchnął z ulgą, wyciągnął komórkę i zaczął pisać wiadomość. „Jak nic do Danielle...” zaśmiałem się, zsuwając buty. – To dobrze, bo już się martwiłem, że Eleanor...
   - Zdajecie sobie sprawę, że ona może was słyszeć? – powiedział Harry, masując skronie. – Chyba też zacznę od góry – podniósł się ciężko. – A dokładniej od wyrka...
   - A co z tą rudą? – wyciągnąłem nogi blokując mu przejście.
   - A co ma być? – zerknął na mnie i wyglądał jakby chciał uciec.
   - Miałeś nam powiedzieć, co dokładnie się stało... – nie dawałem za wygraną.
   - Mówiłem wam, że wychodząc ze sklepu wpadłem na nią i przeze mnie skręciła kostkę. Zabrałem ją do szpitala. Odwiozłem na dworzec. Koniec historii – wzruszył ramionami, ale nie wyglądał przekonująco.
   - Może i byśmy ci uwierzyli, ale na zakupach byłeś z samego rana – przypomniałem mu. – Nawet zakładając, że w szpitalu spędziliście z dwie godziny... W co jakoś nie wierzę – dodałem. – Odwiozłeś ją na dworzec, ledwo zdążając na koncert, co daje nam kilka godzin, o których nam nie opowiedziałeś. I nie zapominajmy o najważniejszym... obudziłem cię, dzwoniąc...
   - Skończyłeś już? – mruknął Harry.
   - Matko, ty się czerwienisz! – zaśmiał się Zayn. – Spałeś z nią, czy co?
   - Co? Nie! – wyglądał na oburzonego. – To znaczy tak. Ale nie... Spaliśmy razem... – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Ale nie tak, zboczeńcu! Wziąłem ją do siebie, dałem suche ciuchy, nakarmiłem, gadaliśmy i oglądaliśmy jakieś filmy w telewizji...
   - A jak to się ma do wspólnego spania? – zapytałem.
   - Jezu, normalnie – przeczesał włosy zniecierpliwiony. – Objedliśmy się i najzwyczajniej zasnęliśmy na kanapie pod telewizorem...
   - To wszystko? – spojrzałem pytająco, a gdy potwierdził, byłem rozczarowany. „Liczyłem na jakieś gorące newsy...” – A myślałem, że coś ciekawego... – prychnąłem.
   - Koniec tego przesłuchania? Mogę iść?
   - A kto cię tu trzyma? – zaśmiałem się, widząc jak przewraca oczami. Odprowadziłem go wzrokiem i zatrzymałem się na plastykowych pojemnikach stojących na blacie w części kuchennej. „Wcześniej ich nie było...” – Co to? – rzuciłem w stronę chłopaków, wskazując palcem.
   - Nie wiem – odezwał się Liam, wzruszając ramionami. Zayn uraczył mnie identycznym gestem. Zerknąłem na Marka, który do tej pory siedział cicho, chowając się za swoim laptopem. Spojrzał na mnie, a następnie przeniósł wzrok w kierunku, który wskazywałem.
   - Domyślam się, że coś do jedzenia – rzucił od niechcenia. – Louis powiedział, by postawić to w kuchni...
   Jeszcze nie skończył mówić, a już próbowałem się dobrać do pierwszego pojemnika. Na widok tych pyszności aż mi się oczy zaświeciły. Zauważyłem białą literkę „N” na wierzchu jednego z deserów i dosłownie ślinka mi pociekła. Głos Lou przeszkodził mi w zbadaniu kolejnego pojemnika.
   - Już wywąchałeś jedzenie?


   „Zdecydowanie nie nadaję się na kelnera” zaśmiałem się w duchu z samego siebie, gdy kolejny raz rozlałem trochę herbaty na podłogę. „Po prostu za dużo wody nalałem...” usprawiedliwiłem się szybko, wchodząc ostrożnie po schodach. Pomogłem sobie łokciem i po chwili drzwi do salonu stanęły otworem. Louis posłał mi zmęczony uśmiech. Wydawał się wykończony, ale z całej jego sylwetki biła taka radość, że trudno byłoby ją opisać. Podałem mu kubek, który przyjął z wdzięcznością i od razu się do niego przyssał. Drugi miał być dla Kate, ale widząc, że powód jego dobrego humoru śpi sobie smacznie z głową na nogach chłopaka, sam postanowiłem go opróżnić. Usiadłem obok. Lou wrócił do gapienia się w telewizor... Zerknąłem na dziewczynę. Wyglądała na spokojną i zrelaksowaną. Jedną dłoń miała wsuniętą pod udo Louisa, a drugą ułożyła na nim, grzejąc palce miedzy jego nogami. Uśmiechnąłem się na ten widok. Zauważyłem jej bose stopy i od razu odnalazłem czarne buty równo ułożone na podłodze.
   - Powinniśmy jej kupić jakieś papcie – powiedziałem cicho.
   - Też o tym pomyślałem – przyjaciel posłał mi wesoły uśmiech. – Może jak dojedziemy do Glasgow, to uda mi się znaleźć coś odpowiedniego...
   - Odpowiedniego? – powtórzyłem licząc, że rozwinie temat.
   - Muszą trzymać się na nogach... – wyjaśnił. – Nie mogą być takie jak nasze... – poruszał stopą, a papeć od razu z niej spadł.
   - Dziś już raczej nie damy rady – powiedziałem. – Zanim dojedziemy na miejsce, będzie już późno... Możemy zadzwonić do Lou – myślałem głośno. – Oni wyjechali jakieś dwie godziny przed nami, więc zdążyłaby przed zamknięciem sklepów.
   - Może... – uśmiechnął się, pocierając oczy. – Co chłopaki robią?
   - Harry wciąż śpi – zaśmiałem się, gdy przewrócił oczami. – To musi być kac gigant. Mark gra z Zaynem na dole, a Niall zasnął po zjedzeniu ostatniego kawałka ciasta. Chyba też go głowa boli...
   - Dobrze, że nie żołądek – parsknął Louis.
   - A co z tobą? – w końcu odważyłem się spytać. – Wyglądasz jakbyś nic nie spał tej nocy... – spojrzał na mnie, ale szybko przeniósł wzrok na telewizor. „Czy to rumieniec?
   - Rzeczywiście nie spaliśmy za wiele... – powiedział po chwili i zrobił to tak cicho, że ledwie go zrozumiałem. Przeniósł wzrok na śpiącą dziewczynę i odgarnął jej delikatnie kosmyki z twarzy. Biło od niego tyle uczuć, że ciężko byłoby je wszystkie wymienić. Miłość, troska, szczęście, zmartwienie... W jego oczach czaił się też ból...
   - Co się dzieje... – wyszeptałem, starając się nie obudzić dziewczyny.
   - Kolejne koszmary... – westchnął, wciąż głaskając ją po włosach.
   - A mówiłeś, że już jest lepiej...
   - Było lepiej – powiedział smutno. – Do wczoraj...
   - Opowiedziała ci co jej się śniło? – zapytałem na wydechu i zamarłem w oczekiwaniu na odpowiedź. Widząc cierpienie w jego oczach, już wiedziałem. – O Boże... – zerknąłem na Kate. Wciąż spokojnie spała, uśmiechając się delikatnie. – Wiesz już, jak powstały te rany? – wyszeptałem, nie odrywając oczu od jego udręczonej twarzy.
   - Nie... – westchnął. – I to mnie przeraża... Ten facet to jakiś szaleniec. Bił ją, zastraszał ją, groził i znęcał się w każdy możliwy sposób... – łza spłynęła mu po policzku. Siedziałem patrząc na niego i bałem się nawet oddychać. – A to dopiero część tej historii. I mam wrażenie, że teraz pozostała już tylko ta gorsza część... – wziął głęboki oddech próbując się uspokoić. – Ja nie wiem jakim cudem ona ma jeszcze siłę się uśmiechać...
   - Jest niesamowita... – powiedziałem.
   - To prawda... – pogłaskał ją po policzku. – Jest cudowna...
   - I zakochana w tobie bez pamięci – uśmiechnąłem się, wstając i odbierając pusty kubek z jego rąk. – Postaraj się wziąć z niej przykład i zdrzemnij się trochę.
   - Tak, tato...